Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2016, 20:34   #27
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Idzźcie. Nie traćcie czasu. Ja… - przez chwilę się zawahał - Spowolnię ich tu w razie czego. - powiedział, chociaż kobieta w skierowanych w bok oczach dostrzegła, że była to jedynie wymówka do pozostania.
- Chyba żartujesz - mruknęła niechętnie - Do wszystkich demonów, mogę zostawić tych choler… - ukryzła się w język nim zdążyła wyrzucić z siebie przekleństwa w stronę pozostałych osób w lochu - Ale ty idziesz z nami. Nie zostawiamy nikogo od nas. Gdy lord zobaczy, że nas nie ma oberwie ci się porzadnie. Wstawaj! - dodała z upartością nie zamierzając odpuścić
Marcus jednak pokręcił tylko przecząco głową, z jakimś ironicznym i bezdennie rozpaczliwym uśmiechem… nie na odejście, lecz gdy mówiła, że mu się oberwie. W końcu na jej podniesiony głos faktycznie wstał, spoglądając - z wyraźnym wysiłkiem i trudem - w oczy Rinie.
- Jestli masz w sercu choć krztynę litości… proszę… ostaw mnie.
Zmartwiła się nie na żarty, nawet nie chciała myśleć co mu zrobili i jakie to piętno na nim odbiło, mimo to…
- Marcus… - szepnęła do niego - Potrzebujemy cię, chodź z nami - położyła mu rękę na ramieniu - Uporamy się z tym, no dalej. Nie pozwolę by cię złamali, wszyscy nie pozwolimy. Chodź.
Zareagował ostro, raptownie chciał się cofnąć od Riny, ale mając tylko róg za plecami nie miał gdzie. Patrzył kobiecie w oczy pustym wzrokiem, gdy doń mówiła.
- Nie potrzebujecie mnie, nie mogłem was ochronić wtedy, nie mogę nic innego jak was spowolnić. - była jakaś nowa nuta, gniewna nuta w jego głosie - I nie mnie was z pewnością chronić. Nie jestem już sługą Cailana.
Dave uśmiechnął się lekko stojąc w drzwiach.
- Jeśli chcecie to mogę wam pomóc go nieco ‘zmotywować’... Jestem w tym dobry.
- Poczekaj - odpowiedziała tylko ostro najemnikowi i podniosła lekko ręce tak, by Marcus je widział - Spokojnie. Jesteś naszym przyjacielem, chodź - starała się przemawiać najłagodniej jak potrafiła - Nie zostawię cię. Zostajemy obydwoje albo nikt. Wybieraj.
- My się znamy. - rzucił tylko grobowo Marcus, i chyba jedyny raz w swoim życiu wyglądał groźnie, gdy oczy mu prześlizgnęły się w bok, na Dave’a. Szybko zmierzył wzrokiem sylwetkę mężczyzny, który ukłonił się lekko w odpowiedzi, nim wrócił spojrzeniem do Riny.
Przez chwilę przyglądał jej się bardzo uważnie, a ona wytrzymała jego wzrok nie odwracając swojego, stojąc dumnie, emanując zdecydowaniem i desperacją. Zerknął znowu nad jej ramieniem.
- Nie wiem, czemu to robisz, ale weź ją. - i w oczach widać było, że był już skłonny ignorować kobietę.
- Mam zostać z tobą? Tego chcesz? - spytała wprost - Nie zostawię cię, nie po to tu przyszłam i nie to obiecałam Agi. A słowa danego dotrzymuję. Zawsze.
Przykuło to uwagę zniewieściałego. Delikatnie ujął dłoń Riny w swoją, jak w jej kwaterze, po czym zdjąwszy z ramienia i chwilę pomyślawszy, puścił. Ominął ją zdecydowanym krokiem.
- Sporo was. Dajcie mi miecz i powiedzcie, kto prowadzi. - rzucił, jakby mimochodem, ale bez wątpliwości w głosie.
Dave westchnął i podał mu jedno z zabranych wcześniej ostrzy.
- Trochę ci to zajeło, zeby się zdecydować. Jesteś pewny, ze potrafisz się tym posługiwać?
- Nie martw się o mnie, powiedz kto najłatwiej znajdzie wyjście. Będę wiedział, kogo chronić.
Mężczyzna zaśmiał się do siebie.
-Powodzenia, więc przy pilnowaniu krasnoluda, na pewno się ucieszy z twojego towarzystwa!
Z korytarzu dobiegł ich głos Keldorna.
- Coś ty powiedział kutasiarzu jeden?!
Rina popatrzyła przez ramię za Marcusem unosząc tylko brwi w wyrazie ni to irytacji, ni zdziwienia, ale nie odpowiedziała, zrobiła tylko to, czego mogli się spodziewać ci, którzy ją znali: wywróciła oczami młynka
- Ruszajmy do cholery… - westchnęła i wyszła z celi
Marcus przyjąwszy miecz słuchał, zerknąwszy za wychodzącą Riną z obojętnym wyrazem twarzy, jak nieporadne dziewczę odebrawszy broń od najemnika. Pomógł sobie chwyciwszy delikatnie za ostrze, gdy drugą dłoń układał wprawnie na rękojeści i gdy faktycznie czas ich naglił, z martwą obojętnością wyrżnął oburącz wprawnym ruchem głownią w twarz śmiejącego się, przez sekundy może nieuważnego Dave’a, ruchem dość zdecydowanym, silnym i niepomnym całkiem na dobro ofiary, by w dobrych okolicznościach złamać szczękę.
- Na ciebie nie muszę uważać. - skontastował.
Wyszedł za Riną. Za sobą usłyszał tylko ciche przekleństwo mężczyzny i odgłos wypluwania.

Brego odchrzÄ…knÄ…Å‚ jedynie.
- No nic, ruszamy. Mamy stosunkowo mało czasu zanim się zorientują.
Na czele pochodu szli Keldorn wraz z Marcusem, natomiast Brego, Azut, Reinard i Dave zabezpieczali tyły.
- Te podziemia w czasach świetności mojego rodu były kiedyś w całości zagospodarowane - Powiedział Brego, kiedy szli ciemnymi korytarzami, Rina trzymała się bliko niego, tylko tak czuła się w pełni bezpiecznie, wydawała się słuchać każdego jego słowa jak oczarowana, a szeroki uśmiech nie schodził jej z ust, nie dało się ukryć, że nawet cała ich sytuacja nie była w stanie popuć jej radości jaką czuła widząc przyjaciela - Jednak wraz z powolnym upadkiem Waynearów porzucano coraz to kolejne ich fragmenty, aż w końcu zdecydowano korzystać jedynie z ich skrawka. Prawda jest taka, że obecnie te lochy to jeden pieprzony labirynt, który kiedyś służył do szybkiego rozmieszczania żołnierzy w kluczowych miejscach. Część tuneli się zawaliła, część prowadzi obecnie do nikąd, ale przez te parę dni udało nam się skombinować mapę od miejskich przemytników, a ten zapijaczony brodacza - wskazał na krasnoluda idącego z przodu - ma niesamowity zmysł orientacji jeśli chodzi o podziemia. Być może normalnie wygląda niepozornie, ale tutaj to prawdziwa bestia! - Zaśmiał się, na co kobieta także się roześmiała, cicho, ale dźwięcznie, zakrywając przy tym lekko usta, tak jak miała w zwyczaju
- To krasnolud z krwi i kości, oni wydają się czuć każde pęknięcie w kamieniu - zgodziła się z jego słowami - Zaś co do lochów… - przeciągnęła wzrokiem po ścianach - Cała posiadłość jest niesamowita, one jednak… - zmarszczyła lekko brwi szukając odpowiedniego określenia - Cóż, w innych okolicznościach bym się nimi zachwycała, stanowią doskonałe miejsce do snucia strasznych historii o duchach - puściła oko - Coś czuję, że sam często, będąc dzieckiem, miałeś ochotę tu trochę pomyszkować - mruknęła zaczepnie.
Jej towarzysz uśmiechnął się.
- Ja przecież zawsze miałem potulny charakter i byłem domownikiem. I NIGDY w przeciwieństwie do NIEKTÓRYCH nie pakowałem się w żadne kłopoty - Odgryzł się i szturchnął Rinę lekko łokciem.
Keldorn odburknÄ…Å‚ coÅ› pod nosem.
- Musimy jak najszybciej wydostać was z miasta - Podjął wątek zazwyczaj milczący Azut - Loghain i Cailan muszą dowiedzieć się co się tu dzieje.
- Zdecydowanie - kobieta dodała kiwając przy tym głową, nagle poważniejąc - Tylko wtedy… Lord będzie miał spore kłopoty - przeniosła znów wzrok na przyjaciela, w jednej chwili zrozumiała także jego położenie - Co będzie z tobą? - spytała go wprost, szeptem - Zostaniesz z nim czy ruszysz z nami?
Brego westchnÄ…Å‚.
- Muszę zostać, ktoś musi mieć oko na to wszystko… W zamku jest wiele osób, które są niezadowolone z obrotu spraw, ale nikt nie odważy się wystąpić. Ja jestem na razie poza wszelkim podejrzeniem i to Dave bierze na siebie całą winę za to wszystko - Uśmiechnął się - Może to i kawał sukinsyna, ale to on wszystko obmyślił i rozegrał swoją rolę idealnie. Może to chuj, ale jednak patriota… I na pewno was nie zdradzi podczas podróży.
Pokiwała głową patrząc dyskretnie na mężczyznę, o którym rozmawiali
- Muszę przyznać, że Marcusa ładnie urządził, a i Agi aż tupała nóżkami z radości na przepychankę słowną - zażartowała by nieco poprawić mu humor - Tak będzie faktycznie lepiej, będziesz się trzymał w miarę… bezpiecznej odległości od zamieszania, a jednocześnie potrzymasz rękę na pulsie - trąciła jego dłoń - Teraz to ja muszę kazać ci uważać, bo jak nie to przestanę być miła i wrócę skopać ci dupsko - puściła oko.
- To chyba ja powinienem martwić się o ciebie z twoim talentem do pakowania się w kłopoty - Odgryzł się- A Dave… Tak. On ma ‘talent’ do ‘zjednowania’ sobie przyjaciół. Bardzo go poturbował? - Wskazał na idącego Marcusa.
- Złamany nos, kilka kopniaków, nic czego nie widzieliśmy w drodze, ale szkoda go, to naprawdę dobry mężczyzna. W czasie obiadku u twojego ojca zasłonił mnie własną piersią, honorowy skurczybyk - uśmiechnęła się - O mnie? Martwić? - zrobiła minkę niewiniątka - Nie wiem dokąd zmierzamy, ale wiesz, że znam sporo najemników, jeszcze więcej kupców i kowali, załatwię od któregoś jakiś pancerz i podstawowy ekwipunek, poradzę sobie. Ty za to będziesz w gniazdku żmijowym, uważaj, dobrze? - spytała już zupełnie poważnie - I gdybyś potrzebował pomocy… nie sądzę, że tak będzie! - szybko się poprawiła wiedząc jak na to zareaguje - Ale gdyby, to… no wiesz.
Brego kiwnął głową.
- Jakby co to wiem do kogo uderzać w ciemno, ale! - Podniósł palec ostrzegawczo - Pod warunkiem, że jak zwykle nie wpakujesz nas w jeszcze większe tarapaty. Moje umiejętności wychodzenia z wszelkich problemów też mają swoje granice - Zaśmiał się.
- Naprawdę? No nie wierzę! - zaśmiała się powstrzymując ze wszystkich sił by nie zdradzić ich głośnym chichotem - Dobra, dobra, ale przynajmniej się nie nudzisz. Zawsze na początku marudzisz, ale za to popatrz ile wspomnień do śmiania się z nich przy ale! - zamajtała wesoło pantoflami niesionymi w jednej ręce, a drugą wzięła go pod ramię - Nie ma za co - rzuciła znowu zaczepnie i popatrzyła na swoich towarzyszy upewniając się, że wszystko z nimi dobrze.
Agi nie odezwała się nawet słowem. Zbyt była spięta. Szła i na ile to możliwe, starał się zachować czujność, sama badając kamień, który był dookoła niej.
Marcus wyglądał wyjątkowo nietęgo; albo właśnie tęgo, jeżeli bardziej obiektywnie na to spojrzeć, ale znając go był to znak, że coś było nie tak - to znaczy coś innego niż tylko otaczające ich lochy. Wytężał nie wzrok, ale słuch, i wydawał się być w każdej chwili w gotowości do walki, i mieć dość zdecydowania, by zabić bez drugiej myśli.
A jednak…
Odwrócił się, i przemówił łagodnie.
- Wybacz, mój panie… - obniżył spojrzenie przed Brego, chociaż nie mrugał - Nie mogłem nie usłyszeć, że podziemia należą do twojego rodu, po czym wnoszę, że jesteś synem lorda. - zaczął, ale poczynił pauzę, jak gdyby chcąc wbrew sytuacji i wbrew pośpiechowi i obskurnym lochom zachować uniżone, grzeczne podejście i pozwolić Brego potwierdzić lub zaprzeczyć, w oczekiwany sposób.
Brego wzruszył ramionami.
- Można tak powiedzieć… Na pewno nie pierwszym w kolejce do dziedziczenia. Tata… Nie próżnował w młodości - Powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Czy… - przerwał na chwilę - ...lord Waynear… może być świadom zażyłości twojej osoby i milady? - zapytał Marcus najkurtuazyjniej, jak Stwórca mógł mu pozwolić. Było jednak ważne spostrzeżenie w tym pytaniu.Kobieta nie odpowiedziała, ale w jednej chwili cała, od policzków po czyję i uszy zalała się czerwienią.
- Być może… Ojciec wie wiele rzeczy i nie zawsze lubi się tym dzielić - Powiedział jedynie - Do czego zmierzasz? - Zapytał wprost zaciekawiony.
Marcus obejrzał się w korytarze przed nimi, położył dłoń na ramieniu krasnoluda w spokojnym, dobrodusznym geście, by na chwilę zatrzymać pochód. Odwrócił się znów w pełni do pary. Chwilę jeszcze się wahał.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline