Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2016, 15:35   #66
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind

Trzy wozy jakimi przybyli z Ribe stały z boku placu, a zwierzęta ciągnące je przez całą drogę na zmianę, zagoniono do jednej z zagród. Poczciwe bydlęta zanotowały już niemałe straty w swych swoistym ‘hirdzie’. Jednego wypił Sven nad Engelsholm, dwa osuszył z krwi Freyvind przy głazach, z kolejnego wytoczono płyn życia dla pogrążonego w letargu Volunda. Pozostałe osiem wychudzonych trochę po zimie z filozoficznym spokojem żarło jakieś resztki siana, które ludność Jelling miała jeszcze na przednówku. Podopieczni Gudrunn na tym na razie nie wychodzili, bo dalej za chałupą mimo późnej pory sprawiano właśnie zwierze zarżnięte dla Volunda, a i wypite poprzedniej nocy skończyły w spiżarniach. Agvindur pobieżył z powrotem do Ribe, jeżeli myślał, że bydlęca drużyna wróci w jako takim komplecie czekał go srogi zawód.
- Przygotujcie się na kolejne sprawianie. Mi krew, wam mięso - rzekł skald zbliżający się do dwóch starszych mieszkańców kończących właśnie ćwiartowanie zwierzęcia. Obok rozciągnięta wisiała świeżo ściągnięta skóra. Psy warczały na siebie wyrywając sobie wnętrzności. - Trzy woły mi podciągnijcie. Chyba, że Wy wolicie swój płyn życia ofiarować, nalegać na to nie będę.
Jeden coś mruknął niechętnie. Drugi zaś pacnął go mocno w ramię i gest głową wykonał.
Niechętny ruszył się, głową kręcąc. Ten co pozostał, ogorzałe lico ku skaldowi zwrócił.
- Pij, nieumarły. - Ramię wyciągnął przed siebie, ze spokojem, bez strachu. - Jeno licz się, bym z sił całkiem nie opadł.
Głód był silny, a krew ludzka o wiele smaczniejsza od zwierzęcej. Wielu afterganger gardziło taką, wzdragało się na samą myśl, że mogli by pić z bydlęcia, psa… szczura… Freyvind miał za sobą miesiące pożywiania się na krwi czworonogów, za alternatywę mając osłabianie wojów lub… Wzdrygnął się ze wściekłością na samą myśl, a starzec odsunął się odruchowo.
Gniew opadł w chwile później.
Sztorm emocji trwał.
Skald oblizał kły, w oczach mu coś błysnęło. Zmierzył wychudzoną sylwetkę wzrokiem. Mięśnie grały mu pod skórą, szyja sama pochylała się do krwawego pocałunku.
- Z własnej woli - powiedział jakby do siebie, a jednak patrząc na mężczyznę. - Czemuż wolisz własną dać miast zwierzęcą wystawić?
- Poprzedniemum karlowi tum służył. -
Wzruszył ramionami. - Znam was. I wasze potrzeby.
Spojrzał na Freyvinda.
- Zostać byś nie chciał?
- Zostać? Tu w Jelling, Gudrunn zła Wam się widzi?
- Nie. Jeno jej częściej nie ma niźli jest. Wolny duch. Na miejscu nie usiedzi. Dba by nic nam nie wadziło. Ale tu… -
ręką machnął - … czego innego trzeba. Nadziei, wiary. Słyszałem Cię, jakoś mówił. I nie tylko ja.
- Trzeba Wam. Wiary, nadziei, siły. Ale nie w nas Wam jej szukać. W sobie. Nie będę pił z Ciebie, Wam siły trzeba, a martwych zwierząt pan Ribe wyglądać z powrotem nie będzie. -
Skald pominął kwestię swego pozostania tu.
- Jak wolisz. - Ponownie wzruszył ramionami. - Tutaj zawsze ktoś był z was. Trudno przestać szukać opiekunów. Jeszcze trudniej szukać nadziei, gdzie jej nie ma, gdzie ona umiera.
Na to Freyvind już nic nie odpowiedział.

Drugi z mieszkańców podprowadził zwierzęta, a afterganger zbliżył się do jednego z nich. Gładził przez chwilę sierść zwierzęcia odgarniając włosy i szukając tętnicy, w końcu pochylił się i wpił się kłami w skórę.
Zaczął pić, lecz od razu poczuł odruch wymiotny.

Nierówna krew ludzka krwi ludzkiej, a zwierzęca sama w sobie mniej pożywna i w smaku o wiele pośledniejsza. Teraz jednak po piciu krwi jotunów i wilkołaków, zwierzęcą skald odkrywał jakby pił pomyje, albo szczyny. Przełknął z wysiłkiem, a zwierzę zaryczało cicho czując rozlewającą się przyjemność po wielkim ciele. Afterganger oderwał się z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Pił z bydlęcia przed wyprawą w głąb lasu i nie czuł wtedy aż takich skurczów w gardle. Teraz prawie nie mógł się zmusić.
Nawet krew Gudrunn, aftergangerki z której nie pił, ale jedynie posmakował w czasie miłosnego aktu, wydawała się poślednia. Kiedyś nęciłaby samym aromatem, zapachem… dziś była dla niego jak wcześniej zwykła krew śmiertelników.
Zdał sobie z tego sprawę teraz dopiero, gdy powtórnie się pochylił i wpił w ciało wołu. Ssał i przełykał z odrazą odrywając się co jakiś czas i walcząc z torsjami, przestać jednak nie mógł. Wiele, bardzo wiele swego płynu życia oddał Chlotchild, wiele na leczenie ran zadanych przez wilkołaki w sobie zużył, a szli znów w miejsce, gdzie moc krwi życie mogła oznaczać.
Gdy zwierze padło osuszone do końca, zdechłe w czasie odczuwania rozkoszy, skald zatoczył się aż i z obrzydzeniem na twarzy podszedł do drugiego ze zwierząt. Człowiek widząc co tu zaszło pewnie wyrywałby się, chciał uciec choćby z góry przegraną walkę podejmując… Zwierze nie. Nie rozumiało. Freyvind przymknął oczy i zaczął pić z drugiego woła. Przełykał to świństwo, które czuł w przełyku jak garście żwiru. Przełykał na raty.
Aż targany spazmami powstał znad drugiego padłego tu ciała.
Spojrzał na trzecie zwierze i prawie zwymiotował na sam widok.
Nie mógł.
Smak tej juhy wciąż wypalał mu przełyk, musiał to czymś zabić, a sama myśl, że mógłby przełykać to dalej…



Obaj mężczyźni obserwowali go z dość nieprzeniknionymi twarzami. Ten trochę młodszy zaczął sprawiać pierwsze zwierzę gdy skald pił jeszcze z drugiego, starszy na razie obserwował tylko.
- Przyjmę jednak… - Frey zwrócił się do niego dławiąc się lekko.
Mężczyzna się zbliżył ponownie odsłaniając przedramię, a skald szybko wpił w nie swe kły. Krew ludzka również smakowała jak popłuczyny. Jak nadpsute piwo dla śmiertelnika. Przynajmniej w porownaniu do smaku jaki miał w ustach nad Engelsholm, smaku jakiego zaznał na Wilczej Polanie. Ale w porównaniu z tym co czuł przed chwilą można było to uznać za rarytas i ulgę. Pił jakiś czas ale nie na tyle by złożyć starca niemocą.
Oderwał się w końcu.
- Dziękuję
- Przemyśl, co rzekłem - odparł dawny sługa karla Jelling, siadając ciężko na ziemi, by chwilę wypoczynku doznać.

Wracając ku centralnej części osady gdzie stosy dogasały Freyvind ujrzał Gudrunn rozmawiająca z jakimś mężem o poważnej zaciętej twarzy. Kończyła chyba właśnie coś uzgadniać lub polecenia wydawać. Ubrana na powrót była w nowe portki i kubrak. Kiwnęła głową skaldowi rzucając w niego płaszczem i coś rzec chciała gdy ten zaatakowan został, przez dwójkę co strachu nie znała ni cierpliwości grama.
- My rusym!!! S wami!!! - przekrzykiwaniom końca nie było. Jeden nawet postawę bojową przyjął by groźniejszym wyglądać. Za nimi trzech młodzików wychynęło z postanowieniem twardym na twarzy.
- Chcecie? W las? - Freyvind wyglądał jakby na poważnie rozpatrywał tę opcję.
- Taaaaaaak!!! - maluchy przekrzykiwały się nawzajem, robiąc groźne miny - Ja umiem jus tarcą i miecem walcyć! - krzyczał niższy gromko. Ciemnowłosy kompanik odepchnał go lekko by bliżej Lennartssona stanąć i dzidkę unieść pokazując “dorosły” uchwyt. - A dzide zucam dalej nis wsyscy z druzynników!
- Duch bojowy, odwaga, a mówiłaś, że starać by się trzeba, aby kto z nami poszedł. -
Skald przyglądał się srogim wojom Jelling, choć słowa swe kierował do aftergangerki. Komizm całej sytuacji gniew odsunął gdzieś w głąb.
- Knut, Ragnar, wy tu co? - Brwi niby groźnie zmarszczyła ale uśmiech rozbawiony chowała. - Freyvindowi, Jarlowi Bezdroży, skaldowi wielkiemu się naprzykrzacie? Uważajcie, bo was w sadze obmaluje nieprzystojnie!
- My s wami, my s wami! Na chwałę Odyna! Na chwałę Jelling! - Oba smyki uniosły broń w górę. Jeden ze starszych podchodząc bliżej się skłonił i miecz wyciągnął. Tako i dwójka pozostałych. - My pociongniem. Ku chwale naszego ojca. - Pozostali, starsi, cisi do tej pory byli, ale jeden odezwał się w końcu przerywając maluchom:



- Jam Jens, to Jorik a to Jørn.
- A na cóż chcecie ciągnąć? Bo wojowie do walki idą albo by grabić, jak na wiking, albo by bronić innych. Wy z nami czego w lesie szukać tedy chcecie?
- Bronić Jelling chcemy i kobiet naszych.
- Siostsycki młotsej! -
wcisnął swoje mały Ragnar. - Pset bestjami!
- A ja mamy mojej! Zeby nie płakała tyle!

Dwójka malców zawisła niemalże na kubraku Freyvinda. Gudrunn jeno ramiona na piersi założyła, gdyby mogła szczerzyłaby sie od ucha do ucha. Starsi chłopcy spozierali to na skalda to na panią osady.
- Dobrze. To broń gotujcie i za chwil kilka przy stosach się zobaczymy. Idziecie z nami.
Ryk jaki wydobył się z gardziołek maluchów wdzierał się w uszy wszystkich co nie spali. Ci co po chatach pewnie przyzwyczajeni do nicponi byli.
Knut i Ragnar ruszyli biegiem w kierunku chat:
- Ja biore hełm!
- Nie, ja! Tobie nie ceba, mas tarce!

Trójka wyrostków co wąsów cień ledwo miała nad wargą pochowała miecze i odwróciła się by ku stosom się udać. Mieszanka emocji na twarzach ich się malowała. Za to na twarzy Gudrunn zdecydowanie dominowała jedna: pioruny w oczach i złość. Ku skaldowi nawet krok postąpiła ale się hamowała by nie przy młodych awantury wszczynać.
- Frey… słowo… - wysyczała spojrzeniem wpijając się w skalda.
- Stójcie! - rzucił ten głosem nawykłym do wydawania poleceń i ciężkim do nieposłuchania.
- Co kazes wodzu? - spytał Ragnar dumnie wyprostowany i spuchnięty niemal z dumy na myśl o swojej pierwszej wyprawie.
- Tacy z was wojownicy co Jelling bronić chcecie? - skald powiedział surowym głosem patrząc po zaciętych i rozradowanych twarzach. - A jak wszyscy pójdziemy w las, to Waszych matek sióstr i cór… - urwał. - Kto będzie ich bronił tutaj?
- Ci co zostaną. - Maluchy pokiwały zawzięcie łebkami. Trójka młodzików zaś spojrzała po sobie i Jens ponownie za wszystkich przemówił:
- Została nas jeszcze połowa z drużynników i starsi wojowie. Myśmy najstarsi, gotowi. - Spoglądał z napięciem na wampira. - Pomóc chcemy.
- A jak to za mało będzie? Starzy wojowie zmęczeni po całym dniu prac, a jak wszyscy najlepsi -
potoczył ręką po gromadce - z nami pójdą, ochrony osady może być zbyt mało.
- Najazd nam nie groził do tej pory. A jeśli niedobitki łapać po lesie trzeba, to my znamy okoliczne lasy jak nikt inny. - Jens trącony łokciem przez Jorika zmieszał się nieco, rzucił kose spojrzenie Gudrunn i poprawił szybko: - No prawie nikt. - I znowu mimo zawstydzenia ciągnął: - Nasz ojciec nas uczył. Gudrunn poświadczyć może, że wojownik z niego przedni w osadzie był. - Jens targował się, młoda krew w której nuty musiał skald mocno trącić się odzywała. - Im dalej od osady ich trzymać tym lepiej. Wtedy Ci na miejscu mogą obrony się podjąć, gdyby poszczególni się przez nasze szyki przepchnęły. Łyki i pułapki zastawiać umiemy. Walczyć też. Przydamy się.
- I my tes i my tes! Ja wiem dzie zeka i umiem ślady rozpoznawać!
- A ja umiem się podkradać jak lis. Nikt mnie nie zoocy!
- I Ci co zostaną bez Was w razie ataku rade sobie dadzą? -
Freyvind udał sceptycyzm. - Aż tak chcecie ryzykować swoich matek i sióstr życiem, gdyby jednak z zasadzki opadli osadę gdy nas tu nie będzie?
- Każdemu ten sam los pisany. -
Wzruszył ramionami Jens. - I jeśli nic innego, to sławę swemu rodowi można zapewnić i imieniu by jakeś sam mówił, nie zapomniano o nas. I by zasłużyć na miejsce swe u boku Odyna.
- Słusznie prawisz. -
Zgodził się skald. - Tak tedy trzech z Was zostanie by wesprzeć obronę, a dwóch niechaj się niedługo przy stosach stawi. Rozmówię się z Gudrunn, jeżeli nie będzie potrzeby innego zadania dla mężnych wojów, to pójdziecie z nami. Ale jak tak na bogów się powołujesz, to niechaj Norny przeznaczenie odkryją. Słomkami losujcie kto zostanie, kto do stosów pójdzie.
Jens narzekania małych zdusił i zabrał całą pozostałą czwórkę.

Gudrunn zaś skalda za róg chaty zaciągnęła:
- Oszalałeś?! - warknęła z czerwienią w oczach.
- Wiesz jaki jest problem z Jelling? - Gniew jej i jemu się udzielił, coś zabłysło mu w oczach, ale z wysiłkiem walczył z szałem krążącym mu w martwych żyłach.
- Wiem!!! Rozmowy na tor inny nie wypychaj! Dzieci do walki brać chcesz? - Usta wampirzycy wykrzywiły się dziko. - Gdzie w tym cześć i honor?!?!
- Nie wiesz, bo byś z tym już co zrobiła! -
skald syknął. - Ludzie tu są jako te trupy co Loki je na Nagelfar załaduje przed Ragnarok. Celu, nadziei, nawet oparcia we władzy nie mają, boś wybrała życie bardziej obok nich i ochronę niż im przewodzenie. Tych pięciu dziś w nocy będzie miało to wszystko czego ludzie wypatrują w całej osadzie od miesięcy. Poczucia iż potrzebni są i sensu swych czynów! - Zbliżył się do niej. - A tych dwóch co przyjdą… da się im zadanie ważne, ale takie by w osadzie pozostali.
Gudrunn sztywna wyjątkowo, nie skulona do walki stała przed nim nagle zamyślona.
- Może masz i rację… - rzekła nagle napiętą ciszę przerywając szeptem co po uprzednim krzyku dziwnym zdał się.
Dotknął lekko jej ramienia.
- Czemu tu jesteś? Co tu Cię trzyma Flageaug. - W wypełnionym płynną furią jestestwie starał się wytężając wszystkie siły, aby jego głos brzmiał łagodnie. - Einherjar z rodu Odindisy-Brunchild się wywodzący prędzej jako ja, w ciągłym ruchu. Tak jak Volund, nie do jednego miejsca przywiązani.
- Bo taki mój obowiązek -
rzekła krótko. - Zajmij się zatem młodymi, tak by ich bezpiecznymi trzymać. Z nami ich zabrać nie pozwolę - dodała szorstko.
- Gdyby nie to co zbudziło się w Caernie. - Skald zamyślił się. - Wyprawa nie dla krwi, z kobietami, dziećmi w drużynie... Dlategom Frankę chciał by z nami szła. - Pokręcił głową i ująwszy ją za ramię zaczął prowadzić w stronę stosów. - Ale w tej sytuacji nie. Rację masz.
Milczał przez jakiś czas.
- Gniewem na mnie zapałasz gdy dopytywać będę co to za obowiązek?
- Przysięgłam poprzedniemu panu chronić Jelling. -
Smutek zabrzmiał w jej głosie. - Stwórcy memu. Złamać słowa nie mogę - rzekła dumnie i jakby wyzwanie rzucając.
Komu?
Niewiadomym było.
- Dziś proszono mnie, abym przemyślał, czy zostać tu bym nie chciał.
Zatrzymała się na chwilę.
- I - zaczęła z wahaniem - coś odrzekł? - Lodowym spojrzeniem obrzuciła Lennartssona.
- Nie mam zamiaru w paradę Ci wchodzić, Gudrunn.
Skinęła głową.
- Musisz dać im Karla. Siebie, jak zechcesz im przewodzić, a nie chronić jedynie. Lub kogo innego, śmiertelnika choćby, jeżeli z innym Einherjar tu dzielić się niczym nie chcesz. Hejmdal nie dla krotochwili ludzi podzielił. Oni tego potrzebują, Flageaug. Przewodnictwa, inspiracji inaczej… - potoczył ręką po lichej osadzie.
Gangrelka słuchała słów skalda.
- Czekam, może na wiosnę wrócą…
- Do tego czasu, zajęcie im znajdź. Choćby najgłupsze, ale by z bezczynności w rozpaczy się nie zatracali. -
Skald podjął krok ściskając lekko jej ramie. - Tak jak tym maluchom na noc dzisiejszą. Padną przed ranem spać, wstaną z dumą iż potrzebni byli i zadanie wypełnili.
- Nie pisałam się na niańkę -
burknęła pod nosem. Zaraz też prychnęła. - Najpierw las, potem zabawianie ludzi.
- Nie inaczej -
urwał bo podchodzili już do Elin i Volunda stojących przy stosach.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-07-2016 o 16:47.
Leoncoeur jest offline