- Kogo nam chcą dosłać?! – komendant sesji specjalnej II oddziału policji w NY był nieźle wkurzony, ale wrodzone opanowanie wzięło górę nad emocjami – K
ogo, kurwa? Trzeci trup na karku, a my mamy jakąś panienkę z Kanady niańczyć? Co my tutaj nie mamy własnych żółtodziobów?
- Technicznie rzecz biorąc ona jest rozwódką. – starszy posterunkowy Brown cenił sobie precyzję. Ale wiedział też, co naprawdę boli szefa. -
Nie chodzi o przejęcie sprawy ani o stażowanie. Ma nam po prostu pomóc.
- W czym? Nie zna miasta, nie zna układów, nawet nie jest zatrudniona w czynnej służbie. Kto to niby jest “cywilny konsultant - specjalista”?
Starszy posterunkowy wyciągnął tekturowy skoroszyt z dokumentami otworzył go. Odpiął od pojedynczej kartki zdjęcie atrakcyjnej szatynki i podał komendantowi.
-
Jessica Hoffman, 32 lata, studia medyczne na Cambridge University, potem specjalizacja z psychiatrii. Szkolenia w Anglii i Francji, współpraca z tamtejszą policją. Ostatnio w Kanadzie pracowała w jakimś centrum pomocy ofiarom przemocy domowej, czy czymś takim. - Dlaczego właśnie ona? Obciąga któremuś z naszych szefów? – komendant ciągle był sceptyczny.
- Jest specjalistką od seryjnych morderstw.
- Nie ma takiej specjalizacji.
Brown westchnął.
- Widzę to tak, szefie – jeśli ona się do czegoś przyda, to i tak my zgarniamy cała śmietankę. Jeśli nie – zawsze można zwalić winę na nią. I dokopać Kanadyjczykom, przy okazji.
Komendant uśmiechnął się. Spodobał mu się ten pomysł.
5 miesięcy później
Pub rozbrzmiewał głośnymi rozmowami, śmiechami, szczękiem kufli i szklanek. Kobieta pchnęła ciężkie, dębowe drzwi, skinęła głową barmanowi, który pozdrowił ja salutując dwoma palcami do asymetrycznie ściętej grzywki. Pewnym krokiem skierowała się do kilku stolików zestawionych w kącie.
- Jest nasza gwiazda! – starzy posterunkowy Brown zamachał do niej dłonią. –
W końcu! Chodź Jess, trzymam ci honorowe miejsce.
Kilka szklanek uniosło się w górę. Rozległy się krótkie oklaski.
- N
ie przeginajcie – zgromiła zgromadzonych wzrokiem, ale na jej twarzy widać było radość i dumę. Stała się w końcu członkiem zespołu. -
Dzięki, Kevin, cześć wszystkim – ściągnęła zamszowy żakiet, wsunęła się za stół, opadając z ulgą na skórzaną kanapę. Dzisiejszy trening aikido przeciągnął się niemiłosiernie, ale nikt nie mógł odpuścić sobie zaszczytu spotkania z samym Masahiro Taniguchi.
-
To co, oranżada, jak zwykle? – zapytał Kevin. Wyhaczył wzrokiem kelnerką a ta doniosła piwo o smaku zielonego grapefruita.
-
Za sukces! – rzucił jeden policjantów, unosząc kufel. –
Byłaś chyba w kablówkach pokazywana częściej niż sam Stary. Może rzucisz Uniwersytet i zaczniesz pracować normalnie w policji?
- Lepiej się prezentuje na wizji niż Stary – dorzucił ktoś inny. –
Ma lepsze .. – wykonał charakterystyczny gest dłońmi w okolicach swojej klatki piersiowej.
-
Możesz sobie pomarzyć – odcięła się.
Ktoś się zaśmiał, ktoś poklepał ją po plecach. Kelnerka donosiła nowe szklanki, a Jessica przez cały wieczór sączyła swojego grapefruita. Pozostała przy jednym.
Wyszła nieco po 23, nie lubiła zarywania nocy. Do jej mieszkania na ostatnim piętrze nowoczesnego budynku nie było daleko, ale i tak wzięła taksówkę. Nie używała samochodu, dzięki temu zyskiwała dodatkowy czas – mogła pracować w czasie dojazdów. Włączyła swojego htc. Lubiła nowoczesne gadżety, ale nie było do nich niewolniczo przywiązana. Nie w wolnym czasie. Wielu z jej znajomych nie było w stanie zrozumieć, jak żyje bez Fejsbooka. Telefon wyłączyła przed treningiem. Mnóstwo nieodebranych połączeń, sms –y – przejrzała po wierzchu, głównie gratulacje. Kilka prywatnych maili – służbowa skrzynka nie była podpięta do telefonu. Żadnych wiadomości głosowych nie było, ponieważ przezornie nie konfigurowała nigdy skrzynek.
Otworzyła folder z wiadomościami
Bruno „No, kotku, na prawdę mi zaimponowałaś. Niby w Kanadzie robiłaś to samo, ale nikt nie wysyłał kamerzystów. Jutro mam bankiet, zakończenie kampanii, będziesz.”
Mama „Mogłaś zginąć! Ale kamera cię kocha, masz to po mnie! Lunch w piątek? W czasie przerwy w zdjęciach, wpadnij”.
Vanessa „Zawsze musisz być w centrum. Cala ty. Pilnuj się, następnym razem będziesz miał mniej szczęścia, kretynko”
Samochód zahamował miękko.
-
Jesteśmy – powiedział kierowca, a potem dodał: -
Widziałem panią w telewizji. To niesamowite, co pani zrobiła
- Dziękuję – Jessica uśmiechnęła się. –
Miłego wieczoru.
Sięgnęła po swoją torbę w kimono i weszła do przeszklonego holu.
-
Dobry wieczór, pani Hoffman – przywitał ja portier z recepcji, podając kartonowe pudełko. – Przesyłka dla pani.
-
Dziękuję – postawiła torbę i otworzyła karton. Powąchała kwiat a potem dostrzegła bilet umieszczony pod bibułką – na eleganckim, tłoczonym papierze wypisano równym, pewnym pismem jedno słowo „Thomas”. Jessica wciągnęła gwałtownie powietrze. Upuściła kwiat na blat recepcji, jakby nagle kolec róży ją ukuł.
- Wszystko w porządku?
- Proszę to wyrzucić, dziękuję – zabrała torbę i skierowała się do windy, który wwiozła ją na 38 piętro.
Weszła do mieszkania, rzuciła torbę w kat. Nagromadzone dzień emocje pulsowały, domagały się ujścia.
-
Pieprzony skurwiel! – walnęła dłonią w kuchenny blat. -
Pieprzny skurwiel!
Odetchnęła głęboko raz i drugi, zrzuciła ubranie i weszła pod prysznic. Po chwili wsunęła się w chłodną pościel. Za oknem jej sypialni pulsowały światła miasta.
Zasnęła natychmiast
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.