Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2016, 21:52   #22
Quelnatham
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Theseus, Chloe, Hoe, Zbażyn

Theseus machnął ręką na wyjaśnienia gosposi, zbywając tym samym jej pytanie. Zamiast tego skupił wzrok na sylwetce chłopa, który skończył przemawiać do zebranych. Podest, na którym dokonał owej oracji wydawał się świetnym miejscem do skupiania na sobie uwagi tłumów. Kapłan zmrużył oczy i zamyślił się na kilka chwil.
- Nic się nie stało, lilium - powiedział już bardziej pogodnie, kładąc dłoń na ramieniu Chloe w ojcowskim geście. [i]- Robi się późno, musimy wracać, ale najpierw -[/u]tu skinął głową w stronę podestu- powinniśmy wykorzystać to zebranie do własnych celów - powiedział, a jego twarz przybrała wyraz drapieżnika, który zaczajał się na swoją ofiarę.
- A może się jeszcze wstrzyma ojciec ze spraszaniem wiernych - zaproponowała nieśmiało dziewczyna. - Świątynie trzeba doprowadzić do porządku… Może najpierw na spokojnie zajmiemy się rzeczami poprzedniego Cicerone, sprawdzimy czy nie ma nic niepokojącego… Sam ojciec widział co tu się działo gdy zajechaliśmy. No i trzeba zająć się sprawą tych znaków które przerysowałam - zasugerowała cicho Chloe.

- Nie panikować mi tu tylko! - Zagrzmiała orczyca swoim potężnym głosem. Chociaż wychodziło na to, że teraz jej kolej by powiedzieć kilka słów, ta nie miała zamiaru wchodzić na podest który zajmował Józef. I bez tego była wystarczająco wysoka, a przede wszystkim donośna. - Mer nie zniknął. Mer wypełnia swoje obowiązki. - powiedziała stanowczo, po czym rozejrzała się po tłumie.
- Ruszył w drogę do wiedźmy. Jeśli to nie jej sprawka, to z pewnością jej dziedzina. - Tu orczyca zrobiła krótką pauzę. - Kilka chwil temu przybył do nas cicerone. Jest uczony i on również nam pomoże. - Wyłapawszy w tłumie sylwetkę rzeczonego wskazała na niego całą otwartą dłonią.
- Nie będziemy bezczynnie czekać na powtórkę. Cały czas działamy. Tylko mielenie tu i teraz jęzorem nas spowalnia.- Wszyscy dobrze wiedzieli, że zielonoskóra woli działać niż gadać.

Wzrok Hoe skupił się na kilka chwil na Rene Pierratcie, który wcześniej dopytywał się o broń.
- Broni z arsenału nie wydamy bo nie ma realnego zagrożenia, które można nią zwalczyć. Pytacie jak pomóc? Wróćcie do domów. Nie siejcie zamieszania. Róbcie to co zawsze. Ale najpierw sprawdźcie czy Wasi sąsiedzi są cali i zdrowi. Jeśli komuś coś się stało, albo nie znajdziecie go do jutra rana koniecznie zgłoście to do Pana Trouve.
Hoe była niemalże pewna, że Panu Trouve nie spodoba się to co właśnie powiedziała. Dla odmiany była jednak pewna, że tylko jemu nie będzie przeszkadzało siedzenie w swojej samotni i czekanie na różne zgłoszenia, podczas gdy inni radni będą starali się wyjaśnić swoją sytuację i zastanie ich we własnych domach może okazać się kłopotliwe.

- Właśnie, właśnie, tak właśnie! - Stary Zbażyn gorliwie przytaknął z mównicy. - Pan Trouve na pewno wszystko zbierze i sobie zapisze.
Podrapał się pod czapką i coś chyba przypomniało mu się, bo dodał:
- Nie zapomnijmy o naszym nowym kapłanie! W taki przykry czas przyjechał, że nie udało się zrobić odpowiedniego przyjęcia. Rada miejska, w echem, mojej skromnej osobie przyjmie wszystkie… dary… eee oznaki hojności, które… no… przekażemy naszemu cicerone. - Ostatecznie radny trochę się zaplątał w swoich słowach, może dlatego, że w pół zdania zauważył, że kapłan o którym mówi stoi nieopodal.

Theseus spuścił głowę i posłał ukradkiem uśmiech do Chloe, który mógł wyrażać tylko jedną rzecz: przyjęcie rzuconego wyzwania. Machnął do niej dyskretnie dłonią, by trzymała się z boku, i zamaszystym ruchem poprawił swój ciężki, skórzany płaszcz. Zaraz też był już w drodze, nim gosposia zdołała powiedzieć choć jedno słowo.
Kapłan minął orczycę, której skinął głową, uprzednio mierząc ją wzrokiem, a następnie ruszył z zamiarem wstąpienia na podest.
Widząc idącego kapłana Zbażyn zbladł nieco, zmieszał się i zstępując ze skrzyneczki zaproponował usłużnie, wskazując na tą prowizoryczną mównicę:
- Witam, witam wielebny. Proszę się nie krępować, jeśli chce pan coś powiedzieć do wszystkich.
- Cisza! - orczyca zagrzmiała profilaktycznie. Spodziewała się, że pojawieniu się na scenie kapłana zaraz zaczną towarzyszyć szepty i rozmowy. Po tym odsunęła się kroczek od mównicy, dając człekowi większe pole.
 
Quelnatham jest offline