Adora, wygładzając postrzępiony łach, którym teraz była jej suknia, spojrzała na Carlę niemalże z wdzięcznością.
– Właśnie, właśnie tak! Tylko razem przetrwamy. Ale aby być silni razem, musimy dopełnić świętych obrzędów. Musimy się posilić, a kiedy skończymy, musimy się podzielić krwią. To nie-od-zow-ne. – Trudno powiedzieć, kiedy kobieta była bardziej przerażająca: gdy targało nią oczywiste szaleństwo czy też, jak teraz, kiedy przemawiała nadzwyczaj trzeźwo.
Adora wskazała palcem na sufit i kontynuowała ponuro:
– Inaczej boski Kain odwróci od nas swe oblicze i nie przetrwamy nawet przez pięć minut tego, co nas tam czeka.
Malkavianka pogładziła Imrego czule po ramieniu, jakby chciała go prosić, by się na nią nie gniewał, i zapewnić, że ukąszenie było w istocie niewinne, właściwie pieszczotliwe.
– Zresztą – dodała – ja was nawet lubię.
Spojrzała wyczekująco po twarzach towarzyszy, gotowa doprowadzić rytualną krwawą ucztę do końca. |