Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2016, 18:49   #21
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pochód więzienny
Jeszcze gdy ambasadorów prowadzono do lochu - głęboko, głęboko pod salą, w której przez chwilę zasiadali, wyraźnie wyłącznie ku uciesze pana miasta - nastąpiły pierwsze kłopoty z ich sytuacją.

O dziwo, ich inicjatorem był milczący i załamany i trzymający spuszczony wzrok Marcus, mianowicie, gdy przy jednej odnodze najemnicy - czy to może już gwardziści - Wayneara rozdzielili się i jego zaczęli prowadzić w jedną stronę, a kobiety w drugą.
Przystanął w miejscu, niepomny na mężczyzn, natychmiast podnosząc głowę na grupkę mającą zaprowadzić kobiety w inną stornę, ku ich losowi.
- Dokąd je prowadzicie? - zapytał rychle jak nagle wystraszony zając.
Strażnik idący za nim popchnął go brutalnie przed siebie.
- Nie zatrzymuj się! - Powiedział ostro - Lord nakazał przygotować wam osobne ‘kwatery’ - Uśmiechnął się - Chyba nie myślałeś, że będziecie spali wszyscy razem w jednym pomieszczeniu, to by było niewłaściwe - Po chwili wraz z resztą strażników zaśmiał się w głos.
- Co im zrobicie? - popchnięty Marcus zatoczył się, ale zatrzymał jak szybko zdołał i zdawał nie liczyć z tym, że zniecierpliwiony strażnik może zechcieć go za chwilę szpetniej obić., Wydawał się spanikowany faktem, że ostatnia rzecz, świadomość losu Agigreen i Riny - przynajmniej poprzez tego losu współdzielenie, jest właśnie odbierana mało skutecznemu gwardziście, który jednak wierzył ewidentnie w swój obowiązek ich ochrony.
- Na razie nic… Ale jeśli nasz Pan pozwoli z chęcią złożymy im nie jedną wizytę… - Ponownie wszyscy strażnict wybuchnęli śmiechem. Wówczas to przez chwilę przyglądający się nieruchomo wyższemu o pół głowę klawiszowi Marcus zrobił rzecz ani niespodziewaną, ani przesadnie mogącą się powieść - szarpnął się i próbował jak tylko umiał temu co te słowa wypowiedział dobyć jego własny miecz z pochwy.
Plan oczywiście nie mógł się udać, ale też jasnym było, że gwardzista nie jest najlepszym strategiem...
Agigreen, która usłyszała zapowiedź żołdaka, uśmiechnęłą się pod nosem. “Niech przyjdą, chętnie się nimi zajmę”, uśmiechnęła się do Riny złym uśmiechem, pewna, że kobieta zrozumie co ma na myśli.
Widząc trudy i niepokoje Marcusa obdażyła go długim spojrzeniem, ale nie odezwałą się słowem. Dalej byłą na niego zła jak powierzchniowa osa za to, co zrobił.
Rina skinęła dyskretnie w odpowiedzi i popatrzyła na strażników po czym znów skupiła się na dokładnym obserwowaniu drogi, którą ich prowadzono. Starała się ją zapamiętywać, podobnie jak różne odnogi korytarzy mogące przydać się w przyszłości do ucieczki czy też wszelkich nieprzewidzianych okoliczności, nie było to jednak proste ze względu na to, że sieć tuneli była bardzo rozbudowana i znajdowało się tam wiele odnóg. Rina dostrzegła jednak, iż strażnicy posługiwali się tajemniczymi oznaczeniami na ścianach, które dzieliły cele więzienne na poszczególne sektory. Była wdzięczna Marcusowi za chęć ochrony, ale wiedziała też, że w tej chwili nie ma raczej szans na jakiekolwiek działanie mogące przynieść sensowne rezultaty, szła więc spokojnie nie odzywając się.
Marcusowi jednak brakowało doświadczenia i wprawy, podczas gdy strażnik był zahartowanym żołnierzem. Jednym szybkim ruchem wyprowadził szybki cios łokciem trafiając go w twarz i łamiąc chrząstki w nosie. Mężczyzna z zakrwawioną twarzą upadł na podłogę.
- Zobaczcie no go, jaki waleczny - Powiedział strażnik i kopnął go prosto w brzuch - Wstawaj, no już! W celi będziesz miał mnóstwo czasu do odpoczynku.
- Gdybyś miał chociaż jedną dziesiątą jego waleczności, to może być coś zaruchał od czasu do czasu, choć widziałam brońcie łajno ładniejsze od Twojej twarzy - powiedziała złowróżbnie spokojnie Agi w ciszy, jaka zapadła po wrzasku wojaka. - A tak okazuje się, że najwyraźniej okładanie nieuzbrojonego, nad którym na dodatek ma się przewagę liczebną, jest szczytem twoich możliwości - krasnoludka za wszelką cenę starała się odciągnąć uwagę napastników od Marcusa.
Strażnik spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Patrzcie no, ledwo od ziemi odrosła a jaka wygadana… - Podszedł bliżej przysuwając swoją twarz do jej - Jeśli chcesz mogę cię odwiedzić od czasu do czasu i pokazać, co naprawdę potrafię i wtedy dopiero mnie ocenisz - Uśmiechnął się.
- Z wielką przyjemnością - odparła z całą dwornością, na jaką tylko potrafiłą sie zdobyć. - Weź proszę tylko panie ze sobą szkło powiększajace, prawdziwego koguta, cobym nie zasnęła, i może choć odrobinę wina. Chętnie się zabawie - przyznała, szczerząc się sardonicznie.
Uśmiechający się w ten sposób krasnolud - bez względu na płeć, choć w przypadku mężczyzn czasami obraz wyłagadza broda - wyglada jak mały, złośliwy demon.
Najemnik odsunął się zdziwiony i skołowany.
- Uwierz mi, że rzeczy o których wpo...
- Dobra, dobra - przerwała mu, machając ręką i wracajać do linii obok Riny. - Wszyscy jesteście tacy sami. Najpierw obiecujecie Przodkowie wiedzą jakie cuda w ciemności, a potem kobieta musi udawać te rozkosz - Agi grzecznie stanęła przy Rinie, gotowa iść dalej tam, gdzie je wiodą.
Mężczyzna wręcz kipiał z wściekłości, kiedy jego towarzysze śmiali się na cały głos. Krasnoludka wiedziała jednak, że swoją postawą stworzyła sobie zawziętego wroga, który prędzej czy później upomni się o swoją zemstę. Oczywiście, jak to ona, nie mogła się tego doczekać.
- Ruszajmy dalej, Dave - powiedział jeden z towarzyszy - Bo ta mała diablica ma na pewno ma jeszcze parę asów w rękawie.
Strażnik jednak nic nie odpowiedział i popchnął tylko do przodu Marcusa, który w międzyczasie wstał z podłogi.
- Nie tylko w rękawie - Agi mrugnęła do roześmianego strażnika. Łebski facet.
- Idziemy - powiedział Dave z uśmiechem na ustach - Mam nadzieję, ze pożegnaliście się, bo długo się nie zobaczycie razem.
Agigreen nie odpowiedziała. Przez moment patrzyła tylko z niepokojem, w jaki sposób dzwiga się z podłogi Marcus, szukając wszelkich odchyleń, które mogłby wskazywać na to, że chamy zrobiły mu większą krzywdę, niz się wydawało. Potem odwróciła się, nie patrząc mu w oczy. Honor krasnoluda, honorem krasnoluda, ale bić leżącego kompana nie pozwoli. Działało to też w drugą stronę. Pobicie, pobiciem, ale krasnolud swój honor ma.
Marcus przez chwilę leżał na podłodze z rozszerzonymi oczyma i złamanym boleśnie nosem. Wyglądało, jak gdyby zachodząca konwersacja przerażała go jeszcze bardziej niż co już usłyszał. Marcus podniósł się wpierw na kolana, trzymając za krwawiący nos, gdzieś pomiędzy bólem a paniką o los kobiet - paniką w d...osłownym tego słowa rozumieniu. W strażniku coś pękło i pewnie normalnie, kierując się rozumem byłby choćby widząc zacięcie krasnoludki i możliwe konsekwencje się podporządkował, ale jako spanikowany dalej się szarpał, nic nie mogąc oczywiście wskórać.
Strażnicy na pewno nie raz widzieli, jak w kimś coś pękło i dla świętego spokoju trzeba było spacyfikować bardziej kompleksowo…
Rina nie odzywała się, ale widzac, że Marcus nie zamiesza się uspokoić popatrzyła na niego długo, uspokajająco, starając się zawrzeć w swoim wzroku całą pewność, ciepło i rówowagę emocji jakie miała w sobie
- Nie martw się - powiedziała cicho ignorując zarówno strażników jak i całą sytuację, która wydawała się przeczyć każdemu dobremu słowu - Damy radę, zaopiekujemy się sobą wzajemnie - uśmiechnęła się pokrzepiająco nie przejmując się już nczym innym niż mężczyzna i jego krwawiący nos, wpatrywała się w niego z troską - A ty zadbaj o siebie - dodała jeszcze ciszej, ledwie podsłyszalnie
Ignorując obecność pozostałych osób dwójka strażników zajęła się klęczącym Marucsem - jeden z nich podniósł go i chwycił za plecami, podczas, gdy drugi wyprowadził kilka siarczystych ciosów w brzuch. Przy jednym z ciosów ponióśł się raptowny, acz urwany krzyk Marcusa. Po chwili rzucili go z powrotem na podłogę i obserwowali go z wielką satysfakcją.
- Już ci lepiej? - Zapytał jeden z uśmiechem rozmasowujac knykcie.
Z ust młodego mężczyzny wydobył się tylko jęk - bez kirysu widać było, jak faktycznie wątły jest. Spojrzeniem nieobecnego oka spod drżącej jednej powieki mierzył światło padające na czubek buta klawisza z lochu. Nie odezwał się i nie poruszył.
Jeden z mężczyzn westchnął głośno.
- Głupie chuje, teraz będziemy musieli go nieść… Nie pójdzie dalej sam.
Marcus poczuł jak jego ciało podnosi się z posadzki i zanim się zorientował dwóch strażników trzymało go pod pachami, ciągnąc ciemnym korytarzem przed siebie. Z reszty podróży nie wyłapał zupełnie nic, zapamiętał tylko niewyraźne strzępki rozmów. Dopiero bolesne spotkanie z podłogą i odgłos zamykanych drzwi przywrócił mu na chwilę trzeźwość umysłu - jednak niemal od razu po tym zapadł w głęboki sen.
Agigren ze wszystkich sił starała sobie zapiec pod powiekami obaz i głos człowieka, po którego ciosie Markus nie zdołał zatrzymać w sobie krzyku. Musiala go zapamiętać, więc w półmroku szukała czegoś charakterystycznego w jego twarzy. Niech ją kamień pochłonie, niech ją ze skóry obedrą, ale ten człowiek za to zapłaci!
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline