Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2016, 23:47   #9
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
z wdzięczną Lisą i leBrunem estetą

- Co? - Harl popatrzył na tkacza z bezdenną konsternacją, zaraz jednak podążył wzrokiem za jego spojrzeniem i odzyskał względną pewność. - A, dziewucha idzie. Całkiem niebrzydka. Jak na pomocnicę rzeźnika zwłaszcza. - Również wstał. - Weź sobie ten strzępek, leBrun, tylko postaraj się nie zgubić. I daj znać, jak coś sobie przypomnisz.
- Szeryfie, a ta … prezerwacja, to co ona robi? Podejść nie można, to trochę trudno zbadać, co w trawie piszczy. Ciekawym bardzo, czy nam co w miasteczku nie grozi, przywykłem wiarę pokładać w odczytach mego sztyletowego amuletu. Inni mogę tego nie czuć, trzeba by wszystkich ostrzec albo co.

Tkacz nie był może altruistą, ale związał się na tyle mocno z miasteczkiem, że nie chciał, by działy się tu jakieś złe rzeczy. Działy się co prawda i dobre. Pomocnicę rzeźniczki rozpoznał, jeszcze niedawno była wiecznie umorusanym łazikiem, a tu zupełnie nie wiadomo kiedy jakiś dobry Anioł doprawił jej całkiem estetyczne krągłości.
Zadumał się nad tym, jak łatwo można przedłożyć miękkie obłości nad węźlaste mięśnie i silne ciała mężczyzn. Widać nic nie jest stałe, brudne dzieci stają się uwodzicielskimi pannicami, oddane służki okazują się być doskonałymi kochankami, a ukochani mężczyźni bywają zdradziecko nieczuli i niedostępni.
Uniósł rękę i pomachał w kierunku panienki Lisy. Niechże jak najwięcej osób się dowie, że dzieje się co złego pod magowym domostwem.

Liska zwolniła kroku, widząc szeryfa rozmawiającego z tkaczem. Przyjrzała się krótko Vincentowi, na dłużej zaś zawiesiła wzrok na szeryfie. Niby wyszła z domu tylko po miód, a tu proszę. Ten, o którym tak często myślała od wizyty jej ojca, teraz po prostu sobie tu stał i rozmawiał. Na wyciągnięcie ręki. Może los tak chciał, żeby go jednak spotkała? Ale skoro tak, to dlaczego musiał być akurat zajęty pogaduszkami z tkaczem. Lisa zaczęła tworzyć w głowie plan doskonały. Przecież może poczekać, aż szeryf przestanie rozmawiać. Przysiąść tam albo tu. Udawać, że wiąże buta, albo…
Nie zdążyła dokończyć myśli. Vincent pomachał w jej kierunku dłonią. Dziewczyna odmachała. Zdecydowanym krokiem ruszyła prosto w ich stronę.

- Witaj Panienko. Imć szeryf oraz ma skromna osoba odkryliśmy coś niebezpiecznego. Niechże dobry pan Manhattan opowie ci, cośmy zauważyli. Biada temu kto nie będzie wiedział, a w tarapaty popadnie - z egzaltacją perorował leBrun. Przy okazji miał szansę przekonać się, że dziewka kształtna była nie mniej z bliska, co i z odległości większej. “Kiedy to wszystko tak wypiękniało i porosło… Ach tak, wtedy, com był jeszcze homoseksualistą” - pomyślał zafrasowany Vincent, myśląc o tym, jak wiele uciech mu umkło przez niepotrzebne deklaracje. Przecie można mieć wszystko, po co się zamykać na jednym poletku, kiedy na drugim rosną nie mniej smakowite frukta.
- Oh, naprawdę? - zapytała zdziwiona Liska patrząc raz na jednego raz na drugiego. - Co za ulga. Wiadomo już kto to jest? I czy faktycznie się żywi… no wiecie ludźmi? - kolejne pytanie zadała niemalże konspiracyjnym szeptem. Rozglądnęła się przy tym, czy nikt ich nie podsłuchuje. Liska faktycznie odczuła ulgę. W końcu chciała przekazać szeryfowi ostrzeżenie od ojca, a tu proszę.
- Ludźmi, jakimi znów ludźmi? Wieże nie jadają ludzi, nawet te magiczne… chyba. - Mina Vincenta wyrażała zdumienie i podejrzliwość.

