Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2016, 18:15   #13
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ulice już niemal świeciły pustkami. Kilka minut zajęło im znalezienie się na miejscu i odnalezienie krwawych śladów. Kapłanka przyjrzała się całej scenerii sceptycznym wzrokiem. Jej malinowego koloru usta utworzyły wąską linię na jej twarzy.
- Jeśli to miejsce spłonęło i nikt tego nie widział, to ja chyba jestem potworem z otchłani - skomentowała to z oczywiście ściągniętymi brwiami.
- Raczej ktokolwiek to zrobił, jest ów potworem. - poprawiła ją ze wzruszeniem ramieniem - A coś odkryłaś? Ja tyle, co powiedziałam, jednak możemy pójść śladami krwi. Zanurzając się tylko kilka kroków wgłąb na pewno się nie zgubimy a być może coś znajdziemy? - zaproponowała cicho, przyglądając się kapłance z zaciekawieniem. Miała wrażenie, że ta coś wie.
- Nie wiem jak dawno się to stało, ale w powietrzu wciąż unoszą się delikatne opary magii. Niestety jest ich za mało, bym mogła dokładnie zidentyfikować jej szkołę. Albo iluzja po prostu zakryła to wszystko, albo jakieś potężne zaklęcie wywołania dosłownie wysadziło to wszystko w górę - odparła jej jak typowa czarodziejka, a jej oczy zmrużyły się niebezpiecznie.
- Chyba naszym jedynym tropem są ślady krwi, choć ja bym poszukała jeszcze dalej, ale nie jestem pewna - odgarnęła kosmyk włosów za ucho, by jej nie przeszkadzał - Jak myślisz, siostro?
Dziewczyna przez chwilę myślała, że kapłanka po prostu nie pamięta jej imienia. W sumie, to wcale by jej to nie zdziwiło, gdyż nie czuła się wyjątkowa, a przy elfce to już tym bardziej. Mimo nieprzyjemnych myśli, starała się odrzucić je na bok i pozostawić te próżne brednie na późniejszą porę.
- Nie znalazłam śladów nigdzie indziej - kiwnęła przecząco głową Clove i ponownie poczęła rozglądać się po miejscu zbrodni. Przeszła po spalonych szczątkach domostwa i stodoły, odgarniając popiół butem i przyglądając się resztkom tego, co niegdyś tutaj stało. Być może przeoczyła jakiś istotny szczegół, być może włócznia znalazła się w tamtym miejscu, gdyż została rzucona? Clove przeszła na przeciwległy kawałek ziemi, od miejsca w którym znalazła broń. Sytuacja stawała się coraz głupsza. W dalekiej odległości od domostwa, znalazła dachówki leżące w trawie.
- Hmm - mruknęła krótko - No dobra, no to miałaś rację, chyba - Clove podrapała się po czubku głowy.
- To eksplozja. Jednakże wciąż to głupie, nikt nie słyszał tego? To bez sensu. Chodźmy kawałek w las, a potem wrócimy i pójdziemy spać, dobrze? Swoją drogą, dziękuję za gościnę w pokoju, bardzo nie lubię spać sama - mówiła powracając do kapłanki i uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Nie chciała wykorzystywać kobiety do śledztwa, wiedząc, że każda tajemnica niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo. Przekroczyła próg lasu jako pierwsza, kierując się śladami krwi, które zniknęły dosyć szybko. Nie miała zamiaru teraz przeczesywać lasu, jednakże planowała postawić w nim kilka kroków.
- Jeśli chcesz, to możesz wrócić lub poczekać na mnie, za chwilę wrócę - dodała spoglądając przez ramię na elfkę, uśmiechając się do niej przyjaźnie.
- Żartujesz? Idę z tobą - uśmiechnęła się szeroko i szybko ruszyła za nią w stronę lasu po krwawych śladach. W jednej ręce trzymała swój miecz, którego cała struktura ostrza mogła skojarzyć się z rapierem ze względu na jego cienkość, a w drugiej prostą różdżkę wykonaną z białego drewna z szafirem na końcu. Szły przez chwilę w milczeniu, aż stanęły na granicy drzew.
- W sumie... Będziesz miała coś przeciwko, jeśli się przyłączę do ciebie póki ta sprawa się nie rozwiąże? - w głowie Malindil wsunęła się pewna nuta nadziei.
- Emm… - Clove zatrzymała się, zdecydowanie zaskoczona pytaniem. Czy mogła się zgodzić? Zapewne spytałaby Landera, ale teraz go nie było, więc czy powinna spytać Sariana? A może po prostu jej pozwolić i nie mieszać w to Paktu, chyba mogła prowadzić podwójne życie, to swoje i to w Organizacji? Po stu latach w krysztale, była lekko zacofana społecznie, pamiętała jedynie te zwierzęce reguły swojej rasy, a niekoniecznie te panujące tu i teraz, w dodatku nie miała przyjaciół poza Paktem. A jeśli godząc się, złamie niechcący którąś z zasad?
- … Tak, pewnie! - palnęła nie potrafiąc odmówić tak miłej osobie i to jeszcze kapłance Selune. Miała nadzieję, że nie powstaną z tego jakieś problemy i Lander nie będzie na nią zły. W sumie, to pewnie mu się spodoba elfka; Clove zmierzyła ją wzrokiem na krótko i westchnęła smutno. Zaczęła iść dalej w las.

Malindil przechyliła głowę i ściągnęła brwi zastanawiając się cóż jej towarzyszce mogło chodzić po głowie. Trwało to tylko chwilę, bo w końcu się ruszyła, by zrównać się z Clove. Na jej twarzy był uśmiech zadowolenia. Powoli zagłębiały się w leśny mrok, a pod ich butami chrzęszczała ściółka leśna. Ich nozdrza chwytały świeże leśne zapachy poprawiające jedynie humor przechodniom.
- W takim razie... Słyszałaś może kiedyś o lythari? - zapytała nagle i spojrzała na nią, by pochwycić jej reakcję. Clove zmrużyła oczy patrząc na kobietę, lecz nie musiała długo zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Nie, a czemu pytasz? Taką nazwę może mieć to, co zaatakowało tamtych ludzi? - dopytała zaciekawiona, podchwytując temat i chcąc zrozumieć o czym elfka mówi.
Ona stanowczo pokręciła głową na jej słowa.
- Lythari to wilkołaki, ale inne niż te, o których możesz pomyśleć. Zostają nimi tylko elfy i tylko elfy mogą się tą chorobą zarazić - wyjaśniła krótko.
Gdzieś w oddali usłyszały trzeszczenie gałęzi i tupot ciężkich buciorów zagłębiających się w ziemię. Dziewczyny popatrzyły po sobie i skryły się w najdogodniejszych miejscach, jakie mogły sobie znaleźć. Clove przy okazji znalazła całkiem niezły punkt obserwacyjny.
Były w bezruchu już wiele uderzeń serca, kiedy to zza drzewnej kurtyny wyłoniło się dwie potężne sylwetki o zielonawej skórze, przekrwionych oczach i pożółkłych zębach. Miały na sobie podarte skórznie, w rękach zaniedbane topory, w na plecach łuki z kołczanem pełnym strzał. Nie ulegało wątpliwości kim byli. Orkowie!
Kobiety jakiś czas siedziały w ukryciu, czekając aż zielonoskóre śmierdziele zbliżą się do nich. Skrócenie odległości, jaka ich od siebie dzieliła, było bardzo istotne, jesli chciały uzuskać przewagę nad przeciwnikiem. Dopiero gdy ich kroki stały się bardziej wyraźne, Clove zaszarżowała na jednego z nich.
Orkowie stanęli jak wryci. Ich wróg wyłonił się jak znikąd i nawet nie zdążyli zareagować, gdy Clove trafiła bestię prosto w odsłonięte biodro. Bestia omal się nie przewróciła, kiedy srebrzysta włócznia wbiła się prosto w jego klatkę piersiową. Ryknęła głośno i zamachnęła się potężnym toporem. Przyjąwszy cios na tarczę likantropka odskoczyła niezdolna do wyprowadzenia kontry. Przygotowując się do kolejnego ciosu zza drzewa dostrzegła fioletowo-niebieski błysk świadczący o wyzwoleniu jakiegoś zaklęcia przez Malindil, a później wilczy skowyt jakby świadczący o znalezieniu swej zwierzyny przez przewodnika stada. Cokolwiek się tam działo, Clove zdecydowała się na jak najszybsze wykończenie jej przeciwnika, by wspomóc elfkę.
Aż na chwilę przystanęła, by przyjrzeć się dziwnej scenie jaka miała przed nią miejsce. Pełen majestatu szary wilk, a właściwie wilczyca, walczyła z drugim orkiem gryząc go boleśnie po kostkach ostrymi zębami. Po towarzyszce likatropki nie było ani śladu. Wzruszyła ramionami i, kierując się zasadą "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem", wspólnymi siłami wykończyły kolejnego zielonoskórego zwiadowcę.


Kiedy adrenalina po walce już opadła Clove rozejrzała się dookoła siebie, by zatrzymać swój wzrok na ujrzanej już wcześniej na polu bitwy złotookiej wilczycy. Dziewczyna aż zamrugała dwa razy oczami, by przyjrzeć się jej jeszcze raz, ale na jej miejscu stała naga jak ją natura stworzyła Malindil, która z westchnieniem rezygnacji zaczęła zbierać swoje ubrania, wyraźnie nie przejmując się ich brakiem na sobie.
- Mocno cię zranił? - zapytała cicho, gdy się ubierała.
Zdziwienie nie pozwoliło Clove na szybką odpowiedź, a ponieważ nawet nie czuła tych zranień, wciąż stała jak słup przyglądając się elfce. Właściwie, nie było do końca pewne czy patrzy się na nią ze względu na jej obnażone piękno czy dlatego, że przed paroma chwilami miała skórę porośniętą sierścią psowatego i gryzła orków po kostkach niczym agresywny kundel zza płotu
- Co? - odpowiedziała pytająco potrząsając głową i przeniosła spojrzenie na twarz kobiety. W sumie dopiero po chwili zrozumiała, jak bezczelnie pochłania wzrokiem jej nagie ciało. Błyskawicznie odwróciła się tyłem do niej, wznosząc głowę w górę i obserwując niebo.
- A nietam, nic nie poczułam - mówiąc to dotarło do niej, jak piecze zraniony bok. Mimo to przemilczała swoje rany, bo kogo to obchodziło. W pokoju o tym pomyślą.
- Zabierzemy ich głowy i oddamy straży czy co teraz? Głupio by chyba było nie powiadomić miasta o tym, że te smrody się tutaj kręcą… - zmieniła temat i odetchnęła głośno, wyraźnie strudzona próbami przyzwoitego kontaktu z kobietą, a niekoniecznie walką. Póki co nie poruszyła psiego tematu, uważając to za nietaktowne. W końcu postanowiła, że potraktuje ją tak, jakby nic się nie stało. Sama by nie chciała, aby ktoś komentował jej zwierzęcy wygląd podczas szału, więc i postanowiła oszczędzić tego Malindili. Elfka akurat wyglądała na spokojną, niemal tak, jakby się nic nie wydarzyło.
- Clove, przecież dobrze widzę, że krwawisz - stwierdziła stanowczo, acz łagodnie, po czym się uśmiechnęła - Zaraz się tym zajmę. - Zmiennokształtna tylko zerknęła na swój bok. Rana faktycznie była głęboka i przy poruszaniu ciałem bolała, a krew przesiąkła w znaczną część ubioru. Malindlia odziała się jak na cywilizowaną osobę należy i podeszła do dziewczyny, by przyjrzeć się jej zranieniu. Nie trwało to długo, kończąc swą inspekcję mruknięciem dezaprobaty. Wypowiedziała krótką modlitwę do Selune tworząc w swych dłoniach świetlistą kulę kojarzącą się z księżycowym blaskiem, którą przyłożyła do rany likantropki. Clove poczuła przyjemne ciepło kojące, najpierw pieczenie w krwawiącym miejscu, a następnie roznoszące się po całym ciele. Westchnęła mimowolnie z jakąś nieokreśloną ulgą, choć nie potrafiła do końca opisać tego uczucia. W swoim życiu zazwyczaj sama musiała zlizywać rany, a magii leczniczej już nie pamiętała. Rozcięcie całkowicie się zaleczyło.
- Nie bierzmy ich ze sobą. Jeśli będą potrzebne dowody, to je pokażemy. Nie powinnyśmy narażać dzieci na takie paskudne widoki - powiedziała jej cicho, gdy już skończyła się modlić.
- Szkoda - stwierdziła z przykrością. Nie mogła nawet się pokazać, że naprawdę jest użyteczna i pomocna. Ciągle wszyscy będą myśleć o niej jak o paskudzie, a tak to może chociaż by ją polubili?
- Niby jak inaczej dowody pokazać? - dopytała jeszcze kucając przy potworach i przeszukując ich truchła. Jednocześnie nastawiła uszów wsłuchując się w otoczenie, w razie gdyby takich grubasów miało przyczłapać tutaj więcej. Postanowiła za pomocą sztyletu uciąć uszy orkom i zawinąć je w spory kawał materiału, by nie zaśmierdły się do rana. Podniosła się na równe nogi i przetarła czoło przedramieniem, które było zakryte długim rękawem. Zawsze jego końcówkę ściskała smukłymi palcami zakończonymi pazurami, tak aby nie odsłonić znamienia.
- No nic, to chodźmy już. Nie powinnyśmy poświęcać więcej nocy na badanie okolicy, Selune nie zawsze będzie nam łaskawa, mimo jej szczerych chęci. - spauzowała na chwilę wbijając wzrok w elfkę - No… A tak właściwie, to jako sierściuch również jesteś śliczna - uśmiechnęła się do niej miło i wskazała kiwnięciem głowy wyjście z lasu, sugerując aby udały się już do pokoju.
Piersi Malindil uniosły się gdy brała głęboki oddech w trakcie rozglądania się po okolicy. Nie umknął jej smutek w głosie swej towarzyszki, dlatego objęła ją ramieniem. Nie powiedziała jednak nic w tej sprawie licząc, że ten gest wystarczy. Zamiast tego wyszczerzyła białe zęby.
- Dziękuję, siostro - zachichotała zakrywając dłonią usta - To dość interesujący dar. Życie pomiędzy dwoma światami... Ale ty go doświadczasz najpełniej z nas wszystkich, dlatego Selune cię kocha, choć dużo osób na ciebie źle patrzy. W niej i we mnie zawsze znajdziesz oparcie, tak jak ja w niej znalazłam, gdy moje zdolności się objawiły - chwyciła ją za rękę i obie wyszły z puszczy.



Znalazły się w pokoju gdy już było ciemno. Ta noc była przepiękna. Gwiazdy migotały na nieboskłonie towarzysząc księżycowi Selune w czasie swej wędrówki. Malindil przywołała rzucającą przytłumione światło srebrzystą kulkę i pchnęła ją w najwyższy punkt pomieszczenia, by lśniła im niczym srebrny krąg na niebie.
Elfka wyszła na chwilę z pokoju i wróciła z kubkami pełnymi mleka. Postawiła oba na stoliku Clove i zajęła się ściąganiem swego rynsztunku bojowego. Likantropka robiła dokładnie to samo. Zdjęła zbroję, odłożyła broń i tarczę, a kiedy elfki nie było, nawet zdążyła szybko się obmyć.
- Jak się czujesz? - zapytała ją i przyjrzała się jej badawczo w czasie ściągania z siebie skórzanego pancerza, niezbyt nadającego się do komfortowego snu. Clove wsunęła się pod kołdrę, układając wygodnie na materacu, który według niej dawał komfort i odpoczynek. Kiwnięciem głowy podziękowała za szklankę z piciem i wypiła mleko jednym tchem. Nie tylko czuła się spragniona po całym dniu, ale i uwielbiała ten trunek; o ile tak można było go nazwać.
- Dobrze! - oznajmiła zadowolona, przecierając niezdarnie lewym przedramieniem usta, aby zetrzeć z nich ślady po piciu. Odstawiła szklankę i hopsnęła, aż zatrzęsło się łóżko. Jednym zwinnym szarpnięciem zakryła się kołdrą aż po uszy, pozostawiając na widoku jedynie oczy.
- Choć w sumie, trochę mi brakuje mojego opiekuna - wyznała głosem tłumionym przez kołdrę, którą tak szczelnie postanowiła się zakryć.
- Opiekuna? - przechyliła głowę w zamyśleniu wydając z siebie podłużne "hmm"-knięcie. Z namaszczeniem umieściła swój pancerz w kufrze i z jeszcze większym oparła dług miecz o swój stolik nocny. W srebrzystym świetle magicznej kuli zdawał się wydzielać własny blask, a rękojeść lekko się skrzyła. Poszarpaną pelerynę z kapturem po prostu złożyła w kostkę i położyła na skrzyni.
Uwolniona z okowów zbroi przeciągnęła się z cichym jękiem zadowolenia, po czym podeszła powoli do łóżka swojej nowej towarzyszki i usiadła na ziemi opierając się o nie. Zaczęła sączyć swoje mleko z pewną czcią.
- Ja też miałam opiekuna, gdy miałam problem z kontrolą swoich umiejętności. To... nie było przyjemne - głos Malindil był cichy, a choć jej twarz przesłonięta była kurtyną rudych włosów, Clove wydawało się, że dziewczyna się skrzywiła jakby z bólu.
- Jak weszłaś do karczmy, siostrzyczko, to wyglądałaś na bardzo zagubioną. Czy to z powodu jego braku? - zapytała po krótkiej chwili. Jakiekolwiek emocje były wyryte na jej twarzy moment temu, to wyparowały zastąpione przyjaznym uśmiechem
Clove kiwnęła twierdząco głową. Potem jednak jej ruchy zaprzeczyły tej sugestii. W ostateczności po prostu wzruszyła ramionami. Tak na dobrą sprawę, to zbyt wiele czynników wpłynęło na jej przerażenie i niepewność, na stres jaki narastał wewnątrz jej duszy. Nie tylko brak Landera to powodował, choć niezaprzeczalnie był początkiem tego łańcucha.
- Nie ufam ludziom, może to dlatego. Każdy wydaje się, jakby cie nie znosił, to ich krytyczne spojrzenie pełne pogardy - westchnęła cicho - Lander, mój opiekun, mnie akceptuje taką, jaka jestem i nigdy nie powiedział nic niemiłego na temat mojego pochodzenia. Nigdy też nie był wobec mnie nieszczery czy też nieuczciwy. Raczej traktuje mnie jak równą sobie, tak jak każdy powinien mnie traktować, bo przecież nie jestem gorszym podgatunkiem. Jestem po prostu odmienna niż większość, ale kiedyś takich jak ja… Jak my, było więcej. Nim czaroplaga ogarnęła świat, żyliśmy w większej symbiozie. Przynajmniej tak mi się wydaje - zakończyła ponownym wzruszeniem ramion, po czym zamknęła oczy. Ta rozmowa wyraźnie ją przygnębiała.
- Miewam częste koszmary, więc w nocy się nie przestrasz. Zasypiam już - oznajmiła słabo tuląc świeżą pościel kołdry.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline