Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2016, 16:56   #1
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[PFRPG] Zaginione Miasto


Ta opowieść winna mieć swój początek wiele dni wcześniej, lecz nie byłoby w niej nic interesującego, gdyby rozpoczął ją opis trudów podróży pewnej grupy żądnych przygód śmiałków. W istocie, całe ich dotychczasowe życie, pełne osobistych porażek i niedoścignionych ideałów, byłoby znakomitym materiałem na opowieść przy kominku, lecz wtedy nie starczyłoby czasu, aby opisać dzień, który na zawsze odmienił ich życie, a także wspólnie opowiedzieć o ich dalszych losach, które od tamtego momentu wydawały się toczyć własnym torem…
Był to o tyle wyjątkowy dzień, iż swój początek miał jeszcze na kilka godzin przed nadejściem świtu, w chwili gdy bohaterowie opuścili Przedlesie w towarzystwie pewnego prostego człowieka, handlarza owoców, którego wesołe usposobienie wydawało się nigdy nie przemijać. W trakcie wspólnej wędrówki dowiedzieli się od niego o rzadko uczęszczanym gościńcu, przecinającym pokryte gęstą roślinnością wzgórza, pozwalając tym samym znacząco skrócić drogę do Endhome, lecz także przestrzegł ich o niebezpieczeństwach, skrywających się w cieniach wielkich drzew w oczekiwaniu na nierozważnych podróżników, albowiem nie bez powodu to miejsce zwano Przełączą Głupców.
Jako że kupiec ów zmierzał w tym samym kierunku, zaproponował im złoto w zamian za ochronę swojej osoby, na co poszukiwacze przygód ochoczo przystali. Od dłuższego czasu było to ich jedyne zlecenie, zaś ich klient był na tyle dobrze obeznany z okolicą, że widzieli w nim nie tylko szansę zarobienia odrobiny złota, lecz był on także wartościowym przewodnikiem, a tych, w tak niebezpiecznych czasach, można było ze świecą szukać.
Pożegnawszy wygody spokojnej osady, awanturnicy raz jeszcze postawili swe stopy na szlaku, zastanawiając się dokąd zaprowadzą ich tym razem. Po upływie kilku godzin, jeszcze pod osłoną nocy, dotarli do rozwidlenia dróg, które znajdowało się pomiędzy wielkimi polami uprawnymi, rozciągającymi się aż po horyzont. W połowie szerokiego, brukowanego gościńca, natrafili na wąską, wydeptaną ścieżkę, która odbiegała od głównej drogi i przecinała jedno z pobliskich pól. W każdych innych okolicznościach poszukiwacze przygód najprawdopodobniej nie okazaliby jej nawet krzty uwagi, lecz ich wygadany przewodnik, Colin Fletcher, postanowił obrać tę trasę, twierdząc, iż prowadzi ona w stronę Przełęczy Głupców.
Bez słowa sprzeciwu, lecz z powoli rodzącą się obawą w sercach, bohaterowie ruszyli za handlarzem i po pewnym czasie wydostali się z wydawałoby się bezkresnego morza kłosów, pokonując tym samym subtelną granicę oddzielającą cywilizację od nieujarzmionej dziczy. Wesoły śpiew polnych ptaków szybko zastąpiło obce uszom pohukiwanie kryjących się w zaroślach zwierząt, a cienie, mimo wschodzącego słońca, wydłużyły się nienaturalnie. Przed nimi znajdowały się legendarne Wzgórza Duskmoon, spowite w nisko unoszących się oparach porannej mgły, wznoszące się niczym wielkie kurhany ponad otaczające je korony drzew. Krył się w nich pierwotny majestat, który w równym stopniu napawał lękiem, co zachwytem. Nagle, zasłyszane o tym miejscu opowieści, pełne grozy i strachu przed nieznanym, urzeczywistniły się na oczach głodnych przygód awanturników...



Przełęcz Głupców, Wzgórza Duskmoon
23 Desnus, 4720 AR
Świt

Wraz z każdą upływającą godziną, słońce wznosiło się coraz wyżej na horyzoncie, zsyłając na strudzonych wędrowców ogrzewające twarz promienie, które ledwo zdołały przebić się przez najwyższe korony drzew. Podbite żelazem koła przeciążonego wozu, głośno trzeszczały pod drobnymi kamyczkami, którymi usłany był wąski gościniec. Wydeptany szlak prowadził wzdłuż gęstych zarośli, lawirując pomiędzy wystającymi ponad las wzgórzami, które z każdym pokonanym zakrętem wydawały się coraz wyższe. Obarczony znacznym ciężarem koń wierzgał i prychał głośniej i częściej, wyraźnie niezadowolony z drogi jaką obrał jego doświadczony w podróżach właściciel. Było to dzikie, a zarazem spokojne miejsce, wyjątkowo odludne, zagadkowe i pełne rzadko spotykanych zwierząt, których błyszczące w cieniu ich kryjówek ślepia, uważnie przyglądały się naruszającym spokój intruzom, tak jakby ich obecność nie była tu mile widziana.
Zmęczeni długą podróżą awanturnicy czuli na sobie ciężar nieprzychylnych spojrzeń, lecz żaden z nich nie oglądał się już za siebie. Przedlesie, którego wygodne progi opuścili kilka godzin wcześniej, było już daleko za nimi, lecz w ich umysłach wciąż jawiło się jako odległe, miłe wspomnienie. Na powrót nie było czasu, o czym dobrze wszyscy wiedzieli, lecz opowieści, które krążyły wokół tego miejsca, a które z początku zignorowali, traktując jako kolejny wymysł bogatej wyobraźni chłopów, wróciły do nich z podwójną siłą, zmuszając do wzmożonej czujności. A może to wszystko było tylko chorą paranoją, którą zaraził ich towarzyszący im kupiec? W końcu miejsce to niewiele różniło się od innych, bardziej nietkniętych ludzką stopą ostępów dziczy na pograniczach królestw, które zwiedzili w swoich długich podróżach. Wydawało się tylko starsze, bardziej pierwotne, lecz nie wiedzieli ile w tym odczuciu było ich własnych, wnikliwych obserwacji, a ile wpływu miały zasłyszane opowieści.


Otaczający ich las wydawał się tętnić życiem, lecz wkraczając do niego człowiek czuł się dziwnie wyobcowany, jakby nie należał do tego miejsca. Natura, która ukształtowała go własnymi rękoma, tutaj wydawała się dziwnie obca, wręcz wroga. W odegnaniu trosk nie pomagał nawet chłodny dotyk rękojeści miecza, ani wymiana porozumiewawczych spojrzeń z towarzyszem podróży i jak na ironię, największą pogodę ducha zachowywała osoba, która najgłośniej przestrzegła o tym miejscu.
Colin Fletcher, który zszedł ze swojego obładowanego owocami wozu, aby chwycić konia za lejce i osobiście pomóc mu w tej trudnej przeprawie, szedł z delikatnym uśmiechem na twarzy, jakby cieszył się każdym promieniem wschodzącego słońca czy świergotem spłoszonego ptaka. Nie przeszkadzało mu strome zbocze wysokiego wzgórza, gdzie swoją granicę miała wąska ścieżka, którą podążali, ani fakt, że przeciążony wóz ledwo się na niej mieścił. Spomiędzy twardo zaciśniętych zębów, wystawał samotny kłos pszenicy, który wydawał się być jego cechą charakterystyczną, a z jego niebieskich oczu biła niespotykana pewność siebie, którą łatwo zarażał innych.
- Zwykłem podróżować tą drogą co najmniej raz w roku. Najmowałem wtedy podobnych wam do ochrony swojej osoby, a i tak ludzie z wioski okrzyknęli mnie wariatem. Większość z nich żyje z tego co przyniesie im ziemia, a ja i moja żona chcemy od życia trochę więcej, dlatego ryzykujemy - przerwał ciszę, gdy poczuł na sobie coraz więcej pytających spojrzeń. Kiedy mówił, przez cały czas spoglądał na drogę przed sobą, lecz w końcu odwrócił wzrok, który w następstwie spoczął na idącej obok Piranii. Uśmiechnął się do niej nieznacznie, po czym kontynuował z lekka znudzonym głosem.
- Później, gdy wracam z niemałym zarobkiem do rodzimej wioski, te same osoby ustawiają się w kolejce pod moją chatą, aby pożyczyć ode mnie trochę złota. O dziwo, nikt mnie wtedy wariatem nie nazywa - Colin zaśmiał się cicho pod nosem, po czym schylił się, aby uniknąć nisko wiszącej gałęzi drzewa, które wystawało ze zbocza pod takim kątem, iż wydawało się, że zaraz runie w dół. Ścieżka, którą podążali zwykła zgrabnie omijać wzgórza przez większą część podróży, lecz te, przez które teraz się przedzierali, było najwyraźniej zbyt duże dla budowniczych owego gościńca, aby mogli pozwolić sobie na swobodne ominięcie przeszkody.
- Będzie tylko gorzej - kupiec odezwał się po dłuższej chwili milczenia, jakby wyczuwając markotne nastroje towarzyszących mu awanturników. - Wcale nie mam na myśli trudnego terenu, bo to akurat nasz największy sprzymierzeniec. Niebawem ścieżka znowu zbiegnie w dół i będziemy zmuszeni poruszać się wąską przełęczą między wzgórzami, które w swych wnętrzach kryją głębokie jaskinie zamieszkane przez plemiona orków. Już raz musiałem porzucić dorobek całego roku ciężkiej pracy, aby ratować swoje życie, więc wolałbym tym razem uniknąć podobnego losu - na jego twarzy, po raz pierwszy od momentu opuszczenia wioski, pojawił się grymas niepewności. Widać było też po nim determinację, którą napędzał strach przed nieznanym.
- To najtrudniejszy odcinek, po ominięciu którego raczej nie powinno nic nam zagrażać. Dawniej był to popularny wśród handlarzy szlak, lecz po tym jak wojska Endhome wygnały plemiona orków z Lasu Penprie, te znalazły sobie kryjówki wśród wzgórz. Podobno jaskinie wciąż skrywają zrabowane bogactwa niejednej kupieckiej karawany, ale wolałbym się o tym nie przekonywać...

__Wąski gościniec, który owinął się niczym szal wokół wzgórza, prowadził dalej wzdłuż stromego zbocza, otoczony przez wystające z obu stron drzewa i gęste krzewy. Tam gdzie roślinność była rzadsza, można było lepiej przyjrzeć się okolicy, która wydawała się być niekończącym pasmem porośniętych drzewami wzgórz. Daleko za nimi, znajdować się miała Zatoka Zdobywcy, a u jej brzegów położone było osławione Endhome, które w oczach wyobraźni awanturników lśniło niczym złoty klucz do bram bogactwa.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 25-08-2016 o 11:13.
Warlock jest offline