Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2016, 20:32   #3
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Czasu nie było wiele. Musieli się uwinąć w przeciągu dwóch świec zanim wieść o nie dotarciu wozu do miasta dojdzie do strażników przy bramie. Wóz otoczony najemnikami miał się zjawić w mieście równo o zachodzie słońca. Nadal nie było widać ani śladu po powozie wyjeżdżającym z lasu oddalonego od miasta o kilkaset kroków.

- Mam skurwysyna! – krzyczał Baltarys chcąc zwrócić uwagę Cyrica, wycierającego z juchy swój krótki miecz o nabijaną ćwiekami skórzaną kurtkę najemnika. – Próbował go połknąć skurwiel!

Gdy chłopak dobiegł do swojego brata widział jak ten z dopiero co przerżniętego gardła kupca coś wyciąga. Krew lała się niemiłosiernie. Na deskach wozu półsiedziała, półleżała ofiara skąpana w swojej krwi i kale. Wszystko mieszało się w jedną brązowo czarną breję. W momencie zajrzenia do powozu Cyrica aż odrzuciło. Z ogromnym trudem opanował odruch wymiotny zasłaniając twarz swoim przedramieniem. Wolał wąchać swoją krew wymieszaną z potem wsiąkniętym w jego kurtkę.

- Mamy to?! – zawołał na tyle głośno, żeby dało się go usłyszeć przez prowizoryczną zasłonę.
- Popatrz jakie cudo – Baltarys przecierał swoimi rękawicami zdobycz. – dopiero teraz zaczyna błyszczeć!

Uniósł na wysokość oczu dwa palce trzymające pomiędzy nimi brylant wielkości pestki od śliwki. Księżyc wpadający przez otwarte drzwi powozu odbijał się idealnie w nieoszlifowanych krawędziach rażąc po oczach Cyric’a gdy próbował się przyjrzeć ich nowemu osiągnięciu.

- Zbierajmy się stąd zanim straże wyjdą naprzeciw kupcowi! – pierwszy otrząsnął się z zadumy Baltarys – Jak nas złapią to z tego nas już nawet stary nie wyciągnie!

***

Cały zlany cały potem przewrócił się niespokojnie na drugi bok. Pot ściekał mu po karku strużkami, mimo to nawet się nie przebudził ani na sekundę. Zapadł w kolejny głęboki sen.

***

Trzymał go w swoich ramionach! Brata! Baltarysa! Zaciskał ranę przy bełcie, który rozpieprzył mu całe bebechy. Wiedział, że go nie uratuje, wiedział, że właśnie w tym pieprzonym momencie traci coś najważniejszego w jego życiu. Kogoś, z kim spędził swoje najważniejsze lata życia, przelał litry krwi, okradł niezliczoną ilość ludzi, uknuł spisków więcej niż dziwki w najpopularniejszym burdelu w stolicy. Wiedział, że ta śmierć będzie wymagała przelania kolejnych litrów krwi. Zdawał sobie z tego sprawę patrząc na klęczącą pizdę w zbroi na końcu uliczki, przeładowującą kuszę kolejnym bełtem.

***

Dopadły go drgawki, które wstrząsały całym ciałem. Prześcieradło, którym był przykryty całkowicie przesiąkło potem i kleiło się do jego nagiego ciała.

***

Trzymał starego za jego siwe włosy, odginając mu głowę do tyłu, ze sztyletem przytkniętym do jego gardła. Poprzez ostrze czuł każdy oddech Brown’a, każde przełknięcie śliny odbijało się drganiami na stali. Drobne zadraśnięcia na skórze powodowały, że na podłogę zaczęły leniwie kapać pojedyncze krople szkarłatnoczerwonej cieczy.


- Nie rób tego… - szeptał ledwie słyszalnym głosem, aby przypadkiem nieostrożny ruch szczęki nie otworzył mu gardła całkowicie. – nikt Ci i tak nie uwierzy… To ja władam tą parszywą częścią miasta… to ja tutaj mó…

Urwał nagle w środku zdania, gdyż zamiast słów z ust zaczęło wydobywać się gulgotanie. Ślina połączona z krwią i powietrzem pojawiła się na jego ustach. Puścił obumierające ciało i patrzył jak ostatkiem sił próbuje się czołgać po podłodze w kierunku drzwi.

Usiadł na wielkim fotelu, ustawionym centralnie naprzeciwko kominka w pokoju. Sięgnął do szufladki po najlepsze ziele i zaczął nabijać fajkę. Jak niegdyś jego Mistrz.

***

Ze snu zbudziło go uderzenie całym ciałem o podłogę. Musiał we śnie spaść z łóżka. Był cały mokry i rozpalony. Z wielkim trudem wstał na trzęsących się ciągle nogach i podszedł do miednicy z wodą. Przemył twarz i włosy zimną wodą. Od razu mu się zrobiło lepiej. Powtórzył zabieg kilkukrotnie przeplatając głębokimi oddechami. Ciało powoli wracało do użyteczności. Wrzucił na siebie suche i czyste ciuchy, przypiął pas ze sztyletami i narzucił na siebie czarny płaszcz. Wyjrzał za okno, słońce dopiero wychylało się zza horyzontu.

Już czas…

Chwycił lniany worek z podłogi i schował go za pazuchą. Szybkim krokiem opuścił swoją melinę i udał się na umówione spotkanie.
 
Ognos jest offline