Smętny początek podróży rozbłysł dla Aidyma niczym poranek kiedy w końcu odespał szalone noce sprzed wyruszenia w drogę. Przestał się kiwać na koźle, wyprostował i ziewnął ukradkiem. Na pierwszy rzut oka wydawało się że trudno o lepszą kompanię. Ilu ludzi, tyle opowieści - a przecież tak je lubił.
~***~
- Valko! Chodźże no tu!- zawołał psa, kiedy ten zaczął się nadmiernie interesować bagażem współtowarzyszy. Oczywiście, musiał sięgnąć pod wiszącą na boku wozu tarczę i urwać zwierzakowi kawałek smakołyka. Może i zwierzak miał już za sobą szczekanie na wszystko, ale jednak wciąż był ciekawy świata. Przepraszająco uśmiechnął się do pozostałych i znów przypomniał wołom o odległej perspektywie bata.
Przez drugi dzień podróży dał się poznać współtowarzyszom od zupełnie innej strony niż wcześniej. Mówił o wiele więcej niż kiedy spał - czasem rzucił cytatem, a czasem po prostu śmiał się z czyjegoś żartu czy potakiwał jakiejś celnej uwadze.
Szampański nastrój woźnicy prysł, kiedy znaleźli trupy koni. I tak, tak jak powiedziała Yarla - śmierdziało pułapką. Nie mogli przejechać dalej - trupy w wąwozie blokowały trakt, a wypchany po brzegi wóz nie mógł nawrócić. Przynajmniej nie w żadnym rozsądnym czasie. Zgarnął z wozu tarczę, zeskoczył z kozła, gwizdnął na psa i żwawo ruszył zrobić to co należało: wyprząść woły zanim spanikują i wywrócą wóz. - Daj znać jakby Joris coś pokazywał, dobrze? - zwrócił się półgłosem do najbliższej towarzyszki - Anny