Harl zabierał się za odpowiadanie leBrunowi nieśpiesznie, jakby bez przekonania. Tak, że jeszcze zanim zaczął, musiał na nowo zbierać myśli rozrzucone nieco wtargnięciem do rozmowy Lisy. Skinął jej na powitanie głową, przeczekał i zostawił na później konfundujące pytania; odchrząknął głośno, wyciągając przed siebie otwarte dłonie. Odchrząknął raz jeszcze.
- Dobra, powoli. Słyszeliście wieczorem huk? Nad domem maga otworzyła się kopuła. Magiczna i niebezpieczna. Nie należy w nią włazić ani w ogóle jej ruszać. Na razie postawiłem tam golema, żeby nikogo nie puszczał. Jak nic nie uda się zdziałać, może trzeba będzie pomyśleć o jakimś ogrodzeniu, choć ciekawskich pewnie tylko by zachęciło. - Skrzywił się, wyraźnie niezadowolony. - Ten twój sztylet, leBrun, wykrywa i chroni, tak? To sprawdzimy potem, jak skutecznie. A teraz ty - wskazał paluchem Lisę - powiedz, o co chodzi z tymi ludźmi, bo nic nie rozumiem.
- Wieża, kopuła, niebezpieczna -
powtórzyła dziewczyna. Mrugając przy tym szybciej oczkami. Miała ładne, grube rzęsy. Widać było, że jest zdziwiona nowinami. - A to ci. - Przechyliła głowę przyglądając się szeryfowi. - A co się dzieje kiedy przez nią ktoś przejdzie? Albo zaraz. - Lisa uniosła prawą dłoń. - Zaraz mi pan szeryf odpowie, najpierw ja odpowiem. Więc spotkałam dziś kogoś, kto mówił mi, żeby nocą nie wychodzić z domu, bo w okolicach cmentarza w nocy grasuje ktoś albo coś, co posturą przypomina człowieka, a widziane było w trakcie jak żywiło się albo zjadało człowieka. A uznałabym to za głupią bajkę nie wartą powtórzenia - dziewczyna faktycznie sprzedawała nowinę bez entuzjazmu, z ostrożnością jakby była przekonana, że jej słowa brzmią głupio, a na głupią przecież wyjść nie chciała - gdybym nie słyszała tego od osoby, która dawno mnie unika, a nagle teraz przyszła ostrzec. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Myślałam, że to o tym mówicie. A musiało być to wczoraj, tak jak wczoraj otworzyła się kopuła.
- Ghule i magia. A tak nam tu było spokojnie
- głos tkacza wibrował złością. Spokojny zakątek splugawiły jakieś durnowate fanaberie. - Pewnie to wina maga, nawywijał coś i zbiegł. Najlepiej byłoby zagonić nocnego smakosza w okolice wieży, niech ona sama się z nim rozprawi. - Przyjął za pewnik, że opowieść dziewczyny jest prawdziwą. Za wiele działo się tu rzeczy, by poprzez swe powątpiewanie zignorować zagrożenie. - Trzeba nam powołać zastępców szeryfa. Obławę zrobić. Przynętę zarzucić. Ghulowi łeb upitolić. Pod wieżę zasię podkop bym wykonał, tak dla sprawdzenia. Co tam jednak ja, niechże się o sprawie dowie nasz kochany mer, niech radzi i się wykazuje. Co wy na to, kochani?
- Bez histerii
- burknął krasnolud, zirytowany chyba nie mniej niż tkacz, ale na pewno nie tak afektowny. - Do nocy jeszcze dużo czasu. Pogadam z merem, jak będę więcej wiedział. My trzej, to znaczy ty, leBrun, twój czarodziejski instrument i ja, pójdziemy do wieży. Panienka Lisa postara się w tym czasie znaleźć Redgara Fresnela i przyśle go do nas. - Wbił kciuki za pas i zamilkł władczo, zaraz jednak drgnął, mruknął coś i dodał z niejakim przymusem: - Jeśli można prosić.
- A jakże, doskonale drogi Szeryfie. Ruszajmy. Na pohybel czarostwu!
- Dobrze, dobrze. Niech tak będzie
- mruknęła zadowolona Lisa. Nie, nie była zadowolona z zostania dziewczynką na posyłki, a z tego że udało jej się przekazać ostrzeżenie szeryfowi i nie została przy tym wyśmiana.

*

Czasu, jako się rzekło, było sporo. Nie tyle jednak, żeby go marnować na rycie w ziemi jak dzika świnia. Przynajmniej dopóty, dopóki mieli inne opcje. W dziewięciu przypadkach na dziesięć nad fikuśny zaklęty kozik Harl pewnie rzeczywiście przedłożyłby pospolity szpadel, ale to nie była zwykła sytuacja. Z powodu maga.

- I co? - spytał, kiedy zbliżali się do tymczasowego posterunku golema. - Ostrzega?
Na użytek tkacza sam powtórzył eksperyment z kamieniem, potem bez zbędnego gadania wyciągnął rękę po sztylet. Jeszcze po drodze wyłożył, że później wypisze i przypieczętuje odpowiedni kwit, z którym będzie można postarać się o zadośćuczynienie, gdyby użyczonej broni coś się stało.
Tyle, jeśli szło o poczucie bezpieczeństwa leBruna. Manhattanowi z kolei miały zapewnić je własny rozsądek i służbowy koleżka z gliny. Szeryf umyślił sobie, że to jemu każe przytknąć sztylet do magicznego klosza. A potem ruszyć ostrożnie dalej albo może spróbować wyciąć w barierze dziurę. Pod warunkiem - rzecz jasna - że na te czarodziejskie zaczepki zareaguje inaczej niż na trafienie kamieniem.
Bo jeśli nie ustąpi, trzeba będzie naturalnie odłożyć oględziny domu maga na później. Pilnej roboty Harl i tak miał aż nadto: dokończyć obchód miasteczka, pogadać z merem... Przede wszystkim zaś - bez względu na to, czy uda się ściągnąć łowczego - poszukać u sztywnych śladów tego, co miało ich nocą niepokoić. O nieskończonym raporcie starannie nie pamiętał.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 02-08-2016 o 10:53. Powód: interpunkcja
Betterman jest offline