Marwaldowi trochę czasu zajęło co prawda przygotowanie czaru, ale także opanowanie tego co właśnie robi. Posługiwał się magiją jak jakiś czarodziej, jak chociażby staruszka. Rzucał zaklęcia jak jakiś czarownik, a przynajmniej on tak to widział.
Czuł się jak wszechwładny, mogący wszytko. Ranił większych od siebie przeciwników, nawet tego nie odczuwając. Kiedyś gdy był mały co prawda potrafił wykorzystać swoją inteligencję aby wygrać, ale zazwyczaj uciekał na drzewo, albo do piwnicy. Były to zawsze najbezpieczniejsze miejsca jeśli chodzi o ukrycie się przed napastnikami. Teraz stał na otwartej przestrzeni, co prawda na tyłach, ale sam zadawał bolesne ciosy. Być może nie każdy był tego świadomy, na co też postanowił zareagować. - Już dwóch, z czego jeden duży - krzyknął podekscytowany.
Nie miał zamiaru przestawać gdy tak dobrze mu szło. Kolejny raz dźgał na odległość, przeciwników, starając się określić, który z nich najbardziej zagraża drużynie. |