Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2016, 21:41   #91
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Pozostała trójka fanatyków osierocona przez swego przywódcę Heiera otoczyła Ojczulka rozglądając się niepewnie na boki. Byli to prości, niekształceni chłopi zbrojni w korbacze. Nie wtrącali się przeto do dyskusji, którą prowadzili "zwiadowcy" z co bardziej umnymi mężczyznami z Garssen. Ojczulek zaś padł na kolana przed świątynią i zaintonował modlitwę. Dołączyły do niego kobiety i dzieci zebrane na placu. Nie był to z pewnością najlepszy pomysł od strony taktycznej, ale maluczcy potrzebowali pokrzepienia a tu Ojczulek sprawdził się bezbłędnie.

Ponieważ środek wioskowego placu nie był objęty tworzeniem fortyfikacji zostawiono modlących się samym sobie.

Zaczęto powoli realizować plan obrony. Uri i Halek zachęceni przez Pietera postanowili współdziałać. Zawołali do pomocy jeszcze dwóch chłopów i zaczęli kopać wilczy dół od strony północnej czyli Middenheim i Krudenwaldu. Szło im niesporo, ale uparci Middenlandczycy niestrudzenie machali kopakami i kilofami rąbiąc kamienistą w tym miejscu drogę. Pozostali barykadowali uliczki od strony wschodniej i zachodniej. Z obsadzenia spichrza po krótkiej kłótni zrezygnowano. Udało się wszak wystawić zaledwie dwudziestu dziewięciu obrońców i to łącznie z trzema niewiastami zbrojnymi w łuki. To co najbardziej martwiło to stan uzbrojenia. Było tylko kilka mieczy. Reszta dzierżyła drwalskie topory, widły i cepy. Cieszyła spora ilość łuków. Łącznie z Rolfem i wyposażonym w procę Niklausem było dziewięciu obrońców zdolnych razić wroga z dystansu, ale zaraz zaraz, gdzie Rolf? Kiedy trzeba było sposobić się do walki i motywować obrońców dzielny łowca gdzieś zniknął. W przeciwieństwie do Rolfa Niklaus był, a będąc szczegółowym był wszędzie. Plątał się pod nogami mężczyzn ściągających meble i sprzęty gospodarskie na barykady, doradzał kopiącym wilczy dół czym doprowadzał ich do szału, zagadywał ponurych fanatyków pełniących wartę przy modlącym się ojczulku, ci jednak mieli dla niego tylko wzniosłą milczącą wzgardę. Markus jak przystało na prostego drwala po powiedzeniu co miał do powiedzenia zabrał się za robotę pomagając przenosić najcięższe rzeczy. Pod nieobecność Rolfa, który z początku sypał pomysłami na lidera wyrósł Pieter, któremu dzielnie sekundował Rubus. Chociaż ten ostatni sprawiał wrażenie trochę niepewnego. Nie dość, że niebawem będzie musiał walczyć o wolność i życie to znowu stanie przed dylematem używać magii czy nie.

Tymczasem do Pietera podeszła jego żona Sandra. Była oczywiście przestraszona i szukała oparcia w jego silnych ramionach.

-Myślisz, że nam się uda?

Jej zaczerwienione oczy wskazywały, że niedawno płakała. Pieter najlepiej wiedział ile musiała do tej pory wycierpieć a życie właśnie szykowało im kolejną próbę. Nim zdążył jej odpowiedzieć na jego twarz padł snop światła. Zwrócił twarz w tamtą stronę i zobaczył zapowiedź nowego dnia, wschodzące słońce.


W serca jego i pozostałych wkradł się strach. Ktoś pełniący straż przy północnej barykadzie krzyknął.

-Idą!

Wśród kobiet i dzieci modlących się na wioskowym placu z Ojczulkiem wybuchła krótkotrwała panika. Pokierowani przez fanatyków zaczęli uciekać do świątyni. Zapewne usłyszawszy krzyk pojawił się też Rolf. Drzwi jednej z chat otworzyły się i stanął w nich rozczochrany łowca trzymający spodnie w dłoniach. Minę miał rozkojarzoną i całkowicie zaskoczoną. Próba zapięcia portek rękami, które równocześnie trzymały łuk i resztę oporządzenia sprawiły, że zarówno oporządzenie jak i portki opadły na dół prezentując walory Rolfa, które z pewnością chciał zachować wyłącznie dla Kamili. Na szczęście wszyscy patrzyli gdzie indziej.

Co bardziej przytomni obrońcy napięli łuki a Niklaus przyszykował procę. Skaveny okazały się niepokojąco sprytne. Popędziły na wioskę stado olbrzymich szczurów. Wataha bestii popędziła na wieśniaków węsząc mięso. Na ich drodze znalazł się wilczy dół. Cztery szczury spowodowały załamanie się gałązek i z piskiem spadły na dół. Cóż z tego skoro tylko dwa nabiły się na zaostrzone pale. Pozostałem dwa błyskawicznie wspięły się na ziemne ściany i ruszyło na wieśniaków. Były już tuż tuż. Wtedy Niklaus krzyknął i wypuścił kamień z rozpędzonej procy. Dał tym samym sygnał do salwy. W kierunku szczurów posypały się strzały zabijając pięć kolejnych szczurów. Od strony lasu rozległ się pisk i szczury zawróciły. Wykonały juz swoje zadanie. Dokonały rekonesansu. Z lasu wyszły cztery niepokojąco wyglądające postacie.

Zbrojne w kule wzięły rozbieg i miotnęły nimi z stronę obrońców. Mimo, że jednego rzucającego udało się ustrzelić trzy kule poleciały w stronę barykady i rozbiły sie wśród obrońców uwalniając trujący gaz. Wybuchła panika. Obrońcy rzucili się w tył ku głównemu placowi zostawiając tych nieszczęśników, których gaz pozbawił przytomności bądź spowodował, że padli na ziemię rzężąc. Z lasu wybiegła reszta skaveńskiego oddziału i piszcząc pobiegła w kierunku wioski. Na pyskach mieli takie same maski jak miotacze gazu.

-Sigmarze zlituj się! - wymknęło się jednemu z chłopów patrzącemu na to co się dzieje.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline