Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2016, 18:55   #196
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Dxun, Baza Mandalorian, teraz

Ręce Zhar-kana drżały gdy otwierał folder. Jego wzrok, na szczęście skryty za maską, skakał po otoczeniu, a nadnercza wylewały kolejne fale adrenaliny w rytm bijącego serca. Nie bał się niemal niczego. Wiadomo, jak każda żyjąca istota unikał zranień, czy też samobójczych czynności, ale nie bał się ich. Potrafił z tym wszystkim sobie poradzić, ale Bazyliszki? Jego wnętrzności skręciły się, a na wierzch wypłynęły do tej pory ignorowane wspomnienia...

Duro, półkula północna, 3962 BBY

- Potrzebujemy wsparcia, baza, potrzebujemy wsparcia! - ryczał nieznany Solowi żołnierz w słuchawkę polowego radia. Bez odpowiedzi. Oczywiście że było jej brak, w końcu mandalorianie uderzyli z niezwykłą precyzją, najpierw atakując ośrodki koordynujące działania małego republikańskiego garnizonu. Z niemal nabożnym lękiem patrzył na spadające niczym meteory Bazyliszki, niosące śmierć i zniszczenie. Z nimi nie dało się walczyć. Nie bez krążowników, dział przeciwlotniczych, bądź wsparcia Mocy. Które miał nadzieję nadciągało na statkach klasy Interdictor, zgodnie z planem. W tej rzezi nie było honoru, tak samo jak na Stereb, którego miasta zmieniły się w szklane kratery i na Eres III, którego równiny wciąż płoną. Z niemałym trudem zerwał się do biegu, miał dane które musiały trafić do przełożonych. I zrobił to w ostatniej chwili. Oddział do którego tymczasowo się przytulił eksplodował fontanną krwi i kości, gdy jeden z jeźdźców wybrał ich sobie na cel. Pobliski budynek mieszkalny w sekundy zmienił się w stertę gruzu. Mały duros, patrzył na swoje nogi szklanym wzrokiem. A raczej ich brak. Impet upadku wbił je w jego brzuch, tak że kawałki popękanej miednicy i kości udowej wyszły przodem, rozrywając organy wewnętrzne. Sol skoczył w pobliską alejkę, zwymiotował i ponownie zerwał się do biegu.

Dxun, Baza Mandalorian, teraz

Z niemałym trudem zmusił się do uspokojenia oddechu. To tylko wspomnienia, a jeśli niczego nie spieprzy to nie będzie musiał oglądać działających Bazyliszków. Jeszcze raz przejrzał zawartość folderu, po czym odpiął swój datapad od terminalu i ruszył w kierunku wyjścia. Nie szedł już swobodnym krokiem. Teraz poruszał sie chodem osoby której wyraźnie się śpieszy. Kierował się do baraków, musiał zebrać swój sprzęt i spieprzać z tego przeklętego księżyca.
Dotarł na miejsce przez nikogo nie niepokojony. Cicho wszedł do pomieszczenia w którym wciąż spali rekruci i równie ostrożnie zaczął zamieniać ekwipunek mandalorian na swój. W końcu uruchomił pole maskujące i po upewnieniu się że nikogo na zewnątrz nie ma wyszedł na korytarz. Miał jeszcze znaleźć Sashę, ostrożnie otwierał więc pokoje damskie i rzucał okiem czy nie ma jej w którymś z nich. Prawdę mówiąc nie szukał bardzo dokładnie, chciał tylko jak najdalej i najszybciej uciec, ale honor wymagał by podjął chociaż próbę jej zlokalizowania. Niestety te spełzły na niczym.
Niestety te spełzły na niczym. Opuścił więc koszary, wyślizgując się na zewnątrz gdy jakiś mandos otworzył na moment śluzę. Musiał znaleźć drogę poza perymetr z czujnikami, a to oznaczało kolejne godziny czekania na jakiś patrol.
Zbliżając się do lini drzew czuł, że coś jest nie tak. Zdenerwowany popełnił błąd i odwrócił się by spojrzeć czy ktoś go nie obserwuje. System maskujący nie nadążył za tym szybkim ruchem i przez ułamek sekundy wytworzyłnieregularne zamazanie.

Patrzący w tym kierunku oficer zamrugał jakby się przewidział, ale wyuczone procedury nie pozostawiały mu wyboru. Lewą ręką sięgnął do komunikatora w hełmie, a prawą podniósł odbezpieczony blaster i pewnym krokiem ruszył w kierunku Sola. Trzy sekundy później w całej bazie rozległ się alarm.
Sol zaklął w myślach. Spanikowany nie wiedział co zrobić. Ucieczka nie wchodziła raczej w grę, w końcu nie miał zielonego pojęcia gdzie mogę być rozmieszczone miny, dodatkowe czujniki i inne nieprzyjemności. Zaatakowanie oficera też odpadało. Trup zaogniłby tylko sytuację. Musiał więc to przeczekać. Wziął głęboki wdech i wyjątkowo powoli ruszył po lekkim łuku w bok i na plecy oficera, tak aby zejść mu z drogi i z pola widzenia. Jeśli to nie zadziała... Cóż zawsze miał dodatkowe alibi.
Oficer rozglądał się czujnie. Nadal zbliżał się w kierunku arkanianina, ale nie mógł go wypatrzyć na tle dżungli. Większy problem stanowiła cała baza, którą właśnie postawiano na nogi. Już po chwili widział biegnący w ich kierunku oddział patrolujący, który na pewno miał hełmy z filtrem podczerwieni.
Sol już niemal ukląkł by się poddać, ale nagle zdał sobie sprawę z tego że to gwarantowana droga do śmierci. Za dużo widział, nawet jeśli próbowałby rżnąć głupa. Tak przynajmniej będzie miał szansę wziąć kilku mando ze sobą, a być może nawet zaskarbić sobie ich szacunek. Może nawet na tyle że rzeczywiście stopią jego prochy z jego wibroostrzem i zakopią na Kiffu? To był dziwny związek, Sola i mandalorian. Nienawidzł ich całym sercem, za rodzinę którą stracił, ale przy tym szanował za silne poczucie honoru. Przynajmniej niektórych z nich.
- Honor wymaga bym bronił siebie, a Resol’nare wymaga byś przyjął moje wyzwanie! - ryknął, bez wątpienia źle akcentując obcą nazwę i uruchomił tarcze. Wibroostrze wyskoczyło z pochwy i zajaśniało delikatnym błękitem, uruchomił moduł jonowy. Jego pole maskujące samoczynnie się rozwiązało i ukazało jego sylwetkę oficerowi.
- Wyzywam ciebie na pojedynek. Broń biała, lub walka wręcz, twój wybór!
 
Zaalaos jest offline