Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2016, 21:47   #1
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
[storytelling, autorski] Morfa. Cz.1 i 1/2. W Afekcie.

Wyrzygał się tuż za rogiem. Śmierdząca breja obryzgała mu buty.

- Kurwa! - zaklął plując śliną zmieszaną z wymiocinami. Torsje ciągle targały mu prawie już pustym żołądkiem.

Logan Desydes nie był miękkim człowiekiem. Widział już śmierć. Trup nie robił na nim wrażenia... chyba, że był to trup jego ukochanej... która miała dać mu syna... trup kobiety bez głowy.

Wyrzygał się znowu. Wytarł usta rękawem.

- Dorwę cię skurwielu - wycedził niewyraźnie przez zaciśnięte zęby. - Dorwę cię...

Nowa pozycja anoterisa nie cieszyła go w ogóle. Tym bardziej, że przejął ją po Oridze Torukii, która zniknęła w tym samym czasie, w której dekapitowano Amber. Dawała jednak pewną władzę. Władzę, którą zamierzał wykorzystać w dorwaniu i pozbawieniu życia mordercy jego kwiatuszka. Nim jednak pozbawi go życia, pozbawi go wpierw czego innego a głowa była na końcu długiej listy...

***

Wszystkich posrało. Całe Skilthry jakby dotastało sraczki. Wszyscy biegali za potrzebą. Tagmaci od murów, do strażnic, od strażnic do Zamku, od Zamku do murów. Anakratoi od Podzamcza do... wszędzie i zewsząd do Podzamcza. Diatrysi w swoich czerwonych szatach widoczni byli praktycznie w całym mieście. Węszyli wzbudzając ogólny popłoch i strach. Między nimi wszystkimi przemykali się Skilthrańczycy. W pośpiechu, chyłkiem, jakby bali się, że tuż zza rogu, z dachu, z drzwi, wyskoczy na nich jakiś morf.

A wszystko przez jedną dziewkę zarżniętą przez zakonnika. Wszystko przez Dasos, które przestało istnieć w jedną noc. Widziało się tę nerwowość. Czuło ten przesiąknięty strachem smród.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 31-07-2016, 20:46   #2
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Dziewczynka mogła mieć troszkę ponad dziesięć wiosen. Prowadziła ją w ciemną bramę w Zaułku. Niedługi staż w tej dzielnicy zdążył już ją nauczyć, że nie należy tracić czujności ani na moment. Przechodząc pod, naznaczonym już upływem czasu, ceglanym łukiem wytężała wzrok, żeby móc dostrzec coś w tej cholernej ciemności. Promienie księżyca tworzyły długie cienie dwóch postaci trzymających się za rękę. Jakby odruchowo, idąc w nieznane, położyła dłoń na rękojeści swojego miecza.

- Droga Pani, trzymajmy się lewej strony. Drzwi mojego mieszkania będą trzecimi z rzędu. Ale obieca Pani, że nie powie nic Tacie? Proszę, proszę, proszę… - cedziła przez łzy dziewczynka.

- Spokojnie kochanie, nic nie powiemy Twojemu tacie – uspokajała Origajak masz na imię złotko?

- Altija… Droga Pani… - szeptała jakby nie chciała, żeby ktokolwiek coś usłyszał.

Było ciemno i głucho. Szły praktycznie na ślepo, ostrożnie stawiając kroki, żeby nie skręcić sobie kostki na tej nierównej, Zaułkowej nawierzchni. Anoterissa trzymana za rękę przez zapłakane dziecko i prowadzona przed siebie w jeszcze głębszą ciemność... Prowadzona jak cielę na rzeź…

***

Patrzył na śmierć. Napawał swoje oczy pięknym widokiem szkarłatnej krwi opuszczającej ciało tej przeklętej kuszniczki. Przecięta tętnica powodowała śmierć w kilkanaście uderzeń serca. Obrażenie nie do odratowania nawet przez najlepszych medyków w kraju. Czekał. Odliczał konwulsyjne ruchy ciała za każdym razem, gdy strużka gęstej cieczy opuszczała leżące na bruku ciało.

- Siedemnaście… – wyszeptał Cyric – szkoda, że tak krótko, bo miałem ochotę patrzyć na to troszkę dłużej suko…

***
Altija znała drogę na pamięć. Wiedziała ile kroków dzieli je od miejsca docelowego.

- To tutaj! – powiedziała dużo głośniej niż mówiła do tej pory – to tutaj droga pani!

- Zapukajmy może, żeby… - nie dane było jej dokończyć tego zdania, gdyż na barki coś jej spadło. Raczej nie coś tylko ktoś, jakby na zawołanie, na umówiony znak pojawił się znikąd. Odruchowo ręce podniosła do góry, aby pozbyć się niechcianego gościa, dłonie zacisnęły się na drobnych ramionach napastnika. Silny uścisk Anatorissy wydobył przeraźliwy pisk, który jednak nie trwał zbyt długo. Środki działały natychmiastowo, tak jak zapewniał siostry Sazedius. Kilka kropel na niewielką szmatkę, poczekać aż wsiąknie, wtedy można nawet byka unieruchomić, wystarczy podtknąć to ofierze pod nos. Upadły bezwładnie na ziemię, jak dwa worki ziemniaków zrzucane przez handlarza na Kwadracie ze swojego wozu w dzień targowy.

- Cze siostrzyczko – powiedziała Utisha próbując wydostać się spod ciała kobiety. – nieźle to zagrałaś, wiedziałam, że masz talent nie tylko w łóżku i na ulicy. Może powinnaś wstąpić do jakiejś podróżnej trupy, hę?

- Przestań pierdolić siostra, bo Ci zaraz ten uśmiech na buźce poszerzę moim nożykiem – odgryzła się Altija, pokazując tym, że taka rozmowa między nimi jest na porządku dziennym – lepiej zbieraj swoje dupsko z ziemi i zabierajmy się z tą laską z centrum tej zapchlonej dzielnicy, mamy zadanie do zrobienia!

Chwyciły swoją nieprzytomną ofiarę pod barki i zaczęły ciągnąć przed siebie. Miały jeszcze trochę do przejścia.

***

Zwłoki zostawił oparte pod ścianą budynku, tak żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Zapitą w nocy osobę, która nie miała siły dojść do swojego domu i spoczęła na moment, aby się zdrzemnąć i zregenerować przyćmione alkoholem siły. Co z tego, że czegoś brakowało na swoim miejscu…

Głowę schował do lnianego worka wyłożonego w środku słomą. Nie chciał, żeby Tagmata po śladach krwi odnalazła sprawcę nocnego zdarzenia. Wiedział, że nie odpuszczą takiego czynu, ale zdawał sobie sprawę również, że w między czasie jego nowe siostry mają czynić swoją powinność, co powinno ostudzić nieco zapał obrońców prawa w Skilthry.
 
Ognos jest offline  
Stary 07-08-2016, 20:32   #3
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Czasu nie było wiele. Musieli się uwinąć w przeciągu dwóch świec zanim wieść o nie dotarciu wozu do miasta dojdzie do strażników przy bramie. Wóz otoczony najemnikami miał się zjawić w mieście równo o zachodzie słońca. Nadal nie było widać ani śladu po powozie wyjeżdżającym z lasu oddalonego od miasta o kilkaset kroków.

- Mam skurwysyna! – krzyczał Baltarys chcąc zwrócić uwagę Cyrica, wycierającego z juchy swój krótki miecz o nabijaną ćwiekami skórzaną kurtkę najemnika. – Próbował go połknąć skurwiel!

Gdy chłopak dobiegł do swojego brata widział jak ten z dopiero co przerżniętego gardła kupca coś wyciąga. Krew lała się niemiłosiernie. Na deskach wozu półsiedziała, półleżała ofiara skąpana w swojej krwi i kale. Wszystko mieszało się w jedną brązowo czarną breję. W momencie zajrzenia do powozu Cyrica aż odrzuciło. Z ogromnym trudem opanował odruch wymiotny zasłaniając twarz swoim przedramieniem. Wolał wąchać swoją krew wymieszaną z potem wsiąkniętym w jego kurtkę.

- Mamy to?! – zawołał na tyle głośno, żeby dało się go usłyszeć przez prowizoryczną zasłonę.
- Popatrz jakie cudo – Baltarys przecierał swoimi rękawicami zdobycz. – dopiero teraz zaczyna błyszczeć!

Uniósł na wysokość oczu dwa palce trzymające pomiędzy nimi brylant wielkości pestki od śliwki. Księżyc wpadający przez otwarte drzwi powozu odbijał się idealnie w nieoszlifowanych krawędziach rażąc po oczach Cyric’a gdy próbował się przyjrzeć ich nowemu osiągnięciu.

- Zbierajmy się stąd zanim straże wyjdą naprzeciw kupcowi! – pierwszy otrząsnął się z zadumy Baltarys – Jak nas złapią to z tego nas już nawet stary nie wyciągnie!

***

Cały zlany cały potem przewrócił się niespokojnie na drugi bok. Pot ściekał mu po karku strużkami, mimo to nawet się nie przebudził ani na sekundę. Zapadł w kolejny głęboki sen.

***

Trzymał go w swoich ramionach! Brata! Baltarysa! Zaciskał ranę przy bełcie, który rozpieprzył mu całe bebechy. Wiedział, że go nie uratuje, wiedział, że właśnie w tym pieprzonym momencie traci coś najważniejszego w jego życiu. Kogoś, z kim spędził swoje najważniejsze lata życia, przelał litry krwi, okradł niezliczoną ilość ludzi, uknuł spisków więcej niż dziwki w najpopularniejszym burdelu w stolicy. Wiedział, że ta śmierć będzie wymagała przelania kolejnych litrów krwi. Zdawał sobie z tego sprawę patrząc na klęczącą pizdę w zbroi na końcu uliczki, przeładowującą kuszę kolejnym bełtem.

***

Dopadły go drgawki, które wstrząsały całym ciałem. Prześcieradło, którym był przykryty całkowicie przesiąkło potem i kleiło się do jego nagiego ciała.

***

Trzymał starego za jego siwe włosy, odginając mu głowę do tyłu, ze sztyletem przytkniętym do jego gardła. Poprzez ostrze czuł każdy oddech Brown’a, każde przełknięcie śliny odbijało się drganiami na stali. Drobne zadraśnięcia na skórze powodowały, że na podłogę zaczęły leniwie kapać pojedyncze krople szkarłatnoczerwonej cieczy.


- Nie rób tego… - szeptał ledwie słyszalnym głosem, aby przypadkiem nieostrożny ruch szczęki nie otworzył mu gardła całkowicie. – nikt Ci i tak nie uwierzy… To ja władam tą parszywą częścią miasta… to ja tutaj mó…

Urwał nagle w środku zdania, gdyż zamiast słów z ust zaczęło wydobywać się gulgotanie. Ślina połączona z krwią i powietrzem pojawiła się na jego ustach. Puścił obumierające ciało i patrzył jak ostatkiem sił próbuje się czołgać po podłodze w kierunku drzwi.

Usiadł na wielkim fotelu, ustawionym centralnie naprzeciwko kominka w pokoju. Sięgnął do szufladki po najlepsze ziele i zaczął nabijać fajkę. Jak niegdyś jego Mistrz.

***

Ze snu zbudziło go uderzenie całym ciałem o podłogę. Musiał we śnie spaść z łóżka. Był cały mokry i rozpalony. Z wielkim trudem wstał na trzęsących się ciągle nogach i podszedł do miednicy z wodą. Przemył twarz i włosy zimną wodą. Od razu mu się zrobiło lepiej. Powtórzył zabieg kilkukrotnie przeplatając głębokimi oddechami. Ciało powoli wracało do użyteczności. Wrzucił na siebie suche i czyste ciuchy, przypiął pas ze sztyletami i narzucił na siebie czarny płaszcz. Wyjrzał za okno, słońce dopiero wychylało się zza horyzontu.

Już czas…

Chwycił lniany worek z podłogi i schował go za pazuchą. Szybkim krokiem opuścił swoją melinę i udał się na umówione spotkanie.
 
Ognos jest offline  
Stary 08-08-2016, 12:00   #4
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Kiedy na niego patrzę… - zaczęła dziewczyna, a na jej prześlicznej, niewinnej twarz dziecka dopiero stającego się młodą kobietą odmalował się zachwyt – czuję coś takiego… - zwykle nie miała problemu z doborem słów, ale teraz było inaczej. Uważała się za elofentną osobę, niejednego potrafiła zapędzić w ślepy róg w czasie słownej potyczki. Kiedy jednak w grę wchodził Cyric, działo się coś dziwnego. Nie do końca była pewna, o co chodzi. Chciała z nim być, ale nie tak jak zwykle bywała z mężczyznami. Znaczy - tak też, chyba, ale nie o to chodziło. Tak stawało się nieistotne. Jak nieistotny był jej pies, którego musiała zabić, aby zwabić kobietę do zaułka. Poklepała się w okolicach pępka – Mam tutaj takie papilacje. – wyjaśniła siostrze. – Jakby ćmy.

- Papilacje?
– Utisha zmarszczyła brwi, zdziwiona. Była mniej eleofentna niż Altija. Oczy rozbłysły jej, kiedy zrozumiała: - Masz ochotę na palcówkę, jak go widzisz, tak? – coś w twarzy siostry powiedziało jej, że chyba nie o to chodzi. - Czy że masz robaki w brzuchu?
- Nie robaki.. ściska mnie, ale przyjemnie.
- To nie rozumiem. Cedrik owszem, jest przystojny, ale jak mówisz, że masz od niego robaki, to niedobrze. To może być niezdrowe.
- Nie robaki!
– Altija zerwała się na nogi. – Jednak jesteś głupia. Przecież ci tłumaczę... mogłabym z nim.. – znów się rozmarzyła.
- No, ja też z nim bym mogła – potwierdziła Utisha, oblizując wargi końcem języka. – Bardzo bym mogła….
- Nie chodzi o to, kretynko!
– Altija była wściekła, trochę na siostrę, ze jej nie rozumie, ale jeszcze bardziej na samą siebie, że nie rozumie tego, co się w niej dzieje. Odetchnęła głęboko i postarała się znów wytłumaczyć: - Znaczy o to też, ale w sumie nie. Mogłabym patrzeć jak śpi, nie po, ale tak po prostu. Nic więcej. Chciałabym móc podawać mu strzały, kiedy będzie strzelał z łuku. A raczej żeby chciał, żebym mu podawała.
Utisha przewróciła oczami. – Coś ci się popieprzyło w mózgu – zawyrokowała. – Może się prześpisz, sama – podkreśliła słowo - albo co?
- Może
– zgodziła się Altija posłusznie. Nie chciała żebrać mamrocząc na rogu ulicy. A tak kończyły wariatki, dobrze o tym wiedziała.

Westchnęła i przykucnęła obok siostry nad skuloną w kącie kobietą. Specyfik jeszcze działał, spała, oddychając niespokojnie i nierówno.
- Myślisz, ze wolałby ją od nas? – zapytała. Przeciągnęła dłonią po swoich drobnych piersiach – ciągle nie były takie, jak jej zdaniem powinny być - a potem spojrzała na wypchnięty przód sukni kobiety.
- Co ty! – prychnęła Utisha, rozbawiona tym pomysłem. Wszyscy znani jej mężczyźni woleli je. – Przecież jest stara, ma chyba trzydzieści lat. Nie wiem, po co mu ona.
- No ja też nie wiem. Ale Brown też jest stary. A mimo to..
– nie rozmawiały o tym wprost, nawet kiedy były same. – Wiesz. No, ale on jest naszym ojcem. Tak jakby.. Jesteśmy mu winne posłuszeństwo.. we wszystkich sprawach. A Cyric to zupełnie coś innego.
Tu Utisha musiała się zgodzić. Wskazała brodą kobietę: - Co z nią zrobimy?
- A ja wiem? Cyric nic nie mówił… Będziemy musiały się z nim spotkać i zapytać
– poczuła, jak ćmy znów wibrują jej w żołądku. Może była głodna? – Ja się spotkam, a ty będziesz jej pilnować. – zdecydowała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 08-08-2016 o 18:32. Powód: kosmetyka
kanna jest offline  
Stary 08-08-2016, 18:47   #5
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Tłuste, błyszczące w słońcu, opalizujące na zielono gomygi oblepiły lniany, przesiąknięty krwią worek z natarczywym brzęczeniem. Odcięta głowa zaczynała już śmierdzieć w upale dnia a czerwone krople przesiąkające przez materiał znaczyły jego drogę do Trzewika, zakładu szewskiego na zapleczu którego ukrywał się Brown. Strząsnął natrętne owady, wynaturzenia morfy. Wzleciały chmarą w górę z nieznośnym brzęczeniem pchając się do ust i nozdrzy. Parsknął, fuknął połykając kilka z nich. Nadaremno. Wór znowu wił się jak żywy zielono-czarną masą. Przeklął odganiając jakiegoś kundla, który zwietrzył padlinę i pętał się przy nogach próbując dosięgnąć krwawego wora, liżąc brunatne ślady zostawione na bruku. Kopnął go ze złością. Pies zaskomlał ale teraz trzymał się przynajmniej kilka kroków za nim. Kilka uliczek dalej dołączyły do niego dwa inne wygłodniałe burki.

Zdecydowanie zwracał na siebie zbyt dużą uwagę.

***

Mdliło ją po przebudzeniu. Jakaś uporczywa, znana melodia dudniła jej pod czaszką.

Nana na na...

Przewróciła się na bok wpadając w jakąś mokrą, zimną breję. To ją na chwilę orzeźwiło. Próbowała wstać po omacku, podpierając się ręką. Otworzyła oczy i to był błąd. Świat zawirował w nagłym pędzie i dostała mokrą podłogą w twarz.

Nana na na... nana...

Kołysanka. Dziecięca kołysanka. Tak... teraz sobie przypomniała.

Usiadła z trudem. Plecami wyczuła jakąś ścianę. Wargi miała spieczone a gardło wyschnięte jak po ostrym przepiciu. Gdzie jest? Co ona tutaj robi?

Nana na na...nana na...

Nie popełniła tego samego błędu. Otworzyła wpierw jedno oko. Świat ciągle wirował ale tym razem była na to przygotowana. Tuż za kratami dojrzała dziewczynkę nucącą znaną jej melodię piosenki. Tą samą, która - teraz sobie przypomniała - siedziała przy martwym psiaku. Tą samą, która wciągnęła ją w czarną bramę.

***

Brown czekał na niego. Ochroniarze wpuścili go z odrazą spoglądając na oblepione owadami śmierdzące zawiniątko. Nawet nie sprawdzili co jest wewnątrz. Było to aż nazbyt oczywiste. Utisha, czy Altija - nie był w stanie przypomnieć sobie która z dwóch przybranych sióstr - też tam była. Zastanawiał się jak im poszło. Czy wykonały zadanie. Czy zrobiły właściwie to, o co je prosił.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 23-08-2016, 07:50   #6
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Brown stał w milczeniu. Jego pozorny spokój przywodził podobieństwo kamiennego posągu.
- Otwórz - wskazał na sak.
Altija wcisnęła się w ścianę w najciemniejszym rogu pomieszczenia, udając że wcale jej tu nie ma. Wcześniej sprawdziła wszystkie możliwe drogi wyjścia. Kilka bolesnych lekcji szybko nauczyło ją, że dzieci ani nawet kobiety (za jaką się postrzegała) nie powinny podejmować inicjatywy, chyba, że mężczyźni tego oczekują. Była bystra, rzadko popełniła ten sam błąd dwa razy. Utisha zwykle potrzebowała więcej lekcji. Choć z drugiej precyzja, z jaką jej siostra trafiała ostrym dłutem budziła zazdrość.
Teraz dziewczyna oderwała spojrzenie od Cyrica i przeniosła na sak. Z zewnątrz zawartość wyglądała na zgniłą i wytarzaną we flakach główkę kapusty. Ale Altija miała przeczucie graniczące z pewnością, że to nie będzie kapusta…
Cyric wszedł do pomieszczenia przygotowany na wszystko. Przy Mistrzu nikt nigdy nie wiedział co może się wydarzyć. Sam Brown bardzo często tego nie wiedział według Cyrica, wrażenie jednak sprawiał jakby każdy gest miał wielokrotnie przemyślany. Pieprzony Staruch. Nie jeden, który wszedł do pokoju w którym on przebywał już go nie opuścił. A jak opuścił to nie raz w niejednym kawałku. Wystarczyło zrobić coś nie tak, stanąć nie tam gdzie trzeba, dotknąć coś nie proszonym, spojrzeć nie w tą stronę gdzie należy, a nie daj Cię Panie Morfo powiedzieć nie to co Mistrz Brown chce usłyszeć.
Cały Brown. Nawet nie spojrzał chłopakowi w oczy. Żadnego dzień dobry ani pocałuj mnie w zmorfiałą żyć. Kurwy lepiej traktował. Wiedział, że nie może stawiać mu się teraz, to nie ten czas, jeszcze trochę, jeszcze chwila… Otaksował całe pomieszczenie, mimo że znał go już na pamięć. Dostrzegł jak w ciemnym rogu skrywa się w cieniu jego nowa siostra. Nie był w stanie rozpoznać, która z dwóch sióstr zawitała u Starego, widział je tylko dotąd dwa razy. Ciekawe, czy ją mają? - przemknęło mu przez myśl. Powolnym ruchem otwierał sak.
W momencie jak gołym okiem widać już było zawartość, przechylił worek, aby głowa mogła potoczyć się po drewnianych deskach pod nogi samego Brown’a, naznaczając swą drogę barwnymi plamami śmierdzącej juchy.
- To co chciałeś ojcze - poważnym tonem skwitował swoje posunięcie Cyric, patrząc głęboko w oczy Brown’a, jakby chciał przewidzieć jego kolejny ruch. - Nie żyje, jak rozkazałeś.
Brown zniżył wzrok na głowę, jakby poświęcał uwagę nieznaczącej kupce liści. Trudno było orzec czy to tylko poza mająca kreować jego wizerunek. Zapewne nie. Mistrz asasynów operował w swym życiu śmiercią niczym rzemiosłem, do którego odnosił się z chłodnym profesjonalizmem. Tak przynajmniej było dopóki trzymał nerwy na wodzy.
Jego usta zwęziły się ledwo dostrzegalnie. Podszedł bliżej, nachylił i odwrócił czerep twarzą do siebie. Wstał z powrotem, wycierając zakrwawione palce o skraj własnej szaty.
Altija usłyszała ze swej kryjówki ciche westchnięcie. Niby nic alarmującego. Coś jednak niewypowiedzianego zawisło z grozą w powietrzu.
Brown podszedł do swego ucznia ciężkim krokiem i położył mu owrzodziałą dłoń na ramieniu.
- Miały być dwie - poczuł rosnący uścisk.
Już go miał. Chłopak spodziewał się, że łatwo nie będzie, ale żeby było aż tak źle? Stary chuj potrafił dowalić jak zmorfiały ptak w ścianę budynku. Niech go cała ta morfa potnie i zmorfuje! Cyric nie wiedział, czy to ręka Mistrza tak strasznie cuchnie, czy on sam ze strachu przed utratą głowy nie narobił w spodnie. Ale nie, siwy nigdy nie nosił broni przy sobie, teraz też nic nie miał, dojrzał by to od razu, przed nim takie rzecz się nie ukryją. Sam miał nóż w pogotowiu, jakby zrobiło się zbyt gorąco.
- Miały być i są - odpowiedział opanowanym tonem. Przynajmniej tak mu się wydawało, włożył w to wszystkie swoje umiejętności charyzmatyczne, aby stanąć na przeciwko Mistrza jak równy, albo prawie równy. Co równiejsi byli ukrócani systematycznie.
- Przed sobą widzisz tą pierdoloną kuszniczkę, która podziurawiła mi brata, a Tobie syna! - kontynuował chcąc zobaczyć w Mistrzu jakikolwiek wyraz bólu po utracie jedynego pierworodnego, wyraz zadowolenia widząc głowę zabójcy.
- Ta która wydała rozkaz jest już w naszych rękach - spojrzał na dziewczynę skrytą w rogu wymownie. Czuł, że może im zaufać. W końcu to są jego nowe siostry, a rodzeństwu zawsze można zaufać. Nie bierze się w końcu do rodziny byle kogo. Brown zawsze miał zmorfiały talent do doboru najlepszych ludzi.
- Wyraźnie mówiłem TOBIE, że chcę widzieć anoterissę martwą. Wosk pokrył ci uszy?
Brown zmierzył podopiecznego spode łba - KURWA! - ujął stojące wiadro z nieczystościami i rozbił je w drzazgi - Nigdy… nigdy nie lekceważ moich słów, rozumiesz?!
Znów podszedł do tamtego i ujął jego twarz w otwartej dłoni. Odwrócił do siebie. Szpetna facjata mężczyzny wykrzywiła się w okropnym grymasie.
- Z kuszniczką dobra robota - wypalił, nagle łagodniejąc - Zasłużyła sobie na swój los. Co z Origą?
Dziewczyna ze swojego kąta wodziła spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego. Nie była głupia. Szybko zrozumiała, że Cyric poprosił je o coś zupełnie innego, niż zlecił mu Brown. Nie wiedziała, dlaczego tak. Była winna posłuszeństwo ojcu, a on sprawił, że nie spełniła jego prośby. To się zawsze kończyło źle.. bardzo źle. Powinna znienawidzieć Cyrica, chcieć jego śmierci, ale ciągle czuła ćmy, jak na niego patrzyła. Czuła też, jak strach ściska jej gardło. Czy ojciec przyjmie jej przeprosiny, czy pozwoli się przebłagać, czy od razu ją ukaże? Nie mogła zwlekać, to zawsze pogarszalo sprawę. Wysunęła się z kąta i stanęła na skraju bezpiecznej ciemności, tan gdzie powoli wdzierało się światło kaganka.
- Utisha jej pilnuje, tato - powiedziała - Jedno twoje słowo i będzie martwa - przesunęła się bliżej Browna - sądziłyśmy, że chcesz ją żywą… wybacz mi, proszę - przypadła do jego nogi, złapała dłoń mężczyzny i wtuliła w nią twarz. Drugą w ręka dotknęła jego uda.
- Przepraszam, że nie byłam posłuszna.
Brown usłyszał małą, jeszcze nim opuściła cień. Powoli odwrócił się przez ramię. Spojrzał w dół, gdzie Atija klęczała, uczepiona jego nogi.
- Wstań - skrzywił się.
Nie lubił gdy jego dzieci się płaszczyły. To była domena ofiar. Postąpił krok do tyłu, nie chcąc być dalej dotykanym.
Pomyślał o rozmowie z Nekri. Zachowywała grobowy spokój, ale wiedział że wtedy się w niej gotowało. Będzie kurewski, wyruchany burdel - przypomniał sobie jej słowa. Wiedział że miała rację. Mógł sączyć o anoterissie plotki niczym jad pożerający jej reputację. Lecz wszystkich nie dało się okłamać. Gdyby podobny ruch pozbawiony byłby konsekwencji, równie dobrze mógł wyciosać podobizny strażników Skillthry i na oślep rzucać w nich nożami, by wybierać przyszłe cele.
Atija dobrze się spisała, nawet jeśli nieświadomie. Geron* słusznie ją chwalił. Lecz stary ani myślał jej tego mówić. Była jeszcze zbyt świeża w swoim fachu. Niech bije się z myślami, wątpi - pomyślał. Nerwy pozwalały młodemu umysłowi zachować czujność, która naturalnie przychodziła dopiero z czasem.
- Złamcie ją, zróbcie jej krzywdę - powiedział domyślnie o obydwu siostrach.
Nekri mogła rozwieszać polityczny płaszczyk nad anoterissą. Lecz Origa musiała zapłacić za krzywdę, którą mu wyrządziła. Jeśli nie śmierć, to niech przynajmniej ból przywróci część tego, co Brown nazywał sprawiedliwością. Nawet jeśli by tamtą potem wypuścił, to co powie? Że okaleczyły ją dwie małe dziewczynki?
Dziewczyna cofnęła się o krok. Opuściła głowę, żeby mężczyzna nie zauważył błysku ulgi w jej oczach. Wyglądało na to, że uniknie kary. Choć nie do końca rozumiała, czemu się odsunął. Przecież lubił jej dotyk. Może chodziło o to, że nie zapytała?
- Czy mamy ją o coś wypytać, tato?
- Nie umiecie jeszcze zagrać na człowieku tak, żeby powiedział wam to, co chcecie usłyszeć - tu spojrzał na Cyrica.
Jeśli miał potrzebował przesłuchać Torukię ustami innej osoby, zechciał użyć właśnie jego. Wierzył w umiejętności ucznia.
Tylko dlaczego miał wrażenie że nie może ostatnimi czasy mu zaufać?
- Mam dla was inne zadanie. Potraktujcie to jako lekcje. Dajcie jej znać, że katusze zaraz się skończą. A potem wróćcie do procedury. Niech błaga o litość i nie zawierza nawet własnej nadziei. Skoro jest winna, wie czemu tu trafiła i sama powie wszystko, aby zakończyć spotkanie z wami. Które jak sądzę, dobrze zapamięta - zaropiałe oko przez chwilę wytrzeszczyło się, lustrując dziewczynkę.
Altija uśmiechnęła się, jakby mężczyzna właśnie obiecał jej, że dostanie własnego kucyka. I nie będzie się musiała nim dzielić z siostrą.
- Będziesz ze mnie zadowolony, tato - obiecała.



*współpracujący przy doborze ludzi Browna.
 
Caleb jest offline  
Stary 23-08-2016, 14:39   #7
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kanały

Utisha, przycupnięta na piętach, przyglądała się budzącej. Łańcuch, przymocowany jednym końcem do jej kostki, a drugim do koła wmurowanego w ścianę, pozwalał kobiecie na ograniczony zakres ruchów. Dziewczyna przykucnęła kilkanaście centymetrów poza zasięgiem jej paznokci. Pomyślała, że łańcuch ich psa znowu świetnie się przyda.

- Nie wiesz, czego on od ciebie chce? - zapytała. - Bo ja nie wiem… - poskarżyła się i Origa znów zobaczyła w dziewczynie tamte dziecko płaczące nad psem.

Strażniczka szarpnęła się. Łańcuch zabrzęczał.

- Co jest? Co ja tutaj do… - Uspokoiła się. - Hej… jak masz na imię dziecko? - zwróciła się do dziewczynki miękko, tak jak matka mogłaby się zwracać do dziecka.

- Eisi - odpowiedziała kołysząc się lekko na piętach a potem dodała: - Kiedy się szarpiesz, to łańcuch zaciska ci się mocniej na nodze, wiesz? Samymi ręcami go nie rozwiążesz. A jak się zaciska, to noga najpierw się robi czerwona, potem czarna, a potem odpada. No, ale w sumie już wtedy nie masz więzów. Więc sama wybierz, co wolisz.

- Co? - kobieta chyba nie do końca zrozumiała co się do niej mówi. - Dziecko, Eisi, uwolnij mnie nim przyjdzie twój ojciec. Nie zrobi ci krzywdy. Zajmę się tobą.

- Jakiej krzywdy?
- teraz Utisha nie zrozumiała. - Nie masz żadnych szans z tatkiem, on by się tak nie dał zajść w zaułku… no, ale miałaś powiedzieć, czego od ciebie chce.
Po wygłoszeniu tej kwestii dziewczyna przygryzła kciuk i myślała intensywnie przez chwilę, rozważając różne opcje. Porwania były dla niej nowym doświadczeniem, miała inną specjalizację.

- Nie mogę - odpowiedziała w końcu. - Jak się kogoś łapie, to nie po to, żeby go potem uwalniać, prawda? Jesteś ciężka i teraz bolą mnie plecy.
- Ty… - stwierdziła, zapytała może kobieta. Łańcuch pobrzękiwał lekko przy każdym jej ruchu. - Dlaczego?

- Ale co?
- teraz dziewczyna nie zrozumiała. Otaksowała kobietę spojrzeniem i dopowiedziała :- Pewnie dlatego, że jesteś za gnuśna…

- Nie nie… -
strażniczka potrząsnęła głową. - Dziecko, Eisi… chcesz powiedzieć, że to ty mnie… - szukała chwilę odpowiedniego słowa - złapałaś? Dlaczego?

Znowu to słowo. Lubiła, jak kobieta je mówiła. Rzadko ludzie tak do niej mówili. Słowa - ton - budziły wspomnienia, odległe, zamazane, tak zamazane, że dziewczyna nie wiedziała, czy są prawdziwe.

Podeszła bliżej krat i zanuciła. Na na na… nana

- Nie pamiętam słów
- pożaliła się. Altija też nie pamiętała. Ale Utisha pamiętała głos kobiety i tam były słowa - Zaśpiewasz mi?

- Co?
- Anoterissa milczała chwilę i gdy zdawało się, że już nic nie powie, zaśpiewała cicho, nienawykłym do śpiewu, łamiącym melodię, zachrypłym głosem.


Teraz drogie dzieci słuchajcie uważnie
Jestem głosem z poduszki
Przyniosłam wam coś
Co z piersi mej wyrwałam (...)

Odchrząknęła.

- Zaśpiewam ci całą kołysankę jeśli chcesz, lecz nie tutaj. Zabierz mnie stąd Eisi.

Dziewczyna wczepiła place w kraty i przymknęła oczy, słuchając słów kołysanki. Na jej twarzy malowała się błogość. Piosenka ucichła. „Zabierz mnie stąd.”
Chciała. Bardzo chciała, tak mocno, że aż ją wszystko paliło w środku. Wyciągnęła dłoń w stronę kobiety, wykonała ruch, jakby chciała do niej podejść. Ale potem przyszło wspomnienie.

Miały chyba sześć, albo siedem lat, kiedy zdecydowały że uciekną od Browna. Uznały, ze świetnie sobie poradzą same. Wiedział o ich pomyśle zanim na dobre wykiełkował w ich głowach. Pozwolił im wymknąć się nad ranem, a potem posłał za nimi człowieka, który pilnował, żeby dwie gówniary nie napytały sobie za dużo kłopotów. Sporo w nie zainwestował, miały potencjał i szkoda było by stracić te kilka lat starań. Dlatego nie zostały zgwałcone i porzucone gdzieś z poderżniętymi gardłami, tylko lekko sponiewierane. Prewencyjnie. Brown wierzył, że ważne jest uczenie się na własnych błędach.

Kiedy w końcu wróciły – a raczej posłany za nimi człowiek złapał je za karki i przyniósł , jak dwa kociaki – Brown długo okazywał swoje niezadowolenie.
- Bardzo mnie zawiodłyście, bardzo – powtarzał ze zbolała miną. – Zawsze byłem dla was dobry, dbałem o was, dostawałyście wszystko, co najlepsze. Tak mi się odwdzięczacie?

Przepraszały go, ale ciągle był niezadowolony. W końcu powiedział, że im wybacza, ale żeby pamiętały, ze tatko zawsze wie, co im siedzi w głowach. – Tatusiowie tak maja, rozumiecie? Wiedzą, co myślą i planują ich córeczki. Altija nie do końca w to wierzyła, ale Utisha – tak. Zauważył to, wybaczył im, kazał nanieść gorącej wody do łaźni, a potem pozwolił im kąpać się – pierwszym i ile tylko chciały. Potem nakarmił je najlepszym jedzeniem i podarował im dwa szczeniaki. Kiedy bawiły się z nimi, najedzone, szczęśliwe, przyszedł ponownie.
- Wybaczam wam. Popełniłyście błąd, ale wiem, ze potraficie podejmować dobre decyzje. I nigdy już nie oszukacie tatusia. Tak?
Rzuciły się ku niemu, zapewniając o swojej wdzięczności, posłuszeństwie, dziękując i przepraszając.
Usiadł i posadził je sobie na kolanach.
- Nie gniewam się już na was. Ale musicie zadośćuczynić i ponieść karę, za to co zrobiłyście – powiedział poważnie. – Rozumiecie?
Potwierdziły, a on wstał.
- Zadnie będzie takie: chcę, żebyście wypróbowały na szczeniakach to, czego was uczyłem. Chcę cały czas słyszeć, jak piszczą. Ta, której szczeniak dłużej przeżyje, poniesie mniejszą karę. Rozumiecie?

Pokiwały głowami. Pilnował ich przez następne godziny. Szczeniak Utishy umarł pierwszy. Brown wziął dziewczynę za rękę, sprowadził ją schodami na dół, do piwnicy.
- Tu spędzisz swoja karę – powiedział, spokojnie bez złości. – Bądź grzeczną dziewczynka i pamiętaj, że tata cię kocha. I zawsze wie, co myślisz.
Zamknął za nią drzwi, zostawiając samą, w ciemności, na długie godziny. Pierwszy raz spędziła tyle czasu bez siostry. Pierwszy raz była tak długo sama. Obiecała sobie, że już zawsze będzie posłuszna.


- Ty kurwo jebana we wszystkie dziury, pierdolony lachociągu! – Utisha odskoczyła od kraty i w dwóch susach znalazła się za załomem korytarza. Przycisnęła dłonie do uszu żeby nie słyszeć kobiety. Rozumiała już wszystko .
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 28-08-2016, 21:12   #8
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Rozmowa się zakończyła. Wszystko, co miało zostać powiedziane, zostało wypowiedziane. Cyric w głębi duszy cieszył się, ze w wymianę zdań pomiędzy nim a ojcem wtrąciła się jego nowa siostra. A jednak mógł na nich polegać, dobrze. Mają ją, a to było najważniejsze. Potrzebował jej żywej, przynajmniej na razie. Trzewika opuszczał jednak z mieszanymi odczuciami. Z jednej strony się cieszył, bo większość wydarzeń układało się po jego myśli, lecz pozostawał jeden wrzód na dupie zmofrieńca – sam Brown. Od jakiegoś czasu nie mógł znieść jego zachowania, wiedział że stary zaczyna szaleć, rozumy mu się mieszają jakby tracił kontakt z rzeczywistością i nie zdawał sobie sprawy, że na jego miejscu źle wypowiedziane zdanie i rozkaz może przynieść zagładę na całą ich siatkę w Skilthry. Plan w głowie chłopaka kiełkował przez ostatnie kilka dni. Wszystko się zaczęło od śmierci Baltarysa.

Słońce paliło niemiłosiernie. Miasto brało się do życia, zewsząd ludzie wylęgali na ulice, jedni do codziennych obowiązków, drudzy, żeby zaczerpnąć świeższego powietrza niż to stęchnięte w ich zamieszkałych dziurach w Zaułku. Musiał uważać na Tagmatę, która od rana pałętała się po dzielnicy w poszukiwaniu sprawców aktualnych wydarzeń w ich szeregach. Znał uliczki, w które na pewno się nie będą zapuszczać i z nich skorzystał wijąc się jak wąż pomiędzy konarami drzew w gęsto zarośniętym lesie. Aby jego plan zaczął działać musiał jak najszybciej wstąpić w kilka miejsc i porozmawiać z odpowiednimi kontaktami. Sieć należało zacząć tkać zanim będzie za późno.

***

Wieczorami mógł go zastać w „Bezpańskim Kucu”, lecz nie mógł sobie pozwolić na całodniowe opóźnienie, skręcił w prawo na końcu najbliższego budynku i skierował się na Kwadrat. To było najlepsze miejsce do zbierania plotek w ciągu dnia. Cyric był przekonany, że tam go właśnie znajdzie. Po upływie dwóch modlitw znalazł się na otwartej przestrzeni gęsto wyłożonej straganami. Gwar i rozgardiasz, jaki panował w tym miejscu pozwolił mu czuć się swobodnie bez obawy o pieprzone suki w zbrojach z mieczami zamiast zębów. Skierował się do miejsca, przy którym sprzedawane były różnego rodzaju owoce. Ludzie kłębili się chcąc dobrać się do najlepszych jabłek i gruszek, których o tej porze roku było bezliku. Wymijając targujących się przekupniów złapał kontakt wzrokowy ze sprzedawcą i kiwnął głową wyraźnie w stronę jego zaplecza. Odpowiedź twierdzącą dostał natychmiast poprzez lekkie skinięcie głowy kupca. Cyric przedarł się koło niego, odsunął ciężką płachtę od straganu i wślizgnął się do środka. Skwar panujący tutaj przyprawiał o mdłości. Gorąc wymieszany z psującymi się owocami powodował, że ciężko było nabrać pełnego oddechu do płuc. Zaplecze było malutkie, aby pomieścić kosze z owocami. Przy jednym z nich, na ziemi siedział Thormund, zajadając się arbuzem. Czerwonawy sok obficie spływał mu po brodzie i po dłoniach. Widząc wchodzącego chłopaka nie odezwał się ani słowem, odrzucił zielony skrawek i nożem kroił kolejny kawałek.

- A jednak ją dorwałeś, co? – zapytał nie odrywając wzroku od owoca. – Mówią, że znaleźli ją martwą na środku ulicy i to bez głowy – wypowiadając to podniósł głowę na Cyric’a i spojrzał mu prosto w oczy. Skurwysyn wiedział wszystko, przed nim nic nie można było ukryć. Nie dało się wyczytać jego wyrazu twarzy. Po kilku uderzeniach serca na jego twarz wystąpił uśmiech i zaczął rechotać. – Hahahaha, to było dobre chłopcze! Nie widziałem, że tak szybko działasz, dopiero cośmy siedzieli w karczmie i rozmawiali, dobry jesteś, dobry… - urwał w środku zdania zatapiając pół twarzy w olbrzymim kawałku arbuza.



- Potrzebuję Twojej pomocy Języku – Cyric ukląkł przy informatorze – słyszałem bardzo złe wieści. Podobno Bezuchy planuje zamach na Mistrza…

***
Elegancko, lepiej być nie mogło. Chłopak był zadowolony z przebiegu spotkania ze swoim najlepszym kontaktem. Sieć właśnie w tym momencie zaczynała powstawać. Thorm będzie wiedział co robić.

***
Zbliżając się do „Kociego Łba” przed oczami stanęły mu obrazy z ostatnich wydarzeń w tym miejscu.

…noc w winiarni w ścisłym kontakcie z ciemną posadzką…
…łzy które uronił po stracie brata zmieszane z najstraszniejszymi przekleństwami wypowiadanymi pod adresem Origi...
…ucieczka i pościg…

A to był dopiero początek tego wszystkiego, co się wydarzyło w ciągu zaledwie kilku dni. Więcej niż przez całe jego marne życie. Wiedział, że to jest ten odpowiedni moment, teraz albo nigdy inaczej na zawsze pozostanie w cieni swojego brata a Brown go wykończy jak psa.

Zapukał w drzwi od zaplecza. Wiedział, że o tej porze Gormug będzie się krzątał po tej stronie karczmy przygotowując wszystko na przyjęcie pierwszych gości, którzy tradycyjnie w godzinach południowych zaczną się schodzić na najlepsze w Zaułku potrawy. Serce waliło mu jak młot o kowadło, nie wiedział jak szynkarz go przyjmie po ostatnich wydarzeniach u niego.

Usłyszał odgłos ściąganych rygli z drzwi i przekręcany żeliwny klucz w zamku. Drzwi zaskrzypiały otwierane, Cyric nie czekał do ostatniej chwili, jak tylko zobaczył karczmarza po drugiej stronie, wpadł gwałtownie do środka chwytając go za skórzany fartuch, który miał na sobie i przycisnął mocno do ściany.


- Potrzebuję Twojej pomocy Gormug – chłopak wypowiadał słowa bardzo nerwowo – Bezuchy planuje zamach na Brown’a!

***

Poszło lepiej niż się spodziewał. Mimo ostatnich wydarzeń, jakie zaistniały między nimi Cyric wiedział, że w tej sytuacji może liczyć na Gormug’a. Kolejny fragment sieci został utkany. Pozostawała jedna osoba, do której musi się udać jak najszybciej. Czas leciał nieubłaganie, słońce było już wysoko na niebie, a zdawał sobie sprawę, że ona nie będzie na niego czekała w nieskończoność. Bez niej plan się nie powiedzie – ale postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Tym razem jego asem w talii była Nekri.

 
Ognos jest offline  
Stary 06-09-2016, 18:51   #9
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Shinny Desydes, tagmata na Zaułku wydłubywał czubkiem buta jakiś uparty kamień, który nie chciał wyjść z ubitej drogi.

- Ale że tutaj? - żachnął się Logan.

Tagmata sapnął, nie przerywając zajęcia, co można było uznać za przytaknięcie.

- W biały dzień? Głupi jaki czy co? - spojrzał zirytowany na kopiącego zawzięcie w dołek powstający pod kamieniem. Przy każdym takim kopnięciu kurz wzbijał się i osiadał na szarych butach strażnika. - Czy ty kurwa możesz przestać gdy do ciebie rozmawiam?

Shinny stęknął. Przestał pastwić się nad otoczakiem, zamiast tego przyglądając się krytycznie swemu dziełu.

- Przecież mówiłem, żeby pilnować grubasa.

- Za mało ludzi mamy, nie sądziłem że tak głupi będzie... Wystawiłeś chłopaków?

Sapnięcie.

- Dorwiemy kutasa...

- Na pew... no... - stęknął Desydes wpychając czubek buta w powstałą dziurę i podważając kamor, który w końcu wyskoczył na drogę. Tagmata odsłonił żółte zębiska. - Niech tylko wystawi łeb z dziury to...

Kopnięty kamień z pluskiem wpadł do pobliskiego rynsztoka.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 10-09-2016, 14:23   #10
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kanały

Anoterissa rzuciła się przez sen, balansując na granicy świadomości. Wypiła wodę, którą zostawiła jej Eisi, ścięło ją potem, za późno uświadomiła sobie, że coś tam chyba zostało dodane.. Ale dziewczynka była taka przekonywująca, kiedy wyszła zza załomu kanału, z pociemniałym kubkiem w rękach.

- Przepraszam – powiedziała mała, kucając obok strażniczki. – Nieładnie o tobie mówiłam, tatko zawsze powtarza, że grzeczne dziewczynki nie powinny używać takich słów. Przepraszam. Ładnie śpiewałaś. – wyciągnęła kubek. – To dobra woda. Nie śmierdzi.
Anoterissa wyciągnęła dłoń, ujęła naczynie.
- Już w porządku, dziecko – powiedziała. Piła szybko, woda była chłodna, przynosiła ukojenie. Rozluźniała. Dopiero kiedy ciało przestało jej słuchać, zrozumiała. Ale i tak było już za późno.
Mała przyglądała się jak upada twarzą w błoto, z zaciekawianiem wypisanym na ślicznej buzi.
--------

Anoterissa balansowała na granicy jawy i snu. Zmysły wracały, najpierw węch - poczuła smród, uryny, wymiocin, strachu. Leżała na plecach. Coś miękkiego, chłodnego dotknęło jej twarzy, przesunęło się, delikatnie, pieszczotliwie, obmywając skórę. Nie miała sił otworzyć oczu. Materiał odsunął się od jej twarzy, usłyszała, jak coś zanurza się w wodzie, potem szelest wyciskanego materiału. Krople spadły tuż obok jej głowy, prysnęły na ucho.
Ktoś ponownie przesunął namoczonym w wodzie kawałkiem tkaniny po jej twarzy.
- Cii – nie rozpoznała głosu. Znaleźli ją? Nadziej zakołatała w głowie, ciało rozluźniło się. Odnalazł ją!

Otworzyła oczy.
Dziewczynka siedziała nad nią w kucki, przyglądając się jej uważnie.
- Obudziłaś się – stwierdziła z zadowoleniem. – To teraz śpiewaj.
Kobieta zmrużyła oczy, Napięła mięśnie, żeby rzucić się na małą, przygwoździć ją do ziemi. Szarpnęła się i dopiero wtedy poczuła, ze ręce ma związane za plecami, podobnie unieruchomione miała nogi. Nie mogła się nawet przesunąć, jej leżące cało przytłoczone było sznurem do kraty. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko.
- Śpiewaj! – powtórzyła, mocniejszym głosem.
- Ty mała… - zaczęła wściekle Anoterissa, ale otrze – które nie wiadomo skąd znalazło się w dłoniach dziewczynki a teraz zbliżyło się niebezpiecznie blisko jej gałki ocznej – ucięło dalszy ciąg wypowiedzi.
- O głosie z poduszki – doprecyzowała dziewczynka, cofając dłuto o kilka cm.

Anoterissa zaczęła posłusznie śpiewać.

Teraz drogie dzieci słuchajcie uważnie
Jestem głosem z poduszki
Przyniosłem wam coś
Co z piersi mej wyrwałem sobie

Serce daje mi moc
Szantażowania powiek
Śpiewam dopóki dzień się zbudzi
Jasny blask na nieboskłonie

Moje serce płonie

Przychodzą do was w nocy
Demony, duchy, czarne wróżki
Pełzną z piwnicznej dziury
I będą spoglądać pod waszą pościel

Teraz drogie dzieci słuchajcie uważnie
Jestem głosem z poduszki
Przyniosłem dla was coś
Jasny blask na nieboskłonie
Moje serce płonie


Jedna zwrotkę, potem następną i następną. W końcu zamilkała. Nie znała dalszych słów, a może wcale ich więcej nie było?

Mała kołysała się na piętach, z wyrazem rozmarzenia na buzi.
- jeszcze ! – zażądała.

Teraz drogie dzieci słuchajcie uważnie…


- Nie! – zaprotestowała mała, zrywając się na równe nogi.– Dalej!
- Dziecko, Eisi, nie znam dalej..
– zaczęła tłumaczyć się strażniczka, a potem jęknęła, bardziej ze zdziwienia niż bólu, kiedy pierwszy kopniak wylądował na jej żebrach.
- Tako mówi, ze prawą nogę mam silniejszą – zagroziła dziewczynka, ujmując się pod boki. – Śpiewasz, czy nie?!
- Eisi, naprawdę nie..
– kolejny kopniak wyrwał z niej jęk bólu. A potem kolejny, i kolejny.

Po chwili dziewczynka zmęczyła się i ponownie przykucnęła, zaglądając kobiecie w oczy. – Mam takie wzmocnienie na bucie, wiesz? Jak się dobrze zamachnę, to kość nie wytrzymuje. Pokazać?
- Proszę cię, Eisi, naprawdę nie znam. Zaśpiewam od początku, chcesz?
– mówienie powodowało ból w boku.
- Kłamiesz! – oczy małej pociemniały – Dorośli zawsze kłamią. Poza tatkiem – dodała, podnosząc się znów na nogi.
- Kopanie jest meczące, a plecy mnie ciągle bola , bo jesteś gnuśna – tłumaczyła, spokojnym głosem, już bez złości.
- Dziecko…
- spróbowała znowu strażniczka.

Dziewczyna wydawała się nie słuchać, podniosła coś – w półmroku trudno było rozpoznać kształt – i znów podeszła do kobiety.
- Ostatnia szansa – powiedziała. – Śpiewasz dalej?
- Nie znam dalej.

Dziewczyna westchnęła smutno. – Sama sobie jesteś winna – stwierdziła, naciągając strażniczce worek na głowę.

Przez chwilę panowała ciemność i cisza. Anoterissa czekała w napięciu na kolejne ciosy, ale nic się nie działo. Wydawało się jej, że słyszy coś, jakby szeptanie, potem jakiś chlupot, potem znów fragment kołysanki..
A potem woda zaczęła się jej lać na twarz. Niewielka strużka, która najpierw tylko wsiąkała w materiał worka, ale z czasem zaczęła spływać po twarzy strażniczki, zalewać jej oczy, usta, nos…

Kobieta szarpała się, próbując uciec, przesunąć głowę ale sznur trzymał mocno. Po chwili poczuła niewielki ciężar na piersi – dziewczyna usiadła na niej, dodatkowo ograniczając możliwość ruchu. Woda lała się, nieprzerwanym strumieniem, zalewając nos i usta. Kobieta próbowała krzyczeć, spazmatycznie łapała powietrze, dusiła się. Kiedy sądziła, ze za chwilę umrze – ktoś odsunął worek, pozwalając jej zaczerpnąć oddechu.
- Zaśpiewasz dalej? – zapytał dziewczynka, odczekała chwile, a potem znów nasunęła jej worek na głowę. Znów ciemność, woda, strach, spazmatyczna walka o oddech. Tym razem przegrana. Odpłynęła.

-----

Anoterissa odpływała się i budziła wiele razy. Tak wiele, że nie była w stanie zliczyć. Straciła poczucie czasu, straciła nadzieję. Modliła się o śmierć. Ale za każdym razem odzyskiwała przytomność – lub ktoś ją cucił - a stojąca nad nią dziewczynka powtarzała tylko: - Śpiewaj dalej.
Potem zaczęła myśleć, że dziewczynka nie jest stąd, przybyła z innego świata, innego wymiaru – normalne dziewczynki musiały spać, jeść, a ta ciągle stała, lub siedziała na niej. Za każdym razem, jak się budziła. Jak senna zmora. Z tym samym wyrazem smutnej nadziei na twarzy i tym samym pytaniem: - Zaśpiewasz dalej?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172