| - Żałuję, że nie uważałem dostatecznie na fizyce - roześmiał się cicho.
- Fizyce? - zapytała, tym razem zamiast po trunek, sięgając po szynkę. - Wkrótce staniecie się wspaniałymi wojownikami, lub kapłanami, a może faktycznie, będzie wśród was jakiś mag. Skoro mówisz w liczbie mnogiej zgaduję, że jest was więcej, zatem jest to możliwe. Wasz instynkt wilków obudzi w was te umiejętności. Przenikną was wraz z dziedzictwem przodków. Jednak nawet wtedy, by dorównać innym przedstawicielom waszej rasy, będziecie musieli spędzić dużo czasu na treningu. Mam nadzieję, że dożyjecie chwili, w której osiągniecie pełnię waszych możliwości. Królowej przyda się wsparcie, a ostatnimi czasy populacja sprzyjających jej wilków, którzy zwą siebie Wygnańcami, topnieje szybciej niż wiosenny śnieg.
Informacja ta sprawiła, że humor Orgii prysł, zastąpiony smutkiem i niepokojem, których nie kryła przed Barrym. Ponownie sięgnęła po kubek.
Williams natomiast roześmiał się.
- Nie chcę cię martwić, ale jeśli jesteśmy dla was nadzieją, to... lepiej poszukajcie jej w innym miejscu - powiedział i biorąc kawałek sera.
- U nas był kiedyś taki uczony. Nazywał się Archimedes. Powiedział, że przy dostatecznie długiej dźwigni i puncie podparcia może poruszyć Ziemię. To kawałek fizyki - włożył ser do ust i przepił łykiem wina.
- Nie doceniasz siebie - pokręciła głową, a następnie wypełniła usta mięsiwem. Dopiero gdy to zniknęło w przełyku, kontynuowała.
- Nie wiesz kim się na dobrą sprawę staniesz. Może następnym Visilanem, legendarnym magiem bojowym, który wedle podań należał do wilków przybyłych z drugiego świata. Może staniesz się kolejnym Therthusem, słynnym na całą krainę skrytobójcą. Może będziesz jak Oswin, dowódca Łowców Vellandrilla. Kryje się w tobie potencjał, który mądry władca może przemienić w kartę przetargową, która pomoże jemu, lub jej, osiągnąć cel. Wiem, że nie brzmi to szczególnie obiecująco w kwestii przyszłości, jaka was czeka, jednak już dawno temu nauczyłam się, że aby przeżyć, trzeba brać to co los daje i obracać na własną korzyść. Od tamtego czasu żyję dniem, zmagając się z jego problemami gdy się pojawiają i starając się być przygotowaną na jak największa ilość niespodzianek. Nie jest to łatwe i wymaga ciężkiej pracy, jednak pozwala zarówno cieszyć się chwilami, które się ma, jak i być gotowym na ich zakończenie.
Obdarzyła go miłym, aczkolwiek nieco melancholijnym uśmiechem, po czym powróciła do oczyszczania talerza. Apetyt wyraźnie jej dopisywał bowiem jadło znikało w szybkim tempie. Podobnie znikała zawartość butelki, chociaż efektów zarówno jednego, jak i drugiego, nie było widać.
- Może i masz rację, ale jakoś nieszczególnie wierzę w to, żebym był kimś szczególnie wyjątkowym. Być może będę po prostu gawędziarzem - puścił jej oko.
- A te Krwawe Noce? Co to jest?
- To wojna, o której ci opowiadałam - odparła, wzruszając ramionami. - Niektórzy sądzą, że wciąż trwa, co nie do końca jest takie dalekie od prawdy. Dopóki władcy tej krainy się nie pogodzą, nie będzie spokoju, a na to się raczej nie zanosi. Może wasza obecność coś zmieni. Jeżeli się nie mylę to właśnie z waszego powodu zamknięto granice. Już samo to świadczy o tym, że jesteście wyjątkowi - obdarzyła Barrego miłym, jednak nie sięgającym oczu, uśmiechem. W nich bowiem czaił się niepokój.
- Chyba wierzysz w to równie mocno jak ja - zakręcił winem w kubku, po czym nagle wykwitłym promiennym uśmiechem przysiadł się do smoczycy i objął ją.
- Nie wiem czy będzie lepiej, ale może przynajmniej będzie weselej - to mówiąc dziugnął palcem bok Orgii.
- Czy nic nie jest w stanie zepsuć twojego humoru? - Zapytała, kręcąc głową i obracając się nieco w jego stronę. - Być może właśnie w tej chwili ważą się twoje dalsze losy, a ty nic tylko żartujesz. Może masz racje, może faktycznie zostaniesz gawędziarzem - szturchnęła go palcem w pierś. - Powinieneś jednak zacząć myśleć nad tym co dalej. Nawet gawędziarze potrzebują przede wszystkim żyć by gawędzić, a u ciebie to może wcale nie być takie łatwe. A teraz kończ jeść. Pora byś wrócił do Uroku zanim twoja nieobecność zacznie być podejrzana.
- A ty jesteś zbyt poważna - zripostował przełykając ser.
- Dlaczego tak rzadko się śmiejesz? Tylko nie mów, że takie czasy i nie da się.
Przewróciła oczami.
- Ponieważ nie mam powodów do śmiechu - odpowiedziała, ponownie zwilżając gardło winem. - Nie każdy rodzi się do bycia beztroskim. Za dużo przeżyłam żeby podchodzić do wszystkiego ze śmiechem i żartami. Ten świat może teraz wydaje ci się łagodnym i przyjaznym, ponieważ miałeś szczęście trafić do miejsca, które jest ci przychylne. Niektórzy o takie miejsca muszą walczyć, a wielu oddaje przy okazji życie.
Spoważniała i przesunęła dłonią po swoim boku. Skrzywiła się, jakby ten dotyk ją zabolał, jednak zaraz zmyła go z twarzy kolejnymi łykami trunku.
- Na swój sposób ci zazdroszczę. Zdajesz się wciąż być niewinnym, nie doświadczonym przez zło tego świata. Czy też swojego - dorzuciła pospiesznie. - Z drugiej strony wiem że czekają cię ciężkie próby, więc ci współczuję. Chciałabym móc zrobić coś, żeby pomóc, jednak dopóki nie otrzymam innego rozkazu, nie wolno mi opuścić okolic Uroku, a wątpię byś długo tu pozostał. Z tego powodu próbuję ci wytłumaczyć, że powinieneś zmienić podejście, zacząć uczyć się pożytecznych rzeczy, porzucić myśl o powrocie i spróbować przyzwyczaić się do nowych warunków.
- Myślisz, że to jest łatwe zostać wyrwanym ze swojego własnego środowiska? Tam zostawiłem wszystko. Rodzinę, przyjaciół, wszystko, co budowałem, wszystko, czego się uczyłem. Zostałem bez niczego z pustą kartą. Mam usiąść w kącie i zacząć płakać z tego powodu? Lepiej się śmiać. Zawsze jest jakiś powód. Choćby dorosły człowiek zadający pytania jak małe dziecko.
- Co się stało? - zapytał po chwili milczenia, spoglądając na miejsce, którego dotknęła przed kilkoma chwilami.
- Zapewne nie jest łatwo - przyznała. - Jednak są pewne granice wesołości i śmiechu. Wybrałeś się na spacer po nieznanym ci lesie, w dodatku sam. To już bezmyślność, a za tą niekiedy płaci się wysoką cenę. Nie chcę żebyś rozpaczał, a jedynie zaczął myśleć nieco ostrożniej i więcej. Radość jest dobra, gdy jest się z czego radować.
- Nie zawsze słuchałam własnych rad - odparła na jego pytanie. - Niedawno doznałam poważnych obrażeń. To dzięki nim przebywam obecnie w tej części krainy, gdzie znajduje się siedziba królowej. Tu magia działa najmocniej, w tym także naturalne predyspozycje takie jak szybkie leczenie. Niedługo powinnam być zdolna do opuszczenia Uroku i powrotu na moje stanowisko. Póki co - wzruszyła ramionami - pomagam w polowaniach.
- Najwyraźniej dla ciebie wesołość i śmiech jest synonimem głupoty i bezmyślności, więc zdecydowanie lepiej być ponurakiem - odparł kwaśno Barry.
W chwilę później wstał, porwał jeszcze jedną porcję, którą zapił winem.
- Jestem gotów do drogi - oznajmił.
Westchnęła ciężko i również wstała.
- Nie są - oznajmiła, zostawiając talerze tam gdzie stały. - Jednak, jak to mówią mędrcy, co za dużo to niezdrowo. Chodźmy.
Poprowadziła go do wyjścia i wprost na działanie wesołych promieni słonecznych. Nie uszli jednak więcej niż parę kroków, ot tyle, by opuścić ganek i znaleźć się na otwartej przestrzeni, gdy Orgia gwałtownie uniosła głowę w górę.
- No proszę - mruknęła niezbyt przyjaźnie, przystając i wstrzymując także Barrego. - Masz dziś nie lada szczęście - wskazała dłonią na obiekt, któremu się przypatrywała, a który, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wyglądał na dziwnego ptaka. Tak było, aż do chwili, gdy ów ptak zaczął zbliżać się do miejsca, w którym stali.
- Znam tylko jedną osobę, która wciąż podróżuje w ten sposób. Uważaj - ostrzegła jeszcze, zanim postać na miotle wylądowała przed nimi, obdarzając oboje rozbawionym uśmiechem.
Na stwierdzenie o szkodliwości nadmiaru śmiechu Barry prychnął i wyszedł, ponieważ smoczyca zaczęła go drażnić swym negatywnym podejściem.
- Widzisz, ona się śmieje - powiedział lekko złośliwie.
- Tak wyglądają wszystkie wiedźmy w tym miejscu? - zapytał głośno, patrząc na kobietę zsiadającą z miotły.
- Ona może - mruknęła cicho Orgia, wychodząc naprzeciw rudowłosej kobiecie. - To zaszczyt widzieć cię ponownie, Morgano - pochyliła głowę z szacunkiem.
- Tak mi się zdawało, że to ciebie wykryłam - odpowiedziała Morgana, zaraz jednak przenosząc wzrok na Barrego. - A kogóż my tu mamy?
- To Barry - przedstawiła go Orgia, przy okazji rzucając ostrzegawcze spojrzenie. - Barry poznaj siostrę naszej królowej, Morganę Le Fay.
Rudowłosa roześmiała się głośno i swobodnie.
- Nie musisz być taka oficjalna, Orgio, nie jesteśmy na dworze. I odpowiadając na twoje pytanie, nie, nie wszystkie tak wyglądają. Brak im na to odwagi lub mocy, względnie jednego i drugiego. Tobie zaś z pewnością nie brak tego pierwszego, młody wilku.
Williams opuścił głowę w wyrazie teatralnej skromności, po czym ponownie podniósł głowę rezygnując z małego teatrzyku.
- Jesteś już drugą osobą, która mi to mówi - spojrzał z ukosa na Orgię.
- Gdyby tak wyglądały wszystkie wiedźmy, to z chęcią zostałbym... wiedźminem - zażartował, ukrywając w tym analogię do książek i gry komputerowej z jego świata.
- Ja jestem Barry Williams. Wiesz, że w moim świecie jesteś sławna? Tak bardzo po oporze - rzekł do Morgany.
- Coś nie coś o tym słyszałam - przyznała ze śmiechem, podchodząc bliżej i mierząc go wzrokiem od stóp, aż po czubek głowy. - Ty jednak nie wydajesz się zaniepokojony spotkaniem ze złą czarownicą. Czyżby Orgia zdołała oswoić cię z atrakcjami życia w Avalonie, czy też zwyczajnie jesteś odporny na strach jako taki? A może to jednak nie odwaga kieruje twymi krokami, a zwykła beztroska - udała że się nad owym zagadnieniem zastanawia, przenosząc przy tym wzrok na smoczycę, która jedynie spuściła głowę i milczała.
- Cóż, ani trochę mi to nie przeszkadza - stwierdziła Morgana, ponownie na Barrym wzrok skupiając. - Przynajmniej na ta chwilę, młody wilku. Jak będzie później to się okaże. Cieszę się jednak, że cię poznałam i to nie przebywającego pod skrzydłami mej siostry. Dziwne to doprawdy, ze pozwoliła ci tak swobodnie wędrować po swych ziemiach, no chyba że to twoja zasługa, Orgio?
- Został powierzony mej opiece, pani - odpowiedziała smoczyca, na chwilę unosząc wzrok, jednak zaraz go z powrotem wbijając w ziemię.
- No cóż, zawsze dobrze dbała o swoje zabawki - Morgana wzruszyła ramionami, a jej usta ułożyły się w drapieżny uśmieszek. - Szkoda trochę, bo chętnie bym się nieco zabawiła. Może przy innej okazji. Co ty na to, Barry?
Ten z kolei przygryzł koniuszek języka. Z szelmowskim uśmiechem krótko wzniósł brwi.
- No nie wiem... Taka beztroska, strachliwa zabawka? - puścił oko do kobiety.
- Beztroska - tak. Czy strachliwa - postukała palcem wskazującym po dolnej wardze. - Już chyba ustaliliśmy, że do strachliwych nie należysz. Gdybyś należał, byłbyś jedynie psem. Nie jesteś psem, prawda wilku? Nie wyglądasz mi na niego. Orgio? - Zwróciła się z pytaniem do towarzyszki Barrego. - Czy ten beztroski młodzieniec jest psem?
- Nie jest, pani - odpowiedziała smoczyca, nie unosząc wzroku. - Ma pewne wady, jednak psem bym go nie nazwała.
- Wspaniale - czarownica klasnęła w dłonie. - Zatem gdy już ta cała szopka się skończy, a ty wciąż będziesz przy życiu, zapraszam do mej siedziby. Koniecznie musimy się poznać nieco bliżej - prawy kącik ust uniósł się ku górze, a w oczach zalśniły wesołe, jednak nie pozbawione okrucieństwa, ogniki.
- Liczyłem na nieco szybsze spotkanie - odparł z figlem w głosie, po czym sprecyzował: - Zawsze zastanawiało mnie jak to jest, gdy się czaruje. Może tak bardzo zła wiedźma zechciałaby podzielić się kilkoma sztuczkami? - zapytał Barry.
- Dzielić się z tobą moją wiedzą? - Brwi Morgany powędrowały w górę, a uszy Barrego wychwyciły odgłos gwałtownie wciąganego powietrza, który wydała z siebie Orgia. - Jak widzę, jesteś także bezczelny - pogroziła mu palcem. - Nie, nie mam takiego zamiaru, wilku. Może kiedyś, lecz z pewnością nie teraz. I to tylko pod warunkiem, że na to zasłużysz.
Westchnęła przeciągle i uniosła spojrzenie ku niebu. Słońce wisiało dokładnie nad nimi, co najwyraźniej nieszczególnie przypadło do gustu czarownicy.
- Orgio bądź tak miła i dostarcz go w jakieś bezpieczne miejsce. Nie musisz się spieszyć z prowadzeniem go do Uroku, zajmę się usprawiedliwieniem jego nieobecności. O ile się nie mylę Nivian także przebywa obecnie w pobliżu, może więc u niej spełni się życzenie tego wilka, by poznać parę, jak je nazwał, sztuczek magicznych. Na mnie już pora - chwyciła pewniej styl miotły. - Postaraj się nie sprawiać zbyt wielu problemów naszej małej Orgii. Tamina mogłaby zapomnieć, że darzy takich jak wy sympatią, gdyby dotarły do niej wieści o twoim niekoniecznie stosownym zachowaniu - mrugnęła do Barrego, zupełnie jakby owe wieści zdążyły już do niej dotrzeć.
- Twoja wiedza, twoja wola. Czas na to, by milczenie pokryło bezczelność i niestosowność - skłonił się krótko z uprzejmym uśmiechem.
Skrzywiła się.
- No cóż, cudów wszak oczekiwać nie mogę - pokręciła głową z naganą. - Zajmij się nim dobrze, Orgio - zwróciła się do smoczycy, która tylko skinęła głową. - Do następnego spotkania, wilku zwany Barrym. I doprawdy, może byś znalazł sobie jakieś nowe imię, to nijak do tego, czym się staniesz nie pasuje.
- Do następnego spotkania - pożegnał się ponownym, krótkim ukłonem z niezmienionym wyrazem twarzy.
Skinęła mu głową, a następnie wsiadła na swą miotłę i wzniosła się w powietrze by po chwili zniknąć im z oczu.
- Przy tobie nie idzie się nudzić, prawda? - zapytała Orgia, wyraźnie się rozluźniając. - Ona mogła cię zabić dla kaprysu. Z wszystkich sióstr to właśnie Morgana jest tą, o której mówią, że jest nieobliczalna, lub wręcz szalona. Gdyby nie ochrona królowej… - Pokręciła głową i odetchnęła głęboko, zapewne po to by uspokoić nerwy.
Wzruszył ramionami.
- Jak każdy prócz osób, które wylądowały tu ze mną. I raczej nie mam ochoty na ponowne spotkanie - spojrzał w niebo, odetchnął, po czym ponownie spojrzał na Orgię.
- Chodź, Smutasie. Czas na nas - wyciągnął do niej rękę z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła, jednak odpowiedziała uśmiechem. - Zatem do siedziby Nivian - powtórzyła zrzuconą na ich głowy decyzję Morgany i kręcąc głową na wyciągniętą rękę. - To za daleko byśmy tam dotarli przed zmrokiem, idąc. Nawet wierzchem mogłoby być ciężko, a wszak koni nie mamy. Gotowy na kolejny lot, czy też na to także ochoty nie masz? - Zmierzyła go wyzywającym spojrzeniem, w którym błąkały się psotne iskierki.
- No dobrze, dobrze... Smutasie - roześmiał się.
- Skoro to taka wielka obraza prosić o naukę, to chyba dam sobie spokój. Chodźmy po prostu na miejsce mała-wielka Orgio - powiedział z lekkim uśmiechem zyskując na powadze, choć tylko na chwilę.
- W końcu wolę być wilkiem niż żabą.
- Rozsądne podejście do tematu - pochwaliła go, odsuwając się nieco. - I nie idziemy, a lecimy - zwróciła mu uwagę, a jej obraz zaczął się zamazywać i rozrastać przed jego oczami. - I nie jest obrazą prosić o naukę, warto jednak najpierw poznać nauczyciela, zanim się zada to pytanie.
Smoczy pysk znalazł się tuż przy jego twarzy, a złote oko na chwilę zostało zakryte powieką. Orgia opadła nisko na łapach i podłożyła skrzydło by ułatwić mu wspięcie się na jej grzbiet.
- Przygoda czeka - zachęciła, szczerząc kły w uśmiechu.
- Nie chcę przygody. Chcę do domu - smutno pogłaskał Orgię w okolicach oka, po czym wspiął się na jej grzbiet.
- Może Nivian będzie w stanie ci pomóc - pocieszyła go smoczyca, odwracając paszczę by nie tracić go z widoku. - Z sióstr to ona jest tą, z którą najłatwiej nawiązać kontakt. Posiada także dużą wiedzę. Nie trać humoru, Smutasie - dodała, rozprostowując skrzydła i paroma silnymi uderzeniami wznosząc się nad chatę i otaczający ją las.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |