Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2016, 10:24   #102
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Wisslagerberg


Rozwiązanie zagadki, tak proste, a zarazem tak wydumane, nie przyniosło spodziewanej ulgi. Bert miał racje - jedzenie było zatrute. Plecy Detlefa zrosił zimny pot, jako każdy kęs jaki przeżuł podczas festiwalu oznaczał kolejną dawkę śmiercionośnej trucizny. Jedynie Morr wie dokładnie ile trucizny znajduje się w organizmie swojego wyznawcy i to właśnie jego boskie oczy spoglądają dzisiejszego dnia na wieś Weisslagerberg. W tej chwili Luden chciałby mieć kapłańską maskę, aby ukryć swoje prawdziwe emocje, ale morryta zwyczajnie się bał. Nie był gotowy na przejście przez Bramę, miał tak wiele do zrobienia na tym świecie doczesnym. To zwyczajnie nie był jeszcze jego czas. Musiał się skupić i szukać rozwiązania. nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich mieszkańców tej zatęchłej wsi. “Jedyna nadzieja spoczywa w idiocie” - dla dobra swojego i obywateli Weisslagerberg niechaj ten rzeczony idiota będzie hojnie obdarzony.

- Fred, teraz ja mam do ciebie prośbę. Czy coś ci mówią słowa “zaraz”, “zakaz”, “madam” lub “potop”? Herr doktor miał je wytatuowane na swoim ciele i myślę, że to są jakieś wskazówki. Skup się proszę. “Zaraz”, “zakaz”, “madam” i “potop” - morryta powtórzył powoli i patrzył Fredowi prosto w twarz, ale jedno oko uciekało w kierunku zegara wodnego. Nowicjusz czuł w trzewiach, że ich czas się kończy, a nie miał zamiaru przekonać się na własnej skórze czym jest podwójna choroba. Szczególnie, kiedy rozum podpowiadał mu najczarniejszy scenariusz.

Fred przecząco pokręcił głową.

Początkowo Detlef chciał wydrzeć się na chłopaka, ale szybko zrozumiał, że nie jest niczemu winny. Iskierka nadziei zgasła tak szybko jak się zapaliła. Nowicjusz postanowił spróbować z innej strony.

- A wiesz kiedy Weisslagerberg nawiedził ostatni potop? - w głosie Ludena brzmiała desperacja.

- Nie wiem - odpowiedział Fred.

- Nasza rzeczka prędzej wyschnie niż wystąpi z brzegów… - westchnął ocierając pot chusteczką major miasteczka.

Krasnolud bacznie obserwował poczynanie nowicjusza w czarnych szatach. Pomimo faktu, iż Eryk żył i, pomimo wewnętrznego zatrucia, miał się dobrze, to khazadzka krew Arno nadal buzowała od urażonego honoru. Najwyraźniej pradawna rasa ma poważaniu większy problem jakim jest Chaos, a przekłada nadto swoje własne urojenia. Niemniej jednak musiał mieć w genach jakieś zamiłowanie do map, gdyż uważnie czytał wskazówki na ciele martwego doktora.

- Słowa te od tyłu czytane tak samo, jak od przodu czytane brzmią. O dosłowne w nich znaczenie nie chodzi po mojemu. Słów oprócz na brzegach znaczki jakieś i litery są. Budowle jakieś są to? I znajduje co się w miejscu ich położenia? – łamany staroświatowy brzmiał co najmniej dziwnie w ustach Arno i jak zwykle wywołał kilka zmarszczonych brwi.

- Gdyby mapa była większą, coś w miejscu tych robaczków i literek było w okolicy? – nowo przybyły szeryf doprecyzował pytanie krasnoluda.

- Hhm… - Bolster rzucił okiem niekryjąc odrazy. - Nie ma tam nic. Las, łąka pole, albo ugór… Nic ta nie ma. Znaczy się mnie nic o tym nie wiadomo - rozłożył ręce w geście zrezygnowania.

- A kim są Otto i Anna? - nowicjusz w czarnych szatach wskazał palcem drobny zapis przy budynku rady na cielesnej mapie. - Krasnolud ma racje, kiedy mówi o słowach czytanych od tyłu. A te dwa imiona również pasują. Kim oni są?

- A to nazwa naszej karczmy - odparł Bartfelt. - Po imionach ich pierwszych właścicieli.

Chłopcy ze Stirlandu skupili się nad ciałem wskazując palcem różne punkty na mapie, szukając możliwych miejsc i kolejnych wskazówek, natomiast starszyzna opuściła pomieszczenie razem z nowym szeryfem, zostawiając przybyszów z Fredem i trupem. Być może nie byli już w stanie wytrzymać obecności zwłok, być może musieli zrugać nowego oficera za aktualną sytuację, a może zwyczajnie musieli przetrawić informacje o swojej śmiertelności. Sytuacja była tragiczna, chociaż nikt nie chciał tego przyznać wprost.

- Koło z placem Starszyzny Rady z kołem mi kojarzy się - powiedział khazad.

Krasnolud miał racje, jeżeli wspomniane koło wpadło pod inne koła przyczepione do furmanki ciąganej przez cztery konie. Detlef spoglądając na zakodowaną wiadomość o zemście nie chciał wierzyć, że doktor tworząc kolejny element swojej zagadki zrobi coś zaledwie podobnego. To tak jakby część tego tatuażu zrobiło dziecko patykiem. Potrzebowali czegoś konkretniejszego, niż tylko domysły.

Dumania przerwał Alex, który znalazł jakiś świstek papieru.

- Testament. Znalazłem w jego osobistych rzeczach. Napisany cztery lata temu. Bla, bla, bla. Na wypadek mej śmierci życzeniem mym ostatnim jest, aby ciało me namaszczone przez trzy dni spoczywało w rodzinnym mauzoleum, a następnie zostało spalone w oczyszczającym ogniu.

Nihil novi”, pomyślał Detlef. Standardowa procedura nieco bardziej majętnych. Przez myśli morryty przeszły setki ciał, które spoczywały w zbiorowych mogiłach w najbiedniejszej części Nuln. Setki płonących zwłok skażonych chorobami. „Oczyszczający ogień”, zakpił w myślach. Luden mógł się jedynie modlić, iż Morr posłuchał jego modlitw, a ich dusze trafiły do jego Ogrodów.

Po chwili wrócili Aldric i Kaspar, wyglądali na niepocieszonych i najwyraźniej nie natrafili na żaden ślad świeżo zakopanego lekarza. Może to i dobrze, że nie byli w stanie potwierdzić jego śmierci, nadal zostawała nadzieja, ale z drugiej strony, jaka? Kilka dni nie daje znaku życia, a ślad po nim zaginął… Szansa na odnalezienie lekarza i uszczęśliwienie jego żony istniała, chociaż nikt nie wróżył mu dobrze.

Dwaj Biberchofianie zostali wprowadzeni w odkrycie Detlefa. Aldric pokiwał głową, niby dumny z przyjaciela i jego sprytu. Ponownie razem z pozostałymi zaczął wpatrywać się w tatuaż, szukając odniesienia dla kształtów spoza mapy.

- A nie wydaje wam się, że te kształty złożone razem ułożą się w posiadłość Herr Pfulgera? - spytał po chwili. - Wszystkie, poza kanciastym kołem… - uzupełnił.

- Ma racje, skubaniec ma racje. To musi być kolejny trop - wykrzyczał Detlef pochylajac się nad mapą. - Nie traćmy czasu, ruszajmy!


Przed budynkiem czekał na nich szeryf, zaś starszyzna rozeszła się do swoich domów.

- Zdaniem naszym być może tak, że z Herr Volterem jak z Herr Halvem będzie. Martwym pozornie być może i zbudzić w momencie pewnym się. Mapa i tak na ciele jego potrzebną będzie. Pilnować go, coby nie uciekł by najlepiej było. Wynalazca i medyk przecież to – Arno zaczął rozmowę z funkcjonariuszem.

- Martwym pozornie? - Ernst zastanowił się. - Przecie on jadł i pił tako samo jak i my. Jak ja i ty na festiwalu. Nawet jakby i obudzić miał się ze śmierci, to w Ogrodzie Morra jeśli nie znajdziecie antidotum…

- Jeśli spoczywa złożony fałszywą śmiercią, może wstać - powiedział Kaspar. - Zaś antidotum mógł zażyć, nim tu spoczął. Nie mówiąc i o tym, że gdy niby jest martwym, trucizna może działać inaczej, niż na żywego człowieka. Inni już mogą być martwi, gdy on otworzy oczy i wróci do świata żywych…

- Tak stać może się, skoro Herr Voltera wola to - poparł Josta Arno.

- Mógł połknąć odtrutkę ledwo wyszedł z uczty. Potem przyszedł tutaj. Wiedział, ze trucizna na niego nie zadziała - sprostował Kaspar.

- Na medycynie nie znam się - odparł Ernst. - Nie słyszałem o antidotum zażywanym przed działaniem trucizny. Nie myślę, że on jest nekromantą, no ale cóż, zrobimy tak, skoro nalegacie.

Ruszyli ku posiadłości Pflugera. Tam musiała się znajdować kolejna część tej śmiertelnej układanki. Wiedzieli, że czas nie jest ich sprzymierzeńcem, także niektórzy biegli, inni szli przyspieszonym krokiem, jedynie Fred dziwnie podskakiwał, a jednak utrzymywał tempa w peletonie tego pościgu. Dzień dopiero się zaczynał, a Stirlandczycy wpadli w prawdziwe gówno. Nawet nie wiedzieli, że to nie jest metafora.
 
Evil_Maniak jest offline