Gdyby Johan napotkał brodatych nieznajomych swobodnie podróżując, zapewne minął by ich lasami nie zwracając na siebie ich uwagi...
Nie znał żadnego przedstawiciela tej gburowatej i twardej, niczym skała w której żyją, rasy a z opowieści o nich krążących nie spieszno mu było się zaznajamiać.
Ale cóż... obecnie dwaj krępi nieznajomi, mimo ,że z bronią w ręce i pośród zmasakrowanych ścierw psów, dla Johana byli wybawieniem... a to jedyne o co mógł prosić.
Gdy tylko przebiegł obok, gdy usłyszał pierwsze odgłosy walki i urywane pokrakiwania padających demonicznych kruków stanął jak wryty...
Mimo tego, że całe życie spędził w lesie, gdzie nauczył się, że jeśli jest się atakowanym - trzeba uciekać - obrócił się na pięcie i przekładając sztylet do lewej dłoni wyjął z jaszczura przy pasie stary, żołnierski miecz, który dostał od swego ojczyma.
Miecz, mimo tego, że wyglądał na wiekowego, posiadał wiele wyszczerbień i śladów rdzy nadal był ostry... a to wszystko co może chcieć wściekły człowiek.
Z wrzaskiem na ustach zaszarżował na umykające już przed furią krasnoludów ptaki.
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die." |