Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2016, 00:04   #24
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Dwójka strażników wprowadziła Tevinterczyka do pomieszczenia. Długi okres spędzony w celi dał mu się bardzo we znaki - był brudny i wychodzony, a rana na nodze goiła się powoli, ale mógł się poruszać kulejąc. Nikt patrząc na niego teraz nie powiedziałby, że jest ambasadorem zagranicznego państwa.

Komnata była mała, ale dość bogato urządzona. W samym środku znajdowało się biurko wraz z dwoma fotelami po obu stronach, na ścianach wisiały obrazy upamiętniające sławne momenty historyczne, a pod ścianą znajdowała się przeszklona szafka z różnymi alkoholami. Jedyną osobą, która znajdowała się w pomieszczeniu, był średniego wzrostu mężczyzna w sile wieku. Jego szczupła sylwetka i zdyscyplinowana postawa świadczyła o wojskowej przeszłości.

- Możecie wyjść - Rzucił tylko do strażników - Proszę usiąść Lordzie Ackerley, napije się Lord czegoś? - Powiedział spokojnie.


Był zmęczony, obolały i głodny. W oczach miał nienawiść, a na sobie brud. A ON śmie pytać sie go o alkohol?!

- Ta.. dawaj… Twoja godność? Nie wydaje mi się, by miał okazje usłyszeć twoją godność.


Wydawało się, że teraz ma wszystko gdzieś.. Nawet nie miał siły usiąść.

Mężczyzna skłonił się lekko.
- Richard Brightwell, majordomus Lorda Wayneara do usług - Mężczyzna przez chwilę przebierał w szafce szukając odpowiedniego trunku - Ach! Znalazłem, wino prosto z południowego Orlais, znakomity rocznik! - Zadowolony z siebie wyciągnął karafkę z winem, wraz z dwoma kielichami i postawił na stole. Po chwili napełnił oba naczynia i wręczył jedno magowi. - Za spotkanie! - Wzniósł kielich do góry, czekając na reakcję mężczyzny.
Mag pociągnał, jak gdyby to ostania rzecz, jaką miałby w ustach
- Richard… Więc, o co chodzi? Rozumiem, że raczej nie chciał mnie Pan zobaczyć, prawda? Po tym, co zrobili Ci siepacze, co tutaj się do jasnej cholery dzieje?! Zostałem zaatakowany! - Był wyraźnie zdołowany, i wściekły.

Mężczyzna również wypił zawartość kielicha jednym haustem i poprawił swoje sumiaste wąsy.
- Lordzie Ackerley nie ma powodu do gniewu. Z zeznań strażników wynika to, że mogło to się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby od początku chciał pan współpracować. Nie zaprzeczy pan chyba, że wszystko potoczyło się nie tak jak powinno? - Twarz majordomusa pozostawała całkowicie obojętna i nie zdradzała żadnych uczuć.

- Mówiłem tym kretyną! Że się przebiorę! Ale banda, debili nie potrafi zrozumieć najprostrzego polecenia! - Niemal wybuchł
- To, co mówią Pana ludzie, to oszczerstwa, i mam prawo być zły! - miał ciężki oddech, prawie sapał
- Czego chcesz?

Mężczyzna wzruszył jedynie ramionami.
- Słowo przeciwko słowo… - Powiedział i machnął ręką - Zapomnijmy jednak o dawnych sporach. Mój pan ma dla ciebie lordzie bardzo intratną propozycję, która jak sądzę, mogła by was bardzo zainteresować - Mężczyzna uważnie obserwował reakcję maga, czekając na jego odpowiedź.

- Co?! Słowo przeciw słowu?! Jestem LORDEM i ambasadorem! Zrównujesz mnie z tamtymi śmieciami?! Kto wyznaczył takiego… głą...co to za propozycja? - ugryzł sie w język.

Majordomus zignorwał zniewagę.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy - Skinął głową - Lord Waynear byłby bardzo zainteresowany możliwością nawiązania… - Zatrzymał się na chwilę szukając odpowiedniego słowa - Bliższej współpracy z wielkim Imperium Tevinter. Wierzymy w to, że ktoś z tak wspaniałego rodu z byłby bardzo pomocny w ewentualnych negocjacjach.

Czarodziej spojrzał na swoje nogi. Nie były interesujące, ale nie wiedział co ma zrobić.
- Tia…? Ale, co Waynear może zaproponować imperium? Widziałem jego miasto i zwyczaje, raczej nie robią wrażenia. - Uśmiechnął się do rozmówcy

Mężczyzna odwzajemnił uśmiech.
- Proszę mi wierzyć, ale nie widział pan jeszcze nawet namiastki tego co jesteśmy w stanie zaproponować Imperium, jednak - Przerwał na chwilę - Nie lubimy wykładać wszystkich kart na stół już w pierwszej turze - Podniósł karafkę z winem - Może jeszcze trochę wina wasza lordowska mość?

- Widziałem wasze cele, widziałem wasze karczmy, widziałem wasze slumsy, chcesz powiedzieć, że to jeszcze nic? No proszę, proszę. Co takiego, jeszcze możecie nam zaoferować? Wino? Jasne, dawaj! - Powiedział, starał się zgrywać twardego.

Mężczyzna niewzruszony podał napełniony puchar magowi.
- Lordzie… Proszę mi wierzyć, że to czego doświadczyliście do tej pory to był dopiero przedsmak naszej prawdziwej gościnności - Powiedział spokojnie - Za Ferelden! - Wzniósł ponownie puchar do góry.

Wykrzywił się na dźwięk słowa “gościność”
- Może, zrobimy mały test, co Ty na to, Panie? - odparł odstawiając wino - Coś, co pomoże mi uwierzyć, w waszą szczerość!

Majordomus uniósł brew pytająco.
- Co ma lord na myśli?

Na twarzy maga pojawił się olbrzymi uśmiech
- Chcę, byś przyprowadził tych strażników, z tawerny. Zakutych w łańcuchy….

- To nie jest możliwe - Powiedział tylko - Tamci ludzie nie należą do nas, tylko do naszych cennych sojuszników. Są opłacani przez nich, więc nie podlegają bezpośrednio nam - Mag wyczuł, że jego rozmówca zakończył temat.

- Więc, gówno możecie nam zaproponować, skoro macie problem z czymś takim. - Naprawdę, poprawił mu się humor
- Postaraj się, wtedy będziemy rozmawiać. To mój warunek. - podniósł się z miejsca.

- Nalegałbym, żeby jednak zajął pan swoje miejsce - Powiedział spokojnie Brightwell - Nie wysłuchał pan nawet naszej propozycji.

- A Pan, nie spełnił mojej… Niech strace, mów - Miał wrażenie, że zdominował rozmówce.

- A co dokładnie może pan stracić, lordzie? - Majordomus chwycił za słówko swojego rozmówcę.

- Cierpliwość… - Dokończył z wymuszonym i nerwowym uśmiechem

- To mała cena - Powiedział beznamiętnie Majordomus i złożył ręcę przed sobą - Zapytam więc lordzie jeszcze raz, czy nam pomożesz i staniesz po naszej stronie?

Mag był wyraźnie zmęczony, po prostu cały czas pytał i stał w miejscu
- Ale do jasnej cholery, w czym?

- Mój Lord chciałby, abyś panie użył swoich rodzinnych wpływów i zjednał ich do naszej sprawy, tak, aby obalić dwóch fałszywych króli i oddać władzę w Fereldenie w ręce racjonalnych ludzi - Powiedział spokojnie.

- Gdyby mój ojciec chciał, to by tego waszego Fereldenu, by nie było. I tutaj jest problem, chcecie korone, a nie potrafisz załatwić paru najemników? Nie mniej, mogę coś zasugerować. Jeżeli, wypuścisz resztę z więźniów, przedstawie te propozycje, Ojcu. Może być? - I tak, ojciec raczej go wyśmieje, ale co mu tam

Brightwell zrobił zniesmaczoną minę.
- Ci najemnicy tak jak wspomniałem nie należą do nas, a my tutaj w Fereldenie bardzo cenimy sobie zawierane umowy - Podkreślił - Co do pozostałych więźnów, nie jest to akceptowalne. Propozycja tyczy się tylko i wyłącznie ciebie mój panie, jeśli chcesz możesz z niej skorzystać, albo wrócić do smutnego życia tam na dole - Wzruszył ramionami - Jaka będzie pana decyzja?
 
Cao Cao jest offline