Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2016, 23:39   #191
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Nie tracąc czasu wybrał pancerz który zdawał się najlepiej na nim leżeć. Swój dziurawy ściągnął i zamienił go na ten należący do mandalorianina. Jeśli któryś z nich się obudzi to podmiana nie powinna im się od razu rzucić w oczy. Przynajmniej taką miał nadzieję. Pancerz był ciężki, o wiele bardziej od sprzętu do jakiego był przyzwyczajony, ale czuł też że zapewnia on ochronę o wiele lepszą od jego zwyczajowych zabawek. Gdyby mógł to z chęcią zwinąłby mandaloriański sprzęt, ale jego brak bez wątpienia podniesie alarm. O tym że przedzieranie się przez dżunglę z ważącym dodatkowe kilkadziesiąt kilo tobołem byłoby problematyczne. Chociaż… Najemnik odgonił od siebie te myśli, musiał być w pełni skupiony. Potrzebował jeszcze jakiegoś alibi gdyby ktoś go o coś pytał. Jego myśli pobiegły do dwójki którą wcześniej śledził. Jeden z nich nazywał się Fred i znany był ze srania w gacie. Dobre alibi.
Skrzywił się i deaktywował swoje pole maskujące. Jedno z wibroostrzy, to sprezentowane przez Laurienn, zostawił obok swojego pancerza, pod którym skrył swój plecak. Miał nadzieję że nieco nietypowy ekwipunek nie przyciągnie zbytniej uwagi, w końcu Mandalorianie posługiwali się bardzo różnorodnym sprzętem.
W końcu uznał że jest gotowy. Cicho opuścił pomieszczenie i zaczął liczyć liczbę pokoi, którą potem miał zamiar przemnożyć przez liczbę łóżek w pokoju w którym był. Wliczając cztery zmiany powinien uzyskać przybliżoną liczbę mandalorian w bazie plus kadra oficerska która powinna wynosić około 10 procent niższej rangą piechoty. Potem skierował się na zewnątrz, idąc pewnym krokiem osoby która wie gdzie się wybiera. Musiał sprawdzić jakimi pojazdami i uzbrojeniem Mandosi dysponują, a także zdobyć przybliżone mapy z naniesioną na nie siecią systemów obronnych. Do tego dochodziła Sasha… Szybko zadecydował że będzie jej wyglądał, ale nie będzie jej szukał aktywnie.

Pierwsze pięć minut jego spaceru przebiegało spokojnie. W koszarach na parterze minął prawie trzydzieści pokoi, ale on sam był na parterze, a budynek był dwupiętrowy plus zabudowania mieszczące się pod ziemią.
Spokojnie wyszedł na zewnątrz. Inżynier dalej męczył się z instalacją, kląc coś pod nosem. Oficer i żołnierze się już ulotnili. Koszary były położone na skraju bazy. Mógł teraz spokojnie i dokładnie przyjrzeć każdemu z pozostałych budynków i instalacji. Najbliżej miał mesę połączoną z trzema dużymi hangarami, w których teraz stacjonował tylko jeden lekki transportowiec przeznaczony zapewne do lotów na Onderon. Tuż obok niej znajdowały się pola treningowe i strzelnica, które zawsze były oblegane. Przeznaczenia pozostałych trzech budynków mógł się tylko domyślać, jednak do najmniejszego z nich wstępowali tylko oficerowie. Pozostałe dwa były dostępne dla wszystkich, z czym jeden ewidentnie upodobali sobie żołnierze z oznaczenami korpusu inżynieryjnego.
Wojownik spokojnie ruszył do drugiego budynku, tego którym inżynierowie nie byli tak zainteresowani. Tam też miał zamiar zawitać, tyle że później. W zasadzie zdobył już dość dużo informacji, ale wciąż nieco mu brakowało. Gdyby zdobył mapy systemów obronnych… Cóż to bez wątpienia było albo w budynku oficerów, albo w innym, bezpieczniejszym miejscu.
Wchodząc do budynku złowił spojrzenie jednego z oficerów, który mu się ewidentnie przyglądał, ale chwilowo w żaden sposób nie zareagował. Tymczasem w środku Sol znalazł coś, co można w sumie było uznać za wojskową kantynę. Był tam nieduży bar, ale też pod jedną ze ścian były przyrządy gimnastyczne i siłownia, a pod inną kilka ogólnodostępnych terminali. Znalazło się także miejsce na kilka staromodnych symulatorów walk myśliwców, wokół których była spora grupka ludzi obserwująca jak sobie radzi korzystająca z nich aktualnie dwójka. Co też pierwsze rzuciło się arkanianinowi w oczy to fakt, że budynek ten był wyjątkowy przede wszystkim w jeden sposób - tutaj każdy ściągał hełm i zostawiał go przy wejściu.
Spokojnie ściągnął hełm. W końcu wszyscy to robili, on sam za bardzo by wystawał. Z niejakim bólem to samo zrobił z swoimi goglami. Fala światła zalała jego oczy, które zmrużył odruchowo, ale zmusił się do tego by trzymać je otwarte. Zupełnie jakby wiedział co robi podszedł do jednego z terminali, ignorując przy tym oficera. W końcu jaka była szansa że ten zna wszystkich rekrutów? Żadna. Rozglądał się przy tym czy inni rekruci mają własne datapady. Jeśli tak to cóż… Musiał podpiąć swój pod terminal i chyba przyszła pora na zhackowanie systemu Mandalorian.
Wyświetlił mu się ekran i mężczyzna szybko zrozumiał dwie rzeczy. Terminal był olbrzymią biblioteką, z której można było się uczyć, ściągać informacje o minionych wydarzeniach, statkach, broni, planetach. W spisie było też wiele symulacji i opisów bitew. Wszystko czego młody mandalorianin mógłby zapragnąć. Minus był taki, że system działał offline i był jedynie czytnikiem. Nie było możliwości ingerencji w te terminale.
Nie zawiódł się znowu tak bardzo, dostęp do mandaloriańskiej biblioteczki był sam w sobie sporo warty. Z czystej ciekawości wklepał hasła "Jedi", "Moc" i "Mandalore" w wyszukiwarkę, po czym zgrał te dane na swój datapad. W tym ostatnim haśle sprawdził czy nie ma tam przypadkiem listy dotychczasowych Mandalorów, a jeśli tak to czy nie ma tam imienia obecnego, niestety nic mu nie wyskoczyło.
Zauważył że przyglądający mu się do tej pory oficer ruszył w jego kierunku. Zhar-kan spokojnie odpiął swój datapad i równie swobodnym krokiem skierował się do wyjścia, po drodze naciągając google na oczy i zbierając hełm. Zadecydował że zignorowanie oficera będzie najlepszym rozwiązaniem, przynajmniej dopóki ten bezpośrednio go nie wywoła.
- Rekrucie FN-2187! - oficer podniósł głos, a osoby w pobliżu spojrzały w ich kierunku. Szybkim marszem mandalorianin zbliżył się na odległość kilku kroków. Sol stał już w wyjściu z obozowej kantyny.
Najemnik zaklał donośnie w swoich myślach. Trzeba było od razu wyjść gdy tylko oficer zwrócił na niego uwagę. Obrócił się w kierunku swojego najnowszego problemu i tyłem opuścił kantynę, wyraźnie dając w ten sposób znać że nie chce tarasować przejścia. Szybko obrzucił wzrokiem czy nikt inny nie zareagował na wezwanie, po czym rzekł.
- Tak, sir?
- Raport z wczorajszego patrolu?! - zapytał ostrym tonem stając w rozkroku przed Solem, ten zaregował przyjmując postawę zasadniczą.
- Sir, już złożony, sir. Żadnych odchyleń od normy, sir! Fred znowu się zesrał w gacie, sir! - wyszczekał z siebie. - Przepraszam sir, nie mógłem się powstrzymać przed żartem sir. Fred się tym razem nie zesrał, sir. - Jego dłonie powędrowały na plecy, ale prawą byłby wstanie uruchomić swoje tarcze, po czym wyciągnąć wibroostrze i spróbować zdekapitować swój problem i uruchomić po tym pole maskujące. Tak czy inaczej miał obficie przesrane.
- No! Komandor już mi głowę zaczynał o to suszyć, a ty znowu się z nimi spóźniasz! - pogroził mu palcem. - Trzy karne służby w sanitarce! Od dzisiaj! Wykonać - odwrócił się i odszedł.

Sol wypuścił powietrze z płuc. Miał cholernie dużo farta, podejście bliżej patrolu się opłaciło, widocznie rzucenie małego żartu uwiarygodniło jego kłamstwo. Cieszył się też z ścięcia włosów. Dredy pewnie przyciągnęłyby o wiele więcej uwagi. Poprawił pożyczony hełm i skierował się do drugiego budynku, tego w którym urzędowali inżynierzy. Dodatkowo dochodził jeszcze mały problem z którego właśnie zdał sobie sprawę. Jeśli oficer z którym przed chwilą rozmawiał od razu skieruje się do komandora to cóż... Rekrut FN-2187 zostanie natychmiast obudzony, a brak jego pancerza i obecność cudzego wzbudzi, delikatnie mówiąc, konsternację. Miał maksimum dwie godziny, ale lepiej żeby uwinął się ze wszystkim w jedną. Wyklarował w swoim umyśle plan działania. Po pierwsze zobaczyć czym się zajmują inżynierzy, następnie zebrać swój sprzęt i wrócić do pasywnej obserwacji, czyli tego co robił wcześniej. Następnie mógł albo się zebrać, albo spróbować dostać do budynku dla oficerów. Decyzję co z tym zrobi podejmie później. Jeśli nadarzy się jakaś okazja.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 30-07-2016, 00:12   #192
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
To że był w takim stanie nie należało do jego błędów. Dziadek nalegał wznosił toasty nie mógł odmówić... W zasadzie nie pamięta ani jakim cudem się tak urządził, ani dlaczego tu się znalazł... Nie jednak pamiętał znów dziadek... Trzymał się na nogach dojechał na to polowanie. Liczył, że da radę wykonać jedno cięcie. Specjalnie wzmocnił się środkami.... Niestety był tak nieporadny, że upuścił miecz niczym ostatnia oferma. Chwilę później poharatany leżał na ziemi i walczył o życie. Jego ochrona.... zawaliła test już na początku. Snajper to chyba jakiś sprzedawczyk który ich wrobił skoro nie strzelił ponownie... Tyrenne walczyła dzielnie. Morlan ledwo dychał, miał nadzieję na profesjonalną pomoc medyczną. Jeśli nie zabrali na polowanie choć powinni... nikogo takiego był trupem. Zobaczył na ziemi swój miecz. Ten sam cholerny miecz który upuścił. Ostatkiem sił spróbował pchnąć go do pani porucznik. Żadna inna broń nie była wstanie zabić tej bestii... Skupił się pchnął mocą miecz jak najbliżej porucznik i krzynął:

- Miecz świetlny zabij skurwysyna.. - po tym głowa upadła mu na śnieg. Opadał z resztek sił. Starał się nie zasnąć i wykorzystać resztę sił na leczenie.
Zabawne było, że już drugi raz jakaś bestia prawie go rozszarpała. Przychodziło im to z dziecinną łatwością a on nie miał nic do powiedzenia...
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 30-07-2016 o 02:18.
Icarius jest offline  
Stary 30-07-2016, 00:15   #193
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Ja też się cieszę, że cię widzę Em - sarknęła Jedi, ale uśmiech na jej twarzy zdradzał, że nie jest na siostrę zła o to.
- Oh… Laurie - Emily przyjrzała się uważnie blondwłosej kobiecie w ciąży. Mina jej się rozpogodziła.
- Ciągle zapominam jak… Jak się zmieniłaś - i przytuliła siostrę. - Jak się ma mój siostrzeniec ? - zapytała kładąc dłoń na jej brzuchu.
Młodsza Hayes przerosła o kilka centymetrów swoją siostrę, a teraz w wojskowych butach na grubej podeszwie była całkiem od niej wyższa. Do tego burza blond włosów, których końcówki sięgały dziewczynie do pasa. Jej biust także mocno odznaczał się przez bluzkę o ciut za małym rozmiarze. Do wszystkiego dochodziła naprawdę śliczna, ale już poważna buzia. Jej uroda szybko dojrzała tak jak w przypadku Laurie i trudno było oprzeć się wrażeniu, że Emily jest już dorosłą kobietą. I do tego całkiem zaradną.
Ale z drugiej strony jej aparycja mogła wprowadzić w błąd, bo dziewczyna wciąż często zachowywała się jak typowa nastolatka.

- Wszystko w porządku - stwierdziła w odpowiedzi Laurienn z dumą w głosie. Piąty miesiąc mijał i czuła się co raz lepiej. W ostatnim czasie nawet przestała mieć mdłości. Laurie tłumaczyła to sobie tym, że teraz przestała żyć w stresie. Teraz przez większość czasu nie robiła nic, a wszyscy traktowali ją jak inwalidę, któremu trzeba na każdym kroku pomagać. I z tygodnia na tydzień robiło się tylko z tym gorzej. Ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że całkowicie jej się to nie podoba, bo przecież zawsze lubiła znajdować się w centrum uwagi, szczególnie jednego z mistrzów.
- Zaraz cię zaprowadzę do HK. Trzymamy go w zamkniętym magazynie. Mam nadzieję, że wciąż tam siedzi, bo zakazaliśmy otwierać - a w jej słowach było wiele nadziei, że tak właśnie jest. - I czy możesz mi w końcu powiedzieć coście robili, że droid jest w takim stanie? - Jedi zmarszczyła gniewnie brwi.

Emily niepewne zaśmiała się.
- Wiesz to ten mój projekt… - zaczęła temat asekuracyjne, a Laurie skrzyżowała ręce przed sobą wpatrując się w nią badawczo. - No i wydawało mi się że znalazłam, ale tam była ruina… wszystko wysprzątane…
Laurienn, by nie tracić czasu na stanie na lądowisku, gestem ręki wskazała siostrze by ruszyła do środka gmachu Akademii. W trakcie gdy przemierzały korytarze młodsza z sióstr Hayes opowiedziała Jedi o swoich podróżach. Laurie bardzo zainteresowało to. Zdawała sobie sprawę, że część z historii było specjalnie opowiedzianych pobieżnie chcąc uniknąć dopytywania o niebezpieczne szczegóły. Dopiero gdy Emily doszła do ostatniej planety, którą odwiedziła z HK zaczęły się schody.
- … I on mnie wtedy wyciągnął, ale sam wpadł - wyznała bólem w głosie nastolatka. Aż łzy napłynęły jej do oczu.
- Najważniejsze, że ty jesteś cała - odparła jej Jedi z westchnięciem. - Dobrze, że był z tobą. I wyjaśnia to czemu jest w tak opłakanym stanie.

W końcu dotarły pod wspomniany wcześniej magazyn gdzie składowany był droid. Laurienn wpisała kod na panelu drzwi i te rozsunęły się.
- HK, przybył twój właściciel - odezwała się Jedi nim weszła do środka. Oświetlenie pomieszczenia rozbłysło ukazując zmaltretowane ciało droida HK-50 leżące w kącie.
W międzyczasie jeden z jego optyków przestał działać i teraz w ich kierunku skierowało się pojedyncze niebieskie światło. Zlustrował nadchodzące kobiety i stwierdził.
- Stwierdzenie: Miło cię widzieć w pełni sprawną, Pani.
- Szukał ciebie. Ale chyba uszkodził sobie coś w głowie, bo ma braki w pamięci. Przyleciał tu bo to było jedyne co kojarzył z tobą - wyjaśniła krótko powód dlaczego tu przybył.
Em tylko uśmiechnęła się szerzej i podeszła do droida pochylając się nad nim.
- Nie martw się, zajmę się tobą i będziesz znów jak nowy - zapewniła droida jakby był rannym człowiekiem.
Laurienn przyglądała się im w ciszy. Sama miała do tego blaszaka sentyment za to ile razy wyciągał ją z tarapatów i przyjmował za nią bolty z blasterów wycelowanych w nią.
- Jeśli chcesz go przenieść na Nilusa to daj znać, ktoś ci w tym pomoże. Jednak wcześniej chciałabym z tobą pomówić o ważnej sprawie. Ale nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy to omówiły na twoim pokładzie - powiedziała Laurie przerywając długą ciszę jaka nastała gdy Em zabrała się za oglądanie uszkodzeń droida.
- Szczere wyznanie: Pani! Odnalazłaś mnie! Smutne stwierdzenie: Znalazłbym cię, ale te organiki mnie zniewoliły! Jak jakiegoś droida sprzątającego. Stwierdzenie: Pani! Jak tylko mnie naprawisz to zapewniam cię, że z jeszcze większą determinacją będę usuwać wszystkich tych, którzy staną na twojej drodze.
- Eee… - dziewczyna zerknęła z lekkim niepokojem na siostrę, jak ta zareaguje na takie słowa droida. - Już oszczędzaj swoje baterie, będziemy mieli dużo czasu do rozmowy jak będę cię naprawiać - ewidentnie nie chciała ciągnąć tej rozmowy przy Laurienn.
Laurienn lekko uśmiechnęła się.
- Chyba bardzo za tobą tęsknił - stwierdziła z rozbawieniem najwidoczniej biorąc słowa droida za żart.
- Ja za nim też - przetarła okopcony przy jakimś ostrzale optyk. - Macie tu gdzieś jakieś magnetyczne nosze? Albo chociaż widlaka? - odwróciła się do niej.
- Są tu naprawdę różne i dziwne rzeczy więc z pewnością znajdzie się to o czym mówisz - odparła jej Laurie z rozbawieniem.

- O czym chciałaś pogadać? - powiedziała w końcu Emily, gdy byli już na Nilusie. HK z pomocą dziewczyny położył się w warsztacie na stole podłączony do ładowania by zregenerował swoją baterię.
- Muszę pozyskać pewne dane z Korelli - wyjaśniła Jedi rozglądając się po kokpicie w którym się znalazły. Zupełnie jakby chciała doszukać się czegoś co Emily starała się przed nią ukryć. - Chodzi o takie dane związane z konkretnym transportem części zamówionych przez pewnych ludzi - mówiła dalej, a palcem prawej ręki przetarła szczyt konsoli sterowania statku. Była tam spora warstwa kurzu. - Myślałam, że najlepszy sposób żeby nikogo przy okazji nie niepokoić to użyć jakiegoś pospolitego droida, z programem. Masz jeszcze datapad mamy? - zapytała na koniec.
Młodsza z Hayes posmutniała, ale skinęła twierdząco głową.
- Myślisz, że dasz radę zaprogramować takiego droida by ich systemy myślały, że jest ich? - Laurie dopytywała dalej.
- Daj mi tego droida a powiem ci co dam radę z nim wyczarować - stwierdziła Emily krzyżując przed sobą ręce. - Najlepiej jakbyś dała mi jakiś model do którego mama pisała dedykowane oprogramowanie.
- Jasne - odparła jej Laurienn. Dostanie droida nie było żadnym problemem. Jednak sprawienie by po drodze nikt nie doszedł że przeszedł on przez ręce Akademii, to stawało się już problematyczne. - Podaj mi te modele, a ja poproszę Micala by jakiś pozyskał
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 30-07-2016 o 00:18.
Mag jest offline  
Stary 31-07-2016, 12:44   #194
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Quest przygotowała się dobrze do zadania. Przejrzała wszystkie dokumenty, które dostała od Laurie. Z magazynu wzięła potrzebne uzbrojenie i dodatkowy ekwipunek, który mógłby być potrzebny w razie jakichkolwiek problemów.
Po ostatnich wydarzeniach postanowiła być jeszcze bardziej przewidująca i ostrożna. Zajrzała również do techników, którzy zajmowali się ich statkiem i wypytała o jego stan techniczny i poprosiła o wgląd do dokumentów.
Przestała ufać komukolwiek, nawet tym, którzy działali na polecenie Akademii, więc oprócz sprawdzenia papierów, sama zajrzała na statek, by go dokładnie obejrzeć.
Pilotem nie była, ani technikiem lotniczym, ale conieco wiedziała i umiała sprawdzić. Profesja tego wymagała.
Nadszedł czas odlotu.
Na pokładzie Kay nie próżnowała. Większość czasu siedziała z datapadem i przygotowywała cały plan, uzgadniając go z Muriel i Angusem.
Była powściągliwa, ale nie oziębła. Szanowała swoich współpracowników i widząc, że mężczyzna to nie typ wesołego, rozgadanego hultaja, postanowiła go nie zadręczać żadnymi zbędnymi pogawędkami.
Kaylarze to nawet pasowało. Tylko dopracowanie szczegółów planu, i można było zająć się czyszczeniem broni, pancerza i krótką drzemką, by mieć czysty i świeży umysł przed pracą.
Nie denerwowała się. Był plan, były cele do zlikwidowania, był określony czas. Wszystko mogło pójść nie tak. Ale ona nie zamierzała do tego dopuścić.

...
Szło dobrze. Po drodze mieli tylko jedną, małą przeszkodę, którą na szczęście udołało im się pokonać. Uśmiechnęła się nawet pod nosem. Dobry karabin i plan działania to była podstawa.

- Lis 7 zapowiedział spóźnienie się na spotkanie. Lis 8 tego nie otrzymał z racji naszej blokady. Jeśli nie stawi się na miejscu, mogą zacząć coś podejrzewać. Przepuszczając tą wiadomość, przepuszczę też automatycznie kilkadziesiąt innych. Ryzyko wykrycia wynosi jakieś 15%. Co robimy?

-Przyjęłam.-Potwierdziła. Zamyśliła się na chwilę. Połowę celi już położyli zgodnie z rozkazem i udało im się spełnić plan minimum. Najbliżej byli celu 5 i 6 a do celu 7 mieli mniej więcej pół godziny. Popatrzyła się na swojego towarzysza.
To ona tu podejmowała decyzję i była za wszystko odpowiedzialna. 15% to niby nie było dużo, ale ryzyko zawsze istniało. Jednak, mieli te 85% szans na powodzenie.
Musiała szybko podjąć decyzję i to tę najlepszą. To od jej postanowienia zależał nie tylko suckes misji, ale także bezpieczeństwo jej oddziału.
Postanowiła zaryzykować.
-Rozkaz: przepuść wiadomość. Informuj nas na bieżąco. My w tym czasie zajmiemy się celem 5 i 6. Dała znać Angusowi i ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
Jeśli wyeliminują cel 5 i 6 to będzie już wystarczająca ilość, nawet jeśli reszta się zorientuje. Będą mieli czas na bezpieczne wycofanie się.
 
Ravage jest offline  
Stary 07-08-2016, 22:30   #195
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Tatooine, Anchorhead, kantyna
Gael wpatrywał się tępo w pustą szklankę po drinku, kiedy zawitał tam z powrotem Aaron. Po Parkerze nie było śladu.
- Polazł gdzieś. Nie powiedział gdzie. Zresztą mi się kurwa nic nie mówi - mruknął odstawiając szklankę. Trochę się ich tam już uzbierało. Sam najemnik bardziej się bujał niż siedział na krześle. Niezbyt dobry prognostyk przed spotkaniem z informatorem, do którego było jeszcze osiemnaście godzin.

Seswenna, Sorto, dzielnica kosmoportu
- Przyjęłam - odparła Muriel.
Przysłuchujący się temu Angus, nawet jeśli miał jakiś komentarz, to się nim nie podzielił. Nie w jego stylu było komentowanie decyzji przełożonych. Skupiony na prowadzeniu śmigacza zerkał tylko co chwilę na ekran z wyznaczoną trasą.
Kilkanaście minut później byli na miejscu.
Pod nimi rozciągał się spory plac, który kiedyś służył jako przystanek pomiędzy podróżującymi magnetyczną koleją pasażerami i turbowindami. Z jakiegoś powodu nie zyskał na popularności, a teraz zupełnie podupadł. Na tyle było tu pusto, że Krayt wykorzystywał go do nieformalnych zbiórek i odpraw swoich najemników. Teraz było pusto, zresztą zupełnie zgodnie z planem.
Dwójka oficerów oznaczonych jako Lis 5 i 6 właśnie rozpoczynała przekazywanie sobie raportów w pokojach zajmowanych onegdaj przez biuro ochrony przystanku. Na straży stała czwórka najemników w średnich pancerzach, uzbrojoni w lekkie karabiny blasterowe. Podchodzili na poważnie do swoich obowiązków i czujnie się rozglądali.
W międzyczasie Kay otrzymała potwierdzenie zajęcia pozycji przez Muriel. Snajper miała dobry punkt widokowy dzięki planom przekazanym im przez rycerz Hayes. Jednak nawet ona nie była w stanie ściągnąć czterech celów na raz. Na pewno nie po cichu.
Quest i Ram sprawdzili ostatni raz swoją broń, włączyli tarcze i zeszli na poziom placu. Ich plan zakładał zbliżenie się do ochroniarzy chowając się za dronem sprzątającym, którego dzień wcześniej zhakowali. Nawet jeśli to była niecodzienna sytuacja, to i tak zaskoczenie było po ich stronie.
Teraz liczyła się precyzja. Dron miał raptem dwa metry wysokości i był podobnie szeroki. W pełnym pancerzu Kaylara była wyższa i teraz musiała się skupić. Wkuła na pamięć drogę, jaką przemierzy maszyna i pola widzenia jakie będą mieli wrodzy najemnicy. Angus został z tyłu i ustawiając celownik kolimatorowy czekał na rozpoczęcie akcji.
Wreszcie dron się pojawił. Bez chwili zwłoki Kay ustawiła się za nim. Krok w lewo. Trzy do przodu. Przystanek. Krok w prawo, w przód, cztery w prawo, w przód.
Zbliżała się coraz bardziej.
- Jest reakcja wilków 1 do 4, na razie bierna - otrzymała raport od koleżanki z zespołu, obserwujacej wszystko przez lunetę swojej snajperki. - Lider wilków kontaktuje się przez radio. Chyba otrzymał odpowiedź odmowną.
Tymczasem Quest dotarła na odległość dwudziestu metrów. Nadeszła pora na akcję. Dron sprzątający odejchał w bok, ale tym razem komandos nie podążyła za swoją przykrywką. Ukazała się czwórce ochroniarzy w pełnej krasie z ciężkim karabinem gotowym do strzału.
Wraz z Muriel i Angusem, nacisneli spusty jednocześnie. Seria Kaylary obiła się o tarczę energetyczną jej celu, która wytrzymała tylko trzy pierwsze bolty. Pozostałe cztery rozpruły go prawie na dwoje. Wysokokalibrowy pocisk od Photsu przebił na wylot jej cel wzbogacając go o dziurę w klatce wielkości pięści.
Ram również trafił, ale zdołał jedynie rozbić tarczę. Ochroniarz uskoczył unikając reszty boltów. Został ostatni z ochroniarzy, którego zdjęcie było zadaniem Quest. W tym wypadku liczyło się kto będzie szybszy.
Najemnik był nieźle wyszkolony. Pomimo zaskoczenia oraz widoku ginących wokół towarzyszy poderwał swój karabin i oddał strzał. Z takiej odległości nie mógł nie trafić. Niestety dla niego, Kaylara miała na sobie silne tarcze energetyczne i w tym samym czasie zdążyła władować mu w klatę całą serię.
Jak zaprogramowany robot komandos przeniosła celownik na cel Angusa, który teraz próbował się odczołgać. Jednak nim go dobiła, wydarzyło się coś zupełnie zmieniające sytuację na polu walki..
Z uchylonego okna do biura ochrony wyleciał granat błyskowy i eksplodował zalewając oślepiającym światłem okolicę. Quest miała wrażenie jakby ktoś jej wypalał oczy.
- Czterech nowych, na wprost ciebie liderze! - w komunikatorze odezwał się Ram. Był zbyt daleko by granat mógł go oślepić i teraz był oczami ich całej drużyny, po tym jak usłyszała odzew Muriel:
- Brak wizji, powtarzam brak wizji! - co był zupełnie logiczne, bo obserwowała wszystko przez lunetę snajperki i musiała to odczuć tak samo mocno jak Kay.

Dxun, obóz mandalorian
Z trudem, ale udało mu się utrzymać normalne tempo marszu. Adrenalina buzująca w jego żyłach podpowiadała mu błędnie by po prostu uciec. Opanowanie się w tej chwili było najważniejszym zadaniem, z którego Sol wywiązał się znakomicie. Z tych wszystkich emocji nawet nie zauważył, kiedy znalazł się tuż przy budynku do którego zmierzał.
Wchodząc do środka mógł poczuć drobne ukłucie zawodu. Za krótkim korytarzem pełniącym w razie potrzeby rolę śluzy do dekontaminacji znalazl długie niskie pomieszczenie z wieloma boksami z terminalami. Wszystko wyglądało jak typowy open space w jakiejś korporacji na którymś z ekumenopolis. Istotną różnicą było jedynie to, że zamiast korpo-szczurów w garniturach miejsca zajmowane tutaj byly przez opancerzonych i uzbrojonych po zęby mandalorian.
Najemnik zajął jeden z wolnych boksów i uruchomił terminal, ciekaw co tym razem wyskoczy na ekranie. Na pulpicie znalazł kilkanaście aplikacji do programowania, z ponad dziesięć symulatorów bitewnych oraz co śmieszniejsze prawie tuzin gier wojennych.
Trudno było na szybko dowiedzieć się z gier, więc zaczął od symulatorów bitewnych. Te obejmowały różne pola walk, od starć piechoty, poprzez desant powietrzny na tyły opancerzonych dywizji wroga do starć krążowników na orbitach planet. Wyniki były zapisywane i porównywane z innymi.
Gdy przeszedł do aplikacji programujących odczuł niepokój. Różne języki programowania, systemy operacyjne, ale każdy z nich miał wpisane identyczne ustawienia początkowe - podstawy programowania sztucznych inteligencji droidów. W dodatku jasno określone było zapotrzebowanie - ciężki droid transportowy ze wsparciem ogniowym.
Serce zaczęło arkaninowi bić znacznie szybciej. Dziwny niepokój narastał. Nie potrafił wytłumaczyć dlaczego. Podświadomość mu już coś podszeptywała, ale jakby celowo się odcinał od tej konkretnej nazwy. Jakby bał się tego, co ona ze sobą niesie.
Zweryfikował ile pamięci ma na swoim datapadzie po czym zgrał sobie kilka programów wybranych na chybił trafił. Następnie sprawdził czy i te komputery są odcięte od sieci. Wszystko wskazywało na to, że był częścią czegoś większego, ale postawione tutaj firewalle były gotowe stawić opór przez ponad godzinę. Nie posiadał tyle czasu.
Rozejrzał się. W boksie obok inżynier zawzięcie stukał w klawiaturę nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Był zupełnie pochłoniety swoją pracą. Obok na biurku stała nieduża figurka wojennego droida. Zupełnie nie przypominała orginału, ale sprawiła, że Zhar-kan nie mógł już dłużej ignorować swojej podświadomości. Wrócił do swojego terminalu i wyłączył wszystkie programy. Przeszedł do ogólnego dysku, na którym zapisywane były wszystkie osiągnięcia z gier, symulatorów i aplikacji do programowania. Dysk nosił dumną nazwę “Żelazna Bestia”. Obok niej widniała miniaturka. Po kliknięciu w nią ekran przesłonił Solowi widok, który republikańskim weteranom Wojen Mandaloriańskichi zdarzało się widywać w najgorszych koszmarach.
W języku Mando’o “Żelazna Bestia” wymawiało się jako “Bes'uliik”.
Bazyliszek.

Mirial, posiadłość rodziny Morlan
- Wypadałoby już wstać, południe dawno za nami - obudził go znajomy głos. - Mocno nadszarpnąłeś opinie o odporności Jedi na alkohol, to przynajmniej pokaż, że na drugi dzień może być z ciebie jakiś użytek padawanie - rozpoznał wreszcie mistrza Randa.
Rohen otworzył oczy. Był w swoim łóżku, przebrany w wygodną piżamę. Szybko organoleptycznie się zbadał. Oprócz obitego ramienia nic mu nie było. Widocznie te pazury szarpiące jego ciało były jedynie wytworem jego wyobrazni. Oczywiście głowa go bolała jak diabli, przy każdym gwałtowniejszym ruchu odczuwał jak mózg obija mu się o czaszkę.
- Przybyłem jak tylko dowiedziałem się o zamachu. Tak to byl zamach - potwierdził widząc wędrujące do góry brwi chłopaka. - Snajper który was ubezpieczał zostal zadźgany i jego ciało zostało odciągnięte, ale kolejny oddział przepłoszył mordercę. W tej chwili prowadzony jest pościg. Ten potwór, ta gorgondona, została wybudzona ze snu i podano jej farmakologiczne stymulanty. Ona była na mocnym haju po czym zaciągnięto ją w rejon polowania. Chcieli ładnie upozorować twoją śmierć. Zawdzięczasz życie tej porucznik. - dodał już poważnym tonem.
Przez chwile milczał najwyraźniej rozmyślając nad tym co się stało.
- Nie będę się mieszał w politykę Mirialu, zostawiam to tobie Rohen. Załatw to w sposób jaki uważasz za słuszne. Jak dokończysz swoje sprawy zawitaj na Coruscant. Pogadam z Micalem o wyznaczeniu ci próby. Ach, no i najważniejsze. Zanim odlecimy, chciałbym żebyś poznał kandydatkę na nową padawan - wskazał ręką w kąt pomieszczenia. Siedziała tam młoda dziewczyna z jego rasy.
Mogła mieć maksymalnie dwanaście lat i była bardzo wystraszona. Buzię miała zamkniętą w ciup, a przerażony wzrok spuściła na podłogę. Na gest Attona podeszła do niego stawiając drobne kroki.
- Tillia Dust - położył jej ręce na barkach. - Bardzo zdolna mechanik i lingwistka. Już zdążyła się nauczyć binarnego - pochwalił ją, a ona się tylko zaczerwieniła.
- Dzień dobry... - zdołała wymruczeć.
- Cóż, jest to jakiś początek - mistrz się zaśmiał. - Zbieram się Rohen. Powodzenia w dokończeniu swoich spraw.

Mygetto, Jygat, blok administracyjny
Właz turbowindy się rozsunął i Rycerz Jedi wyszedłna szeroki korytarz. W porównianiu z warunkami panującymi pod ziemią, tutaj było wręcz sterylnie. Pewnym krokiem ruszył przed siebie. Ból z oparzone dłoni prawie go paraliżował. Zanim podejmie jakąkolwiek akcję będzie potrzebował pomocy medycznej. Podążający za nim w milczeniu Vato rozglądał się trwożnie dookoła. Szybko doskoczył do Jona i trzymał się tuż obok niego.
Po drodze minęli kilku Muunów z obsługi, którzy skłaniali mu się z szacunkiem ale i strachem. Brudny, okopcony i ranny musiał robić mocne wrażenie. Nikt zdawał się nie zauważać drobnego mygettianina kryjącego się w jego cieniu.
Wreszcie przez korytarz dotarło do nich echo podkutych butów odbijających się od posadzki. Chwilę później Baelish zauważył biegnącą ku nim porucznik Tuchani.
Stwierdzić, że była wzburzona byłoby znacznym niedopowiedzeniem.
- Mistrzu! Gdzie się Mistrz podziewał! Muunowie postawili nam ultimatum! Przycisnęli tak mocno, że nie było miejsca na dyskusje! Wzywaliśmy Mistrza, ale nigdzie Mistrza nie było! Przecież po to do cholery Mistrz tam miał być! - wyrzucała z siebie słowa z predkością karabinu maszynowego. - Jesteśmy strasznie w plecy! Ten kontrakt to jedna wielka porażka! I wtedy kiedy…. Och, jesteś ranny Mistrzu! - dopiero teraz spojrzała z przysłowiowej szerszej perspektywy. Jej oczy się rozszerzyły ze zdziwenia, a przez głowę przeleciało mnóstwo myśli, w tym te, że Jedi niekoniecznie ze swojej winy nie dotarł na rozmowy.
- Przepraszam najmocniej, ale dopiero co się dowiedziałam, że Mistrz tutaj jest… Szybko chodźmy do naszego medyka! - wyciągneła komunikator i nadał prośbę o przygotowanie ambulatorium. - Proszę, Mistrzu pośpieszmy się, to paskudnie wygląda - skrzywiła się patrząc na odstający z ręki płat skóry.

Tatooine, Morze Piasku
Śmigacz który wypożyczyli nie był najtańszym jaki można było znaleźć, ale jedynym sprawnym. Gdyby nie to, że Cyrus wiedział gdzie i jak zapytać, pewnie i tego by nie znaleźli. Najemnik wrócił do kantyny na dwie godziny przed planowanym spotkaniem. Wystarczało czasu złapać transport i dolecieć do Mos Eisley.
Teraz zasłaniali twarze chustami przed wciskajacym się wszędzie piaskiem. Przy predkości jaką się poruszali każda drobinka stawała fundowała im całkiem niezły, choć zupełnie nie chciany pilling. Parker podrapał się po lewym ramieniu. Świeża rana jaką był tatuaż bardziej swędziała niż bolała, choć rodiański tatuażysta się nie patyczkował i głęboko wbijał swoją igłę.
Gdzieś na horyzoncie, pomiędzy dwoma wielkimi wydmami można było wypatrzyć stado Banth.
- Jak takie wielkie stworzenia mogą przetrwać na pustynnej planecie? Czym one do diabła się żywią?
Pytanie postawione przez Gaela musiało pozostać bez odpowiedzi. Z pomiędzy obserwowanych wydm wyjechał lekki, jednoosobowy śmigacz. Ewidentnie zmierzał w ich kierunku. Kierujący ich pojazdem Martell próbował przyspieszyć, ale nie mogło się to zdać na nic. Goniący ich był zdecydowanie szybszy.
A oni nie mieli ze sobą żadnej ciężkiej broni.
- Ściągnę łajzę - odparł siedzący na tylnym siedzeniu Zozin wyciągając blaster zza pasa.
Nim cokolwiek zdołali zaprotestować, wystrzelił trzykrotnie. Był na tyle sprytny, że każdy z boltów leciał w pewnej odleglości równolegle do siebie. Unik nie wchodził w grę.
Ścigajacy ich osobnik również musiał zdać sobie z tego sprawę. Nie zrobił żadnego karkołomnego manewru. Sięgnął za pas i wydobył rękojeść, która po uruchomieniu wypuściła z siebie świetliste, jaskrawozielone ostrze.
Lekkim, niedbałym machnięciem bolt został odbity.
- O kurwa - wymsknęło się Gaelowi na temat tego czytelnego pokazu siły. - Ale ten kolor to znaczy, że jest po naszej stronie, co? - dopytał szybko Martella.
Osobnik z zielonym mieczem świetlnym wyprzedził ich i dał sygnał by się zatrzymali. Dużego wyboru nie było i przystanęli. Tak samo zrobił drugi śmigacz. Jego pilot wyłączył swoją broń i zszedł z swojego środka transportu. Dopiero teraz mogli zauważyć, że miał doczepiony moduł transportowy z skrzynami z sprzętem.
Ich sprzętem.
- Całkiem was pojebało? To, że to Tatooine, to nie uprawnia do strzelania do każdego w zasiegu wzroku - usłyszeli kobiecy głos. - Ty Parker powinieneś o tym wiedzieć.
Kobieta ściągnęła hełm i pokazała rudą czuprynę.
- Przynajmniej trzymacie się terminów - mruknęła nie czekając na ich odpowiedź. - Nie byłam pewna czy ktoś was śledzi, dlatego zmieniłam miejsce spotkania. Tutaj nikt nas nie podsłucha. Mam wasze zabawki - skinęła głową w kierunku modułu transportowego. - Pobawicie się nimi za chwile. Teraz najważniejsze. Wymiana ma się odbyć za tuż po jutrzejszym wyścigu wieczoru w Anchorhead. Podobno któryś z dowódców Krayta jest fanem jednego z zawodników i ma się tam pojawić. Dlatego dopiero ruszą się po zakończeniu rozgrywek. Mam nadzieję, że dobrze rozegrałeś waszą przykrywkę - zwróciła się do Martella. - Dużo od tego zależy. Sama wymiana ma się odbyć na terenach kontrolowanych przez Czerkę na południowym Morzu Piasków. To po drugiej stronie Anchorhead. Korzystać będą z opuszczonego obozowiska Jeźdzców Pustynii. Niestety nie wiemy gdzie przechowują teraz towar. Zapewne zostanie dostarczony na miejsce w ostatniej chwili. Tylko wtedy już będzie pod sporą ochroną, przez którą możemy nie dać rady się przebić. Tak, wezmę w tym udział - mruknęłą. Nie było w tym dużego entuzjazmu. Widać z jakiegoś powodu nie chciała się bezpośrednio mieszać, bo zdolności bojowych nie można było jej odmówić. Tymczasem kontynuowała dalej. - Najbardziej optymalną sytuacją byłoby zdobycie informacji, gdzie w tej chwili przetrzymywany jest sprzęt i tam podrzucić ładunki wybuchowe, które już przygotowałam. Wtedy pozostanie nam podkraść się na zasięg detonatora i detonować w momencie wymiany. Macie jakieś inne pomysły?

Coruscant, Akademia Jedi
Emily odleciała jeszcze tego samego dnia. Mical jakby czytał w myślach Laurienn i zaproponował, że przekaże jej siostrze kredyty, a ona sama dokona zakupy. W ten sposób zapobiegną powstaniu jakichkolwiek powiązań tej akcji z Akademią.
Laurie mogła się domyślać, że jej siostrze zależało na tym by szybko znaleźć się w nadprzestrzeni i usiąść do napraw jakich potrzebował HK. Nawet zostawiła statek, który zdobył droid. Normalnie od razu zajmowała się regeneracją i wpuszczała go w ruch by mógł na siebie zarabiać. Teraz wytłumaczyła się tym, że wprowadzenie astrodroida na pokład jednego z transportowców latających z Korelii na Zonju V jest priorytetem ograniczonym czasowo. Trudno było z nią się w tej sprawie kłócić.
Potyczki jaki prowadziła na odległość z Czerwonym Kraytem miały istotne znaczenie dla zachowania dominującej pozycji Republiki. Choć ktoś mógłby uznać to za śmieszność, to jednak ta organizacja najemnicza stawała się realnym zagrożeniem. Wpływ na to miało oczywiście wiele czynników, z których największym była jednak wewnętrzna słabość samej Republiki. Rządzaca frakcja była pozbawiona odważnych politków gotowych na zdecydowane działania. Ograniczali się jedynie do pozorowania pracy i zachowania statusu quo, który pozwoli im zachować stołki co okazało się skuteczne. W wyborach jakie odbyły sie raptem miesiąc temu otrzymali mandaty na kolejne cztery standardowe lata. To było jak woda na młyn dla Zero i jego towarzyszy. Coraz więcej systemów wręcz pchało się w ich ręce i groźba powstania ruchu seperatystycznego stawała się coraz bardziej realna. Na szczęście na wierzch wypływały kolejne afery dotyczące korupcji i koalicja aktualnie rządzących się chwiała w posadach. W kolejce ustawiła się frakcja reformatorów do której należał współpracujący z Akademią Jedi senator Marcus Hidalgo. Jego partia złożona była z pełnych werwy polityków, którzy rzeczywiście chcieli znaczących zmian. Istotnym problemem był jednak lider tej partii, senator Regelt. W swoich wystąpieniach jawnie występował przeciwko Zakonowi Jedi i ogólnie użytkownikach Mocy, posądzając ich o nieszczęścia jakie spadały na Republikę. Trudno było nazwać go populistą, bo ostatnie wojny rzeczywiśćie wybuchały z powodu zatargów pomiędzy Jedi i Sith. Dlatego jego słowa padały na podatny grunt. Akademia, a dokładnie Mical stał teraz pomiędz młotem a kowadłem. O ile Hidalgo z chęcią współpracował i miał posłuch wśród swoich towarzyszy w partii, to nie mógł konkurować z charyzmatycznym Regeltem. Mając na celu dobro Republiki, Wielki Mistrz Jedi musiał narazić dobro Akademii.
Dlatego teraz prawie od rana do wieczora spędzał czas w Senacie prowadząc dziesiątki rozmów i negocjacji dziennie.
Dlatego teraz Laurienn stała przed gromadką zaciekawionych padawanów, by opowiedzieć im o Wojnach Mandaloriańskich i wyjaśnić konsekwencje jakie dla nich wszystkich miały.
Zadanie równie trudne jak to, którego podejmował się Mical. Przez chwilę Hayes mogło przez głowę przemknąć, że ta prośba nie była dziełem przypadku. Przecież do tej pory mężczyzna jej życia potrafił pogodzić wszystkie obowiązki. Wyglądało na to, że po prostu skorzystał z okazji i zrzucił to na nią.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 08-08-2016, 18:55   #196
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Dxun, Baza Mandalorian, teraz

Ręce Zhar-kana drżały gdy otwierał folder. Jego wzrok, na szczęście skryty za maską, skakał po otoczeniu, a nadnercza wylewały kolejne fale adrenaliny w rytm bijącego serca. Nie bał się niemal niczego. Wiadomo, jak każda żyjąca istota unikał zranień, czy też samobójczych czynności, ale nie bał się ich. Potrafił z tym wszystkim sobie poradzić, ale Bazyliszki? Jego wnętrzności skręciły się, a na wierzch wypłynęły do tej pory ignorowane wspomnienia...

Duro, półkula północna, 3962 BBY

- Potrzebujemy wsparcia, baza, potrzebujemy wsparcia! - ryczał nieznany Solowi żołnierz w słuchawkę polowego radia. Bez odpowiedzi. Oczywiście że było jej brak, w końcu mandalorianie uderzyli z niezwykłą precyzją, najpierw atakując ośrodki koordynujące działania małego republikańskiego garnizonu. Z niemal nabożnym lękiem patrzył na spadające niczym meteory Bazyliszki, niosące śmierć i zniszczenie. Z nimi nie dało się walczyć. Nie bez krążowników, dział przeciwlotniczych, bądź wsparcia Mocy. Które miał nadzieję nadciągało na statkach klasy Interdictor, zgodnie z planem. W tej rzezi nie było honoru, tak samo jak na Stereb, którego miasta zmieniły się w szklane kratery i na Eres III, którego równiny wciąż płoną. Z niemałym trudem zerwał się do biegu, miał dane które musiały trafić do przełożonych. I zrobił to w ostatniej chwili. Oddział do którego tymczasowo się przytulił eksplodował fontanną krwi i kości, gdy jeden z jeźdźców wybrał ich sobie na cel. Pobliski budynek mieszkalny w sekundy zmienił się w stertę gruzu. Mały duros, patrzył na swoje nogi szklanym wzrokiem. A raczej ich brak. Impet upadku wbił je w jego brzuch, tak że kawałki popękanej miednicy i kości udowej wyszły przodem, rozrywając organy wewnętrzne. Sol skoczył w pobliską alejkę, zwymiotował i ponownie zerwał się do biegu.

Dxun, Baza Mandalorian, teraz

Z niemałym trudem zmusił się do uspokojenia oddechu. To tylko wspomnienia, a jeśli niczego nie spieprzy to nie będzie musiał oglądać działających Bazyliszków. Jeszcze raz przejrzał zawartość folderu, po czym odpiął swój datapad od terminalu i ruszył w kierunku wyjścia. Nie szedł już swobodnym krokiem. Teraz poruszał sie chodem osoby której wyraźnie się śpieszy. Kierował się do baraków, musiał zebrać swój sprzęt i spieprzać z tego przeklętego księżyca.
Dotarł na miejsce przez nikogo nie niepokojony. Cicho wszedł do pomieszczenia w którym wciąż spali rekruci i równie ostrożnie zaczął zamieniać ekwipunek mandalorian na swój. W końcu uruchomił pole maskujące i po upewnieniu się że nikogo na zewnątrz nie ma wyszedł na korytarz. Miał jeszcze znaleźć Sashę, ostrożnie otwierał więc pokoje damskie i rzucał okiem czy nie ma jej w którymś z nich. Prawdę mówiąc nie szukał bardzo dokładnie, chciał tylko jak najdalej i najszybciej uciec, ale honor wymagał by podjął chociaż próbę jej zlokalizowania. Niestety te spełzły na niczym.
Niestety te spełzły na niczym. Opuścił więc koszary, wyślizgując się na zewnątrz gdy jakiś mandos otworzył na moment śluzę. Musiał znaleźć drogę poza perymetr z czujnikami, a to oznaczało kolejne godziny czekania na jakiś patrol.
Zbliżając się do lini drzew czuł, że coś jest nie tak. Zdenerwowany popełnił błąd i odwrócił się by spojrzeć czy ktoś go nie obserwuje. System maskujący nie nadążył za tym szybkim ruchem i przez ułamek sekundy wytworzyłnieregularne zamazanie.

Patrzący w tym kierunku oficer zamrugał jakby się przewidział, ale wyuczone procedury nie pozostawiały mu wyboru. Lewą ręką sięgnął do komunikatora w hełmie, a prawą podniósł odbezpieczony blaster i pewnym krokiem ruszył w kierunku Sola. Trzy sekundy później w całej bazie rozległ się alarm.
Sol zaklął w myślach. Spanikowany nie wiedział co zrobić. Ucieczka nie wchodziła raczej w grę, w końcu nie miał zielonego pojęcia gdzie mogę być rozmieszczone miny, dodatkowe czujniki i inne nieprzyjemności. Zaatakowanie oficera też odpadało. Trup zaogniłby tylko sytuację. Musiał więc to przeczekać. Wziął głęboki wdech i wyjątkowo powoli ruszył po lekkim łuku w bok i na plecy oficera, tak aby zejść mu z drogi i z pola widzenia. Jeśli to nie zadziała... Cóż zawsze miał dodatkowe alibi.
Oficer rozglądał się czujnie. Nadal zbliżał się w kierunku arkanianina, ale nie mógł go wypatrzyć na tle dżungli. Większy problem stanowiła cała baza, którą właśnie postawiano na nogi. Już po chwili widział biegnący w ich kierunku oddział patrolujący, który na pewno miał hełmy z filtrem podczerwieni.
Sol już niemal ukląkł by się poddać, ale nagle zdał sobie sprawę z tego że to gwarantowana droga do śmierci. Za dużo widział, nawet jeśli próbowałby rżnąć głupa. Tak przynajmniej będzie miał szansę wziąć kilku mando ze sobą, a być może nawet zaskarbić sobie ich szacunek. Może nawet na tyle że rzeczywiście stopią jego prochy z jego wibroostrzem i zakopią na Kiffu? To był dziwny związek, Sola i mandalorian. Nienawidzł ich całym sercem, za rodzinę którą stracił, ale przy tym szanował za silne poczucie honoru. Przynajmniej niektórych z nich.
- Honor wymaga bym bronił siebie, a Resol’nare wymaga byś przyjął moje wyzwanie! - ryknął, bez wątpienia źle akcentując obcą nazwę i uruchomił tarcze. Wibroostrze wyskoczyło z pochwy i zajaśniało delikatnym błękitem, uruchomił moduł jonowy. Jego pole maskujące samoczynnie się rozwiązało i ukazało jego sylwetkę oficerowi.
- Wyzywam ciebie na pojedynek. Broń biała, lub walka wręcz, twój wybór!
 
Zaalaos jest offline  
Stary 11-08-2016, 00:25   #197
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wojny Mandaloriańskie były bardzo śliskim tematem jeśli chodziło o historię nowożytną. Laurienn zdawała sobie z tego sprawę. Doskonale pamiętała jak sama siedziała wsłuchując się w wykład Micala, tak się składało, że była wtedy osobą najbardziej zainteresowaną tematem że wszystkich padawanów z tamtego okresu, więc zalewała go potokiem pytań. I nawet nie chodziło o osobę wykładowcy, który już wtedy był obiektem jej westchnień, ale o samą historię. Hayes fascynowała się tym, że jeśli chodziło o historię, te same fakty, można postrzegać na bardzo różne sposoby. Czasem nawet niezwykle skrajne.
Historia natomiast była ściśle powiązana z polityką i miała zwyczaj ewoluować w czasie, pod wpływem politycznych zmian. Bo niby przypadkiem ktoś kiedyś wynajdzie niewygodne akta zmieniające całkowicie wydźwięk wydarzeń z przeszłości.

Laurie dawniej wiele godzin spędzała w archiwach Akademii na szukaniu informacji. Wojny Mandaloriańskie ją fascynowały. Czasem próbowała o nich rozmawiać z tymi, którzy ich doświadczyli na własnej skórze. Sol prawie się na nią obraził, gdy o to zapytała.
"A może się naprawdę wtedy obraził?" przeszło przez myśl Laurienn gdy siedziała w swoim dormitorium dopracowując swój wykład przed pierwszymi zajęciami z tego tematu.
Micala całymi dniami nie było i choć teraz był już wieczór to wiedziała, że jeszcze kilka godzin spędzi dopieszczając swoje materiały. Zwyczajnie nie po to wracała spod konspiracji by teraz sypiać samej w łóżku.

Więc, choć była świadoma, że jest perfekcyjnie przygotowana do zajęć, to i tak siedziała sobie teraz w wygodnym fotelu z datapadem w ręku. Jedi wpatrując się w urządzenie ziewnęła przeciągle i przeciągnęła się. Szykowanie się do tych wykładów przypomniało jej o dawnych sprawach. Jak o tym, że chciała zebrać się na odwagę by porposić Wielką Mistrzynię o rozmowę o Revanie. Jego osoba fascynowała ją odkąd pierwszy raz o nim przeczytała. To właśnie on, mając lat chyba tyle co ona teraz, przyczynił się do zwycięstwa nad Mandalorianami. Hayes nawet była w stanie zrozumieć czemu odwrócił się od Rady Jedi i przeszedł na Ciemną Stronę. Wielu Jedi podążyło za nim. I nie było sensu się temu dziwić, bo nikt inny jak właśnie Rada Jedi, pozwalała na przedmiotowe traktowanie członków Zakonu. Laurienn była niezwykle wdzięczna, że nie załapała się na tamten okres nauczania. Zdecydowanie obecne czasy, choć nie łatwe, to były lepsze niż to czym był Zakon. Czasem Laurie zastanawiała się nad tym co sama by zrobiła i zawsze dochodziła do tego samego wniosku.
Kobieta potarła dłonią twarz. Oczy już ją piekły. Położyła rękę na brzuchu. Poczuła, że ma ochotę zjeść coś, czego jeszcze nie potrafiła określić. Kończył jej się właśnie piąty miesiąc ciąży i nadal czuła się świetnie.

W końcu zdecydowała się skończyć. Odłożyła datapad na biurko i wstała powoli z fotela. Skierowała swoje kroki do wyjścia biorąc po drodze płaszcz, którym się owinęła. Wyszła z pokoju i skierowała się do części wspólnej po coś do jedzenia, a później może uda się do sal rekreacyjnych.
O tej wieczornej porze korytarze wyglądały dość złowieszczo, ale nie dla Hayes. Dla niej był to dom, w którym zawsze czuła się bezpiecznie.

Przechodząc obok dormitorium usłyszała stanowcze słowa Brianny, pouczającej młodych padawanów.
- Nic mnie nie obchodzi jakaś transmisja meczu. Teraz mój serial leci, won do łóżek!
Chwilę później mamroczące pod nosem Ricca i Tara powlokły się noga za nogą w kierunku swoich pokoi. Obie nastolatki tylko wymamrotały “dobranoc” w kierunku Laurienn, pomstując po cichu na niesprawiedliwość, że serial mistrzyni jest bzdurny i ona tak naprawdę go tylko dla romansów ogląda.

Laurie parsknęła cichym śmiechem lecz spoważniała natychmiast gdy dziewczęta minęły ją w korytarzu. Prawdę mówiąc zaciekawiło ją to, więc weszła do środka.
- Jak tam idzie zaganianie nastolatków do łóżek? - zapytała uśmiechając się szeroko do Brianny. W ręku Hayes trzymała talerz z różnymi kąskami, niektóre zdawały się nie wyglądać apetycznie, ale Laurie zdawało się to nie przeszkadzać. Usiadła obok Mistrzyni i skierowała spojrzenie na to co Jedi oglądała.

- Eee, co? - kobieta odwróciła wzrok od szerokiego telebimu. - Nie dyskutują, bo potem na treningach uważnie sprawdzam, jak niewyspanie wpływa na koncentrację - zaśmiała się. - A tobie podjadanie się włączyło? - nie było w tym ani krzty złośliwości, raczej pełne zrozumienie jej sytuacji.

Laurienn pokiwała głową.
- Taak... Okazało się, że mam ochotę na wszystko - stwierdziła Hayes maczając czekoladkę w sosie serowym. - Mnie Mical wrobił w zastępstwo i jutro będę opowiadać o tym jaki wpływ na wszystkich miała opieszałość dawnej Rady Jedi - westchnęła. - Co oglądasz? Jakieś romansidło? - zapytała zmieniając temat.
Brianna spojrzała na nią z wyrzutem.

***

- Na ostatnich zajęciach zakończyliście omawiać z Mistrzem Micalem temat wielkiej wojny Sith oraz rosnącej w zastraszającym tempie liczebności wojsk Mandalorian - przypomniała Rycerz Jedi Laurienn Hayes gdy przywitała się z padawanami.
Kobieta jeszcze do niedawna wykłady prowadziła na stojąc, chodząc po sali, czy w koło hologramu, który wyświetlał materiały do zajęć to teraz siedziała na fotelu za pulpitem wykładowcy i spoglądała na swoich słuchaczy.
- Dziś będziemy rozmawiać o tym co z tego wynikło. Wojny Mandaloriańskie, jak został nazwany konflikt zbrojny trwający w późniejszych latach. Mandalor Nieposkromiony zginął na Dxunie, a grupa jego żołnierzy odnalazła jego ciało. Jeden z nich przywdział maskę dawnego lidera, nazwał się Mandalorem Ostatecznym i zaczął wielkie przegrupowanie wojsk. W tym czasie Republika i Zakon Jedi powoli się odbudowywały. Były to czasy pokoju i dobrobytu, mimo świeżych wspomnień po wielkiej wojnie Sithów. Nikt nie spodziewał się, że w tajemnicy odbudowywana jest inna armia, mająca jeszcze raz uderzyć na Republikę w poszukiwaniu chwały. A przynajmniej tak twierdzą historycy. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym jak można było tego nie dostrzec, czyżby cały wywiad Republiki zrobił sobie wolne? - zadała pytanie lecz wszyscy zebrani na sali wiedzieli, że było ono retoryczne. - A może wielka wojna była na rękę. Zapewne tak. Ale wracająć… Mandalor wiedział jednak, że siły Taungów, choć świetnie wyszkolone mogą być niewystarczające. Zdecydował się więc dopuścić do szeregów Mandalorian rekrutów z innych ras, ogłaszając, że każdy kto okaże się tego godny, udowadniając swą wartość w bitwie, może stać się pełnoprawnym członkiem klanów. Zmieniła się także cała struktura społeczna Mandalorian, Konkwistadorów wyparł nowy, bardziej zorganizowany i zunifikowany ruch Neo-Konkwistadorów, którzy w przeciwieństwie do poprzedniej formacji byli nie tylko skuteczni w boju, ale i z powodzeniem wykorzystywali zdobyte dzięki kolejnym zwycięstwom zasoby. Zdecydowanie Mandalorianie, w przeciwieństwie do Republiki, potrafili wyciągać wnioski z bitw jakie toczyli. - westchnęła. - Mandalorianie wierzyli, że to jeszcze nie koniec walk i "wielka ostateczna bitwa" cały czas na nich czeka. Korzystając z zasobów zdobytych w poprzedniej wojnie na Foerost i Abheanie zaczęli budować statki na Breshig i Ardzie. Włączyli także w swe szeregi rekrutów z wielu światów leżących w granicach ich terytorium, takich jak Hrakianie, Elominowie, Tiss'sharowie, Pho Ph'eahianie, Togrutanie, Drackmarianie, Thalassianie, Nalroni czy Zygerrianie - spojrzała na hologram który zgodnie z jej słowami wyświetlił obrazy z przedstawicielami wymienionych przez nią ras. - Jednocześnie Mandalor zdawał sobie sprawę, że nie był wówczas gotów by zaatakować Republikę bezpośrednio. Dlatego też przez kilka lat sprawdzał systemy obronne galaktycznego rządu, atakując planety leżące na pograniczu i poszczególne instalacje obronne. W ciągu dziesięciu lat Mandalorianie zajęli spory obszar Zewnętrznych Rubieży, zdobywając między innymi takie planety jak Altir III. - hologram zmienił się i pokazywał teraz obraz galaktyki, który zmienił się na widok Zewnętrznych Rubieży.
Jack podniósł rękę ewidentnie chcąc się o coś zapytać.

Laurienn nieco zdziwiła się, że w tym momencie ktoś mógł chcieć mieć pytania, w końcu było to tylko wprowadzenie, a i sama zaczynała się dopiero rozkręcać.
- Tak? Chcesz o coś zapytać? - Hayes spojrzała na chłopca z ciepłym uśmiechem.
- Dlaczego nikt im nie przeszkodził w zajmowaniu tych planet? One nie były z Republiki? - powiedział szczerze nie mogąc tego zrozumieć.

- Bardzo dobre pytanie Jack. Tak się składa, że planety te należały do Republiki, ale ona nic nie zrobiła by wspomóc je w jakikolwiek sposób. Czyli zareagowali tak jak zwykle, gdy zaczynały się problemy. Jak już wcześniej wspomniałam, siłą Mandalorian było głównie to że potrafili wyciągać wznioski z niepowodzeń, adaptować się. Czyli to co do tej pory sprawia problem Republice, która jest dobra na czas pokoju, jednak gdy pojawia się wielka siła grożąca ogółowi to wolą wziąść to na przeczekanie, licząc że wszystko się uspokoi, samo rozwiąże, może przeciwnik natrafi na jakiś świat, który się poświęci... - zamilkla i zamyśliła się.

Po tym jak przesiedziała w Kraycie dwa lata, jako osoba na jednym z wyższysz szczebli dowodzenia, widziała wyjątkowo dobrze jak ta organizacja najemnicza wykorzytuje słabości Republiki. Teraz, na tym wykładzie, zdała sobie sprawę z tego, że Krayt robił dokładnie to samo co Mandalorianie. I wszystko wskazywało na to, że Republika znów zamierza biernie się temu przyglądać, zamknąć oczy w założeniu, że problem sam minie.

- ...Świat który się poświęci z własnej lub przymuszonej woli - zakończyła myśl. - Wracając do tematu... W końcu Mandalorianie zaatakowali planetę Cathar zamieszkiwaną przez Catharów. Cassus Fett, zastępca Mandalora, zaproponował swemu panu urządzenie rzezi na planecie z racji udziału jej mieszkańców w wielkiej wojnie Sithów po stronie Republiki. Mandalor zgodził się na atak. Ogromna ilość mieszkańców tej planety została zabita, co skazało rasę niemalże na wymarcie. Atak ten miał mieć w przyszłości ogromny wpływ na przebieg wojny. A co zrobiła Republika wtedy? Otóż Republika, monitorująca ataki Mandalorian, postanowiła nie angażować się w walki. Zasłaniali się tym, że ostatnia wojna była dla niej zbyt świeża i dowódcy nie palili się do kolejnych walk. A po prawdzie to zwyczajnie nikt nie chciał podjąć tej decyzji o rozpoczęciu walk z nimi bo w razie niezaakceptowania tego przez Senat mogliby stracić swoje posady. Więc woleli czekać. Tak, woleli dbać o swoje posady niż coś zrobić. A z każdą podbitą planetą robiło się tylko trudniej i trudniej, Mandalorianie zyskiwali albo nowych niewolników, albo nowych żołnierzy wraz z technologią. Ich szeregi zasilali nawet najemnicy wynajmowani przez Huttów do obrony przed Mandalorianami, którzy zachęceni ich ideologią przeszli na ich stronę. Armia rosła coraz szybciej, aż zgromadzone siły były tak znaczne, że rzuciły cień na ilość żołnierzy walczących w czasie wielkiej wojny Sithów. No, ale nikt się przecież tego nie spodziewał, że urośnie to do aż takiego problemu - znów sarkazm popłynął z ust Rycerz Jedi.

- Jak to nikt? - wtrąciła się bez podnoszenia ręki Ricca. - Wyczytałam w archiwum, że Revan długo chodził i prosił Radę Jedi o pozwolenie na wyruszenie na ta wojnę. Czyli ktoś widział to zagrożenie.
- Czyli to Jedi wiedzieli, ale nie powiedzieli o tym Republice? Czemu te posady są dla nich ważniejsze od życia innych ludzi? - Jack zmarszczył brwi.
W tym momencie Laurienn poczuła znajome uczucie. W tej klasie właśnie pojawił się punkt przełomu, krążący gdzieś pomiędzy uczniami. Skupiła się mocniej i po chwili zdołała go zlokalizować. Była nim czternastolenita, czerwonoskóra Zeltronka o krótko ściętych, granatowych włosach. Ewidentnie coś chodziło jej po głowie, ale milczała zerkając to na Riccę, to na Jacka i wreszcie, wyczekując odpowiedzi na poruszone przez nich kwestie, na Laurienn.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/8b/9a/08/8b9a080ba7d8ae73d04dad6a1227d081.jpg [/media]

Nazywała się Zija Dorvun. Była jedną z nowych padawanów.
Laurien pokręciła głową, ale uśmiechnęła się do Ricci.
- Musicie pamiętać jaka jest podległość. Mamy Republikę, którą zarządza Senat złożony z przedstawicieli światów należących. Zakon Jedi zawsze był podległy senatowi. Ricco, cieszy mnie, że interesowałaś się tematem, lada chwilę przejdę do tego co was wszystkich najbardziej interesuje - wyjaśniła z mrugnięciem oka. - A wracając... Przy dalszym braku zdecydowanych działań ze strony Republiki Mandalorianie kontynuowali ataki, ostrożnie wybierając cele blisko jej granic by testować militarną siłę przeciwnika. Republika na tamten moment uznawała to za mało inwazyjne działania. I teraz najciekawsze, co nas wszystkich najbardziej dotyka… - Laurienn sięgnęła po butelkę z napojem i wypiła łyk by nawilżyć gardło. - Temu wszystkiemu biernie przyglądała się niedawno uformowana Rada Jedi ze swej nowej świątyni na Coruscant, która stanowiła na tamten moment centrum Zakonu po upadku starego prakseum na Ossusie - Hayes ruchem dłoni wskazała na mury budynku w którym się znajdowali. - No i tak się złożyło, że Republika w końcu nie mogła już dłużej ignorować tego palącego problemu jakim stały się najazdy Mandalorian i co zrobili? Zwrócili się do Zakonu o pomoc. Lecz co na to Rada Jedi? - zapytała padawanów.

- Odmówili - odparły razem Ricca i Tarra. Dwie przyjaciółki spojrzały po sobie i zgodnie pokiwały głową, wyrażając oczywistą dezaprobatę dla czynu dawnej Wielkiej Rady.
Reszta padawanów milczała, czekając na dalszą część wykładu.

- Tak, Rada odmówiła angażowania się w konflikt. W późniejszym czasie tłumaczyli się oczywiście tym, że gdyby Rewanżyści siedzieli grzecznie i potulnie jak kazali to zapobiegło by to temu co wydarzyło się na Malachor V, które uznawali za największy błąd w działaniach Revana. Ale cóż, każdy mądry po szkodzie, a zapisy z archiwum jasno dają do zrozumienia, że Rada nie miała pomysłu na to co zrobić, a nikt ze starych mistrzów nie chciał słuchać zdolnego, ale młodego Rycerza Jedi jakim był w tamtym momencie Revan. I było tak jak wspomniała Ricca, Revan prosił wielokrotne Radę Jedi o zgodę na zebranie rycerzy i ruszenie by wspomóc wojska republiki. Zawsze spotykał się z odmową. Zebrał więc swych przyjaciół, jak i wszystkich tych którzy nie mogli patrzeć na tą masakrę bezczynnie i razem uformowali grupę Rewanżystów, która wspomagała walki na Zewnętrznych Rubieżach. Jednym z Jedi, którzy dołączył do Rewanżystów, był Alek "Squint" Squinquargesimus, lepiej znany on jest pod późniejszym przydomkiem Darth Malak. - holoprojekcja wyświetliła wizerunek młodego mężczyzny o łysej głowie. Zdjęcie z czasów, gdy Malak był jeszcze młodym Jedi, zanim stracił szczękę i zaczął nosić metalowy kołnierz. - Grupa ta sabotowała akcje Mandalorian i wspomagała Republikę jak tylko potrafiła. Musicie pamiętać, że wśród tych którzy ruszyli za Revanem byli głównie padawani w ostatnich latach nauki, kilku młodych Rycerzy, ale również zdażały się młode istoty, jak w twoim wieku Tarra - zwróciła się do twileczki, która kiedyś była najmłodszą osobą w Akademii. - Takim padawanem w ostatnich latach nauki była nawet założycielka naszej Akademii, Meetra Surik… Ale do tego jeszcze wrócimy. No. Dwa lata później Mandalorianie zgromadzeni wokół Feruuna Lerna założyli na planecie Caillte swój obóz, który miał służyć jako wysunięty punkt zaopatrzeniowy. Zdobyli także stację Flashpoint gdzie Demagol stworzył swoje laboratorium, w którym chciał odkryć sekret umiejętności Jedi. Co brzmi nijak dopóki nie zagłębimy się w temat. Otórz porywali oni słabych Jedi, zwykle ograniczali się do ciał poległych i… próbowali klonować istoty wrażliwe na Moc. Oczywiście bezskutecznie, bo o ile klony się udawały, to nie były wrażliwe na Moc.[/i]

Informacje jakie im teraz podała były szokujące dla starszych dziewczyn. Młodsi pewnie niezbyt wiele z tego rozumieli. Dużo dziwnych nazw. Co też się przełożyło na ponownie podniesioną wysoko rękę Jacka.
Laurienn skinęła na niego głową w geście by mówił.
- I co z tym zrobił Revan? - młody szybko znalazł swojego ulubionego bohatera tej opowieści.
Hayes powstrzymała się by nie zaśmiać się.

- W tamtym momencie Revan zakasał rękawy i z mieczem w ręku walczył z Mandalorianami zyskując szacunek w oczach wojskowych Republiki i zarazem zmagając się z huczącą z niezadowolenia Radą Jedi z drugiej strony - odparła Jedi. - Musicie zdać sobie sprawę z tego, że cała odpowiedzialność spoczęła na barkach właśnie Revana. Owszem wspierał go Malak, a później Surik, ale to on stał się twarzą. Był wzorem dla tych, którzy nie chcieli stać z boku i patrzeć jak kolejne światy są niewolone przez wroga. Wielu, nie tylko padawanów, ale również zwykłych żołnierzy Republiki widziało w nim bohatera. A on trzymał się dzielnie w tej roli, wielu mogłoby nie podołać, ale jemu się udało. Czemu? Bo robił to o czym inni bali się pomyśleć. Działał. I to była jego najważniejsza cecha, bo dobrych szermierzy nie brakowało, tak samo silnych w Mocy Jedi, ale on miał to coś. Działał i potrafił pobudzić innych do działania. Jednak nim doszło do słodko gorzkiego zwycięstwa… Ale najpierw… Po latach przygotowań, Mandaloriańscy Neo-Konkwistadorzy zaatakowali światy będące formalnie częścią Republiki Galaktycznej. Mandalorianie zaatakowali i przejęli Taris, atakując Republikę jednocześnie na trzech frontach. [/i]- Laurienn prychnęła. - No bo wiadomo nikt się nie spodziewał, że do tego dojdzie - skomentowała z dezaprobatą. - Wraz z przejęciem Taris, na galaktykę uderzyła armada Mandalorian, która niszczyła wszystko po drodze, zdobywając niezliczoną ilość planet, w tym wiele światów kluczowych dla Republiki. Każdy z takich światów stanowił podwójną zdobycz, jako że wzmacniał potencjał militarny Mandalorian jednocześnie osłabiając atakowaną Republikę - Jedi pokręciła bezsilnie głową. - Republika ponosiła sromotne klęski. Większość Zewnętrznych Rubieży należała już do Mandalorian. Zaczęły się walki o inne części galaktyki. Znaczna część floty została wysłana na odległy świat Serroco, który był jednym z ważniejszych punktów na mapie. Republika, licząc że Mandalorianie nie odważą się zaatakować cywilów, rozstawiła swe działa obronne i jednostki floty wokół miast, co okazało się błędną decyzją. Kiedy Mandalorianie przybyli w pobliże Serroco, nawet nie zainteresowali się flotą w kosmosie. Uznając takie rozmieszczenie sił Republiki za objaw tchórzostwa, Mandalor kazał wystrzelić pociski nuklearne na powierzchnię planety, zabijając miliony cywilów i niszcząc sporą część republikańskiej floty - Laurie zamilkła, gdy to powiedziała, pozwalając by groza tego wydarzenia przeszła na słuchaczy.

I ponownie do starszych padawanów te liczby i wydarzenia działały na wyobraźnię. Dla młodych jednak, jak bardzo brutalnie to by nie brzmiało, to wszystko były jedynie statystyki.
- Mandalorianie zrobili bardzo nie fair - powiedziała Ricca. - Ale dowódcy Republiki byli bardzo naiwni wierząc, że to powstrzyma najeźdźców. Są częściowo winni tej masakry.

- Słuszna uwaga - zgodziła się z nią Hayes. - Problemem Republiki było zakładanie, że wróg działa według reguł którymi się kieruje sama Republika. Dzięki atakowi na Serroco Mandalorianie pokazali, że są pozbawieni wszelkich skrupułów. Zabijali zarówno cywilów jak i wojskowych, doszczętnie niszcząc przy okazji wiele światów. Podobny los w następnych miesiącach spotkał między innymi Duro, gdzie zniszczyli oni większość infrastruktury tej będącym ważnym punktem na szlakach nadprzestrzennych planety. Zaatakowali także Eres III. Większość planety stanęła w ogniu i płonęła przez przynajmniej dwanaście następnych lat - powiedziała ze smutkiem w głosie. - Kolejnym wielkim planem Mandalorian było zebranie nowych rekrutów do ataku na Alderaan. Koncentracja rekrutów przed inwazją odbywała się na planecie Jebble, tej samej, która została przejęta przez Mandalorian kilka miesięcy wcześniej. Jednak atak nie doszedł do skutku, gdyż w posiadanie talizmanu Muura wszedł najpierw jeden z mandaloriańskich dowódców, niejaki Pulsipher, a później cień Jedi - Celeste Morne. Mówiło się, że talizman Muura został stworzony przez Mrocznego Jedi z okresu Stuletniej Ciemności. Miał mieć specjalne właściwości, dzięki, którym potrafił przetwarzać innych w rakghule. To te pazurzaste, bezmózgie, groźne istoty, które jak kogoś ugryzły to mogły zamienić w takiego samego stwora. Tak, Mandalorianie uwielbiali tworzyć legendy. Amulet może i był własnością Sitha, ale nie był niczym innym jak urządzeniem z patogenami choroby, roznoszącym zarazę, a nie mistycznym amuletem magicznym - machnęła ręką na ten zabobon.

Wśród padawanów zapanowała cisza. Sposób w jaki Laurienn podawała te makabryczne informacje sprawiał, że każdego z nich ciarki przechodziły.

- Jednakże plaga została opanowana, a Celeste dobrowolnie poddała się hibernacji, by powstrzymać rozwój wirusa. Kiedy ostrzeżono Cassusa Fetta o pladze, ten natychmiast zbombardował planetę eliminując zagrożenie ze strony rakghuli, niszcząc jednakże przy tym dużo istotnego dla Mandalorian sprzętu. Jak widać, czasem Mandalorianom też coś niewychodziło - westchnęła. - W szczytowym okresie wojny wiele kompanii zajmujących się produkcją droidów zaprojektowało i uruchomiło sprzedaż rozmaitych robotów bojowych, traktując to jako swój wkład w wojnę. Maszyny te nie znalazły jednak takiego uznania jak firmy liczyły i nie były zbyt powszechnie używane na froncie, jednak pojawienie się w sprzedaży wielu typów takowych maszyn było niczym zbawienie dla rozmaitych sił najemnych czy lokalnych milicji - powiedziała w tonie ciekawostki. - Jednym z bardziej nietypowych zdarzeń podczas wojen mandaloriańskich był przypadek Dorjandera Kace'a i jego kampanii. Ten mistrz Jedi i były członek Rady Jedi podobnie jak Revan nie usłuchał zakazów Rady dotyczących angażowania się w konflikt, jednak zamiast walczyć przeciwko Mandalorianom, wraz z trójką innych Jedi dołączył do tychże. Za zgodą Mandalora uformował czteroosobową jednostkę wrażliwych na Moc mandaloriańskich rycerzy i zaplanował atak na enklawę Jedi na Dantooine, by porwać stamtąd uczniów i wyszkolić ich tak, by służyli Mandalorianom. Chociaż miał poparcie Mandalora, zwykli wojownicy byli mu niechętni i choć udało mu się zgodnie z planem wygrać bitwy o Essien, Halthor i przejąć stację Phaedacomm, to atak na enklawę Jedi na Dantooine zakończył się porażką a cała czwórka mandaloriańskich rycerzy została pojmana. W naszych archiwach możecie sprawdzić co się z nimi stało - Hayes nie chciała kontynuować tego tematu bo i tak wspomiała o nim w celu pokazania padawanom, że byli i tacy Jedi, którzy przeszli na stronę wroga. - W kilka tygodni później wyszła na jaw sprawa Catharów, rasy, która jako pierwsza zostały wybita przez Mandalorian. Zajmował się nią sam Revan, który dzięki tym informacjom zdobył poparcie wielu Jedi. Ten przypływ nowych żołnierzy spowodował załamanie się potopu Mandalorian i początek kontrofensywy. Revan oraz Alek, który przyjął pseudonim Malak, stali się jednymi z najlepszych dowódców floty i wkrótce głównodowodzącymi. Dzięki ich przewodnictwu Mandalorianie zostali wypędzeni z Wewnętrznych Rubieży. Walki ponownie przeniosły się na Zewnętrzne Rubieże. Republika zwyciężała w kolejnych bitwach - odzyskano Taris, Dxun i Onderon, a także Althir. Po tym czasie jedynym zwycięstwem Mandalorian po przyłączeniu się Jedi do floty Republiki był triumf przy gromadzie Jaga. Cassus zabił tam admirała floty, przez co stał się najbardziej poszukiwanym człowiekiem w galaktyce. Zwróćcie uwagę ile czasu stracono na zwykłe przepychanki wewnątrz Republiki. Ile szybciej rozwiązany zostałby problem Mandalorian, gdyby Rada Jedi nie podcinała Revanowi skrzydeł i nie starała się na każdym kroku podkopać jego autorytetu.

Padawani słuchali jej z zapartym tchem.
- To Revan wybrał planetę Malachor V na miejsce ostatecznej bitwy pomiędzy Republiką a Mandalorianami. Ci drudzy mieli w końcu dostać swoją wielką ostateczną bitwę, a Republika miała nareszcie odzyskać spokój. Revan w sekrecie przygotował potężny Generator Cienia Masy. Broń miała zadziałać jak magnes na statki Mandalorian, które miały zostać zniszczone w wyniku zderzenia o powierzchnię planety. Przygotowaniami zajął się jeden z najlepszych techników galaktyki, Bao-Dur. Na znak pani generał Meetry Surik miał odpalić superbroń, gdy nadejdzie rozkaz. Rozpoczęła się gigantyczna bitwa. Zaangażowane w nią zostały dwie floty składające się z tysięcy jednostek. Batalia rozpoczęła się jednak bez udziału Revana, który w tym czasie walczył na obrzeżach systemu z małą grupą Mandalorian, próbującą go powstrzymać. Wkrótce poradził sobie z nimi i przejął dowództwo nad flotą. Widząc, że jego siły przegrywają, Mandalor wyzwał Revana na pojedynek, podobnie jak pokolenie wcześniej jego poprzednik zrobił z Uliciem Qel-Dromą. Revan wygrał tę walkę a pokonanemu przeciwnikowi zabrał maskę - symbol władzy, bez którego Mandalorianie nie mogli wybrać z pośród siebie nowego lidera. Bo jak bezlitośni by nie byli to jednak kierowali się sobie tylko wiadomym kodem honorowym. Revan po prostu wykorzystał go przeciw nim - dodała w tonie wyjaśnienia. - Tymczasem Meetra, widząc, że flota Mandalorian znajduje się blisko planety, zgodnie z rozkazem aktywowała tajną broń. Setki okrętów Mandalorian i Republiki rozbiło się o powierzchnię planety, zamieniając ją w zdewastowany świat. Pozostali przy życiu Mandalorianie wiedzieli, że bez lidera i floty nie mają szans, więc poddali się - pod okiem Revana i Malaka musieli zniszczyć swoje bazyliszki i zbroje. I to był koniec. Revan i Malak zostali uznani powszechnie za wybawców Republiki, bo czemu nie, w końcu bez nich nie byłoby już Republiki - zastukała paznokciami o blat pulpitu, za którym siedziała. - Mandalorianie się wycofali, a Revan, ścigając uciekinierów, skoczył wraz z całą flotą w nadprzestrzeń. Słuch o nim zaginął na prawie rok. Revan zabrał i w sobie tylko znanym miejscu ukrył maskę Mandalora, jedyną rzecz pozwalającą wybrać Mandalorianom nowego lidera. I to było bardzo cwane posunięcie. Revan potrafił myśleć jak wróg, dzięki czemu wynajdował jego słabości i obracał je przeciw swojemu przeciwnikowi. - stwierdziła nie kryjąc podziwu dla kunsztu “dyplomatycznego” Revana. - No i nastał spokój. Jadnakże nie wszystkim podobało się, że “zbuntowany” Jedi wygrał tą wojnę. Wielu zawistnych Jedi, którzy bali się opuścić mury zakonu, później pisało o tym raporty określające Revana i Meetrę mianem zbrodniarzy wojennych i masowych morderców z powodu wydarzeń na Malachorze. - zrobiła minę jakby zjadła coś niezwykle paskudnego.

- Ale moi drodzy padawani zastanówmy się teraz nad tym. Pomyślmy o tych wszystkich istnieniach, które zgasły w wyniku działań Mandalorian, na które wpierw przyzwalała zlewacka polityka Republiki, a później obojętna postawa Zakonu Jedi. Te wszystkie światy które zniknęły w ogniu wojny którą przetoczyli przez całą galaktykę - na hologramie pojawił się obraz znanego świata. Z początku były tam tylko zaznaczone co ważniejsze światy, ale wraz z mijającymi latami ekspansji Mandalorian, która była zobrazowana przez pojawianie się czerwieni oznaczającej ich strefy ekspansji, które w przyśpieszonym tempie zalewały mapę. Animacja zakończyła się w roku zwycięztwa Republiki nad Mandalorianami. Roku aktywowania generatora Cienia Masy. - Spójrzcie ile światów zajęli. Tego nawet nie da się ubrać w liczby które zmieszczą się na tym hologramie.
Ponownie Jedi upiła łyk wody. Sama przyglądała się w tym czasie ogarniętej czerwienią mapie galaktyki. - Mówi się, że wielu Jedi przeszło na ciemną stronę pod wpływem charyzmatycznego przywódcy i po wydarzeniach ostatniej bitwy. Ale postawmy się w sytuację Jedi z tamtego okresu. Mieli nakaz tłumienia emocji, zakaz tworzenia związków. To był Zakon, który wymagał pełnego poświęcenia, w zamian oferując tylko ograniczenia i przedmiotowe traktowanie urzytkowników Mocy. A na to wszystko pozwoliła stara Rada Jedi. Czemu? Ze strachu. Wprowadzanie zmian, ulepszanie, wymaga odwagi, brania odpowiedzialości za to. Tego nie miała tamta Rada, oni potrafili tylko siedzieć i mówić. To nie jest tak, że w Revanie siedziało uśpione zło przez, które przeszedł na Ciemną Stronę. Żadna strona nie jest dobra ani zła. One są i będą zawsze. Dlatego wasi mistrzowie pokazują wam w trakcie nauki każdą z nich. Byście nauczylli się nimi posługiwać. Duszenie w sobie emocji prowadzi tylko do niepotrzebnych rozłamów. Jednym z was przychodzi łatwiej używać Ciemnej Strony. Ona z pozoru jest bardziej prosta, ale wymaga też większej dyscypliny by nie zatracić się w niej. Inni preferują Jasną Stronę, ale nie oznacza to, że macie zawahać się, gdy wasze życie, waszych bliskich będzie zagrożone. My, wrażliwi na Moc, nie jesteśmy nadistotami. Owszem, mamy zdolności, które pozostają poza zasięgiem innych, ale wciąż pozostajemy zwykłymi śmiertelnikami ze swoimi wadami, zaletami, pragnieniami i marzeniami. Pamiętajcie o tym.

Wykład chyba się spodobał. Padawani zaczęli opuszczać salę w milczeniu. Laurienn przyglądała się im. Każdemu z osobna. Jakby chciała poznać ich myśli.
Wtem jej wzrok zawisł na Zeltronce.
- Zija, proszę, podejdź do mnie - odezwała się do Hayes z przyjaznym uśmiechem i badawczym spojrzeniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 13-08-2016, 19:34   #198
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Jechali sobie spokojnie na miejsce spotkania z informatorem i nawet fajnie bylo. Pustynia i piasek, tylko i wyłącznie piasek. Skąd się tutaj wziął? Kto go tu tyle przywiózł? Głupie pytania zawitały do jego umyslu, w sumie o czym innym miał rozmyślać jak nie o glupotach? Mogl na przykład patrzeć na drogę czy ktoś w niego nie przywalić. Rozglądając się pokiwał głową, byli na pierdolonej pustyni, i to jeszcze jechali w inne miejsce spotkania niż było planowane, kto niby miałby mu drogę zajechac? Musiał się zajac czymś pożytecznym, a nie myśleć o glupotach. Nie daleko ich smigacza pojawił się inny. Jeden z załogi wyciagnal karabin i strzelił kilka razy w jego kierunku. Na nieszczęście był to użytkownik miecza swietlnego, inaczej mówić Jedi. Martell miał z nimi doczynienia i to nie w małych sprawach. w końcu kilku padawanow znajdowało sie z biegiem lat pod jego ochrona.
Jedi wyprzedził ich jakże żałośnie wolny smigacza i zmusił do zatrzymania. Wysiadła z niego kobieta i to w dodatku głowę miała pokryta rdza. Medyk miał kiedyś z taką jedną doczynienia, i powiedział sobie dosc, jak to mówili w wojsku 'Pordzewialy dach to i piwnica jest cały czas zalana’
No ale mniejsza o to, był to ich informator na szczescie i to jeszcze Jedi. Dalej to był zwykły opierdol za bezprawne strzelanie. I co najlepsze, przywiozła ich bron, pancerze, ich skarby na które tyle czekali.

Słuchając rudowlosej, wpadł mu do głowy dość ciekawy pomysł. Chyba będzie musiał dokonać zmian w sprawia badania zawodników przed wyścigiem.
-My się chyba nie znamy, Aaron Martell, Medyk Żołnierz - wyciągnął rękę do przywitania - Skoro bierzesz udział razem z nami w tej akcji to ja bym proponował tak.
Mam się zająć badaniem zawodników przed tym wyścigiem. Mój pracodawca uprzedził mnie żebym sobie ochronę wzial, bo nie zawsze zawodnicy lubią się badać. Tak pomyślałem żebyś to Ty była moja ochrona, Ci dwaj
- wskazal na Parkera i Gaela - zajmą się resztą przygotowań do akcji. Co o tym sądzisz?
- Nooo.. dobra, ale co dalej? - spojrzała na niego pytająco.
- Jak co dalej? Wymiana ma się odbyć po jutrzejszym wyscigu tak? Jak będzie mnie ochraniać dwóch wypakowanych kolesi do tego dziwnie ubranych to może się to wydać podejrzane, a jak będziesz Ty to będzie możliwość obserwowania tego całego wazniaka z Krayta.
- Nie chcę się wystawiać na widok - zaprotestowała. - Niestety moja facjata jest znana bardziej niż bym tego chciała i w ten sposób możemy wkopać całą akcję.
Zaburczal pod nosem, ale ze spokojem odparł.
- No dobra, skoro tak uważasz to wezmę jednego z tych dwóch oszołomów.
A co do akcji to wyslalbym Parkera do poszukania informacji na temat tego sprzętu, on jest dobry w tych sprawach więc da sobie rade
- miał na myśli zdolności poszukiwawcze, których użył podczas szukania smigacza którym właśnie podróżują, fakt że złom, ale zawsze coś.
 
Ramp jest offline  
Stary 13-08-2016, 19:46   #199
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Był u kresu sił, zarówno fizycznych jak i mentalnych. Jakąkolwiek ilość energii nagromadził przez ostatnie dwa tygodnie wypełnione po części odpoczynkiem i regeneracją, została wyczerpana podczas tej podróży. Zdawało mu się, że przez sterylnie czyste korytarze pchała go głównie siła woli i zawzięcie. Ale teraz nie mógł okazać słabości. Sprawdzał co jakiś czas, czy Vato jest blisko niego, a na przechodzących obok okazjonalnie Muunów patrzył uważnie. Nie wiedział, do czego jeszcze mogą się oni posunąć chcąc go powstrzymać. Musiał znaleźć szybko sojuszników i otrzymać pomoc medyczną, a później opowiedzieć im o nadużyciach tutejszych gospodarzy. Nawet jeśli wcześniej komandor porucznik nie chciała działać w obawie przed zerwaniem negocjacji, to teraz będzie zmuszona podjąć działanie. Xen Zara zatajał i wypierał się prawdy o Mygetiannach oraz założył na przedstawiciela Akademii oraz Republiki pułapkę zagrażającą jego życiu. Chyba tylko bezpośredni atak na niego byłby bardziej drastyczny, za co w gruncie rzeczy można było uznać atak droidów. Wręcz ciężko było mu to uwierzyć, jak blisko na linii możliwego konfliktu zbrojnego z Republiką operował Xen.

Porucznik Tuchani, która sama go odnalazła, była chyba pierwszą rzeczą ułatwiającą mu życie od dawna. Ale gdy zaczęła ogłaszać kolejne złe wieści z wyrzutem w głosie i suszyć mu teraz, w tej sytuacji głowę miał wrażenie, że zwariuje. Szczęśliwie przejrzała w miarę szybko na oczy. Z tego, co zrozumiał, to kontrakt militarny został zawarty na niezbyt korzystnych dla Republiki warunkach, z Muunami wykorzystującymi w pełni nieobecność Rycerza, zresztą zorkiestrowaną przez nich samych. Nie mógł teraz z powodu bólu i wzburzenia zebrać myśli, ale potrafił chyba dostrzec jedną dobrą stronę tego. Nie będzie musiał się już martwić tym, żeby negocjacje przebiegały dalej niezakłócone. Umowa została zawarta, a nawet jeśli warunki było mocno niekorzystne, to po relacji Baelisha Republika będzie mogła wyciągnąć konsekwencje negujące je, jeśli nie zmieniające bezpośrednio treści kontraktu. Teraz też, gdy już osiągnęli jakiekolwiek porozumienie konflikt zbrojny będzie najodleglejszą opcją. Nie miałby nic przeciwko, żeby Republika wypowiedziała wojnę Muunom gdyby nie to, że wiedział, że dysponują oni sami olbrzymią flotą i rozpętany konflikt zbrojny pochłonąłby wiele istnień. Chciał, żeby winni ponieśli karę, ale takie wymknięcie się spraw spod kontroli naprawdę nikomu by nie służyło.

Ale to było dopiero przed nim. Teraz musiał się choć trochę odpocząć i oczyścić myśli.
- Tak, pośpieszmy się. Opowiem o wszystkim niedługo, do tej pory unikajcie dialogu z Muunami. - wskazał na Vato - Ten mygettianin musi być stuprocentowo bezpieczny. Jego ochrona jest teraz priorytetem. Prowadź, zanim spróbują go przechwycić.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 13-08-2016 o 19:49.
Kolejny jest offline  
Stary 13-08-2016, 19:52   #200
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Rohen przyjął słowa Randa ze zdziwieniem ale nie szokiem. Jego ród i on sam rósł w siłę. Małżeństwo wynosiło ich naprawdę bardzo wysoko.... I ktoś chciał temu przeciwdziałać.

- Dziękuje Mistrzu Randzie za słowa wyjaśnienia i wsparcie. - pozwolił mu zostać i załatwić sprawę po swojemu. To było wiele... Ich dwójka pozwalała sobie na coraz więcej.
- Witaj Tilio. Cieszy mnie kolejny Mirilianin w akademii. Trafisz do niezwykłego miejsca. Ucz się pilnie a wyrośniesz na wspaniałego rycerza. - przemówił do dziewczynki.

Gdy pożegnał gości jedi wezwał służącego i poprosił o rozmowę z dziadkiem. Miał zamiar w pierwszej kolejności wypytać go czy znany jest zleceniodawca zamachu. Czy ujęto zabójcę albo chociaż są na jego tropie? Dobrze byłoby wiedzieć czy pani porucznik przeżyła. Okazała się nieoceniona szkoda byłoby takiej straty, dopiero co Rohen ją poznał. Młody jedi chciał też dowiedzieć się co ustaliła babcia w sprawie jego ślubu, gdy wybrał kandydatkę. I czy zamach nie pokrzyżował takich planów. Rodzina potencjalnej żony była wpływowa i zyskiwała równie wiele co jego... Na ewentualnym mariażu. Oba rodu powinny mieć szansę wymierzyć odpowiedź na ostatnie zajście.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172