Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2016, 22:25   #23
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Powinna była się domyślić. Powinna! Powtarzała to sobie z wyrzutem, czuła wściekłość, nie wzięła nawet pod uwagę, że wszystko może potoczyć się w ten sposób, zaślepiona wszystkim dookoła zapomniała jakim człowiekiem był lord… Zawsze uważała go za mężczyznę mającego własny honor. Najwyraźniej ludzie się zmieniają, albo to ona nigdy nie poznała Weynara wystarczająco...

Gdy strażnicy skonfiskowali im broń i wyprowadzili z sali obrad zachowywała się spokojnie, nie stawiała oporu, wiedziała, że nie ma to żadnego sensu, jednak pierwsze zdziwienie przyszło, kiedy zaczęli przemocą traktować Marcusa, drugie gdy okazało się, że nawet w miarę suchy loch z pryczami to za duże wymaganie… W głowie ciągle miała leżące na posadzce korytarza bezwładne ciało towarzysza zasypywane ciosami, a później głuchy odgłos, gdy został wrzucony do celi. Nie chciała pokazywać tego po sobie, ale wściekłość ustąpiła miejsca żalowi, czuła się źle z tym czego doświadczył mężczyzna tylko dlatego, że chciał ich bronić. Bestialskie traktowanie, bezkarność strażników… czy to znaczyło, że groźby na temat „towarzyskiej wizyty” u kobiet mogły być czymś więcej niż tylko przekomarzaniem i chęcią złamania?

Zwinęła się w kłębek opierając o zimną ścianę, ukryła twarz między kolanami, które objęła ramionami. Wdech… wydech… wdech… Powoli się uspokajała, była już w podobnej sytuacji i jakoś wszystko przetrwała, wyszła z tego cało, a po latach nawet miała skłonność żartować z tej przygody… tylko… tylko wtedy za plecami nie miała zimnego kawałka kamienia, a inne ciepłe ciało opierające się o nią. Wystarczyło wtedy odwrócić się by zobaczyć twarz przyjaciela, który zapewniłby, że jakoś z tego wybrną… Właśnie, Brego… Kolejna fala czegoś nieprzyjemnego spłynęła przez gardło, pierś, zatrzymując się gdzieś w brzuchu niemiłym uściskiem. Czy wiedział? Jeśli tak to dlaczego jej nie ostrzegł?! Nagle przypomniała sobie jego głos każący uważać… Może to była owa przestroga… a może nie? Czy świadomie pozwoliłby jej pakować się w takie niebezpieczeństwo? Czy zgodziłby się by brała udział w negocjacjach, które miały się skończyć zamknięciem w lochu z groźbą zdania na brutalnych, rubasznych strażników? Albo wręcz z niebezpieczeństwem stracenia życia lub okaleczenia? Z przegryzionej wargi musiała popłynąć odrobina krwi, bo poczuła w ustach metaliczny posmak. Nie zrobiłby tego, nigdy by jej tam nie puścił ze świadomością, choć cieniem podejrzenia, czym to się skończy! Ale… czy jednak jabłko może tak daleko upaść od jabłoni? Czy w wyborze między ojcem a nią mogła być tą ważniejszą? Co jeśli brał udział w spisku i celowo… celowo… NIE, DO CHOLERY, NIE! Wciąż przygryzając wargę stuknęła lekko potylicą o ścianę chcąc wyrzucić te horrendalne myśli z głowy. Jak mogła choćby brać to pod uwagę?! JAK?! Znali się od dawna, razem przeżyli dziesiątki przygód, wyłgali się z niejednych kłopotów i przegadali tyle godzin, że znali się jak łyse konie. Poszłaby za nim na sam kraniec Pustki i z powrotem, zawsze miała świadomość, że on za nią też… aż do dzisiaj… Dlaczego nagle, chyba pierwszy raz w życiu, postawiła jego oddanie pod wątpliwość?

Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i rozluźniła ciało, jak zwykle gdy ogarniało ją tak wielkie nagromadzenie negatywnych emocji wyobrażała sobie, że jest w zupełnie innym miejscu, w innym czasie: leży na trawie, w nocy, patrzy w niebo, gdzieś niedaleko słychać trzaskanie ognisk i wesołe rozmowy towarzyszy podróży, w powietrzu unosi się apetyczny zapach pieczonego mięsa... Mimowolnie jej usta wygięły się w delikatny łuk, na ciało i duszę spłynęła błogość, lekkość, spokój…
- Cokolwiek by się nie stało, Ri, cokolwiek, zawsze jestem z tobą – szepnęła cicho do samej siebie słowa, które powtarzał jej niezmiennie gdy zaczynała choć na moment wątpić. Zawsze, kiedy zarywali noce rozmawiając o tym co ich nurtowało, a później, gdy pisali listy, długie, szczere, będące jedyną nitką łączącą ich z przeszłością. Nitką, na której wisiała cała nadzieja Riny, wszystko co… chciała mieć. Ta myśl przeszyła ją niczym piorun. Zmarszczyła brwi. Utracenie go było jej największą obawą, a myśl, że mógłby ją zdradzić paliła tak, że chętnie poddałaby się ćwiartowaniu, aby choć na moment uśmierzyć owo cierpienie. Wiedziała, że jeśli poświęci na tego typu rozmyślania choćby sekundę więcej to oszaleje albo rozpłacze się jak mała dziewczynka, z ratunkiem przybyła niespodziewanie Agi
- No dobrze, moje panie. Nie wiem, jak wy, ale ja mam dość – usłyszała jej głos.

Otworzyła oczy i spojrzała wymieniając z nią kilka zdań, które powoli przerodziły się w rozmowę… wreszcie w opowieść… A dzięki skupieniu na losach znanych postaci i pokrzepiającej obecności krasnoludki mogła wreszcie oderwać uwagę od demonów zaprzątających nachalnie myśli. Była stosunkowo bezpieczna, a skoro ona to również Agi i Marcus, Brego nie pozwoli przecież by cokolwiek im się stało. Pomoże. Wierzyła w to ślepo… albo przynajmniej chciała wierzyć całą sobą, bo większy strach od gniewu lorda wzbudzała w niej jedynie perspektywa utraty tego, co było jej najdroższe.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline