Wątek: Cienie [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2016, 22:28   #5
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
47

48

49

50
Jayden opadł ciężko na podłogę, wyciągając ręce spod głowy i kładąc je wzdłuż ciała. Miał na sobie spodenki z ortalionu i szary bezrękawnik – teraz ozdobiony sporą plamą potu na klatce piersiowej. Mężczyzna dyszał płytko i nie podnosząc się z ziemi sięgnął po ręcznik, który rzucił wcześniej nieopodal. Przytknął go do głowy i schował w nim mokrą twarz.

Zapuścił się ostatnio bardziej niż zwykle. I nie chodziło o brodę.
Za dużo piwa, stwierdził gorzko w myślach. Sam nie był wielkim fanem alkoholu, wręcz przeciwnie. Gardził nim zwłaszcza w dużych ilościach. Ale co miał zrobić, jak codziennie dostawał wiadomości od kumpli i nachodzili go po pracy? Wymówki skończyły mu się już dawno temu.
Wykończę się, kontynuował narzekania w swojej głowie. Pewnego dnia nie będziesz w stanie podnieść swojego tłustego dupska. Skończysz jak twój... jak...
Jay nie dokończył rozmyślań. Rzucił ręcznikiem w kąt pokoju i energicznie zerwał się z podłogi.

W wynajmowanej kawalerce jak zwykle był nieporządek. Wszędzie porozrzucane ciuchy i inne klamoty. Po kątach miał porozstawianą jakąś rozkręconą elektronikę; gdzieniegdzie walały się kable. W gablocie z kolei zamiast książek miał parę drobniejszych narzędzi i modele samochodów. Na ścianie znajdowało się kilka plakatów Mustangów oraz jakiegoś zespołu metalowego.
"6:47", wskazywał zegar postawiony na szafce. Jayden powinien już wyjść, jeśli chciał zdążyć otworzyć budkę przed 7. Pieprzone kurczaki, rzucił w myślach, wchodząc do łazienki i odkręcając kurek pod prysznicem. I tak już są martwe. Nigdzie przecież nie uciekną.


Po dziesięciu minutach stał już na obskurnej klatce schodowej, siłując się z zamkiem. Od strony zewnętrznej farba na drzwiach była niemiłosiernie odrapana. Mieszkanie Jay'a, choć skromne, nie przedstawiało obrazu nędzy, jaki zapewniał swoim mieszkańcom ten tani blok. Jayden robił co mógł, by zapewnić sobie godne warunki. Te zmagania jednak kończyły na ścianach jego kawalerki, które przenosiły go w inny świat.
Mężczyzna warknął i docisnął drzwi barkiem, wreszcie przekręcając klucz w zamku. Przetarł ramię, zaczesał włosy i ruszył truchtem w dół schodów.
Winda i tak nie działała.

***

- Ci kuczaki, zumiesz? Miauy byt ci kuczaki! Do loboty, leniwy białasie!

Jayden zmierzył wzrokiem swojego pracodawcę, który sięgał mu ledwo do piersi. Był starym, zgarbionym i pomarszczonym Azjatą z niepełnym uzębieniem w ustach. Seplenił i na każdym kroku kaleczył angielski, choć z tego co Jay wiedział, Mao Ciao mieszkał w Stanach już kilkadziesiąt lat.
Co ciekawe, przekleństwa i zniewagi na „białych” zawsze potrafił wymówić poprawnie.

- Trzy kurczaki, panie Mao. Zrozumiałem - skinął Jay i uśmiechnął się kwaśno. Nienawidził swojej roboty. Podobnie jak wszystkich poprzednich, których były już może z dwa tuziny. Cóż jednak mógł zrobić? Czynsz trzeba było płacić, a nie chciał wylądować pod mostem.

Jayden wytarł palce w biały fartuch i poprawił śmieszną czapeczkę z wizerunkiem koguta na górze. Budka była ciasna i na pierwszy rzut oka wyglądała na zagraconą różnym badziewiem. Pan Mao był jednak pedantyczny i dbał o sterylność swojego miejsca pracy. Mimo to ciężko było pozbyć się wszechobecnego zapachu z rożna, który stał się nową perfumą Jay'a. Zawsze po powrocie musiał się porządnie szorować, jeśli nie chciał, by jego mieszkanie nasiąknęło tymi woniami.
Przed budką stało paru klientów. W oczy „kucharza” najbardziej rzucał się biznesmen w garniturze wiszący na telefonie i gruba baba z jeszcze grubszym dzieckiem, które – o zgrozo! - wpatrywało się w Jayden'a, jakby to on miał wkrótce wylądować na rożnie, a nie zamówiony kurczak.
Jay przełknął ślinę i odwrócił się do nich plecami, majstrując z naczyniami. Nagle coś mu zawibrowało w kieszeni. Westchnął, będąc przekonanym, że to znowu „Cash” albo Agustin próbują go wyciągnąć do klubu wieczorem. Przez chwilę miał zamiar zignorować telefon, wiedząc, że wyciągając go, ściągnąłby na siebie gniew pana Mao. W końcu jednak zrezygnowany ponownie wytarł rękę i sięgnął do kieszeni.

„Liss” - wyświetliło się w miejscu nazwy kontaktu. Zegar z kolei wskazywał "13:30".
Cytat:
Ratuj! Na śmierć zapomniałam, że obiecałam bratu dziś wolną chatę na noc i nie mam się teraz gdzie podziać (T^T)
Jay uśmiechnął się lekko pod nosem, nie odrywając oczu od ekranu. Miał zamiar się spotkać z Melissą w ten weekend. Ostatni tydzień była na drugiej zmianie, toteż długo się nie widzieli. Jayden'owi przydałaby się w końcu odskocznia od tego chlania. A to była dobra okazja. Po chwili namysłu wystukał odpowiedź.

- Ile lazy mam powtazać?! Zadnych telefonów w pracy! Chowaj, bo wzuce do pieca, a ciebie wypieprzę na bruk, bezwartościowy białasie!

Jay odwrócił się jak poparzony, unosząc ręce w geście obronnym.
- Przepraszam, panie Mao. To się już więcej nie powt... - nie dokończył, bowiem telefon w jego dłoni ponownie zawibrował, a na ekranie wyświetliła się wiadomość.
Cytat:
Super! Będę czekać! ^^
Nastała chwila ciszy.
Jay uśmiechnął się głupio, robiąc dobrą minę do złej gry.
Pan Mao zazgrzytał resztką zębów i zaczął się trząść.
Biznesmen odłożył swoją komórkę i spojrzał na dwójkę w fartuchach z zaciekawieniem.
Gruba baba wyglądała, jakby połknęła coś nieświeżego.
Grube dziecko oblizało się i wykrzywiło pucołowatą buźkę w wilczym uśmiechu.

- Ci kuczaki, lobi sie - powiedział Jayden, naśladując akcent Azjaty i puścił do niego oczko.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline