Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2016, 12:07   #103
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny


Weisslagerberg
teraźniejszość

Nawet Hammerfist nie sprzeciwił się słowom Morryty i ruszyli do posiadłości Pfulgera.
- Myśl mi do głowy przyszła nowa. Wiary nie pokładam specjalnej w Bartfelta słowa o Voltera zwolnieniu. Starszyzna medyka oddanego dla odmiany tylko zmienia? Możliwym nie zdaje się mi. Jakby zmarł Volter, aby przewiny Rady na dzienne wyciągnąć światło? - zaproponował Hammerfist.
- Wina nigdy nie leży po jednej stronie. Zatroszczmy się o nasze życia, a prawda wyjdzie na jaw, prędzej czy później - odpowiedział nowicjusz w czarnych szatach.

Do Chłopców ze Stirlandu podszedł wieśniak.
- Słyszelimy, że bieda jaka się Weisslagerberg uczepiła, a wy waszmoście nas z tego utrapienia wyciągnieta - mówił mężczyzna, który higieną osobista nie grzeszył, jak i reszta prostych mieszkańców miasteczka. - Na zdrowie. - Wcisnął Morrycie w ręce tobołek. - Musita siłę mieć! Smacznego.
- Dziękujemy. - Detlef odpowiedział zaglądając do środka zawiniątka. - Postaram się podzielić tą strawą z moimi towarzyszami, chociaż przyznam, że będzie to trudne zadanie. - Nowicjusz złapał się za pokaźny kałdun.

W środku był czerstwy chleb, cebula i źle przechowywane, śmierdzące już mięso. Dziwnym wydało się, że tylko na takie dary stać tutejszych mieszkańców. Po co trzymali chleb, aż sczerstwiał, a mięso aż zaśmierdło? Zrozumiałym było, że nie stać ich było na frykasy, że musieli sobie samym od gąb odjąć, ale właśnie dlatego należałoby oczekiwać, że jedzenie będzie świeże. Bo po co czekać ze spożyciem, aż się zepsuje?

Zły stan pożywienia mógłby wytłumaczyć to, co stało się chwilę potem, gdyby dotknęło to wszystkich obecnych, jednak zdecydowanie to nie zapach był winny. Detlef momentalnie zgiął się w pół z nagłego bólu, Aldric również złapał się za brzuch i klatkę, a twarze obu wykrzywiło cierpienie.
Pomiędzy widocznymi spazmami bólu nowicjusz Morra cedził przez zęby pojedyncze słowa.
- Lepiej się bawiłem jak wylądowałem gębą w rynsztoku, a z każdego otworu ciekła mi jucha.
- Też to czujesz?
- Pytanie skierowane do Detlefa było czysto retoryczne, jego reakcja nie pozostawiała złudzeń. Pozostali zdawali się być jednak niewzruszeni.
- Nic… nie czujecie? Wewnątrz? - spytał towarzyszy, kładąc rękę na piersi.
Kaspar pokręcił głową, zastanawiając się, dlaczego właśnie tamtą dwójkę dopadły boleści. Zjedli więcej, niż on? A może nie cała żywność była zatruta i niektórzy mają w sobie mniej trucizny?

Trwał oto kilka minut, podczas których fale bólu i skurczy przychodziły i odchodziły, aż w końcu ustały.
- Chyba ustało - Morryta oddychał ciężko, ale był w stanie się już wyprostować. - Nie traćmy czasu, do posiadłości bankiera, szybko.

Wieśniak zdążył odejść wcześniej, a mimo obecności tobołka sytuacja się nie powtórzyła. Niemniej jednak coś było bardzo nie tak, skoro to właśnie nowicjusze, ci których z bogami łączyła mocniejsza niż zwykłych ludzi więź, poczuli, delikatnie mówiąc, niepokój. Czy to możliwe, że to przez Spaczeń? Czy ktoś chce się ich pozbyć, bo stanowią zagrożenie dla jego niecnych planów? Jeśli tak, to możliwe że Volter zostały wykorzystany przez kogoś, może nawet manipulowano, lub o zgrozo, sterowano nim od dłuższego czasu i jest on tylko marionetką w rękach kogoś, kto życzy bardzo źle mieszkańcom Wisslagerbergu, i kto najpewniej jest blisko z Chaosem.
Jedno było pewne - nie ruszą jedzenia z tego tobołka, ale i go nie wyrzucą. Będą nosić ze sobą i obserwować reakcje otoczenia, i ich własne. A towarzysze? Nie wymagali żadnych wyjaśnień, więc może lepiej nie zrzucać na nich tak ponurych wizji. Na chwilę obecną nie zmieni to niczego, muszą po prostu iść śladem, który pozostawił im herr Volter.


Weisslagerberg, rezydencja herr Pfulgela
teraźniejszość

Bankier, czego można się było spodziewać, był bardzo zamożnym człowiekiem. Przepych, z jakim urządzone były wnętrza, dobrze utrzymany, bogaty ogród wzdłuż prywatnej dróżki prowadzącej do samej rezydencji, obowiązkowo służba, której krzątaniny echa słyszeli w hallu głównym. Widzieli w swoich podróżach wiele, również bogactwa, ale jako na wychowanych w umiarkowanej biedzie, zawsze robiło to na nich duże wrażenie. Gospodarz przywitał ich bez większego entuzjazmu.

- Herr Pfulger, czy często gościł pan u siebie herr Voltera? - spytał Aldric. - Podejrzewany, że schował on w pańskiej rezydencji antidotum, lub choćby wskazówkę, gdzie go szukać - wyjaśnił. Życie bankiera również było zagrożone, więc nawet pomijając groźbę nowego szeryfa, powinien współpracować.
- On mnie nie odwiedzał ani towarzysko w ostatnich latach, ani w żadnych interesach - odparł bankier. - Mam nadzieję, że znajdziecie czego szukacie. Powiedzieć jednak muszę - dodał poważnie. - Służba donosiła mi o podejrzanych szmerach na tyłach rezydencji, dobiegających z chaszczy za mauzoleum ku pamięci mych przodków.
- Sprawdzę to - odparł milczący dotychczas nowicjusz Morra, który w tej chwili oglądał jeden z marmurowych filarów. - Fred, zechcesz mi towarzyszyć? - Chłopak posłusznie skinął głową.
- Ja też pójdę. - Swą pomoc zaoferował Kaspar. - A nuż mi się uda znaleźć coś ciekawego.
Ostatnie jego słowa okazały się być prorocze.

Cała grupa udała się w stronę mauzoleum uznając, że tak szybciej sprawdzą jedną lokację. Wzdłuż drogi do samego mauzoleum ustawione były posągi. Przedstawiały one różnych ludzi - uzbrojonych wojowników, kobiety w różnym stadium życia, był nawet kapłan Sigmara, a to wszystko autentycznej wielkości, wykonane z dbałością o najmniejsze szczegóły. I nowe, postawione zaledwie kilak lat temu, co nawet laicy tacy jak Biberhofianie byli w stanie poznać.

Kaspar właśnie wypatrzył klejnot w rękojeści wyrzeźbionego miecza, klejnot kształtem przypominający kanciaste koło.

- Fredzie, czy herr doktor tutaj przychodził? Mówił ci coś o tym miejscu? - zapytał Morryta, próbując wcisnąć wskazany przez przepatrywacza klejnot. Bez skutku.
- Nie wiem panie.
- A wiesz kim są ludzie z posągów?
- Nie wiem panie.


W czasie tej krótkie wymiany zdań Kaspar zajął się klejnotem po swojemu i wyciągnął go nożem. W dziurze znalazł karteczkę. Byli na dobrym tropie.


- Osz, ty... - wyrwało się Kasparowi, gdy Detlef odczytał treść kartki. Ona sam nie chciał wierzyć własnym oczom. - Kolejna zagadka?
- Na to wygląda - odpowiedział nowicjusz Morra. - Śmierdziula? Fred, czy ktoś w historii miasteczka miał takie niechlubne przezwisko?
- A może to roślina? Albo zwierzę? Ewentualnie miejsce? - dodał Kaspar, chowając imitację klejnotu do kieszeni.
- Śmierdziulka to klacz - odparł Fred.
- Kobyła... - mruknął pod nosem Kaspar. - Tego nam trzeba do szczęścia.

Wagner nie bez ekscytacji zajął się kamieniami teoretycznie szlachetnymi. Po chwili jednak jego podniecenie zniknęło a on oddał kamyk Kasparowi.

- Te “kamienie” to niewiele warte imitacje. Zwykłe szkiełka - rzucił czeladnik. - Wątpię aby ktoś taki jak nasz bankier montował w tak pięknych posągach takie byle co - dodał Moritz twierdząc, że musiała być to robota Voltera.

Morryta, szukając dalszych wskazówek, wyjął swój kozik i zaczął dłubać przy kolejnym, pięciokątnym klejnocie wprawionym w tarczę drugiego posągu. Przekonał się o właściwościach "szlachetnych kamieni" empirycznie, gdy jeden z nich pękł pod naciskiem ostrza noża rozpadając się na kawałki szkiełek. Żadnej wiadomości za nim nie było, więc chyba jednak to Pfulger zamontował takie podróbki.
- Śmierdziula należy do kogo i znaleźć można ją gdzie? - zapytał khazad Freda.
- Mieszka w stajni - chłopak wskazał ku budynkom gospodarczym.
- Ma może jakieś nietypowe zainteresowania żywieniowe? - spytał Kaspar. - Żre jakieś rzeczy, których żadne inne zwierzę nie tknie?
Fred wzruszył ramionami.
- Do stajni w razie takim chodźmy - rzekł Arno.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 31-07-2016 o 12:13.
Baczy jest offline