Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2016, 15:28   #64
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Volund nie mylił się w przewidywaniach.
Skald drogę mu jednak zastąpił.
- Twe słowo, żeś nie Ty naznaczył ją złym i w to wierzę - wycedził. - Tak tedy twe słowo, że od dawna w niej to siedziało, też na wiarę przyjąć muszę bo w tym się nie rozeznaję, a Ty wołasz się w sprawach tych uczonym. Twe słowo, że chronić ją chciałeś, miast zabić tam w lesie, Elin widząca to samo rzecze… jakże mi zatem i w to nie wierzyć. - Nut szyderstwa w jego głosie tu już nie było jak przy poprzednim nawiązaniu do wieszczb, lecz kto z twarzy jego umiałby co wyczytać, wiedziałby, że te słowa nieszczere z ust wyszły i Frey tu pewności w słowa Volunda i Elin nie pokłada.
- W Ribe jej przerażenie i krzyki stąd się wzięły, że wspomniała klasztor w Kraju Franków gdzie czynili jej takie rzeczy, że nocy by nie starczyło aby opowiedzieć, a i co mniej odpornych z halli przegnać, by obrazy te w snach do nich nie wróciły. Za to jeno, że córką jakiegoś ich księcia będącą Ukrzyżowanemu się nie kłaniała. A w słowach Agvindura groźba była, że i tu w Danii się rozplenią jak chwasty. Dziwiłbym się raczej, gdyby z krzykiem nie uciekła. Ona, nie zły. Bo on złością nie strachem na krześcijan reaguje coś nad Engelsholm zauważył. Tedy nie w Ribe przebudzone zostało co w niej siedzi.
Skald spojrzał Pogrobcowi w oczy.
- Jako rzekłem, dwa lata jest ona przy mnie i ni razu nawet znać nie było, że coś w niej drzemie. Jeżeli jako rzeczesz jakiś zły duch w niej zapadł, to Tyś go wybudził nad Engelsholm. Prawdy nie zakryjesz szlachetną mową o braterstwie miecza zawartym na wilczej polanie. Braterstwie, za które więcej Cię kocham i poważam niźli przez braterstwo krwi nad Engelsholm zawarte. Rzeknij mi teraz czy konsekwencje tego na się weźmiesz i naprawić to zechcesz, czy zło wyrządzone za sobą ostawisz na innych głowy to spędzając?

Odsunął się wolną drogę ku wyjściu z halli Pogrobcowi czyniąc, spokojniej już mówił, lecz mięśnie na szyi mu mocno grały.
- A przysięgi chcę nie ku wierności czy powinności. Przysięgi chcę po temu, że jeżeli na barki swe to weźmiesz, to nie sięgniesz po uczynienie krzywdy tej, w której zły duch sie zalągł. Bo to najprostsze. - Zerknął ku France. - Gdy mus z gorącego parzącego glinianego dzbana co wylać, prościej roztrzaskac go, miast opróżnić go może parząc sobie przy tym dłonie. Sam rzeknij, złe co sie w niej zalęgło przejmie się jej smiercią? Czy za nic to mieć będzie? Paru krześcijan gdy się dowie o jej śmierci radością celebre rozpocznie. Ja stracę wierną służkę, przyjaciółkę. Ty niewinną krew na rękach mieć będziesz.
Z powrotem spojrzał na berserkera.
- Jeżeli zdecydujesz się naprawić to coś uczynił gdyś nad Engelsholm uśpione obudził, pomogę jak tylko mogę. Ale tego słowa od Ciebie wymagam, zanim pozwolę Ci się choćby do niej zbliżyć.
Gudrunn blisko dwójki się trzymała do Freya się odwróciła:
- Nim jakiekolwiek przysięgi tu padną w odpowiedzi na oskarżenia… Frey, słowo? - Spojrzała na skalda z obliczem co niczego nie wyrażało.

Skald uprzednio już z drogi Pogrobcowi się usunął, więc skinął tylko głową Flageaug i odstąpił wskazując tym, że nie upiera się przy chybkiej natychmiastowej odpowiedzi berserkera. Poczynił kilka kroków z gospodynią halli ku jednej ze ścian Langhusu.
Gudrunn blisko się przysunęła i cichym głosem rzekła:
- Złotousty, zapomniałeś o jedno spytać. Volund pytał, czy zabiliśmy to. Co to jest TO? W naszej wyprawie trzeba to wziąć pod rozwagę. Bardziej się na spotkanie tego trzeba przygotować. Dziewką zająć się można później. Dwie kobiety do niej wyznaczę i chatę jedną zwolnię. Ale… - zawahała się i głową pokręciła - ... ale i Tyś inny, niespokojny. - Jasne spojrzenie omiotło twarz skalda. - Ruszmy wpierw, potem służącą się zajmiesz. Dobrze?
- Nigdym jeszcze takiego gniewu nie czuł jak dziś -
Skald drżał lekko na całym ciele, odchodząc od stanu w jakim był niewiele wcześniej. Gdy szalony ryk z siebie wydał, a ku Volundowi skoczył chcąc z miejsca mordować. - Jakoby nie bestia wyrwać się na wierzch chciała, ale ja sam nią był. - Spojrzał na nią z lekką bezradnością i iskierkami strachu w oczach.
- Wiem, że nie czas teraz na Chlotchild, wiem że ruszać nam trzeba by nocy nie mitrężyć. Wiem też, że z czymkolwiek Pogrobiec walczył na uwadze nam mieć trzeba. Jeżeli dumą uniesiony nie odejdzie jak zamierzał, wypytać i o to się go będzie trzeba.

Gudrunn za przedramię Freya chwyciła.
- Bestią nie jesteś, może mocniejsza się odzywać po krwi Jotunów od Twego stwórcy. Musisz o tem pamiętać. Jeśli zobaczę, że rady nie dajesz, mam wkroczyć i pomóc? - spytała wprost.
Skald skrzywił się jedynie w jakimś grymasie, nie odpowiedział od razu.

Elin tymczasem do Chlo leżącej podeszła.
- Jak z nią? - spytała cicho kobiet. Maska wieszczki zniknęła pozostawiając zatroskaną dziewczynę. Siwiejąca kobieta o ciepłych brązowych oczach na nią spojrzała.
- Śpi. W końcu w sen zapadła. Rany… - wzruszyła lekko ramionami bezradnie. - … czasu trzeba, ale jeśli przeżyje - powtórzyła - czasu trzeba i spokoju. Rąk… może nie móc używać. - wskazała na opatrzone, obłożone ziołami pozostałości dłoni Franki. - Wasze krzyki nie pomagają. Przenieść ją nam trzeba.
Volva zagryzła wargi i kiwnęła lekko głową.
- Dziękuję. Porozmawiam z nim… - Westchnęła cicho i skinąwszy głową kobietom za Freyem się rozejrzała. Zauważyła go pod ścianą jak z gospodynią halli rozmawiał, która zdawać się mogło uspokajający wpływ na niego miała tego wieczoru.

- Tak - Skald odpowiedział wreszcie Gudrunn. Niechętnie po dłuższej chwili milczenia. - Nie wiem, czy dziesiątą część tego com dziś powiedziałbym Elin i Volundowi, gdyby… nie wiem co ze mną. Ostrzegałaś by daru Eyjolfa na raz nie pić. - Znów zadygotał gniewem na wężową myśl jaka znów się wkradła, że stwórca mógł to zrobić specjalnie. Na powrót wściekłość zabłysła mu płomieniem w oczach pozostawiając z tyłu Freyvinda uspokojonego przez chwilę spokojnymi słowy Pogrobca i niejaką troską Gudrunn.
- Jezeli Volund nie pójdzie z nami, nie przysięgnie, że nic jej nie uczyni, a po powrocie… - Spojrzał znacząco na Franke. - Ubiję go, wiesz o tym.
Gudrunn dłoń na ustach mu położyła.
- Zanim w szale co Cię kontroluje rzucisz obietnicę, pamiętaj o tym co najważniejsze. Dokończyć siedzibę wilków jako Freyi przysiągliśmy i zająć się Chlotchild. - Przesunęła dłoń chropawą lekko na czoło skalda.
- Myśli masz mroczne bo gniew aż wylewa się z Ciebie jak ognista lawa z kuźni Surtra. Jeśli teraz słowu Volunda nie wierzysz, niech nas poprowadzi i pokaże z czym przyszło mu walczyć. Od czego brankę Twą uratował. Wtedy będziesz mieć dowód co może i Bestię Twą przekona. - Lodowooka patrzyła skrzącym spojrzeniem na wampira. - Teraz jeno obaj do oczu skaczecie, słowa na wagę rzucając. Dziewce to nie pomaga. A wiem, że to masz na sercu najmocniej.

Volva podeszła do nich.
- Chlo śpi, spokoju teraz potrzebuje, dobrze byłoby ją gdzieś przenieść - powiedziała spokojnie.
Jedynie powolnym skinięciem skald skinął głową na słowa volvy. Przyglądał jej się przez chwilę, wzrok jego wnet znów ku Volundowi uciekł. Aftergangerka ruszyła zatem również ku wyjściu z chaty nie zamierzając najwyraźniej dłużej ze skaldem rozmawiać. Pogrobiec zaś spokojnie stał przy wyjściu, wzrokiem przez całą chatę Freyvinda z Gudrunn mówiącego mierząc i cierpliwie czekając. Skald napotkał spojrzenie całkiem puste.
Nie wyglądało to, na pierwszy rzut oka, dobrze.

Zbliżył się wolnym krokiem stając naprzeciw Pogrobca i też jedynie patrzył. Tak przeciwnym jednak do pustego wzroku Volunda jego był. Pełen dzikich emocji. Elin znalazła się pomiędzy nimi, gdyż wyjść jeszcze nie zdążyła. Zmrużyła lekko oko patrząc na brata jarla.
- Czy słyszałem dobrze… że jakoby… prawdy nie zakryję szlachetną mową? - zapytał z wolna Pogrobiec - Czy kłamcą mnie zwiesz, bracie? - Pytanie było spokojne, o dziwo choć słowa były wyzywające, ton nie był.
W pierwszej chwili skald wyglądał jakby nie wiedział o co chodzi i oczy zmrużył próbując wyczytać coś z twarzy Volunda.
Na próżno jednak.
- Kłamcą? Kiedy? - Zmarszczył brwi.
- “Tyś go wybudził nad Engelsholm. Prawdy nie zakryjesz… szlachetną mową.” - Volund powtórzył słowa, które musiał przez minut kilka ostatnich trawić, dając znak i jak wiele honor dlań znaczył, i jaką wagę do słów nawet, nie intencji tylko, przykładał.
- Tak rzekłem. Nie kłam Ci zadaję tymi słowy. Jeno to, że uczynek swój być może widzisz i rozumiesz, a o czem innym mówisz. Nijak nasza walka ramię w ramię na wilczej polanie ma się do przebudzenia złego nad Engelsholm.
- Czy kłótnię Waszą odłożyć możecie do czasu, gdy ważniejszymi sprawami się zajmiemy? -
Odezwała się nagle volva patrząc na obu srogo.
Berserker na volvę tylko spojrzał, jeżeli wciąż z przestrachem, lepiej to ukrywał. Skinął tylko głową, zmieniając temat.
- Później odrzeknę. Lecz ostatni raz do cię przemawiam, demona nie można zbudzić. Jest w niej, cały czas. Latami może myśli jej zatruwać a się nie okazać. Nie moja w tym zasługa, a przypadek, żem go odkrył. I dobrze się uczyniło, albo byłaby i tak uwiędła. Jej przejścia zaś… - Zawahał się przez chwilę. - Domyślam się ich. Im więcej o niej powiesz, tym łatwiej będzie coś dociec, wiedzieć albowiem musisz, że krześcijany kaźniami i modlitwami zwykli demony przepędzać.
- Nie chcę kłótni, Elin. -
Głos skalda stracił na mocy. Psychicznie swym stanem zdawał się być wypruty, gniew znów w nim przygasł, jedynie lekko paranoiczny błysk w spojrzeniu zapowiadał, że jedynie chwilowo.
- I ja do Cię ostatni raz przemawiam, żeś obudził. Nie uczony w tym jestem, tak być może jako i mówisz, że nie da się zbudzić demona zapadłego w ciele. Prawda taka, że nigdy nic nie uczyniła, znaku złe w niej nie dało. Po Twych słowach od wczoraj szaleje, a Tyś jeden widział nie my, do czego zdolna. Tak tedy widzę “obudzenie”. - Spojrzał uważniej na nieruchomą piękną twarz berserkera, zaintrygowany jego słowami. - W każdym z nas drzemie coś może nawet gorszego. A nie więdniemy. Mówisz, że ona by uwiędła gdyby demon skryty w niej siedział nie przejmując nad nią władzy jak nad nami krwawy mrok głodu krwi?
- Tako rzekę. Lecz nie myśl, że Bestia jest temu podobna. -
Twarz Volunda na nieprzytomną Chlo się zwróciła. - Bestia w nas jest… instynktem. Szałem. Ona ofiarą innej, złowrogiej duszy. Dlatego trza ją ocalić.
Gudrunn ku berserkerowi postąpiła, gdy ludzie jej zajmowali się ranną branką, wynosząc ją. Nad wszystkimi czuwał milczący Bjarki.
- Mówiłeś o czymś, z czym walczyłeś w jej obronie. Opowiedz więcej co się stało i jak się nam przygotować. Skoro w las idziemy by niedobitków znaleźć, musimy wiedzieć co nam na drodze stanąć może. - Spojrzała nieco głowy zadzierając wprost w piękne oblicze Volunda.
- Lupin. Przez samą śmierć jego forma wykręcona… śmiercią jego krew smakuje… - Pogrobiec, jak nie raz, oczy swe wpił w jakiś punkt niewiadomy… wzrok mu lunatycznie mgłą zaszedł. Jak niejeden raz wcześniej.
- Demon, gdy w miejsce Chlo wstąpił, odnalazł go w sercu Caernu. Chciał oswobodzić kreaturę… i oswobodził. Branka bez przytomności padła, a wilk… - Berserkerowi powieka mrugnęła, jak na wspomnienie niechciane i gwałtowne. - Zadziałałem i myślałem, że podołam.
- To coś… jest spaczone, jakby lupin stracił panowanie nad zmianą swego kształtu i zmienił się w coś tak… obrzydliwego -
dodała Elin z trudem dobierając słowa. - I… to cierpiało… Chlo nie tylko swój ból czuła ale i jego również.
- Tak, takie sprawiał wrażenie - rzucił obojętnie Volund, gdy wzrok jego do obecnych powracał i na volvie się ogniskował.
- Nie jeno ta istota może nam duży problem sprawić… Ocalał także ich przywódca, co czary umie odprawić - rzekła.

Świadomość, że oboje go oszukali, lub słowami tak pokierowali, aby je wypaczyć, ponownie rozbudziła ogień gniewu. Ale też żal i… winę. Cokolwiek to było, mogło powstać przez splugawienie świętego miejsca wilków, czego dokonał on. A uwolnić to chciała istota, którą miał jako podopieczną. “O ile to prawdą było” szeptało coś w umyśle skalda. Tak jak ‘prawdą’ było, że Volund na wilczej polanie Chlotchild bronił. Teraz chciał kłam wprost zadać, lecz huśtawka nastroju znów wrzuciła go w odmęty wymęczenia ciągłą walką z szałem.
Potoczył jedynie wzrokiem pełnym bólu i urazy po obojgu.
- Cokolwiek uczyniliśmy, może da się odwrócić. Agvindur prawdę rzekł, że nie czas na bratobójczą walkę, gdy wróg tuż. Wróg prawdziwy - powiedział w końcu. - Takoż i z wilkami wojna nam jedynie klęskę może przynieść, gdy jednocześnie przeciw zarazie Zachłannego stawać będziemy, pakującej się na nasze ziemie. Przerwać to trzeba, lecz nie mamy nawet podstaw do ugody. W lesie, ludzie bliscy pomiotom Valiego się skryli. Trzeba nam ich żywymi, aby mieć coś co może wilki przekonać. A może i coś więcej. - Spojrzał na Gudrunn. - Jak opiekunka tych ziem do tej pory w chwiejnym pokoju z nimi żyjąca, wrócić im na polanę zezwoli, jeżeli obiecają nas w pokoju ostawić. Dlategom Freyę wezwał. Wojna, ale miłość i życie, a co się spod kontroli… - zerknął raz jeszcze ku Flageaug. Chrząknął jedynie. - Wierzę, że najwspanialsza z Vanirów pokazała tym iż mamy jej błogosławieństwo. Chlotchild… to musi poczekać. Z Gudrunn idę odnaleźć tych ludzi. Z nami ruszycie?
Pani na Jelling przy tych słowach blisko skalda stanęła po jego prawicy.
- Chcę sposób na oczyszczenie świętego miejsca znaleźć… Być może zdołam… - Elin głos sobie przypomniała wypowiadający jej nieme pytanie. - Jeśli Ci moja obecność przeszkadzać nie będzie, ruszę z Wami - odparła poważnie wieszczka patrząc na skalda, przewiercając się przez jego umysł i emocje. Bogowie przychylni jej tym razem byli, chyba również rozgniewani nieufnym stosunkiem Freyvinda do słów ich służki.
Volvę skłębiony chaos emocji skalda otoczył. Widziała i gniew, i żal ale również gorycz, strach, poczucie straty i niepewność.
Gniew straszliwy, nieukierunkowany i powstający bez przyczyny. Żal i gorycz, że go oszukali. Strach przed utratą czegoś ważnego. Paranoiczne poczucie zagrożenia z każdej niemal strony. Pasja snująca się wokół myśli o Gudrunn. Troska wobec Franki i obawa, że i ją utraci. A niemal na samym dnie brak pewności siebie na wspomnienie o Agvindurze.
Przymknęła oko na moment, by pozwolić burzy tych wszystkich emocji przetoczyć się przez nią i zgasnąć.
Pogrobiec milczał przez chwilę, patrząc na skalda z mieszaniną… uznania i zawodu? Ale nie zawodu Freyvindem, o coś innego musiało iść.
- Więc… odnaleźć ich żony i dzieci idziem? - zapytał retorycznie, o chatkach myśląc, a wzrok jego znów się zamglił. - Oczywiście, że wyruszę - odparł, jak gdyby słowa te całkowicie z pytaniem wcześniejszym niepowiązane były. Jak gdyby o czymś innym berserker już myślał.
Choć nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że to na pomysł odnalezienia niewinnych wystąpił jego… swoisty zapał.
- Czasu dość straciliśmy, wyruszymy lada moment. Spotkajmy się przy stosach. - Freyvind ominął volvę by wyjść z halli. Wstrzymał się jeszcze i potoczył po nich wzrokiem wciąż pełnym gniewu, ale i winy.
- Przepraszam… - rzucił sam chyba tylko wiedząc ile go to kosztowało.
I wyszedł by zabijać.

Wychodząc, Pogrobca jeszcze, co nawet wzrokiem za nim nie powiódł, i się ku niemu nie obrócił, usłyszał:
- Przysięgam, że co w mej mocy uczynię, by Chlotchild dopomóc. - I zamilkł.
Volva i Gudrunn widziały tylko, jak oczy lunatycznie nieruchome przymknął, lecz uczuć w tej chwili nie sposób było bez Wzroku odczytać.

Elin bez słowa na zewnątrz również wyszła.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline