Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2016, 21:32   #70
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Ruszyli żegnani przez rozżalonych Knuta i Ragnara co do obrzeży osady ich odprowadzali chyłkiem, między sobą się czubiąc. Wadera ruszyła chyżo, prowadząc ich drogą jakiej wcześniej wozami użyć nie mogli. Węszyła przy tym mocno po zaśnieżonej ściółce. Po dłuższym czasie, trop jakowyś podjęła i warknięciem ponagliła towarzyszy. Sama ruszyła lekkim truchtem.

Kolejny kawał drogi wiódł czwórkę aftergangerów przez nocny, oblodzony i zaśnieżony las, by w końcu Gudrunn do ziemi przypadła i cicho warczeć poczęła. Futro jej się na karku zjeżyło.


Poznali okolicę jedynie po kamieniach oraz sterczących gdzieniegdzie mieczach.

I dobiegającego z dala krakania.

Gudrunn zaczęła się podczołgiwać powoli wciąż najeżona i spięta, a Elin rozglądać uważnie po okolicy zmysły swoje wyczulając, aby sprawdzić czy ktoś ich już nie dostrzegł. Usłyszała na szczęście normalne odgłosy nocnego lasu, nic ponad to. Wzrok również nic nie podpowiadał, a węch woń krwi starej i rozkładu przyniósł.
Nikt ich nie obserowował najwyraźniej.
- Może sama wyjdę? - Szepnęła.
- Gdyby o wilki jedynie chodziło… - skald odszepnął jej kręcąc przecząco głową. - To co z Volundem walczyło może się tu kręcić, z tym rozmowy nie będzie. - Sam zaczął ostrożnie skradać się śladem Gudrunn.
Pogrobiec jeno przyglądał się temu i widać, że nie w jego naturze takie podchody były.
- Ja wyjść mogę - zaproponował tylko, nie mitrężąc słów na wyjaśnienie, że za przynętę by czynił.

Gudrunn posuwała się powoli lecz zdecydowanie, często jednak nos oblizując, i wargę ściągała kły bezgłośnie ukazując w bezdźwięcznej groźbie.
Elin ostrożnie przesunęła się, by na polanę spojrzeć ale nic dostrzec nie mogła, a węch też nic więcej nie zdradzał. Ruszyła obok Gudrunn na łapach przysiadłej oraz Freyvinda przygarbionego i czujnego. Gdy przez krzaki i drzewa na polanę wyszli widok przerażający się ich oczom ukazał.
Ciała wilkołaków co wczoraj bronili swym życiem miejsca mocy, po całej polanie rozwłóczone były. Dłonie, nogi, ramiona osobno leżały, żadne ciało kompletne nie było. Wszystkie co pozostały na drobnicę przemieniono. Polana zakrzepłą, czarną juhą zlana była. Zapatrzona Elin niemalże na kawałek ciała nadepnęła co chyba uchem kiedyś było. W świetle Maniego martwa polana wyglądała jakby Hell na ułamek myśli królestwo swe uczyniła na ziemi. Gudrunn warknęła już głośno ale kroku dalej nie postąpiła. Spojrzała na volvę złotymi ślepiami. Skald obok niej patrzył bez słowa na miejsce przerażającej kaźni.
Elin uważnie się rozglądała i nasłuchiwała, czy ruchu jakiegoś w świetle księżyca nie dostrzeże.
Nic nie wskazywało, by życie tu jakowe było.
Wieszczka głowa pokręciła, że nic nie dostrzega i krok do przodu ostrożnie postąpiła.
Freyvind pokręcił głową.
Też na polanę wyszedł nieco ślizgając się na gruncie i prawie przewracając się na rozwłóczonych po ziemi wnętrznościach. Wkroczył głębiej na polanę rozglądając się wokół szczególnie ku miejscu gdzie głaz przewrócił i pal z trupem zatknął wzrok swój kierował i ku temu miejscu powoli zmierzał.
Wiedząca również szła ostrożnie ku centrum polany, by sprawdzić miejsce. Biorąc pod uwagę jak wszystko wyglądało wokół wyczucie czegokolwiek łatwym zadaniem nie będzie… Musiała jednak zrobić co w jej mocy. Niestety nie była dość ostrożna i w połowie drogi poślizgnęła się i wpadła w jakieś szczątki. Wszędzie wokół niej były ciała i krew… Jęknęła cicho i poderwała się gwałtownie. Ręce w panice o suknie zaczęła wycierać cała się trzęsąc. Cofnąwszy się nieco Freyvind zbliżył się do niej i ramieniem otoczył, ostrożnie kroki stawiając doprowadził w końcu wyprowadzoną z równowagi volvę do miejsca jakie wczoraj splugawił.



Dyszel od wozu leżał, miast sterczeć z ziemi. Oblany krwią starą i resztką wnętrzności ozdobiony. Wokół ślady mazi czarnej co przypominała resztki znalezionej na Volundzie. Wokół pala też jakiś ciemny krąg był niemal wypalony w ziemi, łysej, bez śniegu i z zaskorupiałym błotem. Trupa wilkołaczego nie było w zasięgu wzroku.

Pogrobiec tymczasem z klingą w ręku obaczył polanę ślepiami szkarłatnymi. Konsternację jakąś w nich skald mógł zobaczyć i… szczere urzeczenie widokiem.
Jak nikt mu nie odpowiedział, ruszył, lecz nie na polanę. Wzdłuż jej brzegu, metr-dwa może od skraju otaczającej to nieświęte już miejsce kniei, jak gdyby pełen krąg zatoczyć chcąc. Kroczył nieśpiesznie, ale niezbyt się maskując, w drodze płazem miecza powolnym rytmem o bok goleni bijąc...
Gudrunn powoli łapy unosząc kroczyła po polanie, stąpając ostrożnie. Węszyła wciąż powarkując i się jeżąc aż do Volunda doszła. Pogrobiec, co był bliski trzeciej części kręgu zatoczenia wokół polany wzrokiem na nią powiódł, gdy wilczyca się zbliżyła. Zerknął szkarłatnymi oczyma na Elin i Freya, co na środku miejsce badali.
- Tu już go nie ma. Tak jak nie było, gdy mię i Chlo kto stąd ściągał - rzekł tylko, wędrówkę swą cierpliwie i metodycznie kontynuując. Wadera szczeknięciem dała znać, że czeka na dalsze ustalenia. Łeb przekrzywiła widząc Elin próbującą się bezładnie pozbierać po upadku. Jęzor lekko wywaliła w wilczym uśmiechu i oparła się cielskiem o berserkera z radości. Ten również przystanął, wolną ręką ucho i łeb jej wilczy głaszcząc w jakimś zamyśleniu i makabryczną scenę oglądając.

Volva głową skinęła w podzięce próbując przywołać się do porządku. Po chwili uklękła przy miejscu gdzie obalony głaz stał.
- Sprawdzę teraz to miejsce… Może ślady dawnego źródła wyczuję ale może być tak jak przy Chlo - cicho skaldowi powiedziała i oczy zamknęła dotykając niegdyś świętej ziemi.
- Jestem obok - rzekł tylko skald wciąż się rozglądając i przy niej stojąc.
Nie musiała się wiele skupiać, najlżejszy dotyk przyniósł falę uczuć, wrażeń i doznań. Skald widzieć mógł jak ciałem wieszczki wstrząsnęły dreszcze lecz dłoni od podłoża nie oderwała.
Elin zaś znalazła się w innej przestrzeni i głos znajomy usłyszała.
- Jak wiele pokoleń na …. TO?!!!!!!!
Przed oczyma wampirzycy odtworzyła się walka niedawna lecz tym razem ni skald ni Volund ni nawet Agvindur nie przypominali świetlistych obrońców ni mścicieli. Nagie, nadgniłe szkielety zamiast nich zobaczyła, co wokół siebie mroczną, zimną energię niosły. Atakowały za to świetlistych obrońców, pełnych życia, światła, niosących złotą, ciepłą moc.
Obraz zmienił się i stojąc pośrodku polany poznała ją… choć wokół drzewka młodziutkie zaledwie wyrastały. Sol błogosławił to miejsce swą obecnością, dziki zwierz w pokoju tu żył ze sobą. Wilki też tu były, jakby przynależąc, jakby one same i ich przodkowie i przodkowie ich przodków należeli tu.
Obrońcy.

Zadygotała mocniej, gdy wizja zmieniła się na powrót na mroczną gdy na polanę wkroczyli ludzie, mężczyźni w habitach, z długimi rękawami i kapturami zasłaniającymi twarze. Moc tego miejsca odczyścili w wybuchu jakiegoś śpiewu i okadzania. Stali w kręgu mamrocząc coś pod nosami, na koniec krzyż wbijając w to samo miejsce, gdzie teraz kamienia tykała. Moc tę jednak zamknięto, ograniczono, zaklęto w wąską smugę. A wokół budowla jak w przyspieszonym tempie poczęła powstawać...
- Jak wiele pokoleń?! - wyszeptał głos wprost w jej ucho.
Elin odpadła jak odrzucona od kamienia.
- Jak to odwrócić? - szepnęła w noc. - Jak? Powiedz mi… - Przyklękła ponownie przy kamieniu nie dotykając go już jednak.
Odpowiedzi jednak nie dostała, a Freyvind jedynie stał bacznie obserwując okolicę czy volvie w jej poczynaniach nic nie zagraża. Zerkał na nią ciekawie od czasu do czasu.
Nie wydawał się być przejęty splugawieniem świętego miejsca ni wcześniej, ni teraz.
- Co zrobić mam? - głos wieszczka podniosła wpatrzona w czarne niebo. - Co uczynić, by cofnąć TO?
Dalej odpowiedzi nie było, widać oszalała już zupełnie, że głosy słyszała.- Trzeba to miejsce oczyścić… - rzekła pustym głosem. - Ciała spalić najlepiej… i przyjść znów by rytuał oczyszczający odprawić. Ziół potrzebować będę…
- Teraz palić czasu nie ma, a żeby ludzi tu przysłać by to uczynili wpierw bestię trzeba ukatrupić, a sprawę z wilkami rozwiązać - W głosie skalda znać było gniew. Niecierpliwość dawała znać o sobie, a makabra okolicy tylko wspomagała szał krążący we krwi.
- Dobrze… niech spalą ich w świetle Sola, tak będzie lepiej… - Odparła bez emocji wieszczka.

Niewiele minęło czasu nim rozegrała się scena z jedyną aktorką. Pogrobiec wzrok jednak już w inne miejsce polany kierował.
- Nie było tu tej… jatki gdym tu był. Jestli kto nas do Jelling zabrał, nie wspomniał o tym, lupin musiał potem powrócić… - Było pewne wahanie w głosie berserkera czy to kreatura rozprowadziła ciała na całej polanie, lecz żaden inny kandydat nie jawił się prawdopodobnym. Sam Volund przestał pieścić ucho wilczycy i z wolna, ostrożnie przez ciała, wolniej zdecydowanie niż Frey i volva ruszył ku miejscu, z którego pamiętał, że demon oswobodził istotę. Słowa Elin słyszał jeszcze idąc, lecz skupion był jedynie by na wnętrznościach śliskich a zaschniętej krwi nie stracić postawy.
Gudrunn szczeknęła na nich i zrobiła kilka kroków w las. Niecierpliwie się w miejscu zakręciła.
- Jeszcze nie - odrzekł tylko Pogrobiec nie odwracając się do niej i dalej ostrożnie krocząc.
Wnet dołączył do dwójki aftergangerów wpatrując się w wypalony krąg.
- Nic tu na razie nie poradzim - skald odezwał się do berserkera zwracając ku niemu głowę. - Trzeba nam albo tropem potwora, którego demon uwolnił ruszyć, albo tropem rodzin wilkołaków, tu czas jeno tracimy, Elin, teraz nic nie uczyni.
- Tu właśnie pierwej gom ujrzał, jak gdyby w pętach mocy jakiejś - zauważył, prawie szeptem i niebecnie Volund, po czym przeniósł wzrok na Freyvinda, jak gdyby dopiero go dostrzegł. Sekundy potrzebować, by słowa sprzed chwili zrozumieć i skaldowi przypisać.
- Tak - skinął głową - lecz czasu wiele minęło, a oni nie tylko w noc w ruchu… Sądzę, że lupin pozostanie w okolicy. Pytanie jeno, czy do Jelling nie zajdzie, gdy my za rodzinami się udamy… - Podniósł wzrok ku chatom, które odwiedzili. - I tak dzień przewagi mają…
- Tak, ale nie wiadomo czy ruszyli gdzie, czy się zaszyli w knieji. - Freyvind zmarszczył brwi, obie opcje były ważkie, odpuścić wilczym rodzinom dziś, jutro już faktycznie można byłoby szukać wiatru w polu. Z drugiej strony jeżeli potwór tu zbudzony miałby zaatakować Jelling… - Elin, co ty uważasz? Wilki, czy bestia tu zrodzona? - Spojrzał na volvę, po czym szybko odwrócił się ku waderze szczekającą na nich na skraju lasu i zawołał: - Gudrunn! Przybież na chwilę.
- Spróbujmy może tę bestię znaleźć, by ludzie bezpieczni byli… - odrzekła volva. - I chciałam do chaty wieszcza jeszcze zajść. Jeśli coś jego mieć będę, mogę spróbować sprawdzić gdzie go znaleźć.
Gudrunn szczeknęła i w las ruszyła nie czekając dłużej na żadno z nich.

Pogrobiec tylko swojego brata i siostrę w krwi wzrokiem zmierzył i ku skraju polany, gdzie Gudrunn między drzewami zniknęła ruszył.
- Nie będzie chciał, nie odnajdziemy. Zbyt wiele czasu upłynęło, zbyt daleko…
Elin kiwnęła głową i ruszyła ponura za nim. Skald też, choć gniew zaczął palić się w jego oczach już żywym płomieniem. Szczęki zaciśnięte i mięśnie pulsujące na szyi świadczyły, że reakcja Lodowookiej aktualnie w wadere zaklętej zbudziła w nim to co od czasu picia z wołów chwilowo w nim wygasło.

Ona sama nieświadoma tego majaczyła im co chwila pomiędzy drzewami, lecz nie szła w tym samym kierunku z którego przybyli. Głębiej w las wchodziła, czasem to przystając to zawracając by się nie pogubili.
Volva szła mamrocząc cicho pod nosem ze złością.
- Dlaczego mnie pytasz… Skąd ja mam znać odpowiedź? Skąd??
Pogrobiec zapewne zapytałby volvy, w pobliżu jej maszerując w nigdy zagajnikowanej, dzikiej kniei, lecz wzrok jego znów lunatyczny na czas marszu był, a po twarzy i z rzadka oczu przymknięciu i grymasie bólu widać było, że jego ciało plugawą juchą wciąż było tak wycieńczone, iż zwyczajnie nie słyszał Elin, ni na otoczenie nie baczył. Szli za wilczyca ciemnym lasem, bez świadomego celu i sensu, tylko dlatego, że miast ustalić wspólnie gdzie idą, Gudrunn zakręciła się i smyrgnęła w las. Freya szlag jasny trafiał od stóp do głów. Zamiast przemyślanego planu, szli Loki wie gdzie, a im dalej wchodzili w las, tym bardziej nierealny stawał się powrót choćby na samą polanę bez wilczycy.
Po ciemku, przez nieznana sobie knieje.
Gdzie czaiła się Bestia zrodzona z plugawej świętości wilków.
Gdzie czaiły się same wilkołaki.
Jedyne co mieli, to czasem złote ślepia lub czarny ogon śmigający pomiędzy drzewami. Skald wznosił się na wyżyny furii, bestia leniwie przeciągała się mrucząc i szykując się do ataku.




Dłuższa wędrówka po lesie zakończyła się raptownie, gdy wadera zwolniła, a aftergangerzy posłyszeli szum wody. Gudrunn z cichym chlupotem przez lodowaty strumień przeszła i siadła na zadzie. Przed nimi w niewielkiej kotlince stała wielka chata niemalże w ziemie wpisana ale ciemna i pusta się zdawała. Wokół jakoweś drewniane maluśkie chatki niczym w równym szeregu woje stały. Wadera odczekawszy chwilkę skoczyła by wokół chaty powęszyć. Krótkim szczeknięciem i parskaniem, ryciem ziemi tropów szukając i oznajmiając to pozostałym.
Z irytacją w końcu ziemię rozdrapała, kłapnięciem paszczy obrażenie swe manifestując.
- Rozumiem… - zagaił Volund, co pierwszy za nią ruszył i pierwszy dotarł na kolejny skraj gęstwiny w większym lesie, patrzył zaś na nieznane im wcześniej zacisze. - Już z pewnością ich tu nie ma… gdyby byli, gdyby mogli, na Jelling by za dnia uderzyli.
Gudrunn szczeknęła raz jeszcze, krótko.
Wzrok już przez czerwoną zasłonę prawie się przedzierał gdy skald stanął w końcu nad nią wciąż rozkopującą ziemię.
- Co się stało? Piesek kosteczkę tu sobie zakopał, ale sam nie wydostanie? - wycharczał dławiąc się furią.
Wilczyca bez ostrzeżenia na skalda skoczyła z futrem postawionym i kłami obnażonymi dziko.
Nie bawiła się w podgryzania jeno wybiła się mocno nogami tylnymi i w gardło celowała, lecz jej atak trafił w pustkę. Freyvind odchylił się i wielkie wilcze cielsko trafiło go tylko w bark gdy przeskakiwała obok kłapiąc paszczą. Czerwień przykryła mu oczy, bestia wstała, ale walczył, nie dał się jej ostatkiem siły woli. Dobijała się na zewnątrz gdy z wysuniętymi kłami zwrócił się do wilczycy kładąc dłoń na rękojeści miecza. Zasyczał tylko.

Elin również podeszła i śladów zaczęła szukać. Znalazła, i wiele. Rozchodzonych, rozdeptanych, ciężko było nawet wyłowić ich liczbę. Ruszyła więc do chaty powolutku, ostrożnie, nasłuchując i gdy przystanęła pod samymi drzwiami obracając się do pozostałych dostrzegła Gudrunn atakującą Freyvinda. Pogrobiec na swego brata krwi się obejrzał, uważnie przyglądając… na ile rany sił odbierające i mglisty wzrok pozwoliły. Nic nie dostrzegł i nic nie powiedział. Wtem, jako na skalda patrzył, dopiero Gudrunn dostrzegł gdy ta nagle nań skoczyła aż Pogrobiec zaskoczony cofnął się dwa kroki.



Pani na Jelling nie miała nad swoją bestią kontroli. Nie patrząc kto jej na drodze i kto wokół, na skalda ponownie się rzuciła z charkotem co nie tak dawno słyszeli na polanie. Złote ślepia płonęły dzikością, wściekłością i żądzą mordu. Ledwie w momencie, pomimo ran, Pogrobiec rzucił się, na grzbiet wilczycy prawie przewracając. W ostatniej chwili miast wybić się, przysiadła i w ziemi i śniegu ślizgnęła. Ręką jedną wnet łapę jej tylną trzymał i pociągnął na ziemię i jak gdyby na szarpiącej wilczycy - wciąż diablo niebezpiecznej, lecz przynajmniej przytrzymanej, począł jak gdyby wspinać by całkiem ją do ziemi spróbować przygwoździć.
Skald nie pomagał mu. Gdzieś w jeszcze jasno myślącej części mózgu prześwitywała myśl, że gdyby teraz rzucił się pomagać ja utrzymać, to mógłby w szale się zatracić i wzajem rozerwać się na strzępy. Pochylił się jedynie unosząc rękę i patrząc na obraz w czerwieni cały oceniał czy Volund utrzyma waderę, czy po prostu dać jej w łeb. Choć trząsł się cały jak w febrze na razie tego czynić nie chciał.
Zaskoczona volva stała pod drzwiami ciągle nie ruszając się z miejsca, na wypadek gdyby ktoś z zewnątrz próbował się wydostać z powodu zamieszania jakie poczynili.
Gudrunn nadal w objęciach Bestii co odpuścić nie chciała raz schwytawszy wampirzycę w szpony, szamotała się wściekle warcząc, wijąc się, drapiąc pazurami i kłapiąc paszczą. Pogrobiec jednak, jak zawsze prawie, był niewzruszony, był jak klatka, nie ciało. Wilczycę na boku położył i na przeciwnym leżąc, jedną ręką łeb przy ziemi trzymał by ruszyć nim nawet nie mogła, rękę całą na jej szyi mając, a drugą za łapy i pod piersią i szyją miał, coby żadną miarą powstać nie zdołała.
Zadziałało, przynajmniej na tę chwilę. Spojrzał oczyma, co je ze szkarłatu na zwykłe odmienił, na Freyvinda.
- Proszę… Zabierz Elin do chaty! - nie podniósł bardzo głosu i mówił bez swego zwyczajowego spokoju, lecz zdawał się sytuację całkiem kontrolować i o bezpieczeństwo volvy troskać.
A w duchu i o Bestię skalda…
- Elin… - wycharczał Freyvind zmagając się z samym sobą. - Odstąp! - polecił, ale nie ruszył się. Brata poprzez braterstwo krwi sam na sam z wzbudzoną bestią zostawić nie chciał.
Volva już kroki dwa ku nim poczyniła ale cofnęła się widząc, że i skald ledwo nad sobą panuje. Ostrożną woląc być za budynek się poczęła wycofywać, a nie do środka chować.
Skald w końcu podjął decyzję
Rzucił się naprzód by utrzymać Gudrunn wraz z Pogrobcem, który bez problemu, nawet nie ruszywszy się kontrolował wilczycę, choć trzymał nie tak silnie, i ona opadła znacznie z sił. Frey padł na nich jedną ręka dociskając wilczy łeb do ziemi, drugą zad, aby w ogóle ruszyć się nie mogła. Volund co drugą część wilka trzymał, z bliska bardzo patrzył mu nagle w oczy.
- Sam ją uspokoję. Bracie… Proszę. - powiedział, teraz bez słyszalnego warkotu unieruchomionej afterganger. Freyvind pewności w twarzy Pogrobca jednak nie odnalazł, nawet więcej: zdało mu się, że usłyszał w tonie jego głosu…? Zwątpienie? Ryzyko było zbyt wielkie. I tak byli poranieni po zeszłej nocy, każde kłapniecie paszczą Gudrunn mogło okazać się śmiertelne, nawet nie teraz, ot w konsekwencji możliwej walki z mroczną bestią lub wilkami. Skald z zaciętymi ustami pokręcił jedynie głową trzymając waderę.
Elin w tym czasie rozejrzała się lekko zdziwiona i ruszyła czujna nie za chatkę a głębiej w las.

Wadera za to nadal miotała się w uścisku Volunda i Freya. Bezskutecznie próbowała się uwolnić, gryźć chciała co i rusz, a to jednego, a to drugiego.
- Trzymaj - rzucił berserker do skalda, gdy jasnym było, że ten nie odejdzie. O dziwo, puścił wilczycę i po ziemi przesunął się tak, by może w dystansie kilkunastu centymetrów być twarzą w pysk z nią. Mógłby spojrzeć w oczy, lecz unikał tego, miast tego, licząc, że na nim się skupi - jeśli miałoby uspokoić ją się powieść… lub też, jeśli skald utrzymać jej nie zdoła. Patrzył na ziemię obok nich i rękę wyciągnął, bok wilczego łba i uchu gładząc, zaskakująco delikatnie, tak kojąco, jak umiał w tej bardzo trudnej sytuacji.
- Szzzzzzzzz… - wyszeptał tylko, jak nie on sam, będąc bardzo blisko wilczycy… dla dobra jej, i dobra wszystkich jeśli by się wyrwała.
Trzymając ją i widząc starania Pogrobca, Frey postanowił go wspomóc. Do głowy trzymanej i dociskanej do ziemi też twarz zbliżył.
- Uspokój się, na litość Frigg! - wycharczał tonem jakim najczęściej odzywał się Agvindur. - Jelling!!
Nie wiadomym było czy to starania Volunda czy Freyvinda przebiły się do jakiejś świadomej części Gudrunn. Pogrobiec błysk inny, rzeczywisty w oczach czarnej wilczycy zobaczył. Wadera jeszcze się szarpała lecz nieco mniej, napięcie jej ciała mniej krwiożerczym było.
Widząc lekkie uspokojenie się wilczycy, skald palcami zaciśniętymi na wilczej głowie zaczął przebierać uspokajającym gestem. Za uchem. Na ile mógł, aby chwytu zanadto nie spuścić, wciąż szeptał cicho coś jak mantrę, by nie przerywać jej walki z bestią w ponowne zatracenie. Pogrobiec zaś, podobnie, ucho oklapłe bez szału pieszcząc, wzrok jednak na swego brata krwi przeniósł, jego obserwując bardzo uważnie Pamiętał, jak bliski szału był on jeszcze nim tę walkę wszczął. Ciało wilczycy drżało od wysiłku jej walk na zewnątrz i wewnątrz toczonej. Powoli jednak się wyciszała i uspokajała by w końcu pisnąć cicho i nos językiem oblizać. Wierzgnęła raz jeszcze lecz tym razem by się uwolnić od uścisku dwóch wampirów raczej niż by ich atakować.

Obserwując ją bacznie i wciąż cały napięty i drżący, skald puścił ją odchylając się z lekkim poczuciem ulgi, a bekserker jego wzrok w końcu zeń przeniósł na Gudrunn co w wilczej postaci wciąż była. Nie był jej trzymał już, skąd jeszcze przed chwilą ryzyko takie, ale na wierzgnięcie i gładzić aftergangerkę przestał. Podniósł się z wolna z ziemi, i miecz ujął z ziemi, już ku chacie patrząc.
Wilczyca drżąc cała przetoczyła się na brzuch najpierw potem na łapach uniosła. Łbem pokręciła, dreszcz po skórze całej przeszedł, co go zrzuciła z siebie otrzepując się. Z ogonem miedzy tylnymi łapami, przykulona, w kierunku lasu ruszyła lekkim truchtem.
- ...znowu…? - zapytał pół szeptem, pół jękiem Volund, obserwując oddalającą się wilczycę równie nagle, co na polanie. Gotów był jednak ruszyć za nią, wpierw tylko… spojrzał na swojego brata krwi.
- Była tu przed chwilą. - Skald potoczył wzrokiem w mig odgadując spojrzenie Pogrobca. Ten skinął tylko głową na znak zrozumienia, nie dopytując wobec zwycięstwa Freya nad własną bestią i z mieczem w dłoni ruszył za Gudrunn. Skald za nim pociągnął.
Daleko się zagłębiać w las nie musieli. Jasna czupryna Lodowookiej mignęła raz i drugi między drzewami. Wampirzyca oglądała się wokół siebie w niejakiej panice mrucząc coś do siebie. Przypominała wilka albo psa kręcącego się za swym ogonem.
Na odgłos kroków za drzewo skoczyła.
- Idźcie stąd - wychrypiała.
- Co się stało? - Freyvind spiął się, jego oczy strzelały na boki.
- NIC!!! - pisnęła za drzewo się cofając nieco bardziej.
Na ten okrzyk raptowny, oczy berserkera ku drzewu za którym się skryła się zwróciły Pogrobiec przystanął w miejscu, lecz również nie odchodził. Zbyt ranami i tułaczką znużony był, by móc choćby dociec, o co mogło aftergangerce chodzić. Za to zaczął się oglądać za nich, nie spodziewając się zagrożenia, lecz zastanawiając się nad czymś.
- Gdzie jest Elin?
- Nie wiem… -
wzruszyła ramionami zerkając za siebie.
Totalne zdezorientowanie Freyvinda stłumiło nawet gniew cofając go z powrotem w głąb, choć poczucie zagrożenia nie zmalało. Patrzył to na drzewo, to na Pogrobca.
- Gudrunn, o co chodzi? - powiedział najdelikatniej jak w tej chwili tylko potrafił. Każdy inaczej przeżywał swe spotkanie z bestią. - Sami w tym lesie nigdzie nie pójdziemy.
- Nic, nic -
powtarzała całkiem kryjąc się za drzewem by z ich oczu zniknąć. - Gdzie volva? - dobiegło ich całkiem wybite z równowagi pytanie.
- Nie wiemy - odparł berserker. - Czy potrzebujesz chwili… sama? - zapytał, patrząc na drzewa, nasłuchując odpowiedzi kobiety.
- Tak!!
- Przy chacie będziemy... -
Skald cofnął się. - Poczekamy tam na ciebie, mus nam ją znaleźć.
Brat krwi jego bez słowa, to samo myśląc odwrócił się i razem odeszli.

Wycofawszy się tam gdzie jeszcze chwilę temu walczyli z szałem Gudrunn, Freyvind skierował się ku chatce i ostrożnie otworzył ją zaglądając do środka. Chata w popłochu opuszczona była, sprzęty porozrzucane, kilka garnców pobitych, rzeczy porozrzucane. Coś ze ściany zabrane zostało bo jeno jasny ślad się ostał, odcinający się od okopconego wnętrza. Poza tym pusto było i cicho.
Wchodząc Freyvind z bliska popatrzył na wnętrze, ściany sprzęty, podłogę… po czym wyszedł na zewnątrz kierując się ku miejscu gdzie Gudrunn w formie wilczycy w ziemi grzebała. Lecz i tam nic ciekawego nie zoczył, za to z lasu wilczyca wyszła podbiegając do nich. Miejsce poprzedniego drapania ignorowała, zaś węszyć zaczęła wokół za śladami Elin. Trop po krótkiej chwili złapała i szczekaniem powiadomiwszy ruszyła w las.
Podążyli za nią w ciemny bór.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-07-2016 o 21:36.
Leoncoeur jest offline