Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2016, 20:15   #56
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Momo wyszła na powierzchnię, dostała zwrotnego smsa od Portosa.
Cwaniak chciał ją albo wystraszyć, albo rozśmieszyć, gdyż wysłał jej zdjęcie jakiegoś kremu do opalania 100++++ UVA/UVB. Wampirzyca uśmiechnęła się pod nosem, skrollując galerię swoich zdjęć w telefonie. Chciała wysłać braciszkowi zdjęcie z plaży, gdy pije drinka z palemką… stwierdziła jednak, że to trochę cripi wysyłać swoje prawie nagie fotki jakiemuś staremu trupowi… Zdecydowała się więc na selfie, gdy miała jeszcze długie, czarne włosy i aktualnie miała przerwę w przeprawie przed afrykańską pustynię.


Wyglądała na nim jak k-popowa gwiazdka, ale miała na sobie ukochane okulary, które… nota bene cały czas ze sobą nosiła. Z jakiegoś powodu, uznała zbieżność kremu i okularów za zabawną.

Podczas jej przeprawy przez miasto telefon już się nie odezwał… za to po jakimś kilometrze dziarskiego marszu, zorientowała się, że lezie za nią Saper, najwidoczniej szczęśliwy, że ktoś wyszedł z nim na spacer.
- Po wała za mną leziesz… i bez ciebie wyglądam jak bezdomna. - dziewczyna chciała odgonić od siebie psiaka, ale ten, albo jej nie rozumiał, albo udawał, że nie rozumie…
- Idź mi syfiarzu… Portos będzie za tobą płakać… no już wracaj… o tam. - Japonka wróciła się kawałek z pieskiem, jakby chciała, by ten nabrał rozpędu… niestety gdy tylko się zatrzymała, czworonożny towarzysz również stanął, siadając grzecznie obok jej nogi.
Nie pomagało tłumaczenie, ani straszenie, ani rozkazywanie, ani przekupstwo…
Najwyraźniej dostała od rodzinki w pożegnalnym prezencie, brudnego, bezdomnego pudla, który zapewne miał ją pilnować i raportować o każdym jej ruchu. Bosko.

- No to chuj… chodź, idziemy dalej… - po dziesięciu minutach, odwracania psa w przeciwnym do swojego kierunku ruchu, wznowiła marsz do mieszkania Luisa.

Nie do końca wiedziała, gdzie ten mały skunks mieszka… gość potrafił się zabezpieczyć i gdyby nie to, że z jej nudą nie da się wygrać, prawdopodobnie zwykłemu hakerowi nie udałoby się zdobyć jakichkolwiek informacji.
Momo jednak nie była zwykła. Działała na wielu płaszczyznach. W wielu środowiskach. Jeśli gdzieś nie dochodził internet… po prostu się tam wybierała. Jeśli nie dało się pisać, mówiła, jeśli nie dało się oglądać, słuchała. Co sama wymyszkowała, to resztę dopowiedział Lui… dodała dwa do dwóch i miała pewne wyobrażenie tego, gdzie maltańczyk rezyduje.
L zdał sobie sprawę po czasie… zresztą, nie żeby on sam był niewinny. Żaden haker nie jest bez winy. Każdy szuka czegoś na każdego. Jedni robią to dla funu, drudzy po to by udupić drugą ze stron. Na szczęście oboje należeli do pierwszej z grup, a po za tym nie zapowiadało się, by kiedykolwiek się spotkali… przynajmniej oboje tak myśleli.

***

Skubany nie mieszkał źle. Może na lekkim zadupiu… przynajmniej dla Momo i… i albo on miał paranoję, albo firma na przeciwko jego domu, bo wszędzie było nasrane od kamer. Kurwa, więcej niż w cholernym realityshow z Paris Hilton w roli głównej.
Dziewczyna przyczaiła się na skraju ulicy, z tego co myślała, we w miarę ślepym punkcie Wielkiego Brata.
Jakiś dupek siedział ciągle w biurze, a było sporo po północy. Oczywiście, to nie było nic dziwnego w kraju z którego pochodziła, z tym że… ludzie zazwyczaj trzepiący nadgodziny nigdy nie zostawali sami. Zawsze byli kumple z okolicznych biurek… no i szef rzecz jasna.
Nie ma zmiłuj, przed szefem nikt nie wychodził do domu, nawet sprzątaczki… jeśli boss zdecydował się nocować w biurowcu i zapindalać do bladego świtu… cały budynek zapindalał wraz z nim. Biali pracowali inaczej… w zasadzie ich praca nigdy nie wyglądała jak praca, ot kolejne miejsce w którym się opierdalają… Pytanie za sto punktów, czy to biali byli jebanymi darmozjadami, czy żółci spizganymi niewolnikami. Nad kwestiami filozoficznymi, Namiko nie chciała się roztrząsać. Zakładając miednicę na głowę, złapała psinę na ręce, po czym podkradła się bliżej klatki schodowej Luiego i usiadła… w rowie.
Siedziała tak niczym nadąsana ropucha, trzymając Sapera między kolanami i opierając brodę o jego puchaty łebek. Nic nie widziała… miednica była zbyt duża i ciężka.

W teorii miała plan, w praktyce… było trochę inaczej. Targały nią niepewności… nie wiedziała co tak na prawdę chce zrobić. Czaszka dymiła jej od najwyższych obrotów. Przepracowywała dziesiątki planów i możliwości, odgrywała w swojej głowy różne scenki, raz była sobą, raz Luisem, raz Saperem obserwującym ich oboje.
Wiedziała, że nie mogła przestraszyć L, nie chciała robić mu też krzywdy. To dobry, poczciwy nerd… Potrzeba takich nolifów na świecie.
Jej największym wrogiem był wygląd trupa… wprawdzie miała plan, jak to tymczasowo wytłumaczyć… ale co później? Instynkt podpowiadał jej, by jak najprędzej zrobić z chłopaka ghula, ale kiedy… jak? Czy aby na pewno?

Najważniejsze… jak go przekona by móc u niego zostać? Co będzie chciała robić ze swoim dalszym nieżyciem? Nie może przecież tak wpaść, rozjebać system i… i tyle. Musi mieć jakiś cel.
Cel, cel… musi pomyśleć nad sensem istnienia…

Po dłuższym czasie, wampirzyca wyciągnęła telefon.

***

- #@#$# raid mam, zaczekaj 10min. - głos w telefonie był w miarę wyraźny… co niestety nie korygowało wad nadawcy. Pierwszym skojarzeniem po usłyszeniu Luisa na żywo, były małże. Te do kupienia wysoko w górach, bardzo, bardzo daleko od morza.
-Drop na pół, inaczej nie ma heala… i pamiętaj, że zaraz któryś z twoich sąsiadów naśle na mnie policję, bo czaje się w rowie pod twoim domem i wyglądam jak zombie z TWD. - Momo odsunęła z lekkim obrzydzeniem telefon od ucha. Plus, że przynajmniej gość w “miarę” szybko odebrał telefon, bo ledwo za piątym razem.
- Zrespisz się gdzieś dalej jak cię babunia spod dwójki zownuje - Momo usłyszała szum komunikacyjny ze słuchawek. Gościu się nie pierdzielił, to była jakaś grubsza impreza. Z 30 ludzi darło mordy na drużynówce - MORDY TAM CIULE, NIE PÓJDĘ Z NIĄ DO ŁÓŻKA.
- BEZ NIEBIESKIEJ POMOCY NEO MU NIE STAJEEEE… - ups! nie powinna tak krzyczeć, ale to było całkiem zabawne… ach, ile to czasu minęło, kiedy to ona tankowała bossa na klatę ze swoją gildią z koreańskiego Aiona. - Stary… spędziłam dziesięć godzin na robieniu ze mnie zombie… otwórz mi drzwi, zanim ludzie nie wpadną w panikę i nie zaczną do mnie strzelać. - zaniepokojona własnymi insynuacjami, rozejrzała się czujnie po okolicy, wstając i wyglądając z rowu. Co jeśli ją kurwa zajdzie dzień? - Mam robotę na kilkaset kk. - dodała, lekko konspiracyjnym tonem, w nadziei, że może to go bardziej zainteresuje.
- Porno-parodię Walking Dead chcesz kręcić? - burknął. Ale na hasło o rzęsistym deszczu zielonych zmieniło nastawienie. Z powrotem na paranoiczne. Szum współ graczy urwał się nagle - Nie przyjechałaś na Maltę przypadkiem, co?
- Chciałam troszkę zarobić… - odparła jakby tłumacząc swoją przemianę w zombiaka. -Bez jaj… dobrze wiesz, że marzyłam o zwiedzeniu Europy… kolebki cywilizacji! - Japonka, chciała obrócić wszystko w żart. -Ale trafiło mi się coś ciekawego… Ten gość z naprzeciwka zawsze tak długo siedzi w pracy? - zmieniła nagle temat oglądając się na biurowiec.
- Bujasz straszliwie Momo, bujać to my nie nas. - rzucił ich grupowym mottem - A co mnie on obchodzi, pewnie nadgodziny, albo co innego trzepie… bo może.
- Bujać… to ty się bujasz z tym bossem… ile jeszcze hapsów mam tak stać pod jebanym wejściem. - wampirzyca wyskoczyła z rowu, wgapiając się w okno biurowca. - On się na mnie patrzy… a jak się nie patrzy to się będzie patrzeć.
- Pół miliona pod jebanym, drugie tyle pod moim. - gościu w biurowcu faktycznie zaczął łazić po gabinecie. - Właź, wpuszczę cię zdalnie do klatki.
No nareszcie… pierwsze zwycięstwo tej nocy.
Poprawiając pudla pod pachą, zadarła głowę do góry, co by widzieć trochę spod miednicy drogę. Najtrudniejsza walka, niestety była dopiero przed nią. Niby nawijkę miała wymyśloną, nawet plan awaryjny (jako taki), ale i tak srała żarem w gacie, jak przed cholerną maturą. Gdyby była żywa, pewnie obrzygałaby wejście do klatki… tak dla kurażu…
- O-ok. - jąknęła pod drzwiami, wpatrując się w nad wyraz spokojnego i bezwładnego psa. Ten to dopiero miał nerwy ze stali…

Centrum dowodzenia nerda okazało się być nadzwyczaj czyste - a sama wychudzona facjata Luisa nad zwyczaj przyjazna, przynajmniej kiedy milczał. Momo mogła ją podziwiać do woli - haker runął twarzą na schody, kiedy tylko ją zobaczył. Przez chwilę wyglądało jakby dostał ataku - co niekoniecznie było częścią planu, ale skurczybyk poruszał się cholernie cicho i zaskoczył ją tym, że wyszedł jej naprzeciw na klatkę schodową. Tyle dobrze, że nie zatrzasnął za sobą drzwi.
“O kurwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa” wewnętrzny głos hareki wydarł się w niebiosa, gdy ta z przerażeniem obserwowała jak jej towarzysz zwala się, w spowolnionym tempie, nieprzytomny na podłogę. Spanikowana dziewczyna wyrzuciła pudlem w powietrze, przy okazji strącając z głowy miednicę. W pierwszym odruchu wampirzyca nie wiedziała, czy ma łapać drzwi do klatki, czy kumpla. W ostatecznym rozrachunku postanowiła miotać się to w lewo, to w prawo, by w końcu wylądować na kolanach przed Luisem i sprawdzić… czy ten właśnie nie wykorkował. W końcu nie od dziś wiadomo, że komputerowcy są raczej słabowitego zdrowia. Co i rusz jakiś nerd kona przed monitorem i znajdują go po tygodniu, gdy ten porządnie wrośnie w krzesło.

Na szczęście, jest puls… jest sukceeeeeeees. Namiko dosłownie spadł kamień z serca. A tak w ogóle... przy okazji, jak już sobie maca chłopa po szyi… to mogła stwierdzić, że jest całkiem ciepły…. tak przyjemnie. ŻYWO, SOCZYŚCIE.
A może ona taka zimna? W zamyśleniu gładziła mężczyznę po czole, starając się zrobić użytek z własnej zombiowatości.
- Momo, mordo ty… paskudna - wybełkotał kiedy po kilku długich minutach odzyskał przytomność.
- Surpriiiise~... - zaintonowała niepewnie zaprzestając ochładzającej czynności i przypatrując się w zakłopotaniu hakerowi. - Nie sądziłam, że masz tak słabe nerwy… to tylko make up he… hehe… - “O kurwa po mnie… zginę, już zginęłam, ale teraz zginę jeszcze raz… tym razem na amen. Wiej… wiej… co ty tu robisz… wiej i zaspawaj się w cholernym koszu, po czym wyślij kurierem na Alaskę!”
Japonka podrapała się niepewnie po kapturze na głowie, a puszczony w panice Saper, jak zwykle wyglądał, jakby nic do niego nie docierało. Momo musiała przyznać, że ten kto wymyślił pudlowi imie, był cholernym geniuszem.
“Nachlej go teraz krwią… teraz, póki się nie wyrywa… szybko! Działaj, ale nie panikuj. Bogowie… bogowieeee…. o bogoooowie po cholereś tu przylazła idiotko jedna. Nie panikuj! Stój gdzie stoisz, uśmiechaj się ale nie pokazuj zębów. Naturalność kluczem do sukcesu. Naturalna... jestem naturallllnym trupem… nawozem pod cholerne kwiatki babci Hachiko!!! FUUUUUUUUUUUUCK!”
- Czyli mi się wcale nie pojebało…- podniósł głowę nieco wyżej, patrząc nieobecnym wzrokiem na psa, który właśnie zaczynał obwąchiwać klatkę z chomikiem - Albo pojebało, aż za bardzo. - oklapł z powrotem na kolana japonki.
Momo wlepiła wzrok w pudla, zaklinając go w duchu by nie wpadł na jakiś durny pomysł z wpierniczaniem klatki wraz z zawartością.
- Eee… eee… no wiesz… eee… - hakerka siekła się w policzek by doprowadzić się do porządku.
- Wyobrażałem sobie ciebie nieco inaczej. - dalej bredził, ale w końcu zogniskował wzrok na niej. Gdzieś na niej, w każdym razie.
- Na zdjęciach zazwyczaj wyglądam na wyższą… - zaczęła niepewnie wpatrując się w swój prawy nadgarstek. Wystarczyło go przegryźć i przyłożyć mu do ust.
- I mniej… - zawiesił się, szukając właściwego słowa. Z nadzieją spojrzał na Momo, licząc na poratowanie.
- Zdechle? - dokończyła smętnie, powoli podciągając rękaw, hipnotycznie wgapiając się we własną rękę.
- Zdechle. - pokiwał głową. Zaczynał się zbierać w sobie... i wyraźnie coś rozkminiać, bo zaczął się lekko zsuwać z nóg Momo.
To był ten moment, kiedy wampirzyca postanowiła wziąć byka za rogi. Szybkim ruchem przyłożyła do ust nadgarstek gryząc się do krwi. To była jej własna krew, ale i tak nagle zrobiła jej się chętka na małe ucztowanie. Niemniej, niewiele myśląc, starała się zatkać usta zbierającemu się mężczyźnie, nawijając przy tym jak porąbana.
- To ci się może wydawać dziwne, ale wiesz… nowe doznania… - bąknęła w panice, czując, że traci nad sobą panowanie. - Już zabieram rękę… ale to… musiałam ci coś… pokazać, bo byś nie uwierzył gdybym powiedziała ot tak… Smakowało? - zwolniła uchwyt, gdy...
- Pboaobaoilblo! - zaczął się wyrywać, ale japonka była silniejsza. Nagle błysnęło, huknęło i zaśmierdziało topionym plastikiem i całe mieszkanie pogrążyło się w ciemności. W nagłej ciszy Louis panicznie przeturlał się na bok i wywrzeszczał - ONI CIĘ PRZYSŁALI! JESTEŚ JEDNĄ Z NICH.
- [/i]Co kurwa?[/i] - spanikowana złapała się ściany, a przynajmniej miała nadzieję, że była to ściana. „Jacy oni? Jakie przysłali… wtf, lol, rotfl, omg?!”
- TACY JAK TY, POTWORY TAKIE JAK TY. - odczołgał się do biurka i jebnął z całej siły w grzybek (cholerny alarm albo coś równie miłego) ukryty pod blatem. Nic się nie stało...i znów zapadła niezręczna cisza kiedy Louis zaskoczony wcisnął go drugi raz.
- Nie mam się gdzie podziać… - zakwiliła, żegnając z żalem swój “genialny” plan. „Lol… lol… lolololololol trololololololololololololololo~~~” Znowu jej nie wyszło. A w dodatku jej własny umysł jakby się zawiesił na piosence Eduarda Khila, naczelnego Trololo guya w internecie. - Saper… Saper do nogi? - nie potrafiąc nic lepszego wymyślić, zawołała do siebie psa, w nadziei, że ten ją zbawi.
- Woof? - futrzak popychał przed sobą osmaloną klatkę chomika. Wynurzali się zza łóżka - a dokładnie stamtąd najbardziej waliło spalenizną. Sam pudel też był nieźle przykopcony, ale całkiem żwawy i radosny.
- Przepraszam… chyba zabiłam ci chomika. - powiedziała skruszona, powoli wstając na nogi. - Za ile przyjdą ci których wezwałeś? Mam szanse uciec? - spytała zrezygnowana i bliska płaczu. Wystraszyła nerda, ten wezwał posiłki, jeszcze kurwa jebło prądem nie wiadomo skąd. Choć… choć może ta smużka dymu lecąca zza łóżka była jakąś wskazówką.
„Da daaa daaaaaa lolololooooo loloooooo da da daaaaaa~~~”
- Benny ma się dobrze. - Louis wciąż nie dowierzał temu co widzi - Benny! - zawołany chomik wybiegł na daszek. Przez chwilę wyglądał jakby chciał fiknąć salto przed nosem pudla - W przeciwieństwie do mojej instalacji elektrycznej.
Momo postarała się przywołać Sapera do nogi, jeszcze raz… tym razem mężniej.
- No… to chuj bombki strzelił… muszę wiać… - pudel jednak nie zamierzał się ruszyć. Uradowany stał w miejscu obserwując dwójkę jedynych humanoidów w pobliżu. Z niewiadomego powodu, wampirzyca miała wrażenie, że psa rozpiera duma, gdy tylko usłyszał słowo „bombki”, jakby całe zamieszanie on spowodował… jakby… „KURWA OSZCZAŁ GNIAZDKO… LOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLO” jej mózg pozwolił sobie na chwilę olśnienia, by powrócić do dalszego trollowania.
- Czemu? - Louis z grobową miną próbował reanimować instalację. W końcu wskoczyła pierwsza faza i pokój rozświetliły małe czerwone diody.
Wampirzyca zastanowiła się nad zadanym pytaniem.
- Właściwie to… skąd ty kurwa o “nas” wiesz? - cała ta sytuacja była popieprzona… Lui zupełnie nie zachowywał się tak jak w jej scenariuszu… to znaczy nie tak, jakby ona się zachowywała po skapnięciu się z kim ma do czynienia. Postanowiła uzyskać odpowiedź na ostatnie pytanie, po czym wiać… gdzieś… ku zachodzącemu słońcu, póki jeszcze miała i czas i sposobność.
- Takie mordy są dość charakterystyczne. - oklapnął na podłogę. Uleciało z niego całe powietrze - Czyli... czyli nie jesteś tu żeby posprzątać?
Aaaaa więc chcieli go zwerboooować, a on powiedział, żeby się waaaalili i się teeeeeraz oflagował jak jebany Big Brother LOLOLOLOLOLOLOLOLOLO. Myśl ta zdawała się rozjaśniać tę mroczną strukturę rodzinki w jakiej się znalazła, ale i tak ogłuszyła dziewczynę na kilka dobrych chwil. - Eeee… przyszłam tu posprzątać… ale nie ciebie a ich. - opcja, leć na żwyioł i wymyśl genialny plan na poczekaniu MODE ON!
- I… dlaczego miałbym ci uwierzyć?
- Mogłam cie sprzątnąć jak leżałeś nieprzytomny na ziemi… - odbiła piłeczkę głupkowatym tonem trollo fretki. - SAPER DO NOGI…
- WOOF! - futrzak przeskoczył nad klatką Benniego i wdrapał się na porzuconą miednicę. Z głośnym tupotaniem małych łapek, tańczących na blaszanej bani, odtańczył taniec zwycięstwa.
To był dobry prezent od braciszka. Najlepszy jakikolwiek dostała.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline