Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2016, 01:54   #42
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jej mina nieco przygasła. Wsunęła dłoń w zieleń, a następnie przesunęła ją w bok, odsłaniając przejście.
- Nie, człowiekiem też nie jestem - wskazała mu owe przejście zapraszając by przeszedł jako pierwszy. - Jestem smokiem.

Barry nie bardzo wierzył w to, co słyszy. Zamrugał.
- Smokiem? Takim ze skrzydłami i ogonem? Ziejesz ogniem?

- Jestem na to za młoda - odparła, wyglądając na rozbawioną. - Możliwe też, że nigdy nie będę nim zionąć, nie znam jeszcze swojej mocy. Skrzydła jednak i ogon się zgadzają. Czy w twoim świecie także występujemy?

- Tylko w bajkach - spojrzał na nią uważnie.
- Nigdy nie widziałem smoka. Mogę zobaczyć twój ogon i skrzydła? - uśmiechnął się szeroko.

Pokręciła głową ze śmiechem.
- Trochę za mało tu miejsca - stwierdziła, omiatając wzrokiem drzewa, które faktycznie rosły dość blisko siebie. - Przed chatą jednak jest go wystarczająco dużo. Jeżeli przestaniesz się guzdrać, to ci je pokażę… Barry.

- Czy chata jest za tym przejściem?

Skinęła głową.
- Tak, to już niedaleko.

Przekroczył otwarte przejście i natychmiast zszedł ze ścieżki skręcającej w prawo, a następnie usiadł na trawie. Uśmiechnął się szelmowsko do Orgii.
- Zmęczyłem się. Musze odpocząć - powiedział wcale nie wyglądając na zmęczonego.
- Opowiedz mi, proszę, o demonach.

Westchnęła nieco zirytowana, jednak także przekroczyła zasłonę, a po ponownym jej zasunięciu podeszła do stojącego obok miejsca, w którym siedział Barry, drzewa. Nie usiadła jednak, a tylko oparła się o jego pień.
- Co tu wiele o nich opowiadać. Wedle podań pojawili się a Avalonie zaraz po elfach. Niektórzy twierdzą, że były tu pierwsze, ale wyszły na powierzchnię dopiero gdy pojawiła się dla nich konkurencja. Nikt tak na prawdę nie wie jak to było. Obecnie jest ich niewielu, każdy jednak to potężny sojusznik lub wróg, w zależności po której stronie stanąć. My, smoki, często z nimi współpracujemy lub im służymy. Dzielimy z nimi niebo, współdzielimy jaskinie, badamy zawiłości magii. Owa przyjaźń trwa od wieków, przynosząc korzyści zarówno jednej, jak i drugiej rasie. Niektórzy uważają, że to właśnie dzięki smokom, demony posiadły swoją moc. Inni uważają, że bez demonów smoki dawno by już wymarły. Opinie są podzielone, jak to zwykle bywa, i zależne od strony po której opowiada się owej opinii udzielający.

Barry milczał przez chwilę, po czym spojrzał na Orgię z dołu.
- Jak można stąd wrócić?

- Gdzie? - zapytała, opuszczając wzrok w dół, łącząc go z jego oczami. - Gdzie chciałbyś wrócić, Barry?

- Do mojego świata - odparł krótko z zamkniętymi oczami wspierając się na łokciach. Na twarz odgiętą do tyłu padały promienie słońca przedzierające się cętkami przez korony drzew.

- Taki jak teraz? Wilk, który co pełnię tracić będzie nad sobą panowanie i ruszał polować? W świecie gdzie nikt nie będzie w stanie cię powstrzymać? Chyba, ze macie tam Łowców, macie Tropicieli, macie magię zdolną wstrzymać furię, która obudzi się w twoim sercu wraz z chwilą, gdy tarcza księżyca w całej swej urodzie zalśni na nocnym niebie? Powiedz mi, Barry, czy zaryzykujesz życie i zdrowie swojej rodziny, bliskich, znajomych, przyjaciół. Czy będziesz w stanie żyć z ich krwią na rękach, w pysku, z częściami ich ciał w żołądku?

Usłyszał jedynie cichuteńki szmer, nim poczuł dotyk jej dłoni na piersi. Przykucnęła tuż przy nim, wspierając drugą rękę na korzeniu.
- Czy twoje serce będzie w stanie znieść ten ból, a barki unieść ciężar?

- A jak się tego pozbyć? - zapytał i otworzył oczy, by spojrzeć na nią z lekko przekrzywioną głową.

- Nie wiem - odparła, z wyraźnym smutkiem w głosie. - Zapewne królowa, lub jedna z jej sióstr mogą coś wiedzieć na ten temat. Jestem zbyt młoda by znać odpowiedzi na takie pytania. Zacznij jednak przyzwyczajać się do myśli, że już nie wrócisz, a ten świat jest teraz twoim domem. Będzie ci łatwiej - uśmiechnęła się lekko, pocieszająco. - Wszystkim będzie łatwiej.

Przeniósł ciężar ciała na jeden łokieć, by móc podnieść drugą rękę. Przelotnie dotknął dłoni spoczywającej na jego klatce piersiowej.
- Łatwo powiedzieć. To nie moje miejsce. Nie, żeby mój świat był lepszy, ale jest mój. Po prostu. Wiem, że mam uważać na to, żeby mnie samochód nie potrącił, żeby smartfon się nie rozładował, mam nie wkładać palców do kontaktu i uważać, żeby nie zaćpać za bardzo. Nikt nie chce mnie zabić za to, kim ktoś mnie uczynił.

- Pozostaje więc mieć nadzieję, że sposób na to byś wrócił do tego świata jako człowiek - istnieje. Jeżeli jednak to się nie uda, nie próbuj wracać. Znajdź swoje miejsce tutaj i rozpocznij nowe życie. Nie wiem co to samochód i smartfon, czy też kontakt, jednak wiem, że umysł to elastyczny twór. Jeżeli da się mu czas i możliwości, to dostosuje się do każdych warunków. Teraz jednak ów umysł jak i ciało, potrzebują czegoś, co pozwoli im dalej funkcjonować - przechyliła lekko głowę, pogłębiając nieco uśmiech. - Chodźmy. Rozmawiać możemy także w chacie, a ja będę mogła w międzyczasie zająć się stworzeniem czegoś w miarę jadalnego do spożycia.

Przesunął palcem przez zewnętrzną część jej dłoni, wewnętrzną nadgarstka i przedramienia, gdzie opuszki pozostały błądząc w górę i dół.
- Nie masz łusek - powiedział jakby nie słysząc.
- Nie tak wyobrażałem sobie smoki. Masz gładką, ciepła skórę. Nie narzekam - rzekł przyglądając się badanej części jej ciała.

Orgia wstrzymała oddech, jednak nie cofnęła ręki, z zaciekawieniem wodząc za jego palcem.
- To nie jest moja właściwa forma. Jeżeli jednak chcesz, mogę ubrać to ciało w łuski. Mój ród odziedziczył po przodkach zdolność do stopniowej przemiany. Z tego też powodu zwą nas nieczystymi. Jest to jednak niezwykle przydatna spuścizna - dokończyła, przenosząc wzrok z palca, na oczy Barrego.

Przeniósł dłoń na jej policzek.
- Będę chciał, ale później - rzekł kierując się w stronę jej ucha i nie skomentował jak bardzo przydatne są spuścizny. Przejechał po nim palcem badając kształt małżowiny.

W odpowiedzi przechyliła głowę bliżej jego dłoni, jednak oczu nie zamykała. Te zaś zaczęły zmieniać kolor. Z początku brązowe, niczym na dobrą sprawę się nie wyróżniające, zaczęły blaknąć, zmieniając się w dwie lśniące tafle szarości, delikatnie tylko naznaczone ledwie dostrzegalnymi nićmi złota. Jej własne palce rozsunęły się, obejmując większą niż poprzednio, część męskiego torsu.
- Powinniśmy dotrzeć do chaty - rzuciła, niezbyt siląc się na to, by ton jej głosu był przekonywujący. Wciąż korzystając z tej samej dłoni, przesunęła ją wyżej, do szyi Barrego, muskając opuszkami palców wrażliwą skórę.

- Twoje oczy - powiedział, zaś kego kciuk znalazł się w jednym z kącików. Odgiął lekko głowę, by odsłonić miejsce zajmujące uwagę Orgii.
- Są niezwykłe - dokończył i wsunął dłoń we włosy kobiety, by lekko przyciągnąć jej głowę bliżej. Patrząc na nią uważnie trącił delikatnie jej nos własnym.

Zamruczała, a dźwięk ów począł wibrować nie tylko w jej ciele, ale dotarł także do Barrego, pobudzając zakończenia nerwowe i przyspieszając bicie serca. Było w tym coś nieznanego, nowego i zdecydowanie zwierzęcego. Zupełnie jakby w odpowiedzi na ów pomruk, w jego sercu i gardle rodziła się ochota by wydać własny dźwięk, warknięcie. Zapachy napływały do niego z siłą rozpędzonego pociągu. Łąka pełna dzikich kwiatów zdawała się otaczać go ze wszystkich stron, a słodkie, kuszące fiołki, wdzierały swym zapachem w jego wnętrze, sprawiając, że był w stanie poczuć ową słodycz na języku. Doszła i nowa woń, mocna, odurzająca i napływająca falami od Orgii. Był w niej wiatr i lód. Była woń zmoczonej letnim deszczem ziemi i żywiczny zapach świeżo ściętego drzewa.

Jej dłoń skorzystała z okazji i przesunęła się wyżej, badając dokładnie każdy skrawek delikatnej skóry szyi, przechodząc na żuchwę i podbródek, który przysunęła bliżej, tak iż ich usta dzielił ledwie milimetr.
- To oczy smoka - odparła, muskając jego wargi oddechem. - Podobno potrafią skraść duszę - dodała, całkiem likwidując ową niewielką przestrzeń jaka dzieliła ich usta. To jednak nie dotyk warg poczuł, a języka.

Z gardła wyrwało mu się ciche mruknięcie, które, jak stwierdził z lekkim zaskoczeniem, nieco przypominało warkot.
- Przekonajmy się czy to prawda - powiedział nie przerywając połączenia wzrokowego, zaś jego oczy uśmiechnęły się ciepło do niej. Własnym językiem przejechał delikatnie po dolnej stronie jej języka. Nie wypuszczając włosów Orgii spomiędzy palców osunął się na plecy lekko ciągnąc ją za sobą.

Uwolniona druga ręka natychmiast powędrowała na jej plecy, sunąć po nich.
- Igrasz z ogniem, wilku - odparła tuż po tym, jak sama przesunęła swój język, badając jego w sposób, którego chwilę wcześniej użył. Opadając na niego straciła oparcie drugiej ręki, przylegając ciasno do męskiego ciała. Zaśmiała się przy tym wesoło, a w jej oczach złote żyłki zalśniły wewnętrznym światłem.

Unosząc się ponownie, przesunęła się tak, by jej twarz znalazła się nad jego. Gęste, czarne włosy wyrwały się spod uwięzi kaptura, opadając w dół i łaskocząc po twarzy. Nogi, do tej pory utrzymujące ciało w pozycji kucającej, teraz otoczyły biodra Barrego, biorąc je między kolana.
- Podoba mi się to - wyznała, obniżając twarz by ustami wbić się w bok jego szyi. Usta poczęły dręczyć delikatną skórę, raz po raz łącząc się w tej zabawie z zębami i językiem.

- Jak zawsze - odparł odginając głowę mocniej, zaś dłoń znajdująca się we włosach, tuż przy karku, zacisnęła się i przycisnęła mocniej głowę Orgii do szyi. Jej agresywne zabawy były bardzo przyjemne. Z pleców zsunął dłoń na pośladek, gdzie zacisnął palce. przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej rozkoszując się zapachem, jaki od niej bił oraz naciskiem jej ciała na własne.
Ponowny pomruk wprawił ich ciała w wibracje. Usta kobiety zsunęły się niżej, przechodząc na bark, odsuwając przy okazji ubranie, które jej w tych czynnościach przeszkadzało. Zwinna dłoń wsunęła się między ich ciała, rozpoczynając pozbawianie Barrego koszuli. Robiła to jednak powoli, dając czas ustom, by mogły do woli nacieszyć się dotykiem jego skóry. Te zaś korzystały do woli, badając, drażniąc i łagodząc. Jej pocałunki zostawiały po sobie ślad, będący tropem jej działań. Delikatnie podrażniona skóra stawała się wrażliwa, sprawiając, że każdy, nawet najlżejszy dotyk, wywoływał falę przyjemności. Dotyków tych zaś nie brakowało. Powiew wiatru, muśnięcie włosów, oddech…

Gdy dotarła do piersi, wędrówka zamarła na dłuższą chwilę, skupiając się kolejno na prawym, a następnie lewym sutku. Orgia przeniosła ciężar swego ciała na uda, dzięki czemu Barry mógł poczuć jak mięśnie jej pośladków napinają się pod jego dłonią. Oswobodzona druga dłoń smoczycy, podjęła walkę z paskiem, podczas gdy pierwsza wciąż bawiła się guzikami.
Przymknął oczy pogrążając się w świecie zapachów i doznań czuciowych. Zadrżał lekko, a ręce przeniosły się na jej uda i ponownie podjęły wędrówkę wyżej po bokach jej ciała. Prócz dawania pieszczot przez odzienie poszukiwały sposobu na rozpięcie stroju.

Sposób był, w postaci rzemieni, które z tyłu więziły jej ciało, zamykając je w owej zbroi. Rozsupłanie ich bez wątpienia zajęłoby dość dużo czasu gdyby mieć na nie dobry widok, a tego wszak w chwili obecnej nie posiadał. Orgia przyszła mu jednak z pomocą i to raczej nie taką, jakiej się mógł spodziewać. Zapach wiatru, deszczu i ziemi, stał się w jednym momencie absolutnie dominujący pozostały. Dłoń Barrego, która padała tajniki stroju kobiety, nagle przestała owe tajniki wyczuwać. Zamiast tego zyskał możliwość dotknięcia gładkiej, rozgrzanej skóry, pozbawionej wszelkich więzów w postaci zbroi czy ubrania. Śmiech Orgii zabrzmiał tuż przy jego splocie słonecznym.

- Spuścizna - wymruczała, schodząc niżej, tam gdzie zwinna dłoń udzieliła jej dostępu do całego torsu leżącego pod nią człowieka. Dostępu, z którego od razu zaczęła korzystać, sunąc ustami w dół, do pępka, przy którym bawiła się przez chwilę językiem, po to tylko by porzucić go dla drogi, która wciąż wiodła w dół. Gdy druga dłoń dołączyła do tej, która bawiła się paskiem spodni mężczyzny, owa przeszkoda przestała istnieć w mgnieniu oka. Za nim zaś czas przyszedł na spodnie. Wpierw guzik, a następnie suwak, oddał swą pozycję jej zwycięskim dłoniom.

Usta zatrzymały się na wysokości pasa. Orgia uniosła głowę by na niego spojrzeć, a w jej oczach lśniły przekorne iskierki. Oblizała usta, przesuwając swoje ciało z powrotem ku górze, zatrzymując dopiero w momencie, w którym jej uda znalazły się na wysokości jego. Obniżyła je tylko na tyle, by musnąć delikatnie wybrzuszenie, które dopiero co pozbawiła pierwszej z zapór. Uśmiechając się pochyliła swą twarz nad jego i musnęła wargi mężczyzny w lekkim, przelotnym pocałunku.

- Wciąż możesz się wycofać - wyszeptała mu do ucha, nieco przy tym mocniej naciskając dolną częścią swego ciała, pobudzając i drażniąc się z nim.
Gdy jej odzienie zniknęło roześmiał się cicho. Czuł jej skórę pod palcami, kiedy opuszkami przesuwał po jej plecach i drapał je paznokciami, by zaraz potem złagodzić pociągnięcia. Uniósł brodę wyżej tuż po jej dotyku w okolicach pasa. Złączyła własne usta z ustami Barry'ego, zaś on drapnął jej żebra, by natychmiast po tym osłodzić posunięcie opuszkami palców.

- Cudownie pachniesz - zrewanżował się cichym szeptem podrażniającym ucho Orgii. Pocałował je lekko i przygryzł płatek ucha. Zassał go, a następnie przesunął po nim językiem. To właśnie nim badał małżowinę swej przewodniczki.

Roześmiała się, jednak śmiech ów został urwany i zastąpiony jękiem, który wyrwał się z jej ust. Ruchy dolnej części jej ciała przybrały na szybkości. Uda za każdym razem opuszczały się niżej, coraz mocniej przy tym naciskając na ciało Barrego. Lewa dłoń kobiety powędrowała w tamto miejsce, pozbawiając go ostatniej osłony. Palce objęły w posiadanie oczekujący ich pieszczot członek, podczas gdy język swą końcówką muskał bark i te części szyi, do których był w stanie dotrzeć.

Zabawa dłoni nie trwała długo. Wilgotne, ciepłe wnętrze czekało gotowe na to by zostać wypełnione. Orgia nie wahała się ani chwili dłużej, niż było to wskazane. Opuściwszy ciało, wsunęła go w siebie, dodatkowo pobudzając dłonią, aż nie zostało dla niej nic do pobudzania. Dopiero wtedy przeniosła ją na tors Barrego, umykając głową przed jego ruchliwym językiem i ustami.
- Odważny jesteś - pochwaliła go, zaczynając poruszać się na nim. Odchyliła głowę do tyłu, tak iż włosy dotknęły jego nóg. Dłońmi zaś przesuwała po żebrach, brzuchu i piersi kochanka, sprawiając przy tym wrażenie, że sprawia jej to taką samą przyjemność, jak jemu.

Westchnął, zaś dłonie przeniesione na uda zacisnęły się na nich. Co prawda Barry miał inną opinię odnośnie własnej odwagi. Był prędzej głupi, ale nie obchodziło go to, gdy czuł ją wszędzie.
I jej zapach.
Jego palce przesuwały się po nagich udach okazjonalnie zaciskając lekko w przypływach kolejnych fal. Wędrowały na brzuch, w okolice pępka i niżej. Uchwycił jej miednicę, by wspomóc nimi oraz własnymi własnymi biodrami ruchy Orgii.

Te zaś przyspieszały z każdą chwilą ich połączenia. Oddech kobiety także przyspieszył, współpracując z ruchami jej ciała. Uniosła głowę z powrotem, wbijając rozjaśnione złotym blaskiem spojrzenie w oczy Barrego. Uśmiechała się do niego, sunąc dłońmi wyżej, do jego szyi jednocześnie pochylając ciało i nabijając się głębiej. Jej uda zdawały się nie czuć zmęczenia, a wręcz przeciwnie, ruchy jej ruchy były nawet żywsze niż na początku.
Barry też przyspieszył dostosowując się do tępa kobiety, a kiedy pochyliła się nad nim przesunął dłonie w wzdłuż jej boków. Objął nimi piersi kobiety. Ścisnął je lekko sutki więżąc między palcami wskazującymi i środkowymi, tuż przy dłoni.

Kiedy dłonie Orgii zbliżały się do jego szyi nachylił odchyloną do tej pory głowę w ich kierunku, by przesunąć językiem po palcach do nadgarstka, gdzie zatrzymał się na dłuższą chwilę.
Pomruk rozdarł ciszę lasu, a zabrzmiał on zdecydowanie głośniej niż poprzednie. Powietrze wokół ciała Orgii zafalowało, sprawiając wrażenie rozgrzanego żarem, które od niej biło. Uniosła rękę, którą zajmował się jego język, przysuwając ją do jego twarzy tak, by ułatwić mu dostęp do wrażliwej skóry wnętrza. Drugą zsunęła na jego kark, wplatając ją w jego włosy. Jej ciało zachowywało się jak fale morza, to zbliżając się, to znów oddalając, tańcząc na nim, jakby był piaszczystą falą. Z każdym ruchem zdobywała kolejne połacie, wchłaniając je w siebie aż do końca. Czuł każdy jej ruch. Otulała się wokół niego ciasno, naprężając nie tylko te mięśnie które mógł dostrzec, ale i te, które mógł jedynie czuć.

- Obejmij mnie - nakazała mu, wypowiadając te słowa między jednym, a drugim, szybkim oddechem. - Obejmij całą.
Gdy podsunęła mu rękę pocałował ją czule, po czym przesunął po niej językiem. Przerwał na chwilę chłodząc nadgarstek kobiety oddechem podczas wpatrywania się z fascynacją w przemiany, jakie w niej obserwował. Pocałował ponownie jej dłoń. Przymknął oczy i chwilowo wstrzymał powietrze, gdy rozkosz napłynęła mocniej. Ze wszystkich stron, zdawało się.
Zgodnie z jej życzeniem oderwał dłonie od tak bardzo przyjemnych w dotyku piersi i dźwignął się do pozycji siedzącej. Wsunął zgięte nogi pod jej pośladki, by zapewnić oparcie jej pośladkom, zaś rękami objął ją czując na własnym torsie jej sutki. Palce ponownie zyskały dostęp do jej pleców, które swobodnie drapał i głaskał. Pocałował jej wargi. Przygryzł dolną i kilkukrotnie musnął końcem języka.

W odpowiedzi wysunęła własny język, muskając nim jego wargi i wsuwając się w jego usta, łącząc w pocałunku. Jej nogi oplotły Barrego, przytrzymując kolanami i udami, jego boki. Westchnęła gdy ich połączenie nabrało nowej głębi. Ręce opuściła w dół, obejmując dłońmi uda mężczyzny, wykorzystując ów uchwyt by wzmocnić doznania.
- Trzymaj się mnie, wilku - wyszeptała mu w usta, a w jej rozjaśnionych pożądaniem oczach ponownie zalśniły żądne psoty iskierki. Przywarła piersiami do jego torsu, wyginając się nieco do tyłu.

Pod opuszkami palców Barrego, jej skóra zaczęła drżeć. Nie było to lekkie drżenie, jakie mogło towarzyszyć odczuwanej przez nią rozkoszy. Nie, to było mocne, sprawiające że jej plecy poczęły falować, zaś pod skórą mięśnie rozpoczęły dziki taniec, jakby pragnęły wydostać się na zewnątrz. I tak też się stało. Zanim zdążył zareagować, z jej łopatek wystrzeliły skrzydła, zasłaniając na chwilę blask słońca i chowając ich splecione ciała, w cieniu.
- Trzymaj mocno - dodała, unosząc twarz ku górze, która nagle, pod wpływem ruchu owej dodatkowej części jej ciała i podmuchu wiatru, który spowodowała, zaczęła się przybliżać. Orgia nie przestawała się przy tym poruszać, utrzymując go pewnie między swymi nogami i zapewniając oparcie zadziwiająco silnych dłoni, które nie pozwoliły na to, by się z niej wysunął.
Roześmiał się głośno przerywając na chwilę pocałunek, zaś ręce i nogi trwały zaciśnięte wokół smoczycy, zaś biodra nadal poruszały się. Dotknął własnym czołem jej czoła i trącił jej nos własnym, po czym ponownie, czule pocałował jej wargi, a kiedy rozchyliły się, wysunął język muskając wilgotne ciało, zęby. Nieco przeszkadzały w tym szybkie westchnięcia i pomruki, jakie wyrywały mu się z gardła. Nagle oderwał się od jej ust i dopadł do ucha w przypływie silnego pożądania.

- Tak - jęknęła, przywierając do niego tak blisko, że równie dobrze mogliby być jednym ciałem. Stwardniałe sutki ocierały się o jego tors za każdym razem gdy wznosiła się i opadała. Silne dłonie przyciągały go do niej, a nogi zapewniały stabilne podłoże, na których mógł się wesprzeć. Lecieli wciąż w górę, wprost ku czekającemu na ich przybycie słońcu. Skrzydła uderzały rytmicznie, studząc ich ciała podmuchami, które jednak nie były w stanie zmniejszyć żaru jaki ich trawił.
- Jeszcze - napłynęło do jego uszu, pełne zarówno prośby jak i nakazu, jęknięcie.

Przygryzał i ssał płatek ucha, zaś językiem badał kształt małżowiny zaczynając od zewnątrz. Schodził wraz z jej kształtem coraz bliżej środka, by w końcu dostać się nim wgłąb. Dłonie tymczasem uchwyciły nasadę skrzydeł, choć tak, by nie powodować dyskomfortu w ruchu. Przejechał paznokciami w tamtym miejscu, badał je opuszkami palców. Doświadczał dotyku skóry smoczycy i dawał dotyk obserwując co sprawia jej przyjemność w tamtym rejonie.
Sam przyspieszył czując narastającą przyjemność.
Jęknął do jej ucha pobudzając je oddechem.

Nasada skrzydeł bez wątpienia okazała się dobrym wyborem, który zaowocował przyspieszonymi uderzeniami skrzydeł i głośnym, długim jękiem, który wniknął w niego, rozchodząc się po całym ciele. Odchyliła się mocniej do tyłu, umykając językowi Barrego, całkiem pogrążając się w przyjemności płynącej z działań jego dłoni. Dolna cześć jej ciała także odpowiedziała, zaczynając pulsować, zaciskając się na nim, to znów rozluźniając. Otwarte usta niemo wołały w niebo, na którego spotkanie mknęli, szybko oddalając się od ziemi.

Barry przyspieszył ruchy. Na przemian drapał i łagodził działania opuszkami. Był coraz wyżej i coraz bliżej. Usta wraz z językiem przeniosły się na szyję.
Oddech mężczyzny był coraz rzadszy, a dłonie zacisnęły się przy skrzydłach, gdy czuł nadchodzący koniec. Przywarł do niej mocno, zaś wszystkie mięśnie ciała stwardniały w napięciu. Zęby zacisnęły się na skórze szyi.
Orgia krzyknęła, a krzyk ów zdominował niebo. Był dziki, potężny i nie posiadał w sobie nic ludzkiego. Umilkł jednak zanim stał się zbyt bolesny dla czułych uszu Barrego. Jeszcze przez chwilę się nie poruszała, oddychając ciężko.
- Ufasz mi? - zapytała, szepcząc te słowa do jego ucha.

Oparł bok własnej głowy o jej. Czuł jak pulsuje wokół niego i za nic nie wyszedłby nawet, gdyby mógł.
- Tak - odparł krótko składając przelotny pocałunek w szyję.

- Więc się nie bój - powiedziała cicho, a następnie jednocześnie rozłożyła palce i zsunęła nogi, odpychając go od siebie z mocą. Jako, że nie próbował się jej złapać, zaczął szybko opadać w dół. Widział ją jeszcze przez chwilę, jako malejącą powoli postać, jednak blask słońca zmusił go do przymknięcia oczu, wbijając w nie ostrza swych promieni. Gdy je ponownie otworzył, ujrzał jedynie błękit nieba.

~ Nadchodzę - rozbrzmiało blisko niego, tak blisko, że mógłby przysiąc iż głos ów rozległ się w jego głowie. Zaraz po tym podmuch powietrza sprawił, że zaczął się obracać niekontrolowanie. To widział ziemię, to niebo i znowu ziemię i… Coś się zbliżało. Potężny kształt, rosnący z każdą chwilą, nadlatujący z prawej strony.

~ Złap się - nakaz ów podszyty był rozbawieniem i połączony ze wstrząsem, gdy ciało człowieka spotkało się z twardą powierzchnią. Wylądował, czy to za przyczyną szczęścia czy przypadku, a może działań stworzenia, na którego plecach się znalazł, dokładnie między owymi plecami, a długą, masywną szyją. Wypustki rogów, które tą szyję zdobiły wystarczały w sam raz by zacisnąć na nich dłonie.

~ Chciałeś zobaczyć smoka - przypomniała mu, śmiejąc się w jego myślach i odwracając pysk w jego stronę.


Łuski, które pokrywały jej ciało, mieniły się w słońcu wieloma kolorami, nie mogąc zdecydować czy są czerwone, złote, czarne, zielone, a może purpurowe. Najpewniej miały wszystkie te i wiele innych odcieni, zmieniając się niczym w kalejdoskopie. Sunęli nad ziemią, wciąż znajdując się na znacznej wysokości, tak iż z jej powierzchni musieli wyglądać jak nieco tylko większy od gołębia, ptak.

- Łooooohoooooo! - krzyknął, po czym przywarł do smoczej łuski. Z twarzą przyciśniętą do Orgii patrzył w dół, obserwował przemykające drzewa.
- Jestem nienormalny! - zawołał ze śmiechem. Przesunął palcami po powierzchni łuski i jej konturach.
- Jesteś piękna! - dorzucił muskając je ustami. Po chwili zapytał:
- Jak jesteś w stanie mówić? Smoki chyba nie mają rozwiniętego aparatu mowy, nie?!

Roześmiała się na jego reakcję, a przynajmniej mógł przyjąć, że dźwięki, które opuściły paszczę smoczycy, były śmiechem.
- Mogę mówić - odpowiedziała, wciąż odchylając łeb w jego stronę. - W locie wygodniejsze jest jednak wysyłanie informacji wprost do twojego umysłu.

~ Jest to też przydatne w walce lub gdy odległość jest znaczna - dodała, prostując szyję i wzbijając się ponownie w górę, lotem pionowym.
Nie miał czasu, by dziwić się zdolnościami telepatii smoków. Zakrzyknął radośnie, gdy Orgia zaczęła lecieć pionowo w górę. Skojarzył mu się Ikar i Dedal, ale zdawał sobie sprawę z nietrafności porównania.
- I podczas lotu w górę! - zakrzyknął ze śmiechem, trzymając się mocniej grzbietu.

~ Także - odpowiedziała w jego myślach, śmiejąc się wraz z nim. Wzlecieli wysoko, nawet bardzo wysoko jak na ludzkie standardy, jednak Barry nie odczuwał problemów z oddechem. Gdy Orgia wyrównała lot, świat pod nimi wyglądał jak mozaika zielonych fragmentów, przeciętych gdzieniegdzie błękitnymi wstęgami i nieco większymi plamami w tym samym kolorze. To jednak, co przyciągało wzrok, nie było ani polami, ani rzekami, ani tym bardziej jeziorami. Był to lśniący w słońcu diament, który roztaczał wokoło swój blask i przyciągał oko.

~ Sarisberie - odpowiedziała na nie zadane pytanie. ~ I pałac królewski, w którym rezyduje Vellandrill i Rada.

- Kto to budował? Niewolnicy? Musi być bardzo ładne, ale nie jestem pewien czy chciałbym się tam znaleźć - stwierdził Barry korzystając z okazji, by zapiąć rozporek i guzik spodni. Koszuli nie poprawił.

~ To by nie było dla ciebie korzystne - przyznała, zataczając krąg i powoli obniżając swój lot. Gdy zeszli niżej, Barry był w stanie dostrzec skupiska budynków, rozsiane tu i tam, nie sprawiające jednak wrażenia szczególnie licznych,
~ To wioski, które otaczają sanktuarium królowej - wyjaśniła mu Orgia. ~ To większe skupisko to miasto, o którym ci wspominałam. Znajduje się tuż przy granicy.

Faktycznie, wśród owych skupisk było też jedno, które wyróżniało się nieco swymi rozmiarami. Widząc ziemię z lotu ptaka, czy jak w jego wypadku - smoka, Barry mógł także dostrzec wyraźnie odcinające się granice, wiedźmiego królestwa, które wcale takie małe nie było. Miejsce, w którym musiała znajdować się chata, było tylko niewielką jego częściom. Wioski, o których wspomniała Orgia, znajdowały się, a przynajmniej tak to wyglądało, poza terenami Taminy.
- A gdzie znajduje się twój dom? I miejsca pobytu demonów? - zapytał.
- I czy wiesz co powinien teraz zrobić taki osobnik jak ja?

~ Mój dom jest daleko stąd, na północy - odparła z nostalgią. ~ Nieprędko tam wrócę. Demony zaś mieszkają wszędzie, nie mając swego domu. Odkąd wyszły na powierzchnię, za czasów pierwszych elfów, wolą wolność niż granice. Królowa Tamina jest pod tym względem jednym z niewielu wyjątków.

Znowu obniżyła lot, sunąc nad wierzchołkami drzew. Jej pysk obracał się na boki, szukając czegoś.
~ Nauczyć się walki, nawiązać znajomości, a przede wszystkim podążać za radami królowej. To jedna z niewielu osób, które życzą wam dobrze - odpowiedziała na jego ostatnie pytanie.

- A matka chciała mnie zapisać na krav-magę... Nauka walki zajmie mi wieki. Może magia?

~ Z magią musiałbyś się urodzić, lub musiałaby przyjść wraz z przemianą. Nie mnie jednak powinieneś o nią pytać. Nie znam się aż tak dobrze na odmianach mocy dostępnych śmiertelnikom. Może gdybyś spotkał kogoś, kto takową włada lub dopytał królową o informacje na ten temat…
Rzuciwszy mu owe propozycje, zaczęła opadać na niewielką polanę, gdzie na wzniesieniu rosło drzewo, w cieniu którego stała chata.


~ Pora coś zjeść - oświadczyła smoczyca, lądując gładko.

Zeskoczył z jej grzbietu.
- Co to za miejsce? - zapytał podchodząc do chaty.

- To jedna z chat strażników - wyjaśniła mu, owiewając go przy okazji swym oddechem. Jej pysk znalazł się tuż obok niego, gdy wraz z Barrym przyglądała się drewnianej konstrukcji. - Mają kilka takich. W jednym z nich obecnie mieszkam, jednak jest on położony bliżej Uroku, niż ten tutaj.

- Uroku czyyyli?

- Taką nazwę nosi zamek królowej - odpowiedziała Orgia, wycofując pysk i w krótkiej chwili później podeszła do niego w swojej ludzkiej formie. - Chodźmy do środka.

Spojrzał na nią i westchnął cicho dostrzegając ubranie.
- Wejdźmy. Panie przodem.

Skinęła mu głową, po czym ruszyła przodem. Na werandę prowadziło pięć stopni. Żaden z nich nie zatrzeszczał gdy Orgia się po nich wspięła by wstąpić na werandę. Chata była prostym budynkiem, pozbawionym ozdób, z którymi Barry spotkał się w domku Taminy. Nieheblowane deski tworzyły długi prostokąt, w trzech miejscach podziurawiony oknami. Drzwi znajdowały się bliżej lewego końca chaty i otworzyły się bezszelestnie, gdy tylko smoczyca pchnęła je swą dłonią. Wnętrze było prosto urządzone, bez zbędnych luksusów. Drewniane krzesła, stół i ława, stanowiły większość wyposażenia izby w której się znaleźli. Pozbawione drzwi przejście łukowe prowadziło do kuchni, której część mogli dostrzec. Na prawo od wejścia znajdowały się schody wiodące na strych. Przed nimi zaś i tuż pod nimi, znajdowały się wejścia do kolejnych pomieszczeń, obecnie zamknięte.

- Rozgość się - zaproponowała mu Orgia, sama kierując się w stronę kuchni.
Najwyraźniej rozgoszczenie się miało u Barrego polegać na podążaniu za smoczycą, bowiem właśnie to uczynił. Pomieszczenie do którego wkroczyli nie było dużych rozmiarów. Znajdowały się tu ledwie dwie szafki, piec i długi stół pod ścianą, który jednocześnie robił za ladę. Pod nim stało wiadro i głęboka misa, zapewne mające być odpowiednikiem zlewu. Były też wąskie drzwi, w których kierunku skierowała swe kroki Orgia. Za nimi kryła się spiżarnia i to dość dobrze zaopatrzona, głównie w mięso i ser. Znalazły się jednak i ziemniaki i marchew, trochę pietruszki oraz kosz jabłek, wśród których znalazło się także parę gruszek.

Orgia zdjęła z haka wiszącą na nim szynkę, z następnego zaś pętlę kiełbasy. W drugą dłoń chwyciła kosz z owocami, do którego włożyła także osełkę sera.
- Powinno wystarczyć na drobną przekąskę - stwierdziła, uśmiechając się do Barrego. - W szafkach są talerze i kubki, a jak mnie oczy nie mylą to pod tą klapą - głową wskazała na tylną ścianę spiżarni - znajdziemy beczki z winem lub nawet coś mocniejszego.

- Gdybym był z kumplami, to poleciałbym w coś mocniejszego wyłącznie w dużych ilościach, ale są sytuacje, w któreych wolałbym się nie napruć jak szpadel - puścił do niej oko i zajrzał we wskazane miejsce w poszukiwaniu talerzy i kubków.

- Czy jest jakiś sposób, w który można się szybko nauczyć walki? - zapytał.

Orgia odczekała aż Barry zbierze potrzebne naczynia, które faktycznie w szafkach się znajdowały, a następnie poprowadziła go do stołu w pierwszym pomieszczeniu. Rozkładając jadło odpowiedziała.
- Nie istnieje. Aby nauczyć się walki potrzeba miesięcy, a nawet lat wytrwałej, ciężkiej pracy. Mogę cię jednak nauczyć kilku podstawowych ciosów, parowań i uników. Oczywiście o ile starczy nam na to czasu. Jeżeli nie, w takim wypadku będziesz musiał postarać się o innego nauczyciela.

- To tak jak w moim świecie - uśmiechnął się lekko i postawił zebrane rzeczy.

- Podstawami nikogo nie zaskoczę, wiec wolę spędzić ten czas w inny sposób - przejechał opuszkami po jej twarzy, po czym oddalił się i zawołał:
- Wino?

- Wino - zgodziła się z brzmiącym w jej głosie śmiechem. - Powinieneś jednak je opanować. Nigdy nie wiadomo kiedy się mogą przydać, a dopóki nie przejdziesz przemiany twa siła i zręczność wciąż będą pozostawiać nieco do życzenia. Chociaż jak na półwilka jesteś nad wyraz wytrzymały - pochwaliła.

Wrócił po chwili z butelką.
- Nie spodziewaj się fenomenów. Ta wytrzymałość to wiele treningów w przeszłości - to mówiąc otworzył wino i podstawił korek pod nos. Zapach był znacznie intensywniejszy niż miały wina w jego świecie, ale zapach był zdecydowanie przyjemny. Korek nie był schorowany. Nalał najpierw sobie niewielką ilość, którą spróbował. z krytycznym wyrazem twarzy.

- Niezłe - skomentował, po czym ostrożnie i powoli nalał wino do kubka Orgii do czwartej części wysokości. Uznał, iż temu naczyniu bliżej do czary niż kieliszka. Dopiero potem nalał sobie.
- W moim świecie byłem troszeczkę ponad przeciętną, ale tutaj... Nawet ten skrzat, Ambarun rozłożyłby nas wszystkich na raz lewa ręką - wzruszył ramionami.

- Szczerze w to wątpię - uśmiechnęła się, biorąc kubek w dłoń i opróżniając go za jednym zamachem. - Skrzaty są z zasady zaciekłymi, jednak niezbyt groźnymi przeciwnikami. Ich orężem jest język, nie stal. Co innego centaur lub faun, elf, wilkołak, wężyce… O olbrzymach nie wspomnę, bowiem te od paru wieków nie mieszają się do życia krainy. Jednak nie skrzaty, ani gobliny, ani też pixie. Te trzy rasy są bodajże najsłabsze w walce, chociaż bez wątpienia trafiają się wśród nich i tacy, którzy swą zaciętością wyrównują poziom.

- A jednak - poszedł w jej ślady.

- U nas w świecie nikt nie uczy się walczyć. U nas priorytetem są inne umiejętności, które tutaj nie mają racji bytu. Zazwyczaj. Jeśli jakakolwiek rasa uczy się walczyć, to będzie lepsza niż my. Jeśli uczy się długo, to będzie lepsza niż ja i ci, którzy ze mną tu trafili razem wzięci - dolał trunku Orgii, a następnie sobie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline