Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2016, 18:58   #363
Rodryg
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Scena jaką zastała Elphi była co najmniej osobliwa nie mówiąc już o rozmowie Eryka z mężczyzną którą mogła podsumować tylko w jeden sposób.
“O bogini… to jak drugi Eryk trafił swój na swego.” - skomentowała w duchu próbując się przygotować psychicznie na spodziewany rozwój tej sytuacji, bo w końcu ich lokalny “dobrorob” w postaci Eryka na pewno ruszy do akcji.
- Emmm, łuskowate stworki ? Ciastka ? Możesz dokładniej wyjaśnić co się stało z twym kompanem co za stwory to były i dlaczego ciastka ? No i kiedy do tego doszło ? I rozumiem że masz jeszcze innych kompanów ? Wiedzą co zaszło ?
Mężczyzna się uśmiechnął na słowa Eryka.
- Tak jest! Jedyne co jest lepsze od pięści sprawiedliwości jest dobry kop w zad niegodziwości . A to ciastko za mądrą przemowę. - wyjął z kieszeni żółtą bryłę, która przy wielkim wysiłku wyobraźni mogła przypominać babeczkę z dużym wyraźnym śladem ugryzienia.
- Zawiera trochę piasku, ale można zjeść. Może jakbym upiekł dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć takich jak kazali to by uwolnili Boo, ale prędzej go zjedzą. - wziął głęboki wdech i odezwał się do Elphiry.
- Przybyliśmy do tego miasta będącego siedliskiem niegodziwości i występku, aby zdobyć pieniądze bo… No i zostawiłem go na trawce, aby trochę sobie pobiegał, a ja oddałem koszulę do prania bo struł się tą kapustą kiszoną co jedliśmy, a potem oddałem Liacora na ostrzenie bo on lubi dbać o hygenne i potem trochę się zagadałem z tymi miłymi paniami… a potem jeden z nich przyniósł mi list, ale nie potrafi go przeczytać, więc zaprowadził mnie do ich przywódcy, a ten powiedział, że potrzebuje tysiąca babeczek dla czarnego króla, a jak ich nie dostarczę to oddadzą Boo kotom! To były koboldy, trzy i mały drak. A oto mój towarzysz to Liakor. - wydobył z pochwy oburęczny miecz.
- A ten rudy to goblin? Możemy go zabić? - zawołała broń.
- Nie jestem goblinem… - obruszył się Airyd. - I czy ten miecz…
- Przymknij się Liacor. - syknęła Jasmine.
- Oho, ktoś został wyciągnięty ze starego kufra, wielka pani żyletka. - szydził miecz
- O tobie teraz przynajmniej ktoś powie “Ale wielki”.
- Hehe, kiedyś nie byłaś taka zgryźliwa, oj nie byłaś.
Wojownik patrzył na nich nic nie rozumiejąc.
Krasnolud przysłuchiwał się wymianie zdań z rosnącym przerażeniem. Otaczali go wariaci…
Elphira spojrzała wpierw na jednego rudego potem na tego mniejszego brodatego a potem na gadające ostrze.
- Że niby który ci przypomina goblina w którym miejscu ? Jeden jest trochę niższy ale daleko mu do goblina. Rozumiem że znacie się z Jasmine czemu jakoś mnie to nie dziwi. - skomentowała gdy wstępne zaskoczenie minęło i zaczęła zastanawiać się czy przypadkiem wszystkie świadome bronie w okolicy się nie znają po spotkaniu na przestrzeni lat ? Kto wie może nawet mają jakieś sekretne stowarzyszenie ? W końcu teoretycznie są “nieśmiertelne” chyba że ktoś ich nie strzaska, los potrafi chadzać dziwnymi ścieżkami więc wcale nie wykluczone że mogły się spotkać na polu walki. No i na coś ten umysł posiadały nie ? Kto wie może zza kulis kilka takich broni manipulowało swymi właścicielami by wpływać na przebieg historii ?! Ile zdarzeń mogło być efektem takich intryg ile… urwała myśl stwierdzając że takie dywagacje powinna sobie zostawić na rozmyślania przy kielichu wina… czy coś w tym stylu.

- Lady Jasmine, wyjaśnij mi co tutaj się dzieje? Znacie się z tym Liacorem? - łotrzyk wyciągnął sztyletę z pochwy. Spoglądał na ostrze jakby próbował ją prześwidrować wzrokiem. - Chyba możesz mi to wyjaśnić?
- Noo ten RUDY wygląda na goblina. Możemy go zabić i zabrać mu skarby? - powiedział błagalnie Liacor.
- My zabijamy jedynie przebrzydłców i złydnie. - odparł urażony Łysy wojownik.
- Widzisz, za życia znałam pewnego imbecyla. - - mówiła Jasmine.
- Przecież nadal jesteście żywa, Lady Jasmine. -zauważył Airyd.
- Bardzo dobrze znałaś, wręczy dogłębnie. - dwurąk zaczął się śmiać na cały głos
- Raz ze sobą spaliśmy. RAZ, byłam po herbatce Marcusa, a na dodatek ten gnol uderzył mnie w głowę. A potem wszystkim kumplom się chwalił, że zręcznopalca Jasmine nie jest wcale taka zręczna. wrzeszczała sztyleta.
- Hehehe, ale to prawda. - śmiał się miecz.
- A mam powiedzieć wszystkim, jak stałeś się gadającym kawałem żelastwa. - zapytała sztyleta prawie radośnie.
- A te baby są pamiętliwe. Liacor był oburzony.
- Demon go przemienił gdy ratował dziewicę z jej trojgiem dzieci i kotkiem. odparł wojownik.
- BUHAHAHAHA! - Jasmine aż drżała ze śmiechu.
- Wolałbym usłyszeć najpierw wersję wydarzeń, Lady Jasmine. - poprosił kitsune.
Krasnal wycofał się raczkiem jak najdalej od drużyny, po czym zaczął udawać fragment fauny i flory, co by nie rzucać się w oczy.
Eryk słuchał kłótni gadających mieczy dokładnie przeżuwając podarowaną babeczkę piasek głośno chrzęścił mu między zębami. - Piekarzem może nie zostaniesz Panie ale zdarzało mi się w życiu jeść gorsze rzeczy. Zwę się Eryk Świętobliwy Prostaczek jestem Paladynem w służbie dwóch dobrych boginni Iomeday Dziedziczki oraz Sarenrae Świetlistej cieszę się że z ich woli zyskałem okazje żeby pomóc innemu słudze dobra i prawości w kłopotach. - Wojownik sprawiedliwości skorzystał z przerwy w kłótni gadających ostrzy żeby wtrącić powitanie cieszył się że jego miecze nie mówią - Pozwolisz że pomogę ci pozbierać tą mąkę ? Jak rozumiem przerwał ci się worek w którym ją niosłeś ? Nawet jak jest wymieszany z piachem dam radę zrobić z tego jadalne placki a swoje lepsze żarcie będę mógł oddać biednym jesteś zainteresowany takim poświęceniem ? - Spytał po czym wyrzucił wszystkie przedmioty ze swoich skromnych juków i zaczął zbierać do nich zanieczyszczoną mąkę czekając na dalszy ciąg przedstawienia które zapewniają im myślące bronie.
- No nie, po prostu tak jakoś lepiłem na ziemi… Oj to nie był mądry pomysł. Jestem Minsk. - podał rękę Paladynowi.
- Bo widzisz, nasz kochany Liacor brał kiedyś udział w krucjacie przeciw tyranowi, za pieniądze oczywiście. Wszystko zaczęło się od tego, że Liacor naśmiewał się z regimentowej czarodziej, że jest tak płaska, że można by na niej prasować, ale ta nic, choć była nań wkurzona nie na żarty jak się dowiedziała. Jednak nasz wój nad woje wpadł na genialny pomysł i jak się upił to usiadł na głowie takiego niebieskiego Goblina i zaczął gdaczeć jak kura. Ten goblin jednak znał magię i kazał pójść Liacorowi do namiotu czarodziejki, i powiedzieć jej, że właśnie zmienił orientację i chciałby z nią poćwiczyć, jak to jest z chłopakiem. Jak już opadł dym i zebrano już to, co z niego zostało, to czarodziejka zlitowała się, i zaklęła go w miecz. Drogie dzieci, koniec bajki.
- No ale dziewica tam była, co co nie. - miecz zaczął rechotać a Jasmine tylko westchnęła.
- To raczej mało istotny szczegół. Ale gdzie wy wtedy byliście o Lady Jasmine? - zauważył Airyd.
- Ja wtedy sobie grzecznie wisiałam na uchwycie na broń… albo taki przystojny wampir Valdo wędrował ze mną…
- A to znaczy się że macie jakiś worek w którym to kupiliście ? To dawajcie tutaj przesypiemy a ja będę mógł swoje klamoty z powrotem pochować. - Powiedział do Minsca - Panie Lincorn jeżeli wolelibyście być znów człowiekiem a nie mieczem to właśnie szukamy takiego starego leża maga co tam tworzył nowe ciała. Co prawda, bylibyście wilkołakiem chyba że nasze czaromioty wykombinują jak robić takie ludzkie-ludzkie ale znam sporo miłych zmieniaków więc to nie taki zły układ a i tak będziemy odtwarzać ciało dla Lady Jasmine to dla was można to samo za jednym zamachem zrobić. - Zaoferował paladyn.
- A teraz szybko zbierajmy tę mąkę i idziemy nastraszyć potwory i odzyskać waszego przyjaciela bo musimy jeszcze zakupy zrobić, podwieźć biednego kapłana do obozu zawieźć głodującym jedzenie i pozbierać rzeczy do Dworku. - Wyliczył.

Elphira naprawdę starała się powstrzymać śmiech gdy wysłuchiwała rozmowy między Erykiem i jego nowym przyjacielem oraz dwoma ostrzami jednak szybko okazało się że nie miała na tyle silnej woli więc resztę dyskusji wysłuchała podśmiewając się pod nosem i nieudolnie próbując to ukryć. To chyba nie mógł być zbieg okoliczności i mogła się zastanawiać które bóstwo miało z tego całego zajścia niezły ubaw, gdy już się trochę opanowała dodała.
- Tak na marginesie to mogę chyba oczyścić wam tę mąkę by była bardziej zdatna do użytku… - po czym wróciła do chichrania się pod nosem jak głupia.
- Naprawdę ?! Dobrzy bogowie! Wszyscy bardowie plują się tylko o tym jaka to magia potężna ale nikt nie mówi jaka przydatna! Proszę Panienko Elphiro zróbcie tototo potem możemy znaleźć te maszkary i uratować przyjaciela Pana Mnisca a będziem mieć mąkę dla tych głodujących. - Zawołał Eryk w zachwycie.
- To zapewne dlatego że czarownik oczyszczający mąkę lub sprzątający dom magia jest kiepskim materiałem na balladę lub powieść w porównaniu z takim miotającym ogniem na prawo i lewo… - skomentowała przyjmując od Eryka worek mąki, mogła stwierdzić że chwilkę jej to zajmie.
- Że co?! znowu koboldy! - zawołał Airyd. Miał nieprzyjemne przeczucie zarówno do Minsca, perspektywy kolejnej wyprawy a na obecnym chaosie kończąc.

- Magia jest zaiste potężna… U nas w Irisien wiele o tym wiemy. - rzekł poważnie Minsk.
- Taaaak Wilkołak brzmi zajebiście. - rzekł Liacor.
Elpira kilkoma czarami oczyściła mąkę… Teraz tylko musieli poszukać koboldów…
- Jak dla mnie mag który czyści dom albo gotuje jest o wiele bardziej bohaterski niż jakiś dupek co pali wszystko wokół pali i myśli że wszystkie rozumy pozjadał. - Stwierdził Eryk pakując swoje klamoty z powrotem do sakwy - Panie Aryidzie myślicie że moglibyśmy użyć niosa tego waszego tresowanego lisa ? Może złapał by trop tam gdzie porwano towarzysza Pana Mnisca ? - Prostaczek nie chciał tak od razu zdradzać obcym sekretów przyjaciela bez jego przyzwolenia.
- Myślę, że można z nim spróbować. - zapewnił Airyd chcąc jak najszybciej opuścić towarzystwo obcych.
- Bo baby są do sprzątania, a nie do rzucania kulami ognistymi w Facetów. - rzekł Liakor zarozumiale.
- Gdyby ta czarodziejka się nad tobą nie zlitowała, to siedziałbyś w zaświatach dla tych, co zginęli śmiercią idioty. Panie Eryk, prawda, że takie miejsce istnieje. - Zapytała Jasmine. Airyd poszedł w zaułek i zmienił się w lisa i przyszedł do reszty.
- Mam nadzieję, że pan Airyd dobrze wytrenował tego lisa bo Boo nie lubi być goniony.
Kitsune przechylił głowę w bok, by wyglądać jak najbardziej nieszkodliwie i uroczo.
- Zawsze możesz zrobić sobie lisią czapkę łysy gamoniu. - zawołał Liacor.
Airyd zaczął się jeszcze bardziej martwić o swoją skórę, skoro w okolicy przybywało coraz więcej świrów, którzy w swoim szaleństwie wciąż zawyżali poprzeczki swoich poprzedników.
Grzmotozad popacał lisa po głowie, czując pewną więź łączącą rudowłosych osobników. Wprawdzie nie wyglądał jakby docierało do niego, że właśnie głaszcze Airyda, ale najwyraźniej niewiedza mu nie przeszkadzała, a ręcz działała balsamicznie.
- Nie jestem łysy tylko gdzieś zgubiły się mi włosy. - powiedział Minsc.
Airyd zaczął węszyć i szybko wyczuł ogórkowy zapach charakterystyczny dla koboldów i smoków. Przez dwa kwadranse szukał ich przyciągając przy okazji wiele łakomych spojrzeń. W końcu za jednym z domów dostrzegł mini obozowisko w którym siedziały trzy czarnołuskie koboldy. Jeden był masywny, miał topór i skrzydła, drugi nawet ładny odziany był w kolorowe szaty, a trzeci z mieczem rozglądał się nie ufnie. Wyczuł, że gdzieś w pudełku trzymają chomika, lecz nigdzie nie widział więźnia.

- Parakaka… Paraka. -Airyd w lisiej formie próbował zakomunikować towarzyszom “Mamy przed sobą uzbrojoną grupę “. Zrezygnowany przysunął się do nogi Eryka.
-[i] On kaszle? Struł się czymś?[i] - krasnal powiódł spojrzeniem po zebranych i lisie.
Minsc wyciągnął z kieszeni jakąś buteleczkę.
- Panie Krasnoludzie, proszę go przytrzymać a ja spróbuję mu to wlać do gardła. To magiczny lek babci, spirtum się nazywa i leczy ciało i duszę! - rzekł wojownik.
- Myślisz, że działa na lisy? - krasnal zapatrzył się na zwierzaka, kręcącego się pod nogami Eryka. Po czym spróbował złapać rudzielca, w celu nieruchomienia go. - Dawaj Panie rycerzu… nie pozwolimy by nam tu wykaszlał ducha! - zachęcił do pomocy paladyna.
- PRZESTAŃCIE NATYCHMIAST! Zwierzętom nie wolno dawać alkoholu! wy lepiej sobie golnicie na uspokojenie a ty maluchu idź znajdź Pana Airyda to jego druidzi nauczyli z tobą gadać. Pewnie go przypiliło i poszedł za stodołę a potem idź się pobaw z dala od groźnych Panów. - Kłamstwo nie było prawym czynem ale musiał coś wykombinować żeby nie schleli kitsune.
Minsc podrapał się po głowie.
- Ale to nie alkohol żaden jeno eliksir magiczny! Babcia mi go dawała… no często go mi dawała. Albo biła po głowie. Kochana babcia. - wojownik zatonął we wspomnieniach.
- Jak lekarstwo to lekarstwo! - Grzmot nie miał zamiaru słuchać się Eryka, skoro lis tu prawie konał, a przynajmniej tak mu się wydawało… Chwyciwszy rudzielca za ogon, przyciągnął psiaka po czym wziął na ręce. - Dawaj Pan! Lej w pysk, póki go trzymam i nie gryzie! - wysapał rudobrody, walcząc z wiercącym się i protestującym kitsune.
- AuA!!! Puść mnie pan kurna!! - wrzasnął Airyd przybierając ludzką postać - Dosyć tego dobrego! Nie dam się struć!!
- Wybaczcie Panie Aryid próbowałem zachować wasz sekret choć w ogóle nie należy kłamać. Mówiłem wcześniej że znam miłe łaki między innymi Pana Aryida. -Wyjaśnił zasmucony paladyn po czym, weselszym tonem dodał -Wyglądacie z Panem Grzmotem jak przepełnieni pasją kochankowie!
- Panie rycerzu….

Krasnolud dzielnie trzymał lisa, nawet gdy ten zaczął się przepoczwarzać w Airyda. Skołowany jubiler, trzymał mężczyznę w ramionach niczym nowożeniec swoją wybrankę, wgapiając się w niego jak sroka w gnat… po czym zwyczajnie go puścił na ziemię niczym worek ziemniaków.

Elphira znów śmiała się widząc wyczyny Airyda w lisiej postaci właściwie zastanawiała się po co był ten cyrk ? Nie mógł po prostu wrócić w swej normalnej postaci ? Znaczy się w tej mniej futrzastej normalnej postaci oczywiście. Przestało być śmiesznie gdy krasnoludowi zechciało się łapać lisa, a Airyd raczej wolał nie ryzykować dalszych atrakcji. Dziewczyna pokręciła tylko głową chowając twarz w dłoni:
- I na co ci to było ? Nie mogłeś normalnie się tu pofatygować ?
- Noż Panienko Elphiro to przecie jasne że nie wszyscy są tak tolerancyjni i miłosierdziem przepełnieni jak my to się nasz rudy przyjaciel przed obcymi ujawniać obawia w strachu przed linczem.
- O, ja! Lisołak. Szybko głupku, miedziakami w niego. Miedź je zabija. - Liacor wybuchł śmiechem.
- łapy precz od Airydka! - pogroziła Jasmine.
- Czy Boo żyje? Nie zrobili mu krzywdy. -zawołał skołowany Minsc.
- Nie jadam chomików. Parę nawet hodowałem. -skwitował Airyd otrzepując ubranie. - I tak od dziecka się przekonuję, że tolerancja nie jest wartością równą.
- To mogłeś przymaszerować normalnie a nie popisywać się swoją “sztuczką”, rozumiem że chciałeś nam coś przekazać tym… swoim… charczeniem czy co to miało być ? - spytała Elphi przechodząc do rzeczy nim reszta zacznie się rozwodzić nad ostatnim zajściem.
- Po lisiemu chciałem wam powiedzieć…. To rozumiem, że dla ludzkich uszu to brzmi dziwnie. - wymamrotał Airyd. - A mnie za zmiennokształtność różnie traktowali. W tym czosnkiem, a raz spróbowali mnie upiec w glinie jak jakąś gęś.
- Pieczony lis nadziewany czerwoną cebulą. Pychota. - rozmarzył się Liacor.
- Boo to nie chomik, jest moim duchowym przewodnikiem. - Odparł Minsk.
- I radzisz się go w każdej sprawie. - zapytała Jasmine ostrożnie.
- Oczywiście. Jest najmądrzejszą osobą jaką znam. - odparł łysy wojownik.
- Z dwojga złego, lepszy on. - odparła sztyleta.
- Ta jak by się miał słuchać miecza to chyba był by poszukiwany w całym hrabstwie. - skomentowała wywód woja po czym przeniosła wzrok na Airyda który zaczął się rozwodzić niepotrzebnie - To jak z tym “duchowym przewodnikiem” ?
- Boo to miniaturka wielkiego kosmicznego chomika… On jest tym mądrym w naszej drużynie. - tłumaczył Minsc.
- Coś mi się tak zdawało… - wymamrotał Airyd.
- A ja tym wygadanym… To co, naostrzysz mnie o… cholera, daltonizm zawsze rozwala mi komplementy… Żółtooka niewiasto. - zawołał miecz.
- Aha… to idziemy uwolnić Boo! - Minsc uniósł Liacora nad głowę.
- Idziemy? Jeszcze nie daj boże coś sobie zrobi… Albo co gorsza innym, skoro miecz tutaj rządzi? - kitsune zwrócił się do swoich towarzyszy. - W każdym razie w końcu widziałem, w pobliżu domów z obozowiskiem z trzema czarno-łuskimi koboldami. Jeden duży z toporem. I o dziwo ze skrzydłami. Drugi dziwny, a trzeci z mieczem. Czułem w pobliżu zapach chomika.
- Ten z toporem to ich przywódca. Co proponujecie, szturm frontalny czy zdecydowany atak. - zapytał poważnie Minsc.
- Taaak. - zawył Liacor.
- Możemy to zrobić dyskretniej teoretycznie mogła bym uniewidzialnić Airyda lub jeszcze kogoś. No i może da się ich przekonać do oddania chomika po dobroci. - zaproponowała czarodziejka próbując się nie śmiać gdy kończyła zdanie bo cała sytuacja wciąż była komiczna.
- Proszę bardzo, uniewidzialniajcie, pani Elphi. Może uda mi się przemknąć od razu z chomikiem. - zadeklarował Airyd.
- Nie marnujcie czarów Elphiro szanowana przekonam ich słusznością mojej sprawy i wspaniałomyślnością oferty!- Zawołał Eryk po czym zdecydowanie ruszył w kierunku koboldów.

Grzmotozad przysłuchiwał się rozmowie, ale nie wydawał się za nadto nią zainteresowany. Gdy jednak, Eryk ruszył do koboldów, złotnik posłusznie podreptał za nim, bo a nuż może się do czegoś przydać. Na przykład.. będzie groźnie wyglądać? Podobno czasem ludzie się go boją…
 
Rodryg jest offline