Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2016, 23:51   #2
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Aeriel nie lubił mieć wolnego. Pośród swego ludu brak czujności odbierał jako słabość, nie ufał też zbytnio w wieczną czujność swej straży. Chwilę po przebudzeniu i codziennej musztrze, oględzinach koszar i sprawdzeniu gotowości bojowej swych żołnierzy, wydał im rozkazy. Część z nich rozesłał do zyskanej ostatnio kryjówki, gdzie urządził tymczasowy magazyn i kasyno dla armii Dziewiątego Domu. Czego by o nim nie mówić, ale dbał o swoich podwładnych. Najbardziej zaufanym kazał sprawdzić, jak codzień, stan armii Dziesiątego i Ósmego Domu. On sam udał się na ćwiczenia do przejętej niedawno meliny.

Wchodząc tam, widząc swoich żołnierzy w stanie skrajnej rozpusty wpadł w szał. Dorwał najbliższego z nich, złapał go za fraki i przerzucił nim przez pół pomieszczenia.
- CO TU SIĘ, KURWA JEGO MAĆ, WYPRAWIA?! - ryknął na całe gardło, uderzając kolejnego - TO NIE JEST BURDEL! TO, KURWA, NAWET NIE SĄ KOSZARY! ALE MA TUTAJ PANOWAĆ PORZĄDEK!! - zaczął bezlitośnie dzielić razami swoich żołnierzy. Połamał przy tym cztery krzesła, fotel z grzyba i stół.

Dawszy upust swej furii, stanął na środku pokoju, mierząc wszystkich wzrokiem. Sugestywnym gest wysunął nieco ostrze z pochwy, jakby zapraszając wszystkich do tańca. Jednak to Aeriel wytrenował prawie każdego obecnego w tym pomieszczeniu drowa, wpoił im kto jest samcem alfa w stadzie. Ponadto, zwykła matematyka pozwalała im stwierdzić, że zabicie Pierwszego Syna domu Olathkyuvr dalej nie czyni z nich nikogo, a jedynie ściąga na siebie gniew.
- Resztę dnia macie wolną. Przed końcem cyklu, nim zacznie się ceremonia, widzę was w koszarach. Musimy być gotowi. - rzekł, chowając ostrze. - Macie podwojony dzisiejszy żołd.- rzucił na odchodne.

Wrócił do swoich komnat, gdzie zażył kąpieli. Pozostałą połowę dnia spędził nad mapami dostarczonymi mu przez szpiegów, ważąc wszystkie szczegóły obrony ósmego i dziesiątego domu. Przygotowywał różne warianty ataku, chcąc być możliwie jak najbardziej przygotowanym na ewentualny atak tej nocy, jeśli oczywiście Lolth będzie z nimi i da im kolejną kapłankę. Jeśli będzie to mężczyzna wtedy, cóż… Miał nadzieję, że nie będzie musiał się pozbywać swego brata przez jego lekkomyślność. Zdawał sobie sprawę z tego, że Lorash, choć był ambitny, lubił mieć wszystko pod kontrolą. Do tego, bardzo łatwo było go sprowokować, przynajmniej Aeriel nie miał z tym problemu. Nie spodziewał się po swoim bracie ataku w dniu dzisiejszym. Nie spodziewał się go dopóty, dopóki Lorashowi opłacało się pozostać Drugim Synem.

Odgarnął ręką włosy i wyjrzał przez okno. Do ceremonii nie pozostało zbyt dużo czasu. A on chyba wpadł na pomysł, jak w najbezpieczniejszy sposób zaatakować Aleanviirów. Potrzebowali by do tego jednak sporych zapasów, które mogła zdobyć Aurora. Westchnął, ubrał ceremonialne szaty, na które, tradycyjnie już, nałożył napierśnik. Przytroczony przy prawym biodrze zakrzywiony miecz pobrzękiwał, gdy Pierwszy Syn domu Olathkyuvr przemykał korytarzami w poszukiwaniu jednej z trzech starszych od niego osób w tym domu - swej siostry, Aurory. Jeśli nie zmieniła się zbytnio, powinna być gdzieś wysoko, skąd mogła swobodnie przypatrywać się całej rezydencji i obserwować całe miasto.

Wybiegł na dziedziniec i rozejrzał się, czujnie i spokojnie. Nie lubił zdradzać oznak zdenerwowania, a już zwłaszcza przy swoich żołnierzach. Tylko jedna osoba w Dziewiątym Domu Sel Natha posiadała skrzydła, a znajdowała się ona na dachu rezydencji. Spokojnym krokiem podążył w tym kierunku. Mijał uwijające się sługi, którym nie okazywał żadnych uczuć. Był skoncentrowany, jak to miał w zwyczaju. Gdy tylko wydostał się na dach i upewnił, że siostra jest sama, rzucił:
- Witaj, Pierwsza Córko domu Olathkyuvr. Ufam, iż twa ostatnia wyprawa okazała się sukcesem? - zaczął, nie bardzo wiedząc jak się zachować.

- Aerielu... - przywitała się obracając głowę w jego kierunku. - Nadal w formie, jak widać... Ktoś nas atakuje, że w taki cykl o takiej porze odrywasz się od swoich obowiązków wdrapując się na sam szczyt...?
Aurora leżała na spadzie dachu, który po paru krokach załamywał się coraz bardziej, by przy samej końcówce być niemal pionowym. Podparta łokciem trzymała w wolnej dłoni puchar a obok niej znajdowała się srebrna taca z butelką i jeszcze dwoma pucharami. Była odprężona, co niezbyt często się zdarzało. Wyglądała, jakby na prawdę humor jej dopisywał.

- Jesteśmy bezpieczni. Przynajmniej na tyle, na ile możemy być bezpieczni jako Dziewiąty Dom i Pierwsza Córka i Pierwszy Syn. - Aeriel pozwolił sobie na gorzki uśmiech, siadając nieopodal siostry. Zresztą, innych chyba w swym mimicznym arsenale nie posiadał. - Cóż się stało, że Łowczyni jest… tak odprężona? - zapytał, a w jego głosie nie było słychać trwogi. Znał swoją siostrę, a ciosy nie były mu obce. - Widzę, że wizja porodu cię odprężyła, siostro. - skłonił głowę, wypowiadając to słowo.

- To nie poród a widok - wyjaśniła wracając wzrokiem na panoramę miasta. - Stąd całe miasto sprawia wrażenie jakby można było je zamknąć w dłoni... - przyznała wyciągając gadzią dłoń powoli zamykając ją przed twarzą. - Wszyscy są malutcy, jak robactwo, które można rozgnieść bez żadnego wysiłku - zacisnęła palce wbijając nieco szponiaste zakończenia w łuskowatą skórę. - Zabijasz jednym ruchem sam będąc nietykalnym. Im więcej lat mija, tym bardziej mi się on podoba - przerwała na chwilę spijając łyk z puchara. - Częstuj się - zmieniła temat zwracając na niego uwagę. - Grzybowe, produkcji twego brata. - Sama też nie czekając na odpowiedź sięgnęła po butelkę dolewając sobie do puchara.

- To będzie nasze, siostro. - Aeriel spojrzał na miasto, na tętniące niewolniczym życiem arterie Sel Natha. - Niewiele czasu nam potrzeba, by je zdominować - westchnął, nalewając sobie odrobinę do puchara. - Co do mojego brata… Lorash jest, jakby to ująć, mało ambitny. Spodziewałem się ataku z jego strony już jakiś czas temu, jednak nic takiego nie następuje. Jakby gromadzenie bogactw mu wystarczało… - westchnął i przechylił puchar do końca. Dolał sobie, jednak znów połowę.

Aurora mrukneła na poruszony temat. Ważąc słowa wzięłą kolejny łyk wina i dopiero zaczęła.
- Lorash produkuje i liczy złoto. Umie sobie przeliczyć, że na ataku nic by nie zyskał a nawet stracił. Wystarczająco długo dostarczam mu ingriedienty, by nauczył się tego prawidła.

Aeriel zamyślił się na te słowa, ważąc je w głębi siebie. - Może i Lorash potrafi liczyć, ale kiedyś przestanie mu się to opłacać. - Pierwszy Syn wypowiedział te słowa bez cienia lęku w głosie. - Jednak, zdaje mi się, że to Filfriia przejęła całą ambicję w tej dwójce…

- Aerielu... - oderwała wzrok z panoramy spoglądając na brata. - Tyle lat pilnujesz bezpieczeństwa domu, w twojej głowie rodzą się złożone strategie ataków... A dotąd tego nie zauważyłeś...? - spytała lekko zdziwiona. Nie trzymałą drowa w niepewności i po chwili dopowiedziała. - Lorash ciebie nie zaatakuje dopóki nie będzie mógł ciebie zastąpić.

Słysząc te słowa Aeriel niemal nie buchnął śmiechem. Zamiast tego posłał siostrze swój firmowy uśmiech numer dwa (który niczym nie różnił się od gorzkiego i firmowego numer jeden) i rzekł: - Lorash nie ma podstaw by mnie zastąpić. Przynajmniej nie, dopóki byle niewolnicze ścierwa są w stanie stworzyć nam zagrożenie na rynku. Ufam, że słyszałaś o naszym nalocie? - zapytał. - Za to Filfriia… Przejawia nad wyraz wysoką ambicję… - nie mógł namówić siostry na ustawienie bliźniaczki Lorasha. Przynajmniej nie wprost.

- Żyjemy bezpiecznie, bo zabicie nas będzie kosztowało dom więcej niż to opłacalne. Wie to Lorash. Nie wie tego Filfriia. Dzisiaj suce musiałam wskazać gdzie jej miejsce. Chciała odbierać poród matki nie wspominając mi o tym słowem. Lorash jest przywidywalny a jedyne, co może go skłonić do ruchu to jego siostra. Można powiedzieć, że mamy wspólnego... wroga... - podsumowała wracając do panoramy i spijając łyk wina.

- Pilnujmy więc pleców, jak niegdyś - mignął jej. Aeriel cieszył się z faktu, że Aurora ustawiła Filfriię do pionu. Nic bardziej by go nie uradowało, niż widok tej małej, podłej zdziry na kolanach przed jej demoniczną siostrą. Albo przed nim samym… - Swoją drogą, jak idą łowy? - zapytał, lecz nie czekając na odpowiedź, dodał: - Mam pomysł, jak możemy stać się Ósmym Domem. Bezboleśnie, zdobywając tłumy żołnierzy i niewolników. - błysnął oczyma. - Czysta robota, zginie tylko szlachta. Tak, jak powinno być. - Aeriel upił łyk z puchara.

- Interesy... - mruknęła pod nosem zmieniając nieco ton głosu na mocniejszy. Był to też temat warty przysunięcia się bliżej. - Coś podpierdala nam krysmale. Zapas jest niewielki a zagrożenie może być spore. Sytuacja może zjebać się jeszcze bardziej, więc nie chcę żadnych rzezi. Nie przyjmuję do wiadomości, że nie będę miała do czego wrócić po kolejnych łowach.

Aeriel pomyślał, że w takim razie należałoby przejąć jeszcze jedną gałąź dochodową, ale on nie bardzo miał prawo głosu. - Jak sobie życzysz, siostro. - mruknął. - Choć jeśli nie pokażemy naszej siły, możemy nie mieć okazji do ponownej rozmowy. - zauważył.

Aurora mruknęła po raz kolejny kończąc zawartość swojego pucharu. Odstawiła go na bok.
- By upolować ofiarę musisz być pewien, co do swojej przewagi - zaczęła zbliżając się do drowa na czworaka, jakby się skradała podczas polowania. Była to oczywiście przenośnia, bowiem rozmiaru jej osoby razem ze skrzydłami nie było możliwości ukryć na dachu o dość regularnie nudnych kształtach. - Możesz zaryzykować nagłym atakiem. Możesz mieć też większą pewność... Podstępem. Możesz nauczyć ofiarę tego, że nie jesteś wrogiem. Jesteś tłem, który nic znaczy.
Opowiadając to zbliżyła się na tyle blisko Aeriela, że ten widział dobrze jej ślepia. Iskrzyły a sama Aurora zamiast być zrelaksowana jak podczas powitania była pobudzona. Jakby przestała pilnować swojego spokoju.

Aeriel nie był pewien, czy kobieta próbuje go uwieść, czy też chce mu dać nauczkę. Żyjąc wśród drowek, był przygotowany na jedno i drugie. - Pytanie, jak bardzo czujna jest ofiara. Jak bardzo jest łatwowierna… Jak bardzo chce zaufać myśliwemu. - Mężczyzna dopił wino z kielicha. - Jest to dość ryzykowna gra, Auroro. Czasem myśliwy, może stać się zwierzyną. - w oczach Pierwszego Syna również zaczęły tańczyć ogniki, lecz jego ciało nie zdradzało oznak pobudzenia.

- Ofiara zawsze jest czujna... Zawsze jest nieufna... Zawsze się pilnuje - odpowiedziała sukcesywnie na stawiane pytania, podczas których już na nachylała nad drowem. - Lecz kiedy się zorientuje... - dodała zawieszając końcówkę, w której zacisnęła swoje dłonie na nadgarstkach Aeriela. - Wtedy jest już o wiele za późno... A ofiara jest w potrzasku, z którego nie ma już sposobności się wydostać. - Ręce mężczyzny zostały podniesione do góry na wysokość głowy a cała jego sylwetka ciężarem demonicy przyparta do dachu. - Ofiara może wtedy już tylko bezwiednie patrzeć na swoją porażkę - dodała rozsuwając i dolne partie kończyn.

Aeriel zaserwował siostrze firmowy uśmiech numer osiem, zarezerwowany właśnie na takie okazje. Od pozostałych siedmiu różnił się okazaniem kłów i bardziej wesołym wyrazem twarzy. - Musisz pamiętać, że przyparta do muru zwierzyna potrafi walczyć dwa razy zacieklej, siostro. - mówiąc te słowa zacisnął dłonie w pięści, niby się odgrażając. Jedyne wyjście prowadziło przez głowę demonicy, jednak nie zamierzał jej rozwścieczać.

- Jedyne, co wtedy zostaje ofierze... To pretensje do samego siebie... Bo gdzie był, gdy to wszystko działo się na jej oczach... - wypowiadała wpatrując się w niego z dość złożoną mieszanką emocji. Przysunęła biodra tak, by przylgnąć do lędźwi drowa. Ściskane jego nadgarstki nałożyła na siebie i z siłą dociskając jedną ręką, drugą sięgnęła w dół. - Prawda jest taka, że ofiara nigdy nie miała kontroli nad niczym. Ofiara zawsze jest ofiarą - zakończyła swój wywód sięgnięciem w jego konkretne miejsce.

Aeriel, choć początkowo nie był pewny zamiarów siostry, od dłuższego czasu pozwolił prowadzić jej tę grę. Z całą pewnością nie czuł się jak ofiara, bardziej jak ów łowca, który stał się tłem. Lecz nie zamierzał wyprowadzać demonicy z błędu, o nie. Dobry wojownik nie ujawnia swej przewagi przed ostatecznym ciosem. - Padłem więc twym łupem - szepnął, dając jej delikatny znak, że jego wolne ręce mogą mu się teraz bardziej przydać. I jej również.

Demonica wpatrując się w niego dostroiła dwa ciała, by w końcu je złączyć. Aeriel nawet pomimo łusek, które tym razem nie przypominały tego, co zawsze o nich pamiętał, mógł się nacieszyć, lecz tylko z początku. Aurora ani myślała o jakimkolwiek uwolnieniu a wolna ręka wróciła do uścisku, który był znacznie mocniejszy niż wcześniej. Taniec szybko się rozpoczął i szybko się rozpędzał. Wszystkie ruchy były dyktowane przez jedną osobę i tak na prawdę dla jednej osoby. Im mocniejsze były tym coraz bardziej bolesne było to drowa. W końcu wszystko się zakończyło, lecz znowu tylko dla jednej ze stron. Pierwsza Córka zadrżała w intensywności, gdzie na dobrą sprawę nie wiedziała dokładnie kiedy nadejdzie. Drugi Syn... Miał jeszcze drogę przed sobą do pokonania, niestety dla niego, wszystko się wstrzymało. Kilka drżących oddechów później, demonica zabrała głos wciąż wpatrując się ślepiami.
- Dążymy do tego, by nikt nie widział w nas konkurenta. To pozwoli nam przejąć więcej niż by się tego spodziewali. Gdy się ockną - będzie już za późno - podsumowała tonem, który już brzmiał jak siostra, którą znał.

- Ta ścieżka jest dobra, siostro. Zapędzić ofiary w ślepy zaułek. Jednak Lolth nie lubi pasywności, a odrzucić coś, co możemy wziąć… - Aeriel zacisnął dłoń w pięść, jednak miało to ukryty zamiar - chciał po prostu rozruszać nadgarstki. - Decyzja i tak nie należy do nas, a do Opiekunki.- zauważył.

Demonica w końcu puściła brata, gdy jej oddech relatywnie się unormował. W końcu też wstała rozszczepiając ciała. Stojąc nad nim dominująca sylwetka przyglądała się mu.
- Niedługo nasza matka rodzi. Dom urośnie w siłę, gdy będzie to drowka. Ofiara z serca narodzonego Trzeciego Syna da nam przychylność Lolth. Ja z matką myślimy jak łowczynie. Zapędzamy w ślepy zaułek. Dlatego ty jesteś nam potrzebny. Uderzysz, gdy przyjdzie czas.

- Jak zawsze, siostro - poczęstował demonicę czymś na kształt uśmiechu. - Stworzono mnie, bym uderzał na czas - wypowiadane przezeń słowa brzmiały dziwnie naturalnie, niemalże swobodnie. Choć rozkosz pomieszana była z bólem, Aeriel lubił czasem zabawy tego typu. W umiarze, rzecz jasna. Wciąż leżąc, spojrzał na panoramę miasta. Cykl powoli chylił się ku końcowi. - Oby Pajęcza Królowa spojrzała na nas pomyślnie dzisiaj - to zdanie wyrażało zarówno życzenie, coś na kształt modlitwy jak i zamaskowaną obawę przed atakiem.

Aurora mruknęła na słowa drowa, jakby te były komentarzem do myśli, które od jakieś chwili zajmowały jej głowę. - Nie daj się zabić - podsumowała. - Do uroczystości - pożegnała się cofając się w kierunku zapadającego dachu. Kształt nie pozwalał na dużą swobodę, przez co demonica szybko zniknęła runąłwszy z dachu ku dołowi.

Drow tylko pokręcił głową i spokojnym krokiem ruszył w stronę kaplicy.
 
__________________
Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia!
Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu...
Corrick jest offline