Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2016, 00:58   #16
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Gdyż, iż, ponieważ, Sither zniknął z powierzchni planety w bliżej nieznanych mi okolicznościach, rekrutacja nadal jest otwarta.

Zapraszam chętnego lub chętną! W ramach zachęty, taki mały teaser.


Mogła dziękować Bogu, że straciła przytomność przy tym.. przy tej zbrodni, jaka dokonała się na jej osobie. Ktoś bezkarnie chwycił z całą siłą jej ciało i wydarł z niego to co najlepsze, drąc na strzępy świadomość oraz pewność własnego istnienia. O ile świadomość wyłączyła się równie nagle, jak nagle dokonał się atak, tak działały w Niej dwa mechanizmy. Obrony oraz podświadomość. Niestety ten pierwszy został bardzo szybko zdławiony, gdyż napastnik miał nad nią przewagę wzrostu. Podświadomość z cierpliwością godną Boga rejestrowała wszystko. Bardzo chciała, aby to wszystko okazało się koszmarem, mrocznym psikusem podczas snu. Jak pokaże czas, wszystko było nad wyraz realne.

Tak samo jak realny był ból. Świadomość wróciła, bombardując ją zewsząd ogromem sygnałów. Jej całe ciało krzyczało z bólu, nie mówiąc o delikatnej kobiecości, która została zbrukana przez napastnika. Niemal zwierzęce przerażenie zalało ją od czubka palców po ciemię. Nie potrafiła ocenić ile czasu minęło, jak długo leżała nieprzytomna i tego czy ktoś słyszał jej krzyki.
Musiała krzyczeć, walczyła! Jak ktoś mógł nie usłyszeć jej krzyków.
Zaczęła niezdarnie gramolić się z zimnej powierzchni przejścia podziemnego. Pierwsze kroki, a raczej metry, pokonała próbując powstać z pozycji horyzontalnej. Przeczołgała się do przodu, ciągnąc swoje ciało. Oczy momentalnie zaszkliły się, a gorące łzy rzeźbiły ubrudzoną twarz, której obliczę zdobił siniak i kilka zadrapań. Nie dość, że ktoś.. nie, to po prostu napad. Tylko dlaczego skurwiel nie wziął niczego co miała przy sobie? Może przestraszył się tego, że padła bez przytomności? Obił Ją dość mocno.
Oparła się o równie zimną ścianę. Najpierw dłoń zjechała, niemal zwiastując upadek dziewczyny, ale szybko odzyskała równowagę. Krok za krokiem, wspierając się o ściany, wyszła z miejsca swojej kaźni. Nie odwracała się, coś podpowiadało jej, że napastnik dawno zwiał.

Wytoczyła się na zewnątrz. Nieliczne samochody mknęły po Wisłostradzie, oblepiając ją karcącym wzrokiem światła reflektorów. Gdzie jestem, gdzie kurwa jestem?!
Ulica Boleść. Pieprzona ironia.
Naprzód, przed siebie. Ruszyła, widząc przed sobą sylwetki kamienic Nowego Miasta. Na lewo, na wzniesieniu Starówka. Zabawne, że w chwilach cierpienia spostrzegawczość wyostrzyła się do niemal niesamowitych rozmiarów. Starówka, Nowe Miasto.. całą okolica dawnej Warszawy skąpana w mroku nocy była pięknym widokiem. Żałowała, że nie ma czasu na zachwyt i celebrację widoków. Ulica Mostowa pięła się w górę. Droga przez mękę.
Nie potrafiła zliczyć ile razy zatrzymywała się przy bramie, łapiąc pion przy ścianie budynku bądź trzymając się znaku czy latarni. Z oddali majaczył kościół na Freta. Jak pierdolona wędrówka Jezusa na miejsce swojej kaźni.
Również i Ona mdlała, odzyskiwała świadomość tylko po to, aby iść przed siebie niczym robot. Krzesała z siebie ostatnie iskry siły. Nie wiedziała jak daleko zajdzie, nie potrafiła stwierdzić czy jest to jej koniec. Może przyjdzie umrzeć właśnie tutaj? A miała tyle planów.. takie życie do wykreowania. Studia, praca. Ta jedna jedyna relacja na którą czekała. Rodzina.

To wszystko było odległe i nacechowane abstrakcją. Tak samo jak to, że zbiegu Mostowej i Freta, na przeciwko kościoła p.w Św. Ducha, padła jak długa na kocie łby. Musiała przyznać, że były cholernie niewygodne. A ten łoskot! Jakby ktoś upadł na coś twardego. I znów odpłynęła, tym razem na dłuższą chwilę.



Dziewczyna miała niebywałe szczęście, że spotkała spacerującą parę. Kobieta i mężczyzna, którzy mogliby być dla niej rodzicami, zaalarmowani chwiejnym krokiem niewyraźnej postaci, a potem jej upadkiem, szybko podbiegli do potrzebującej osoby. Możliwe, że uratowali jej życie.

Wysoki mężczyzna o siwych skroniach i okularach podbiegł jako pierwszy. Gdy był coraz bliżej, do jego mózgu dochodziły coraz to nowe obrazy. Bardzo szybko połączył fakty. Pobita dziewczyna, która krwawiła z kilku miejsc. Jej ubranie było w strzępach. Najgorzej chyba przedstawiało się.. Kurwa, co za bydle zaatakowało to dziecko!
- Jezu.. Marek, zrób coś! - rzuciła jego żona, która zatrzymała się tuż za jego plecami, wciśnięta w ulicę przez siłę sytuacji.
- Dzwoń po pogotowie i policje, słyszysz?! - rzucił przez ramię. Z reguły jest człowiekiem spokojnym, niemal flegmatycznym. Wymaga tego jego praca. Nie każdy zostaje profesorem ASP, a już na pewno specjalizującym się w renowacji dzieł sztuki. Widział wiele w swoim życiu, ale nigdy ofiary gwałtu. Brutalnego gwałtu.
Mógł tylko i wyłącznie sprawdzić puls dziewczyny. Odczekał chwilę, coś podskoczyło pod jego palcami. Puls był. Słaby, ale był.
Krawędzią percepcji rejestrował rozmowę żony z dyspozytorem na numerze alarmowym.

Tej nocy nie dokończyli spaceru. Najpierw zostali przepytani przez dwójkę policjantów, potem złożyli zeznania na Komendzie Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Ta noc odcisnęła się na małżeństwie z niesamowitą mocą. Jednak ich przeżycia były tylko cienie, w porównaniu z wybuchem bomby wodorowej wypełnionej rozpaczą i niedowierzaniem, jaką zdetonowali rodzice ofiary.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 31-07-2016 o 02:39.
Gveir jest offline