Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2016, 13:32   #45
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Przylot Morgany cd.
---

Nela skrzyżowała ręce na piersi, przyglądając się przez chwilę Taminie, przez chwilę Morganie. Z całą pewnością wyglądała na taką, której coś się tu nie podoba. Trwała jednak w głębokim postanowieniu zatrzymania tego póki co dla siebie samej. Tylko raz spojrzała krótko na Jacka, nim z pochmurną miną zaczęła wkładać coś na swój talerz.
Rewelacje Morgany sprawiły, że Jack stracił apetyt. Rozsądek jednak sprawił, że poszedł w ślady Neli, która najwyraźniej bez apetytu zaczęła dzióbać coś z talerza.
- Jeszcze nie powiedziałyście, czemu nie lubicie obecnego władcy i czemu traci autorytet. A tak w ogóle, czym w waszym świecie jest Stonehenge? - zapytała Szarowłosa.
Dave zrobił bezgłośne “hiuuhhh” powoli wypuszczając powietrze jak usłyszał, że blondbystrzak powtarza jego pytanie pt. “gdzie jest granica?” jedynie w nieco zmienionej formie. I oczywiście w bardzo słodkiej i ostrożniutkiej formie jak na słodkiego i chowającego za spódnicami się Kena przystało. Ale powtarzał pytanie Polaka i tyle. I teraz oczywiście te pytanie nagle nabrało genialności i trafności bo jak Nowakowski się pyta to pytanie jest bue bo się Nowakowski pyta. A jak Ken no to oczywiście Ken zadaje tylko te trafne i mądrusie pytania. No to niech zadaje dalej. Dawid miał zamiar poczekać i zobaczyć jak potoczy się rozmowa i włączyć się albo w ogóle pogadać z którąś z sisterów na osobności. Póki co bez ceregieli nałożył sobie jakiegoś kurczaka czy co to tam było. Trochę okrasy bo czy wojna czy poranna aktywność na świeżym powietrzu to wzmagały w nim aktywność. *
Barb spojrzała na Dave’a, kiedy usłyszała jego ciężkie westchnienie. Widziała, że wpatruje się w on w Jacka z intensywnością godną medalu. Ach, tak, ich sprzeczka wpłynęła na niego wyjątkowo trwale. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy wyobraziła sobie Polaka nadymającego się jak ryba z rodziny rozdymek, bo dokładnie z tym zaczął się jej kojarzyć.
Straciła jednak zainteresowanie Dave’m, kiedy ten zajął się paterą z mięsem i rozejrzała się po mocno milczącej do tej pory reszcie. Miała nadzieję, że albo oderwą się od obiadu i wtrąca swoje trzy grosze, albo siostry nie czekając dłużej, zaczną odpowiadać na zadane pytania bardziej aktywnych członków ich grupy.
- Możecie swobodnie poruszać się wokół mej siedziby i po ziemiach, które do mnie należą - odpowiedziała Tamina, obdarzając Jack’a miłym uśmiechem. - Gdy zbliżycie się do granicy, zwyczajnie nie będziecie jej w stanie przekroczyć. Poczujecie niechęć do dalszej wędrówki, którą oczywiście możecie spróbować przełamać, jednak wtedy nie będziecie w stanie wrócić na bezpieczny teren i moja opieka nad wami przestanie być aktywna. Mam nadzieję, że nie potraktujecie tego jak więzienia.
- Jeżeli są inteligentni to przyjmą tą ochronę z wdzięcznością i nie będą sprawiać kłopotów
- orzekła Morgana, sprawiając przy tym wrażenie, jakby chciała dokładnie czegoś odwrotnego.
- Jesteśmy - wtrąciła się kolorowowłosa, która od przybycia Morgany, nie spuszczała z niej oczu. Jej oczy zdawały się lśnić, jakby miała gorączkę, a usta układały w uśmiech, przez który wyglądała na nieco szaloną.
- Ach… - mruknęła tylko siostra wiedźmy, rzucając blondynce szybkie spojrzenie.
- Wątpiłaś? - zapytała ją Tamina, unosząc brwi, na co Morgana odpowiedziała przeczącym ruchem głowy. - Krąg jest jednym z portali, przetarć w barierze materii, która chroni Avalon, oddzielając go od innych światów. Niestety, ostatnimi czasy owa bariera stała się słabsza niż kiedykolwiek do tej pory. Istnieje pewna szansa, że zaniknie, o co między innymi obwiniany jest Vellandrill, jednak nie tylko on. Dopóki jednak między nami a nim panuje niechęć - na które to słowo Morgana parsknęła śmiechem - nic nie da się zrobić - dokończyła Tamina, nie zwracając uwagi na siostrę.
- Między mną, a Vellandrillem istnieją niedokończone sprawy, które nie pozwalają nam na ponowne połączenie sił. Są to jednak rzeczy, o których nie zamierzam dyskutować - dodała, zwracając się do Neli i utwardzając swój głos do tego stopnia, że niemal dało się w nim wyczuć groźbę.
- Nie drążyłabym tego tematu, na twoim miejscu - doradziła Morgana, z radością w oczach wodząc pomiędzy Taminą, a Nelą.
Nela wzruszyła tylko ramionami. Nie miała zamiaru o tym dyskutować dalej. Właściwie stosunki Taminy i Vellandrilla mało ją obchodziły, a bardziej to dlaczego tak na prawdę powinno się go obawiać.
- Hm, to jak mamy pracować nad od...czarowaniem siebie - zapytała Barb, której słowo “czary” nadal ewidentnie ciężko przechodziło przez gardło. - Da się to zrobić tylko przy siedzeniu na terenach, które należą do ciebie? Ktoś inny będzie nad tym pracować - ośmieliła się dorzucić kolejne pytanie czarnowłosa.
- Bo chyba nie jest tak, że nie ma dla nas żadnych szans? - spróbował się dowiedzieć Jack. - A poza tym... czy mogłybyście się jakoś dowiedzieć, kto nas tutaj ściągnął?
- A macie jakieś pojęcie czy podejrzenie co tak osłabia ową barierę między światami? Długo trwa te zjawisko? - spytał Polak patrząc na obie siostry. I główkując co sobie nałożyć po tym cipiórze który właśnie zszamał.
Morgana roześmiała się słysząc pytanie Barb.
- Jej tereny to niemal połowa całego Avalonu, wilczyco - prychnęła, kręcąc głową. - Ci nowi…
- Nie mogła wszak o tym wiedzieć. - Uśmiech na twarzy Taminy był jak najbardziej przyjazny, sięgnął nawet oczu. - Jeżeli będziecie musieli opuścić granice moich ziem, zadbam o to byście otrzymali odpowiednią pomoc. I tak, jakieś szanse na to macie - zwróciła się do Jack’a. - Niewielkie jednak, a wręcz znikome. Skoro jednak chcecie spróbować, nie zamierzam wam w tym przeszkadzać, a wręcz postaram się pomóc jak tylko będę mogła w danej chwili.
- Jesteś dla nich za dobra, Tamino - wtrąciła się Morgana. - Ja rozumiem, że to twoje nowe zabawki, jednak na bogów podziemi, to tylko niewielka grupa wilków, w której, nie licząc paru przypadków, reszta i tak się do niczego nie nadaje.
- Wystarczy. - W głosie Taminy zabrzmiała furia, mimo iż wyraz jej twarzy nie uległ zmianie. - Nie życzę sobie obrażania moich gości, Morgano. Czy się rozumiemy w tej kwestii?
Rudowłosa zbladła wyraźnie, mimo iż próbowała swą reakcję ukryć za nonszalancką pozą i kielichem przystawionym do ust. Ograniczyła się też jedynie do skinięcia głową i rzucenia zebranym przybyszom nienawistnego spojrzenia.
- Trwa od około tysiąca lat - Tamina odpowiedziała Dawidowi, zmieniając nieco wyraz twarzy na bardziej przychylny. - I tak, wiemy co stoi za osłabieniem, chociaż dopiero próbujemy dowiedzieć się, dlaczego owe osłabienie jest tak gwałtowne w ostatnim stuleciu. Co zaś się tyczy tych, którzy was tu sprowadzili, to obecnie jest to mój priorytet. - Ponownie skierowała wzrok na Jack’a. - Pracuję nad tym nawet teraz, gdy rozmawiamy. Nie martw się, nie zaniedbam niczego, co by mogło przyczynić się dla waszego dobra. To niejako mój obowiązek, a te traktuję nad wyraz poważnie.
Jack skinął głową w niemym podziękowaniu.
- Możemy w tym jakoś pomóc, czy też lepiej by było, gdybyśmy po prostu w niczym nie przeszkadzali? - spytał.
- Tamino, twoja dobroć jest zawstydzająca, tym bardziej, że zdajemy sobie sprawę z naszej małości przy twojej osobie. - Barb spojrzała przy tym nieco wyzywająco na Morganę, która przesuwała smukłymi palcami po brzegu swojego kielicha.
- I dobrze wiedzieć, że nie tak łatwo wyjdziemy z twoich ziem. Jeśli przy okazji naszych potencjalnych wędrówek, możemy zbierać dla ciebie informacje, czy cokolwiek wymyślisz, jesteśmy otwarci na twoje propozycje… bądź polecenia. Chyba że, jak zasugerował Jack, lepiej, żebyśmy naprawdę ci nie przeszkadzali. - Zakończyła dumnie, sięgając wreszcie po półmisek parujących jeszcze ziemniaków, przyprawionych koperkiem. Nie, z naturą małego łakomczucha nie da się walczyć, nawet w obliczu potężnych czarodziejek i decyzji, które mogą zaważyć na personalnych losach wielu osób.
- Czy w obu światach czas płynie tak samo szybko? - Jack zmienił temat. Gdyby tu płynął szybciej, to nie byłoby może aż tak źle, ale jeśli nie... Jeśli uda im się wrócić, a na Ziemi upłyną dwa lub trzy miesiące? Już sobie wyobrażał, jak się będzie musiał często gęsto tłumaczyć.
Kto uwierzy w elfy? Już chyba lepiej by było wcisnąć bajeczkę o kosmitach…
Nela odłożyła sztućce na jeszcze niepusty talerz. Jakoś nazywanie ją przez kogoś “czyjąś nową zabawką” odebrało jej apetyty. Dosyć miała też zadawania pytań, toteż przyjęła strategię słuchania odpowiedzi na te, które zadają inni.
Tamina skinęła głową Barb i Jack’owi z uprzejmym uśmiechem.
- Jeżeli znajdę dla was jakieś zadanie, to oczywiście z chęcią przyjmę pomoc. Póki co najlepiej zrobicie po prostu przygotowując się do nowego życia, tak jak to zresztą już robicie. - Jej uśmiech pogłębił się nieco, wyrażając aprobatę dla działań, które podjęli. - Co zaś się tyczy czasu, to o ile mi wiadomo płynie on w zbliżony sposób, chociaż są pewne nieścisłości. W naszej krainie istnieją miejsca, które ów czas przyspieszają lub zwalniają. Ma to także wpływ na czas w całym Avalonie. Z pewnością jednak nie przyspiesza on aż tak, by wasza nieobecność nie została zignorowana tam, skąd przybyliście.
Morgana ograniczyła się do uniesienia brew w odpowiedzi na spojrzenie Barb.
- Kto jest w stanie rozpoznać w nas... obcych? Że jesteśmy wilkołakami, a nie ludźmi? Zwierzęta będą się nas bały? Psy, konie? Wyczują w nas drapieżniki? - spytał Jack, wychowany na książkach fantasy, w których od zmiennokształtnych się roiło.
Niestety, musiał to przyznać, wilkołaki nie należały do jego ulubieńców. Prawdę mówiąc plasowały się tuż przed wampirami, których nie znosił.
- Jedynie w tygodniu pełni - odpowiedziała mu wiedźma. - W pozostałe dni rozpoznać was mogą jedynie ci, którzy zobaczą waszą przemianę oraz władający magią.
- Wielu jest tych ostatnich? W Avalonie? - spróbował sprecyzować Jack.
- Wielu na moich terenach - poinformowała. - Poza nimi, a miejmy nadzieję, ze wasza misja tam was nie zawiedzie, znacznie mniej. Praktykujący magię cenią sobie swą moc i niewielu jest takich, którzy godzą się by przebywać z dala od silnych jej źródeł. Tak jest korzystniej - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
- Tamino, a co się stało z Barrym? - Jack w końcu zainteresował się nieobecnym towarzyszem niedoli.
- Jest w drodze do naszej siostry - odpowiedziała Morgana, skupiając wzrok na Jack’u. - Wątpię byście go zobaczyli w najbliższym czasie. Nie powinieneś się jednak martwić, ma wspaniałą ochronę - dodała uśmiechając się nieco złośliwie.
- Dziękuję, Morgano.
- Uśmiech Jacka był znacznie milszy, chociaż może nie do końca szczery.
- Ależ proszę cię bardzo - odpowiedziała Morgana, wybuchając śmiechem. - A teraz z łaski swojej zajmijcie się jedzeniem, a my zajmiemy się sprawami krainy. Skoro już tu jestem - oświadczyła, wstając z miejsca i spoglądając na Taminę, która skinęła głową.
- Niestety także i te sprawy wymagają mej uwagi, zatem zostawię was, byście w spokoju spożyli posiłek. Jak się rzekło, możecie swobodnie poruszać się po moich terenach, jednak wolałabym byście nie oddalali się zbytnio od mej siedziby. Wciąż macie wiele do nauczenia się, a śmiem twierdzić, raczcie mi wybaczyć, że jednak żadne z was nie posiada umiejętności odnajdywania się w lesie. Szczególnie magicznym - dodała Tamina wstając i obdarzając każdego z nich przyjaznym spojrzeniem. - Gdybyście mnie potrzebowali, wystarczy zawołać. O ile nie będę zajęta, powinnam się pojawić.
- Będzie zajęta
- wtrąciła od razu Morgana. - Wojna to wyjątkowo zajmujące zajęcie.
- Przesadzasz siostro
- wiedźma złagodziła jej słowa, kręcąc przy tym głową i wydając z siebie nieco zmęczone westchnięcie. - Chodźmy, Morgano.
Po tych słowach obie opuściły jadalnię, zostawiając zebraną tam grupę samych sobie, wraz z wszelkimi wątpliwościami, podejrzeniami i niekoniecznie pogodnymi myślami, jakie pojawiły się w ich głowach.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline