05-08-2016, 20:45
|
#168 |
| Jekil ostrożnie ruszył przed siebie, starając się nie robić niepotrzebnego hałasu. Poświata ogniska tworzyła mylące cienie, a Hoffert nie chciał ryzykować wpadnięcia na bandytę twarzą w twarz, mając w rękach jedynie łuk. Miał nadzieję, że Lenz nie pośpieszy się i nie zaatakuje Lehmana zbyt wcześnie.
Wiedział, że kiedy wychynie zza ostańca, będzie miał tylko ułamki sekund na wycelowanie w zbira i wypuszczenie w jego kierunku zabójczej strzały. Przełykając ślinę, z bijącym gwałtownie w piersi sercem, łowca nagród wychylił się zza skały. Czas zdawał się spowolniony. Zauważywszy ruch, Tobias złapał tasak i spróbował odskoczyć w bok. Jekil zwolnił cięciwę i strzała pomknęła przed siebie. Szybka reakcja uratował hersztowi bandytów życie, choć nie ocaliła przed uszczerbkiem. Głuche uderzenie posłało siwiejącego zbója w tył. Stalowy grot wbił mu się pod obojczyk. Mężczyzna wydał z siebie zduszony jęk i zaklął na swoją bezmyślność.
- Skurwysyny - zawarczał i skoczył w kierunku Hofferta z tasakiem przygotowanym do ciosu. Po raz drugi szybkość i przypadek uratowały mu życie. Zobaczywszy, że jego towarzysz wyskakuje z łukiem, Brahman skoczył z toporem na ściganego banitę. Rozminąwszy się z nim, głuchą rąbnął w wygniecioną tyłkiem Lehmana trawę. Siła uderzenia na chwilę odebrała mu dech w piersiach. Słysząc, że coś się za nim dzieje, bandyta skoczył w bok. Sytuacja na tę chwilę wygląda mniej więcej tak. Lenz nic sobie nie połamał, ale mocno się poobijał. |
| |