Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2016, 21:46   #71
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin

Tymczasem volva głos słyszała co ponaglał ją ku czemuś:
- Szybciej, szybko… tu w lewo!
- Uważaj, tam dół!
- W prawo! Szybciej, szybciej!

Niecierpliwość jej nowego przewodnika dała się odczuć uniesieniem się włosków i zimnymi muśnięciami na skórze wampirzycy.
W końcu, gdy całkiem straciła drogę w ciemnym borze, który z rzadka oświetlany był światłem księżyca, zobaczyła niewielką przesiekę.
- [i]Tam! Tam! Przed Tobą![i] - nakazywał pośpiesznie ochrypły głos.
Być może kompletnie oszalała ale jeśli istniał cień szansy, że odnajdzie w ten sposób choćby wskazówkę co czynić dalej powinni, to będzie brnęła w to dalej. Wyciągnęła grudkę srebra i najostrożniej jak umiała wychyliła się, by rozejrzeć po przesiece.
W oddalonym końcu coś leżało na ściółce. Duże, ciemne, nieruchome, niemalże zlewało się z ciemną linią lasu na horyzoncie.
Najciszej jak umiała zaczęła powoli zbliżać się do kształtu rozglądając przy tym dookoła, by nie zostać zaskoczoną. Bryłke ściskała mocno w lewej dłoni.
Krok za krokiem zbliżała się powoli, powoluśku ku leżącemu na brzuchu kształtowi.
- No, rusz się - mruczał jej do ucha przewodnik.
Kilkanaście kroków bliżej pozwoliło zobaczyć więcej szczegółów. Ciemne futro posklejane gdzieniegdzie, wielka człekopodoba postać i smród zgnilizny roztaczający się wokół intensywnie. Kolejny krok i w dłoni odrzuconego bezwładnie ramienia coś się poruszyło. Oko wpatrzyło się w nadchodzącą volvę.
Cofnęła się o krok wypatrując najmniejszego drgnięcia wielkiego cielska i sięgając po moc swej krwi.
- I co ja mam z tym zrobić? - Szepnęła nie wiadomo do kogo. Pamiętała ból tej istoty. Najlepiej byłoby zakończyć jej cierpienia ale czy po to przyprowadził ją tu głos?
- Pomóc - głos niemalże fuknął gniewnie.
Tymczasem leżący stwór ryknął głośno i podnosić się zaczął kłapiąc paszczą. Podpierał się ciężko na zaciśniętej pięści i powoli podwijać pod siebie nogi. Wygiął grzbiet w łuk i znowu ryknął przerażająco.
Przerażenie jednak odeszło volvę i spokój ją jakiś opanował jakby ktoś rękawicę na nią nałożył.
Przez krwiożercze przed chwilą ryki, nagłą falę innych uczuć odnalazła. Ból, przerażenie, rozpacz rozdzierającą niemal każdy fragment ciała. I wściekłość. Co kazała bestii siły znajdować tam gdzie ich nie było. Wilkołak odwrócił się ku volvie z wolna.
- Spokojnie…. Pomóc chcę… - Zaczęła mówił łagodnym głosem jak do narowistego konia ale krok w tył kolejny zrobiła. - Ciii…. Pomogę… pozwól mi…
Kojące słowa i gesty nie podziałały. Wilkołak wpatrywał się upiornymi dłońmi w wampirzycę i powoli, ciężko zbliżać się począł.
Aftergangerka natomiast zamiast dalej się wycofywać stanęła w miejscu i śpiewać kołysankę niewprawnym ale łagodnym głosem zaczęła.


Bestia wciąż idąc w kierunku volvy, stąpała ciężko, z wysiłkiem. Wciąż pysk szczerząc, wciąż przerażenie chcąc wzbudzić Z rany na szyi ciemne posocze się snuło wąskim strumieniem. Zapach śmierci owiewać zaczął volvę. Gdyby oddychała jeszcze, dławić by ją odór począł.
Mimo, że bestia ranną się zdawała, jej splugawienie odrazę bezbrzeżną wzbudzić jeno mogła. Elin nadzieję tracić mogła gdy potwór szedł nieprzerwanie, uparcie, ramiona wyciągając ku volvie. Gdyby nie widok oczu bestii Elin zwątpić by mogła.
Oczu tak przepełnionych bólem i rozpaczą, że nie potrafiła myśleć o stworzeniu inaczej niż jakby pomocy potrzebowało. A ona najwyraźniej mogła mu pomóc.
Trzy, cztery kroki - nie dalej - potwór był gdy z paszczy zamiast ryku przerażajacego coś jeszcze się dobyło. Gdy ostatnie tony głos sięgał, Elin przysiąc by mogła, że głos człeka słyszała udręczonego ponad wszelką możliwość.
- Pozwól mi pomóc… - Błagała cicho, gdy pieśń skończyła śpiewać patrząc w te udręczone, przerążające ślepia. - Ból minie… pomogę…
Bestia wstrzymała krok, porykując nieco się pochyliła jakby łeb przerażający chciała złożyć do ukojenia.
Lecz zza pleców Elin, warczenie niskie dobiegło i szelest, chrupot. Czarna wilczyca zawyła bojowo.

Gudrunn prowadząca ich przez las, zamarła na ryk wściekły, ryk wyzwania. Szczekiem pogoniła towarzyszy i ruszyła nie czekając już na nich w kierunku, z którego ochrypłe grożenie dochodziło.
“Pierwszy miecza nie wyciągnę”
Skald wspomniał obietnice daną volvie, toteż teraz jedynie klnąc pod nosem, z tarcza zawieszoną na plecach a orężem schowanym na razie w pochwie z gołymi rękoma biegł w kierunku strasznego ryku, za czarna wilczyca.
Volva odwróciła się ręce rozkładając jakby chciała bronić bestii za nią.
- Nie. - Odrzekła mocnym głosem ale ciągle starając się go nie podnosić ze względu na stworzenie za nią. - Mogę mu pomóc. - Zerknęła szybko przez ramię jednocześnie czy uskakiwać nie będzie musiała.
Potworność sylwetki porażała. Volund racje miał, że w pojedynke z tym walczyć nie lza.
Freyvind zdał sobie sprawę, że bestia jest za blisko Elin niżby tego chciał. Stał jak wrośnięty w ziemię.
Wszak opcja “najpierw spróbujmy rozmawiać…” dotyczyła wilków, nie tego!
Cały spięty ręke przesunął bliżej rękojeści miecza, lecz nie wyciągał go wciąż, volva była za blisko niego, broń w ręku mogła wywołać atak.
- Elin… - skald starał się mówić spokojnie, lecz bez większego rezultatu. - Cofaj się powoli… Pomóc temu?!
Wilczyca wciąż gotowa do ataku, naprężona, obchodziła wampirzycę, szukając dobrego momentu do ataku. Bestia zaś paszczę rozwarła ryk wydając tuż nad głową Elin, smolista strużka śliny skapnęła na ramię volvy.
- Gudrunn, odstąp, Ty i tak nie możesz z tym walczyć. Wspomnij słowa Volunda. Krew jego śmiercią jest. - Wciąż spięty skald krzyknął do szalejącej wilczycy.
Wilczyca na zadzie przysiadła przednimi łapami drobiąc w miejscu z ujadaniem.
Volva widząc, że chwilowo nie będą atakować stworzenia odwróciła się cała ponownie do niego i znów zaczęła mówić łagodnym głosem, choć spięta była i gotowa do odskoczenia w razie czego.
- To przyjaciele… cii… Martwią się o mnie… - Szeptem zaś dodała. - Przydałaby się pomoc, by go uspokoić….
- Mrok nie może zwyciężyć mroku. Jeno światło. - niewidzialny przewodnik porady udzielił.
Bestia stała przed Elin dysząc ciężko, kłapiąc kłami i ...słabnąc. Zachybotała się nieco. I znowu, chwiejąc z rykiem przechodzącym w wycie runęła na Elin.
Volva znów po moc krwi sięgając, grudkę srebra upuściła i złapać stworzenie spróbowała jakby w objęcia zapragnęła je wziąć. Uważała przy tym, by krew bestii nie skapnęła jej na twarz. Ciężar bestii sprawił, że nieco przygięło ją do ziemi w pierwszym momencie, lecz wzmożona siła pozwoliła utrzymać monstrum. Wciąż nie sięgając po miecz skald odruchowo wręcz kilka kroków do przodu poczynił. Widząc jednak że to nie atak, a po prostu upadek wyczerpanego potwora wstrzymał się spięty na ugiętych nogach.
- Elin, na miłość Frigg! - syknął patrząc na to wszystko zupełnie zagubionym wzrokiem.
Pogrobiec zaś stał tylko, wycofany, za jednym z drzew poskręcanych, tak że pół tylko sylwetki wychynął by jednym tylko okiem szkarłatnym scenę bacząc. Nieporuszony.
Wieszczka najdelikatniej jak umiała bestię ułożyła na ziemi i głaszcząc po łbie wielkim zaczęła monotonny śpiew wyciągając z zakamarków pamięci starą modlitwę. Sławiła Sol i wyrażała tęsknotę za nią i podziękę, iż światło Manwe oglądać ciągle może. Błagała Go, by dziecku jego ukochanej Sol udzielił wsparcia i ocalił przed okrutnym losem. W śpiew wplotła również modlitwę do Eir Uzdrowicielki, by jej zręczne dłonie i łagodne serce ulitowało się nad spaczonym stworzeniem i mu pomogło i do Freyi, którą patronką tej wyprawy uczynili, by magią swą wspomogła i odwróciła przekleństwo, które na dzielnego woja spadło. Nie miała pojęcia czy to zadziała ale całe swe jestestwo włożyła w błaganie do Bogów, by uratowali to nieszczęsne stworzenie. Dłoń delikatnie runy leczące na ciele bestii poczęła kreślić podczas śpiewu.
Pokraczna, wypaczona postać wilkołaka zasłuchała się w zaśpiew volvy, powolny i chrapliwy oddech unosił powoli jego klatkę piersiową.
Gudrunn węsząc podeszła do wampirzycy i monstrum, niepewna i nastroszona. Szczeknęła raz i drugi. Ramię bestii uniosło się by spojrzeć na nią. Chrapliwy warkot wydobył się z gardła, gdy wilkołak odstraszyć chciał Gudrunn.
- Ciii… - Volva Gangrelkę i bestię uspokoiła. Pogłaskała wielki łeb i cicho do monstrum rzekła. - Muszę runy narysować wokół Ciebie, dobrze? - Zaczęła wstawać powolutku nie chcąc zdenerwować monstrum.
Bestia niewiele zrobiła, bo zrobić dużo nie mogła. Z chrapliwym jękiem w niebo się wpatrzyła. Gudrunn poddenerwowana drobiła wokół i wilkołaka i Elin.
Wieszczka najpierw jednak rozdarła suknię, by uzyskać materiał do zawiązania rany na szyi bestii, by w końcu wstać. Poszukała kija, oczyściła przestrzeń dookoła wilkołaka i rozpoczęła rycie run. Zaczęła od symbolów Sol nad głową bestii, pod nogami i po obu bokach, później wróciła do głowy.
- Pieśni, znam, której nie zna małżonka władcy
Ni syn człowieczy,
Pomoc zwię sie pierwsza, a pomoże w troskach i w kłótniach
I wszelich chorobach.
- Mówiła pewnym głosem rysując pierwszy znak, a gdy skończyła odeszła kawałek zgodnie z ruchem Słońca po niebie i ryć kolejny symbol poczęła recytując
Znam inną, której ludzie potrzebują
Gdy chcą jako uzdrowiciele działać.
I kolejny:
Trzecią pieśń znam, gdy zajdzie konieczność
Opętania nieprzyjaciół;
Ostrza tępie mym wrogom,
Nie chwyci im ni miecz, ni podstęp. -

Czwartą pieśń znam, jeśliby mnie w kajdany zakuto,
Śpiewam tak, że iść mogę wolny,
Spadają mi z nóg kajdany
A z rąk więzy.


Znam piątą pieśń, gdy wrogi oszczep
Rzucony leci w walczących tłum,
Nie pędzi on tak hardo, bym go nie zatrzymał,
Gdy wzrok mój go dosięgnie.

Pieśń szóstą znam, jeśli mię zrani ktoś
Drzewa korzeniem świeżym,
Człowiek, co nienawiść ma wzniecić
Szkodę niech większą od mojej poniesie.


Siódma znam: gdybym ujrzał płomień wysoki
Nad towarzyszami w sali,
Nie płonie tak szeroko, bym go nie ugasił;
Taką pieśń umiem śpiewać.

Ósmą znam pieśń, co wszystkim jest
Pożyteczna:
Gdy zawiść powstanie sród władcy synów,
Umiem ją wraz uśmierzyć.


Dziewiątą znam: gdy muszę ratować
Ma łódź pędzoną po morzu,
Wicher uspokoję na fali
I uśpię całą wodę.

Pieśń dziesiątą znam: gdy czarownice ujrzę
Lecące w powietrzu,
Wtedy tak uczynię, że się zabłąkają,
Postaci swej nie odnajdą,
I nie odnajdą swej duszy.

Jedenastą znam: gdy mam na bój
Druhów wieść,
Śpiewam w tarcze, a oni siłą naprzód pędza,
Zdrowi do boju
I zdrowi z boju,
Żadna ich szkoda nie spotka.

Dwunastą pieśń znam: gdy widzę wisielca
Na drzewie kołyszącego,
Tak rysuję runy,
Że człowiek zstępuje
I ze mną mówi.

Pieśń znam trzynastą, gdy chłopca małego
Pokropię wodą:
Nie zginie on, choć w bitwie się znajdzie,
Nie padnie pod ostrzem miecza.

Czternastą znam, umiem ludziom
Wyliczyć rozmaitych bogów,
Wiem wszystko o Asach i Alfach,
Mało kto pośród mądrych to wie.

Pietnastą pieśń, którą Thjodroerir karzeł
Śpiewał przed drzwiami Delling:
Siłę przepowiadał Asom, powodzenie Alfom,
Jasny umysł Hroptatyrowi.

Szesnastą znam pieśń, gdy uczciwej dziewczyny
Miłość chcę mieć, i rozkosz,
Omamię jej zmysł - śnieżne ma ramiona -
I przemienię wszystką jej wolę.

Pieśń siedemnastą znam: wiem, ze mi nie umknie
Młodziutkie dziewczę.

Pieśni tych, zapewne, Loddfafnir,
Długo brak odczuwałeś,
Wyjdzie ci na dobre, jeśli przyjmiesz,
Pożytek będziesz miał, jeśli weźmiesz,
Porzebę zaspokoisz, gdy odbierzesz.

Pieśń osiemnastą znam, której nigdy nie zdradzę
Żadnej dziewczynie - ni innej niewieście -
Tajemnica jest zachowana, gdy tylko jeden wie,
To rzec chce kończąc pieśni
Tylko tej jednej, która mnie zamknie w ramionach,
Lub może - mej siostrze.*

Przy samym końcu znów stanęła przy głowie Bestii. Odrzuciła patyk, obeszła jeszcze raz sprawdzając czy wszystkie runy są dobrze narysowane i stanęła na północy kręgu wyciągając ramiona ku górze.
- Na moc runicznego kręgu, wzywam o pomóc Asów i Wanów, by oczyścili to co splugawione i przywrócili właściwy początek! - Zakrzyknęła i stanęła na wschodzie kręgu. - Na moc runicznego kręgu, wzywam wszystkie cztery żywioły by oczyściły to nieszczęsne stworzenie i przywróciły właściwy porządek. - Kolejne kilka kroków i stanęła na południu. - Na moc runicznego kręgu wzywam Sol, by dziecię swe uratowała! - I znów kilka kroków. - Na moc runicznego kręgu wzywam Hell, by plugastwo zabrała tam gdzie jego miejsce lecząc niesczęśnika, do którego przylgnęło! - Powróciła na północ kręgu i padła na kolana ciągle wyciągając ręce ku górze. - Wysłuchajcie błagania służki Waszej. Niechaj tak się stanie!
- Patrz, patrz! - głos ponaglił volvę.
Na drzewie nad wieszczką i bestią wylądował ptak. I zaraz po nim drugi.
Jeden z nich kraknął gromko. Drugi odpowiedział mu tym samym.
- Widzisz, dziecko mroku? - dopytywał nadal ochryple szept.
- Widzę i dziękuję. - Szepnęła jedynie nie potrafiąc słów więcej odnaleźć na to co działo się przed jej oczami.
Kruki sfrunęły z drzewa tuż w okolice wieszczki. Tam gdzie wylądowały dwóch mężczyzn się pojawiło.


Kruczoczarne wlosy splątane, posplatane, zmierzwione opadały im na ogorzałe twarze, z wydatnymi nosami. Ubrani byli w liche szmaty poprzecierane tu i ówdzie, gdzieniegdzie mając jednak bogate zdobienia. Każdy za to ozdób świecących miał na sobie multum. Na boso byli.

- Hugin, Munin… - wyszeptał Freyvind słabym głosem. Oczy szeroko otwarte miał chłonąc tę scenę. Chyba nawet nie wzrokiem a całym sobą. - Odyn Cię wysłychał Elin! - rzekł głośniej i z mocą.
Był przejęty, obcował właśnie z krukami Najwyższego. Myśl i Pamięć, dwa boskie ptaki przez dzień zbierające wieści ze świata, a po zmierzchu szepczący je Jednookiemu.
Huginn ok Muninn fliúga hverian dag
iörmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó siámk meirr um Muninn.
Recytował Grimnismál, urzeczony, wpatrzony, prawie skamieniały z przejęcia.

- Odejdź teraz. - zaskrzeczał jeden z nich do Elin.
- Daleko - dorzucił drugi.
- Dziękuję… - wyszeptała pokłaniając głowę i wstała szybko, by się wycofać. - Chodźmy stąd - rzekła do wilczycy, co obok niej stała zdezorientowana.
Razem podeszły do skalda i skierowały kuchowającemu się między drzewami bersekera.
Zza pleców volvy zaś zaczęły dobiegać zaśpiewy, w języku którego nie znała, jednak któren struny jej duszy szarpał jak palce skaldów szarpią struny lutni.
Wyczuwała narastającą energię, budzącą się do życia, kłującą skórę twarzy i ramion. Wilczyca chyba też to odczuła bo uszy płasko po sobie położyła i z ogonem podwiniętym nura dała pomiędzy drzewa.
- Szybciej. - Ponagliła wszystkich volva biegnąc już niemal. Może i poczuła na sobie wzrok Freyvinda podążającego za nią, lecz zbyt wiele się działo by nań spojrzeć. On ze smutkiem, ale i złością wynikającą z zazdrości na wieszczkę spoglądal, choć zawiść to jeszcze nie była.
W jednym zza pnia widocznym oku Pogrobca, co szkarłatem całą scenę mierzył jak oczarowany, volva zobaczyła coś dziwnego. Przypatrywał się kruczym postaciom bez jednego słowa, ani drgnąwszy.
- Volundzie! - Krzyknęła Elin podbiegając do niego i ciągnąc go za rękę. - Musimy iść.
Nim słowa jej przebrzmiały przesiekę zalało jaskrawe światło słoneczne. Ciepłe, skrzące od barwy życia, pachnące niemalże istnieniem. Wadera pisnęła lekko i przyspieszyła biegu by poza zasięgiem śmierć niosącego światła się znaleźć, takoż i skald uczynił. On jednak wstrzymał się po kilku krokach i odwrócił patrząc na szokującą scenę jaka między drzewami się odbywała. Pogrobiec byłby może też stał i patrzył dalej jak w lunatycznym transie, jak często zdawał się na świat patrzeć. Patrzył na scenę wzrokiem, jakim patrzy się nie na rzeczywistość, lecz na to, co umysł jawi w tych chwilach. Głos volvy jednak jak gdyby barierę jakąś przebił. Nagle Volund zdał sobie sprawę, że Elin jest tuż obok. Za rękę ją do siebie przyciągnął by zasłonić drzewem i sobą samym jeśli zdoła.
Krąg światła przesączał się przez drzewa i krzewy, topił śnieg. W promieniach Sol, dwaj mężczyźni nad bestią się pochyliwszy szybkim ruchem dłoni zakończyli jej żywot. Każdy z nich z szacunkiem uchwycił ramię spaczonego wilkołaka i wpatrywał się ciekawie. Jeden z nich ponownie krukiem się stał i nad lewą dłonią monstrum się pochylił. Szybko mocny dziób wbił w sam środek i coś wyciągnął… co zadyndało przez chwilę jak obrzydliwa zabawka. Podrzucił wyrwany ochłap w powietrze i złapał w otwarty dziób. Spuszyły się pióra wielkiego, czarnego ptaka. Gardłowe krakanie poszybowało w powietrzu.
Drugi zaś uchwycił nieżywą potworę i przez chwilę się siłując, począł znikać. Jego towarzysz odczekał aż całkiem drugi świat ich przyjmie i pofrunął za nimi. Przesieka pusta została, choć słońcem nadal wypełniona.
Słońce nie dawało ciepła w zimę, a w lato skrzyło goracem tak, że człowiek rozpływał się w kolczudze. W słońcu nie było widać palonych domostw tak pieknie jak po zmierzchu. To w zimowe noce ludzie w langhusach siadali przy świecach i opowiadali sobie sagi, to po zmierzchu biesiady dochodziły zawsze do najlepszych części. Frey wolał noc jeszcze jako śmiertelnik, ale tu teraz prawie łza krawa mu po policzku pociekła. Od pół wieku nie widział takiej żywej jasności. Ot czasem jedynie poblask jutrzenki rozjaśniającej niebo na wschodzie, gdy jak w Ribe w ostatniej chwili schronienia szukał. Widzieć promienie słońca i nie czuć od nich palącego bólu… Skald oderwać oczu nie mógł, wiedząc że może nie tyle pierwszy raz od półwiecza, co ostatni raz w swym nieżyciu to widzi.
- Chodźmy stąd… - Szepnęła wieszczka ciągle w ramionach Volunda bojąc się głowę unieść i spojrzeć na to co czyniły Kruki Odyna.
Pogrobiec rękoma Elin do siebie tulił, jakby skryć ją przed światłem zamierzał. Z jego oczu szkarłat odszedł, gdy spojrzenie skierował na światło. Oglądał je, gdy Bestia w nim się szarpała wysiłkiem woli, blesnym prawie i całkiem pustym. Twarzy umarłego nie mógł nikt dostrzec, tedy i dostrzec nie było dane, że gdyby żył, byłaby to twarz w tej chwili obmyta łzami.
Krok po kroku, volvy nie puszczając, począł od słońca odchodzić, jak w tańcu niemal. Chciał skryć Widzącą przed światłem, które prawie nań czerwony lęk znowu sprowadziło… sam nie mógł przestać patrzeć.
Elin z kolei patrzeć nie chciała. Wiedziała, że wzbudziłoby to zbyt wielką tęsknotę za czymś co dawno już jej zabrano. Wystarczało to, że niemal czuła promienie i ich energię na skórze. Szła powoli z Volundem uparcie nie podnosząc wzroku. Freyvind niechętnie za nimi się udał. Ku światłu nie odwrócił sie już ani razu.
Oddalili się choć blask dnia za nocy wciąż wyraźnie widać było, gdy Pogrobiec nachylił się ku uchu volvy, wciąż nie odrywając spojrzenia od cudu.
- Jeśli chcesz zobaczyć… trzymam cię. - szepnął z jakąś dziwną tęsknotą w głosie.
Westchnęła cichutko i niepewnie głowę uniosła patrząc na odległy blask. Z jedynego oka łza krwawa spłynęła i szybko odwróciła głowę.
- Dziękuję. - Powiedziała jedynie.
Po tym cofnęli się dalej, aż blask dnia był tylko odległą łuną. Gdy Volund sam już nie odczuwał Bestii próbującej jak klatkę rozerwać okowy jego umysłu, zdjął ramiona z Elin, puścił kobietę. Sam jeszcze stał wpatrzony w odległe miejsce.
Stanęła przy jego boku kładąc delikatnie dłoń na jego ramieniu jakby wesprzeć go chciała i również w łunę się wpatrzyła.
Czarny pysk rękę Volunda ucapił i pociągnął.
Wadera uchwyt zębów odpuściła i ruszyła w las ocierając się o skalda, który szedł w stanie podobnym w jakim wczoraj z lasu wracał. Przejęty, zasmucony, na volve wciąż zazdrością zerkając. Cichy i z gniewu zdało by się całkiem wypruty..
Volva zamyślona i zdawałoby się również zasmucona szła za wszystkimi niewiele na otoczenie zważając.



__________________________________________________ ___________
*Havamal
 
Blaithinn jest offline