Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2016, 19:22   #40
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Wesoła trójka - mądrala, mądrala i “nie bądźmy surowi” - ponownie podjęła poszukiwania wiedźmy Taminy. Tym razem jej blond włosy śmignęły im w drodze z kuchni do spiżarni, czy tam spiżarni do kuchni… w każdym razie ruszyli w tym kierunku z ponownie rodzącą się nadzieją.
Tamina faktycznie się pojawiła, wreszcie wychodząc z ukrycia po to, by przygotować dla nich kolejny posiłek tego pełnego wrażenia dnia. Widać było, że jest w dobrym humorze, co nie dość że zobaczyć było można, co także usłyszeć, bowiem wiedźma nuciła cicho lekką, przyjemnie brzmiącą melodię. Gdy goście wkroczyli do kuchni, umilkła i skupiła na nich uwagę, odkładając na bok nóż, który miała właśnie użyć do poszatkowania świeżych ziół. Na stole czekały już, przygotowane do wstawienia do pieca, przepiórki.
- Odpoczęliście jak widzę - przywitała wchodzących, dodając do owego powitania uśmiech. A faktycznie, wszyscy wyglądali na wypoczętych, wykąpanych no i przebranych wedle jej własnej garderoby.
- To prawda - Nela skinęła głową przy tych słowach - możemy zająć Ci kilka minut?
- Mamy kilka pytań - przyznał się Jack. Wolał uprzedzić gospodynię, niż znienacka zasypać ją tymi pytaniami.
Barb wzruszyła tylko ramionami, układając sobie w głowie o co powinni pytać ich gospodynię, stwierdzając, że słowo “kilka” nie było szczególnie adekwatne, obiecując sobie, że będzie grzecznie czekała na swoją kolej i spojrzała wyczekująco na Taminę, uśmiechając się do niej. Ciężko było się do niej nie uśmiechać.
- Nie dziwi mnie to - wiedźma skinęła im głową, po czym odsunęła się od stołu, oddając przygotowywanie obiadu magii. Od razu w kuchni zrobiło się żywiej, przedmioty zaczęły same się przemieszczać, a jadło przybierać formę odpowiednią do planowanego zastosowania. Pojawił się też nowy zapach, który ich czułe nosy wyłapały, aczkolwiek dopiero po chwili. Był świeży niczym powietrze po burzy, łagodny i pobudzający zmysły jednak nie posiadający odniesienia w żadnych ze znanych im woni.
- Pytajcie zatem, a ja postaram się wam odpowiedzieć.
Nela spojrzała na Jacka, zupełnie tak jakby porozumiewawczo chciała zapytać się o pozwolenie czy może zacząć.
Jack skinął głową.
- No dobrze - Nela zdecydowała się zacząć od najdelikatniejszych tematów, które jak sądziła z pewnością nie mogłyby rozdrażnić wiedźmy albo wywołać zbyt długiej dyskusji nie dającej im czasu na dalsze pytania, te najważniejsze zostawiając na drugą turę. - Masz bardzo piękny dom. Kilka rzeczy eee… chciało z nami pójść. Takich, które mogą się przydać na przykład w lesie. Z tych których nie znaleźliśmy i myślę, że warto o nie zapytać… tak… to byłaby mapa, leki gdyby ktoś z nas zachorował, kusza, toporek, namiot, szara farba do włosów - dziewczyna uśmiechnęła się - jakiś krem do golenia. Drobiazgi, ale najważniejsze było by dla nas coś co zastąpi zapalniczkę, gdy ta się wyczerpie, łuk i strzały.
- Nie chcemy jeszcze bardziej nadużywać twej dobroci - dodała powoli czarnowłosa. - Ale hm, macie tu coś jak tytoń? Skręcacie papierosy albo palicie coś? Co nie dałoby rzecz jasna efektów jakiś… niespodziewanych.
Tak, Barbara wiedziała, że to równie istotne pytanie, co leki i mapy. A przynajmniej tak próbowała sobie wmówić, tłumiąc przy tym niewielkie wyrzuty sumienia. Może nie powinna wyskakiwać z takimi pytaniami już teraz, ale obawiała się, że jeśli za chwilę Nel wyciągnie cięższe działa, to nie będzie miejsca na takie drobiazgi. Dziewczyna spojrzała przy tym przepraszająco na Nel i cofnęła kroczek za nią, jakby dając znak, że wie, że trochę przesadziła i daje jej pierwszeństwo.
- Dziękuję - Tamina przyjęła komplement poszerzając nieco uśmiech, który zaraz powrócił do poprzedniego stanu, a następnie przygasł jeszcze odrobinę. Wiedźmie wyrwało się także westchnienie gdy po kolei przenosiła wzrok od Jack’a do Neli, z Neli na Barb i z powrotem.
- Mapy u mnie nie znajdziecie - zdusiła ich nadzieje na zdobycie tej jakże ważnej części ekwipunku. - Co zaś się tyczy reszty… - Nie kończąc ruszyła w stronę wyjścia z kuchni prowadzącego do salonu. - Przygotowałam dla was parę rzeczy chociaż niektóre wciąż muszą dojść, a część mogę zrobić tylko o określonej porze nocy.
Nie sprawdzając czy za nią podążają (co oczywiście uczynili) udała się do jedynych drzwi na parterze które otworzyć się nie dały. Pod dotknięciem jej dłoni otworzyły się bez szelestu i problemu, ukazując im całkiem dobrze wyposażoną pracownię. Na środku stał okrągły, drewniany stół na którym główne miejsce zajmowała ogromna, wyglądająca na starą, księga. Stół ów był przysunięty w pobliże ogromnego kominka, w którym palący się ogień podgrzewał bulgoczącą w wielkim kotle ciecz. Pod ścianami stały półki z fiolkami, słojami i butlami, każde obarczone etykietą. Nie brakło i sofy, stojącej w głębi i niemal niedostrzegalnej bowiem przysypanej pergaminami. Nie było tu okna, a światło padało z sześciu lśniących ciepłym blaskiem kul. Podłoga była kamienna, nie tak jak w reszcie chaty, zaś wprawne oko zdołało bez problemu dostrzec klapę, która chroniła zejście, najpewniej do piwnicy lub lochu. Trzecia ze ścian ozdobiona była bronią wszelakiego rodzaju, z przewagą mieczy i sztyletów. Pod nią stały też, oparte na stelażu, łuki. W koszu obok znaleźć można było strzały. Ogólnie całe pomieszczenie sprawiało wrażenie o wiele większego niż rozmiary chaty na to pozwalały.
- Tam macie leczące eliksiry, a przynajmniej te które powinny poradzić sobie z lekkimi ranami - wskazała na mały kuferek stojący obok drzwi. - Broń możecie sobie wybrać. Niestety nie posiadam szczególnie dużej kolekcji, wszystko jest jednak dziełem elfów więc narzekać nie powinniście - dodała, odwracając się i uśmiechając do nich. - Kremu do golenia nie posiadam, jednak nie będzie wam potrzebny. Nowa natura waszych ciał zadba o tą sprawę, nie musisz się martwić.
Mówiąc podeszła do księgi i zaczęła ją wertować, mrucząc pod nosem obco brzmiące słowa.
- Aaa… światełko? W sensie coś gdyby zapalniczka zawiodła - zapyta krótko Nela, rozglądając się zainteresowaniem po pomieszczeniu i powoli podchodząc do łuków.
- Przynajmniej byście nie paliły - stwierdził, na pół serio, Jack. - No ale ogniska też by się nie dało zapalić.
- I nocnej lampki - wtrąciła cicho Nela.
- Tamino, nie masz czasem takiej pięknej lampy? - spytał Jack. - Takiej jak te kule? Zapasowej?
Barbara z fascynacją podążyła za przemieszczającym się stadkiem i gdy tylko przekroczyła drzwi nieznanego jej pokoju, zaczęła go ostrożnie eksplorować, chodząc zygzakiem od ściany do ściany, nie dotykając jednak niczego.
- Tamino… - zaczęła z wahaniem, starając się przykuć uwagę zaczytanej - nie rozumiem, jak i reszta zapewne - machnęła ręką w stronę pozostałych, odwracając się przodem do wiedźmy i odważnie patrząc na nią - Dlaczego nam pomagasz. Przecież musimy być jednak nieco… hm, musimy być utrapieniem - nie, słowo “upierdliwi” nie było szczególnie godne uszu ich dobrodziejki.
- Dajesz nam więcej, niż ośmielamy się prosić. Dziękujemy, naprawdę. Nie wiem, jak moglibyśmy się odwdzięczyć za wszystkie twoje dary. No i niewątpliwie za cierpliwość wobec naszej zgrai - dodała na koniec Barb, unosząc w lekkim uśmiechu koniuszki warg.
W tym czasie kiedy Barb dziękowała, Nela kiwała tylko głową przyznając jej rację… chociaż prawdę mówiąc jej umysł teraz zajęty był ścianą z elficką bronią. Stojącymi tam łukami, strzałami i sztyletami. Dziewczyna ujęła jeden z łuków w dłonie, po chwili już oglądając go z zaciekawieniem.
- Światełko? - zapytała, wyraźnie rozkojarzona Tamina, jednak zanim ta zdążyła powtórzyć swe życzenie, głowa wiedźmy uniosła się znad księgi, a spojrzenie spoczęło na Barb.
- Nie jesteście utrapieniem - odparła, z trzaskiem zamykając księgę. - Mam swoje powody dla których to robię. Nie, nie zdradzę ich w tej chwili - wyprzedziła ewentualne dalsze pytania w tym temacie. - Tytoń jest nam doskonale znany i chociaż sama nie palę to używam go do niektórych mikstur. Znajdziesz woreczki z nim w tamtej skrzyni - wskazała zamkniętą na skobel, dużą skrzynię stojącą w kącie. - Znalazłam odpowiedni przepis na eliksir zmieniający trwale kolor włosów, jeżeli to cię zadowala - zwróciła się z kolei do Neli, na co dziewczyna ochoczo i z zadowoleniem pokiwała głową. - Możecie zatrzymać to krzesiwo - wskazała na gzyms nad kominkiem gdzie leżało zdobne, podłużne pudełko. - I tak rzadko z niego korzystam.
Barb niemal zachłysnęła się z wrażenia i krótkimi, acz szybkimi krokami na w pół podbiegła do wskazanej skrzyni. Z radością zaglądając do jej wnętrza i niemalże śmiejąc się w głos, zaczęła w niej grzebać, wyciągając tytoń i wąchając woreczki z satysfakcją. Pachniał dobrze gatunkowo, z niektórych sakiewek czuć było nawet wanilię.
Jack uznał, że broń może chwilę poczekać. Korzystając z pozwolenia podszedł do kominka. Wziął do ręki pudełko i otworzył.
W środku było, może nieco nietypowo wyglądające, krzesiwo. Jedną część, tę większą, stanowił jakiś przedstawiciel rodziny Canis.


Druga, ta mniejsza, do krzesania, skałka, tak się to chyba zwało, była zaopatrzona w uchwyt w kształcie głowy wilka.
Dziwna zbieżność z ich aktualną sytuacją...
Odłożywszy testowanie krzesiwa na później Jack ponownie zaczął się przysłuchiwać dyskusji.
- Jesteśmy jako tako uszykowani… jeśli chodzi o hmmm, wyposażenie by móc opuścić twój dom i być może przetrwać. Te wszystkie przedmioty jednak na nic się zdadzą jeśli nie będziemy posiadać odpowiednich informacji - zaczęła Nela przyglądając się ich gospodyni. - Nie mamy zielonego pojęcia o tym świecie w którym teraz jesteśmy. Jakie istoty możemy tu spotkać, jakie są ich zwyczaje, kultura, religia. A przede wszystkim kto jest dobry, a kto zły… bardziej mam tu na myśli kto może być naszym sprzymierzeńcem i z jakiś, jakichkolwiek powodów móc nam pomóc, a kto na pewno tego nie zrobi.
- Albo i zaszkodzi - dorzucił Jack.
Zmienił miejsca pobytu i chociaż pilnie przysłuchiwał się rozmowie, równocześnie zaczął poszukiwać poręcznego toporka i zgrabnej kuszy.
- Wybieraj tylko te oznaczone białą tasiemką - Tamina udzieliła Barb instrukcji, brzmiąc na wyraźnie rozbawioną. Barb z niepokojem odłożyła paczuszki, które niesamowicie przyjemnie pachniały, ale były ozdobione kolorowymi wstążkami.
- Wiecie już o magii, elfach i istotach zdolnych przemienić was w coś innego - zaczęła Tamina poważniejąc i kierując swe kroki do półki z której zaczęła zdejmować kolejne fiolki i butelki. - Elfy rządzą tą krainą w oficjalnej wersji. Poza nimi każda rasa ma swojego władcę i terytorium, które uznają za swoje rodzime ziemie. Istnieje zatem rada wspierająca Vellandrilla, w skład której wchodzą przedstawiciele wszystkich takich królestw. Do tego oczywiście dochodzą magowie, kapłani i zbrojni. Z tej trójki w skład rady wchodzi tylko przedstawicielka magów, która jest wyznaczana przez osobę władającą Sercem Magii. To oni zdecydują, co się z wami stanie, a raczej chcieliby zdecydować, w czym póki co aktywnie im przeszkadzam. Na chwilę obecną najważniejszą rzeczą, którą musicie zrobić, to dojść do siebie i poczekać na wezwane przeze mnie osoby. One wam pomogą ruszyć dalej.
- Innymi słowy, większość będzie przeciwko nam? - upewnił się Jack. A Nela tylko ciekawa odpowiedzi zawiesiła wzrok na Taminie.
- Tak - potwierdziła wiedźma, dodatkowo skinąwszy głową. - Powinniście trafić na dwór zaraz po przybyciu do Avalonu. Tam poddaliby was testom, określili która wataha odpowiada za waszą przemianę, a następnie zatrzymali do pierwszej przemiany. Po niej włączyłby się instynkt sfory i nie bylibyście w stanie opuścić tych ziem. Wasza wolna wola zostałaby odebrana. To, że będziecie mieli ów czas przed przemianą dla siebie, spędzony na wolności, pozwoli wam ukształtować własne zależności. Otrzymacie możliwość wyboru. Nie zgadzam się z tą praktyką - wzruszyła ramionami, jakby sprzeciwianie się władzy było dla niej nie wartą wspomnienia drobnostką. - Zaopiekuję się wami i oddam was w dobre ręce. Kto wie, może nawet faktycznie uda się wam powstrzymać przemianę i wrócić do swojego świata. Macie na to jednak jedynie siedemnaście dni. Tyle czasu zostało do pełni.
Nela milczała przez kilka chwil. Mogłaby nawet zostać w tym cudacznym świecie, byleby tylko nikt nie odbierał jej wolnej woli… Przez owe kilka chwil zadała sobie nawet w głowie pytanie, czy nie wolałaby śmierci ponad brak własnej woli, ale pozostało ono bez odpowiedzi. No i w głowie.
- Właściwie, co oznacza bycie wilkołakiem w tym świecie? Po ewentualnej przemianie będziemy mogli przybierać ludzką postać. Być sobą? - Dziewczyna spojrzała na Jacka, który wyraźnie się skrzywił. Zdecydowanie nie chciał tutaj zostać.
- Nikt nie ma nic przeciwko takim... praktykom? Porywanie ludzi, zamiana w wilkołaki - dodał kolejne pytanie, zanim Tamina odpowiedziała na wcześniejsze.
- A jak jesteśmy już przy tym wilkołactwie - wtrąciła szybko Barb, wykorzystując moment ciszy - To o co chodzi z tymi śladami po ugryzieniach? Przecież brałam kąpiel, obejrzałam z grubsza swoje zadrapania i ranki, wszystko to standard - otarcia, zadrapania, ale śladów zębów nie ma. A miejsce, którego nie widzę, przecież bolałoby. A nie bolało i to przed tym, nim podałaś ten przyspieszający gojenie preparat. - Czarnowłosa skinęła lekko głową w kierunku Neli i Jacka. - Oni też się kąpali, nikt z wrzaskiem nie wybiegł półnago z łazienki, krzycząc z przerażenia - podczas tych słów Barb, Nela uśmiechnęła się rozbawiona czymś - a mogę być pewna, że na ten moment, daliby cynk o takich “przypadłościach” - Barbara rzuciła pytające spojrzenie Nel i wróciła do wywodu. - Jesteś w stanie stwierdzić te wilkołacze oznakowania na nas? Znaczy, gdzie są? Oznaczyła nas jedna osoba, czyli należymy do jednego stada? To stado też będzie nas chciało odzyskać. - Barb rzucała gorączkowo pytanie za pytaniem, bo jedno logicznie wynikało z drugiego.
Czarnowłosa odetchnęła, dając Taminie czas na odpowiedź, a sobie - i reszcie - na zastanowienie. Jej również nie uśmiechało się ubezwłasnowolnienie. Nie tego jej nauczono, nie to wpojono. Odezwały się w niej jakieś przebłyski wspomnień żarliwiej wiary babci. Nawet Bóg dawał wybór. To jednostka podejmowała swoje decyzje, nikt miał prawa dokonywać wyborów za nią, a tym bardziej wbrew niej. Co się zasiało, to się zebrało. Ale samodzielnie, a nie komuś, lub za kogoś.
Zarówno Nela jak i Jack pokręcili głowami potwierdzając w ten sposób brak widocznych śladów ugryzień na ciele.
- Kiedy się kąpałam usłyszałam wezwanie Taminy na śniadanie - wyjaśniła Szarowłosa krótko swoje wcześniejsze rozbawienie sprowokowana pytającym spojrzeniem Barb. - “A wiesz jak ona to zrobiła” miała jeszcze ochotę dodać, ale… no przy wiedźmie jakoś nie wypadało.
- Oczywiście - odpowiedziała Tamina, kierując słowa do Neli. - Przemiana daje wam możliwość zmiany formy w dowolnym momencie. To nie tak, że zostaniecie w zwierzęcych formach do końca życia. Ten etap następuje zwykle dopiero na starość, gdy zamiera świadomość człowieka i pozostaje już tylko ta, należąca do wilka.
- Oczywiście - powtórzyła zwracając się do Jack’a. - Jednak nie zdarza się to tak często, by budziło niepokój. Nie mówiąc już o tym, że ogół woli, by wilki polowały w waszym świecie niż tutaj.
Zebrane szklane naczynia zaczęły lądować na stole wraz z małą misą, którą wiedźma wyjęła spod stołu. Powoli zaczęła odmierzać kroplę z jednego, trzy z drugiego naczynka. Tak po trochu wypełniając ową misę z której zaczął wydobywać się gęsty, szary dym.
- Rany goją się na was szybko, a te, które was przemieniły, sądząc po tym co znalazłam na ciele waszego towarzysza, przemianę zainicjowano jakiś czas temu. Dłuższy czas - dodała, wkładając palec wskazujący do cieczy na dnie misy, która momentalnie zaczęła bulgotać.
- Dłuższy czas… - powtórzyła z zaskoczeniem Nela, unosząc przy tym brwi i jak można było sądzić po jej minie wpadając chwilowo w stan analizy.
- Mnie nic nie gryzło, odkąd sięgam pamięcią - dodał Jack. - Ani nikt.
- Istnieje jakiś sposób na przywrócenie, najlepiej łatwo i szybko naszych wspomnień? - zapytała Barb.
- Tydzień lub więcej - padła odpowiedź, a nim Tamina udzieliła kolejnej, wcześniej wyciągnęła palec z misy. Ciecz wciąż bulgotała, na co wiedźma zareagowała skinięciem głowy.
- Jeżeli utraciliście wspomnienia, to nie będziesz tego pamiętał - zwróciła się do Jack’a z uspokajającym uśmiechem i zmianą w tonie głosu mająca wyraźnie na celu współgranie z owym uśmiechem. - I niestety nie ryzykowałabym mieszania wam w głowach gdy jesteście w tak kruchym stanie. To by wam nie pomogło, a wręcz mogło spowodować większe szkody. Powinniście się teraz starać, by wasze umysły stawały się silniejsze z każdą chwilą, a nie osłabiać je magicznymi ingerencjami. Jeżeli jednak chcecie mogę wam dać coś, co zwykle stosuję gdy potrzebuję wywołać wizję z przeszłości. To delikatny środek, jednak nie będziecie w stanie kontrolować jego działania.
- Jak to działa? To znaczy... co zobaczymy i co z tym ma wspólnego kontrolowanie? - spytał Jack. - Możemy nie zobaczyć tego, co chcemy?
Tydzień lub więcej… Nela jęknęła i zrobiła to na tyle głośno z taką miną, jakby była pewna kto z jej świata XXI wieku mógłby… no mogłaby.
- Nie do końca rozumiem co oznacza ten kruchy stan naszych umysłów, o którym mówisz. Nie czuję się źle. Czy to ma związek z przebłyskami które wszyscy mieliśmy?
- Ja pasuję - oznajmiła Barb po chwili. - Jak się mamy wzmacniać, to wzmacniać. Z grubsza wiemy, co się stało. Uważam, że prędzej, czy później wyjdzie na jaw, kto nam to zrobił. Teraz skupmy się na przeżyciu, “odczarowaniu” i powrocie. Czas się kurczy.
- Barb ma rację - oznajmiła zamyślonym tonem Nela. - Wiedza jak to się stało będzie dla nas tylko wiedzą, z którą póki co nie będziemy w stanie nic zrobić. Jeśli stało się to tydzień lub nieco więcej temu już mogę podejrzewać coś tam. Ważniejsze jest nie kto nas ugryzł, tylko kto za tym stoi i po co. Bo właściwie co oznacza, że namieszaliśmy, lub że zrobiono to, byśmy namieszali?
Tamina westchnęła.
- Proszek ów pozwala na wgląd w przeszłość - zaczęła wyjaśniać Jack’owi. - Jeżeli jednak twój umysł nie jest odpowiednio nakierowany, wzmocniony konkretnym pragnieniem i zdyscyplinowany to zobaczysz to, co akurat podsunie podświadomość. Wasze umysły w obecnej chwili - zwróciła się do całej trójki - poddawane są silnemu napięciu. Nowe miejsce, stresująca sytuacja związana z przemianą, zmiany które zachodzą w waszych ciałach. Do tego wciąż myślicie o powrocie wiedząc, że szanse są niewielkie. Wszystko to składa się na sieć pęknięć, które osłabiają was, sprawiają że jesteście podatni na czynniki zewnętrzne nie umiejąc przy tym ani się przed nimi osłonić, ani ich kontrolować. Wiedza jest ważna, jednak trzeba być jeszcze w stanie ją przyjąć - zakończyła, obdarzając każdego poważnym spojrzeniem. - Z tego też powodu wstrzymuję się przed zaoferowaniem wam swej pomocy w znalezieniu śladów po ugryzieniach. Skutki mogłyby być gwałtowne - uśmiechnęła się przy ostatnim zdaniu, uśmiechem który krył, ale i zdradzał tajemnice.
Zaraz jednak spoważniała i udzieliła odpowiedzi na pytanie Neli.
- Wkrótce nastąpi wybór na stanowisko Mistrza Rady. Obecnie zajmuje je Vellandrill, jednak jego pozycja ostatnimi czasy zaczęła słabnąć. Jeżeli wyszłoby na jaw, że nie jest w stanie kontrolować granic naszych światów, ani tego że przenikają przez nie nie kontrolowane, młode wilki…
Nie dokończyła, pozwalając się im domyślić znaczenia takich wieści na arenie politycznej Avalonu.
- Jakie jest twoje zdanie na temat Vellandrilla - spytał Jack, który w swoim świecie omijał politykę szerokim łukiem - i kto miałby szansę zająć jego miejsce?
Czy to po tym badaniu w Dave'ie obudził się troglodyta?, pomyślał.
Nela przygryzła wargę słysząc pytanie Jacka. Nie była pewna, czy chce znać na nie odpowiedź… w końcu byli w domku wiedźmy która wbrew woli owego Vallandirilla pomagała im, a więc tym samym przez nią nie był on w stanie kontrolować granic. Tak jakby.
- Zdaje się, że nie wszyscy go lubią, tak samo jak nie wszyscy zgadzają się z rządami elfów. Krasnal i wróżka, których spotkaliśmy zaraz po obudzeniu się nie wydawali się pozytywnie nastawieni. Chociaż nam pomogli odpowiadając na kilka pytań, najwyraźniej bali się bardziej pomóc niż poprzez krótką rozmowę i pocieszenie. - Dziewczyna miała najwyraźniej nadzieję, dowiedzieć się jednak nieco więcej o przychylnych i nie przychylnych stworzeniach mieszkających w Avalonie.
- [i]Czy poza tobą, Tamino, są jakieś osoby, frakcje, czy hm… partyzantki, które byłyby skłonne pomóc nam w kwestii odczarowania się? W ogóle dlaczego ktoś to zrobił? Dla zabawy? Czy ta osoba, bądź osoby, które nas przemieniły będą szukać kontaktu z nami? - Barb zalała wiedźmę kolejną falą pytań.
- Będą - tym razem wiedźma odpowiedziała od razu na ostatnie pytanie Barb. - Jesteście nowym dodatkiem do sfory i wedle ich sposobu myślenia, jej własnością. To wasi główni wrogowie w tej chwili, wilki i elfy, chociaż nie wszystkie. W każdej grupie są jednostki gotowe przeciwstawić się władzy. To właśnie te jednostki będą waszymi najlepszymi sojusznikami. Poza nimi - zamyśliła się chwilę - zapewne demony, być może wysokie wróżki i najpewniej kasta druidzka, w tym driady. Nie jestem pewna jak zareagują gnomy czy gobliny, ani tym bardziej olbrzymy, jednak ci ostatni i tak nie biorą czynnego udziału w życiu tej krainy, więc ani wam szkodzić nie będą, ani pomagać. Ludzie będą się was bać, pixie nie wystąpią przeciwko elfom, więc automatycznie stają się waszymi wrogami. Co do reszty - kolejne westchnięcie opuściło jej usta - nie jestem pewna.
- Ja - odpowiedziała na pytanie Jack’a po krótkiej chwili milczenia, spoglądając mu prosto w oczy - jestem jego główną opozycją w Avalonie, a przynajmniej za taką jestem uważana. Między nami są lata walk i sporów, o których nie zamierzam dyskutować. Nie ja jednak stoję za waszą przemianą i sprowadzeniem was tutaj.
Lata sporów? Miałem rację, co do mikstury młodości, pomyślał Jack. Nie zadał jednak pytania o wiek rozmówczyni. Może był młody, może i głupi, ale nie do tego stopnia.
- Korzystasz z okazji - podsumowała Nela tonem pozbawionym jakichkolwiek wyrzutów, ot jakby stwierdziła oczywistość. - Tamta pixie czuła, że pachnie od nas wilkami. Czy wszyscy są w stanie to wyczuć? Możemy to jakoś zakamuflować? - Podjęła od razu kolejną serię pytań ze szczerą nadzieją, że nikt nie będzie drażnił oskarżeniami ich obecnej dobrodziejki.
- No i wspomniałaś - Jack postanowił na moment wrócić do najważniejszych spraw; z ich punktu widzenia przynajmniej - że być może mogłoby się nam udać powstrzymać przemianę, a potem wrócić. Jak, gdzie, z czyją pomocą? Bo na własną rękę z pewnością nam się nie uda.
Barb milczała czekając na odpowiedzi Taminy, w końcu padło tyle pytań, że kolejne stworzyłyby jedynie zamieszanie.
- Mikstura, którą wam podałam powinna złagodzić tą woń - odparła Tamina, powracając uwagą do misy. - Jeszcze nie zaczęła działać, potrzebuje więcej czasu by zatuszować tak wyrazisty zapach.
- Były takie przypadki w historii tej krainy - potwierdziła wiedźma, zwracając się do Jack’a. - Niestety nie posiadam w swych zbiorach traktatów tyczących się tych konkretnych osobników. Z pewnością nie była to sztuka łatwa i niewielu o tym pamięta. Liczę na to, że wezwane przeze mnie osoby będą wam pomocne w poszukiwaniach sposobu. Jeżeli nie, to przynajmniej zaopiekują się wami i pokierują pierwszymi krokami w Avalonie. Na chwilę obecną niewiele więcej mogę zaoferować nie wiedząc z czym konkretnie mam do czynienia.
- Dlaczego tu wszyscy mówią po angielsku? - Jack poruszył temat, nad którym wcześniej tyle się rozwodził Dave. - Czy też to w nas coś jakoś się poprzestawiało i wydaje się nam, że to angielski właśnie?
Nela spojrzała na Jacka w taki sposób, jakby tym spojrzeniem chciała zapytać “SERIO?”. Ale nie skomentowała. Teoria Dawida po prostu wydawała jej się o kant… no, ten tego.
- I mówiłaś o jakichś zależnościach, które ukształtują się w czasie spędzonym przez nas… na wolności. Możesz sprecyzować o co dokładnie chodzi?
Zanim Tamina odpowiedziała, wpierw ostrożnie przelała ciecz z misy do jednej z wolnych fiolek. Nie było tego wiele, ledwie jedna trzecia, co bez wątpienia było o wiele mniej niż to, co do misy zostało wlane. Zakorkowała naczynko i wyciągnęła je w stronę Neli.
- Poczekaj z użyciem do momentu, w którym udasz się na spoczynek, a następnie wypij całość za jednym zamachem. Smak nie należy do najlepszych, jednak mikstura jest nad wyraz skuteczna.
- Super. Dziękuję. Bardzo dziękuję. - Nela ucieszyła się i nie mała zamiaru tego ukrywać. Na jej ustach zakwitł uroczy pełen wdzięczności uśmiech. Ochoczo podreptała w stronę Taminy by wziąć od niej miksturkę.
- Anglicus to język wspólny, który znają wszyscy w Avalonie. Nie różni się wiele od języka, który nazwałeś angielskim więc nic dziwnego, że jesteśmy w stanie nawzajem się porozumieć. Zależności zaś - tu wiedźma ponownie uwaga jej skupiła się na Neli - polegają na tym, co robicie teraz. Tworzenie więzi, poleganie na sobie, wspólne snucie planów. Tworzycie, póki co małą, ale jednak sforę. Sfora uchroni was przez utratą siebie - uśmiechnęła się do nich z widoczną dumą, zupełnie jakby ich działania faktycznie bliskie były jej sercu, a sukcesy sprawiały radość.
Sforę? Jack spojrzał na Nelę i Barb. Nagle ta sfora zdała mu się bardzo mini.
- Im bardziej będziemy się dogadywać i wspierać, tym lepiej? - Przez moment pomyślał o starciu z Dave'em. Gdyby to była sfora, to tamten z pewnością pretendowałby do miana samca alfa. Nie daj Boże. - Wspomniałaś o dwóch osobach. Zapewne nie będą z nami cały czas... Czy w związku z tym możesz nam powiedzieć coś jeszcze o Avalonie? Na przykład jaki tu jest klimat? Można spędzić noc pod gołym niebem, czy też przyda się namiot? Albo taki drobiazg jak środki płatnicze? Nie zamierzamy iść do żadnego sklepu, kramu, czy gdzie tu się handluje, ale tak na wszelki wypadek warto to wiedzieć.
- Obecnie mamy początek lata więc namiot przyda wam się jedynie w deszczowe noce, które niekiedy się zdarzają - Tamina obdarzyła Jack’a miłym uśmiechem. - Środkami płatniczymi, jak je nazwałeś, zajmę się gdy będziecie opuszczać mój dom. Nie martw się, nie wypuszczę was nieprzygotowanych. Co zaś się tyczy mych gości, to faktycznie nie będą z wami stale, jednak postaram się byście do chwili przemiany nie zostawali sami zbyt długo. To po prostu zbyt niebezpieczne dla mieszkańców, a nie zamierzam brać ich śmierci na swoje sumienie.
- My będziemy niebezpieczni dla nich? - zdumiał się Jack. - Wszak każdy z tutejszych zdoła nas zwinąć w rulonik... Niebezpieczni to będziemy najwyżej jako wilki. Czy też wilkołaki. Można nas zwać wilkami, ale nie jesteśmy niebezpieczni.
No, może prócz Dave'a, pomyślał.
- Bo w wilki zamienimy się dopiero po przemianie, prawda? - dodał.
Barbara zajrzała przez ramię Neli, i tknięta nagłą ideą, podeszła bliżej do Taminy i konspiracyjnym szeptem zapytała:
- A nie masz czegoś na chudnięcie? - Nie, żeby groza zamienienia się w wilka była mniej straszna, tylko po prostu… Skoro już zetknęła się z kimś takim jak wiedźma i czymś takim jak MAGIA...
- Naprawdę uważasz, że powinnaś schudnąć? - Jack obrzucił Barb zaciekawionym spojrzeniem.
Barb spojrzała na Jacka podejrzliwie.
- Z dziesięć kilosów by nie zaszkodziło. - oznajmiła powoli, po czym gwałtownie przyspieszyła tempo swojej wypowiedzi. - Poza tym chyba chodzi o to, jak ja się ze sobą czuję, nie? Pal licho opinię reszty. JA chcę.
- Tylko pytam. - Jack rozłożył ręce.
Stłumił uśmiech, bo przypomniał sobie, jak Hermiona magicznie poprawiała sobie zęby. Skoro Barb chce, to niech i ona ma trochę przyjemności.
Nela wywróciła oczami. Posłała karcące spojrzenie najpierw Barb, później Jackowi. Po tym przeniosła badawcze spojrzenie na Taminę.
- Przemiana sprawi, że będziemy niebezpieczni dla innych? Silniejsi? Zyskamy jakieś moce? Zaczniemy zachowywać się inaczej? Mieć chęć żeby… polować? Zabijać? - Skrzywiła się. Dziewczyna sama nie wiedziała, czy chce to wiedzieć. Jakoś w ogóle nie dopuszczała do siebie takiej opcji. Zabić kogoś… Niestety, niektóre rzeczy lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. - Możemy się nauczyć kontrolować instynkty, prawda? - Spojrzała tak jakby potrzebowała potwierdzenia. - Dlatego będziemy potrzebować siebie nawzajem. Po za tym, powiedziałaś, że do chwili przemiany, jakby ten okres właśnie miał być najcięższy. On stanowi naszą próbę?
- Wilki nie zabijają dla zabijania - wtrącił się Jack. - My też nie.
Tamina roześmiała się słysząc wymianę zdań między Barb, a Jack’iem. Kolejne pytania jednak, które padły, przywołały na jej twarz powagę.
- Im bliżej przemiany, tym instynkty łowców stawać się będą silniejsze. Po niej zaś zyskacie wiele cech, które pomogą wam w dalszej egzystencji. Siła, szybkość, czułe zmysły. Być może niektórzy z was wykazywać zaczną pewne predyspozycje magiczne, jednak jest to wśród wilków rzadkością. Jedno jednakże jest pewne, będziecie chcieli polować i waszą zwierzyną nie będą jedynie jelenie czy zające. Czas pełni będzie dla was najcięższy bowiem wtedy wasza kontrola będzie najsłabsza. Jest na to jednakże sposób. Im silniejsza sfora, tym bezpieczniej dla otoczenia. Wasza zdaje się być całkiem obiecującą, więc nie sądzę byście mieli się czego obawiać. Powinniście jednak być bardzo, ale to bardzo ostrożni i gdy czas nadejdzie, najlepiej abyście mieli przygotowane bezpieczne schronienie, w którym będziecie mogli przeczekać najgorszy okres.
- Znam kilka mikstur, które mogłyby pomóc
- dodała, słowa te kierując do Barb. - Nie jestem ich jednak w stanie uwarzyć od ręki, więc obawiam się że będziesz musiała poczekać. Teraz zaś czas bym wróciła do przygotowywania obiadu, który wszak sam się nie zrobi.
Biorąc pod uwagę, że zapewne przez cały czas, jaki spędzili w pracowni, magia działała w kuchni, było to wyraźne zakończenie audiencji. Być może ilość pyta okazała się zbyt duża, a może chodziło o coś innego. Jakby nie spojrzeć, wiedźma miała wkrótce przyjąć dodatkową dwójkę gości, do czego być może musiała się przygotować.
Parę pytań Jack by jeszcze miał, ale nie zamierzał nadwyrężać cierpliwości gospodyni. Wolał nie zostać zamieniony w białą myszkę. Lub szczura.
- Ile najmniej osób powinna liczyć sfora… ah, racja. - Nela już zabierała się za kolejne pytanie. W końcu jakoś nie czuła, że z każdym z nowych bywalców Avalonu ona sama mogłaby tworzyć coś silnego. Nieco nie w porę zorientowała się, że kolejne pytania będą nietaktem a ich gospodyni wyraźnie zakomunikowała koniec. Popatrzyła na nią przepraszająco. Zawiesiła wybrany łuk przez plecy. Do tego zabrała trzy kołczany strzał. W końcu Jack ostatnio sugerował branie rzeczy “na zapas”, a ona miała zamiar jeszcze poćwiczyć nowy łuk co sugerowało rychłe wyczerpanie przynajmniej jednego z nich. Na koniec Nela przygarnęła również trzy - krótkie miecze i pochwy, tym razem jednak najwyraźniej nie na zapas, gdyż chwilę po tym wyciągnęła jeden w stronę Jacka, a drugi w stronę Barb.
- Zawsze będziemy mogli poćwiczyć… - oznajmiła przy tym.
- Dziękujemy, Tamino - powiedział Jack, przygarniając miecz. - Już sobie idziemy, zanim coś się przypali.
- Barb weźmiesz leki? - odparła obładowana już Nela.
- Dziękujemy Tamino za wszystkie twoje rady, odpowiedzi, za… troskę - z autentyczną szczerością i lekko łamiącym się głosem powiedziała czarnowłosa. Wspominanie o tak nieistotnej rzeczy, jak eliksir na odchudzanie w tych okolicznościach było dla niej już mniej ważne, niż się sama spodziewała. Za duże wyzwania przed nimi stały, żeby miała przejmować się swoją lekką nadwagą, czy mocno zaokrąglonymi kształtami. Ciekawe czy byłby z niej także wilk z krągłą pupcią…
Barbara uśmiechnęła się do tych myśli, postanawiając nie rzucać takimi ideami na głos.
- Pewnie, już zagarniam - oznajmiła, biorą przy tym miecz od Neli.
Jako, że cenne fanty nie mieściły się już jej w dłoniach, Barb zdjęła z siebie kurtkę, którą nosiła i zrobiła z niej wygodny tobołek, wkładając doń tytoń, trzy pięknie rzeźbione, smukłe fajki, oraz metodycznie układała lekarstwa, których etykiety jasno określały co jest do czego oraz jak stosować daną zawartość.
Po chwili układania i przestawiania, związała rękawy kurty, podeszła do ściany, zdjęła z niej jeszcze jeden nóż, o cienkim i smukłym ostrzu, nieco inny, niż ten pierwszy, który już był w ich posiadaniu. Więcej broni na pewno nie zaszkodzi. Poza tym zamierzała nauczyć się rzucać którymś z ostrych przedmiotów, więc warto było wziąć coś na zapas, w razie ewentualnej utraty któregoś.
Tamina odczekała aż zbiorą wszystkie potrzebne im rzeczy. Na pytanie Neli nie odpowiedziała, zaś na podziękowania zareagowała jedynie skinięciem głowy. Zdawała się być przy tym nieco nieobecna duchem, jakby jej myśli zostały zaatakowane pewnymi niezwykle ważnymi sprawami, które całkiem niemalże zdominowały umysł wiedźmy. Gdy jej goście opuścili pracownię, zamknęła ją ponownie i pewnym mogli być, że o ile sama tych drzwi nie otworzy, oni szans żadnych na powrót do tego pomieszczenia nie mieli. Zaraz też wiedźma skierowała swe kroki do kuchni, informując ich na odchodnym, że obiad będzie za nieco ponad kwadrans.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline