Hoe która wyglądała jakby wyłączyła się gdzieś w połowie kazania klechy popatrzyła przez chwilę za nim. Wzruszyła ramionami, po czym klasnęła w dłonie.
-
No to do roboty! Rozejść się.
Po tych słowach sama podeszła do Józefa, który na to otrząsnął się, jakby z drzemki.
-
Bardzo pięknie… pięknie mówił - zamamrotał sennie. -
wzruszająca przemowa. Choć poprzedni klecha cokolwiek ciszej przemawiał.
-
Taaa. - odparła Hoe, która może raz czy dwa słyszała jak przemawia poprzedni klecha. Mało interesowała ją religia której był przedstawicielem. -
Rodolphe poszedł do wiedźmy, ciekawe jakie nowiny przyniesie. Remi szuka Szeryfa. Coś go nie widać, jak karczmarza. Potrzebuje wysłać kogoś po Redgara. Chcę się rozejrzeć po okolicy a kto jak nie on będzie w stanie zauważyć podejrzane ślady? I gdzie jest ten twój ocaleniec?
-
Hę? Taki to on mój - odparł z przekąsem młynarz. -
Wlazł chyba do karczmy. Ale zobaczysz, to nie przypadek, że teraz się tu pojawił, kiedy tyle zła nas spotkało. - dodał potrząsając wskazującym palcem. -
Pójdę może poszukać Rudolfa, źle by było jeszcze felczera stracić. - dodał ruszając powoli. -
A mówię, to z wiedźmą na pewno coś było!
-
Wyślesz po drodze ino jakiegoś dzieciaka po Redgara? - zapytała Hoe gdy Józef już ruszał by odejść. -
A, mięso i miód dla klechy są u mnie na chacie.
-
Pewno, pewno - machnął ręką. -
Pewno się gdzieś zaplątał w lesie.
-
Nie o tej porze. Ale pewno nie wie, że coś się święci. I już. - Hoe wzruszyła ramionami. Po tym sama powoli ruszyła. Ona ewidentnie w stronę karczmy.
***
Mniej więcej w tym samym czasie....
Lisa zatrzymała się dopiero gdy była tuż przed trollem. Oglądnęła go sobie od stóp po głowę, zatrzymując wzrok na jego twarzy.
- A ty co? Nie widzisz, że wszyscy idą tam? - zapytała pokazując palcem zbierający się na rynku tłum. - A nie tu? - Tym razem pokazała palcem dom rzeźniczki z którego dopiero co wyszła. Po ostatnim pytaniu podparła dłonie powyżej bioder, dokładnie w taki sposób w jaki zwykła to robić jej opiekunka Hoe gdy coś według niej było nie tak jak trzeba.*
- Kaca mają. Na klina idą…..- mruknął Troll i przystanął przed dziewczyną. Spokojnie otaksował ją wzrokiem. To jednak nie była Hoe - mogła podpierać się pod boki ile wlezie.
- Głodny jestem. Po mięso jestem - kowal wyjaśnił dziewczynie wzruszając ramionami.
- Na prawdę? Nie wierzę ci. Przecież słyszałam dzwony. Nie wiesz po co na prawdę tam idą? - Dziewczyna wychyliła się w bok by móc spojrzeć na podążający w stronę rynku tłum. Zupełnie jakby troll zasłaniał jej widok. - Może to przez to omdlenie, co?
- Nie kłamię - Troll spojrzał groźnie na dziewczynę. Tak naprawdę nie chciał jej zrobić najmniejszej krzywdy, ale wolał jednak dziś się najeść. Kiedy jednak zobaczył, że dziewczyna na coś spogląda odwrócił się i podrapał po głowie
- Co tu się wyrabia? - zadał te pytanie do siebie po raz kolejny tego samego dnia
- Dwie popijawy w jeden dzień? Idę pogadać do burmistrza. Tak. On zrobi z tym porządek. Powinni pracować, nie zalewać się gorzałą, próżniaki jedne….. - Armand gadając do siebie dziarsko ruszył w kierunku tłumu podążającego na rynek, poprawiając rezolutnie czapkę. Po chwili jednak obejrzał się na dziewczynę i rzucił
- Schab ma być gotowy. Wrócę tu - przymrużył oko robiąc groźny grymas i poszedł szukać burmistrza w tłumie gromadzącym się najwyraźniej bez wyraźnego powodu na rynku.
Skoro troll odszedł w swoją stronę, Lisa również udała się w swoją. Była ciekawa co się dzieje, wobec czego dołączyła do tłumu.