Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2016, 08:24   #170
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację


Krzychu siedzący za kierownicą Punciaka nakurwiał po nocnych ulicach ze sto czterdzieści niemal każdy zakręt biorąc w drifcie. Na razie dobrze mu szło. Jego wyczyny były nagrywane przez siedzącego na fotelu pasażera Nowaka, ale innego niż znany nam Andrzej Nowak. Na tylnych siedzeniach siedziały dwie laski, które poznali tej nocy w jednym z barów. Nowak to był lekko podcięty, laski trochę mocniej, a Krzychu był w ogóle niemal trzeźwy. No dobra, był po dwóch browarach, ale dobrze się czuł, tak jakby w ogóle nie pił. Punto mknęło niemal pustymi ulicami, mieli farta, bo jakoś pusto było od patroli. Nie wiedzieli nawet o akcji przy kościele, która zaangażowała wszystkie siły policyjne jakie można było w danym czasie zaangażować, a drogówka tym czasowo robiła za interwencję, więc nie mieli stać z suszarkami.

Przejeżdżając po prostej i mając zamiar wejść w kolejny drift obok jakiegoś niewielkiego parku w samochodzie były słychać jakby ktoś do nich strzelał. Tak naprawdę to pękły gumy z prawej strony kiedy to najechali na porozrzucane gwoździe. A skąd tam gwoździe mógłby ktoś zapytać, ale przecież Profesor, Ajej, Holiłud (zwłaszcza Holiłud), Zadra, a to nie mówiąc już o Renacie Byłej Kioskarce doskonale wiedzieli skąd tam gwoździe. I kto je tam rozsypał.

Punciak zaczął koziołkować. Raz. Dwa. Trzy. Cztery, pięć, sześć i jeb w śmietnik betonowy! Jedyny śmietnik betonowy w promieniu stu metrów! Większa część mózgu Krzycha razem z górną częścią jego czaszki pozostała w popielniczce śmietnika, a reszta głowy wpadła głębiej, a to niemalże zresztą oderwana od reszty ciała. Nie będzie chyba niespodzianką jak będzie ogłoszone, że Krzychu już nie będzie łamał przepisów drogowych. Pijesz - nie jedź. Nowak żył. Był trochę połamany, ale o ile pogotowie nie spierdoli i zrobią wszystko w szpitalu jak należy to nawet będzie chodził. Za pół roku. Co do dziewcząt to ta co siedziała za fotelem kierowcy była martwa. Właściwie to wyglądała jakby spała. Była trochę poobijana, ale rozmazany makijaż kamuflował drobne rysy na jej cerze. Rana, którą ją wykończyła znajdowała się na jej blond włosej główce. Nad uchem, lekko po skosie w kierunku tyłu głowy - w tamtym miejscu w czasie dachowania jakiś kamień wbił się w nią z taką siłą, że zrobił sieczkę z jej mózgu. Teraz jej głowa opierała się o trotuar, więc tej rany nie było widać. Jej niebieskie oczy spoglądały w pustkę, a pustka spoglądała w nią. Druga dziewczyna miała więcej szczęścia. Aktualnie lekko wisiała w pasach w powietrzu nad ciałem swojej koleżanki - na którą zresztą zwymiotowała teraz. Odpięła swoje pasy i upadła na nią. Na przednim siedzeniu widziała betonowy śmietnik będący tam gdzie powinna być głowa i ramiona kierowcy. Wiedziała, że samochód leżał na boku. Zorientowała się, że jej koleżanka nie żyje. Zaczęła krzyczeć nieludzkim rykiem, który zawstydziłby hamerykańskich twórców horrorów.

Dziewczyna nie wiedziała co właściwie się stało. Słyszała wybuchające opony, ale jej się to raczej skojarzyło ze strzałami z broni palnej niż z czymkolwiek innym. Chłopaków znała z widzenia, z różnych imprez, rozmawiała parę razy z Nowakiem i dlatego w ogóle dała się namówić na tą podróż. Koleżankę trzeba było trochę namawiać, ale po paru drinkach spodobał jej się Krzysiek. To wszystko nie tak miało wyglądać. Kto mógł do nich strzelać? Nie wiedziała. Nie wiedziała nawet, że wciąż krzyczy.

Tym czasem na moment przed wjazdem na wysypane gwoździe Krzysiek widział zbliżający się z naprzeciwka samochód. Jechał z dużą prędkością, więc Krzysiek chciał dotrzeć na skrzyżowanie pierwszy i driftem skręcić w lewo przed tamtym. Liczył, że mu się uda. Docisnął jeszcze gazu i gdyby nadal szczęście mu dopisywało, gdyby nikt nie wysypał gwoździ to może i by mu się udało. Jadący z naprzeciwka BMW ostrą hamował, gdy zobaczył koziołkującego Punciaka. Siedzący za kierownicą mężczyzna szarpnął kierownicą w lewo dzięki czemu udało mu się uniknąć zdarzenia. Jednocześnie, zupełnym przypadkiem włączył długie światła dokładnie oświetlając ekipę czekającą na bójkę przed budą z automatami.
- Podjedź tam! Zapierdolę ich wszystkich! - krzyknął jego kompan, ale kierowca bardziej trzeźwo myślał, wrzucił wsteczny i z piskiem opon wycofał się, aby w ładny sposób odwrócić BMW (aczkolwiek nie taki zajebisty jak na filmach, czy jak to robią specjaliści) i odjechać w przeciwnym kierunku. Pasażer jeszcze chwilę coś bełkotał o tym, że trzeba wszystkich zapierdolić, że kasa, że coś tam, ale siedząca na tylnym siedzeniu kobieta krzyknęła, żeby zamknął mordę. Pomiędzy nimi wywiązała się awantura, której kierowca już nie słuchał, bo puścił głośno muzykę.

Zadra spojrzał na cały ten rozpierdol i przyznał, że rzeczywiście czasem pierwsze stadium planu bywa ostatnim stadium.
- To chyba Pani Renata jest bezpieczna, przynajmniej na dziś. Zaraz tu się zaroi od służb porządkowych. - powiedział profesjonalny partyzant i pomachał akurat wychodzącym z krzaków Złomoklecie, Bimbromancie, a także Bebe. Ci trzej oczywiście słyszeli wybuchające opony i dachowanie, ale nie bardzo wiedzieli o co chodzi, bo przecież Ajej i Holiłud to mieli tylko... przyjrzeć się okolicy, a nie rozpierdalać okolicę. Przy okazji zobaczyli swojego sojusznika sprzed roku: Profesora Kolibę. Przynajmniej było wiadomo skąd w słowach "przyjrzeć się" znalazł się zwrot "rozpierdolić okolicę". No i może i uda się odzyskać bombę, którą Złomokleta tyle szukał, ale nie znalazł. W momencie kiedy Nowak, Kocięba i Brytkowski podeszli do budy z automatami to pani Renata pośpiesznie podziękowała za pomoc i oddaliła się. Ryszard Kocięba wyjaśnił nowy plan, a polegający na udaniu się na osiedle Foltany i zrobieniu wjazd na chatę jakiemuś pedałowi.

Jako aktualny stan realizacji celu należało uznać wyłączenie monitoringu na osiedlu strzeżonym - dla Złomoklety to będzie betka (no, jak ma laptopa i części od atari) i wystarczy, że tam się podejdzie i chuj im w dupę z kamerami. Druga część planu wymagała dostania się na teren posesji, a to akurat było dość trudne co doskonale pamiętał Kocięba - dwa lata temu trzeba było pierdolić się z wideofonem, a teraz to pewnie jakieś dodatkowe zabezpieczenia. Przejście przez mur nie bardzo wchodziło w grę, bo kutas poukrywał w żywopłocie tyle drutu kolczastego, że i krowa nie przeszłaby. Pamiętać również należało o strażniku wynajętym przez bogatych skurwieli, żeby im patrolować okolicę. Wiadomo - jak do popierania islamskich terrorystów to pierwsi, ale również pierwsi, żeby nie wpuścić nikogo, czy to islamistów, czy nie na swoją dzielnię. Innymi słowy: islamscy terroryści tak, ale na podwórku biedniejszego sąsiada, a nie u mnie. Takie to chuje.

Kwestia dotycząca spraw bieżących pozostawała otwarta. BMW spierdolił, ale Punciak wciąż tam był nadziany. Nie było jeszcze słychać syren służb porządkowych. Jeśli jednak wszyscy (albo część, rozdzielać się można przecież) na to stawiacie żur to spokojnie możecie udać się na Foltany i zacząć realizację akcji wchodzenia na wrogie terytorium Lam. W tym miejscu to trzeba podkreślić wagę wspomnianego już wideofonu - hakowanie go nie będzie takie proste jak wyłączenie monitoringu i trochę zajmie Złomoklecie ogarnięcie sprawy (a wówczas pewne było, że napatoczy się strażnik, a i szansa występowała, że i jakiś sąsiad dołączy do tanga). Z drugiej strony można było po prostu zadzwonić i wkręcić pederastę po drugiej stronie, żeby wpuścić - tutaj rzeczywiście przydawał się strój Andrzeja Nowaka tak jak to wskazał Kocięba. Podkreślić też należy, że tego głównego - Lamy -11 - nie będzie na miejscu, ale pewnym było, że nie mieszkał sam. Tylko biedni pedofile działali w pojedynkę, bogaci zawsze mieli wsparcie swoich zwyrodniałych kochanków. No prawie zawsze. W tym przypadku jednak tak.
 
Anonim jest offline