Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2016, 21:08   #69
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin

Korzystając z okazji, że mieli jeszcze chwilę nim srebro zostanie przetopione Elin podeszła do Gudrunn.
- Kogo o krew mogę prosić? - Zapytała pani na Jelling.
- Niewielu chętnych tu znajdziesz. Wołu nie może być? Mogę w lesie coś upolować jeśli Ci to nie szkodą.
- Jeśli wół został, to dobrze.
- Ostatni z Ribe. - skinęła głową Gangrelka.
- Skorzystam zatem, dokąd się udać?
- W stajniach stoją - wskazała volvie kierunek nieco na obrzeżu wszystkich chatek.
- Dziękuję. - Volva również skinęła głową i podążyła we wskazanym kierunku.
Była głodna ale wraz z myślą, że ma się zaraz pożywić rósł w niej niepokój. Ignorowała go jednak i do stajni weszła rozglądając się za zwierzęciem. Wół stał sobie spokojnie w boxie z tyłu stajni. Niepewność rosła w Elin coraz silniej i gdy w końcu podeszła do zwierzęcia i mrucząc mu uspokajająco do ucha chciała zakosztować krwi zamarła. Nie umiała przemóc się, by zatopić kły w wołu. Nie chciała czuć posmaku posoki na języku, choć tak bardzo ją potrzebowała. Musiała się zmusić, po prostu musiała. Stała tak chwilę wpatrując się intensywnie w zwierzę i w końcu zdołała się przemóc. Kły zatopiły się w skórze wołu na grubym karku i aftergangerka wzdrygnęła się na smak krwi, która spłynęła jej do gardła. Zmusiła się by pić dalej ale drżała cała z obrzydzenia do siebie samej. Zaspokoiwszy jeno najpilniejszy głód oderwała się z niesmakiem od stworzenia. To pewnie tak zwierzę po prostu smakuje… Uspokajała się w myślach. Na teraz musiało starczyć. Nie zamierzała więcej pić wróciła więc do pozostałych. Miecz ciągle obijał się o jej biodro i nogę. Będzie przeszkadzał w lesie, gdyby musiała uciekać. Poza tym… jeśli ma zamiar negocjować dobrze by było, żeby wyszła nieuzbrojona. Westchnęła cicho i skierowała się do halli, by schować broń do swej skrzyni.

Kuźnia - wszyscy

W końcu Jorik zjawił się przy grupie oczekujących aftergangerów.
- Gotowi są - rzutko oznajmił Freyowi.
Ten skinął głową.
- Idź do brata, a my do kuźni.
Chłopaczek zawahał się.
- A… jarlu… - spojrzał na skalda - … po wyprawie, jak wrócisz… zabierzesz mnie?
Skald zerknął przelotnie na Gudrunn.
- Jeżeli wrócimy, porozmawiamy o tym.
Jorik skinął głową i pognał poszukać starszego brata.
Lodowooka nic nie rzekła, lekko głową jeno skinęła skaldowi.
Volva wróciła z halli bez miecza tym razem i rozejrzała się pytająco.
- Kowal gotów? - Zapytała.
- Tak, Jorik mówił, że można zaczynać. Widzę, że jednak broni nie zabierasz...
- Jeśli mam z nimi rozmawiać lepiej bym nie uzbrojona była.
- Mądre to, mam nadzieję że pomoże. Chodźmy tedy.
Skinęła głową i podążyła za wszystkimi.

W kuźni gorąc buchał, lecz dźwięków głośniejszych słychać jeszcze nie było. Roztapianie kielicha nie wymagało wielkich nakładów pracy, więc
nadzorował jedynie samą zmianę naczynia na płynną, srebrną plamę. Pomarszczony, siwy, z mięśniami ramion już nieco obwisłymi nadrabiał jednak posturą.


Skald patrzył na niego lekko ‘wilkiem’, a raczej na pięknie wykonany tatuaż na ramieniu. Głosy myśli snujących się po głowie szeptały mu różne wytłumaczenia. Również i takie, że część mieszkańców sprzyjać mogła pomiotowi Fenrisa, a może i szpiegować? Czujnie obserwował kowala. Gudrunn podeszła przed wszystkimi do niego i w dłoń wcisnęła mu drobiazgi jakoweś, mrucząc cicho:
- Za trud po nocy. - Poklepała mężczyznę po ramieniu.
Przekrwionymi oczami spojrzał na wampiry i bez słowa dłoń wyciągnął pierw do Volunda. Bezgłośnie oczekiwał na broń Gangrela. Ten dotychczas w milczeniu zupełnym czekał, i ciężko było dociec, czy myśli w danej chwili w nim nikt nie uświadczy, czy jest ich pełen. Oczy zeszklone na potężnej sylwetce ziskrzyły się.
Nie zerkając nawet sięgnął po miecz w pochwie - kolejny z wozu, umarłemu odebrany bez patrzenia wręcz, który najlepiej by w dłoni leżał, który najbardziej dogodny by był. Broń opartą o wóz jął i za pochwę trzymając podszedł do wielkiego mężczyzny. Chwyciwszy na chwilę za rękojeść dobył ostrze, do połowy, odkładając pochwę z namaszczeniem i na przedramieniu klingę oparł, podając - prawie jak by dlań był to jakiś rytuał - broń temu, który miał ją bardziej śmiercionośną uczynić.
Kowal miecz ujął, przez chwilę ważył w dłoni. Spojrzał na ilość roztopionego kruszcu i mruknął niezadowolony. Czerpakiem na długiej rączce nabrał nieco srebra i powoli począł oblewać końcówkę zbrocza. Odsunął się i przyjrzał:
- Na wiela nie starczy - mruknął w powietrze.
Bez ceregieli miecz wcisnął w kadź z wodą by utwardzić srebrny szlak.
- Nie wiem jak długo utrzyma się. Tu w tej części może dłużej. Mniejsze kawałki mogą jeno odpaść szybciej. - marudził burkliwym tonem.
Z parującej kadzi wyciągnął broń Volunda, przesunął wielką, spękaną dłonią z bliznami od poparzeń i cięć. Przeszedł i młot uchwycił by srebrną warstwę wygładzić i do miecza wyważenia dostosować pieszczotliwymi ruchami. Oddał miecz potem Volundowi i po kolejną broń dłoń wyciągnął. Gangrel z takim samym szacunkiem - do broni i do kowala - broń przyjął, głowę pochylając przed mężczyzną na chwilę, i wcale nie obrażon, iż ten na to nie zważa lub nie widzi.
Z lekkim ociąganiem i Freyvind swą broń z pochwy wyjął by w końcu kowalowi ją podać. Wciąż obserwował go przy tym świdrującym wzrokiem, lecz mężczyzna spojrzeniem się nie przejmował, skupiony w pełni nad swymi czynami. Miecz Freyvinda z równą dbałością i pieczołowitością traktował. Skończywszy rozejrzał się za kolejnymi ostrzami jego pracy wymagającymi. Broń swą odbierając skald podobnie jak berserker wcześniej w podzięce głową skinął. Nie miał wszak nic aby inaczej kowalowi za jego pracę wynagrodzić.
Gdy nikt więcej po broń nie sięgał by mu podać, znowu się odezwał:
- Jeszcze zostało. Niewiela, na kawałek ostrza, przy sztychu można… - znowu kaprawe spojrzenie podniósł na zebranych oczekując ich decyzji.
- Kilka niewielkich bryłek z tego uformuj i pracy na dziś Twej wystarczy.
Przygotował niewielkie łubki i w formę okrągłą ułożył by zlać srebrzystą ciecz. Po krótkim czasie nieco ciepłe kulkowate kawałki wrzucił w dłoń skalda. Pomrukując wyprawił wszystkich z kuźni, zamykając podwoje za nimi.

Gudrunn rozejrzała się po towarzyszach:
- Gotowi?
- Tak - Freyvind wziął Elin za dłoń i położył na niej dwie kulkowate, lekko nieforemne kawałki srebra, Gudrunn podał jeden. - Gdyby jednak do walki przyszło, a doszło do tego co z Elin ostatnio gdy bestia już na niej… choćby w pysk mu to wrzucić. Jeśli prawda, że im srebro nie służy, ostatni ratunek to wtedy być może.
Volva spojrzała na grudki i skinęła głową.
- Dziękuję - odrzekła chowając je do mieszka przy pasie.
Gudrunn zaś łebkiem jasnym pokręciła.
- Nie mam jak tego nieść - ramiona rozłożyła - Złotousty. - Uśmiechnęła się przekornie. - Zatrzymaj. Może Tobie się przyda.
Nie sprawiał jednak wrażenia jakby koniecznie chciał srebro zatrzymać. Zwrócił się tedy z ostatnim kawałkiem ku Volundowi, który tylko uniósł brew komicznie, nagi i o nagi miecz oparty stojąc. Skald uśmiechnął się lekko, sam sakiewki nie mając zacisnął dłoń na kulce kruszcu jak na amulecie. Tarczę na plecy założył i popatrzył na Gudrunn jaka prowadzić ich miała.
Lodowooka płaszcz i kaftan zrzuciła, po drodze za róg kuźni. Po chwili tuż obok stała czarna wilczyca węsząca powietrze.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 27-07-2016 o 21:19.
Blaithinn jest offline