Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2016, 16:42   #103
Rycerz Legionu
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Archont był wściekły na zaistniałą sytuację. Nie spodziewał się, że jego krewni mogą posunąć się tak daleko, aby uszczknąć choć kawałek władzy. Postanowił się jednak z nimi rozmówić a tym samym ostatecznie położyć kres ich zdradzieckiej działalności, w oczywisty sposób zmierzającej do znacznego ograniczenia jego władzy. Przygotował się wcześniej na każdą okoliczność i swoim zwyczajem postanowił otoczyć się grupą najlepszych wojowników, którzy w razie potrzeby zaszlachtowali by nieposłusznych krewniaków. Odpowiedni słudzy mieli również zamknąć drzwi, gdyby tylko zaistniała taka potrzeba i nie dopuścić do tego, by kto ktolwiek opuścił żywy salę tronową. Niestety, nie wszystko poszło tak, jakby chciał tego władca.



Jego bracia okazali się być bowiem bardziej zuchwali, niż sam Lommirtur mógł myśleć. Ich przybycie, poprzedzała wojskowa defilada, a następnie dumnie wkroczyli do sali tronowej wraz ze swoją prywatną gwardią przyboczną.
Widząc całe zajście Lommirtur ledwie zachował spokój, po czym siedząc dumnie na tronie zwrócił się do przybyłych:
-Jakim prawem wkraczacie do mojego domu z wojownikami? Co to ma znaczyć?! - wykrzyknął rozwścieczony archont, kurczowo trzymając się poręczy swojego siedziska, jak gdyby z powstrzymywał się przed wyskoczeniem na członków Zjazdu Możnych. Na nic poszła próba zachowania względnego opanowania.
Na to odezwał się drugi najstarszy syn Trodghara, nieformalny przywódca Zjazdu Możnych.
-Na cóżże się tak gniewasz, bracie? Przybywamy w pokoju i radości, by świętować utworzenie naszego Zjazdu. Wielkie to szczęście dla całego szczepu Ulliarich.
-Wielkim szczęściem dla całego szczepu Ulliarich byłoby odzyskanie Sluepburga drogi bracie! I każdy z was dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że nie zrobimy tego dopóki Ulliari się nie zjednoczą. Jak mam planować kolejne działania skoro nie jestem pewien kto stanie po stronie prawowitej władzy, a kto nie? Wasza instytucja wprowadza tylko niepotrzebny chaos i nic więcej!
-Któż tu jest przeciw legalnej władzy archonckiej? Ktoś z was, przyjaciele? - zwrócił się do członków Zjazdu. - Czy ktoś zamierza występować przeciw naszemu suwerenowi i bratu, z którym dzielimy ojczyznę i krew? Nie słyszę takiej opinii. Więc mylisz się, Lommirturze. Nikt nie jest przeciwny tobie ani twej władzy. Żądamy jednak, byś ty, jak i my twą władzę akceptujemy i popieramy, nasz Zjazd poparł.
Po tych słowach władca musiał po raz kolejny opanować swój gniew. “Jak ten robak mógł w ogóle czegoś od niego żądać?!” - myślał archont, lecz nie powiedział tego głośno. Widząc znaczną przewagę Zjazdu i czającą się na horyzoncie wojnę domową, postanowił podjąć decyzję wbrew sobie.
-Dobrze, mogę zaakceptować istnienie waszego Zjazdu, lecz pod warunkiem że jedynie najważniejsze decyzje będę musiał z wami uzgadniać. Mam tutaj na myśli istotne decyzje administracyjne i cywilne oraz wojskowe, w których ilość żołnierzy przekraczałaby liczbę 400. W innych dziedzinach zostawilibyście mi wolną rękę. Mógłbym dowolnie rozporządzać armiami liczącymi mniej niż 400 wojowników, a poza tym to do mnie należałby wszelkie decyzje tyczące się polityki zagranicznej. Oferuję wam bardzo dla was korzystne i rozsądne warunki, których mam nadzieję nie odrzucicie. W innym wypadku oznaczałoby to wasz brak zdolności do trzeźwego myślenia.
-Wybacz, mój bracie, ale to chyba ty nie myślisz trzeźwo. Realne, odzwierciedlające siłę i sprawiedliwość warunki są jeydnie zbliżone do przedstawionych przez ciebie. Do tego, co wymieniłeś, żądamy jeszcze wpływu na politykę zagraniczną i bezwzględnego zarządu nad Stavikarrik. Każda twa decyzja archoncie, powinna mieć nasze błogosławieństwo. Nasz ojciec chciałby tego, dobrze wiesz.
Kwestionowanie propozycji władcy po raz kolejny wywołało w jego umyśle istną burzę, przez co jego policzki zapłonęły głęboką czerwienią a on sam aż pogładził swoją brodę, byleby tylko zająć czymś ręce i nie wyskoczyć z pięściami na tego nędznego pokurcza który śmiał nazywać się jego bratem i stać teraz u stóp jego tronu. Gdyby mógł, w tej chwili nakazałby ich wszystkich aresztować lub nawet zabić na miejscu według pierwotnego planu, jednak zdawał sobie sprawę że konsekwencje takiego czynu mogłyby być tak daleko idące, że nawet jego królewska głowa nie ostałaby się w całości. A ktoś przecież szyszkową koronę musiał nosić. W tym wypadku, szukał jakiegoś sensownego rozwiązania, pomimo tego, że jego umysł spowijały setki mrocznych i brutalnych wizji, które w innym przypadku działałyby na niego odstresowująco. Teraz jednak były całkowicie nieporządane.
-Mam inny pomysł. Zgodzę się na wasze warunki, jeśli tylko uda się odzyskać Sluepburg. Do tego czasu, zadowolicie się moją propozycją, a w zamian ja udzielę wam swojego błogosławieństwa. Po odzyskaniu dawnej stolicy, jestem skłonny spisać z wami umowę nawet na kamiennej tablicy. A więc jak uważasz bracie? - zapytał archont, mając nadzieję że ten głupiec tym razem zgodzi się na jego warunki. A jeśli już by się to stało, to czekałaby go wielka niespodzianka od razu po tym, kiedy dumnie niegdyś miasto znów znalazło się w granicach państwa Ulliarich.
Brat zacmokał z dezaprobatą, ale po chwili przytaknął.
Niech będzie, mój uparty krewniaku. Tak się stanie. Ruszymy z tobą na Slupeburg, choć nie wiem, co tam odnajdziemy. A teraz racz dać mi spokój - jestem wyjątkowo zmęczony.
Po tych słowach wstał i udał się leniwym krokiem do wyjścia. Archont wręcz płonął od środka ze wściekłości.

Czekały jednak kolejne problemy do rozwiązania, a jednym z nich była niebezpieczna bliskość olbrzymich drzewców, które przynosiły straty zarówno w dobytku, jak i nieostrożnych cywilach.
Pewnego dnia, władca osobiście wybrał się więc ze swojego pałacu w celu rozmowy z ogromnymi drzewami, które niepokoiły nową stolicę jego państwa. Towarzyszył mu jeden z Czyniących, dzierżąc w swych rękach pięknie zdobiony flet, służący do komunikacji ze świętymi duchami.
Król Ulliarich uklęknął, a jego sługa zaczął grać. Nadeszła pora na zwrócenie się do przodków.
Witajcie w moich progach, czcigodne duchy. Jam jest Lommirtur, wielki archont i władca wszystkich Ulliarich. Powiedzcie, jaki jest cel waszej wizyty tutaj i co możemy zrobić, aby ukoić wasz gniew?
Poruszyły się konary, zaszumiały liście.

"Oto przychodzi k’nam z daleka
wódz hardy, dostojny i pyta, i czeka.
Odpowiedzą ci duchy, przyjacielu niski,
że Starzec nas trzyma, umacnia uciski.

My duchy tych, którzy w Sluepburgu mieszkali.
My duchy wojów, co wroga zabijali.
My tchnieniem mieszczan o jadło walczących.
My krzykiem zdrajców mury obalających.

My, lud Sluepburga, w żałości przybywamy,
w gniewie i szaleństwie, ukojenia szukamy.
Na głowy nasze spadły nieszczęścia,
duchy nasze od ciał zaznały odcięcia.

Krzyczymy, wołamy, rykiem ptactwo płoszymy,
byle tylko znaleźć rozwiązanie przyczyny,
przez którą powłoki nasze cielesne,
są od nas daleko, szalone, bolesne."

Władca słysząc to nakazał przyprowdzić kilku osobników objętych "straszną chorobą", po czym znów zwrócił się do drzewców.
Czy to od tych ciał zostaliście odcięci?

"Cóż to przed nami? Czy nasze powłoki?
Tak, rzeczemy, znamy te zwłoki.
Rozdzieliły nas przedtem Starca uroki,
a więc rozeszły się wtedy dusz i ciał kroki.

Uczyń, co możesz, archoncie wspaniały!
Jeśli choć trochę lud swój miłujesz,
Jeśli na sercu ci leży Sluepburg trwały,
połącz duchy i ciała, wiedz, nie pożałujesz.

Do tego czasu jednak zajmiemy to miasto,
zmienimy je w gaj i polanę jasną,
zamkniemy życie dla tych, którzy żyli w spokoju,
gdy my w rozpaczy łaknęliśmy pokoju."

Po tym archont ogłosił swoim poddanym, by ci jak najszybciej spakowali swój dobytek i przenieśli tymczasowo do Stavikkarik. Ci, którzy zostali musieli liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Poza tym, nakazał on by przygotowano ekspedycję, która udałaby się na tereny Sluepburga i zbadała całą sprawę. Na jej czele znajdowało się 3 Czyniących, którym miał towarzyszyć oddział najlepszych wojowników należących zarówno do jego braci jak i do korony. Sam władca pozostał natomiast na miejscu, by mieć ciągłą kontrolę nad rozwojem wydarzeń.

Ostatnią rzeczą jakiej dokonał, było wyznaczenie specjalnego, odgrodzonego terenu, gdzie mieli się znajdować Ci z zmieszkujących niegdyś Sluepburg Ulliarich, których dusze zostały za pomocą mrocznej magii Starca uwięzione w drewnianych skorupach, zostawiając po sobie puste i otępiałe ciała. Początkowy opór poddanych udało się szybko złagodzić przez najnowsze wieści wyjaśniające stan ich krewnych i obietnicę wyruszenia do ruin dawnej stolicy, by im pomóc, a może nawet odzyskać niegdyś wielkie i wspaniałe miasto z którym nie mogła się równać żadna inna osada na całej północy.

Mając zapewnione przynajmniej cześciowe posłuszeństwo poddanych, Lommirtur musiał obawiać się tylko swoich chciwych władzy krewnych, z którymi jak myślał niebawem przyjdzie mu się rozliczyć. A po tym, już nic nie będzie stało na jego drodze ku nieograniczonej żadnym zakazami czy konsultacjami, władzy absolutnej.
 
Rycerz Legionu jest offline