Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2016, 02:23   #43
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Żałuję, że nie uważałem dostatecznie na fizyce - roześmiał się cicho.

- Fizyce? - zapytała, tym razem zamiast po trunek, sięgając po szynkę. - Wkrótce staniecie się wspaniałymi wojownikami, lub kapłanami, a może faktycznie, będzie wśród was jakiś mag. Skoro mówisz w liczbie mnogiej zgaduję, że jest was więcej, zatem jest to możliwe. Wasz instynkt wilków obudzi w was te umiejętności. Przenikną was wraz z dziedzictwem przodków. Jednak nawet wtedy, by dorównać innym przedstawicielom waszej rasy, będziecie musieli spędzić dużo czasu na treningu. Mam nadzieję, że dożyjecie chwili, w której osiągniecie pełnię waszych możliwości. Królowej przyda się wsparcie, a ostatnimi czasy populacja sprzyjających jej wilków, którzy zwą siebie Wygnańcami, topnieje szybciej niż wiosenny śnieg.

Informacja ta sprawiła, że humor Orgii prysł, zastąpiony smutkiem i niepokojem, których nie kryła przed Barrym. Ponownie sięgnęła po kubek.
Williams natomiast roześmiał się.
- Nie chcę cię martwić, ale jeśli jesteśmy dla was nadzieją, to... lepiej poszukajcie jej w innym miejscu - powiedział i biorąc kawałek sera.
- U nas był kiedyś taki uczony. Nazywał się Archimedes. Powiedział, że przy dostatecznie długiej dźwigni i puncie podparcia może poruszyć Ziemię. To kawałek fizyki - włożył ser do ust i przepił łykiem wina.

- Nie doceniasz siebie - pokręciła głową, a następnie wypełniła usta mięsiwem. Dopiero gdy to zniknęło w przełyku, kontynuowała.

- Nie wiesz kim się na dobrą sprawę staniesz. Może następnym Visilanem, legendarnym magiem bojowym, który wedle podań należał do wilków przybyłych z drugiego świata. Może staniesz się kolejnym Therthusem, słynnym na całą krainę skrytobójcą. Może będziesz jak Oswin, dowódca Łowców Vellandrilla. Kryje się w tobie potencjał, który mądry władca może przemienić w kartę przetargową, która pomoże jemu, lub jej, osiągnąć cel. Wiem, że nie brzmi to szczególnie obiecująco w kwestii przyszłości, jaka was czeka, jednak już dawno temu nauczyłam się, że aby przeżyć, trzeba brać to co los daje i obracać na własną korzyść. Od tamtego czasu żyję dniem, zmagając się z jego problemami gdy się pojawiają i starając się być przygotowaną na jak największa ilość niespodzianek. Nie jest to łatwe i wymaga ciężkiej pracy, jednak pozwala zarówno cieszyć się chwilami, które się ma, jak i być gotowym na ich zakończenie.

Obdarzyła go miłym, aczkolwiek nieco melancholijnym uśmiechem, po czym powróciła do oczyszczania talerza. Apetyt wyraźnie jej dopisywał bowiem jadło znikało w szybkim tempie. Podobnie znikała zawartość butelki, chociaż efektów zarówno jednego, jak i drugiego, nie było widać.
- Może i masz rację, ale jakoś nieszczególnie wierzę w to, żebym był kimś szczególnie wyjątkowym. Być może będę po prostu gawędziarzem - puścił jej oko.

- A te Krwawe Noce? Co to jest?

- To wojna, o której ci opowiadałam - odparła, wzruszając ramionami. - Niektórzy sądzą, że wciąż trwa, co nie do końca jest takie dalekie od prawdy. Dopóki władcy tej krainy się nie pogodzą, nie będzie spokoju, a na to się raczej nie zanosi. Może wasza obecność coś zmieni. Jeżeli się nie mylę to właśnie z waszego powodu zamknięto granice. Już samo to świadczy o tym, że jesteście wyjątkowi - obdarzyła Barrego miłym, jednak nie sięgającym oczu, uśmiechem. W nich bowiem czaił się niepokój.

- Chyba wierzysz w to równie mocno jak ja - zakręcił winem w kubku, po czym nagle wykwitłym promiennym uśmiechem przysiadł się do smoczycy i objął ją.
- Nie wiem czy będzie lepiej, ale może przynajmniej będzie weselej - to mówiąc dziugnął palcem bok Orgii.

- Czy nic nie jest w stanie zepsuć twojego humoru? - Zapytała, kręcąc głową i obracając się nieco w jego stronę. - Być może właśnie w tej chwili ważą się twoje dalsze losy, a ty nic tylko żartujesz. Może masz racje, może faktycznie zostaniesz gawędziarzem - szturchnęła go palcem w pierś. - Powinieneś jednak zacząć myśleć nad tym co dalej. Nawet gawędziarze potrzebują przede wszystkim żyć by gawędzić, a u ciebie to może wcale nie być takie łatwe. A teraz kończ jeść. Pora byś wrócił do Uroku zanim twoja nieobecność zacznie być podejrzana.

- A ty jesteś zbyt poważna - zripostował przełykając ser.
- Dlaczego tak rzadko się śmiejesz? Tylko nie mów, że takie czasy i nie da się.

Przewróciła oczami.
- Ponieważ nie mam powodów do śmiechu - odpowiedziała, ponownie zwilżając gardło winem. - Nie każdy rodzi się do bycia beztroskim. Za dużo przeżyłam żeby podchodzić do wszystkiego ze śmiechem i żartami. Ten świat może teraz wydaje ci się łagodnym i przyjaznym, ponieważ miałeś szczęście trafić do miejsca, które jest ci przychylne. Niektórzy o takie miejsca muszą walczyć, a wielu oddaje przy okazji życie.

Spoważniała i przesunęła dłonią po swoim boku. Skrzywiła się, jakby ten dotyk ją zabolał, jednak zaraz zmyła go z twarzy kolejnymi łykami trunku.
- Na swój sposób ci zazdroszczę. Zdajesz się wciąż być niewinnym, nie doświadczonym przez zło tego świata. Czy też swojego - dorzuciła pospiesznie. - Z drugiej strony wiem że czekają cię ciężkie próby, więc ci współczuję. Chciałabym móc zrobić coś, żeby pomóc, jednak dopóki nie otrzymam innego rozkazu, nie wolno mi opuścić okolic Uroku, a wątpię byś długo tu pozostał. Z tego powodu próbuję ci wytłumaczyć, że powinieneś zmienić podejście, zacząć uczyć się pożytecznych rzeczy, porzucić myśl o powrocie i spróbować przyzwyczaić się do nowych warunków.

- Myślisz, że to jest łatwe zostać wyrwanym ze swojego własnego środowiska? Tam zostawiłem wszystko. Rodzinę, przyjaciół, wszystko, co budowałem, wszystko, czego się uczyłem. Zostałem bez niczego z pustą kartą. Mam usiąść w kącie i zacząć płakać z tego powodu? Lepiej się śmiać. Zawsze jest jakiś powód. Choćby dorosły człowiek zadający pytania jak małe dziecko.
- Co się stało? - zapytał po chwili milczenia, spoglądając na miejsce, którego dotknęła przed kilkoma chwilami.

- Zapewne nie jest łatwo - przyznała. - Jednak są pewne granice wesołości i śmiechu. Wybrałeś się na spacer po nieznanym ci lesie, w dodatku sam. To już bezmyślność, a za tą niekiedy płaci się wysoką cenę. Nie chcę żebyś rozpaczał, a jedynie zaczął myśleć nieco ostrożniej i więcej. Radość jest dobra, gdy jest się z czego radować.

- Nie zawsze słuchałam własnych rad - odparła na jego pytanie. - Niedawno doznałam poważnych obrażeń. To dzięki nim przebywam obecnie w tej części krainy, gdzie znajduje się siedziba królowej. Tu magia działa najmocniej, w tym także naturalne predyspozycje takie jak szybkie leczenie. Niedługo powinnam być zdolna do opuszczenia Uroku i powrotu na moje stanowisko. Póki co - wzruszyła ramionami - pomagam w polowaniach.

- Najwyraźniej dla ciebie wesołość i śmiech jest synonimem głupoty i bezmyślności, więc zdecydowanie lepiej być ponurakiem - odparł kwaśno Barry.

W chwilę później wstał, porwał jeszcze jedną porcję, którą zapił winem.
- Jestem gotów do drogi - oznajmił.

Westchnęła ciężko i również wstała.
- Nie są - oznajmiła, zostawiając talerze tam gdzie stały. - Jednak, jak to mówią mędrcy, co za dużo to niezdrowo. Chodźmy.

Poprowadziła go do wyjścia i wprost na działanie wesołych promieni słonecznych. Nie uszli jednak więcej niż parę kroków, ot tyle, by opuścić ganek i znaleźć się na otwartej przestrzeni, gdy Orgia gwałtownie uniosła głowę w górę.

- No proszę - mruknęła niezbyt przyjaźnie, przystając i wstrzymując także Barrego. - Masz dziś nie lada szczęście - wskazała dłonią na obiekt, któremu się przypatrywała, a który, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wyglądał na dziwnego ptaka. Tak było, aż do chwili, gdy ów ptak zaczął zbliżać się do miejsca, w którym stali.

- Znam tylko jedną osobę, która wciąż podróżuje w ten sposób. Uważaj - ostrzegła jeszcze, zanim postać na miotle wylądowała przed nimi, obdarzając oboje rozbawionym uśmiechem.

Na stwierdzenie o szkodliwości nadmiaru śmiechu Barry prychnął i wyszedł, ponieważ smoczyca zaczęła go drażnić swym negatywnym podejściem.
- Widzisz, ona się śmieje - powiedział lekko złośliwie.
- Tak wyglądają wszystkie wiedźmy w tym miejscu? - zapytał głośno, patrząc na kobietę zsiadającą z miotły.

- Ona może - mruknęła cicho Orgia, wychodząc naprzeciw rudowłosej kobiecie. - To zaszczyt widzieć cię ponownie, Morgano - pochyliła głowę z szacunkiem.

- Tak mi się zdawało, że to ciebie wykryłam - odpowiedziała Morgana, zaraz jednak przenosząc wzrok na Barrego. - A kogóż my tu mamy?

- To Barry - przedstawiła go Orgia, przy okazji rzucając ostrzegawcze spojrzenie. - Barry poznaj siostrę naszej królowej, Morganę Le Fay.

Rudowłosa roześmiała się głośno i swobodnie.
- Nie musisz być taka oficjalna, Orgio, nie jesteśmy na dworze. I odpowiadając na twoje pytanie, nie, nie wszystkie tak wyglądają. Brak im na to odwagi lub mocy, względnie jednego i drugiego. Tobie zaś z pewnością nie brak tego pierwszego, młody wilku.

Williams opuścił głowę w wyrazie teatralnej skromności, po czym ponownie podniósł głowę rezygnując z małego teatrzyku.
- Jesteś już drugą osobą, która mi to mówi - spojrzał z ukosa na Orgię.
- Gdyby tak wyglądały wszystkie wiedźmy, to z chęcią zostałbym... wiedźminem - zażartował, ukrywając w tym analogię do książek i gry komputerowej z jego świata.
- Ja jestem Barry Williams. Wiesz, że w moim świecie jesteś sławna? Tak bardzo po oporze - rzekł do Morgany.

- Coś nie coś o tym słyszałam - przyznała ze śmiechem, podchodząc bliżej i mierząc go wzrokiem od stóp, aż po czubek głowy. - Ty jednak nie wydajesz się zaniepokojony spotkaniem ze złą czarownicą. Czyżby Orgia zdołała oswoić cię z atrakcjami życia w Avalonie, czy też zwyczajnie jesteś odporny na strach jako taki? A może to jednak nie odwaga kieruje twymi krokami, a zwykła beztroska - udała że się nad owym zagadnieniem zastanawia, przenosząc przy tym wzrok na smoczycę, która jedynie spuściła głowę i milczała.

- Cóż, ani trochę mi to nie przeszkadza - stwierdziła Morgana, ponownie na Barrym wzrok skupiając. - Przynajmniej na ta chwilę, młody wilku. Jak będzie później to się okaże. Cieszę się jednak, że cię poznałam i to nie przebywającego pod skrzydłami mej siostry. Dziwne to doprawdy, ze pozwoliła ci tak swobodnie wędrować po swych ziemiach, no chyba że to twoja zasługa, Orgio?

- Został powierzony mej opiece, pani - odpowiedziała smoczyca, na chwilę unosząc wzrok, jednak zaraz go z powrotem wbijając w ziemię.

- No cóż, zawsze dobrze dbała o swoje zabawki - Morgana wzruszyła ramionami, a jej usta ułożyły się w drapieżny uśmieszek. - Szkoda trochę, bo chętnie bym się nieco zabawiła. Może przy innej okazji. Co ty na to, Barry?

Ten z kolei przygryzł koniuszek języka. Z szelmowskim uśmiechem krótko wzniósł brwi.
- No nie wiem... Taka beztroska, strachliwa zabawka? - puścił oko do kobiety.

- Beztroska - tak. Czy strachliwa - postukała palcem wskazującym po dolnej wardze. - Już chyba ustaliliśmy, że do strachliwych nie należysz. Gdybyś należał, byłbyś jedynie psem. Nie jesteś psem, prawda wilku? Nie wyglądasz mi na niego. Orgio? - Zwróciła się z pytaniem do towarzyszki Barrego. - Czy ten beztroski młodzieniec jest psem?

- Nie jest, pani - odpowiedziała smoczyca, nie unosząc wzroku. - Ma pewne wady, jednak psem bym go nie nazwała.

- Wspaniale - czarownica klasnęła w dłonie. - Zatem gdy już ta cała szopka się skończy, a ty wciąż będziesz przy życiu, zapraszam do mej siedziby. Koniecznie musimy się poznać nieco bliżej - prawy kącik ust uniósł się ku górze, a w oczach zalśniły wesołe, jednak nie pozbawione okrucieństwa, ogniki.

- Liczyłem na nieco szybsze spotkanie - odparł z figlem w głosie, po czym sprecyzował: - Zawsze zastanawiało mnie jak to jest, gdy się czaruje. Może tak bardzo zła wiedźma zechciałaby podzielić się kilkoma sztuczkami? - zapytał Barry.

- Dzielić się z tobą moją wiedzą? - Brwi Morgany powędrowały w górę, a uszy Barrego wychwyciły odgłos gwałtownie wciąganego powietrza, który wydała z siebie Orgia. - Jak widzę, jesteś także bezczelny - pogroziła mu palcem. - Nie, nie mam takiego zamiaru, wilku. Może kiedyś, lecz z pewnością nie teraz. I to tylko pod warunkiem, że na to zasłużysz.

Westchnęła przeciągle i uniosła spojrzenie ku niebu. Słońce wisiało dokładnie nad nimi, co najwyraźniej nieszczególnie przypadło do gustu czarownicy.
- Orgio bądź tak miła i dostarcz go w jakieś bezpieczne miejsce. Nie musisz się spieszyć z prowadzeniem go do Uroku, zajmę się usprawiedliwieniem jego nieobecności. O ile się nie mylę Nivian także przebywa obecnie w pobliżu, może więc u niej spełni się życzenie tego wilka, by poznać parę, jak je nazwał, sztuczek magicznych. Na mnie już pora - chwyciła pewniej styl miotły. - Postaraj się nie sprawiać zbyt wielu problemów naszej małej Orgii. Tamina mogłaby zapomnieć, że darzy takich jak wy sympatią, gdyby dotarły do niej wieści o twoim niekoniecznie stosownym zachowaniu - mrugnęła do Barrego, zupełnie jakby owe wieści zdążyły już do niej dotrzeć.

- Twoja wiedza, twoja wola. Czas na to, by milczenie pokryło bezczelność i niestosowność - skłonił się krótko z uprzejmym uśmiechem.

Skrzywiła się.
- No cóż, cudów wszak oczekiwać nie mogę - pokręciła głową z naganą. - Zajmij się nim dobrze, Orgio - zwróciła się do smoczycy, która tylko skinęła głową. - Do następnego spotkania, wilku zwany Barrym. I doprawdy, może byś znalazł sobie jakieś nowe imię, to nijak do tego, czym się staniesz nie pasuje.

- Do następnego spotkania - pożegnał się ponownym, krótkim ukłonem z niezmienionym wyrazem twarzy.

Skinęła mu głową, a następnie wsiadła na swą miotłę i wzniosła się w powietrze by po chwili zniknąć im z oczu.
- Przy tobie nie idzie się nudzić, prawda? - zapytała Orgia, wyraźnie się rozluźniając. - Ona mogła cię zabić dla kaprysu. Z wszystkich sióstr to właśnie Morgana jest tą, o której mówią, że jest nieobliczalna, lub wręcz szalona. Gdyby nie ochrona królowej… - Pokręciła głową i odetchnęła głęboko, zapewne po to by uspokoić nerwy.

Wzruszył ramionami.
- Jak każdy prócz osób, które wylądowały tu ze mną. I raczej nie mam ochoty na ponowne spotkanie - spojrzał w niebo, odetchnął, po czym ponownie spojrzał na Orgię.
- Chodź, Smutasie. Czas na nas - wyciągnął do niej rękę z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Nie nazywaj mnie tak - warknęła, jednak odpowiedziała uśmiechem. - Zatem do siedziby Nivian - powtórzyła zrzuconą na ich głowy decyzję Morgany i kręcąc głową na wyciągniętą rękę. - To za daleko byśmy tam dotarli przed zmrokiem, idąc. Nawet wierzchem mogłoby być ciężko, a wszak koni nie mamy. Gotowy na kolejny lot, czy też na to także ochoty nie masz? - Zmierzyła go wyzywającym spojrzeniem, w którym błąkały się psotne iskierki.

- No dobrze, dobrze... Smutasie - roześmiał się.
- Skoro to taka wielka obraza prosić o naukę, to chyba dam sobie spokój. Chodźmy po prostu na miejsce mała-wielka Orgio - powiedział z lekkim uśmiechem zyskując na powadze, choć tylko na chwilę.
- W końcu wolę być wilkiem niż żabą.

- Rozsądne podejście do tematu - pochwaliła go, odsuwając się nieco. - I nie idziemy, a lecimy - zwróciła mu uwagę, a jej obraz zaczął się zamazywać i rozrastać przed jego oczami. - I nie jest obrazą prosić o naukę, warto jednak najpierw poznać nauczyciela, zanim się zada to pytanie.

Smoczy pysk znalazł się tuż przy jego twarzy, a złote oko na chwilę zostało zakryte powieką. Orgia opadła nisko na łapach i podłożyła skrzydło by ułatwić mu wspięcie się na jej grzbiet.
- Przygoda czeka - zachęciła, szczerząc kły w uśmiechu.

- Nie chcę przygody. Chcę do domu - smutno pogłaskał Orgię w okolicach oka, po czym wspiął się na jej grzbiet.

- Może Nivian będzie w stanie ci pomóc - pocieszyła go smoczyca, odwracając paszczę by nie tracić go z widoku. - Z sióstr to ona jest tą, z którą najłatwiej nawiązać kontakt. Posiada także dużą wiedzę. Nie trać humoru, Smutasie - dodała, rozprostowując skrzydła i paroma silnymi uderzeniami wznosząc się nad chatę i otaczający ją las.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline