Wątek: Cienie [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2016, 21:49   #4
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Kogo nam chcą dosłać?! – komendant sesji specjalnej II oddziału policji w NY był nieźle wkurzony, ale wrodzone opanowanie wzięło górę nad emocjami – Kogo, kurwa? Trzeci trup na karku, a my mamy jakąś panienkę z Kanady niańczyć? Co my tutaj nie mamy własnych żółtodziobów?
- Technicznie rzecz biorąc ona jest rozwódką.
– starszy posterunkowy Brown cenił sobie precyzję. Ale wiedział też, co naprawdę boli szefa. - Nie chodzi o przejęcie sprawy ani o stażowanie. Ma nam po prostu pomóc.
- W czym? Nie zna miasta, nie zna układów, nawet nie jest zatrudniona w czynnej służbie. Kto to niby jest “cywilny konsultant - specjalista”?


Starszy posterunkowy wyciągnął tekturowy skoroszyt z dokumentami otworzył go. Odpiął od pojedynczej kartki zdjęcie atrakcyjnej szatynki i podał komendantowi.

- Jessica Hoffman, 32 lata, studia medyczne na Cambridge University, potem specjalizacja z psychiatrii. Szkolenia w Anglii i Francji, współpraca z tamtejszą policją. Ostatnio w Kanadzie pracowała w jakimś centrum pomocy ofiarom przemocy domowej, czy czymś takim.

- Dlaczego właśnie ona? Obciąga któremuś z naszych szefów? – komendant ciągle był sceptyczny.
- Jest specjalistką od seryjnych morderstw.
- Nie ma takiej specjalizacji.

Brown westchnął.
- Widzę to tak, szefie – jeśli ona się do czegoś przyda, to i tak my zgarniamy cała śmietankę. Jeśli nie – zawsze można zwalić winę na nią. I dokopać Kanadyjczykom, przy okazji.
Komendant uśmiechnął się. Spodobał mu się ten pomysł.






5 miesięcy później

Pub rozbrzmiewał głośnymi rozmowami, śmiechami, szczękiem kufli i szklanek. Kobieta pchnęła ciężkie, dębowe drzwi, skinęła głową barmanowi, który pozdrowił ja salutując dwoma palcami do asymetrycznie ściętej grzywki. Pewnym krokiem skierowała się do kilku stolików zestawionych w kącie.
- Jest nasza gwiazda! – starzy posterunkowy Brown zamachał do niej dłonią. – W końcu! Chodź Jess, trzymam ci honorowe miejsce.
Kilka szklanek uniosło się w górę. Rozległy się krótkie oklaski.
- Nie przeginajcie – zgromiła zgromadzonych wzrokiem, ale na jej twarzy widać było radość i dumę. Stała się w końcu członkiem zespołu. - Dzięki, Kevin, cześć wszystkim – ściągnęła zamszowy żakiet, wsunęła się za stół, opadając z ulgą na skórzaną kanapę. Dzisiejszy trening aikido przeciągnął się niemiłosiernie, ale nikt nie mógł odpuścić sobie zaszczytu spotkania z samym Masahiro Taniguchi.
- To co, oranżada, jak zwykle? – zapytał Kevin. Wyhaczył wzrokiem kelnerką a ta doniosła piwo o smaku zielonego grapefruita.
- Za sukces! – rzucił jeden policjantów, unosząc kufel. – Byłaś chyba w kablówkach pokazywana częściej niż sam Stary. Może rzucisz Uniwersytet i zaczniesz pracować normalnie w policji?
- Lepiej się prezentuje na wizji niż Stary
– dorzucił ktoś inny. – Ma lepsze .. – wykonał charakterystyczny gest dłońmi w okolicach swojej klatki piersiowej.
- Możesz sobie pomarzyć – odcięła się.
Ktoś się zaśmiał, ktoś poklepał ją po plecach. Kelnerka donosiła nowe szklanki, a Jessica przez cały wieczór sączyła swojego grapefruita. Pozostała przy jednym.

Wyszła nieco po 23, nie lubiła zarywania nocy. Do jej mieszkania na ostatnim piętrze nowoczesnego budynku nie było daleko, ale i tak wzięła taksówkę. Nie używała samochodu, dzięki temu zyskiwała dodatkowy czas – mogła pracować w czasie dojazdów. Włączyła swojego htc. Lubiła nowoczesne gadżety, ale nie było do nich niewolniczo przywiązana. Nie w wolnym czasie. Wielu z jej znajomych nie było w stanie zrozumieć, jak żyje bez Fejsbooka. Telefon wyłączyła przed treningiem. Mnóstwo nieodebranych połączeń, sms –y – przejrzała po wierzchu, głównie gratulacje. Kilka prywatnych maili – służbowa skrzynka nie była podpięta do telefonu. Żadnych wiadomości głosowych nie było, ponieważ przezornie nie konfigurowała nigdy skrzynek.
Otworzyła folder z wiadomościami

Bruno „No, kotku, na prawdę mi zaimponowałaś. Niby w Kanadzie robiłaś to samo, ale nikt nie wysyłał kamerzystów. Jutro mam bankiet, zakończenie kampanii, będziesz.”
Mama „Mogłaś zginąć! Ale kamera cię kocha, masz to po mnie! Lunch w piątek? W czasie przerwy w zdjęciach, wpadnij”.
Vanessa „Zawsze musisz być w centrum. Cala ty. Pilnuj się, następnym razem będziesz miał mniej szczęścia, kretynko”

Samochód zahamował miękko.
- Jesteśmy – powiedział kierowca, a potem dodał: - Widziałem panią w telewizji. To niesamowite, co pani zrobiła
- Dziękuję
– Jessica uśmiechnęła się. – Miłego wieczoru.

Sięgnęła po swoją torbę w kimono i weszła do przeszklonego holu.
- Dobry wieczór, pani Hoffman – przywitał ja portier z recepcji, podając kartonowe pudełko. – Przesyłka dla pani.




- Dziękuję – postawiła torbę i otworzyła karton. Powąchała kwiat a potem dostrzegła bilet umieszczony pod bibułką – na eleganckim, tłoczonym papierze wypisano równym, pewnym pismem jedno słowo „Thomas”. Jessica wciągnęła gwałtownie powietrze. Upuściła kwiat na blat recepcji, jakby nagle kolec róży ją ukuł.
- Wszystko w porządku?
- Proszę to wyrzucić, dziękuję
– zabrała torbę i skierowała się do windy, który wwiozła ją na 38 piętro.
Weszła do mieszkania, rzuciła torbę w kat. Nagromadzone dzień emocje pulsowały, domagały się ujścia.
- Pieprzony skurwiel! – walnęła dłonią w kuchenny blat. - Pieprzny skurwiel!

Odetchnęła głęboko raz i drugi, zrzuciła ubranie i weszła pod prysznic. Po chwili wsunęła się w chłodną pościel. Za oknem jej sypialni pulsowały światła miasta.
Zasnęła natychmiast
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline