Saul wlał zawartość buteleczki w usta, smak krwi i smoły zalał kubki smakowe. Czarna smolista galareta powoli przedzierała się przez gardło zostawiając palący posmak. Palący ogień rozszedł się po żołądku przebijając go setką igieł bólu. Nogi i ciało zachwiały się, a wzrok zaczął się rozmazywać.
Amelia omijając łukiem potwora podbiegła do uwolnionych dziewczyn i kultysty. Mężczyzna z obrzydzeniem ściągnął czerwone szaty i rzucił na podłogę. Od barku przez jego ciało przebiegała krwawa rana od noża ciągnąca się aż do kolana. Blada i wycieńczona twarz należąca do Bruno uśmiechnęła do Ameli. –
Dobrze cię widzieć… - Mężczyzna zachwiał się na nogach. -
Zajmij się moją siostrą, zabierz ją stąd wraz z resztą dziewczyn. Odwrócił się do Margaret –
Idź z Amelią, dołączę do was na zewnątrz. – Pot gęsto spływał mu po czole, z trudem walczył z wycieńczeniem, aby dobrze wyglądać przed siostrą.
- Nieee, zostań z zemną wielki bracie!
– Muszę pomóc naszym przyjaciołom. Po policzkach popłynęły mu łzy na myśl o tym, że jej już nigdy nie zobaczy. Pchnął Margaret w objęcia Amelii.
– Idźcie! Już! Po czym Bruno ze sztyletem w dłoni pobiegł w kierunku otoczonego Jacka, a Amelia z towarzyszkami ruszyły ku wyjściu.
Jack resztką sił obrócił się plecami do ściany. Gdzieś nad nim rozbrzmiewał donośnie dzwon. Z prawej strony i od przodu zbliżali się przeciwnicy. Z lewej strony płonęły resztki proporców. Kultyści ruszyli do ataku na wycieńczonego Jacka, gdy nagle z góry usłyszeli wrzask, czerwone szaty mignęły przed Malonem, gdy kultysta spadł z wysokości na jednego ze sprzymierzeńców. Zgrzyt łamanych kości i bryzgi krwi wypełniły otoczenie. Pozostały przy życiu kultysta spojrzał na zwłoki, na przeciwnika i wrzasnął przebity sztyletem od tyłu przez zakrwawionego Bruno. Jack korzystając z okazji machnął siekierą w gardło urywając wrzaski. Spojrzał na znajomą sylwetkę mężczyzny, który wchodził wraz z nimi do posiadłości z mała siostrą. Mężczyzna podobnych rozmiarów do niego słaniał się na nogach, z wielką sznytom od barku do kolana. Mężczyźni kiwnęli sobie głowami z szacunek i znakiem, że obaj przeżyli podobne piekło w tym domu. Nagle kolejne ciało spadło na palące się proporce z mokrym plaskiem. –
Chodź! Trzeba pomóc dziewczyną! Obaj ruszyli w kierunku kobiet biegnących do wyjścia.
Tymczasem potwór z rogami stał przed
Saulem zżeranym od środka przez truciznę. Bestia łapskami ściągała wnętrzności starca, z którego wyszła. Blade fioletowe cielsko było pozbawione skóry, z różnych partii ciała sterczało mu mięso, żyły i wnętrzności. Twarz bez ust zagrzyta zębami i zadyszała ze wściekłością. Czarne przekrwione nieludzkie oczy drżały ze wściekłości i może bólu? Potwór wrzasnął wściekle rozglądając się po pomieszczeniu. Spojrzał na przedzierające się bokiem kobiety. Zielona mgła otaczała jego niekompletne ciało, jego grube czarne rogi zabłyszczały, gdy wystrzeliły z nich zielone błyskawice prosto w kobiety. Zielone wyładowania trafiły
Lirael i
Sophie.
Amelia rzuciła
Margaret na ziemie i okryła ją własnym ciałem, gdy kolejne wyładowania uderzyły w jej spalone plecy i w twarz
Marie. Przez poprzednio już spalone plecy przebiegł nieziemski ból, który nagle ustał, gdy nerwy na plecach zostały spalone wraz z kościami. Marie z roztapiającą się twarzą padła bulgocząc. Sophie i Lireal zostały doszczętnie wypalone do kości.
Do
Saula dobiegły krzyki konających dziewczyn, z tytanicznym wysiłkiem wstał czując jak jego ciało kona w konwulsjach i rzucił się wymachując zdrową i drugą bezwładną leżącą ręką na potwora. Zdrowa ręka uderzyła w kościany podbródek potwora, jego twarz się nie odwróciła. Potężny cios w klatkę piersiową Saula posłał go przez pomieszczenie do ściany. Przytłumione odgłosy łamanych kości w plecach dosięgły jego odpływającej świadomości.
Wojownik wraz
Kosiarzem pokonali swoich przeciwników zrzucając ich jeden za drugim z drewnianych podestów wokół brzmiącego wciąż dzwona. Z każdym jego dźwiękiem rany Wojownika wybuchały ze zdwojoną boleścią, a do ich głów wbiegały podszepty karzące im skoczyć z podestów w ślad za kultystami, których zepchnęli. Wojownik opierając się pokusie wskazał czarnemu na dzwon, ten walcząc z podszeptami machnął kosą w mechanizm trzymający dzwon z łańcuchem przy podeście. Dzwonem szarpnęło i zahaczył drewnianą podłogę na której stali rozrywając ją. Dzwon poszybował dźwięcząc w dół. Wojownik i Kosiarz poczuli jak tracą dosłownie grunt pod nogami, zaczęli spadać sięgając rękoma powietrza w ślad za dzwonem.
Do Demona wróciła błyskawica, którą smagał kobiety. Zielona mgła wirowała przy nim, a błyskawica przenikała jego ciało sklecając niedokończone organy i mięśnie. Powoli na ciele zaczęła pojawiać się purpurowa skóra.
Gdzieś w kącie było słychać rozpaczliwy krzyk Bruno –
Margaret!!!
<Jebud!>
Nagle świat się skończył, nastała cisza. Przynajmniej tak może wydawać się większości dusz w pomieszczeniu, ponieważ na ziemię runął wielki dzwon, który wszystkich ogłuszył. Tumany kurzu, odłamków, kamienia i krwawych miazg z ciał poszybowały po pomieszczeniu.
Jack wraz z Bruno biegnąc do dziewczyn dostali ostrymi odłamkami i runęli na ziemię, gruz posypał się na
Amelię zakrywającą Margaret.
<Plask!> spadł Kosiarz
<Plask!> spadł i
Wojownik zdobiąc swoją krwią mury. Potężny dzwon podskakując zaczął się toczyć krusząc sarkofagi i skryte w nich zwłoki i kości. Skupiska zielonej mgły wybuchły i rozproszyły się po pomieszczeniu. Dzwon wciąż dźwięcząc toczył się w kierunku demona przybierającego na skórze, masie i wzroście. Ciało
Saula przeszywało każde dudnięcie dzwonu trzymając go na granicy między życiem, a śmiercią. Dzwon z impetem uderzył w demona i z dzikim zgrzytem owinął się wokół niego i pękł w środku zostawiając go nietkniętego. Demon osnuty opadającą mgłą zanosił się chrapliwym śmiechem roznoszącym się po całej piwnicy i korytarzach domu.
Saul nie czując już ciała, wpatrywał się przez mgłę w rosnącego demona, jego ciało robiło się co raz bardziej czerwone, rogi wykręcały się i wiły sięgając sklepienia. Z jego pleców wystrzelił czerwone skórzane skrzydła rozwiewające mgłę i kurz, które w końcu rozproszyły się ukazując pobojowisko pełne ciał i śmierci.
Oczy
Feldmanna zaczęły zachodzić ciemnością, gdy resztkami sił patrzał na porozrzucane ciała przyjaciół. Nie czuł już bólu, tylko wielki smutek i gniew. Gniew na tych szalonych ludzi, którzy go tu sprowadzili, wymordowali tylu dobrych ludzi i przyjaciół oraz przywołali to coś, tego demona. Oczy pomimo, że otwarte zaczęły zachodzić ciemnością. Uszy zaczęły słabiej odbierać chrapliwy śmiech i kroki demona. Umysł Saula zaczął odpływać w nieznane, gdy cieniutki ostatni dźwięk doszedł jego uszu.
Nieeeeee! Zostaw mnieeeeeeee! – Piskliwy, histeryczny krzyk wypełnił salę. Potwór zwalił ciało Ameli i sięgnął ku Margaret. Białka oczu Saula uchyliły się na tyle, aby zobaczyć jak potężny czerwony demon chwyta dziewczynkę za nogę i podnosi ją do góry oblizując ja po policzku swoim długim i wijącym się językiem.
Lewe oko już się zamknęło, prawe chwieje się spazmach. Gniew jakiego nigdy jeszcze nie poczuł Saul w swoim życiu wstrząsnął jego martwym ciałem. Wściekły żar wlał się w odchodzącą świadomość. Prawe oko zapłonęło, serce szarpnęło w klatce i zaczęło bić jak młot. Wbite w mur ciało w siedzącej pozycji szarpnęło się i stanęło na nogach. Saul wyciągnął przed siebie prawą spaloną rękę. Czerwono czarna spalona skóra skruszyła się, koścista dłoń odpadła. Stercząca ostra kość ręki świeciła bladą zielenią wydłużając się i pokrywając smugą zielonej falującej energii. Ta sama zielona energia biła z jego prawego oka, a żar słusznego gniewu wypełniał całe ciało.
Kto czuje się na siłach może otworzyć oczy, kto nie - ten martwy ostatecznie.