|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-07-2016, 21:17 | #101 |
Administrator Reputacja: 1 | Cmantarz był cmentarzem, w ogólnych zarysach podobnym do tych, które Kaspar miał okazję w swym życiu odwiedzić. Nietypowe były jedynie urządzenia, które - jak wynikało ze wcześniejszych opowieści - maiły umożliwić wezwanie pomocy przez osoby, które zostałyby żywcem pogrzebane. Rozwiązanie nader nowatorskie, nigdzie indziej (zapewne) nie stosowane, ale całkiem zrozumiałe w przypadku, gdy jeden z mieszkańców zmarł, ale nie do końca, a nikt nie chciał, by i jego spotkał taki los. Mało było gorszych rzeczy, niż obudzenie się w grobie i oczekiwanie na powolną śmierć. Jeśli można było tego uniknąć, na dodatek tanim kosztem - dlaczego by tego nie zrobić? Było i parę rozkopanych grobów, lecz żaden nie wyglądał tak, jakby z trumny, bez niczyjej pomocy, wyszedł jakiś nie do końca umarły nieboszczyk. Cisza, spokój. Jedyne, co można było zrobić, to wrócić do pozostałych. A tam, ku zaskoczeniu Kaspara, okazało się, że Detlef rozwiązał zagadkę. Nie, nie chodziło wcale o to, że Kaspar uważał, iż Detlef jest głąb, kiep, dureń. Wprost przeciwnie. Jednak Kaspar bał się, że autor owego pisma tak je zaszyfrował, że nijak się nie uda tego rozsupłać. Co prawda odczytanie szyfru nie było nawet pierwszym krokiem na drodze wiodącej do ocalenia miasta (tudzież Kaspara i jego kompanów), ale jakąś nadzieję to dawało. No i pozostawały jeszcze wyrazy, które to można było czytać od przodu i od tyłu w jednaki sposób, tudzież pojedyncze literki, porozrzucane dokoła mapy. Z pewnością jakieś znaczenie miały, inaczej medyk by ich tam nie umieścił. |
29-07-2016, 10:24 | #102 |
Reputacja: 1 |
|
31-07-2016, 12:07 | #103 |
Reputacja: 1 |
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. Ostatnio edytowane przez Baczy : 31-07-2016 o 12:13. |
31-07-2016, 21:25 | #104 |
Reputacja: 1 | Fred był naprawdę hojnie obdarzony przez los jeżeli chodzi o przyrodzenie jednak Moritz wątpił aby wynagradzało to w pełni jego brak intelektu. Sprawa ma się zgoła inaczej jeżeli jednak spojrzeć na niebywałe zdolności zapamiętywania chłopaka. Dzieciak mógłby bez problemu uzyskać pracę u niejednego uczonego, rzemieślnika, a nawet może i czarodzieja. Jego niesamowita pamięć mogłaby pomóc mu nauczyć się kilku dodatkowych języków bądź nabyć teoretyczną wiedzę z bardzo wielu gałęzi. Z zadumy Wagnera wybiło oświadczenie Morryty. Detlef wpadł na to jak rozszyfrować wiadomość denata oraz objaśnił to innym. Wzór był na tyle łatwy, że Wagner nie mógł uwierzyć, że sam na to nie wpadł. Może jego umysł, który wszyscy tak często chwalili nie był już najlepszej kondycji? Może alkohol, który wlewał w siebie litrami tępił jego zmysły i osłabiał pomyślunek? Moritz bał się do tego przyznać, ale tak chyba rzeczywiście było. Pierwszy krok do wyjścia z nałogu to przyznanie się do winy. To już miał za sobą. Nim czeladnik na dobre przetrawił treść wiadomości Morryta poprosił zebranych wieśniaków aby podali mu wskazówki co do tatuażu martwego szaleńca. Zabawne. Wagner miał nadzieję, że będą coś wiedzieć chociaż podejrzewał, że raczej nie. Był prawie pewien. W tym śledztwie byli tylko oni, szeryf... i Fred. Pierwsze pytania padły w kierunku Freda. Chłopak nie zdradzał jednak żadnych nowinek, a raczej nie znał odpowiedzi na większość z zadanych mu kwestii. Dalej śledczy zaczęli analizować kształty na mapie i kilka z nich zostało bardziej czy mniej odszyfrowanych. Najcelniejszym strzałem była posiadłość bankiera, do której udali się podróżnicy. Nikt nie przypuszczał jednak, że będzie to tak celny strzał. Herr Pfulger był bardzo bogatym człowiekiem. Wiedział o tym każdy kto widział jego posiadłość, ogród i armię służących będących na każde jego skinienie. Bankier zaszczycił podróżnych swoją obecnością i zgodził się odpowiedzieć na kilka kluczowych dla śledztwa pytań. W toku rozmowy wyszło na jaw, że służący słyszeli jakieś podejrzane odgłosy z mauzoleum bankiera. Na miejscu okazało się, że i tam czekała na nich zagadkowa wiadomość - ukryta w rękojeści miecza jednego z potężnych posągów. Krótkie określenie "śmierdziula zje cokolwiek" wystarczyło aby Fred skojarzył, że chodziło o najbardziej śmierdzące zwierzę w krainach. Moritz nawet nie podejrzewał jak wiele wyrzuci ze swojego żołądka w czasie wizyty w miejscowej stajni... Elementem, którego szukali wszyscy była skórzana torba. Była ona ukryta w łajnie, które należało "przebrać" ręcznie. Mimo iż Wagner początkowo się trzymał - co ułatwiała mu chusta obwiązana na twarzy - w końcu wymiękł i zaczął bardzo intensywnie wymiotować. To co się działo w stajni nie było jednak warte takiego określenia. Ekscesy były na tyle potężne, że nikogo ze śledczych nie ominęły wymioty i inne fantazje. Co prawda na starcie mężczyźni szukali wszędzie indziej, ale Wagner podejrzewał o co chodziło szaleńcowi od samego początku. Może halflingowi z Krainy Zgromadzenia byłoby do śmiechu, ale na pewnie nie tej grupie ludzi. Może kiedyś wspomną ten dzień z uśmiechem na ustach, ale raczej nieprędko to nastąpi. Cztery pergaminy, które znajdowały się w torbie pozornie nie miały ze sobą nic wspólnego jednak każdy wyciągnął z nich jakieś wnioski. Jedni z Detlefem na czele chcieli iść sprawdzić mauzoleum Voltera, a drudzy wybrać się do Elizy aby sprawdzić zapiski odnoście leczenia Halva. Jako, że Moritz znał się nieco na leczeniu zdecydował się ruszyć razem z Arno w tym drugim kierunku. Przy analizie zapisków przyda się ktoś kto chociaż w małym stopniu znałby temat… |
02-08-2016, 12:11 | #105 |
Reputacja: 1 | Hammerfist podszedł do stajennego. - Śmierdziula która klacz to? I do jedzenia dostaje co? - zapytał, a następnie postanowił przeszukać boks konia. - Śmierdziula? - powtórzył stajenny. - A to nie tutej. Znaczy tutej, ale nie tu. - wyszedł ze stajni. - O tem jest! - wskazał na osamotniony budyneczek z nieco dala od innych. A do kogo ten koń należy? - morryta zapytał przezornie. - Oj, coś mi się zdaje, że to będzie chodziło o to, co zjadła wczoraj… - westchnął Aldric. Perfidnym było kazać im szukać kolejnej wskazówki w łajnie, ale na to, jego zdaniem, była większa szansa, niż na znalezienie wskazówki w pokarmie. Niemniej jednak najpierw obrok sprawdzą, zdecydowanie. Wagner spieszył się z oszacowaniem co z całą sytuacją może mieć zwierzę, na którego tropie byli. Znał się nieco na medycynie i pierwszej pomocy, ale opieka nad zwierzętami to raczej domena przepatrywacza i zwiadowcy. Na szczęście mieli kogoś takiego w zespole. Stajenny poprowadził Stirlandczyków do stajenki Śmierdziuli. Już nieopodal wejścia do nozdrzy wszystkich dobiegło wyjątkowo wykręcające trzewia i niemal łzawiące oczy zapachy. - Bo musita wiedzieć, że Śmierdziulka, klacz piękna Herr Pfulgera, cierpi na mocne wiatry i przewlekłe kasztanienie… W środku niewielkiego budynku, w rogu była zagroda z którego wystawał łeb przystojnego konia. W środku łajna zwały sięgały niemal po kolana, lecz w rogach, gdzie klacz się załatwiała częściej, było go po niemal człowieczy pas. - Czy przychodził tutaj ostatnimi czasy herr Volter? - Morryta zapytał stajennego. - Wcale. - Fred, co jeszcze wiesz o tej zacnej klaczy? Czy herr doktor coś ci o niej opowiadał? - Śmierdziula była koniem Herr Halva. Nie gadał mnie nic Herr Wagner o niej. - odparł Fred, który głęboko wetknął sobie wskazujące palce w nozdrza i ciężko oddychał ustami. - Tu nikt nigdy nie sprząta? - zdziwił się Kaspar, który miał nieco inne zdanie na temat warunków, w jakich należało trzymać konia. Nawet najgorszą szkapę. - Emm… Nie sposób nadążyć… - bąknął stajenny we wrotach tuż przed czmychnięciem ze stajenki. Kiedy Moritz zobaczył wielką górę łajna zbladł na myśl, że być może będą musieli ją “przebrać” w poszukiwaniu kolejnej wskazówki. Dlaczego szaleniec musiał dawać na tyle nie jasny przekaz, że skłonił ich do przyjrzenia się koniu i jego odchodom. Zapachy wcale nie ułatwiały sprawy. Wagner najchętniej by uciekł z tej stajni, ale w jego ciele również krążyła trucizna. Może nie w tak dużej ilości jak jego otyłych kolegów, ale jednak. Musiał wytrzymać. Hammerfist z zatkanym palcami nosem spojrzał na kompanów: - Nie o to chodzi może, zjadła co dnia wczorajszego. Odpowiedzią na zagadkę może być naszą to, co do jedzenia dostaje. Voltera nie było tu, do Halva należała i kasztanienie ma przewlekłe. Specyfik jakiś może? Zapytać warto nim do roboty… jakiejkolwiek weźmiemy się - rzekł khazad po czym pobiegł za stajennym. - Hej! Pytanie mam! Do jedzenia Śmierdziula dostaje co? I leki jakieś dostaje może? - zapytał Arno. - To co inne kunie! Siano! Owies i trawę! - odkrzyknął stajenny na wszelki wypadek trzymając się z daleka. - Żadnych leków jej nie dajemy, bo tylko sra jeszcze gorzej i przewlekłej i śmierdzącej! Krasnolud wrócił niepocieszony, po czym zwrócił się do Freda: - A Herr Volter o Śmierdziuli mówił co? - Mnie nie. - A komu coś mówił? - podpytał Detlef. - Ja nie wiem. Przy sprzątaniu żołądki nawet wytrzymałe żołądki nie zdawały egzaminu. Co chwila któreś z nich odbiegało pospiesznie na bok, by nie dokładać pracy reszcie, która jeszcze trzyma żołądek na wodzy. Były również momenty kryzysowe, w których nikt z nich nie poszukiwał w kupie końskiego łajna. Arno solenni postanowił sobie, że jeżeli Volter żyje, to kopnie go w dupę tak, że doleci do stolicy. W końcu Bertowi i Erykowi udało się znaleźć w stercie końskiego gówna skórzaną, zawiązaną torbę, a w środku zaś są cztery złożone pergaminy. - Fred, czy herr Volter miał żonę, jakaś kobietę bliską jego sercu, i której grób jest w tutejszym Ogrodzie Morra? - Luden zapytał wiejskiego głupka. - Nie miał żony, ani baby. - odrzekł Fred. - Zaraz, zaraz. Fred, czy ojcem twym Kurt jest? Albo w rodzinie Kurta jakiegoś masz? Czy Herr Halveschlussen pisać umiał? Testamentu świadkiem Bartfelt był, a teraz Pfulger w Halva mieszka domu. Testament z 2516 jest, Halv w roku tym samym z życiem pożegnał dwukrotnie się i w roku tym Zweicker zniknął. Pfulger zadłużonym był i wbrew Halva testamentowi majątek jego przejął. Hitlerhausen w 2517 od Pfulgera dług dostał. Pfulger dług zaciągnął, spłacić jak nie miał i Bartfelt wbrew Halva woli majątek Pfulgerowi przekazał. Tysiąc osiemset koron złotych, a oddał… - zastanowił się Arno licząc na palcach. - Eeee… Koron pięćset dziesięć. Od kiedy Pfulger bankierem jest? - zapytał Freda Hammerfist. - Kurt to ja. - odrzekł Fred. - A Herr Halveschlussen pisać umiał? - dopytywał khazad. - Naturalnie. - Herr Pfulfer bankierem od kiedy jest? - zadał kolejne pytanie. Wzruszył ramionami. - Od zawsze. - A czy lat temu pięć problemy miał jakieś? Plotki jakieś o Herr Pfulgerze krążyły po miasteczku? - Grimm zastanawiał się co stało się z pieniędzmi przeznaczonymi dla Freda. Pierwotnie podejrzewał, że stały się początkiem bankierskiej kariery. Fred wzruszył ramionami. - Ja nie wiem. - To pytania ważne są. Pamiętasz dokładnie kiedy Herr Halv pomarł? - zmienił temat krasnolud. - 26 Vorgeheim 2517 - wyrecytował chłopak, zaś Arno pokiwał głową. - A czy Herr Halva widziałeś ciało? - Nie. - Po jego śmierci pieniądze dostałeś jakieś? - Nie. - Gdzie Herr Pfulger mieszkał zanim domostwo Herr Halva objął? - pytał nadal Hammerfist. - W domu doktora - odpowiedział Kurt. - Czy dobudowywał albo remontował coś? - Nie wiem. - A czy Starszyzny zmienił się skład przez lat ostatnich 6? - Nie wiem. - Dobra, a od kiedy w Weisslagerbergu mieszkasz? - Od zawsze. - Ho Herr Zweickera sprawy przejdźmy. Za co nie lubili ludzie go? - Bo był niemiły? - A kiedy dokładnie zniknął on? - Nie wiem. Wtedy Arno wyczerpały się pytania. - Dobra, a co na to powiecie, że Volter blefem posłużył się i Weisslagerbergu mieszkańcom nie jest nic. Ucierpieć winni mogą tylko, czyli osoby te, które lekarza nie chciały. Starszyzna czyli, której winy światu pokazać chciał. Na daty okiem rzućcie teraz. Lat temu 6 Halv majątku swego wysokości koron tysiąca i ośmiuset zrzekł na Kurta korzyść się. Wiadomym było, że Fred bronić przez kradzieżą taką nie będzie się. Lat natomiast temu 5 z lekarza posady Voltera zwolnili, a Wagnera przyjęli. Dni później kilka Halv kitę odwalił i w miesiąc przynajmniej później wyparował Zweicker - przedstawił teorię Arno. - Tak być mogło, że zadłużył Pfulger się i spłacić nie miał z czego, co dokumenta potwierdzają te Hitlerhausena podpisem. Bo i spłaty termin przekroczył. Kasy brak zatem, a Halv majątek pokaźny posiadał. Wagner od Voltera do pozbycia Halva się lepszym mógł być kandydatem. Haka może mieli jakiego czy coś. Ale Zweicker w ciemię bity nie był i śmierdziało coś mu, więc śledztwo wszczął. Wtedy życie w trumnie Halva odkrył zbyt późno i trop podjął. Nagle znika Zweicker, a po siedzibie jego ruiny zostały tylko. Dowody mógł znaleźć jakieś, więc niewygodnym przez to się stać. Uciszyć Zweickera, dowody spalić. Lud może ognia nie podłożył wcale - ciągnął krasnolud. - Do obecnych przenieśmy się czasów. Do Weisslagerbergu nowy przybył szeryf, a Volter festiwal na miasteczko wyprawił całe. Dnia następnego Volter życia pozbawia się. Załóżmy tak. Może zmusić stróża nowego do śledztwa wszczęcia chciał? Tylko słaby jeden rozumowania widzę punkt. Dlaczego papierów nie przekazał tych, tylko teatrzyk urządził taki sobie? - zapytał Arno i dodał: - Niejeden to powiedział głos, że Volter o miasto troszczył nad wyraz się. Po Wagnera zniknięciu z inicjatywy własnej pomagał mieszkańcom medyczną radą. Zdaniem moim otruć miasta całego nie mógł - pokręcił głową, a następnie jeszcze raz spojrzał na papiery. - Że Volter pił dużo po zwolnieniu jego wiemy. I że w karczmie pił wiemy takoż. Karczma "Otto i Anna" się zwie, co od tyłu czytane tak samo jak od przodu brzmi. Jak tatuaże na Voltera ciele. Może wiedział, że wychlapał wtedy po pijaku coś i śledztwo kieruje tam. Ktoś pamięta może co stało się. No i Elizę odwiedzić nie zawadzi, żeby pytań zadać kilka. Zapisków Paula poszukać jakichś można. Czym Halva leczył będzie może i przypadkiem może pokrywać będzie się to z zamówienia listą. I wiadomość pierwsza ta... tylko co znaczyć może ona skoro baby nie miał żadnej? - Do Wagnerów chodźmy wpierw. Potem w "Otta i Anny" udamy się progi - rzekł do Berta, który postanowił iść z Arno. - Z nami chodź, Fred. Pamięć twoja przydać może się nam - Grimm zwrócił się tym razem do Kurta.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 29-08-2016 o 01:36. |
21-08-2016, 20:05 | #106 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
02-09-2016, 16:44 | #107 |
Reputacja: 1 |
|
03-09-2016, 20:24 | #108 |
Reputacja: 1 | Moritz Wagner nie mógł wygrać ze swoim organizmem. Kichy zdawały się skręcać, naprężać i wyć na co czeladnik nie reagował inaczej jak dziwnym grymasem na twarzy. Byłemu gawędziarzowi, nawet takiemu pijącemu ponad miarę, nie przystoiło wydawać takich dźwięków - podobnie jak capić chociaż w połowie tak mocno jak obecnie prezentował Moritz. Z resztą w udziwnieniach żołądkowych i smrodzie nie był sam, bo jak zawsze mógł liczyć na wiernych kompanów. Czeladnik naprawdę szczerze docenił gest męża, który dał im jedzenie i wytrzymał na tyle długo aby wytłumaczyć dlaczego szybko się oddali. Umysł śledczego, Wilkobójcy i alkoholika był zawieszony między chęcią przeżycia kolejnego dnia i zmęczeniem które zdawało się dawać we znaki już na początku śledztwa. Było one tym bardziej odczuwalne kiedy dodać przemieszczający się wraz z Wagnerem smród... - Przepraszam Panią za nasz stan fizyczny, ale bardzo zaangażowaliśmy się w śledztwo. Niestety musieliśmy poszukiwać wskazówki w końskim łajnie, stąd ten zapach. - wytłumaczył na wejściu Moritz. - Przybyliśmy do Państwa domu aby poprosić Panią o dostęp do osobistych notatek lekarza Wagnera. Dokładniej chodzi nam głównie o notatki dotyczące leczenia Świętej Pamięci Halva, nie mylę się Grimmie? Wagner specjalnie podkreślił, że przybył do domu Państwa Wagnerów, a nie samej Herr Wagnerowej. Chłopak cały czas wierzył, że lekarza dało się uratować i doprowadzić przed oblicze zatroskanej małżonki. Khazad skinął głową na słowa kompana. - I miejsce gdzie zapiski trzymał swe z pacjentów w Weisslagerbergu leczenia może przydałoby się takoż. - zabrał głos Arno. Wagnerowa zrobiła mało zorientowaną minę. - Może w gabinecie męża? Pobieżne, dość szybkie poszukiwania wykazały jednak, że w gabinecie nie było żadnych papierów ani o Halvie, ani o innych pacjentach. Jeżeli miały być one dodatkowym tropem w śledztwie to musiały zostać bardzo dobrze ukryte lub nawet zniszczone. - Musielibyśmy się zorientować. - odparł Moritz. - Czy mąż pracował zawsze w gabinecie? Z pacjentami również? - Nie. Chorych nawiedzał w ich domach. - Czyli istnieje szansa, że zapiski odnośnie choroby Herr Halva będą u niego w domu? - zapytał z nadzieją w głosie czeladnik. - Może jest w wiosce ktoś z kim mąż dzieli się taką wiedzą? - Nie wiem. Ja mężowi nie pomagam w jego fachu. Sam zajmował się wszystkim. - odparła. - Jeśli nie macie do mnie żadnych innych pytań, to wybaczcie panowie, ale chciałabym się położyć, zażyć sole. Możecie szukać w mym domu jeśli uważacie, że możecie znaleźć cokolwiek cennego w sprawie zaginięcia mego męża i antidotum. Czujcie się jak u siebie w domu. Moritz zaczął się zastanawiać i po pewnym czasie wpatrywania się w przerysowany tatuaż denata jakby na coś wpadł. Chwilę się wahał, ale w końcu pokazał na mapie: - Patrzcie. - poczekał aż wszyscy się do niego zbliżą. - Jeżeli W oznacza Wagner zgodnie z W jak na tamtym arcydziele... - pokazał ręką najpierw na mapie, a później w kierunku ściany z płótnem. - ...to A oraz F pasują, bo w ich przecięciu mamy dom Wagnera czyli W. Jeżeli spojrzeć na te litery po lewej i te na dole jako na oś współrzędnych mamy wiele pozycji w wiosce na przecięciach. Musimy dokładniej przeszukać dom jednak prosiłbym wszystko zostawić w miarę na swoim miejscu. Przeszukanie gabinetu jak należało nie wykazało nic czego oczekiwałby Moritz. Nie było tam czegokolwiek związanego ze sprawą Voltera czy Halva. Czeladnik dowiedział się, że lekarz Wagner pochodził ze starego rodu z Averlandu, który zajmuje się pędzeniem wina. Są oni dość sławni z pędzenia trunków, a ich winiarnia zaopatruje stoły szlachty oraz bogatszego mieszczaństwa. Sam Wagner był kształcony na Uniwersytecie w Averheim, ale bez żadnego wyróżnienia. Wśród swoich kompanów żaków nie wyróżniał się zatem niczym szczególnym. Moritz zmarnował sporo czasu zajmując się gabinetem kiedy jego kompani szukali w zupełnie innych miejscach. Ich śledztwo mogło już ruszyć naprzód, ale czeladnik nie chciał porzucać tropu współrzędnych i zdecydował się porządnie poszukać we wiosce. Nie miał jednak pojęcia, że i ten trop będzie fałszywy. Moritz szukał dobre trzy godziny jednak przecięcia jego osi współrzędnych nie wskazywały żadnych budynków poza domem Wagnerów. Raczej trafiał na suchą trawę, drzewa, pola czy krzaki. Nic ciekawego i wartego uwagi. Mężczyzna musiał przyznać, że alkohol, w którym się lubował osłabiał jego umysł. Nie był jak kiedyś. Jego kompani pracowali ciężko kiedy on szukał wiatru w polu. Musiał coś z tym zrobić i na początek spróbować przestać pić. Aby było to jednak możliwe musiał wrócić do kompanów i razem z nimi uratować siebie i całą wioskę… |
03-09-2016, 22:20 | #109 |
Reputacja: 1 | - Ja pytania dwa jeszcze mam. Czy znało z państwa któreś Weisslagerbergu Starszyzny członka przybyciem do miejsca tego przed? - zapytał Hammerfist. - Że przed miejsca tego co? - Zanimście państwo do Weisslagerbergu przybyli, to czy ze Starszyzny kogo znaliście? - Nie znaliśmy nikogo. Po prawdzie nawet nie słyszeliśmy o tym miasteczku. Ród męża pochodzi z Averlandu, skąd i ja pochodzę. Praktykował o lat wielu w Talabheim, lecz przystał na ofertę magistra Weisslagerberu, który ogłoszenie zamieścił w Wieściach Talebheim pięć lat temu. - Na lekarza nie znam się fachu, ani pracy rynku. Czy w zawodzie męża pani pracę trudno znaleźć jest? W takim Talabheim przykładem - Hammerfist nie miał pojęcia dlaczego Wagner przyjął pracę właśnie w Weisslagerbergu zamiast gdzie indziej. Chyba, że z pracą było ciężko i medyk musiał łapać się wszystkiego, co mu w ręce wpadło. - Nie układało mu się zawodowo - rzekła niechętnie. - Coraz mniej pracy miał, to oferta owa jak z nieba od bogów spadła, myśleliśmy. - I jedno jeszcze. Czy Herr Volter w odwiedzinach bywał u państwa? A jeśli tak, to w miejscach jakich? Albo jeśli nie było wcale go, to jakieś hałasy podejrzane ktoś z miejsca słyszał jakiegoś? - khazad odgiął drugiego palucha wyliczając. - Odwiedził mnie z wizytą po zaginięciu męża. Zasłabłam. - Zatem w całym ukryć mógł to domu... - mruknął do siebie krasnolud, po czym nagle wpadł na coś. Na mapie znajdowały się dwie litery “W”. W domu również znajdowały się dwie litery “W”, obie na obrazach. Arno miał pomysł. - Fortepian otworzyć można byłoby? - zapytał w pierwszej kolejności mając zamiar przyjrzeć się właśnie jemu. Najpierw z zewnątrz, także od spodu. Chciał także zwrócić uwagę czy kurz w pewnych miejscach nie jest cieńszy niż w pozostałych. Dopiero później chciał zajrzeć do środka. W razie czego tropem mogły być również same obrazy, gdyby niczego nie znalazł. Ale miał jeszcze kilka pytań do Elizy. - Owszem. Zaraz poszukam kluczyk. Krasnolud nie zauważył, aby kurz był naruszony na blacie instrumentu, ani pokrywie na klawisze. Przyjrzawszy się obrazowi okrętu wiszącego na ścianie dostrzegł, że na burcie statku, ktoś zamazał maleńką nazwę okrętu i napisał świeżą farbą “Lustro”. W tym czasie Eliza przyniosła klucz do fortepianu. Krasnolud otworzył zamek i zobaczył czarno białe klucze, nic więcej. Niczego tam nie było. Sam portret lekarza nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Detlef i Kaspar natychmiast ruszyli sprawdzić lustro w sypialni, lecz ono nie zdradzało żadnych tajemnic. Nie było nic za nim alni jego odbicie ujawniało nic ciekawego. Arno tymczasem zdjął obraz z napisem ze ściany mówiąc, iż odłoży na miejscem i sam podążył śladem przyjaciół. Kobieta patrzyła ze zdumioną miną na krasnoluda kręcącego wielkim obrazem przed lustrem. Nic w lustrzanym odbiciu obrazu nie zobaczył ciekawego. Jednak gdy już stracił nadzieję i miał odwieszać go na ścianę, zobaczył przyczepioną z tyłu obrazu karteczkę. Hammerfist obrócił karteczkę i zmrużył oczy. Czuł się jak osoba, która nie potrafi czytać, a przecież w reikspielu umiał. Volter pisał niezwykle niewyraźnie. - Rzucić okiem by pani na to mogła? Czy dobrze pisma herr Voltera odczytuję nie wiem. Lekarz dawny… - dodał do siebie Arno. - Widzę ja tu “graj delagaba”... Cokolwiek drugie mogłoby nie znaczyć słowo. Albo i źle widzę - rzekł. - Pokaż pan. - podeszła. - hm… a może defagaba…? Albo delagafa? Sama nie wiem… - Defagaba też po głowie latało mi, ale delagafa chyba nie jest to. Krótkie zbyt na dole jest po mojemu. Tym razem Grimm zwrócił się do Freda. - Defagaba. Defagab. Słowo to mówi coś ci? - DeFabag. Przecież on ma farmę na północy wioski - nowicjusz w czarnych szatach rozpromienił się ucieszony. - Myślicie, że to może być to? - Sprawdzić trzeba to - mruknął khazad, po czym zwrócił się do Elizy. - Za pomoc dziękujemy. Mnie zdaje się, że odpoczywać dużo musi pani. Głowy nie będziemy zawracać bez powodu - podziękował Hammerfist nawiązując do stanu, jak się wydawało krasnoludowi, ciąży. - Do widzenia - odparła.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-09-2016 o 09:38. |
04-09-2016, 00:13 | #110 |
Reputacja: 1 |
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |