Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2016, 07:43   #49
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Barbara wyglądała na osobę co najmniej zdeterminowaną. Zdjęła kurtkę, którą miała na sobie, podwinęła rękawy bluzki do łokci, wzięła do ręki kuszę i sapnęła, zaskoczona jej ciężarem.
- Dobra, myślałam, że będzie lżejsza.
- Może wolisz moją? - Jack uprzejmie podał dziewczynie swoją, wyglądającą na nieco lżejszą, z innym mechanizmem na ciągania cięciwy. - Co prawda twoją łatwiej się naciąga. Każdy plus ma swoje minusy.
- Wolę jednak ciężar, ale naciąganie łatwiejsze. - Odpowiedziała po chwili zastanowienia czarnowłosa. - Potrenuję, to pewnie mięśnie się przyzwyczają za… jakiś czas. Ale dzięki za ofertę.
- Dawajcie te mazidła - poprosił Jack. - To drzewo - wskazał na rosnący ze dwadzieścia metrów od nich rozłożysty dąb. - Mam nadzieję, ze nie będzie miało nam za złe, że je wykorzystamy w charakterze celu.

Po chwili na korze pojawił się zarys ludka. Na "głowie" człowieczek miał narysowane jabłuszko.
- Nela, zaczynasz - zaproponował Jack.
Szarowłosa zadowolona skinęła głową. Musiała przyzwyczaić się do nowego łuku, a dobrze wiedziała, że ostatnia próba wypadła. No, dosłownie “wypadła”. I zdecydowanie była dziełem przypadku.
Nela ustawiła się w profesjonalnej pozycji, naciągnęła łuk a chwilę później posłała strzałę celując w jabłko wymalowane na drzewie. Pierwsza strzała trafiła w drzewo nieopodal jabłuszka co dziewczyna przyjęła z ulgą, chociaż nie dała po sobie tego poznać. Druga strzała wypuszczona przez nią śmignęła obok drzewa. Trzecia znowu trafiła nieopodal jabłuszka.
- Dwa z trzech i prawie. - Z pewnym niezadowoleniem odeszła z miejsca, w którym stała. - Kto teraz?
W międzyczasie Jack zabrał się za rozpalanie ognia.
Parę suchych gałązek, toporek, nóż... i już po chwili przed chłopakem znajdował się zgrabny stosik suchych jak pieprz wiórów.
- Nie święci garnki lepią - mruknął Jack, gdy stal uderzyła o krzemień, a w powietrze trysnął snop iskier... z których żadna nie padła na przygotowane dla ognia jedzonko.
- Do trzech razy sztuka... - dodał po kolejnej próbie.
A po próbie trzeciej była czwarta, i piąta, aż wreszcie, po siódmej czy ósmej, jakaś zabłąkana iskierka wylądowała tam, gdzie powinna... i zgasła.
Jack skrzywił się. Najwyraźniej źle podszedł po pojęcia 'hubka'.
Rozkruszył na proszek niemal parę suchych jak wiór wierzchołków traw, dodał do tego odrobinę rozkruszonej kory z brzozy, dorzucił parę wysuszonych igieł sosnowych i całość uzupełnił odrobiną żywicy.
- Raz, dwa, trzy, płoniesz ty! - wyrecytował niby zaklęcie.
Trysnął snop iskier. Parę iskierek upadło tam, gdzie powinno i z zapałem zaczęło pożerać zgromadzone paliwo. Jack dorzucił kilka drobniutkich gałązek, pochuchał, podmuchał delikatnie i po chwili wśród gałązek radośnie pląsały malutkie płomyczki.
Jack odetchnął z ulgą, o mały włos nie gasząc miniaturowego ogniska, po czym dołożył kolejne gałązki, po to tylko, by przypieczętować sukces.
Barbara z zapałem naciągnęła cięciwę i nałożyła bełt na kuszę, podniosła broń i zamykając jedno oko i wystawiając język, nacisnęła na spust. Bełt pofrunął, zupełnie mijając się z celem, jakieś pół metra od drzewa, do którego celowała i zniknął w lasku.
- Ups? Dobra, może nie powinnam zamykać oka… Pierwsze koty za płoty? - spojrzała nieco skruszonym wzrokiem na Nelę.
Nela odłożyła na ziemię swój łuk i podeszła do Barb od tyłu.
- Może spróbuj nie zamykać tego oka. I… tę nogę - dziewczyna klepnęła czarnowłosą lekko w lewe udo - postaw trochę w tył. Łokieć trochę wyżej. O tak… - Tym razem lekko klepnęła ją w łokieć, jakby sugerując podniesienie go. - I patrz tu jak celujesz.
Barb znowu załadowała bełt na kuszę, co nie szło jej jeszcze najlepiej i zastosowała się do poleceń Neli, raz po raz wystawiając język, który chyba pomagać jej miał w precyzyjności wykonywanych poleceń. Ponownie nacisnęła spust, a bełt wbił się z lekkim stukiem w rękę poniżej łokcia narysowanego ludka.
- Trafiony! - ucieszyła się.
- Super. Popatrz na Jacka. - Nela wskazała chłopaka, który w miedzy czasie wyczarował ogień dłonią.
- Brawo ode mnie. - Jack skinął głową. - Trzeba będzie się o hubkę zatroszczyć - dodał. - A ty strzelaj dalej. Ćwiczenie... i tak dalej.
Barbara kilkukrotnie powtarzała naciąganie bełtu i wystrzelanie go. To pierwsze szło jej wyraźnie coraz lepiej i sprawniej, drugie… Jak sinusoida. Jeden wbił się w głowę, drugi w tors, jednak trzeci znowu śmignął obok drzewa, lecąc w lasek.
- Dobra, pauza, idę je wyjąć i pozbierać.
- Nie będziemy strzelać - zapewnił ją Jack, równocześnie zasypując ognisko piaskiem.
- A ty tam pocieraj, pocieraj - rzuciła w tył Barb, wyciągając z pnia dębu wszystkie strzały, po czym postanowiła pójść nieco głębiej w zagajnik, rozejrzeć się za tymi, które nie trafiły.
- A co z mieczami? - Nela zwróciła się do Jacka. - Zaczynamy od wymachiwania patykami?
- Najlepsza by była sztacheta z płotu, ale chyba nie wypada psuć... Służę toporkiem. Wytniesz sobie jakieś gałązki? - spytał.
Trening szermierki chwilowo wolał pozostawić dziewczynom. Przed nim była jeszcze próba strzelania.
- Jasne. Spróbuję. - Szarowłosa przewiesiła swój łuk przez plecy. Miała zamiar przyzwyczajać się do noszenia go tam. - Toporek to był dobry pomysł. - Podeszła do Jacka by takowy od niego pożyczyć. Przy okazji przyglądając się “ognisku” które zasypał. Chwilę później już buszowała po bezpieczniej od strzał stronie lasu w poszukiwaniu odpowiednich gałązek.
Jack poczekał cierpliwie, aż Barb wróci z pękiem strzał i bełtów w dłoniach, po czym naciągnął kuszę. Szło mu to nieco szybciej, niż Barb, bowiem lewar wymagał nieco więcej siły, lecz był też mniej czasochłonny. No i kusza Jacka, jako lżejsza, miała mniejszą siłę przebicia.
Pierwszy bełt trafił prawe ramię, drugi w tors.
- Opsss... - powiedział Jack, oceniając efekt trzeciego strzału. - To musiało boleć... Chyba już żona nie będzie miała z niego pociechy - dodał ze smutkiem.
Kolejny bełt trafił niemal prosto w serce, a piąty w żołądek. Mniej więcej.
- Nieźle. - Jack podsumował swoje próby.
Jednak duma została wnet ukarana, bowiem z dwóch kolejnych bełtów jeden poleciał w krzaki, zamiast trafić w cel. No a w sumie żaden nie trafił w jabłuszko.
Upewnił się, że dziewczyny nie planują strzelać, po czym powyciągał bełty z pnia i odszukał ten jeden, co nieco zboczył z trasy.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline