Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2016, 17:14   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Plan był tak zuchwały, że nie mógł się nie udać. Może wcześniej, gdy przed kościołem roiło się od policji, a gapie ściśle oblepiali taśmę policyjną, zakazująca im bliższego doświadczenia cudzej tragedii. Teraz jednak, gdy czas pierwszego szoku minął, gdy zabrakło kamer telewizyjnych, a sami funkcjonariusze rozeszli się do innych zajęć, także i ludzie, którzy zerowali na wydarzeniu, które miało miejsce w kościele, odeszli by przekazać zdobyte informacje dalej, w świat. Stać się one miały pożywką dla ich nudnego życia, na kolejne godziny, a może i dni, jeżeli ktoś był wytrwały.

Także i Lisa żerowała. Na ich chęci poniesienia wieści dalej, na zmęczeniu policji, na utracie ich zainteresowania, na cholernym, nieprzewidywalnym i jakże złudnym szczęściu. I po co? Po to by po raz kolejny doświadczyć fal bólu, który wgryza się w umysł, odbiera zdolność myślenia i chęć do życia? Pieprzony masochizm na skalę światową. Na skalę światów, rzec by trzeba. Może gdyby nie chodziło tu o Watson’a. Gdyby trupy trupy, które ujrzała po wejściu do tej przeklętej świątyni, nie należały do ludzi których znała i szanowała. Gdyby… Było owych gdybań sporo, włóczących się po jej umyśle gdy stawiała kolejne kroki.

Strach towarzyszył wyczekiwaniu na wizję. Strach połączony z powoli rodząca się ulgą gdy żadna się nie pojawiała. Może nic nie wyczuje, tak jak niczego nie wyczuła przy okazji kontaktu z okularami Gabriela. Może… Jednak nie. Widać na ów dzień wykorzystała już swoje pokłady szczęścia, a może nawet przekroczyła jego limit? Jakby nie było, to co zobaczyła sprawiło, że miała ochotę wylądować z powrotem w łóżku i poudawać że ten dzień się jeszcze nawet nie zaczął. Wymazać godziny, które minęły, z pamięci. Zaszyć w kokonie, w którym żyła reszta ludzkości, ślepa na to, co działo się przed ich oczami, na ich ulicach, na podwórkach i… No cóż, najwyraźniej także w ich parkach.

Była jednak kobieta z rodu Harper, a te nie wycofywały się tylko dlatego, że kłoda pod ich nogami okazała się nieco trudniejsza do przeskoczenia. Niemożliwa niemal, ale to i tak niewiele zmieniało. Odrzuciła zatem swoje ochoty, podniosła dupę i ruszyła dalej, przed siebie, byle nie tkwić w miejscu i nie poddać się bo to zwyczajnie nie było wpisane w jej geny.


W jakąś chwilę później, ściskając w dłoni świstek papieru, który podała jej April, stała samotnie przy ołtarzu. Jej wzrok skupiał się na postaci Michała Archanioła, który spoglądał na to wszystko z góry, nie wykonując najmniejszego gestu, nie wykazując chęci pomocy. Lisa nie była szczególnie religijną osobą. Wierzyła - tak, ale żeby skupiać się na jakiejś konkretnej religii…? Nie, na to zbyt wiele w życiu widziała i zbyt wiele wiedziała. Były siły na tym świecie, dobre i złe. W to wierzyła. Wierzyła też w szansę na spokój po drugiej stronie, na ciszę. Bóg, diabeł i cała ta fraszka z piekłem oraz niebem… To były tylko nazwy, tytułu dla miejsc, których człowiek się bał i do których chciał lub nie, trafić. Teraz jednak, po ujrzeniu tego, co zostało na nią zesłane, stojąc nad zwłokami Gabriela, odmówiła modlitwę za zmarłych. Nie była to jednak modlitwa, która szeptały starsze panie na pogrzebach. To były jej własne słowa, skupione w myślach, oddające to co czuła. Było to pożegnanie dla członków rodziny, którzy odeszli i których głos zamilkł na zawsze. Miała nadzieję, ze gdziekolwiek trafią, będzie to ich niebo, takie jakie chcieliby żeby było. Piekło bowiem zostawili za sobą.

Gdy odstępowała, wycofując się z miejsca zbrodni, myślami była ponownie przy wizji. Jeźdźcy… Śmierć… Czy to na pewno prowadziło do tego, co tłukło się w jej obolałym umyśle? Apokalipsa brzmiała tak… Pokręciła głową przechodząc obok kolejnych ławek. Głowa ją bolała. Niby nic nowego, jednak tym razem ból ten nasilał się w tempie galopującego ogiera. Zbliżał się, napierał na jej wały obronne, stworzone przy użyciu jednej, małej, białej tabletki. Tak kruche w porównaniu z tym potworem, który dosiadał tego ogiera. Cichy jęk wyrwał się z jej ust, a oczy zaszły mgiełką łez. Szła jednak dalej, a to już samo w sobie było nie lada osiągnięciem. Udało się jej nawet schować ów skrawek papieru, który podała jej April, do torby. Później, znacznie później zajmie się i nim. Teraz musiała dotrzeć do domu. Pomocna dłoń znajdowała się w tej samej torebce, do której włożyła świstek i Lisa z chęcią z niej skorzystała. Na sucho, nie kombinując z szukaniem czegoś do picia, połknęła garść tabletek. Nie patrzyła ile bierze. Wiedziała, że to i tak będzie za mało, a ona będzie cholerną szczęściarą, jeżeli nie wyląduje w szpitalu. Za szybko, zbyt dużo. Musiała dotrzeć do… Michael… Gabriel miał o nim dobre zdanie, a mając do wyboru jego, a Mamę Jo, wyboru właściwie nie miała. Słaby uśmiech pojawił się na jej ustach. Księżulek znajdzie się w jej domu wcześniej niż to sobie zaplanował. No, chyba że odmówi jej pomocy, co jednak nie pasowałoby do tego, co o nim wiedziała.
Z tą myślą otwarła drzwi. Jeżeli ktoś coś do niej mówił w międzyczasie, zignorowała to. Miała przed sobą tylko jeden cel i to on utrzymywał ja na nogach. Michael. Później… Tym co miało dziać się później, zajmie się… później.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline