Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2016, 08:45   #150
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Wiewiórka nie była jego ulubionym sposobem odżywiania się, ale jak się tak zastanowić to Eddie nie wiedział czy kilkudziesięcioletnie MRE nie były gorsze. Suchary twarde jak beton i konserwy, które zawsze wąchał kilka razy po otwarciu i pożerał z pewną obawą. Tutaj przynajmniej nie było takich obaw i niedogodności, bo jego kolacja pewnie jeszcze wczoraj goniła po pustkowiu.
Gwizdał zawzięcie, jak to miał w zwyczaju kiedy próbował dobrać się do walizki. Najpierw sprawdził dokładnie czy nie ma jakichś wyzwalaczy, które uruchomią pułapkę po otwarciu. W sumie w myślach zganił się za to że nie zabrał się za to szybciej. Co jakby mała Hope trafiła właściwą kombinację i całe to ustrojstwo wybuchło, albo odpaliło jakiś jednostrzał prosto w dziewczynkę? Do długim gwizdaniu i oględzinach doszedł do wniosku że to jakiś cholerny przenośny sejf. W swoim warsztacie może i dałby radę przeciąć to na pół szlifierką ale tutaj trzeba było pokombinować. 1996, hmm może Hope była już blisko? Na zdjęciu była data z 1999, datę dzienną 1709 już przerobiła. Trzeba będzie spróbować.

Tymczasem jednak stało się to czego się obawiał. Miał zamiar uciec stamtąd jak tylko zacznie się to cholerne całopalenie, ale teraz nie było rady. Hope tak krzyczała, prawda? Poznał jej głosik, od razu zaczął się rozglądać za nią by w razie czego nie dać jej zrobić krzywdy dzikusom. Szlag… Trzeba było pomóc tej związanej. Pobiegł w stronę Hope by być blisko. Zerknął okiem na płonący stos, skrzywił się. Teraz wołanie o łaskę mogło być już spóźnione. Zdąży dobiec do pickupa po gaśnicę? Ano zobaczymy, w każdym razie zmienił kierunek biegu, licząc że małą zajmie się Jill lub Dhalia. Prośba związanej dziewczyny uczyniła go w jakiś dziwny sposób odpowiedzialnym za jej ratunek. Nie dałby rady spojrzeć w lustro gdyby po prostu odjechali stąd. Szarpnął za zapięcia gaśnicy i wyrwał ją z paki swojego wozy. Powinna działać, gdzieś z pół roku temu gasił nią mały pożar w swoim warsztacie.



Nie myślał na zapas, co będzie potem. Co będzie jak cały ten tribalski obóz rzuci się na nich. Kątem oka zobaczył tylko jak Portner wskakuje do akcji i to po jego stronie. Nie był pewny jak on zareaguje, w końcu zdanie wyraził jasno. Nie ich sprawa. Miał rację? No pewnie że miał, tylko że Eddie nie chciał się z tym godzić. Teraz odetchnął z ulgą. Jakoś tak raźniej mu było targając pieprzoną wielką gaśnicę że Aiden kryje jego plecy. Zatykało go, coś rzęziło w płucach jak w starej pralce przy wirowaniu, ale dobiegł do stosu, wyrwał zawleczkę i skierował dysze prosto pod nogi dziewczyny.
 
Harard jest offline