Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2016, 23:40   #26
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Rina siedziała cicho bawiąc się w klejnotem wiszącym na jej szyi, jednak gdy w oddali usłyszała kroki zamarła
- Szlag… - mruknęła szturchając dyskretnie Agi, wytężyła zmysły gorączkowo myśląc co zrobić. Wszystkie jej najgorsze obawy miały się ziścić tu i teraz. Która pójdzie na pierwszy ogień? – Co robimy? – rzuciła ledwie dosłyszalnym szeptem, nie zdążyły jednak ustalić sensownego planu działania gdy kraty się otworzyły. Kobieta zacisnęła pięści i już miała zacząć protestować, wyzywać mężczyznę od najgorszych, czy też robić cokolwiek innego by tylko pomóc przyjaciółce, ale znajomy głos sprawił, że zamarła jak posąg
- Krytykujesz mój wygląd? Jestem pewna, że nawet teraz wyglądam setkę razy lepiej niż większość kobiet, które zwykle widujesz – zrobiła udawaną obrażoną minę- Zapraszam do nas na tydzień, wtedy ja to samo powiem o tobie, ale nie zapomnij zabrać dla mnie ciepłych skarpet i beczułki najlepszego piwa – wstając uścisnęła podaną rękę czując jak jej ciepło zdaje się emanować na całe ciało, radość wybuchła nagle, nie potrafiła jej już powstrzymać, roześmiała się cicho i wpadła mu w ramiona mocno, z całych sił – Wiedziałam – szepnęła cicho, tak by tylko on ją słyszał, śmiała się ledwie dosłyszalnie, a kciukiem otarła niesforną kroplę, która jakimś cudem znalazła się przy jej oku. Ale nie, z pewnością nie była to łza! – Na wszystkie demony, to się dopiero nazywa odsiecz! – zwróciła się do przybyłych mężczyzn – Dobrze was znowu widzieć, nawet nie wiecie jak – uścisnęła im dłonie – Agi, to przyjaciele – zapewniła krasnoludkę i zdjęła szybko pantofle by w nie zdradzić ich stukotem obcasów odbijającym się od cichych ścian posiadłości – Jaki mamy plan poza tym, że opuszczamy tą przedłużoną imprezę? – spytała i podeszła znów do przyjaciela – Kolejna wspólna podróż? – rzuciła nawiązując do słów, które wcześniej wypowiedział – Piszę się w ciemno – sprzedała mu lekkiego kuksańca, czekając aż zbiorą się do opuszczenia lochów.
- Na to się zanosi - Wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się - Opowiemy wam wszystko po drodze.
Agigreen nie uspokoiła się równie łatwo. Owszem, kto jak kto, ale Rina raczej potrafiłą dobierać znajomych, niemniej ich sytuacja wcale się jeszcze nie popawiła. No i ten strażnik… Agi zgrzytnęła zębami, ale po cichu.
- Macie czujki? - zapytałą szeptem swojaka, który oddał jej broń. Zauważyła, że nawet mimo podchmielenia podał jej młot tak, aby mogła ująć trzonek niżej od niego. Miłe. Takie drobiazgi zwłaszcza czynią krasnoludem na powierzchni.
Krasnolud odpowiedział znacznie głośniej niż zamierzał, powidując to, że krasnoludka się wzdrygnęła.
- A gdzie tam… - Machnął ręką - To szybka akcja, kto by się przejmował takimi pierdołami - Powiedział pewnym siebie głosem.
Zielona mocniej ujęła trzon swojej broni w dłonie. Dodało jej to otuchy.
- To chodźmy - zwróciła się do człowieka, którego z uścisku wypuściła Rina. - Tę damę proponuję wziąć w środek, żeby się nam nie zgubiła - dodała, wymownie spoglądajac na stronniczkę Loghaina.
Lady Eleena spojrzała na krasnoludkę i pozostałych tępym wzrokiem.
- Cokolwiek, cokolwiek do jasnej cholery! Tylko mnie stąd wyprowadźcie! - Widać było, że jest na skraju załamania nerwowego i mocno przeżyła swoje uwięzienie.
Dave zerknął na wszystkich.
- Koniec tego, zbieramy się. - Spojrzał hardo na krasnoludkę - Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz sprawiała problemów.
- Nie - odprała Agi krótko. - Doceniam tez Twój talent aktorski Panie. I muszę powiedzieć, że jestem niezmiernie wdzięczna za pomoc… Ale nie jestem z Panem na “ty”.
Mówiąc to, Agi stanęła z jednej strony Riny, która po drugiej ręce miała cichą, ale w pełni czujną i gotową do działania elfią służącą Lorda magistra, której imienia niestety Agi nie potrafiła spamiętać. Choć bardzo tego żałowała. - Jesteśmy gotowe.
Strażnik wzruszył jedynie ramionami.
- Wybacz, ale niezbyt interesuje mnie twoja opinia…
- Daj mu spokój moja droga - Powiedział bezczelnie podchmielony krasnolud - Dave może nie wygląda, ale to dobry chłop! Mimo, że charakter ma chujowy… Ale to on wszystko wymyślił i to on wziął na siebie całą odpowiedzialność! Ma łeb na schwał i gdyby nie on to nigdy byśmy was nie wydostali!
Agi nic na to nie odpowiedziałą, ale długim i bacznym spojrzeniem obdarzyła owego Dave’a. Wiedziała, tak samo jak i pewnie on, że skoro tak dużo zaryzykował, to musi albo uciekać z nimi, albo dać się otłuc na tyle mocno, żeby wygladał na wiarygodną ofiarę napaści uciekinierów, która starałą się ich zatrzymać.
Chyba, że towarzystwo miało jakiś inny pomysł. Póki co czekała, aż dadzą sygnał do wymarszu z tej podłej nory.
Rina przysłuchiwała się wymianie zdań przyjaciółki i strażnika mając w głowie myśl, że życie zdecydowanie bywa przewrotne
- Najchętniej zostawiłabym tych tutaj - wskazała brodą na stronników ich przeciwnika - by sami przekonali się czy faktycznie honor i oddanie to takie przestarzałe frazesy - sktwierdziła patrząc mściwie i zakładając ręce na piersi. Jej urażona duma i zachowanie kobiety domagały się zadośćuczynienia w postaci złośliwości i zemsty - Skoro jednak Agi okazała się wielkoduszna… - wzruszyła ramionami i westchnęła - Brego - podeszła bliżej nachylając
się - W lochu obok jest jeszcze Marcus, nasz towarzysz - popatrzyła na niego czekając co powie. Zamierzała się upierać by zabrać także owego rycerza, ale chciała najpierw przekonać się, czy wzięli go pod uwagę przy układaniu planu i czy w ogóle mieli klucze do krat drugiej celi.
Mężczyzna kiwnął głową.
- Ich też musimy zabrać, nie zostawiamy nikogo. Dave doskonale wie, gdzie się znajdują.
Strażnik zamyślił się.
- To ten zniewieściały i buńczuczny? - Zapytał uśmiechając się.
- To, że jego aparycja jest nieco… em… mniej oczywista - wreszcie znalazła odpowiednie słowo - nie znaczy, że jest zniewieściały. To bardzo honorowy mężczyzna o dobrym sercu i najprawdopodobniej również doskonały rycerz - podniosła palec by wzmocnić swoje słowa - Ale dość gadania, chodźmy już po nich i wynośmy się, mam wrażenie, że znam w tym lochu każdy kamień...
Marcus poruszył się niespokojnie, gdy po krókim brzęczeniu na wyszukiwanie klucza zza grubych dębowych drzwi - jedynego dźwięku, jaki doszedł od wielu godzin - rdzewiejący i pokryty grzybem zamek obrócił się zaróno ze zgrzytem, jak i mlaśnięciem. Mężczyźni w celi odruchu zasłonili przedramionami nawykłe do zupełnej ciemności oczy, gdy światło niesionej lampy wpadło do środka, znacząc poświatę na podłodze i ukrywając jako cienie sylwetki idące cichym orszakiem uciekinierów.
Kiedy Dave wchylił się do celi, dziewczęca twarz Królewskiego Strażnika spośród jeńców ściągnęła się jak gładka maska, oczy zogniskowały na strażniku i tylko na nim, usta zwęziły w kreskę. Nawet nie drgnął, i nie mrugał.
Rina skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mężczyzn, jednak nie wydawało jej się żeby dobrym pomysłem było, aby to Dave jako pierwszy wchodził do celi niosąc nowinę o wolności. Mogło to zostać odebrane jako podstęp, sama by nie poszła za kimś, kto wcześniej ją pobił, postanowiła więc się ujawnić nim rycerz zacznie mieć wątpliwości.
- Spokojnie Marcus - przemówiła i wychyliła się zza pleców pozostałych - Uciekamy stąd, pospieszcie się - popędziła ruchem dłoni - Nie ma czasu
Mężczyzna wyjrzał chwilę ku Rinie.
Był czysty, na torsie oprócz uniformu miał swój kirys, w oczach pustkę jaką widziała dnia tuż zanim ruszyli na fatalne negocjacje. Na jego pięknym, dziewczęcym obliczu nie było nawet śladu brudu czy zarostu.
Nie poruszył się, a kobieta z bigu zauważyła, że stało się z nim coś niedobrego
- Marcus - podeszła powoli do mężczyzny - Marcus, wstawaj - podała mu ostrożnie dłoń - Co się stało?
Strażnik jednak, gdy wyciągnęła dłon, odsunął się od niej, również wstawszy. Nie patrzył jej w oczy.
- Lord Ackerley… jest raniony. Będzie potrzebował pomocy. - powiedział tylko, na skraju szeptu.
- Zajmiemy się nim - Rina wyraźnie niechętnie popatrzyła na maga, nie zamierzała już nawet udawać, że żywi do niego jakąkolwiek sympatię. Już nie musiała - Chodź, czas na nas - powtórzyła. Musieli się spiszyć, a porozmawiać mogli zawsze po ucieczce z miasta.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline