Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2016, 14:51   #73
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jelling - następny wieczór
Elin jak zwykle pierwsza się zbudziła i po ludziach poczęła się rozglądać, czy Egila gdzieś nie dostrzeże, gdy w halli go nie dostrzegła podeszła do jednej z kobiet.
- Gdzie Egila znaleźć mogę?
- W chacie swej, tej narożnej, pewnie śpi, dopiero co na spoczynek poszedł.
- odpowiedziała jedna z kobiet przy palenisku.
- To budzić go nie będę, czy ktoś ruszył na polanę za dnia? - Zapytała.
- Juści, poszli. - pokiwała głową - wrócili przed zmierzchem.
- Wszystko dobrze poszło?
- Nic nie mówili, żeby nie… cali wrócili. Znaczy, dobrze.

Skinęła głową z ulgą.
- Jak dziewczyna się czuje?
- To trzeba by Anni pytać. Ona nią się zajęła.
- Nie śpi jeszcze?
- Powinna w chacie być z nią tam. Nie odstępowała od niej cały dzień i wczorajszą noc.
- Dziękuję.
- Skinęła głową i chciała ruszyć w stronę chaty gdzie zaniesiono Chlo ale głód już tak wielki ją dręczył, że najpierw ruszyła ku stajni. Wół wczorajszy wieczór przeżył miała się więc na czym pożywić.
Każdy krok był jednak coraz trudniejszy i gdy stanęła przy zwierzęciu drżała cała. Była głodna, potwornie głodna, a bestia od walki na polanie stała się czujniejsza. Musiała się napić, po prostu musiała. Walka z samą sobą trwała tym razem znacznie dłużej ale w końcu volva się przemogła i zatopiła kły w wole. Czuła obrzydzenie do siebie ale życiodajny płyn przełykała łapczywie i powoli, powoli odzyskiwała siły, podczas gdy zwierze je traciło. W końcu potężny wół padł, a ona cicho zaszlochała. Wyszła zataczając się lekko i poinformowała o martwym wole pierwszą napotkaną osobę, po czym ruszyła ku chatce, w której spała Chlotchild.




Po przebudzeniu skald również skierował się ku chacie w której ostawił swe sługi, a na ich straży Jensa i Jorika. Kolczugę poszarpaną dwie noce temu przez Volunda i wilki po drodze rozerwał aż kółka strzeliły na wszystkie strony. Rzucił ją gdzieś ku zagrodzie świń. Minę miał zaciętą choć wciąż jakimś bólem podbitą, wzrok zaś czujny.
Chłopcy na kroki wchodzącego zerwali się z rumorem.
- Jarlu! - obaj powitali Freya z ulgą i radością. - Jak wyprawa poszła?
Bjarki spał obok Chlo skulony pod skórą niedźwiedzia. Franka wyglądała wciąż blado, ale dychała jakby spokojniej.
- Wilków i rodzin ich nie zoczyliśmy, uszli. Jeno potwór z najgorszych koszmarów… ale on już Jelling nie zagrozi. - Skald odrzekł nie patrząc na chłopców, a jedynie na twarzyczkę dziewczyny i na surowe jednookie oblicze Grima. W końcu obrócił wzrok na młodzików. - Jens, Jorik. Dziękuję Wam.
Obaj głowami skinęli, a Jorik wpatrywał się niemal natarczywie w skalda.
- Budziła się w nocy?
- Kilka razy… ale godi nią się opiekował… majaczyła coś w gorączce.
- Co mówiła?
- Nie po naszemu...
- Obaj zrobili nieco przepraszające miny, Jens po czuprynie się podrapał niepewnie. - Ale Lokiego imię się pojawiało… - dodał ciszej.
Freyvind zacisnął szczęki.
Franka nie wierzyła w Asów i Vanów cześć oddając wrogowi Ukrzyżowanego. To co do głowy mu przyszło…
- Bratu mówiłeś? - Spojrzał na Jorika z zaciśniętymi zębami.
Jorik pokiwał łbem.
- Mówiłem. Brata naszego nie zostawi samego, żeby z nami ruszyć…
- A oni za młodzi by się zająć sami. Niech idzie, jeśli go weźmiesz i na hirdmana wyszkolić się zgodzisz. Mocny jest.
- Jens walnął młodszego brata między łopatkami aż zadudniło.
- Ty, Joriku, do rana masz czas, lub do mego wyjazdu, gdybym wcześniej ruszał. - Skald zacięte, gniewne spojrzenie skierował na chłopca. - Czas by przemyśleć nie to czy ruszyć chcesz ze mną, ale to czemu miałbym cię zabrać. Nie utrafisz. Zostaniesz. Ty zaś Jens… - spojrzał na starszego. - Gryząc dumę zostałeś na ma prośbę by bronić potrzebujących. Teraz wolisz zostać, by chronić tych, co opieki wymagają. Dobry Karl Jelling kiedyś z Ciebie będzie.
Jens otworzył usta, lecz nic nie powiedział zaskoczonym będąc na słowa Freya.
Jorik spojrzał niepewnie to na brata to na wampira i skinął głową.
- W halli mam Cię szukać jarlu? - chciał odpowiedź swą przemyśleć.
- Znajdziesz. - Skald kiwnął im wskazując, by się oddalili.
Wzrok ku otwieranym drzwiom obrócił i do Elin podszedł, która wchodziła właśnie do chatki w ciągle podartej sukni i rozczochranych włosach.
- Lepiej wygląda, budziła się w nocy, dobry to znak, nie uważasz?
Skinęła lekko głową.
- Musisz być cierpliwy, tą bestię co ujrzała na polanie. Pewnie czasu potrzebuje by dojść do siebie - powiedziała łagodnie. - Ale jeśli się budziła, to już jakaś poprawa jest… - Zamilkła na chwilę, by kontynuować zaraz. - Ludzie spalili ciała na polanie - rzekła.
Nie wyglądał jakby spalenie szczątków jakoś go obeszło.
- Wedle słów Volunda to nie ona bestię widziała, chyba że gdy złe na wierzch wychodzi, ona wciąż… ale nie pamiętała przecież za wiele z ucieczki w las nad Engelsholm. - Urwał i zastanowił się nad czymś.
W końcu podjął:
- Ona myślą nieprzyjacielowi Ukrzyżowanego służy. Naszym bogom czci nie oddaje, a chłopcy mówili mi, że budząc się Lokiego imię wzywała. Masz na to wytłumaczenie, Elin? - zagryzł szczeki jakby desperacko chciał by miała.
Zastanowiła się chwilę.
- Może Pan Kłamstw za nieprzyjaciela syna Maryi się podaje? - odpowiedziała z namysłem. - Mi czasami Chryst Baldra przypomina, w niektórych słowach. Może dlatego? - Spojrzała na Freya z namysłem.
- Zachłanny Odyna, Maryja Frigg - pokiwał głową. - Wiele podobieństw. Elin… - Ból wspomnień na twarzy mu sie pojawił. - Pamiętasz jak w Ribe Ci mówiłem, żem przez Lokiego przeklęty? Mówiłaś, że historię tę znasz. Śmiertelnikiem jeszcze wtedy byłem…
- Pamiętam.
- Czekała spokojnie na ciąg dalszy z łagodnym spojrzeniem błękitnego ślepka.
- Gdym ubił morderce czempiona Pana Kłamstwa, któren sam się nim stał po tym jak poprzedniego zarżnął, poczułem coś. Coś chciało w myśli mi się wedrzeć, przejąć nade mną władzę. Silnym, nie dałem się. Możliwe to by pół wieku później…? - Nie dokończył, spojrzał jedynie wymownie na śpiącą Chlotchild.
- Tylko czemu by reagował na krześcijańskie modły? - Westchnęła cicho. - Jeśli pragniesz, zapytać run mogę. Może udzielą odpowiedzi.
- Może Zachłannego nie ma, a głupcy z południa tak Odyna wyznają. Może legenda o Ukrzyżowanym to bzdura, a oni cześć Baldrowi… Tedy Lokiego swym szatanem widzą. Bogu za jedno jaki język kto wymawia.
- Frey definitywnie przechodził jakiś kryzys.
- Obawiam się, że Zachłanny jednak jest, może u nas ludzi mamią podobieństwami jeno, by łatwiej było złapać ich w jego sidła. Widziałam przyszłość na polanie, Freyvindzie. Jeśli nic nie zrobimy, to przyjdą słudzy Chrysta i to miejsce swoim uczynią. Oczyszczą je ale energia nie będzie mogła swobodnie płynać, bo jej na to nie pozwolą… Nasi Bogowie nie pozwoliliby na coś takiego.
- Cała Dania lada dzień rozgorzeje wojną. Po tym co zrobilismy, gdy wilki się skrzykną i zemstę zaplanują, wszędy na einherjar uderzą. A tamci wejdą
- mówił to z mieszaniną furii i rozpaczy na twarzy - dobiją tych co zostaną. Bośmy tu porażki zaznali.
Ujęła twarz skalda w dłonie swoje zmuszając go by spojrzał jej tym samym w oko.
- Czy to coś wczoraj widział, to porażką było? - Zapytała cicho. - Bogowie jeszcze się od nas nie odwrócili. Jeszcze mamy szansę. - Głos jej stwardniał.

Miękkie kroki bosych stóp zawiadomiły wszystkich o przybyciu ich brata krwi. Spokojnie stanął w drzwiach chaty, ewidentnie słysząc ostatnie zdanie.
- Wielkie rzeczy są omawiane w tym skromnym miejscu.
- Ode mnie się odwró…
- urwał. Odpowiadał volvie w tym samym momencie gdy Pogrobiec wszedł.
Odruchowo skald cofnął się by być między berserkerem a łożem na którym spała Franka, spiął się widocznie.
- Witaj, Volundzie. - Płynnie przeszedł z tego co mówił do Elin, do powitania, choć w tonie miał niepokój i dzikie zdecydowanie.
- Witaj… Freyvindzie. - skald mógł przysiąc, że przez sekundę, jak raz gdzieś kiedyś jeszcze, kąciki ust Pogrobca uniosły się ledwo dostrzegalnie w uśmiechu niezrozumiałym, lecz równie dobrze przywidzenie do być mogło. Pogrobiec brunatną tkaniną jak peleryną nagie ciało okrywał, z ramionami pod spodem trzymając ściągnięty materiał. Bosostopy wkroczył do chatki, nieśpiesznie.
- Witaj i ty… Elin. - wyciągnął dłoń i położył na jej ramię na chwilę jeno, w poufałym geście, lecz wyminął ją, wzdłuż ściany idąc, na razie daleko od łoża chorej - naprzeciw niego całkiem - nie chcąc powodów do większego niepokoju jeszcze skaldowi przysporzyć. Skald obracał się osłaniając łoże w rytm kroków Pogrobca.
- Witaj, Volundzie. - Volva uśmiechnęła się ciepło do Gangrela. - Skorośmy wszyscy ustalić trzeba co robimy. - Powiedziała patrząc z lekkim uniesieniem brwi na poczynania obu aftergangerów. - Byłabym za tym by jeszcze raz na polanę wrócić.
- Odynowi wyprawę ofiarowaliśmy, dał nam śmierć i zwycięstwo smakujące popiołem. Freyi ofiarowaliśmy drugą, wzrok swój odwróciła. Może teraz Thorowi, a nuż burza będzie
- skald zakpił gorzko wciąż Volunda obserwując.
- Nie chciałem przeszkadzać w tak ważnej rozmowie. - rzekł Volund na to, jakby niechętnie i cicho się odzywając, jedną ręką trzymając tkaninę co się nią owinął - Zwłaszcza, że o przyszłość Danii się roztacza, czy z wilkami wojna czy pokój. - rzekł tylko. Wzrok z twarzyczki Chlo na Freyvinda przeniósł.
- I rację masz. Nie bogowie, lecz my musimy działać. Niegodnym zwycięstwa nie zapewnią.
- Prosiliśmy Odyna o pomyślność wyprawy by Sigrunn odzyskać. Na próżno. Dziś Hugin i Munin zstąpili aby wilcze ścierwo z okowów splugawienia ratować. Wszechojciec wilka wspomógł, nie swych einherjar. Łaskę Asgardu straciliśmy.
- Zatem czas własnymi siłami krystijany do ich boga odesłać, i przychylność Asgardu czynami ponownie ubłagać.
- mówił z pewnością siebie, lecz jakimś innym podejściem do bogów, Pogrobiec. Ewidentnie nie na Freyvinda jedynego ostatnia noc wpłynęła.
Elin wargę zagryzła gdy o Sigrunn Freyvind wspomniał.
- Zstąpili na moje modlitwy, więc jeszcze źle z nami nie jest… - Westchnęła cicho. - Może… może to też znak, że zdołamy z lupinami się porozumieć. Jeno znaleźć ich trzeba…
Frey ważył te słowa.
- Dziś raz jeszcze…? Spróbować? - spojrzał na oboje.
- Zanim wam odpowiem coś… - w głosie Pogrobca była jakaś… żółć. Chłodna niechęć? Irytacja? - Rzeknijcie mi, gdzież Sighvart, gdzież Agvindur?
Zdziwiona na Volunda pojrzała, w oku smutek błysnął na emocje zawarte w głosie Gangrela.
- W Ribe już zapewne… - Odpowiedziała cicho.
Pogrobiec zmrużył brwi w zdziwieniu, patrzył na nią to na skalda.
- Tak śpieszno…? Lecz… tej samej nocy mię ze stuporu… - nie rozumiał.
- Wyjdźmy. Im odpoczynku potrzeba. Jej szczególnie. Nam tu nie rozprawiać.
- Oczywiście. Masz rację.
- ściszył głos prawie do szeptu Volund. - Wybacz.
Skinęła głową zawstydzona i wyszła na zewnątrz.

Gdy owiał ich chłód nocy, Frey spojrzał na oboje. Ostatni wyszedł bacząc by opuścić chatę po Volunddzie cały czas osłaniając łoże od niego.
- Agvindur uparty, jak zawsze. Ludzi chce swych chronić, samemu ryzykując. Rozumiem go. Wsparcia od niego nie będzie.
- Pędzili co koń wyskoczy, Gudrunn mówiła, że drugiej nocy powinni być na miejscu.
- Odpowiedziała Volundowi na pytanie.
- O ile dzień przetrwali - gorzko dorzucił Frey.
- Wiedziałabym, gdyby coś mu się stało. - Wyrwało się Elin ze złością, szybko oczy spuściła. - Po prostu bym wiedziała…
Pogrobiec nie patrzył na żadne, a gdzie pomiędzy nich gdy wynikła krótka konwersacja.
- Lecz dlaczego…? - zadał pytanie, jakie mógł tylko berserker co kraje Greków odwiedził. Przypomnieć sobie mogli, że berserkera nie było, gdy stosy pierwszy raz zapłonęły, gdy volva Agvindurowi o Widzeniu swym doniosła.
- Tam… na polanie ujrzałam pięć wilków w okolicy Ribe. A potem… rozmawiałam z ich przywódcą, który wyraźnie powiedział, że Ribe zapłaci za to cośmy uczynili... Agvindur więc ruszył ratować, to co jeszcze zdoła ocalić…
Volund spojrzał na nią i delikatnie usta z wrażenia rozwarł na chwilę na niespodziewane wieści. Po chwili jednak znów kreską na pięknym obliczu były. Patrzył znowu na nie wiadomo jaki punkt.
- Pięć lupinów może Ribe samo puścić z dymem. Niemożliwym by zdążyli. Jeśli nawet… - umilkł.
- Nie - odparł skald. - Ludzie w kupie silni, odwagę czerpią od siebie. Gdy dość ich jest nie poddają się tak wielce przerażeniu, a gdy twardzi woje tym bardziej, lub gdy do stracenia nic nie mają. W Ribe tysiąc ich? Więcej? A te kurwie syny krwawią jak włócznię w nich czy bełt wrazić. Mogą rzeź uczynić, ale Ribe nie padnie.
- Nikt silny, gdy nocą zaskoczony.
- wyszeptał Pogrobiec - Woje włóczni w ciemności nie wrażą. Hird kupą jak lupin nie biegnie. Gniew… - odwrócił się i podszedł dwa kroki, by ciężko oprzeć o ścianę chaty - Daje wiele pomyślunku. A niewiele go potrzebują, by ogień Lokiego wzniecić… i ognia chronić dość długo, by dalej sam Ribe mógł strawić.
- Jednego z Pomiotu przy wyrąbanej ścianie Grim, Chlo i thrallka Karina wstrzymali. Słudzy krwi, a jakże. Tam o domostwa więcej będzie walczyć. Lub już walczyło. Nie lekceważ ludzi jak ród Ivara.
- Gdybyśmy mieli tysiąc Grimów, to i Zachłannego bym się nie lękał.
- powiedział zmęczony Volund - Nie lekceważę, bracie. Lecz… Widziałeś, ile uczynić mogą. Nie muszą szponami każdego woja ubić. Znajdą drogę, a Ribe nie ma kto ostrzec i… - zastanowił się.
- Pewnym, że jak szkodę swą uczynią… ku Jelling ruszą.
- Obawiam się, że atak na Ribe był tej samej nocy co nasz… Więc gdyby chcieli zaatakować Jelling pewnie już by to zrobili, a tymczasem ludzie spokojnie na polanę w środku dnia poszli i ciała spalili. Nie ma ich tutaj… przynajmniej narazie…
- Raz jeszcze próbujemy?


Pogrobiec spojrzał na twarz Freyvinda i długo się przyglądał. Potem to samo uczynił, Elin się przypatrując. Na koniec pomiędzy nich, znowu w pustkę jakowąś był zapatrzon.
- Nie będzie pokoju z lupinami. Nigdy nie wybaczą.
- A jeśli zdołamy sposób na ocalenie źródła znaleźć? Wszak z bestią się udało...
- Rozpacz w głosie volvy się pojawiła.
- Też tak myślę. Nie wybaczą - Frey pokiwał głową patrząc na Volunda. - Ale wojna otwarta między Einherjar a Synami Lokiego w Danii, to śmierć dla nas z rak tych co z południa idą. Śmierć obyczajów, bogów. Spróbować to jedyne, co możemy.

Słowa jednak skalda, spokojne, mogły ucichnąć lub przejść ciszą, kończone akurat gdy Volund, niezmiernie prędce, z eksplozją tego co wcześniej volva dostrzegła - w sekundy ułamek, chyżością przecząc swej ospałości - był tuż przy niej.
- POMORDOWALIŚMY ICH BRACI! - potężny głos poniósł się aż po lesie - PRZEGNALIŚMY ICH RODZINY! - “rodziny” powtórzyło gdzieś echo. - [size=2]ZBESZCZEŚCILIŚMY ŚWIĘTE MIEJSCA![/size]
Ciężko było stwierdzić nawet, czy Gangrel bliski Bestii był, lecz tak właśnie to wyglądało, gdy przepiękne oblicze potwornie ściągnięte było, wykrzykując słowa Wieszczce w twarz.
- NIE WYBACZĄ! NIGDY!
Nigdy. Nigdy. Nigdy. Poniosło się echo.

Freyvind aż cofnął się, choć Volund nie na niego krzyczał.
Elin w pierwszej chwili skuliła się na tak niespodziewaną reakcję ale nagle… Spokój kompletny w jej oku zagościł. Brwi lekko zmarszczyła.
- Nie wybaczą, powiadasz? - Zapytała spokojnie Helleven. Pogrobiec stojący tak blisko niej mógł dostrzec niezwykłą przemianę w mimice i spojrzeniu volvy.
Echo wspominało słowa Volunda gdy we Freyvindzie na powrót rósł gniew.
Do tej pory bliski rezygnacji, bólu, spokojny rozpaczą, teraz wychodził z niego szał.
Spojrzał na Volunda przytomniej, z werwą, z błyskiem w oku. Krzyk berserkera obudził skalda, nie bestie.
- Wtedy…. Bracie przez krew, jak na tej polanie. Poniesiemy im smierć. Zniszczenie. Rzeź. - Postapił krok ku Volundowi. - Ich łby zatkniemy na palach. - Kolejny. - Ich serca zeżremy rzygając potem szatkowanym mięsem. - Kolejny krok. - Zostawimy w ich świętych miejscach to, co zostawiła bestia, jaką uwolnił demon siedzący w Chlo. - Stanął twarzą w twarz z Volundem. - Wyrżniemy wszystkich w Danii, choćby tylko Ty i ja, gdy w Hedeby kościoły będą stawiać. Ale choć spróbować, trzeba. Pokoju.
Pogrobiec ciężko dyszał, oczyma uważnie przyglądając się volvie. Nie był już tak ranny, jak przez ostatnie noce i nie trudem było mu dostrzec, co się poczyniło. Lecz myśli jego wypełniały słowa Freyvinda. Skald podchodził, przepowiadając jak gdyby sam Wieszczył, zaklinając, a słowa jego miało moc i mówiły prawdę, którą Pogrobiec znał.
- Tak - powiedział jeszcze oczy w oko z Helleven, poczem na pięcie cały się ku Freyvindowi zwrócił, już bez płachty materiału porzuconej, gdy zrywu swego dokonał. - Co zaczęli na thingu w Ribe… ich końcem będzie. - był jeszcze przez chwilę, litościwie krótką, jakiś ślad skręcającego się sumienia i człowieczeństwa świadomego, co oznacza ta zgoda, ta umowa, to bractwo dla wielu niewinnych… lecz chłodny rozum i żądza krwi berserkera wnet zadały temu koniec.
- ...i początkiem odporu dawania Ukrzyżowanemu.
Powoli, jak więdnięcie kwiatu, na twarzy berserkera pierwszy raz wykwitł trwały uśmiech. Okrutny. Żądny krwi. Widzący śmierć.
Pełen pychy.
Lecz oczy skalda uznaniem obarczały, volvę jak gdyby omijając, jej sumienie i dobroć wypierając w tej chwili.
- Jak nie wybaczą to ich zmusimy, by zechcieli zawrzeć pokój. - Odparła spokojnie wieszczka przyglądając się jej braciom krwi z zainteresowaniem. - Zdecydowane zatem. - Uśmiechnęła się leciutko.
- Pokój, albo krew i rzeź. I naszym i im - skald rzucił z błyszczącymi oczyma. - Pokój, albo Ragnarok.
Widać było w oczach Pogrobca, że poza zadowoleniem z Freyvinda, nadzieje jego… nie na porozumienie.
- Pokój… - powtórzył, prawie z rozkoszą wypowiadając słowa, jakby delektował się krwią jeszcze nie przelaną - Albo Ragnarok.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez corax : 31-07-2016 o 17:50. Powód: kursywa
-2- jest offline