Asari przeszła na piechotę przez całą Cytadelę, wcale się nie śpiesząc. Delektowała się każdą chwilą i każdym najmniejszym szczegółem, bo intuicja podpowiadała jej, że nie prędko będzie miała okazję powrócić w to miejsce - o ile w ogóle.
Jakkolwiek bardzo by chciała nienawidzić sterylnych korytarzy, wszędobylskiej bieli i nienachalnego przepychu tego miejsca, to i tak musiała w końcu przyznać sama przed sobą, że całkiem się tu zadomowiła. We Flux była już stałą klientką, poznała najważniejsze osobistości półświatka, a nawet zdołała wyrobić sobie pewną renomę i powoli zaczynała zapuszczać swoje korzenie. Może więc i dobrze się stało, że została najęta do współpracy z turiańskim Widmem? Może wszechświat chciał w ten sposób powiedzieć jej, że jeszcze nie nadszedł czas na ostanie się w jednym miejscu, że galaktyka wzywała, a przed nią czekało całe mnóstwo nowych przygód i doświadczeń?
Z takimi myślami Lirithea pakowała swoje rzeczy, starannie układając je w walizkach, by nic nie zostało uszkodzone podczas transportu.
Ostatni raz podeszła do balkonu, z którego rozpościerał się piękny widok na Cytadelę. W dłoni trzymała szklankę z fioletowym płynem i plastrem jakiegoś zielonego owocu. Wzięła łyk i powoli przełknęła, przymykając powieki i ciesząc się chwilą spokoju. Czuła, że wkrótce jej życie nabierze szaleńczego tempa, i że takich chwil nie będzie już wiele.
Lirithea D'riais: Twoje zdrowie, ojcze.
Po tych słowach uniosła szklankę ku górze i wypiła jej zawartość do końca, a następnie ruszyła z powrotem i dokończyła pakowanie.
Na sam koniec zostawiła swój lekki pancerz, który starannie ułożyła w specjalnej skrzyni przeznaczonej na ten model.
Gdy była gotowa do drogi, skontaktowała się z odpowiednią osobą, która posłała do niej dwóch rosłych mężczyzn. Ci wzięli wszystkie jej bagaże, po czym ruszyli w stronę doków, a Lirithea razem z nimi.
* * *
W środku Andromeda okazała się być równie biała, co większość ścian, podłóg i sufitów w Cytadeli. Lirithea przyjęła to z niemiłym zaskoczeniem i stwierdziła ostatecznie, że nawet nie zdąży zatęsknić za Cytadelą, bo ta wyruszała razem z nimi w podróż.
Westchnęła z wyraźną ulgą, kiedy stanęła w progu swojej kwatery, gdzie okazało się, że barwy oświetlenia można było dostosować według własnych upodobań. Było więc to pierwszą rzeczą, której dokonała, przyciemniając pomieszczenie i pozostawiając w nim niebieską poświatę.
Kiedy już rozpakowała większość swoich prywatnych rzeczy i skrzętnie pochowała je przed wścibskim wzrokiem nieproszonych gości, postanowiła wyruszyć na małe zwiedzanie Andromedy.
Jej głównym celem była sala rekreacyjna, w której spędzili stanowczo za mało czasu podczas ogólnego obchodu. Ruszyła więc tam od razu, krocząc dumnie i z gracją, jednocześnie wzbudzając pożądliwe spojrzenia wśród męskiej części załogi. Pozwoliła sobie nawet na uśmiech w kierunku jednego z mijanych mężczyzn, co musiało mu znacznie poprawić humor.
W sali rekreacyjnej zaopatrzyła się w fioletowego drinka i wygodnie rozsiadła się na czerwonej kanapie, z zaciekawieniem przyglądając się rybom pływającym w ogromnym akwarium.
Było to zdecydowanie jej ulubione miejsce, w którym zamierzała spędzać jak najwięcej czasu podczas długich lotów.