Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2016, 22:59   #8
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Ciemność kładzie się na twoje barki.

Zamyka w pieprzonym kokonie i powoli dusi. Nie pożre cię od razu, wprowadzi w paszczę zwątpienia, stłamsi nadzieję. Będzie patrzył jak wijesz się bezradnie. Wyssie całą energię życiową rozkoszując się agonią.

A kiedy będziesz prosić o koniec pożre cię kawałek po kawałku, a ty będziesz czuć zęby wbijające się w ciało, gruchoczące kości. Wtedy znikniesz. I obudzi cię własny skowyt.

Zaczniesz błagać, by ciemność wróciła.




Michael Bradley i Mama Jo obserwowali przerzedzający się stopniowo tłum gapiów. Nadchodził koniec imprezy śmierci, w której pozostało zaledwie siedmioro najwytrwalszych obserwatorów.

Miejsce zbrodni opuściły także trzy radiowozy zabierając ze sobą szóstkę funkcjonariuszy. Pozostała szóstka nadal znajdowała się na stanowiskach, zaś dwójka łowców przysunęła się bliżej epicentrum, bliżej pojazdu policyjnego, gdy ich nasłuch oddalił się.

- 7210, mamy... problem - szczeknął mężczyzna brzmiący na oszołomionego.

- Słyszymy cię, 7210 - odrzekł chłodny, kobiecy głos.

- Przechwyciliśmy podejrzanego. Podejrzany zginął przy próbie aresztowania... Zadziobały go kruki - zaraportował funkcjonariusz, lecz odpowiedzią była jedynie przeciągająca się cisza.

- Tu 7210, słyszycie mnie?

- 7210, powtórz. Musieliśmy mieć zakłócenia.

- Czarnoskóry podejrzany został zadziobany przez kruki przy próbie aresztowania. Kilka ptaków zginęło od postrzału. Nie wykazywały oznak strachu. Przyślecie wreszcie kogo należy? Hacksley nadal rzyga w krzakach - rzekł lekko poirytowany partner Hacksleya.

- Przyjęłam.




Lisa Harper, po początkowym obraniu destrukcyjnego planu opierającego się na wybuchach, podsuniętego przez April Miles, zrezygnowała z niego.
Śmiało ruszyła do przodu przebijając się przez niedobitki ciekawskich i bezczelnie przeszła pod taśma policyjną.

27% - 27

Pewnie stawiając stopy ruszyły do uchylonych drzwi kościoła, omijając smukłe drzewo stojące na drodze.
To był teatr, to była gra piekielnego zuchwalstwa na deskach, gdzie królowała kostucha.

Młody policjant odwrócił się w ich kierunku, postawił pierwsze kroki po długim wahaniu, lecz one nie zwalniały. Wspięły się po czterech stopniach nie spoglądając nawet na funkcjonariusza. Weszły do środka.


Znalazły się we wnętrzu olbrzymiej, gotyckiej katedry mogącej pomieścić nawet tysiąc osób, jeśli nie więcej.
Na porysowanej, przez dziesięciolecia użytkowania, ustawione były cztery szpalery długich ław, z czego pierwsze rzędy budziły największe zainteresowanie zgromadzonych we w środku osób.

Dwaj stojący przy ostatnich rzędach policjanci popatrzyli po sobie, gdy obie kobiety przeszły obok nich niezachwianie zmierzając w kierunku pozostałych pięciu ciał.

Dwie kobiety i jeden mężczyzna właśnie zajmowali się ostatnimi zamordowanymi parafianami z pierwszych rzędów. Starszy pan w drugiej ławce spoczywał z głową wspartą o oparcie siedzenia przed nim. Siedemdziesięcioletnia kobieta z głową odchyloną do tyłu i otwartymi ustami wpatrywała się pustymi oczami w łowczynię oraz jej towarzyszkę.
Dość młody mężczyzna, najbliższy dębowej barierki ołtarzowej wykończonej marmurem, leżał twarzą w dół, częściowo w przejściu.

I kałuże krwi na kamiennej podłodze - pozostałości po niedawno siedzących w tamtym miejscu ludziach.

A wszystkiemu z olbrzymiego, zachodniego witraża przyglądał się Archanioł Michał na sądzie ostatecznym. Ze wschodniego Duch Święty, Dziewica Maryja oraz Apostołowie.

Ciała dwóch łowców leżały dalej. Wikariusz Rollins odziany w szaty liturgiczne znajdował się za mensą ołtarzową, skąd wystawała jedynie głowa oraz jedna z rąk.

Nieco z boku wykonanej w klonie nastawy ołtarzowej znajdował się Watson. Jeden z ręcznie rzeźbionych aniołów znajdował się tuż nad nieruchomą klatką piersiową proboszcza. On i jego towarzysz nie wydawali się zainteresowani losem poległych. Dwa kolejne wznosiły modły ignorując wszystko i wszystkich. Na samym szczycie sam Archanioł Michał z opadającym do ciosu sztychem stanowił ironię sytuacyjną.

Wizje nie pojawiały się pomimo zmniejszającej się odległości od celu. Obie kobiety minęły zwłoki parafian i pracujących przy nich ludzi. Wspięły się po schodach i ominęły ołtarz.






Nagle kościół zniknął, zaś Lisa stała na parkowej ścieżce, patrząc na kamienie ułożone w trójkąt.
Za nią znajdował się sięgający połowy ud płotek z drewnianymi, cieniutkimi sztachetkami. Jego fragment bezpośrednio przy nogach stał jak należy, ale kilka kroków na lewo zaczynał wyginać się w kierunku alejki. jeszcze dalej znajdowały się budynki. Najbliższe były dwupiętrowe, wielkopowierzchniowe.

Słońce stało wysoko na niebie, a mimo wszystko w oczach Harper ciemniało, a wewnątrz formacji unosił się czarny, smolisty dym szybko opadający na glebę, by zalec gęstą mazią.
Otoczenie również się zmieniało.


Zewsząd otaczała ją jałowa pustynia o twardej, zbitej, grafitowej ziemi. Na najbliższym wzgórzu znajdowali się dwaj jeźdźcy na rumakach. Parowali czernią szczelnie otuleni w szaty.
Patrzyli na nią.

Bez ostrzeżenia puścili konie w cwał szarżując wprost na Lisę. Zbliżali się z każdą chwilą i... zniknęli.


Jeden pojawił się tuż przed jej twarzą.




April zobaczyła jak Lisa zatrzymuje się gwałtownie omal nie upadając na stopniach.
Widziała jak uważnie rozgląda się po otoczeniu pomimo, iż nie było tam niczego godnego uwagi. Jej wzrok był uważny, a jednocześnie nieobecny.

Harper odskoczyła. Na schodach nie był to najmądrzejszy z pomysłów. Natychmiast zawadziła stopami o stopień i runęła do tyłu w ostatniej chwili przyjmując impet na wystawione łokcie.




Ponownie znajdowała się w kościele widząc nad sobą opadającego w ciosie Michała Archanioła.
Nim pojawił się upiór zdołała dostrzec samotną postać na wzgórzu.

Teraz jednak szybko powstała widząc spieszących z pomocą ludzi i dając znać, że wszystko w porządku podeszły nieco bliżej. Skorzystały z okazji.

Obaj martwi mężczyźni wyglądali na spokojnych, lecz w odróżnieniu od Rollinsa, Watson wyglądał jakby miał zamiar wydać piekłu małą wojnę. Solidny, drewniany krzyż na szyi, na lewym nadgarstku różaniec, na prawym plecionka z rybą, przy pasie pokaźna butla najprawdopodobniej zawierająca wodę święconą, Pismo Święte na łańcuszku, żelazny sztylet oraz niewielka kadzielnica.

Na ich klatkach piersiowych znajdował się krwawy wykwit. Prawdopodobnie kryła się tam przyczyna zgonu.

Przyglądająca się zwłokom Gabriela, Miles dostrzegła nagle coś dziwnego. Skóra proboszcza zmieniała się na jej oczach. Stała się blada, wręcz jaskrawa. Otwierały się w niej płytkie rany czarne jak węgiel. Była ich cała sieć, zaś ubrania zwisały nędznie w strzępach.
Wkoło jego ciała unosił się dławiący złowrogi obłok bezskutecznie próbujący wniknąć do wnętrza ciała. Było w nim coś na wskroś obrzydliwie złego.

Wszystko zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Na podłodze z powrotem leżały tylko zwłoki.




Joker, Michael i Igor patrzyli ze swoich pozycji jak Lisa Harper wraz z nieznajomą dziewczyną bezczelnie wchodzą do wnętrza kościoła.

Widzieli jak jeden z policjantów ruszył za nimi, lecz zatrzymał się w połowie drogi i przeszedł dalej udając, iż celowo chciał zmienić pozycję. Nieszczególnie mu wyszło.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline