Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2016, 19:02   #51
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Evelyn mogła do woli pławić się w ryku silnika i trzaskaniu fal. Motorówka, z ósemką mężczyzn na pokładzie przebijała się przez coraz większe fale otwartego morza. Oddalali się od lądu - już teraz Malta wydawała się nie większa od kamienicy.
A ich cel był coraz większy.
Trio okrętów - niszczyciel, patrolowiec i katamaran - przyczaiło się kilkadziesiąt kilometrów od wybrzeża Malty. Z przygaszonymi światłami, w kolorze burzowego nieba, czekały na coś. Na jakiś jeden rozkaz który popchnie je do działania


-*-

Kwatery Smitha były nadzwyczaj obszerne - może nawet większe niż kapitana katamaranu. Eskorta, już oficjalnie w mundurach NATO, została za drzwiami, zostawiając Evelyn sam na sam z Tremere. Pomieszczenie odcinało się wyposażeniem od całego okretu - tam gdzie na zewnątrz królowała sterylność i elektronika, tak w środku nie było ani kawałka gołej podłogi czy ściany.
Czerwone kobierce wyszyte tysiącami symboli maniły wzrok - wydawało się że wyhaftowany na środku podłogi pentagram przyciąga wszystko w pokoju. Dopiero po chwili dało się zauważyć schowane pod materiałem szafki i skrzynie. Wszystkie, niemal bez wyjątku, obłożone pieczęciami z śnieżnobiałego metalu.

- Mam nadzieję że Stryker zadbał o twoje wykształcenie? - mężczyzna rzucił swój płaszcz na wieszak. Zadzwoniło metalicznie. - Chcę żebyś rozumiała co do ciebie mówię

Evelyn z ciekawością rozejrzała się po pomieszczeniu, tak jak podczas pierwszego spotkania z Joachimem szukała znanych sobie symboli. - Mój Sire starał się jak tylko mógł zadbać o moje wykształcenie, jednak jeśli zamierzasz rozmawiać ze mną zagadkami... - przez głowę przeleciała jej pierwsza rozmowa z lokalnym starszym Tremere. - ... wątpię czy zrozumiem cokolwiek. - Czuła jak zaczyna ją przytłaczać zmęczenie, to była kolejna szalona noc z rzędu. Tak bardzo chciałaby się znaleźć w ich sypialni, w ich łóżku, z dala od tego wszystkiego. Teraz jednak była tutaj z tym wampirem, przeniosła wzrok z jednego z gobelinów na Smitha. - Spróbuj.

Zmrużył lekko oczy - Jestem Alastorem. Przybyłem na Maltę z jasnym zadaniem...które wymaga przetrwania waszej domeny. Co wydaje się być mało prawdopodobne. - z jakiegoś powodu jego spojrzenie wydawało się być nieprzyjazne...i coś jeszcze

- Więc się spóźniłeś. - Evelyn przeleciała w głowie przez wszystkie informacje archontach i całej tej bandzie. - Z jakim zadaniem tu przyjechałeś?

- W mojej ocenie jest niepożądane aby to ujawniać. Spóźniłem się? Nie ma dla was ratunku?

- Oh, jeśli pochyla się nad nami szanowny alastor, to z pewnością ratunek się znajdzie. - Jak potężny musisz być Smith? Na kogo polujesz. - Ja już zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że wszystko straciłam.

- Nie zrobię tego, jeżeli nie będę miał z tego korzyści. Czego, jak na razie, nikt nie zdołał mi obiecać

- Zabrałeś mnie tutaj bo chciałeś informacji, przynajmniej tak to odebrałam. Z mojej pozycji nie jestem w stanie ci niczego obiecać.

- Tak wszyscy mieli to odebrać. Wiem od ciebie wszystko czego chciałem. Sprowadziłaś łowców na Elizjum Strykera.

Poczuła jakby ktoś sprzedał jej pożądanego kopniaka w plecy. - Skąd taka pewność…

- Przekonajmy się - obrócił się tyłem do Evelyn i sięgnął do jednej z szaf przykrytych materiałem. Zaczął wyciągać rzeźbione, sferyczne przedmioty wielkości pięści - W którymś momencie miałaś bliski kontakt z łowcami, prawda? Uderzyli cię lub trafili pociskiem

- Jeden starał się mnie trafić nożem, tyle … na moście pod fortem do mnie chyba strzelano, ale to już było pod fortem.

- Masz w sobie nadajnik - zaczął rozkładać kamienie w krąg na środku pomieszczenia. Zupełnie nie celował w symbole na materiale

- Super i niby kiedy mi go podłożono co, i dlaczego go nie wyczułam? - Dziewczyna z zaciekawieniem przyglądała się kręgowi.

- Szał bitewny - czasem najgroźniejszy cios wcale nie przychodzi z ostrzem - przez chwilę krytycznym wzrokiem oceniał ustawienie kamieni. Zamienił dwa z nich miejscami..po czym z namaszczeniem zrobił to jeszcze raz - Nie wiem - i nie obchodzi mnie to - kiedy ci go podrzucono. Ale wiem też że to nie twój błąd stworzył największe zagrożenie

- Czy ma to coś wspólnego z tym childe Burnsa?

- Nic i wszystko. Wasze błędy były od siebie niezależne. Ale konsekwencje są więcej niż sumą. - wyciągnął z szafy miecz. Dziwną, nietypową broń - coś podobnego do szabli, choć wykonanego z kości słoniowej. Nietypowa rękojeść, ostrze węższe i cieńsze niż którakolwiek historyczna broń którą Evelyn widziała - bardziej jak paradne narzędzie. Na pewno nie była młodsza niż z XVIII wieku - miała cechy tamtejszych szabli. No i była cała, dosłownie cała, pokryta runami błyszczącymi kolorem krwi - Evelyn Bradley, daję ci możliwość odpokutowania za twoje naruszenie Maskarady inaczej niż twoim życiem

- A mogę poznać tą możliwość?

- Narazisz swoje istnienie żeby dać łowcom to czego chcą - i sprowadzisz na nich zgubę ich zachłanności

- Mam wybór zginąć lub prawie na pewno zginąć.

- Masz wybór: albo w raporcie z tego przesłuchania wyjawię Księciu istnienie nadajnika, albo wykorzystamy tą wiedzę

Więc teraz jest to przesłuchanie. Evelyn odruchowo sięgnęła do swojej szyi, jednak powstrzymała się zanim znów dotknęła pierwszego ugryzienia. - Mogę być przynętą.

- Wierzyłem że będziesz chętna do współpracy - chyba przegapił miejsce gdzie powinien być sarkazm - Usuniemy nadajnik. Wyjaśnię ci twoje zadanie. Zabezpieczę się przed tobą - wskazał dziewczynie żeby weszła do kręgu

Tego mi jeszcze brakowało… czary. Powoli weszła do kręgu. - Musisz się przede mną zabezpieczać?

- Mogę - podał Evelyn nieduży zwój. Pergamin. Cholerny pergamin, choć dość nowy. - Czy masz przy sobie coś co chciałabyś zachować?

Brytyjka spojrzała na siebie. Była w zdobytej wcześniej sukience i miała tyle ile się w niej mieściło - czyli siebie. - Jak mam rozumieć twoje pytanie?

- Usuniemy z twojego ciała wszystko, co dla niego obce

- Czy możemy pozostawić wieloletnią prace moich stomatologów? - Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi. Tak bardzo chciała poznać świat wampirów, a teraz wychodziła na to, że im dłużej jest jednym z nich tym mniej wie. W jej głowie zaczynał panować mętlik. Chce znów spotkać Breta ale i tak prawdopodobnie nie będzie mu mogła spojrzeć w oczy. To przez nią stracił Saint Angelo. Skupiła wzrok na wampirze. Po chwili zastanowienia uznała, że musi zadać to pytanie. - Na prawdę można usunąć coś z czyjegoś ciała za pomocą kręgu z tych… run?

- Runy to tylko część większego mechanizmu. I możemy - jeżeli odłożysz je teraz na zewnątrz kręgu - założył grube, ochronne rękawice zanim wziął do ręki gliniany garnek z pokrywką. Jak wszystko inne - upstrzony okultystycznymi znakami

- To doskonale że jestem stomatologiem, daj mi 5 minut. A co jest w tym garnku?

- Coś co uśpi cię na jakiś czas. Ale po kolei. Jesteś gotowa?

- Nie mam nic co byłabym w stanie w tej chwili z siebie wyjąć, a wiec oddaje się w twoje ręce Smith.

- Otwórz zwój. Wykonaj dokładnie całą zawartość

Evelyn z wprawą rozwinęła zwój, został spisany po angielsku - i to przyjemnym, płynnym pismem. Szkoda że znów w kolorze krwi...albo i faktycznie krwią. Według wytycznych ma usiąść na w kręgu 13 ostrych kamieni na jednolitym, gładkim podłożu i oddać się medytacji nad serią znaków - czymś w rodzaju kanji. Całość powinna potrwać 5 minut. Na koniec rytuału tekst spisany na pergaminie wyblaknie i zniknie - a chwilę potem cały pergamin zamieni się w drobny popiół.

Dziewczyna uśmiecha się i nie mógł mi tego powiedzieć. Zrzuca buty z nóg tak by wylądowały poza kręgiem i bosymi stopami staje na dywanie. Po chwili namysłu uznaje, że najwyraźniej tkanina może być gładkim podłożem i przysiada na środku tak by było jej w miarę wygodnie w zbyt obcisłej spódnicy.

Inteligencja + Okultyzm ST 4, 5 kości, 07752, 4 sukcesy



Stopniowo zaczyna czuć jak wszystkie obiekty w ciele zacznają się przesuwać do zewnątrz. Drzazgi, farba na włosach. Cały brud na ciele. Ku jej zaskoczeniu także ubrania. Wszystko to, kiedy już dotrze do powierzchni zamienia się w maź w kolorach tego co właśnie wypłynęło. Cała paciaja odpływa w stronę kręgu i zatrzymuje się tuż przy jego krawędzi. Nadajnik wyszedł jako nieduża kropka metalicznej mazi na szyi Evelyn.

Gdy pergamin już w popiołu przesypuje się Evelyn miedzy palcami jedną ręką zakrywa swoje piersi. To dziwne ale i tak cieszy się, że w końcu jest czysta.- Jeśli nie chcesz bym biegała w samych butach po twoim statku, chyba będziesz musiał mi coś pożyczyć.

Bez słowa podał Evelyn długą, czerwoną szatę zdobioną w złote symbole camarilli - coś jak habit, tyle że z całą pewnością nie tak skromny. I chyba..chyba zrobił to… z odrobiną szacunku?


- Dziękuję. - Brytyjka podniosła się i szybko założyła habit. Ubierając się z fascynacją przyglądała się symbolom. Po chwili refleksji spojrzała na wampira. - To teraz garnek?

- Tak ci śpieszno być nieprzytomną w komnacie Tremere?

- Odniosłam wrażenie, że nie za bardzo mam na to wpływ. - Rozejrzała się po komnacie. - Bardzo chętnie pozostanę jeszcze chwilkę przytomna.

- Do rzeczy. Potrzebuję przynęty- bardzo specyficznej przynęty - co wymaga historyka-eksperta z wiedzą o historii Malty wystarczającą do sfalsyfikowania artefaktu.

- Na tyle na ile historyk może być przynętą, to bardzo proszę. Nie wiem jednak czy będę w stanie wykonać falsyfikat. - Po chwili zastanowienia dodała. - No może to zależy od tego kto ma się nabrać.

- Nie wyraziłem się precyzyjne. Trzeba spreparować wszystko - od wzmianki w książkach po wykopaliska. Tak żeby dawny właściciel uwierzył że jego skarb został odnaleziony

- Kim jest właściciel i o jakim przedmiocie mówimy?

- Obie te rzeczy są, jak na razie, tajne. Ale na początek...co to jest? - podał torreadorce mały plik zdjęć. Szkatułka na zdjęciu była inkrustowana jednymi z rzadszych odmian drewna, dziewczyna bez problemu rozpoznała między innymi paskudną do obróbki czarna dębinę. Misternie przycięte kawałeczki grubości papieru układały się w bogate wzory pomieszane z inskrypcjami łacińsko-arabskimi

Inteligencja + Wykształcenie, ST7, 9 kości +S, 099876662 - 6 sukcesów
jesteś w stanie określić to z dokładnością do miasta i dekady - Tripoli 1510-1520. Ottomański mistrz który zaczerpnął nieco z kultury hiszpańskich zdobywców
inskrypcje opisują że to dar przekazany Ghufranowi “Miłosierdziu Nocy” jako podziękowanie i dowód wierności w momencie zawarcia sojuszu między tymi których reprezentuje ( nie padło kto to ) a druga stroną ( nawet nie ma przedstawiciela )
Szkatułka jest wykonana z cennego drewna i srebra - choć jest wiele detali z innych materiałów
Troche przypomina kształtem ozdobne pojemniki na broń rodową( krótki miecz lub sztylet) - ale to może być też relikwiarz
Na pewno też przewidywano że będzie podróżować, w tym drogą morską - jest sporo wzmocnień i uszczelnień



- Coś bardzo cennego. - Chcę to mieć w swoich łapkach. - Szkatuła z początku XVI wieku, szacuję drugie dziesięciolecie. - Złożyła zdjęcia i oddała wampirowi. - Ładne cacuszko, gdziekolwiek jest.

- Tylko tyle?

- Dlaczego właściciel i przedmiot są na razie tajne? Skoro mam nad tym pracować muszę mieć informacje.

- I będziesz ich miała tyle ile to konieczne. Nie więcej

- A więc to jest po prostu szkatułka.

- Szkatułka, do której podobną znajdziesz podczas badań. Parę detali będzie źle zinterpretowanych, parę faktów przekręconych - ale właściciel natychmiast ją rozpozna. Zwłaszcza że otwarcie będzie dopiero planowane

Dziewczyna jeszcze raz zerknęła na zdjęcia. - Więc to jest ten przedmiot. Wygląda mi na relikwiarz…. kto jest właścicielem?

- Czy ja właśnie dwukrotnie nie powiedziałem ci że to nie jest informacja dla ciebie?

- Do trzech razy sztuka. Potrzebuję wiedzieć na ile będę musiała zaingerować w znane mi źródła, a to zależy od wiedzy właściciela.

- Mocno kultywują tradycję, choć zaginęło im dużo faktów. Jeżeli sprawa - od przecieku o wynikach do otwarcia - zamknie się w dwóch tygodniach, nie powinni wiedzieć nic więcej niż kiedy i od kogo ją otrzymali - czego nie wiemy. Z całą pewnością doskonale znają jej wygląd i zawartość

- Wiesz, co jest zawartością?

- Nie. Ale przy opisie znaleziska przyjmij dodatkową wagę.

Evelyn przytaknęła. Ciekawe czy jako odkrywcy dadzą mi tego chociaż dotknąć.

Kilkunastocentymetrowe, nagie stworzenie o mięśniach nie pokrytych skórą wypełzło spod jednej z szaf. Z wysiłkiem ciągnęło po dywanie zwój. Przytargało go pod nogi Smitha i głośnym buczeniem domagało się uwagi.


Gdy tylko stworzenie pojawiło się, dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył. - Co to ma być?

- Kontrakt naszej współpracy - odebrał od istoty zwój i rozwinął go do pełnej szerokości

- Czy ja wyglądam jakbym pytała o zwój?

- Homunculus, w takim razie. Spisał już umowę

Dziewczyna jeszcze raz z niedowierzaniem spojrzała na istotę. Mały stworek jakby wyczuł spojrzenie Evelyn. Bo na pewno go nie zobaczył. Nie miał oczu. Wyszczerzył kły, z mordki uleciała ma lawendowa chmurka. Szybko przeniosła wzrok na tekst. -Rozkoszna istota. Powiadasz, że jest w stanie pisać?

Zanim Smith odpowie skupia się na tekscie umowy. Od razu rzuca się jej w oczy kilka zasad takich jak wymóg tajności czy też szczegóły jej zadania. Znów cel jest niedoprecyzowany... DO tego ta nazwijmy to nagroda. Evelyn ma być zwolniona z naruszneia maskarady, cokolwiek miałoby to znaczyć. Ani nei czuje by tą tradyzję rzeczywiście naruszyła, ani by zwolnienie z ewentualnej odpowiedzialności ją ratowało. Jednak sam fakt, że może dowie się czegoś o wampirach kusi ją. Ma podpisać dokument własną krwią...

- Przewyższa inteligencją znaczną część ludzi - wychwalany stwór zaczął węszyć koło nóg Evelyn, poruszając się po złożonej - albo losowej - trajektorii

- Wierzę ci na słowo. Czy mógłby oddalić się od moich nóg? - dziewczyna stara się odsunąć. - Nie widzę w tej umowie żadnej informacji o tym co będzie w przypadku jej złamania.

- Nie da się jej złamać.

- Yhym. Wspominałeś na początku tej rozmowy, że potrzebujesz by utrzymana została domena mego Sire. Jak to się ma do tej całej dywersji?- Przez chwilę przyglądała się papirusowi, po czym przeniosła wzrok na wampira. - Czemu miałabym chcieć pomóc ofierze?

- Nie, nie domena Strykera. Mówiłem o domenie Howarda - całej Malcie. Na której musi być zorganizowana zasadzka - zbył milczeniem pytanie o pomaganie ofierze. Czekał na jakąś decyzję Evelyn

Dziewczyna czuła jak narasta w niej ciekawość. Czy jestem w stanie przekłamać wyniki wykopalisk… Na kogo polujesz Smith. Zerknęła jeszcze raz na dokument. - Jak mam to podpisać?

- Dokładnie tak jak zostało napisane: własną krwią. Nie ważne co napiszesz - ważne że z własnej woli i własną krwią

- Masz jakieś pióro na krew w tym swoim magicznym pokoju? - Evelyn uśmiechnęła się. Po raz ostatni próbuje rozczytać imię ofiary używając nadwrażliwości. Nietsety jedyne czego sie dowiaduje to tylko tego, że zaklęcie, ktore osłania litery sporządzial kobieta... poteżna kobieta.- Czy też wystarczy ci odcisk palca?

Auspex 3 =Percepcja + Empatia ST8, 5 kości, 97552, 1 sukces
nie udało ci się przebić przez mgiełkę magii krwi (potężnej, swoją drogą. Nie było tego dużo, ale jak na razie najsilniejszej) która zasłania to imię - ale udało ci się odczytać kawałek aury kobiety która tworzyła ten kontrakt. Tj wiesz że była to kobieta.



- Odcisk palca wystarczy -nie odwzajemnił uśmiechu. Wręcz wydawał się zniecierpliwiony

Evelyn wysunęła kieł i nacięła prawy kciuk. Przez chwilę obserwowała kroplę krwi po czym odcisnęła swój palec na pergaminie. - To skoro już podpisałam ten cyrograf, kiedy mogę się zabrać do pracy i jakiej pomocy mogę się od ciebie spodziewać?

- Żadnej. Nasza umowa jest tajna - nie wiem nic o twoich planach na przyszłość ani tym bardziej o wykopaliskach. Będziesz kontaktować się z Joachimem - i to on, w miarę swoich skromnych możliwości przydzieli ci ochronę terenu - małe stworzenie jednym skokiem znalazło się na szafie, obserwując Evelyn zjadliwie sycząc - Mam jeszczę parę pytań co do tego najazdu na Elizjum

- To tylko się upewnię. Chcesz bym podała do opinii publicznej, że odnalazłam obiekt podobny do tego ze zdjęć. Liczysz na to, że zrobię to nie mając obecnie schronienia, bez środków, najlepiej tak by ktoś w to uwierzył? Jesteś niepoprawnym optymistą Smith. - Evelyn uważnie przyglądała się stworzonku. Chyba nie lubimy się ze wzajemnością.

- Z całą pewnością nie jestem niańką - nawet nie wzruszył ramionami

- A co do “najazdu”...- Dziewczyna po krótce opowiada swoje ostatnie dni. Podkreśla, że jakiś czas temu użyto na niej demencji i mam omamy, więc nie jestem pewna swoich wrażeń. Nie ma bladego pojęcia kto jej tak umilił życie. A to, że może mieć do czynienia z demencją podejrzewa gdyż starszy malkiavian stwierdził, że mógłby zrobić coś podobnego. Brytyjka opisuje swoje spotkanie z łowcami na mieście i opisuję grupę, którą spotkała. Nie ma pojęcia jak ją zidentyfikowali, jedna z nich spojrzała na nią i jakby wiedziała, nie wie też jak ale jeden czaił się za nią. Wspomina też o ludziach pod bramą po czym opisuje cztery postacie czajace się na dachu

-*-

Żołnierze w cywilu odwiozą cię na brzeg w dowolne wskazane miejsce. Możemy to pominąć, możesz machnąć moment na przemyślenia.

Evelyn wie, że zostało jej jakieś 1,5 godizny do świtu. Postanawia sprawdzić swoje siły i udać się do jednego z zapamiętanych schronień, sprawdzić czy da radę się tam przespać. Po drodze szuka jakiegoś sklepu, w którym mogłabym po zmroku nabyć ładowarkę do telefonu i laptop.

-*-


Nieduża kamieniczka na krańcach miejskiej części wyspy była...podejrzanie dobrą ofertą. Prawie pięćdziesiat metrów kwadratowych, dziesięć minut do autobusu i pół godziny do portu. Wszystko - całe dwa piętra kamieniczki - w cenie osiągalnej dla Evelyn.

Wszystko wyjaśniło się na miejscu.

Nazwanie wejścia do tego budynku włamaniem ubliżałoby faktycznym włamywaczom. Drewniane drzwi bujały się na wietrze, a zapach już od wejścia informował że miejsce zostało zdobyte przez bezdomnych (tych nieistniejących, przynajmniej według rządu Malty) i zamienione w szaleto-spelunę. Paradoksalnie, sam budynek nie był w złym stanie - choć może miało na to wpływ że Evelyn miała nieco inne pojęcie ruin niż inni ludzie.

Evelyn zagląda do środka i pierwsze co widzi to żule. Definitywnie żule. Ledwie do środka wpadło trochę światła z ulicy i pojawił się pierwszy; leży nieprzytomny w poprzek korytarza już półtora metra za drzwiami. Słychać bełkot dwóch następnych z pokoiku obok.
Schody na górę mają wyłamane kilka stopni i widać przez nie sufit po drugiej stronie.

zręczność + skradanie, ST6(5+1 za brak umiejki), 6 kości, 008854 = 4 sukcesy



Evelyn chwyta sie wyższej części schodów i sprawnie przeskakuje barierkę. Na szczeście udaje się jej nie tylko wejść na górę bez zaalarmowania któregokolwiek z piątki żuli na dole, ale też udało nie wpakować się na pułapkę u góry. Ktoś pozawieszał sznurki z dzwoneczkami, sprytnie je pozaczepiał i pochował same cięgna. Jak nic byłby spory raban.

Drzwi u góry są przymknięte - nie mają zamka ani nawet klamki. Ale mają cienki łańcuszek który najwyraźniej przekroczył możliwości żuli. A może to jednak były schody. W szczelinie między drzwiami a framugą udało się jej zajrzeć do środka...i jest tam kolejny tuzin osób. Arabskie chusty, olbrzymie tobołki, dzieciaki w samych spodenkach - wypisz-wymaluj biedni uchodźcy.

Evelyn kopnięciem otwiera drzwi i wchodzi do środka. - Witam, jestem nowym właścicielem tego lokalu, chciałabym byście go natychmiast opuścili zabierając to truchło z dołu po drodze. - Gdy widzi brak zrozumienia na twarzach zebranych powtarza to po arabsku.

Przez pierwsze kilkanaście sekund nie było żadnej reakcji. Wyrwani ze snu “lokatorzy” potrzebowali chwili na zrozumienie sytuacji. A potem zaczęły się jęki, błagnia i prośby, ciągnięcie za ubrania “byle nie na dwór”, “gdzie mamy się podziać”, “miejże litość”...

- Jestem cholernie miła kochani, mogłam wezwać policję i kazać was eksmitować z wyspy, jednak pozwalam byście po prostu znaleźli inny lokal, który akurat nie należy do mnie.

Ton jęków podniósł się o (oktawę). Gdzieś któryś skryty za plecami dzieciak warknął “jest sama”. Ktoś żądał pokazania dowodu własności, ktoś inny krzyczał o jakichś prawach, wszyscy pomstowali na Evelyn.

Charyzma + Zastraszanie ST7, 2 kości, 00, dwa sukcesy.



Groźba policji podziałała. Powtórzono ją raz wśród mieszkańców, a po chwili była już na ustach wszystkich. Z lamentem który zapewne obudził całą ulicę kawalkada opuściła kamieniczkę i zaczęła rozchodzić się w noc. Evelyn, królowa pobojowiska, została sama na piętrze. pomiędzy dziurą prowadzącą na balkon a zatrzaśniętą okiennicą w drugim pokoju.

Evelyn przysiada na skrzyni i sięga po notatnik z plecaka. Chwilkę patrzy na puste strony, które w jej głowie zapełniają się zapiskami ze starych zeszytów. Na ile wystarczy mi to co mam w głowie, na ile będę musiała odtworzyć swoje zapiski. W szczelinach okiennic szumiał wiatr znad morza. Nie wierzę, że to wszystko dzieje się ot tak. Opierając się o drewnianą ścianę, która ugina się pod jej ciężarem zerka na dziurawy dach. Gdzieś tam musi być jakaś cholernie wredna, wkurwiająca istota, która ordynarnie się nad nią znęca. Przez chwilę wyobraża sobie małego obleśnego nosferatu, śmierdzącego zepsutymi małżami i z satysfakcją zamyka go w najobleśniejszym kiblu jaki jest w stanie sobie wyobrazić. Wtedy dociera do niej zapach tego miejsca, wizja kolejnej nocy bez prądu, łóżka i prysznica.. Szalę przechyla myśl o braku kąpieli. Podnosi się i biorąc notes pod pachę opuszcza ruinkę. Zatrzymuje się dopiero na ulicy ciesząc się świeższym powietrzem… nie do końca świeższym? Przed budynkiem nadal stoją jego lokatorzy. - Zabierać się stąd. - Mówi to bez przekonania. Widzi, ze lokatorzy cofaja sie ale tylko za zaułek i pewnie gdy tylko odejdzie wrócą. Powolnym krokiem rusza w stronę centrum. Raczej będzie musiała znaleźć coś w lepszym stanie. Ale to jutro. Jutro poszukam schronienia. Po chwili namysłu udaje się do najbliższego hotelu, który w standarcie ma łazienki w pokojach.

Po wynajęciu pokoju na 3 noce wpada do niego jakieś pół godziny przed świtem. Zamyka drzwi na klucz, zostawiając go w zamku i zasłania okiennice. Dopiero wtedy rzuca plecak na jedyne krzesło w pokoju i stając na środku bierze głębszy oddech. Po sekundzie zdaje sobie sprawę, że niestety to nie pomaga jak kiedyś. Zagląda do łazienki. Jest mała, ale materac z łóżka może uda się tu jakoś wrzucić. Najwyżej zablokuję drzwi, choć prosiła na recepcji by nikt jej nie przeszkadzał. Po chwili namysłu bierze szybki prysznic i blokując krzesłem drzwi zabiera się do przygotowania sobie łóżka. Materac opiera się o umywalkę i kibel tworząc kołyskę, ale nie ma zamiaru znów spać na podłodze. Po chwili dorzuca poduszkę i kołdrę. - Luksusy. - Zgarnia swoje rzeczy, pozostawiając stare ubrania w pokoju i po zamknięciu się w łazience układa się do snu. Przed oczami pojawia się jej szkatułka - Ghufran ”Miłosierdzie Nocy” - ładnie..- Uchyla oczy i widzi dziurki wentylacyjne w drzwiach łazienki, szybko przesłania je plecakiem. Potem już tylko odpływa.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 17-07-2016 o 21:18.
Aiko jest offline  
Stary 18-07-2016, 17:30   #52
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Momo spacerowała uliczkami miasta, wdychając „świeże” miejskie powietrze z wyraźnym zainteresowaniem i niejaką ulgą. W końcu jakaś odmiana od stęchlizny, w której kisiła się przez kilka dni. Nie… że niby jej przeszkadzało, skoro i tak nie oddychała, ale była to dla niej jakaś odmiana, która wprawiała ją w dobry nastrój.
Miasto nocą wcale nie było takie uśpione jakby się mogło wydawać, ale na szczęście wampirzycy… nie tętniło też życiem jak na przykład Tokio, z którego się wywodziła, Sydney, w którym pomieszkiwała jakiś czas gdy robiła objazdówkę Nowej Zelandii i Australii, czy choćby Los Angeles.
Ludzie byli cichsi i bardziej zajęci własną osobą niż otoczeniem, toteż hakerka nie musiała się martwić, że ktoś ją zaczepi czy w ogóle zwróci na nią uwagę. Nawet zapijaczeni bezdomni byli jacyś tacy… potulniejsi.
Tanaka jednak przez bardzo długi czas udawała, że truchta, zanim dotarło do niej, że to bez sensu i w końcu dała sobie siana z jakąkolwiek aktorką. Wszyscy mieli na nią… wyjebane. Spacerując uliczkami, skrzętnie omijała miejskie kamery rozstawione na skrzyżowaniach i przejściach dla pieszych. Nie pozwoliła sobie nawet na chwilę wytchnienia przy strzeżonych, prywatnych blokowiskach, ani przed bankami i bankomatami. Ludzka pamięć była krótka i wybiórcza, mogła pozwolić sobie na przejście obok parki zakochanych, która skupiona była na wzajemnym eksplorowaniu własnych gardeł, wiedząc, że nawet jeśli jakimś cudem zarejestrują, że obok nich przeszła, ich mózgi nie zdążą zakodować jakichkolwiek informacji na jej temat. Kamera była jednak do bólu perfekcyjna, a jej obraz odciśnie się w jej pamięci na bardzo długo, nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek pomyłkę… nie teraz gdy wyglądała jak jebany ożywiony Michael Jackson.

Dwa kilometry marszu od wejścia do loszków Nosferatu, pojawił się problem. Albo okazja w przebraniu, jak to niektórzy mówią. 
Momo wyczuła krew. Vitae, wampirzą krew, nie do pomylenia dla żadnego wampira, niesioną morskim wiatrem. 
I to raczej z niedaleka.
Nikt dookoła nie zwrócił uwagi - każdy z kilkunastu przechodniów dookoła starannie pilnował własnych stóp, starając się bezpiecznie wrócić do domu i nie wpakować się w zbędne kłopoty.

Percepcja + Survival ST7, 7 kości, 0765531 = sukces
Zlokalizowałaś konkretną boczną alejkę skąd dochodzi ten zapach - to uliczka równoległa do głównej. Ciemna, zasyfiona boczna uliczka - idealne miejsce żeby komuś sklepać ryj.



Przyjemny zapach życia, rozkosznie połechtał jej zmysły. Nie była głodna, ale coś zmusiło ją by się zatrzymać. Powęszyć.
Klękając na jedno kolano, rozwiązała i zawiązała ostrożnie buta, napawając się wonią.
Och… może powinna to sprawdzić? Może… jakiś wapniak leży w kałuży własnego jestestwa. Napije się tylko kilka łyków?
Szybkie spojrzenie w kierunku z którego dobywała się smakowita woń, skutecznie ugasiło pierwszy płomień pożądania.
“Rany, alejka jak z jakiegoś taniego horroru… wejdę i już nie wyjdę... Nic tylko wyskoczyć z tekstem „Halo? Jest tu kto?”” Zmieniając ostrożnie nogę, poprawiła drugi but, wyglądając ciekawsko głowę w kierunku alejki. W końcu nie mogła dłużej udawać, że ma powód dla którego się zatrzymała.
”Trzymaj się planu. Idź prosto po paczkę.” ponagliła się w myślach, chowając łapska w kieszenie i powoli ruszając przed siebie. Doskonale pamiętała swoją ostatnią, jakże świetną i udaną walkę z przyćpunem. Teraz nie miała nawet patelni… i nie znała miasta. Gdzie by wiała, gdyby została zaatakowana? Pomijając fakt, że kto chciałby ją atakować? Ale w sumie… kto normalny włazi w środku nocy do ciemnego zaułka?! Zapamiętując nazwę i numer ulicy, postanowiła podpytać się braci, czy wiedzą coś o tym miejscu.
„Zaraz! A jak ktoś potrzebuje pomocy?” Momo wryło na chwilę, porażona nagłą myślą. Czy wampiry sobie pomagają? To znaczy… tak bezinteresownie… międzyklanowo?
Dziewczyna obróciła się niepewnie za ramię, przypatrując się ciemności, która jakby kulminowała się w miejscu wejścia do alejki. Po chwili jednak, ruszyła przed siebie poprawiając kaptur. Lepiej było nie ryzykować…

***

Przy odbiorze paczki pojawił się problem: paczkomat według ogłoszenia niby jest czynny 24/h... i co z tego skoro jest w zamkniętej na noc galerii. Dosłownie pięć metrów dalej, widoczny przez dwie niedomyte szyby - tak blisko a tak daleko. Jakby tego było mało, ledwie chwilę temu przeszedł tędy patrol dwóch ochroniarzy-emerytów, ale nie wiadomo było kiedy wrócą.

Gdyby Momo była żywa, po prostu zbajerowałaby ochroniarzy i weszła do środka jak do siebie. Teraz jednak była martwa, a każdy skrawek jej ciała zdawał się wołać do przechodniów “Zombie apokalipsa jest prawdziwa!!!”.
Włamanie nie wchodziło w grę.
Owszem, mogła użyć swojej nadnaturalnej umiejętności, ale dobrze zapamiętała radę Aramisa, który na własnej skórze przetestował niewidzialkę na monitoringu.
Patrol jej nie zobaczy, ale kamery ją uchwycą… uchwycą też reakcję starych pryków, którzy przejdą obok niej jak gdyby nigdy nic. Włamanie się do systemu ochrony, nie byłoby pewnie trudne. Szybko posprzątałaby po swojej obecności, niestety… nie miała ani narzędzi, ani czasu na zabawę w podchody z Maskaradą.
Ma tydzień na odbiór paczki, później skrytka zostanie oczyszczona, nie wróci tu w dzień to oczywiste, ale może przyjdzie tu z AS, który się za kogoś przebierze? Jeśli odmówi pomocy, pogada z L, wymyśli jakiś bajer o spadnięciu ze schodów i pokiereszowanej buźce, którą ze wstydu skrzętnie ukrywa przed innymi.
Kopiąc kawałek stłuczonego szkła, postanowiła udać się w bardziej mieszkalne regiony poszukać lampki i miednicy. Zła, że jej plan doskonały okazał się w praktyce trochę mniej zajebisty, niźli z początku myślała.

Według tego co zapamiętała z mapy, za jakieś pół godziny spokojnego marszu, powinna dotrzeć do osiedla niewysokich, starych, kamieniczek. A gdzie mieszkalne siedziby… tam i śmieci.
Nucąc pod nosem piosenkę jakiejś amerykańskiej piosenkarki o domku dla lalek, poczęła włóczyć się po koszach, szukając ciekawych przedmiotów. To zadziwiające czego ludzie się pozbywają. Ubrania z nieoderwanymi metkami. Do połowy opróżnione kosmetyki. Prawie świeże jedzenie. Całe łóżka… lodówki, telefony, była nawet drukarka.
Namiko szybko dorwała to czego szukała, ładną, czerwoną miednicę i zwykłą biurową lampkę… ale jak zwykle, jej plan ponownie okazał w sobie luki, tym razem przedstawiając się brakiem zabrania ze sobą plecaka do którego mogłaby załadować tonę niepotrzebnych bambetli. Z drugiej jednak strony… nie chciała za bardzo rzucać się w oczy, zdając sobie sprawę, że każdy szanujący się szabrownik, pijus, ćpun i bezdomny ma swoje rewiry i kumpli… którzy z chęcią pomogliby obić komuś mordę.
Nie chcąc więcej ryzykować, Momo postanowiła wrócić do „domu” i choć prawie nic z tego co zaplanowała nie zrobiła to i tak była z siebie dumna. Jej pierwszy samodzielny wypad do miasta przebiegł gładko, a ona sama, pierwszy raz poczuła się pewniej w brzydkim, martwym ciele.

***

- Młodaaaaaa, spraaaaaawaaaaa jest. - Portos wydarł mordę do interkomu jak tylko wróciła do schronu - Chodź do ZOO, tylko uwaga na nowe pole minowe. - bury pudel który pałętał się pod jej nogami od samego wejścia, zamerdał radośnie ogonem słysząc o minach - Saper cię przeprowadzi, chyba już ogarnął.

Wampirzyca popatrzyła na zdobyczne śmieci, które poupychała pod pachami, po czym na Sapera, z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów.
- To są chyba jakieś jaja… - poprawiając czerwoną miednicę, postanowiła jednak postawić na brudnego burka, który miał być jej eksperymentalnym przewodnikiem. Pochylając się, uśmiechnęła się do psa, jak do maluszka w wózku. - Dobry piesek… dobryyy, zaprowadzisz mnie do pana? - zaćwierkała słodko, zdając się na intuicję, a właściwie wiedzę zaczerpniętą z filmów, zwłaszcza tych amerykańskich. Podobno psy lubią jak się to nich tyrtoli jak do umysłowego ułoma. - No gdzie jest Portos? No, gdzie?... Błagam cię, nie zabij i siebie i mnie, bo będzie kicha na maska… a… i nie mów mu, co tu wyczyniałam… - mruknęła zapobiegawczo, speszona sytuacją, ciągle nie mogąc przełknąć dzisiejszej porażki pocztowej.

Pies przekrzywił głowę i z niepokojem spojrzał na Momo. Szczeknął dwa razy, cokolwiek by to miało znaczyć i pobiegł na złamanie karku wgłąb korytarza. Zwolnił dopiero koło różowej tasiemki oznaczającej początek pola minowego.
Momo maszerując przez nową trasę mogła stwierdzić, że chłopcy nie oszczędzali na wszelkiego rodzaju załadunku, mającego rozsadzić całą budę w drobny mak, gdyby ktoś pomylił trasę. W dodatku po drodze, przez otwarte drzwi, dostrzegła w sali trzy załadowane podróżne plecaki.
- No, mówiłem, że dacie radę? - Portos szczeknął parę razy, wypełzając z szczeliny od strony ZOO. Tak ciasnej, że zwykle wygodniej było iść na około i nadrobić 200 metrów - ale oba starsze Nosfki uparcie przeciskały się przez nią. Saper zawarczał, potem zawarczał Portos i potem znowu pies. W końcu kulawy mężczyzna wrócił do japonki
- Coś ty tutaj nakludziła?

Momo w milczeniu przyglądała “rozmowie” Portosa z pudlem, zupełnie jakby przerabiała podobne sytuacje tysiące razy. Nowe pole minowe było usrane… dosłownie usrane trotylopodobnym gównem i Japonka była pewna, że jak kiedyś omsknie się komuś noga i to wszystko jebnie… to pół wyspy zatopi.
Ciekawiło ją, skąd się tak obficie zaopatrywali. Z tego co słyszała Euro było wolne od broni. Jedynie wojsko i policja mieli dostęp do niej, a to i tak po przejściu tryliardów oberków prawnych.
Wyrwana z zamyśleń, cofnęła się o krok, starając się wyglądać na wiedzącą co właściwie robi ze swoim nieżyciem.
- Nani? - musi nauczyć się maltańskiego, ich angielski jest okropny, połowy ich jazgotu nie rozumie, a drugiej nie chce nawet słuchać. - Co niby zrobiłam, nic nie zrobiłam? Wybieracie się gdzieś? - spytała zaciekawiona, zakładając michę na głowę, miała dość jej ciągłego wymykania się spod pachy.
- Słuchaj… masz może jakiegoś żywego znajomego co by mógł coś dla mnie odebrać? Ewentualnie myślisz, że AS chciałby iść ze mną na spacer? - wtrąciła niepewnie, rozglądając się za kontaktem. -Skitraliście gdzieś żarówkę… o… taką. - pokazała wkręt do lampki.

- Ty też się wybierasz. Shit just go real, tak to mówicie? Bajzel na ćwierć wyspy, a może i kawałek kontynentu. - pokiwał głową potwierdzająco kiedy zobaczył gwint.

- Znowuuu? Po wała wam tam ja? Dopiero co do neta wróciłam! - Momo nie miała zamiaru tak łatwo się podporządkować, zwłaszcza, że wynalazła nowy serial, który ją wkręcił. - Nie odpowiedziałeś mi na pytania. Mamy taką żarówkę? Poczta do mnie przyszła i nie mogę jej w nocy odebrać…

- Co ma żarówka do poczty? - Portos nie ogarnął albo znowu trollował - Żarówka się znajdzie, ale jak ty nią będziesz paczki odbierać to ja nie wiem. - zaczął żwawo kuśtykać do centralnej jaskini, “sztabu”. Aramis, stojący pośród tuzina krzeseł, odpalał tam właśnie rzutnik. Taki na przeźrocza. Na ekranie wyświetliła się mapa wyspy.

- Żarówka do poczty ma się nijak… - wampirzyca dreptała ostrożnie za Portosem, uważając by nie przydzwonić w nic miednicogłową. - Ale zamówiłam sobie mapy i zeszyty i flamastry i nie mogę tego odebrać, bo paczkomat jest w centrum handlowym, które w nocy jest zamknięte… normalnie to bym się jakoś włamała… ale tam łażą emeryto czujki… nie chce mi się kombinować, bo później będzie trzeba po mnie sprzątać… - nawijała jak najęta, bardziej do siebie niż do wampira, widząc, że ten ma wylane na jej problem. W końcu wystrzeliła do drugiego z braci, o mało nie wywalając się o krzesła. - ASie! Wiesz, że cie zawsze bardziej kochałam od tego tam… poszedłbyś ze mną odebrać paczkę? A może masz ghula, który by zrobił to za nas w dzień? - odkładając śmietnikowe trofea na bok, Momo przyjrzała się wyświetlanej mapie.

- Namiko Tanaka. - Momo poczuła na sobie skupioną uwagę całego pomieszczenia. W którym, jak się okazało, nie byli tylko we trójkę. W dziewczynę było wlepione kilkanaście par oczu - i była to nieparzysta liczba - Zżyłaś się ze swoimi braćmi. - stwierdził rozwalony na dwóch krzesełkach wampir. Znany jej już Starszy Nosferatu.
Aramis tylko pokiwał dłonią “później” i niedbale wyfrontował do wodza.

- Taaanaka. Tanaka Namiko… - “Idioto…” Dziewczyna, poczuła się lekko speszona ilością wampirów w jednym pomieszczeniu, niemniej uraczyła starego fiuta spojrzeniem… jakby właśnie zobaczyła psie gówno na nowiutkim dywanie.
Odsuwając się od krzesła, przyjrzała się reszcie zgromadzonym. Wyglądała jak zwierze, które pierwszy raz zobaczyło swoje odbicie w lustrze i nie do końca wiedziało, co ma z tym fantem zrobić. Obecność pijawek, zwłaszcza równie brzydkich co ona sama, nie deprymowała jej tak jak… obecność ludzi.
Czyżby byli ghulami? Jeśli tak, to czy będzie mogła swojego… gdy już się takowego dorobi, również przyprowadzić do kryjówki? Momo była ciekawa, czy pachną oni inaczej niż ludzie, czy wampiry. Okrążając powoli zgromadzonych, poczęła ostrożnie węszyć, nie kryjąc się z tym faktem, ani trochę.

Węch... węch niestety nie zmieścił w pakiecie bonusów związanych z byciem martwą. A już na pewno nie rozdawali woni różanych ogrodów. Część capiła stęchlizną, Portos zwierzakami, Aramis smarem, a jeden z ludzi(?)... cholera wie co to jest, ale na pewno to nic zdrowego…

- Burns od lat próbował przejąć nasze tereny. Nasze gangi. Nasze statki. - stary Nosferatu zaczął przemawiać, człapiąc po jaskini - Podczas gdy my szanujemy Tradycje, on zrobi dla zysku wszystko. - z jakiegoś powodu wbił spojrzenie w japonkę. - Wczoraj jego childe wyrżnęła dwa gangi… i załogę przemytników. - zawiesił głos, wpatrując się w zebranych.

Momo kucnęła w kącie, opierając się łokciami o kolana. Słuchała trochę od niechcenia, ciągle gapiąc się na jednego z ludzi. Jej siny koniuszek języka dotykał raz górnej, raz dolnej wargi, w pół uśmiechniętych ustach.
Na wieść o wyrżnięciu gangów, kichnęła śmiechem, odwracając się w stronę przemawiającego.

- Udam się o księcia. Jeżeli sam zaoferuje nam sprawiedliwość, życie za życie każdego z naszych sług, przyjmę ją. Jeżeli nie, sami ją wymierzymy. Za każdego twojego przemytnika który zginał, Aramisie, zginie jeden z jego poruczników. - obracał się kolejno do każdego, wymieniając ich straty. Jedyną osobą na sali, która nie była poszkodowana była Momo. - …ale to nie dlatego was tutaj zebrałem… - znowu zrobił efektowną pauzę.

Lista strat była nawet pokaźna, Japonce zrobiło się żal mężczyzn, dobrze wiedząc jak smakuje strata. Niestety nie rozumiała, dlaczego miałaby ona sama uczestniczyć w tym cyrku… dlaczego w ogóle miałyby uczestniczyć osoby postronne w konflikcie. Dorośli zazwyczaj rozwiązywali problemy między sobą, a nie zbierali ekipę by się klepać jak bachory w piaskownicy.

- Childe Burnsa naruszyła Maskaradę. Naruszyła ją tak drastycznie, że zmieni to nasze najbliższe dekady. Pełni pychy nie poprosili nas o pomoc, a cierpieć będziemy wszyscy. - poczłapał do mapy. - Interpol zabiera się do sprawy. Mając to co zostawili w kamieniołomach, zidentyfikują większość kanałów zaopatrzenia w broń, kilka firm-frontów, być może nawet schronienia kilku wampirów w ciągu dwóch tygodni.

A więc po to było nowe pole minowe… dobrze wiedzieć, jak wparuje tu Interpol to wystrzeli wszystko w kosmos, całkiem przydatne rozwiązanie. Wampirzyca, zmieniła pozycję, siadając i prostując nogi.

- Ostatnie dwa dni, już po przybyciu Interpolu, nasi lokalni łowcy zdwoili swoją aktywność. Stryker właśnie ogłosił, że jego Elizjum jest pod obserwacją. Mamy informacje, że są to powiązane zdarzenia. Celem tej narady jest ustalenie: czy opuszczamy kraj, czy próbujemy zostać królami na pogorzelisku świata który znamy. - z rozmachem usiadł. Po paru sekundach wszyscy zaczęli gadać między sobą.

- Wiecie po czym poznawano, że statek idzie na dno? - spytała głośno hakerka, przebierając stopami. - Bo szczury jako pierwsze uciekały z pokładu… skoro łowcy mają “nas” pod obserwacją… na pewno wpadli na ten sam pomysł i gdy tylko pojawimy się na granicy to nas powybijają… - dokończyła myśl, nie zrażona tym, że być może jej nie słuchają. Sprawa była poważna, ale nie udzielała jej się pompatyczna postawa przewodniczącego stada.

Charyzma + Przywództwo, ST7, 3 kości, 631, krytyczna porażka
zrobią sobie z tego bon mota ;p
niby nikt nic nie usłyszał, wszyscy zgodnie zlali Momo..a po chwili



- …może wywalimy szczura za burtę i zobaczymy kto zacznie strzelać? - nieznany Nosferatu patrzył z ukosa na Japonkę. - Odpowiednio piskliwego? - Portos pokręcił przecząco głową, ale zamiast coś powiedzieć pokulał do innego rozmówcy. Za to Aramis został na placu boju.
- Pierwsi strzelą Tremere, jak zawsze. - uwaga zaskarbiła sobie potakiwanie większości głów i ściągnęła rozmowę na nowy temat.

Wampirzyca wzruszyła ramionami, widząc, że z nikim nie pogada. Wyciągając telefon odpaliła sobie grę, po czym zaczęła żwawo pykać.

Debata toczyła się ponad nią - szybko pojawiły się trzy główne trendy. Burza mózgów Nosferatu była … dość burzliwa - nawet w którym momencie Portos rzucił w jednego z obcych Nosferatu krzesłem. Co najwyraźniej było tutejszym ekwiwalentem żartu, bo pod niskim sklepieniem gruchnął śmiech. W tym samym momencie Momo poczuła na ramieniu ciężką, szorstką rękawicę.
- Jeżeli sama nie zaproponujesz w czym ty dopomożesz, my ci wybierzemy. - Aramis półgłosem zwrócił się do Tanaki. Nie krył się z tym, a resztę niespecjalnie to obchodziło. Poza starym. Za każdym jednym razem kiedy na niego spojrzała stary lampił się na nią tymi swoimi creepy oczami.

- Whatever dude… dostosuje się, bo gadać i tak ze mną nie chcecie. - wampirzyca uraczyła Aramisa, krótkim spojrzeniem, bo ekran komórki dziwnie rozbłysł. Natrafiła w krzakach, na kolejnego pokemona, zajęła się więc walką.

***

Po dwóch godzinach bajzlu wyłoniły się trzy, w miarę spójne koncepcje. Każda dostała swój kącik, gdzie wszyscy dyskutanci dodawali swoje cegiełki, zaznaczali pomysły i możliwości. Niemal dosłownie cegiełki. Plastikowe kubeczki z monetami pokazywały procentowy rozkład funduszy, gdzieś ktoś wyciągnął półmetrową makietę kontenerowca do której wszyscy wrzucali odpowiedniki tego co chcieliby zabrać z wyspy…
W końcu doszło do głosowania. Tak, cholerne szczury kanałowe demokratycznie głosowały. Staruch osobiście krążył z (puszką wyborczą), zbierając karteczki. Jeden z obcych Nosferatu dyktował drugiemu co ma napisać. Z kamienną miną Shell stanął przed Momo i wepchnął puszkę w jej przestrzeń osobistą: między twarz, a ekran.

Tanaka odłożyła telefon na kolana przyglądając się puszce. Po pierwsze nie miała ani karteczki, ani długopisu, więc automatycznie nie miała co wrzucać… po drugie, jakby się tak zastanowić nad opcjami, które sobie wydumali… wszystkie były jednakowo chujowe.
Spakowanie manatków i wyruszenie do USA, może i brzmiało fajnie i atrakcyjnie (zwłaszcza dla Momo), ale wiązało się z tym…, że byliby na samym końcu łańcucha pokarmowego. Najgorsze schronienie, najgorsze ofiary, najgorsze przywileje... Słowem, zaczynali by od zera, a tu przynajmniej był internet.
Schowanie w bunkrze i przeczekanie, nie wiadomo ile lat, na krótką metę było nawet-nawet. Do czasu pierwszej kłótni między mieszkańcami, do pierwszego głodu i racjonowania pożywienia. Shell mówił o dekadzie, a może nawet kilku… ludzie wariują po dwóch dniach w zamknięciu… Powiedzmy, że ci tutaj potrafią znaleźć sobie zajęcie… pierwsze lata będą spoko… a gdy wyczerpie się pula zabawek?
Ostatnia z opcji. Kozioł ofiarny w postaci Burnsa oraz wymuszanie przysług, spowoduje więcej szkód niż pożytku, więcej wrogów, niż przyjaciół… jednym słowem padaka na maksa.
Dziewczynie nie chciało się głosować. To nie wyglądało jak wybieranie lepszego jutra… tylko jak najmniejszego kopa w dupę. Kop… sam w sobie tak, czy siak będzie. Nie uniknie go, więc w sumie… czy będzie bolesny, czy nie, mało ją interesowało.
- Amrerican dream. - burknęła bez ostrzeżenia, wpatrując się w Nosferutu przed sobą. Jej głos szedł na zmarnowanie, ale przynajmniej potrolluje trochę zebranych.

- Uczysz się za wolno. - warknął, zabierając puszkę. Wytargano skądś tablicę i rozpoczęto zliczanie. Stary bez otwierania puszki zaznaczył pierwszy głos: tak dla wyjazdu do Ameryki. A potem poszło już z górki.


AMERYKA
VXXVVVXXV
5V/4X


PRZEBRANŻOWIENIE
VXVXXVXV
4V/4X

BURN BURNS
XVXXXVVX
3V/5X

Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. Portos klapnął na ziemię i zajął się głaskaniem persa, który przydreptał od strony ZOO. Aramis grzebał po kieszeniach.
Stary znowu lampił się na Momo. 
Ze strachem w oczach.

Młoda wampirzyca siedziała cierpliwie pod ścianą, ciągle przebierając stopami i z udawanym zaciekawieniem, przypatrywała się przeliczanym i po kolei zapisywanym głosom.
Tak jak podejrzewała… “przebranżowienie”, czyli druga z opcji, polegająca na kitraniu się w bunkrze, cieszyła się największym powodzeniem. Niestety… a może i stety, jej trollowy głos przeważył na końcowym wyniku, oświadczając wszem i wobec, że oto właśnie rodzinka wybiera się na wakacje… za wielką wodę.
Do Momo, w pierwszej chwili nie dotarła informacja, jaką uparcie przekazywały jej mózgowi oczy.
Gapiła się tępo w tablice, gorączkowo zastanawiając, co jej tak nie pasuje w tym co widziała, gdy w końcu… zaskoczyła.
- Eeee… ehehe… ehehehehee… ehuehuehuehue… - niczym sieknięta, kreskówkowa łasica, poczęła dławić się piskliwym śmiechem, na przemian z głośnymi pochrumkiwaniami. Dobry troll… dobry.
Załatwiła wszystkich na niezłą miazgę. Całkowity start od zera… z barierą językową, na obcym terenie, z obcą władzą, btw. czy tamtejszy książę, pozwoli takiej hałastrze na schronienie? Wspaniała drużyna pewnie pójdzie w rozsypkę, a stary pierd, który sprawował rolę OJCA zmierzy się niedługo z rolą pucybuta. Trzeba powiedzieć, że gdyby się tak świetnie nie bawiła, a stary chuj nie zalazł jej tak za skórę, to byłoby jej nawet żal wampirów. Zwłaszcza Portosa... wyglądał na z deczka podłamanego. Umilkła więc, biorąc do ręki komórkę.

- A więc wolą klanu jest bezpieczna ucieczka za ocean, do naszych braci w Nowym Jorku. - w końcu przemówił. Cedził słowa, jakby w każdej chwili mógł się rozmyślić. - Dante, Aramisie, Portosie, Byronie. - wywołał wszystkich Nosferatu poza Momo. - Podzielcie nas obowiązkami. Panowie, dostaniecie możliwość wyboru - dołączyć do nas na wygnaniu albo wrócić do swojego wcześniejszego życia. - zwrócił się też do mniej brzydkich członków obrad. A na końcu obrócił się do Momo - A teraz... muszę porozmawiać z prowodyrem tego szaleństwa. - bez słowa dalszego wyjaśnienia poczłapał w kierunku kwatery japonki.

Wampirzyca podrapała się po głowie, zdrapując pokaźny płatek naskórka. Przez chwilę przyglądała się mu, by odrzucić go ze wstrętem na bok. Nie została wytypowana do jakiejkolwiek roboty, więc w teorii miała wolne?
Wstając w ziemi, przeliczyła głosy na tablicy… było ich więcej niż zebranych, czyli głosowanie było wielokrotnego wyboru (co było dla niej bezsensem) w dodatku… ze słów przewodniczącego wynikało, że nikt nie musiał się do decyzji podporządkowywać. Więc na HUK była cała ta szopka z demokracją?
Momo parsknęła, kręcąc głową. W Japonii tak nielogiczne posunięcia byłyby nie do pomyślenia. Zbierając swoje łupy, upewniła się, że nikt nic od niej nie chce, po czym wyszła z sali z zamiarem udania się do swojego pokoju.

***

- Pakuj się. - staruszek Nosferatu chyba był roztrzęsiony, ale jego głos grzmiał po całym pomieszczeniu - Dość szkód już wyrządziłaś. Jeżeli nie chcesz z nami żyć, idź sobie gdzie tylko zechcesz.

- A co ja takiego zrobiłam? - spytała szczerze nie wiedząc o co starcowi chodzi. Odkładając pod ścianą miskę z lampką, usiadła na legowisku. - To nie ja się prosiłam o zmienienie, więc nie obwiniaj mnie za błędy synalka. To nie ja złamałam maskaradę, więc nie obwiniaj mnie za burdel na powierzchni. I to nie ja mam w dupie całkowicie moją osobę, więc nie dziw się, że zagłosowałam na to… na co ty nie chciałeś. Bo nie wiem czego ty chcesz… w zasadzie to nie wiem czy ty sam wiesz…. - odparła całkiem spokojnie, bo otóż… nie tylko na studiach musiała odbębnić zajęcia z mediatorstwa i retoryki, ale też nauczyła się nie reagować na bezmózgi flame w internecie, jaki zawsze wybuchał po jej niewinnym trollu.

- Gdybyś w ogóle słuchała, wiedziałabyś. - teraz nawet ręce zaczynały mu się trząść. Tyle że już bardziej ze złości. - Wszyscy inni dają ze siebie wszystko. Dla naszej przyszłości. W tym czasie ty, która mogłabyś tyle pomóc, bawisz się. A potem głosujesz sobie dla żartu? Nikt cię tu nie trzyma. Żyj sama. Jeżeli zdołasz. - łażąc po jaskini wyjechał gniewną, hałaśliwą tyradą.

Momo z całych sił powstrzymała chęć przewrócenia oczami, nie dała się również sprowokować. Chłodny umysł obserwatora kalkulował na najwyższych obrotach jej aktualną sytuację.
Opcji do wyboru… w przeciwieństwie do tego debila przed sobą, miała wiele. Niestety szanse na przeżycie znikome, ale i tak było to dla niej co najmniej… Zadziwiające.
Tak samo jak zadziwiającym był fakt puszczenia jej wolno. Pytanie, czy sytuacja ta była zaplanowana i na zewnątrz czeka ją egezkucyjna ekipa, czy może facet to nie tylko debil, ale zdebilały debil z debilowa i nie wpadł na to, że hakerka może podkablować całą wampirzą sforę.
W końcu i tak była martwa.

Spryt + Przebiegłość ST8, 5 kości, 08632, 2 sukcesy
To co robi nie ma sensu - pod tymi względami co wymieniłaś, ale także podkopuje sam siebie ingerując w wynik głosowania i znowu pozbawiając Nosferatu wsparcia tech-girl (poprzednim cyfrowcem był Atos - ten który Spokrewnił Momo i został za to skasowany. Parę razy Portos i Aramis wspomnieli o tym jak pytała skąd coś mają).


A szanse na przetrwanie w obcym kraju, podczas “wojny” oscylowały na granicy 15%.
- W zasadzie wystarczyło nie wiem… zapytać lub poprosić? - odparła podpierając głowę na ręce. - Ale twoja decyzja, spakuje się i pójdę. - rozstanie ze starszymi braćmi, trochę zasmuciło Japonkę. Zdążyła się przyzwyczaić do ich dziwnych nawyków, oraz nietypowej przyjaźni jaką siebie darzyli mężczyźni. Gość pociągnie wszystkich na dno. Rozpierdoli całą swoją, misternie dobieraną, rodzinkę, a na koniec… była tego pewna… spierdoli sam, zostawiając resztę z tyłu.
Tyrania, nawet nieudolna jak ta, nigdy nie będzie demokracją i oddawanie głosów do urny, chyba tylko jemu zamydla oczy przed prawdą.

- Więc idź. Idź już. Wynoś się stąd. - wysapał. Ale wychodząc obrócił się jeszcze raz do Momo - A jeżeli zdecydujesz się... donieść o Nosferatu, naszym stadzie... będę wiedział. - jego słowa były echem jej własnych myśli. Nawet użył podobnych słów. Spojrzenie wrednego staruszka jeszcze chwilę wierciło Japonkę.

Tanaka wzruszyła obojętnie ramionami, odwzajemniając nieprzyjemnie spojrzenie. Wąskie ustka, mimowolnie uniosły się w delikatnym uśmiechu, który kiedyś mógł być dziewczęcy i nieść ze sobą jakiś ładunek emocjonalny, czy to groźbę, czy pobłażliwość, czy sympatię… obojętne, teraz nie miało to znaczenia bo wyglądała równie szkaradnie i wrednie co zawsze.
Dziadek w końcu jednak wytoczył się z, jeszcze, jej pokoju, pozostawiając ją sam na sam z nowym problemem i tysiącem planów. W dodatku… choć nie chciała się przyznać, martwiła się o swoich dwóch pierdołowatych braci, których przyjdzie jej opuścić.

Pakując swój dobytek, metodą „upchnij butem jak nie wchodzi”, młoda ssawka zastanawiała się co ma począć ze swoim pomarszczonym zadkiem.
Uciekać z kraju? Jeśli tak, to gdzie? Czym? Za co? Kiedy?
Zostać w kraju? Jeśli tak, to gdzie? Na ile? Po co? Zgłosić się do Burnsa? Księcia? Szeryfa? Innego w dupę jebanego wampira, który jak zwykle będzie sapać jej nad uchem, bo nie spełnia wybujałych wyobrażeń o dobrze wytresowanym, nowym zwierzątku?
Czyli ma iść na spontana? Może do Louisa? Gość się obsra jak ją zobaczy… ale może zrobi z niego ghula? Ale po co? Na co? NA WAŁA MU WAMPIRZA KREW? Żeby szybciej napierdalał w klawiaturę? To bez sensu! Zresztą… skoro nawet „swoi” nie potrafią z nią wytrzymać, to czy ten tłusty nerd da radę? I gdzie ona będzie u niego spać… w szafie? W wannie? Zaraz, czy on w ogóle ma u siebie wannę?

A może… po prostu zaspawa się w metalowym kuble i będzie spokój? Tak… ten plan brzmiał idealnie. Jak druga Ameryka! Postanowione.

Pójdzie do Luisa.

Zapakowana po same zęby, popatrzyła na pomieszczenie w którym nie było już nawet smutnie dyndającej żarówki. Zajebała ją. Zamykając za sobą drzwi napisała szybko dwa smsy.
Pierwszy poleciał do braci i brzmiał mniej więcej tyle by „trzymali się ramy i uważali na starego pierda, który planuje ich wyruchać”.
Drugi trafił do L, w którym obwieściła mu swoje przybycie pod jego mieszkanie.

„Stary wracam z imprezy… mam zajebistą niespodziankę dla ciebie… zaraz się widzimy. Nie śpij.”
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 26-07-2016, 23:09   #53
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Brytyjka budzi się w jakiejś łazience, dopiero chwili przypomina, ze kładła się spać w wynajętym pokoju. To takie przyjemne obudzić się w czymś co choć odrobinę przypomina łóżko. Wydostaje się ze swojego legowiska i po szybki prysznicu udaje się na zakupy. Zaczyna od nabycia ładowarki i najtańszego laptopa i już wychodząc zgarnia jakąś herbatę i mleko. Już chce wracać do hotelu ale po chwili namysłu wybiera się do jakiejś sieciówki i kupuje kilka ubrań na zmianę no i bluzę z kapturem, którą od razu zakłada. Idąc z kilkoma torbami ulicami Valetty, aż uśmiecha się do siebie.

- Prawie jak za starych dobrych czasów. Teraz tylko… - Powinna być wizyta w knajpie na jakieś wino i przegryzkę.

Czuje jak jej cały dobry nastrój pryska. Poirytowana rusza w stronę muzeum wojska, może jej ulubieniec będzie akurat kończył pracę. Spotyka go na zapleczu. Wystarczyła wymiana spojrzeń i ruszyli do niego. Gdy już udało się jej odreagować frustrację i napić się co nieco, w końcu zaczęła normalnie myśleć. Ucałowała chłopaka i ruszyła z powrotem do hotelu. Po powrocie Evelyn szybko odpala beznadziejnego kompa by zainstalował się na nim system i podłącza telefon do ładowarki. Brak nieodebranych połączeń… no tak toż to dopiero druga noc. Po chwili namysłu wykonuje telefon do rodziców. Rozmawiają jak zwykle o niczym. Bo toż nie może im opowiedzieć o badaniach, o wampirach. Z telefonu loguje się do bazy oxfordu i sprawdza informacje dotyczące inkrustowanych szkatułek, odnalezionych w ostatnich latach. Nie ma tam niczego podobnego… w ogóle nie ma tam czegoś takiego. Z jednej strony szkoda, bo chętnie dowiedziałaby się o tamtym maleństwie więcej, a z drugiej strony może i lepiej bo skoro i tak musi nakłamać to lepiej, że ludzie nie będą mogli tego do niczego porównać. Od niechcenia zerka na laptop - nadal mieli.

- To zobaczmy co się dzieje w moim małym świecie. - Dziewczyna przegląda kilka stronek z ogłoszeniami o wykopaliskach do których szukają wolontariuszy. Widząc, kilka postów o pracach odbywających się nawet na samej Malcie, rzuca telefon na łóżko i zaczyna krążyć po pokoju. - Nie da rady…- wykopaliska odbywają się w dzień. To byłoby takie proste gdyby była człowiekiem. Niby mogłaby się powołać na swoje dotychczasowe badania, uczelnia na Malcie wie, że pracowała nad historią wyspy. Gdyby udało się jej stworzyć sprawozdanie z rozmowy z jakimś mieszkańcem - który chce pozostać anonimowy. Mogłabym oficjalnie wejść na przykład do piwnic jego domu. gdyby połączyć to z informacjami, które udało się jej zdobyć odnośnie podziemnych tuneli… na ile ta ofiara śledzi poczynania naukowców.

Gdy widzi, że komputer się odpalił siada do przeglądania ofert lokali. Przegląda je od niechcenia. Po dłuższej chwili, gdy już udaje się jej zgromadzić kilka nawet nie najgorszych ofert pod Valettą, po za domeną księcia. Zostawia to i siada do pracy. Na początek kreśli kilka zapytań o taki obiekt, do znanych sobie profesorów na Malcie, potem do kilku z Oxfordu.

“Witam,
Ostatnio trafił do mnie opis ciekawego obiektu, znajdującego się w rękach prywatnych. Ze wstępnej analizy opartej, niestety, jedynie na rozmowie z domniemanym właścicielem, podejrzewam iż jest to inkrustowana szkatułka, prawdopodobnie relikwiarz z początku XVI wieku, o wymiarach 20x40x15. Czy udokumentowano podobne znaleziska na terenie Malty? Postaram się niebawem uzyskać więcej informacji i w miarę możliwość pozyskać obiekt.
Z uszanowaniem
Evelyn Bradley”


Tworzenie korespondencji, zajmuje jej niemal cały wieczór, a jego resztę postanawia poświęcić na próby odtworzenia choćby część swoich zapisków dotyczących XVI wieku na Malcie. O tym, że zbliża się świt przypomina jej narastające zmęczenie. Wyłącza komputer i wygląda przez okno. A gdyby tak zastał mnie świt… o ile… Bzdury. Chwyta swój notatnik i znów zamyka się na noc w łazience.

Następnego dnia dostaje kilka odpowiedzi odnośnie swojego “znaleziska”. Większość można zawsze w kilku słowach “za mało informacji”. Jest jednak jedna odpowiedź, która warta była wczorajszej zabawy: zbliżony obiekt - zgadza się opis, nie ma zdjęć - jest w prywatnych rękach. Jedyne co mają to dom aukcyjny, datę i opis samej aukcji. 1937 rok. Anthony Smith - jednorazowy kupiec tego domu aukcyjnego. Powojenne próby nawiązania kontaktu przez muzeum narodowe spełzły na niczym.

- Hm… czy ja znam jakiegoś Smitha. - Evelyn zbiera swoje rzeczy i odkłada materac na miejsce. Po chwili namysłu rezerwuje pokój w hotelu z darmowym odwołaniem rezerwacji i postanawia się przenieść do innego w zupełnie innej części miasta.


Spacerując już odruchowo wyostrza zmysły. Po drodze znów zahacza o sklep z ciuchami. Brak własnej garderoby wkurzają, a wie, ze nie kupi tutaj ciuchów, które mogła nabyć w Anglii a już na pewno nie w tych godzinach. Po zabukowaniu się w kolejnym hotelu od razu podpina laptop i podczas gdy biedaczysko stara się odpalić przygotowuje sobie legowisko. Szybki prysznic i z herbatą w samej bieliźnie może znów usiąść do pracy.

- No dobrze… za szybko na więcej szczegółów. - Przez chwilę wygląda przez okno i po namyśle wysyła kilka zapytań odnośnie ofert, które udało się jej wczoraj znaleźć. - Jak dobrze, ze zarabiałam w funtach, a nie w euro.

Po tym smutnym procederze wraca do pracy. Tym razem kreśli maila do archiwum przechowującego dokumenty aukcyjne. Skan papierka raczej nic jej nie da ale niech będzie, że węszy, po chwili namysłu dodaje zapytanie o dokument tożsamości, którym legitymował się nabywający. Mimo braku tej informacji postanawia napisać do archiwum akt dawnych zapytanie, o ilość Anthonych Smithów o wieku powyżej 18 roku życia, żyjących na terenie … no tak za zapytanie o cały kraj to mnie zabiją. Inaczej… nie odpowiedzą w tym wieku. No dobra najwyżej powiedzą, że było ich około miliona. Wysyła zapytanie, napisane z taką ilością różnych przeprosin i zwrotów grzecznościowych na jakie była w stanie się zdobyć.

Ubiera się i udaje się do najbliższej kafejki internetowej. Gry tylko po wyjściu z hotelu pojawia się znów to uczucie, na początku chce je po prostu olać. Jeśli to znów ta paranoja… eh. Pozwala sobie na wyostrzenie zmysłów, z całej siły powstrzymując się by nie zerkać co pięć sekund za siebie. Z ulgą przyjmuje sztuczne oświetlenie i zaduch pomieszczenia kafejki. Tam zakłada fikcyjnego maila, z którego kreśli prześlicznego maila z informacjami dotyczącymi interesującego ją obiektu. Do wyjścia z z lokalu przygotowuje się jakby miała stanąć za sekundkę na polu bitwy.

Poddenerwowana wraca do hotelu. Bierze ciepły prysznic i nie odpalając laptopa wraca do odtwarzania swoich notatek. Tym razem postanawia się postanawia się położyć wcześniej, tak jak poprzednio, bunkrując się w łazience z materacem i pościelą. No i oczywiście z plecakiem i jego zawartością. Leżąc z nogami narzuconymi na materac opierający się o toaletę. Sięga po portfel i znajdujące się w nim karteczki z dziwnymi znaczkami i jakoś tak… jak tamten kwiatek, podczas jej pierwszego spaceru jako wampira. - Co możecie mi powiedzieć?

Percepcja + Empatia ST5, 5 kości, 98742, 3 sukcesy
Bret (bo nawet chwilowy przebłysk sylwetki na tle wzburzonego morza wystarczył) stworzył je specjalnie z myślą o Evelyn - z mieszanką niepokoju i troski. Ale też...poczuciem tryumfu?



Chwilowy przebłysk sylwetki na tle wzburzonego morza wystarczył by rozpoznała Breta. Dziewczyna czuje jak do oczu napływają jej łzy. - Tęsknię staruszku. - Czuje, że powinna się zerwać i przyjrzeć odkładnie tym znaczkom, ale wygrywa z nią zmęczenie. Ostatkiem sił wsuwa je na miejsce i zasypia przytłoczona uczuciami, które udąlo sie jej odebrać, mieszanką niepokoju i troski. Ale też...poczuciem tryumfu?

Evelyn budzi się i czuje, że ciemność i wilgoć łazienki zaczyna ją powoli irytować. Jednak powstrzymuje się by otworzyć drzwi. Skupia się starając wyczuć czy w sąsiednim pomieszczeniu nikogo nie ma, a gdy okazuje się, że to znów tylko jej cholerna paranoja otwiera drzwi. Pusty pokój dobija ją. Wkurzona uderza o podłogę i gdy ten mały gest rozładuje odrobinę emocji, podnosi się i rzuciwszy materac na łóżko, bierze prysznic. Chce siąść do tych karteczek ale są rzeczy, które może załatwić tylko na początku nocy. Ubiera się i przygotowuje sobie herbatę, szybko pisze sms-a do jej ulubieńca z biblioteki. Umawiają się w bibliotece, nie zaszkodzi chwila rozmowy. Jak tak dalej pójdzie zupełnie jej odbije.

Wychodzi od razu mimo, że umówili się na za godzinę. On i tak będzie przed czasem, taki typ człowieka, a wolałaby jednak odebrać pocztę tam. Wrzuca do plecaka laptop, notatnik i ciuchy na zmianę i po założeniu sportowych ciuchów wybiera się na przebieżkę. Zatrzymała się nawet niedaleko uniwerku więc po 15 minutach sprawnego biegu jest na miejscu. Jej ulubieńca jeszcze nie ma więc wypożycza tuż przed zamknięciem dwie pozycje dotyczące wyrobów arabskich na terenie północnej Afryki z interesującego jej przedziału wiekowego. Potem zajmuje jedno z biurek po za biblioteką i odbiera maile. Evelyn uśmiecha się widząc maila od samej siebie. - Może powinnam tak prowadzić konwersacje. W końcu można by pogadać z kimś inteligentnym. - Postanawia jednak zacząć od odpowiedzi na maile dotyczące interesujących ją nieruchomości. Są to głównie odpowiedzi w stylu “z przyjemnością obejrzę lokal, ale z uwagi na wykopaliska musi się to odbyć po godzinie 21-ej, czy byłby to dla Pana/Pani problem?”. Po tym kilkunasto minutowym procederze i wysłaniu mailu do samej siebie z propozycja spotkania za niecałe dwa tygodnie, przerzuca się na wysyłanie maili do profesorów z dodatkowymi szczegółami dotyczącymi obiektu. Wtedy pojawia się obecność, ale znajoma.

- Nad czym pracujesz tym razem? - Głos jej ulubieńca pojawił się tuż przy jej prawym uchu. Po chwili poczuła pocałunek na szyi.

Kończy pisać maila, wysyła go i zamyka komputer. - Pracowałam. - Odchyla się, dając się pocałować w usta. - Trafił mi się ciekawy obiekcik z początku XVI wieku.

- Zdradzisz coś więcej? - Przysiadł na krześle obok, a Evelyn zaczęła pakować swoje rzeczy.

- Chciałabym, ale właściciel jest prywatny i na razie nie mogę mówić zbyt dużo, ale kto wie, może wyciągniesz ze mnie co nieco w łóżku.

- Czyżby ciężki okres? Zazwyczaj nie poganiasz tego w ten sposób.

Evelyn odchyla się na krześle. - Bardzo ciężki i zapowiada się, że będzie tylko gorzej.

- To chodźmy. Pogadamy po drodze do mnie.

Na ulicy brytyjka znów zaczyna dostawać paranoi jednak spacer pod rękę z chłopakiem lekko ją uspokaja. Rozmawiają o badaniach, grzecznie wypytuje o dzieje Malty z przełomy XV i XVI wieku, omijając temat wypraw zakonników maltańskich. Mimo to gdy już są u niego łapie się na tym, że pogania cały proces... chce się napić. Wszystkie pieszczoty, to ciepło, które ją tak cieszyło, zaczyna przegrywać ze strachem? Boi się, boi się, że zaraz wejdą tu łowcy, że przyjdą gdy będzie spała. Że tamten duch to na prawdę istota, na którą poluje Smith. Wbija kły w chłopaka i pozwala by je myśli zostały zastąpione przez płynąca z picia przyjemność. W ostatniej chwili orientuje się, że powinna przerwać. Zalizuje ranę i przerażona siada na łóżku.

- Co się ze mną dzieje?

Chłopak przez sen kładzie jej rękę na udzie. Czuje, że do oczu napływają łzy, szybko wyciera je, zbiera swoje rzeczy i wychodzi. Na zewnątrz znów atakuje ja to wrażenie, więc podczas truchtu robi sobie przerwę w kawiarence internetowej, odpisuje na jeszcze kilka maili. Między innymi na wiadomość od notariusza, który zgodził się na jej warunki odnośnie przebiegu formalności związanych z jej lokum. Dosyła mu jeszcze kilka niezbędnych danych i deklaruje, że pojawi się u niego w przeciągu kilku najbliższych dni.

Inteligencja + Finanse + Majątek ST 7, 7 kości, 0884422 =3 sukcesy
transakcja przebiegła całkiem sprawnie ( i zagonić do biegania z formalnościami głównie drugą stronę. Jedynie co to musisz odebrać w urzędzie dokumenty własności ) - a do tego udało ci się tak rozłożyć płatności że w żadnym momencie nie stracisz płynności finansowej.



Brytyjka, już trochę bardziej zadowolona z tego wieczoru wraca do hotelu. Tuz przed wejściem do pokoju wyostrza swoje zmysły. Czuje zapach swojego ulubieńca, zapach kafejki internetowej na swoich ciuchach, smród środków czystość z korytarza ale nic nie sugeruje jej jakiegoś zagrożenia. Powoli wchodzi do pokoju. Widząc cztery pusta ściany oddycha z ulgą, po czym sama zaczyna się śmiać, że to zrobiła. Po szybkim sprawdzeniu łazienki pozwala sobie na przytępienie zmysłów, jednak wrażenie, ze jest lepka od zapachów pozostaje, wiec szybko bierze kąpiel i przygotowuje sobie legowisko. Wrzuca swoje rzeczy do łazienki i już na spokojnie siada w koszulce zaanektowanej na piżamę siada na podłodze z karteczkami. - Co autor miał na myśli. - Bawi się nimi jak puzzlami, poszukując znanych sobie liter, wyrazów, znaków.

Budzi się z nogami na wannie. - Wynajmuję apartament, królewski tylko po to by miał odpowiednio dużą łazienkę. - Szept niesie się echem po wyłożonym kafelkami pomieszczeniu. Odrobina wyostrzonych zmysłów w ramach leczenia paranoi i dziewczyna powoli wydostaje się ze swojego legowiska. Rzuca materac na łóżko i odpala komputer. Gdy biedny grat stara się włączyć przygotowuje sobie herbatę. Jej skrzynka jest wypełniona mailami. Od razu rzuca się jej w oczy mail z odpowiedzią odnośnie domu aukcyjnego. - No, no… Giovanni.

Inteligencja + Śledztwo ST6, 7 kości, 0994432, 3 sukcesy = znasz datę (1.05.1937 ) miejsce (dom aukcyjny na Giuseppe Cali - wciąż czynny), masz nazwisko pracownika prowadzącego aukcję i listę uczestników którzy nie poprosili o anonimowość. Rzucająca się w oczy osoba( oprócz Anthonego Smitha ) - Lenora Giovanni.
Nie posiadają dokumentacji - została zniszczona w czasie działań wojennych

.

Evelyn pisze wiadomość z podziękowaniami za te informacje, pytając jeszcze czy Pani Lenora Giovanni też była jednorazowym nabywcą. Odpowiedź przychodzi nad wyraz szybko, chyba jej rozmówca też ma problemy ze snem. Wychodzi na to, że Pani była stałym nabywcą. Wysyła maila do fikcyjnego właściciela zabytkowej szkatułki.

“Dzień dobry,
W nawiązaniu do naszej rozmowy telefonicznej. Z przyjemnością bliżej przyjrzę się szkatułce. Możemy się spotkać pojutrze -25.07.2016 i wspólnie obejrzeć zawartość, wezmę niezbędny ekwipunek. Nadal jednak proszę by rozważył Pan przekazanie tego obiektu muzeum, które będzie w stanie właściwie się o niego zatroszczyć, a przynajmniej pozwolił na jego szczegółowe udokumentowanie dla dobra nauki.
Pozdrawiam,
Evelyn Bradley”


Dziewczyna już chce zabrać się do pracy gdy dostrzega nowość na swojej skrzynce.
mailfrom iknowyourname@gmail.com
Eve_lyn.
załącznik1 (schronienie.bat)
Przez chwilkę zamiera widząc dziwnego nadawcę i swoje imię w treści. - Toż łowcy nie będą wysyłać do mnie maili. - Odsuwa się na krześle i przez chwilkę przygląda wiadomości. Upewnia się na telefonie czy dobrze pamięta czym jest rozszerzenie .bat. - Błagam, jest mi smutno. Jakby nie mogli tego ukryć pod innym formatem. - Przegrywa istotne dane na telefon i pakuje swoje rzeczy. Zdaje klucze i rusza na poszukiwanie kolejnej kawiarenki internetowej. Tam już na spokojnie rozsiada się z wyczyszczonym z ważnych danych komputerem. Przy pobieraniu korzysta z przycisku gmaila zamiast kliknąć dwukrotnie i przy zapytaniu o lokalizację zapisu zmienia rozszerzenie pliku na .txt . Na spokojnie odpala go w notatniku i wyłącza internet na komputerze. W środku, ku jej zdziwieniu, nie ma żadnych komend - są za to trzy solidne macierze. Jedna liczb(13x13), macierz liczb(8x8) i kolejna taka sama.

Evelyn zrezygnowana przywraca załącznikowi dawny format. Na wszelki wypadek wycisza laptop i odpala dziwny plik, na wszelki wypadek trzyma rękę na baterii laptopa co by ja wyjąć.

spryt + komputery ST 5, 2 sukcesy =
to tylko udaje program. Faktycznie ma w sobie tylko ten tekst



Wychodzi na to, że plik tylko udaje program. Dziewczyna poirytowana przeciera oczy. Co za cholera mogła to wysłać? Zła na siebie zaczyna wpisywać cyfry do internetowego programu przeliczającego macierze, a gdy program zaczyna liczyć, znów sięga po karteczki. W sumie miałam być przynętą, więc ktoś powinien był w końcu trafić na mój trop. Evelyn kątem oka zerka na buty przechodniów idących chodnikiem powyżej. Kawiarenka, jak większość takich miejsc znajduje się na poziomie piwnic.

Za oknem nie zdążyło przejść nawet kilka par sandałów kiedy program zwrócił żądane wartości. Wyznaczniki, operatory...wszystko było jakimiś przypadkowymi liczbami, nijak nie przywodzącymi na myśl niczego konkretnego. Trzy kwadraty twardo stały, drażniąc wampirzycę nie mniej niż pijacki tupot rozchichotanych dziewczyn za okienkiem

Ostatnie podejście. Załóżmy, że to szyfr. Szybko wynajduje dwulinijkowe bloczki znaków kończące się zerami. Z szyfru zaczynają się wyłaniać nazwy i o ile na twarz brytyjki początkowo wypływa uśmiech, to z każdym wyrazem jej mina zaczyna rzednąć. Na początek udaje się jej odczytać trzy nazwy miejscowości gdzie miała kiedyś wykopaliska. Po dwie linijki na każdą. I Valetta w kolejnych dwóch. Do tego dochodzą Koordynaty GPS i daty. Komuś całkiem nieźle udało się wydatować czas jej pobyty na wykopaliskach i byłby to całkiem przyjemny początek wspomnień z bardzo ciekawych poszukiwań gdyby nie jeszcze jedne dane. Koordynaty jakiegoś miejsca w Valettcie, z datą na jutro. Dziewczyna rozpoznała je bez zaglądania do map, była jedna domena, której wystrzegała się jak ognia, a w niej magiczne miejsce - dwór księcia Howarda

Evelyn zrezygnowana zamyka komputer. Niestety informacja o jej własnych wykopaliskach nie mówi jej absolutnie nic o tym kto mógł wysłać tego cholernego maila. Każdy kto choć odrobinkę się chciał tym zainteresować, mógł prześledzić całą jej karierę naukową. Dziewczyna pakuje laptop i płaci właścicielowi kawiarenki za czas, który przesiedziała. Tuż przed wyjściem z budynku znów dokonuje swojego małego obrządku, wyczulenia zmysłów i gdy jak zwykle nie wyczuwa nic po za coraz bardziej irytującymi aromatami Malty rusza na poszukiwanie kolejnego hotelu. Po przejściu kilku przecznic trafia na całkiem okazały obiekt i gdy okazuje się, że noc w tym przybytku nie zabije jej funduszy, za to prawdopodobnie otrzyma łazienkę, w której bez problemu będzie w stanie na płasko położyć materac. Płaci z góry gotówką i już po chwili jest w swoim pokoju. Szybko bierze prysznic i odpala komputer, po czym znów zerka na te trzy kwadraty.

- Pójdę tam… - Jej głos odbija się echem w pustym pokoju, ale potrzebuje tego. Miała być przynętą, to będzie. Ktokolwiek napisał tego maila ma do niej jakiś interes. Jednak będzie dobrze, jeśli przemknie się bokami, na wypadek gdyby mieli ją na oku łowcy. Szybko potrząsa głową, co ma być to będzie. Czas popracować. Siada do porzuconej jakiś czas temu pracy nad historią Malty. Siedzi nad tym niemal do świtu, potem tylko szybko przygotowuje sobie legowisko w łazience i się w niej barykaduje.

Przebudzenie jest o tyle przyjemniejsze, że w końcu leży wyprostowana, a łazienka jest na tyle duża, że nie ma w niej zaduchu i tego zapachu wilgoci. Oczywiście gdy tylko wyczula zmysły dociera do niej potworny zapach chlorowanej wody i lekka woń grzyba w okolicy prysznica. Jak zwykle pusto tylko ten dziwny niepokój gdzieś z tyłu głowy. Czy to wszystko nie mogłoby się dziać gdy te omamy jej przejdą? Powoli posprzątała po sobie, wzięła kolejna kąpiel i napisała kilka maili, wgrywając wyniki wczorajszej pracy na serwer uczelni. W mailach z podziękowaniami za pomoc, wspomina, że prawdopodobnie uda się jej dziś zobaczyć obiekt. Szybkie pakowanie całego dobytku do plecaka i jest gotowa do wędrówki. Postanawia przejść się w trochę innym kierunku wzdłuż jakiejś trasy autobusu i w ostatniej chwili wskoczyć do jakiegoś jadącego w stronę domeny księcia.


Ledwo udaje się jej wsiąść do autobusu rozlega się jej telefon. Samuel. Poirytowana odbiera telefon. - Chciałabym zauważyć, ze prosiłam cię o czas, mam kilka spraw do zalatwienia.

Manipulacja + Empatia ST5, 1 sukces



Po drugiej stronie rozlega się seria przyśpieszonych, posklejanych z sobą wyrazów. Pił. Nie za dużo, ale jest lekko wstawiony. Ewidentnie jest też trochę wylewniejszy niż zwykle.

- Sam, jeśli jeszcze raz nawet usłyszę, że piłeś daję ci gwarancję, że zniknę z twojego życia. - Evelyn jest zmartwiona, bardzo. Ale wolałaby w tej chwili nie odwiedzać profesora by po prostu nie stwarzać dla niego zagrożenia.

- A co ja mam robić kiedy ciebie nie ma? Nawet obiekty badań masz ciekawsze - zaczął się żalić. Co gorsza, miał parę dobrych punktów. Nie mógł latać po świecie. Utkwił na Malcie. Nie ma pracy na parę lat przed emeryturą, bo rzucił Oxfordem zostając tutaj. I w ogóle cały ten wyjazd do katastrofa którą sam sprowadził na was dwoje

- Wiesz, że jeśli tylko się zgłosisz wezmą ciebie na uniwersytecie w Malcie w ciemno, a co do tematów… nawet nie wiesz jak chciałabym się zająć kilkoma wykopaliskami we Włoszech. Zamiast upijać się mógłbyś się ruszyć i przywieźć mi jakieś fajne materiały co bym miała co nieco radości z życia.

- I jak coś znajdę to co, przyjedziesz tego samego dnia? - spod marudzenia przebiła iskierka nadziei.

- Wiesz co się stanie jeśli pojawię się na wykopaliskach? Mogę tylko zająć się analizą, a obecnie nawet nie mam nad czym pracować. Ta jedna pierdółka nad, którą teraz siedzę może równie dobrze okazać się falsyfikatem.

- I jeszcze znalazłaś coś, masz nowy projekt i nawet mi nie wspomniałaś! - jęknął

- Bo nie wiem czy coś znalazłam, jak tylko potwierdzę, czy to gra warta świeczki to się odezwę. Jak już wspomniałam jestem lekko wyłączona z części badań. Ale nawet nie dałeś mi czasu na zrobienie podstawowej analizy. Ile się nie słyszeliśmy… 5 dni?

- A kiedyś przychodziłaś z każdym pomysłem! A nie czekałaś aż będą wyniki, jakbym wystawiał ci finansowanie za efekty - autobus prawie już dojechał do Valetty. A ta czwórka pozostałych pasażerów ciekawsko naciągała uszu.

- Za dobrze mnie wyszkoliłeś, więc teraz chcę sprawdzać swoje pomysły. Przepraszam, wolałabym kończyć bo jak jeszcze chwilkę porozmawiamy, będę miała konkurencję do badań. - Evelyn z uśmiechem zerknęła na pozostałych pasażerów. Razem z nią w autobusie jest pięć osób. Para turystów pod 30stkę - krótkie spodenki i kolorowe koszulki; do tego starsza matrona w szarym żakiecie i robol w gaciach na szelkach z słuchawkami dyndającymi na szyi.

Dziewczyna postanawia, mimo wszytsko, wysiąść wcześniej i przespacerować się kawałek.

-*-


Siedziba księcia, mieszcząca się w biurach Banku Centralnego, od pierwszych kroków olśniewała przepychem...i przerażała paranoiczną ostrożnością. Oczywiście, było logiczne żeby najważniejszy bank kraju miał liczną ochronę, bramki do wykrywania metali - ale świadomość do czego naprawdę to służyło, jak idealnie spełniało to potrzeby wampira była...fascynująca?

Evelyn na chwilę przystaje przed głównym wejściem, sporo widać przez zakratowane szyby - nawet o tej godzinie w środku jest sporo klientów i pracowników. Na spokojnie jest w stanie doliczyć się ponad 50 osób. Bret wspomniał że tutaj jest biuro księcia i że jest na przedostatnim piętrze, za gabinetem dyrektora Banku.

Dziewczyna postanawia wejść i wypytać kogoś o możliwość założenia konta, kredyty i inne głupoty. W sumie jej nie zaszkodzi, a przynajmniej rozejrzy się po głównej hali. Nie wie czy to książe do niej napisał więc ładowanie się do jego pokoi byłoby bezsensowne, a jeśli jej oczekuje to najwyżej się po nią zgłosi... raczej któryś z jego “pracowników” bo nie wyobraża sobie tamtego gościa w garniaku schodzącego po kogokolwiek.

Obsługa - nawet patrząc że do zamknięcia zostało pół godziny - był całkiem miła i już po pięciu minutach Pete, młodszy doradca finansowy w tragicznie zielonym krawacie prowadził Evelyn do salki gdzie mieli przedyskutować warunki.
W głównym holu z polerowanego piaskowca krążyli petenci - i było ich całkiem sporo jak na tak późną godzinę. Elegancko ubrani, z neseserami i laptopami wyglądali raczej jak młodzi biznesmeni. Czekający na coś ważnego.


- Czy mogłaby Pani oszacować przewidywaną miesięczną kwotę przychodu która będzie zasilała Pani konto?

Evelyn z przyjemnością przelicza swoje stypendium z funtów na euro i po namyśle dodaje potencjalne zyski z dwóch lub trzech publikacji. Nadal nie będąc zadowoloną z kwoty dolicza do tego wypłaty za projekty, który mogłaby się podjąć. - Niestety jestem tylko pracownikiem naukowym szacuje stawkę na 6-7 tysięcy euro.

- W takim razie pozwoli Pani że zaproponuję….-

Spryt + Finanse ST7,0952, 2 sukcesy



Punkt 22 konsultacja się skończyła, a Evelyn została z grubym plikiem dokumentów do przejrzenia - i podpisania, jeżeli zdecydowałaby się otworzyć tu konto. Co dziwne, główny hol nie opustoszał - wręcz przybyło tych młodych mężczyzn w strojach krzyczących jak to oni są ważni.

Evelyn stara się jak najszybciej opuścić bank. Jeśli mężczyźni są w podobnym wieku, albo co gorsza o podobnym "typie". Wszyscy są młodzi i przedsiębiorczy, a więc raczej na pewno potencjalna kolacja księcia. Dziewczyna sprawnie przechodzi przez bramki. Tajemniczy nadawca listu jak na razie się nie ujawnił więc Evelyn odchodzi kawałek i uważnie przygląda się swojemu otoczeniu. Odruchowo szuka znajomych twarzy. Może to być ktoś z autobusu, któryś z łowców, którym udało się jej przyjrzeć.

Inteligencja, ST9, 9842 - z wielkim, wielkim trudnem połączyłaś w końcu twarz która wydawała ci się znajoma z sytuacją. .



Po chwili rzuca się jej w oczy misiek w luźnej kamizelce pod fontanną naprzeciwko. Dziewczyna widzi go już po raz trzeci. Po chwili zastanowienia przypomina sobie gdzie były dwa poprzednie razy. W forcie, na swoim powitaniu a drugi raz w klubie Havana, kiedy szukała Nolesa. ten typek stał wśród innych ochroniarzy.

Dziewczyna podchodzi do fontanny po to by móc na czymś postawić plecak gdy będzie wkładała do niego ulotk/dokumenty i z banku. Jeśli mają do niej interes niech zagadają jak nie, może na spokojnie wrócić do swoich badań. Mięśniak zebrał się jednak w trasę kiedy tylko upewnił się że Evelyn idzie w jego kierunku. Najwyraźniej nie wzięli na to poprawki. Kilkaset metrów dalej zniknął za rogiem budynku.

Brytyjka tak jak zaplanowała chowa ulotki do plecaka i przysiada na fontannie. Z zaciekawieniem rozgląda się po placu. Co tu się do cholery dzieje?

Wokół turyści smętnie plątali się po placu, uruchamiano to coraz to więcej i więcej podświetlenia zabytków, nawet ktoś zaczął rzępolić na gitarze i zbierać drobne.

Dziewczyna poprawia plecak na ramionach i rusza w kierunku przeciwnym do banku. Gdy tylko ma okazję zerka czy ktoś nie idzie za nią.Po przejściu kilku metrów z ulgą bierze głębszy oddech. Zaczyna rozglądać się za kawiarenką, w której mogłaby chwilę popracować.


Dziewczyna powoli przekracza drzwi przyjaźnie wyglądającego lokalu.

Percepcja + Świadomość, ST6, 098733, 4 sukcesy



Wtedy atakuje ją to dziwne uczucie. Coś jakby nagła, niezwykła tęsknota. Chęć spotkania kogoś - choć nie jesteś do końca pewna kogo. Wrażenie znika tak nagle jak się pojawiło. To nijak nie jest naturalne. Szybko przychodzi jej do głowy moment, w którym Bret potraktował ją jedna ze swoich zdolności. Tylko czemu urwało się tak nagle.

Evelyn zatrzymuje się w drzwiach kawiarni i odruchowo spogląda za siebie. Nagle czuje straszną chęć na spotkanie się z którymś z jej ulubieńców… a najlepiej na spotkanie się z tym cholernym Sire. Wychodzi przed kawiarnie i zerka na telefon by sprawdzić godzinę. Jest dopiero 22:45. Szybko pisze smsa do jednego z chłopaków. Jeśli złapie autobus powinna być tam za godzinkę. Tęsknie rozgląda się po okolicy i tylko dla siebie słyszalnym szeptem mówi - Gdzie jesteś cholero?

Gdy tylko dostaje odpowiedź zwrotną rusza w kierunku najbliższego przystanku autobusowego. Wysiada dwa przystanki wcześniej i rusza spokojnym spacerem. Wcześniejsze uczucie cały czas ją niepokoi, ale stara się sobie wmawiać, że to tylko omamy. Dopiero przecznicę przed klubem żeglarskim poddaje się i wyostrza zmysły. Atakują ja stare dobre zapachy przesycony, wręcz mdły zapach morza po burzy, nęcąco pachnącego jedzenia, no i ten najpopularniejszy na Malcie smród spoconych ludzi.... Evelyn z ulgą wchodzi do znajomej przestrzeni klubu. Fabio czeka na nią siedząc na jednej z rozwalających się kanap. Szybko kończyo dpisywanie na smsa i i już uśmiechem zerka w jej stronę.

- Wyjaśnij mi jak z tobą wytrzymać. Najpierw znikasz na tydzień, a jak się już odzywasz to nie dość przez smsa, to jeszcze tekstem “za godzinę w klubie”. Już pomijając fakt, że masz pół godziny spóźnienia.

Evelyn zamyka drzwi od klubu i podchodzi do kanapy. Po chwili rzuca plecak i siada obok. - A jednak jesteś tutaj.. nadal. Wybacz spóźnienie.

Chłopak wybucha śmiechem. - Tylko tyle?

- Widziały gały co brały. - Evelyn nachyla się i całuje go namiętnie.

Już po chwili rozbierają. Fabio pieści ja niecierpliwie ale brytyjka wie, że oboje mają ochotę tylko na jedno. Powoli wgryza się w jego szyję. Czuje jak przyjemność rozpływa się po całym ciele i wtedy to uczucie tęsknoty wróciło - dużo słabsze niż przedtem, ale tym razem...z niejasną informacją z tyłu głowy że wszystko się wyjaśni. Że znajdzie to co chce. Że wszystko czego Evelyn tak brak, czeka z powrotem w Valettcie, na wybrzeżu. Ale nadzieja skaziła się zaraz myślą że to znów podpucha, jak wcześniej tego wieczora. Powoli wyciąga kły i zalizuje ranę. Fabio wciąż jest przytomny.

- Coś się stało?

- Chyba zapomniałam wyłączyć żelazka.- Evelyn szybko podnosi się i zaczyna się ubierać.

- Czy ty kpisz sobie ze mnie?

- Jeśli cię to pocieszy to nie jest powód, ale lepszego nie usłyszysz. - Podnosi plecak z ziemi i już chce zerknąć na googla by szukać wypożyczalni samochodów. - Czy wiesz gdzie będę mogła pożyczyć auto?

Chłopak zasłania ręką twarz. - Powinienem cię zabić…. Jest coś dwie przecznice stąd w stronę centrum. Chociaż obiecaj, że odezwiesz się niebawem.

- Postaram się.- Wampirzyca, rzuca jeszcze chłopakowi jego spodnie i wybiega z klubu. Po kilku minutach jest na miejscu i wypożycza samochód. Szybko wpisuje adres jakiegoś parkingu w Valettcie i po chwili jest już w trasie.

Gdy tylko udaje się jej znaleźć wolne miejsce parkingowe wyskakuje z samochodu i poirytowana zatrzaskuje drzwi od samochodu. - Wybrzeże, żeby tylko Malta nie była jednym wielkim cholernym wybrzeżem. - Dziewczyna rusza w stronę starego portu, starając się maksymalnie wyostrzyć zmysły. Wciąż czuje pulsowanie świeżej, ciepłej krwi Fabia. Ktokolwiek to jest zabiję, albo oni zabiją mnie, ale niech to się do cholery wyjaśni. Wtedy to uczucie wraca. Niesamowite pragnienie udania się w konkretne miejsce. Z całej siły powstrzymuje się by nie zacząć biec, biec nienaturalnie szybko. W końcu jednak rusza lekkim truchtem. Nie jest w sportowym stroju, a baleriny to chyba najgorsze buty do biegania po kocich łbach. W końcu jednak to uczucie, ten dziwny kompas w głowie doprowadziło ją na Plażę Perłową, a dokładniej na pusty taras nad morzem. W momencie przekroczenia stopnia zew znikł, jakby dopełniła zobowiązania. Przy wietrze szarpiącym obrusami i delikatnym świetle lamp, Evelyn stała sama w półmroku.

Na jednym z stolików dla dwoje stała butelka wina z karteczką. Dwie róże, przypięte do obrusu po dwóch stronach stolika. Jedna długa, a druga króciutka i z zwiniętym kwiatem.

Evelyn rzuca plecak na jedno z krzesełek i sięga po karteczkę. Na chwilę przymyka oczy. Jeśli to kolejna zagadka, kolejny szyfr… w końcu ciekawość wygrywa.

“Witaj, kochana”

Światła zabłysły nieco mocniej, a kiedy z cichym stuknięciem otworzyły się drzwi, Evelyn obróciła się do nadchodzącej osoby. I jej martwe serce podskoczyło.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-08-2016, 23:17   #54
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Taka prosta zagadka...a zajęła ci tyle czasu - Crista, oparta o framugę, słodko uśmiechała się do Evelyn - I w dodatku przyszłaś sama - kobieta wyglądała raczej jakby wyrwano ją z wojny gangów. Bujny, kolorowy fryz, luźny t-shirt wystający spod kamizelki kuloodpornej...ale złośliwe spojrzenie było wciąż to samo

- Jeśli chciałaś kogoś jeszcze to trzeba było wysłać zaproszenie z “osobą towarzyszącą”. Starsza. - Evelyn przejechała palcem po karteczce i z odrobiną rezygnacji spojrzała na zatokę. - Po co mnie tu wezwałaś?

- Mam parę problemów do rozwiązania...a jednym jesteś ty, siejąca zamęt w moich włościach

- Jak już zauważyłaś nie jestem specjalistką od rozwiązywania problemów… długo mi to zajmuje. - Evelyn znów zwróciła się do starszej. - W którym miejscu zasiałam zamęt w twoich włościach?

- Najpierw włamanie na teren wykopalisk, później do magazynu muzeum, teraz wygrzebujesz przedwojenne archiwa…

- Jestem historykiem Crista, tym się zajmuję. Skoro nie chciałaś by ktoś grzebał w przeszłości nie trzeba było wyrażać zgody na moje spokrewnienie. Nadal nie widzę jednak w tym wszystkim związku ani z tobą ani z twoimi “włościami”.

- Czyli Stryker był tragicznym nauczycielem...albo ty uczennicą - zakpiła - Dziedzictwo Malty jest pod moją opieką. Całe.

- Ah w tym sensie… to jestem w szoku, że nie wymieniłaś korzystania ze zbiorów biblioteki. - Brytyjka zaczynała się robić zła, zmęczona. To tylko kolejna podpucha. Tylko kolejny wampir, który czegoś ode mnie chce. Evelyn wyostrza zmysły, chce wiedzieć czy jest tu sam na sam z wampirzycą - To, chcesz mi coś wyjaśnić, ukarać, czy mogę sobie odejść?

Nikogo innego nie słychać bliżej niż na ulicy - ale zapach vitae od Cristy jest bardzo, bardzo intensywny. Coś jak kiedy Bret zwiększał swoją siłę - tyle że o rząd wielkości więcej.

- Miałam nadzieję że będziesz się stawiać - odepchnęła się od framugi i powoli ruszyła w stronę Evelyn - Może moje nauki wejdą nieco lepiej

Evelyn chwyciła plecak i uruchomiła akcelerację. - Niestety jest tylko jeden wampir, który może mnie nauczać.

no to inicjatywa
5+3+k10=8 u ciebie, u niej wypadło o 1 więcej
8 na kości.
czyli:
jej ruch - odpala 2 kropkę prezencji



To nie obnażone kły, agresja czy widok broni zrobiły takie wrażenie. To coś głębszego, jakaś nienawistna siła nacierającej wampirzycy naparła na umysł Evelyn

wypadły jej 2 sukcesy - czyli możesz normalnie, świadomie działać ale masz 2 kostki mniej na całą rundę.
Główny problem: jeżeli w następnej rundzie podtrzyma moc, będzie gorzej. Przy 3 sukcesach musisz zwiewać, przy 5 już nic nie zrobisz. A sumują się z rundy na rundę



Dziewczyna nie zastanawiając się nawet chwilkę rusza biegiem, puszcza więcej krwi w obieg czując jak jej ciało napina się gotowe do wysiłku. Rusza w stronę fortu Tigne tam powinno być pusto, a potem w miasto i przy granicy z budynkami już normalniejszym tempem.

wysportowanie + zręczność ST6 to takie omijanie stolików i bieg przez drzwi
2* po (7-2)=5 kości masz
twój ruch normalnie 3 7 2 4 2 - 1 sukces
twój ruch na akceleracji 6 1 2 6 5 - 1 sukces



Potworna obecność za plecami wybuchła gniewem, budząc pierwotny strach. To nie był już tylko strach samej Evelyn - ale też Bestii w niej. Kiedy rzuciła wzrokiem przez ramię, Crista kroczyła niczym anioł zemsty - bezsensownej, ale okrutnej. I była coraz bliżej.

Brytyjka czuje, że zaczyna jej brakować sił, przez sekundkę niemal zatrzymuje się sparaliżowana strachem. Na szczęście tuz po tej zapaści udaje się jej zerwać i ruszyć w stronę miasta.

wysportowanie + zręczność St4
1 4 - 0 sukcesów = zaklinowałaś się między ścianami albo po prostu przez chwilę stałaś sparaliżowana strachem
10 7 + 2 sukcesy, razem 4

Teraz ona musi podzielić akcję - bo byś jej zwiała z zasięgu wzroku
Też wywaliła 0 sukcesów na ruch, więc nie może pociągnąć dalej wzrokiem, z drugiej akcji traci kostkę bo zmienia deklarację ( z wzroku na strzał ) więc zostają jej tylko dwie.
I wypadła krytyczna porażka



Psychomachia zakończyła się równo z głośnym wybuchem. Evelyn wydostała się na daszek ponad (knajpą), mając wolną drogę na bezpieczna ulicę - między ludzi. Ale...co tak właściwie się stało?

Dziewczyna słysząc eksplozję ma wrażenie, że to ją coś trafiło i popełnia pierwszy błąd… zatrzymuje się. Po chwili ciekawość wygrywa i zerka za siebie. Evelyn widzi trochę otwartego ognia i sporo dymu na balkonie gdzie rozmawiała dosłownie przed sekundką z Cristą - coś ognistego wybuchło na początku odcinka między nimi i na tyle na ile jest w stanie osądzić był to bardziej wybuch zapalniczki niż granatu.

Przez chwilę ciszy po wybuchu mogło się wydawać że Evelen była już bezpieczna, że było już po wszystkim. Ale głośne przekleństwo po Maltańsku wyprowadziło ją z błędu - a szybkość z jaką wroga wampirzyca zaczęła się zbliżać jasno stwierdzała że zabawa się skończyła

Crista: zrobiła 3 sukcesy - czyli jest tuż-tuż, zaraz pod daszkiem i zaraz tu wskoczy
Evelyn : rzut 1 :3,2,1,1,4,1,8; rzut 2:4,5,4,5,2,7,3
0 sukcesów w 1 kiepski zryw
5 w drugim, 1 ci brakło do 10

7 sukcesów u niej, czyli drugą akcję ma będąc znowu tuż za tobą. Czyli RUGBY
na 8 kościach st6 zero sukcesów.



Brytyjka potyka się widząc wkurzoną wampirzycę ale po chwili zachwiania rusza dalej. Gdy już ma wpaść w jedną z alejek widzi jak starsza przelatuje obok niej wpadając barkiem na ścianę. Ostatnia prosta. Ostatnie metry zanim z ciasnej uliczki wybiegniesz między ludzi, na ulicę.

Evelyn zwalnia tuż przed wpadnięciem w tłum, wolałaby się z nim zlać niż zrobić jakąś aferę. Kątem oka zerka za siebie i ku swojej uldze widzi jak Crista wraca tam skąd przybiegły.

Evelyn wchodzi tłum i zaczyna się przemieszczać w stronę swojego auta.
Jej całą radość z widoku samochodu psuje fakt, że pojazd ma pocięte koła, z których zdążyło już zlecieć powietrze. Na szczęście stoi w miarę przy głównej i nic się nie dzieje.


Wampirzyca zrezygnowana opiera się o samochód. - Kocham tą wyspę. - Rozgląda się po okolicy. Musi znaleźć sobie gdzieś nocleg. Wybucha śmiechem. - No tak “schronienie”. - Zerka na telefon i powoli przelatuje przez książkę kontaktów, zatrzymując się na Brecie. To z tobą chciałam się spotkać a nie z tą rudą suką…

Po chwili namysłu wykręca numer wypożyczalni aut. Szybko informuje o tym, że ktoś uszkodził jej samochód i dowiaduje się o braku zwrotu kaucji. W sumie jest jej już wszystko jedno. Informuje przesympatyczną panią, że pół godziny może zaczekać by przekazać kluczyki. Wystarczająco dużo czasu by pomyśleć co z sobą zrobić. Crista kontroluje hotele, nieruchomości… Super że właśnie nabyła dom. Poirytowana siada na ławce przy parkingu. “Dziedzictwo jest jej…” Czy to nie Bret miał w kieszeni ministra kultury? Czemu ona właściwie jest przeciwko mnie. ”Grzebię w archiwach..” Jedyne archiwa do jakich zaglądałam po za księgami i zbiorami Breta to, dane aukcyjne. Ale to nie możliwe by Smith polował na Cristę. Jakby się uchowała tyle czasu na Malcie? I jeśli tak to czemu się nie pojawił? Dobra postanowione, co by się nie działo muszę się gdzieś przespać. Znajdźmy hotel, który utknął w poprzednim tysiącleciu, bez możliwości płatności kartą i elektronicznej rezerwacji, może to choć odrobinę jej utrudni. Po chwili namysłu rezerwuje pobyt w jakimś hotelu w Vallettcie, znów bez kosztu w przypadku anulowania rezerwacji i wybiera numer Breta. Chce go usłyszeć. Teraz. - No staruszku jak nie jesteś idiotą to wyłączyłeś telefon...

“ Chwilowo nie mogę odebrać telefonu. Jeżeli sprawa jest pilna, proszę się kontaktować z zastępcą w IMAGINE, Laurą Newman” - miał nową wiadomość na automatycznej skrzynce głosowej

Brytyjka rozłącza się nie nagrywając wiadomości. To tak bardzo paskudna noc. Po umówionej połowie godziny pojawia się obsługa wypożyczalni, Evelyn oddaje kluczyki do auta, podpisuje protokół przekazania i rusza na poszukiwanie hotelu.

Na szczęście udaje się jej szybko znaleźć obiekt z poprzedniej epoki. Względny spokój jest - i jeszcze co najmniej pół nocy do świtu. Brytyjka zostawia swoje rzeczy i odnajduje kafejkę internetową. Poirytowana wysyła maila na iknowyourname@gmail.com wysyłając w treści jedynie buziaka i zabiera się do pracy. Trochę ślęczenia nad poszukiwaniem właściciela szkatułki by zakończyć na godzinę przed świtem swoją pracą naukową. Pisze też, dłuższego maila do Samuela z informacjami o przedmiocie, którym planuję się zająć. Niech ma.

Do świtu udaje się jej ustalić piątkę żyjących potomków uczestników aukcji - z czego trójka to wciąż bogate, wpływowe rodziny. A takie, przynajmniej w anglii, mają swoje archiwa i bardziej dbają o pamięć. Evelyn szybko pisze maila z informacją, że jest studentką oxfordu i pracuje nad historią Malty i czy w ogóle istnieje u nich możliwość wglądu do archiwum jeśli takowe posiadają.

przedmiot jest o klasę ponad twoje umiejętności. Każdy kto miał ją w ręku się połapie. Chyba że przejdziesz samą siebie. Inaczej mówiąc:
Zręczność + Crafts ST 8, 10 sukcesów, 1h na rzut.



Tuż po przebudzeniu Evelyn postanawia powrócić na dużo lepiej sobie znane tereny okolic uniwerku. Pozwala sobie na sprawdzenie poczty i niestety maile nie przyniosły za dużo radosnej nowiny - dwie rodziny wyraziły chęć spotkania, trzecia się wymówiła. Tyle że obie daty i godziny były kłopotliwie słoneczne. No i jedni wręcz zapowiedzieli sprowadzenie swojego rodzinnego “barda”.

Evelyn odpisuje informując o tym, że w ciągu dnia przebywa na wykopaliskach i jeśli istnieje taka możliwość czy byłaby możliwość przesunięcia godziny odwiedzin, po czym udaje się do któregoś ze swoich ulubieńców. Musi się posilić, wczorajszy wieczór lekko ja wymęczył,
Po drodze zahacza o notariusza i po podpisaniu kilku papierków przejmuje klucze do swojego nowego lokum. Po chwili namysłu udaje się w stronę biblioteki gdzie spotyka jednego ze swoich ulubieńców. Przy piciu zaczyna czuć, że chłopak jest osłabiony. Odpuszcza i siedząc delikatnie przeczesuje jego włosy.

- Przemęczam cię. - Będzie musiała poszukać więcej żywicieli, bo jak tak dalej pójdzie zrobi tym dzieciakom krzywdę…. dzieciakom. ‘
Powoli ubiera się, zbiera swoje rzeczy i tak jak zwykle zatrzaskuje za sobą drzwi. Tak na prawdę jest w ich wieku, ale po ostatnich tygodniach czyje jakby miała 50 lat. Po chwili namysłu wybiera numer Samuela.
- Cześć.. mogłabym do ciebie wpaść?

Niestety już słyszy, że profesor co nieco wypił. może jak da mu zajęcie się trochę opanuje. Do jego mieszkania udaje się okrężną drogą cały czas wypatrując łowców. Jej zmysły działają na najwyższych obrotach. Tak jak się obawiała jest przynajmniej dwóch podejrzanych typków w okolicy mieszkania Samuela. “Podejrzanych” jako uważnie obserwujących i nie naćpanych/nachlanych, w miarę dyskretnie ustawionych. Na szczęście po wysłużeniu spaceru udaje się jej jakoś ich wyminąć.

Jest jeszcze bardziej poirytowana. To w tej okolicy spotkała ich po raz pierwszy, to przez nich władowała się w ten cały syf i teraz znowu. Gdy tylko dostaje się w pobliże kamienicy uderza ją spektrum zapachów meliny: wymiociny, rozlany alkohol, pot, sperma w jakimś kącie.

- Jak tak dalej pójdzie zmyję z siebie skórę. - Mocno zapukała do drzwi i od razu usłyszała łomot po drugiej stronie. - Perfumy, kupię sobie perfumy.

Drzwi otworzyły się o mały włos nie rozwalając jej nosa. - Przyszłaś.

Dziewczynę przeraziła ulga, pomieszana z uwielbieniem, którą wyczytała w głosie profesora. - Toż się zapowiadałam. Mogę wejść?

- Jasne.

Najwyraźniej posprzątał skoro się zapowiedziała. Nie było butelek, w mieszkaniu było pozamiatane. Najwyraźniej właśnie wziął prysznic bo czuła wilgoć w powietrzu. Jednak nic nie było w stanie zabić zapachu alkoholu. Powoli przytępiła zmysły. Gdy drzwi się zamknęły przysiadła na jednym z krzeseł. - A więc, mam szalony pomysł. Chcę wykonać replikę obiektu zanim dorwę się do oryginału.

Samuel stanął jak wryty. - Po co?

- Trochę nuda, trochę ciekawość. Chcę się też troszkę sprawdzić. - Spojrzała na niego z nadzieją. - Czy mogłabym liczyć na twoją pomoc?

- Tak, tak oczywiście. - Nie chciał tego robić. Ale zgodzi się tylko po to by ze mną po przebywać. Poczuła dziwny żal.

- Jeśli nie chcesz, to powiedz.

- Chcę… co za obiekt?

Wampirzyca powoli opisuję szkatułkę. Po chwili Samuel wyciąga jakieś kartki i zaczynają szkicować. Postanawiają zamówić większość inkrustacji jako elementy wycięte laserowo z fornirów. Te zbyt drogie zastąpią elementami bejcowanymi na właściwy kolor. Srebro będą musiały zastąpić niskiej próby blaszki srebra. Umawiają się, że Evelyn przygotuje rysunki pod wycinanie, a Sam rozejrzy się za stolarzem, który wykona im podstawę szkatułki. Ma tez zapoznać się z technologiami postarzania takich obiektów. Brytyjka jeszcze raz przyciska go, że powinien się zgłosić jako wykładowca na uniwersytet w Malcie i napomina że planuje zakup domu. Przez chwilkę trwa spór, że może jej pomóc finansowo. Wyraźnie cieszy się, że nie planuję mieszkać z Bretem. Umawiają się, ze oficjalnie wykonuje dla niej prezent.


Wizyta w zakupionym lokum na początku napawa brytyjkę euforią. Oczywiście gdy już wysiada z autobusu dwa przystanki wcześniej jej głowa przypomina sobie o łowcach, duchach a do tego jeszcze chorych psychicznie wampirach. Szybko wyostrza zmysły i ku swojej uldze zauważa, że nie jest tak źle. Tradycyjny smród Malty musi być ale nie jest to takie epicentrum jak u Samuela. Może go tu sprowadzi? Otwiera drzwi wejściowe i powoli przekracza próg. Mieszkanie jest malutkie ale już widzi miejsce gdzie na spokojnie będzie w stanie wygospodarować sobie legowisko. Swoje legowisko bo jaka jest szansa, że spotka znów swego Sire? Jaka jest w ogóle szansa, że tu zamieszka? Skoro Crista na nią poluje pewnie już sprawdziła czy Evelyn czegoś nie nabyła. Czyli mieszkanie jest z automaty spalone. Ta myśl kopie ją w plecy. Zrezygnowana przysiada na podłodze i przez chwilę z zamkniętymi oczami wyobraża sobie gdzie postawiłaby regały na książki. W sumie zawsze marzyła się jej taka uchylana szafa. Uśmiecha się do siebie. Wygodne wieeelkie biurko i kanapa. Powoli otwiera oczy. - Shit i znowu nie może być pięknie.

Postanawia, że poprosi Samuela by jej pomógł. W razie czego, jak już ktoś ją zabije, przynajmniej będzie ktoś kto będzie miał dostęp do jej rzeczy.

Sfrustrowana wyrusza na polowanie, które jest równie owocne co cały ten wieczór. Gdy zrezygnowana dociera, w końcu udaje się jej znaleźć jakiś hotel i siąść do pracy, ma bardzo złe przeczucia co do jej efektów. Po żmudnej i nudnej robocie, udaje się jej tuz nad ranem zakończyć przygotowywanie formatek i przesłać je do Samuela, by rano podał je dalej. ostatkiem drzwi udaje się jej ulokować w łazience i się w niej zabarykadować.

Robienie szkatułki - Inteligencja + Rzemiosło, ST8, krytyczna porażka - przygotowałaś wszystkie formatki do wycięcia i poszły do firmy która to zrobi...a później wróci info że to niewykonalne. Z brzydkim opóźnieniem.
+1 dzień przesyłka pocztowa
+2 dni jest zwrotne info że wycinki są do dupy. Choć nie są




Charyzma + Przebiegłość ST5
1
1
6




Evelyn już na samym początku nocy przeprowadza się do kolejnego hotelu, tym razem zwracając jednak baczniejszą uwagę na wielkość łazienek, wypakowuje część rzeczy i po zmianie stroju na sportowy wybiera się na przebieżkę.

Odruchowo rusza w stronę kampusu. Mimo starań nie potrafi zrezygnować z wyostrzonych zmysłów. Na szczęście świeże powietrze, a przede wszystkim jego ruch podczas biegu bardzo pomaga.

Inteligencja + Wykształcenie + specjalizacja ST8, 4 sukcesy - podziemia fortu Saint Angelo albo te nowe wykopaliska pod wieżą na Kemmunie. Oba mają solidne reputacje miejsc gdzie takie odkrycia się zdarzają, oba mają papiery na bieżące badania, są zamkniętymi obszarami gdzie łatwo kogoś odciąć i zadbać o maskaradę. Dodatkowo w Saint Angelo można na niego napuścić łowców



W jej głowie kłębi się wiele pomysłów. Musi wybrać jakieś miejsce na “otworzenie” tej szkatułki. To głowy przychodzą jej dwa miejsca podziemia fortu Saint Angelo albo te nowe wykopaliska pod wieżą na Kemmunie. Oba mają solidne reputacje miejsc gdzie takie odkrycia się zdarzają, oba mają papiery na bieżące badania, są zamkniętymi obszarami gdzie łatwo kogoś odciąć i zadbać o maskaradę. Dodatkowo w Saint Angelo można na niego napuścić łowców…Postanowione spróbuje sprawdzić co się tam dzieje.

Charyzma + Przebiegłość ST5 3, 10, 2
jest sukces, więc kogoś tam troszku dziabniesz po szyi. 2pkt krwi.
zawsze mi sie wydawalo że rzut zalezy od sytuacji :P niestety z opisywaniem jestem dzień wcześniej



Kampus mimo późnej godziny wypełniony jest ludźmi. Z jednej strony dobrze, z drugiej… Evelyn nie cierpi dużych ilości ludzi. Dopiero po dłuższej chwili udaje się jej znaleźć kogoś oderwanego od reszty. Na szczęście chłopak wynagradza jej ten wysiłek i wszystkie niesmaki poprzedniego dnia toną w przyjemności płynącej z pocałunku. Brytyjka bierze prysznic w mieszkaniu swojej nowej ofiary i owinięta ręcznikiem chwilę obserwuje śpiącego chłopaka. Widok poruszającej się klatki piersiowej i zapach, który wypełnia teraz pomieszczenie działają na nią odprężająco. Dopiero gdy znów dociera do niej syczenie, przypomina sobie o tym, że ta sielanka nie może trwać wiecznie. Ubiera się i zostawia chłopakowi karteczkę z numerem.
Wracając do hotelu zahacza o jedną z całodobowych sieciówek. Jak tak dalej pójdzie będzie znała wszystkie takie sklepy na Malcie. Kupuje sobie jakiś tani telefon i kartę.

Już w swoim pokoju zaczyna poddenerwowana krążyć po małym pomieszczeniu. Czy powinna kontaktować się z innymi wampirami? Na ile stwarza dla nich zagrożenie? Syk dochodzący z łazienki przeważa szalę. - Mam dość muszę się czegoś dowiedzieć. - Zatrzymuje się i wybiera numer Giovaniego.

- Donna mia! - po chwili Bernardo rozpoznał Evelyn po głosie..albo witał tak każdą - Tak się cieszę że zdecydowałaś się zadzwonić -

- Też się cieszę, że Pana słyszę. Przyznam się Starszy, że niestety dzwonię z prośbą. - Brytyjka zrezygnowana opiera się o ścianę swojego hotelowego pokoju.

- Bernardo, umówiliśmy się że będziesz mi mówić Bernardo - jego teatralna skromność nie była pozbawiona malutkiej odrobiny wdzięku - Jesteś zagrożona?

- Pozwól, że jednak z uwagi na szacunek do twego doświadczenia i wieku pozostanę przy Pan. Nie jestem zagrożona bardziej niż jakikolwiek inny wampir znajdujący się teraz na Malcie. - Brytyjka wzięła głębszy oddech. - Potrzebuję skontaktować się z Joachimem, a nie mam pojęcia jak go złapać.

- Maester Joachim ma zwyczaj regularnie zmieniać hotele...zwłaszcza w czasie zagrożenia. Ale ma służkę w Mia San Mia Dingli - powinna być w stanie cię z nim skontaktować

- Czy mógłby mi Pan jeszcze zdradzić jak się nazywa?

- Moment - zawiesił na chwilę rozmowę - Anette, zastępczyni kierownika hotelu

- Dziękuję. - przez chwilę zamyśliła się - Gdybym mogła Panu jakoś pomóc, w przyszłości.

- Nie wątpię że mogłabyś pomóc...ale przecież nie mógłbym cię obciążać za taką drobnostkę

- Co do przysługi, teraz mógłby być to spory problem, ale w razie czego ten numer będzie przez jakiś czas aktywny, ale jeśli ma Pan kontakt z moim Ojcem, to On ma chyba miliony sposobów na to by mnie złapać.

- Kawa. Zaproszę cię na kawę, ty przyjmiesz zaproszenie i będziemy kwita. Czy to uwolni twoje sumienie?

- Jeśli w kawiarni będą podawać bawarkę…

- Zmuszę ich do tego, jeżeli będzie trzeba. A stary Bret...myślałem że jest już z Tobą

Evelyn wybucha niekontrolowanym śmiechem. Kątem oka zerka na rozłożone jak zwykle na biurku karteczki. - Wybaczy Pan ten wybuch. - Tak bardzo bym chciała by to tak wyglądało. Po chwili na myśli mówi jednak. - Nie mój ojciec ma ważniejsze sprawy na głowie.

- Miałem wrażenie że sprawdził już co najmniej pięć hoteli gdzie byłaś, Evelyn

- Gdyby tak było już powinien mnie złapać, w kilku zatrzymałam się na 2-3 dni. Z resztą… przynajmniej na spokojnie mogę prowadzić badania.

- Oho - chrząknął rozbawiony - Czyli, jak rozumiem, mam nie przeszkadzać w badaniach i nie przekazywać mu że jesteś cała i zdrowa?

- Absolutnie mi Pan nie przeszkadza. A co do przekazywania informacji. Będzie mi bardzo miło. Jednak nie chciałabym by się okazało, że to ja Panu przeszkadzam.

- Dobrze zarządzam swoim czasem, donna. Nigdy mi go nie brakuje dla klanu Róży

- Już zaczęłam się przyzwyczajać, ze wszyscy są niesamowicie zapracowani. Czy miał Pan kontakt z moja starszą Cristą?

- Paręnaście razy.

- Chodziło mi raczej o ostatnie dni. Panuje niesamowite zamieszanie i mam wrażenie, że zostałam odrobinę odcięta od nocnego życia. - Bo głowie brytyjki przebiegła jedna myśl- ładujesz się w kłopoty - To tak na prawdę nieistotne, głupia ciekawość. Będę kończyć by już Panu nie zajmować czasu.

- W takim razie, buona notte, Evelyn!

Gdy telefon cichnie, dziewczyna bez sił opada na podłogę. Opiera ręce na łokciach czując, że lekko drżą. - Bret ty idioto… - A jednak sam wizja tego, że jej szuka, nawet jeśli to kolejna cholerna podpucha, sprawia jej tak dużo radości. Czy jestem w stanie mu zostawić wiadomość… tak. Czy będzie to niebezpieczne dla mnie lub dla niego… jeszcze bardziej “tak”. - Skup się na pracy a nie myśl o pierdołach...równie dobrze może chcieć cię zabić bo naruszyłaś maskaradę.

Ta myśl mimo wszystko ją motywuje. Sięga po laptop i widząc wiadomość od Samuela, że nadal nie ma odzewu od firmy, do której wysłał pliki, prosi by spróbował jeszcze z kilkoma miejscami. Najwyżej skleci sobie 10 takich szkatułek. Jeszcze raz na spokojnie przegląda pliki sprawdzając, czy nie zrobiła jakiegoś głupiego błędu.

Evelyn szybko sprawdza gdzie znajduje się wspomniany przez Bernardo hotel. Oczywiście stara się by był to, któryś z przeglądanych przez nią obiektów. - Daleko. - No cóż czas na kolejną przygodę z autem. Wspomnienie straconej kaucji sprawia, że postanawia sprawdzić swój stan konta. Ostatni raz kiedy było tu tak źle, miał miejsce chyba przy jej szalonej eskapadzie we Francji… Wyłącza stronę banku i od niechcenia zaczyna przeglądać stronę giełdy. Dopiero wykończona, kładzie się spać. Szykuje się kolejna pracowita... i bardzo samotna noc.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-08-2016, 10:43   #55
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Następnej nocy Evelyn upewnia się jeszcze czy na stronie nie ma może mailowego kontaktu do zastępcy kierownika hotelu. Jak miło jest. Szybko pisze maila, informującego o tym że jest znajomą Pana Joachima i że niebawem pojawi się w ich hotelu, podaje też swój kontakt telefoniczny, na nowy numer. Zbiera komputer i pakuje swoje rzeczy. W recepcji pozostawia karteczkę ze swoim spamowym mailem. No cóż… jak mnie szuka to niech się odezwie. Tuż przed wyjściem z hotelu znów włącza się jej paranoja. Syczenie nie jest takie złe. Bo jakoś nie ma problemów z wmówieniem sobie, ze tu nie powinno być węży ale są rzeczy, których nie da rady zignorować. Bierze dwa głębsze oddechy jeszcze zanim zbliży się do drzwi i znów wyostrza zmysły. Gdy wychodzi na zewnątrz nie czując zagrożenia, zmęczona przeciera oczy. Cicho, tak by nikt nie mógł jej usłyszeć szepcze.

- Jeden tydzień… jeden tydzień bym nie musiała wąchać tego smrodu.- Spokojnym krokiem rusza w stronę wypożyczalni samochodów jednocześnie wybierając numer Samuela. - Cześć.

Profesor wydaje się być nawet w niezłym stanie. - Cześć. - Radość w jego głosie zaczyna ją dobijać.

- Może to głupie ale może zamówmy te elementy w jeszcze jednej wytwórni? Boję się, że i tak może nic z tego nie wyjść. Wczoraj sprawdziłam pliki i naniosłam kilka poprawek.

- Widziałem twojego maila, jeszcze dziś to przejrzę i rano wyślę do kogoś. Odwiedzisz mnie?

- Muszę niestety dziś pobiegać i pozałatwiać kilka spraw.

- Rozumiem. - Rozczarowanie w głosie pokazało jak bardzo nie rozumie.

- Będę kończyć, jakby co jesteśmy w kontakcie.

- Udanej nocy.

Gdy Evelyn się rozłącza, zatrzymuje się i zerka na telefon. - Udanej nocy. - Chyba Samuel szybciej przywykł do mojego nocnego życia niż ja.

Chowa telefon do kieszeni i rusza w kierunku najbliższej wypożyczalni aut.
Po wynajęciu samochodu rusza na południe Malty. Nie chce przez telefon rozmawiać z czyimś ghulem, a może będzie miała szczęście spotka tam Joachima. Uśmiecha się do siebie. - Ja i szczęście. - Fakt, faktem wyrwanie się ze stolicy może dobrze jej zrobić.


Evelyn parkuje na parkingu hotelowym. Czuje się jakby nagle znalazła się na wakacjach. Miasteczko, przez które przejechała, okazało się być przeuroczą miejscowością, a hotelik też jest ładny. Gdyby nie ciche syczenie z tyłu głowy mogłaby nawet odpocząć. Po wejściu do środka okazało się, że obsługa jest miła, a ceny nieduże - czego nawet nie sprawdziła przed wyjazdem. Niestety na tym kończy się jej szczęście bo Anette nie ma. Jest faktyczny kierownik - który tutaj mieszka od dekady. Joachima zna - i wysoko go sobie ceni jako stałego klienta, często zamawiającego tu salę konferencyjną w ogrodzie i sprowadzającego kolejnych gości. Jak Evelyn.

- A czy pani Anette jest na urlopie? Przyznam, że chciałam się z nią spotkać. - Brytyjka odbiera swoje klucze.

- Znajoma z uniwerku? - zagadnął - Nie, po prostu w tym tygodniu poprosiła o dzienne zmiany -

- Bardziej znajoma, znajomego. Napisałam do niej maila, wiec w razie czego będzie wiedziała jak mnie złapać.

- Koło śniadania powinna wrócić - do kluczy była dołączona nieduża koperta - Mam nadzieję, bo bez niej go nie będzie - zażartował

- Raczej nie pojawię się na śniadaniu, jestem wykończona trasą a niestety czeka mnie pracowita noc. Dziękuję. - Evelyn chwyciła swoje rzeczy i ruszyła w stronę pokoju. Dopiero gdy ulokowała się w środku przyjrzała się uważnie kopercie. Ku jej zaskoczeniu nie wyczuwa zupełnie nic. Z jakiegoś powodu czuje, ze wszystko zaadresowane do niej powinno zawierać obecnie choćby odrobinę nienawiści. Przez głowę przelatuje jej wspomnienia aury z muzeum.

List okazuje się być mniej więcej typowym powitanie gościa, z “cieszymy się że nas wybrałaś” i chwilę później“ postaramy się spełnić Twoje oczekiwania “ ...i podziękowaniami za chęć wzięcia udziału w konferencji. Data jest na pojutrze. - Chyba nie dotrwam do konferencji. - Z ciekawości przygląda się także aurze listu i tu robi się ciekawiej.

3 sukcesy -
1 - płeć = mężczyzna
2 - długie, czarne włosy spięte w kok
3 - wiek: 120+, był mocno podekscytowany kiedy pisał ten liścik
teraz dodatkowa część: Torreadorzy ( ale nie tylko ) czasem celowo zostawiają dodatkowe informacje. To wymaga znajomości tej *** auspexu i praktyki. Tutaj tą wiadomością jest obraz drzewa - tego które widziałaś w ogrodzie. Ale gałęzie układają się inaczej - wskazując godzinę. 3.00



Przed oczami pojawiają się jej coś jakby migawki z filmu. Widzi mężczyznę o czarnych, spiętych w kok włosach. Z jakiegoś powodu wie, że ma ponad 120 lat. Jednak najciekawszy jest ostatni obraz drzewa - tego które widziała przed sekundką w ogrodzie. Ale gałęzie układają się inaczej - wskazując godzinę 3:00. Wampirzyca rzuca list na stół i odpala swój komputer. Jest jeszcze chwilka może popracować. Gdy jej ukochany gracik stara się włączyć zerka jeszcze raz na tekst wiadomości. - Ktoś chce mnie zabić, czy tym razem tylko wykorzystać? - uśmiecha się. - Ah nie, to na pewno rycerz na białym rumaku, który rozwiąże moje wszelkie moje problemy.

Gdy tylko udaje się jej podpiąć do sieci zaczyna szukać kogoś kto mógłby jej pomóc przy szkatułce. Cały czas niepokoi ją brak odzewy ze strony tamtej firmy. Może akurat jakiś artysta-rzeźbiarz szuka zlecenia, ktoś kto przy minimum talentu nie nadszarpnąłby za bardzo jej funduszy.

Inteligencja + Academics + ( Resources ) - ocenisz nie tylko czy cię stać, ale też ile potrafi. ST8
10 1 9 2 8 4 7 8 6 10
4 sukcesy - powiedziałbym że to jakiś ekspert od renowacji zabytków z tego okresu co akurat ma chude dni bo nie ma zleceń. Razem masz już 5 sukcesów na robienie skrzynki.



Dziewczyna widząc ogłoszenie jednego z chłopaków od renowacji, przez chwilę wpatruje się w nie niedowierzając. Czyta je jeszcze raz. Tak, zna tego człowieka, a raczej słyszała o nim. Czyżby miał chude dni? Normalnie jego robota kosztuje majątek, ale to co teraz proponuje jest wręcz śmieszne. Wampirzyca szybko wysyła zapytanie, dając znać że zależy jej na czasie.

Evelyn odpala oba swoje maile i niestety zawartość jej prywatnej skrzynki pocztowej nie przynosi jej wiele radości. Od razu rzucają się jej w oczy dwie decyzje odmowne - jedna z któregoś rządowego zbioru i jedna od jednej z tych 3 rodzin co chciały się spotkać. Ci drudzy - Cassarowie - wręcz zmienili zdanie. Wczoraj byli chętni. Może przesadza ale czuje tu ruchy pewnej rudej wiedźmy. By chwilkę odpocząć pisze wiadomość do Mili. Kątem oka widzi, powiadomienie na drugiej skrzynce. Zagląda tam i wybucha śmiechem.

- Błagam… powiększanie penisa? - Szybko wyrzuca maila do kosza, ale po sekundzie pojawia się kolejny. - Co do cholery? - Wyłącza swojego prywatnego maila i wchodzi w wiadomość o przeuroczej nazwie “pennies”. Zostaje brutalnie zaatakowana przez zdjęcie przedstawiające spektakularne męskie genitalia. - Tak… tego mi dziś brakowało. - Dopiero po dłuższej chwili zauważa rozmyte literki. Co za idiota przesyła w ten sposób wiadomość… nossferatu, jeśli to wampiry to tylko te cholerne, pokrzywione mole komputerowe. Chyba że… przed oczami staje jej Crista, wybierająca zdjęcie penisa. - Oj nawet jeśli to pułapka to warta była tej wizji.

Z łatwością odczytuje informacje o spotkaniu w turystycznym centrum miasteczka. Za dwie godziny przy jakimś straganie z elektroniką... brzmi jak kłopoty. Wstaje od kompa i zaczyna się przechadzać po pokoju. Kątem oka dostrzega powiadomienie o kolejnym mailu. Poirytowana podchodzi do komputera i ku swojemu zaskoczeniu widzi mail od... Breta.

"Prawie żałuję że czegoś cię nauczyłem"

Evelyn przez chwilę patrzy na maila, zastanawiając się czy ktoś nie włamał się dla jej Sire do skrzynki… Po chwili odpisuje. Ciekawe czemu “prawie żałujesz”. Odpisuje jednak:“ No cóż, jak na razie wszyscy twierdzą, że niczego mnie nie nauczyłeś i że zrobią to lepiej sami. Coś się dzieje?”

“Byłem w Le Meriden. A chwilę później dostałem telefon”

“Z uwagi na moją lekką paranoję nie podam gdzie jestem obecnie, ale skoro tak ci dobrze idzie już pewnie wiesz.” - Wampirzyca poirytowana wstaje od komputera i zaczyna krążyć po pokoju. Jaki telefon? Zerka na komputer ale skrzynka już informuje ją o kolejnym mailu.

“Nie wiem. Nie powinienem wiedzieć. C. rozpoczęła łowy”

- To mnie zaskoczyłeś staruszku. - Dziewczyna odchyla się i przez chwilę wpatruje się w sufit. Chwilę stuka nerwowo palcem w biurko ale w końcu odpisuje. “Nie tylko ona. - Zawiesza się. Powoli sięga ręką do nieistniejącego już śladu po pierwszym ugryzieniu i powoli zatacza po nim ósemki. Jej mózg zaczyna szaleć po wszystkich informacjach, które ostatnio zdobyła. Dociera do niej w jakie bagno się prawdopodobnie władowała. Tęskni… tak cholernie tęskni. Odrywa rękę od szyi i dopisuje. - Chyba będzie lepiej jak nie będziesz się do mnie zbliżał przez jakiś czas.”

“To hell with them”

Evelyn uśmiecha się ale wyłącza maila, koniec robienia sobie nadziei. Zamyka komputer i podchodzi do okna. Chyba czas na spacer, a potem wizytę u mojego brzydszego kuzynostwa - jeśli to oni. Zerka na swoje rzeczy, po chwili namysłu pakuje zmianę ubrań i kluczyki do samochodu. Uśmiecha się - Mam paranoję, mam cholerną paranoję. - W jej głowie zaczynają szaleć myśli. W kącie słyszy węża, w jej przeczuciach za drzwiami pokoju czai się banda łowców, gdzieś w kącie oka majaczy jej niebiańska aura jednej z czterech postaci, a nad tym wszystkim czuwa aura nienawiści. Przez mózg przelatują jej setki dat, wszystkie informacje, które udało się jej zdobyć w przeciągu kilku ostatnich dni. Po czym znów widzi kroczącą w swoja stronę Cristę. Czuje, że nie może się skupić. Poirytowana odpala znów laptop, kasuje z niego dane na tyle na ile może to zrobić na szybko, nawet nie zagląda na maila. Gdy wyłącza go ponownie odchyla się na krześle i bierze głębszy oddech. - Idę na spacer może zacznę myśleć.- Chwyta kurtkę z kapturem, plecak i rusza powoli w kierunku centrum miasteczka.

Dingli okazuje się, tak jak się spodziewała po szybkim przejedzie przez miejscowość, być przeuroczą turystyczną wioską, która gdyby nie sąsiedztwo klifów byłaby zabitą dechami dziurą. Spokojnym krokiem spaceruje pnącymi się pod górę uliczkami. Jej zmysły są jak zwykle podczas spaceru na najwyższych obrotach. Na szczęście bliskość większego, nie tak zatęchłego morza i uliczki, które są przewiewne dzięki niskiej zabudowie dobrze służą jej nosowi. Przysiada na jakiejś ławeczce z widokiem na pola i widząc wiadomość zwrotną od Mili spokojnie na nią odpisuje. Kusi ją by zajrzeć na drugiego maila ale woli tego nie robić na telefonie. Ciekawe co Bret by zrobił gdyby się dowiedział, że to ona sprowadziła łowców do fortu… ciekawe czy już tego nie wie.

Gdy obok niej przechodzi jakaś przeurocza parka czuje dziwną potrzebę napicia się. W sumie mogłaby zapolować… nawet mają tu college, ale zaledwie wczoraj piła. - Będzie dobrze, nie ryzykujmy takich gierek nie znając okolicy. - Cichy pomruk wyrywa się jej z ust. Szybko otrząsa się. Zaczyna świrować od samotności. Powoli podnosi się i spokojnym krokiem rusza… w kierunku uniwerku. No może jak ktoś się nawinie, ma jeszcze ponad godzinkę do spotkania, a jeśli znów będzie musiała uciekać troszkę sił mogłoby się przydać… Oj tak dobrze wie że to nie to. Po prostu chętnie zapomniałabym się czując to pulsowanie.

Widząc pustki na uniwerku zrezygnowana skierowała się w stronę umówionego miejsca spotkania.

Jej rozmówca pojawił się gdy tylko znalazła się w pobliżu stanowiska i jakoś nie miała wątpliwości, że to on. Nosferatu - bo bez wątpienia był to jeden z nich - był wychudzony do granic możliwości. Długie, wąskie ręce zaplótł na piersi i zaczął nawijać jak oszalały kiedy tylko usunęli się z publicznego miejsca.

- Sprawa jest. W sumie do kilka spraw. Parę spraw do nas na ciebie, tyle że niespecjalnie nam na rękę je robić. A zrobić coś trzeba. Więc. Są na ciebie trzy kontrakty - wysypał serią jak z karabinu. Bez przedstawienia się, bez słowa wyjaśnienia jak ją znalazł. Do tego już po paru sekundach zaczął szkubać rewolucyjną szarfę założoną na całkiem współczesny kombinezon robotnika.

- Aż trzy? Ciekawe i jaki masz zysk w tym, że mnie o tym informujesz, panie…

- Zysk mam taki, że mogę załatwić maks dwa. Trzeci zawsze się pogryzie. I łatwiej mi kiedy o nich wiesz, bo nie odstawisz cyrku - rozejrzał się nerwowo - Anthony

- Evelyn, ale to już wiesz. Nie gwarantuję, ze nie odstawię “cyrku”, ale zobaczymy co da się zrobić. Co to za kontrakty?

- Mamy cię znaleźć, mamy cię chronić i mamy cię załatwić na szaro -

- Załatwić chce mnie Crista czy ktoś nowy?

- Nie ma opcji, nie dam ci szukać durnej zemsty. Nie powiem kto.

- Wiesz… gdyby nie to, że.. - po chwili zastanowienia Evelyn pokręciła głową. - Nie ważne. Jaki masz pomysł?

- Właśnie. Pomysł brzmi - róbta swoje. Cholera wie co ty odwalasz, szyfrowanie masz dobre, więc musieliśmy wrócić do starych sztuczek. Nie idź do (tamta rodzinka), bo cię drapną. Kicaj po hotelach tak jak kicasz, co słabszych zniechęciłaś-

- No, no. Czyli jest was więcej? Czy cały nasz mały światek nie ma co robić tylko się za mną uganiać? - Jakie niby szyfrowanie…Ktoś wie zbyt dobrze nad czym pracuję i mam cichą nadzieję, że to Smith.

- Jesteś obecnie oczkiem w głowie szóstki Starszych, wariatko.

- A chcesz mi sprzedać jakieś pożyteczne informacje? Bo przyznam, ze jak na razie czuję, ze zmarnowałam czas. Choć miło spotkać kogoś ze światka, kto we mnie nie strzela.

- Sprzedać? Zawsze. A jaką walutą płacisz? - uśmiechnął się tak że jęzor sięgnął mu niemal do piersi

- Niestety ostatnio zostałam bankrutem.

- Jasne jasne. Coś majstrujesz. Coś dużego. Co to? Możemy pomóc.

- Nie żebym coś do was miała, ale nie ufam naszemu małemu światkowi. Jak sam zauważyłeś mam powody. - Evelyn wytężyła zmysły słysząc syczenie za plecami. - Chyba czas na mnie.

- Darmowa próbka. To nie Crista chce cię załatwić. To znaczy to nie od niej wyszło zlecenie.

- Bardzo bym się chciała odwdzięczyć za ta informację, ale niestety mam też swoje umowy, których muszę przestrzegać. - Przez głowę przeleciały jej wszystkie spotkane dotychczas wampiry… kto jeszcze chce się dobrać do jej skóry.

- Jak bardzo chcesz, to znajdziesz sposób - odrobinę spoważniał - Z tego co wiem trochę znasz tę grę

- Dopóki jestem wrzodem na dupie mojego sire nie podejmę się więcej zobowiązań. Już i tak za dużo nakombinowałam.

- Nawet luźnych spotkań towarzyskich z brzydalami?

- No no brzmi jak podryw Anthony. - Brytyjka uśmiechnęła się.

- Bo miało. Ja wręcz cię swatam! - wykręcił paszczę w uśmiechu który doprowadziłby do palpitacji większość dzieci

- Przyznam się, ze to co robisz jest troszkę straszne. - Evelyn przekręciła dłonią jakby chciała wykręcić swoją twarz. - Nie wiem ile mnie śledzicie ale mam raczej dosyć konkretny gust. Czemu osóbka, z którą mnie chcesz “zeswatać” sama się nie zgłosiła?

- Bo nie może wiedzieć że jest swatana

- Mogę się zgodzić na spotkanie, ale ani nie wiem czy przetrwam najbliższy dzień, a i gwarantuję, że ze swatania nici.

- Umówmy się - tak długo jak będziesz trzymała go przy sobie, to nie damy skrzywdzić twojego ślicznego tyłeczka Criście. Co ty na to?

- Obawiam się, że posiadanie jednego z was na podorędziu może mi przeszkadzać w spożywaniu posiłków.

- Duża jesteś. Ogarniesz. Względnie ustalicie zasadę “minimum dwa metry” czy coś

- Nie Anthony. - Evelyn spoważniała. - Mam robotę do wykonania i muszę to załatwić sama. Nie mogę teraz biegać z jednym z was na ogonie.

- Bueno - obrócił się w stronę morza i zaciągnął powietrzem...z straszliwym sykiem. Rozluźnił mięśnie - To chyba tyle miałem tu załatwić

Evelyn odwróciła się. - Chętnie spotkam was w lepszych czasach. - Powoli ruszyła w stronę centrum. Jeszcze jedno spotkanie tej nocy oby równie niegroźne.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-08-2016, 20:15   #56
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Momo wyszła na powierzchnię, dostała zwrotnego smsa od Portosa.
Cwaniak chciał ją albo wystraszyć, albo rozśmieszyć, gdyż wysłał jej zdjęcie jakiegoś kremu do opalania 100++++ UVA/UVB. Wampirzyca uśmiechnęła się pod nosem, skrollując galerię swoich zdjęć w telefonie. Chciała wysłać braciszkowi zdjęcie z plaży, gdy pije drinka z palemką… stwierdziła jednak, że to trochę cripi wysyłać swoje prawie nagie fotki jakiemuś staremu trupowi… Zdecydowała się więc na selfie, gdy miała jeszcze długie, czarne włosy i aktualnie miała przerwę w przeprawie przed afrykańską pustynię.


Wyglądała na nim jak k-popowa gwiazdka, ale miała na sobie ukochane okulary, które… nota bene cały czas ze sobą nosiła. Z jakiegoś powodu, uznała zbieżność kremu i okularów za zabawną.

Podczas jej przeprawy przez miasto telefon już się nie odezwał… za to po jakimś kilometrze dziarskiego marszu, zorientowała się, że lezie za nią Saper, najwidoczniej szczęśliwy, że ktoś wyszedł z nim na spacer.
- Po wała za mną leziesz… i bez ciebie wyglądam jak bezdomna. - dziewczyna chciała odgonić od siebie psiaka, ale ten, albo jej nie rozumiał, albo udawał, że nie rozumie…
- Idź mi syfiarzu… Portos będzie za tobą płakać… no już wracaj… o tam. - Japonka wróciła się kawałek z pieskiem, jakby chciała, by ten nabrał rozpędu… niestety gdy tylko się zatrzymała, czworonożny towarzysz również stanął, siadając grzecznie obok jej nogi.
Nie pomagało tłumaczenie, ani straszenie, ani rozkazywanie, ani przekupstwo…
Najwyraźniej dostała od rodzinki w pożegnalnym prezencie, brudnego, bezdomnego pudla, który zapewne miał ją pilnować i raportować o każdym jej ruchu. Bosko.

- No to chuj… chodź, idziemy dalej… - po dziesięciu minutach, odwracania psa w przeciwnym do swojego kierunku ruchu, wznowiła marsz do mieszkania Luisa.

Nie do końca wiedziała, gdzie ten mały skunks mieszka… gość potrafił się zabezpieczyć i gdyby nie to, że z jej nudą nie da się wygrać, prawdopodobnie zwykłemu hakerowi nie udałoby się zdobyć jakichkolwiek informacji.
Momo jednak nie była zwykła. Działała na wielu płaszczyznach. W wielu środowiskach. Jeśli gdzieś nie dochodził internet… po prostu się tam wybierała. Jeśli nie dało się pisać, mówiła, jeśli nie dało się oglądać, słuchała. Co sama wymyszkowała, to resztę dopowiedział Lui… dodała dwa do dwóch i miała pewne wyobrażenie tego, gdzie maltańczyk rezyduje.
L zdał sobie sprawę po czasie… zresztą, nie żeby on sam był niewinny. Żaden haker nie jest bez winy. Każdy szuka czegoś na każdego. Jedni robią to dla funu, drudzy po to by udupić drugą ze stron. Na szczęście oboje należeli do pierwszej z grup, a po za tym nie zapowiadało się, by kiedykolwiek się spotkali… przynajmniej oboje tak myśleli.

***

Skubany nie mieszkał źle. Może na lekkim zadupiu… przynajmniej dla Momo i… i albo on miał paranoję, albo firma na przeciwko jego domu, bo wszędzie było nasrane od kamer. Kurwa, więcej niż w cholernym realityshow z Paris Hilton w roli głównej.
Dziewczyna przyczaiła się na skraju ulicy, z tego co myślała, we w miarę ślepym punkcie Wielkiego Brata.
Jakiś dupek siedział ciągle w biurze, a było sporo po północy. Oczywiście, to nie było nic dziwnego w kraju z którego pochodziła, z tym że… ludzie zazwyczaj trzepiący nadgodziny nigdy nie zostawali sami. Zawsze byli kumple z okolicznych biurek… no i szef rzecz jasna.
Nie ma zmiłuj, przed szefem nikt nie wychodził do domu, nawet sprzątaczki… jeśli boss zdecydował się nocować w biurowcu i zapindalać do bladego świtu… cały budynek zapindalał wraz z nim. Biali pracowali inaczej… w zasadzie ich praca nigdy nie wyglądała jak praca, ot kolejne miejsce w którym się opierdalają… Pytanie za sto punktów, czy to biali byli jebanymi darmozjadami, czy żółci spizganymi niewolnikami. Nad kwestiami filozoficznymi, Namiko nie chciała się roztrząsać. Zakładając miednicę na głowę, złapała psinę na ręce, po czym podkradła się bliżej klatki schodowej Luiego i usiadła… w rowie.
Siedziała tak niczym nadąsana ropucha, trzymając Sapera między kolanami i opierając brodę o jego puchaty łebek. Nic nie widziała… miednica była zbyt duża i ciężka.

W teorii miała plan, w praktyce… było trochę inaczej. Targały nią niepewności… nie wiedziała co tak na prawdę chce zrobić. Czaszka dymiła jej od najwyższych obrotów. Przepracowywała dziesiątki planów i możliwości, odgrywała w swojej głowy różne scenki, raz była sobą, raz Luisem, raz Saperem obserwującym ich oboje.
Wiedziała, że nie mogła przestraszyć L, nie chciała robić mu też krzywdy. To dobry, poczciwy nerd… Potrzeba takich nolifów na świecie.
Jej największym wrogiem był wygląd trupa… wprawdzie miała plan, jak to tymczasowo wytłumaczyć… ale co później? Instynkt podpowiadał jej, by jak najprędzej zrobić z chłopaka ghula, ale kiedy… jak? Czy aby na pewno?

Najważniejsze… jak go przekona by móc u niego zostać? Co będzie chciała robić ze swoim dalszym nieżyciem? Nie może przecież tak wpaść, rozjebać system i… i tyle. Musi mieć jakiś cel.
Cel, cel… musi pomyśleć nad sensem istnienia…

Po dłuższym czasie, wampirzyca wyciągnęła telefon.

***

- #@#$# raid mam, zaczekaj 10min. - głos w telefonie był w miarę wyraźny… co niestety nie korygowało wad nadawcy. Pierwszym skojarzeniem po usłyszeniu Luisa na żywo, były małże. Te do kupienia wysoko w górach, bardzo, bardzo daleko od morza.
-Drop na pół, inaczej nie ma heala… i pamiętaj, że zaraz któryś z twoich sąsiadów naśle na mnie policję, bo czaje się w rowie pod twoim domem i wyglądam jak zombie z TWD. - Momo odsunęła z lekkim obrzydzeniem telefon od ucha. Plus, że przynajmniej gość w “miarę” szybko odebrał telefon, bo ledwo za piątym razem.
- Zrespisz się gdzieś dalej jak cię babunia spod dwójki zownuje - Momo usłyszała szum komunikacyjny ze słuchawek. Gościu się nie pierdzielił, to była jakaś grubsza impreza. Z 30 ludzi darło mordy na drużynówce - MORDY TAM CIULE, NIE PÓJDĘ Z NIĄ DO ŁÓŻKA.
- BEZ NIEBIESKIEJ POMOCY NEO MU NIE STAJEEEE… - ups! nie powinna tak krzyczeć, ale to było całkiem zabawne… ach, ile to czasu minęło, kiedy to ona tankowała bossa na klatę ze swoją gildią z koreańskiego Aiona. - Stary… spędziłam dziesięć godzin na robieniu ze mnie zombie… otwórz mi drzwi, zanim ludzie nie wpadną w panikę i nie zaczną do mnie strzelać. - zaniepokojona własnymi insynuacjami, rozejrzała się czujnie po okolicy, wstając i wyglądając z rowu. Co jeśli ją kurwa zajdzie dzień? - Mam robotę na kilkaset kk. - dodała, lekko konspiracyjnym tonem, w nadziei, że może to go bardziej zainteresuje.
- Porno-parodię Walking Dead chcesz kręcić? - burknął. Ale na hasło o rzęsistym deszczu zielonych zmieniło nastawienie. Z powrotem na paranoiczne. Szum współ graczy urwał się nagle - Nie przyjechałaś na Maltę przypadkiem, co?
- Chciałam troszkę zarobić… - odparła jakby tłumacząc swoją przemianę w zombiaka. -Bez jaj… dobrze wiesz, że marzyłam o zwiedzeniu Europy… kolebki cywilizacji! - Japonka, chciała obrócić wszystko w żart. -Ale trafiło mi się coś ciekawego… Ten gość z naprzeciwka zawsze tak długo siedzi w pracy? - zmieniła nagle temat oglądając się na biurowiec.
- Bujasz straszliwie Momo, bujać to my nie nas. - rzucił ich grupowym mottem - A co mnie on obchodzi, pewnie nadgodziny, albo co innego trzepie… bo może.
- Bujać… to ty się bujasz z tym bossem… ile jeszcze hapsów mam tak stać pod jebanym wejściem. - wampirzyca wyskoczyła z rowu, wgapiając się w okno biurowca. - On się na mnie patrzy… a jak się nie patrzy to się będzie patrzeć.
- Pół miliona pod jebanym, drugie tyle pod moim. - gościu w biurowcu faktycznie zaczął łazić po gabinecie. - Właź, wpuszczę cię zdalnie do klatki.
No nareszcie… pierwsze zwycięstwo tej nocy.
Poprawiając pudla pod pachą, zadarła głowę do góry, co by widzieć trochę spod miednicy drogę. Najtrudniejsza walka, niestety była dopiero przed nią. Niby nawijkę miała wymyśloną, nawet plan awaryjny (jako taki), ale i tak srała żarem w gacie, jak przed cholerną maturą. Gdyby była żywa, pewnie obrzygałaby wejście do klatki… tak dla kurażu…
- O-ok. - jąknęła pod drzwiami, wpatrując się w nad wyraz spokojnego i bezwładnego psa. Ten to dopiero miał nerwy ze stali…

Centrum dowodzenia nerda okazało się być nadzwyczaj czyste - a sama wychudzona facjata Luisa nad zwyczaj przyjazna, przynajmniej kiedy milczał. Momo mogła ją podziwiać do woli - haker runął twarzą na schody, kiedy tylko ją zobaczył. Przez chwilę wyglądało jakby dostał ataku - co niekoniecznie było częścią planu, ale skurczybyk poruszał się cholernie cicho i zaskoczył ją tym, że wyszedł jej naprzeciw na klatkę schodową. Tyle dobrze, że nie zatrzasnął za sobą drzwi.
“O kurwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa” wewnętrzny głos hareki wydarł się w niebiosa, gdy ta z przerażeniem obserwowała jak jej towarzysz zwala się, w spowolnionym tempie, nieprzytomny na podłogę. Spanikowana dziewczyna wyrzuciła pudlem w powietrze, przy okazji strącając z głowy miednicę. W pierwszym odruchu wampirzyca nie wiedziała, czy ma łapać drzwi do klatki, czy kumpla. W ostatecznym rozrachunku postanowiła miotać się to w lewo, to w prawo, by w końcu wylądować na kolanach przed Luisem i sprawdzić… czy ten właśnie nie wykorkował. W końcu nie od dziś wiadomo, że komputerowcy są raczej słabowitego zdrowia. Co i rusz jakiś nerd kona przed monitorem i znajdują go po tygodniu, gdy ten porządnie wrośnie w krzesło.

Na szczęście, jest puls… jest sukceeeeeeees. Namiko dosłownie spadł kamień z serca. A tak w ogóle... przy okazji, jak już sobie maca chłopa po szyi… to mogła stwierdzić, że jest całkiem ciepły…. tak przyjemnie. ŻYWO, SOCZYŚCIE.
A może ona taka zimna? W zamyśleniu gładziła mężczyznę po czole, starając się zrobić użytek z własnej zombiowatości.
- Momo, mordo ty… paskudna - wybełkotał kiedy po kilku długich minutach odzyskał przytomność.
- Surpriiiise~... - zaintonowała niepewnie zaprzestając ochładzającej czynności i przypatrując się w zakłopotaniu hakerowi. - Nie sądziłam, że masz tak słabe nerwy… to tylko make up he… hehe… - “O kurwa po mnie… zginę, już zginęłam, ale teraz zginę jeszcze raz… tym razem na amen. Wiej… wiej… co ty tu robisz… wiej i zaspawaj się w cholernym koszu, po czym wyślij kurierem na Alaskę!”
Japonka podrapała się niepewnie po kapturze na głowie, a puszczony w panice Saper, jak zwykle wyglądał, jakby nic do niego nie docierało. Momo musiała przyznać, że ten kto wymyślił pudlowi imie, był cholernym geniuszem.
“Nachlej go teraz krwią… teraz, póki się nie wyrywa… szybko! Działaj, ale nie panikuj. Bogowie… bogowieeee…. o bogoooowie po cholereś tu przylazła idiotko jedna. Nie panikuj! Stój gdzie stoisz, uśmiechaj się ale nie pokazuj zębów. Naturalność kluczem do sukcesu. Naturalna... jestem naturallllnym trupem… nawozem pod cholerne kwiatki babci Hachiko!!! FUUUUUUUUUUUUCK!”
- Czyli mi się wcale nie pojebało…- podniósł głowę nieco wyżej, patrząc nieobecnym wzrokiem na psa, który właśnie zaczynał obwąchiwać klatkę z chomikiem - Albo pojebało, aż za bardzo. - oklapł z powrotem na kolana japonki.
Momo wlepiła wzrok w pudla, zaklinając go w duchu by nie wpadł na jakiś durny pomysł z wpierniczaniem klatki wraz z zawartością.
- Eee… eee… no wiesz… eee… - hakerka siekła się w policzek by doprowadzić się do porządku.
- Wyobrażałem sobie ciebie nieco inaczej. - dalej bredził, ale w końcu zogniskował wzrok na niej. Gdzieś na niej, w każdym razie.
- Na zdjęciach zazwyczaj wyglądam na wyższą… - zaczęła niepewnie wpatrując się w swój prawy nadgarstek. Wystarczyło go przegryźć i przyłożyć mu do ust.
- I mniej… - zawiesił się, szukając właściwego słowa. Z nadzieją spojrzał na Momo, licząc na poratowanie.
- Zdechle? - dokończyła smętnie, powoli podciągając rękaw, hipnotycznie wgapiając się we własną rękę.
- Zdechle. - pokiwał głową. Zaczynał się zbierać w sobie... i wyraźnie coś rozkminiać, bo zaczął się lekko zsuwać z nóg Momo.
To był ten moment, kiedy wampirzyca postanowiła wziąć byka za rogi. Szybkim ruchem przyłożyła do ust nadgarstek gryząc się do krwi. To była jej własna krew, ale i tak nagle zrobiła jej się chętka na małe ucztowanie. Niemniej, niewiele myśląc, starała się zatkać usta zbierającemu się mężczyźnie, nawijając przy tym jak porąbana.
- To ci się może wydawać dziwne, ale wiesz… nowe doznania… - bąknęła w panice, czując, że traci nad sobą panowanie. - Już zabieram rękę… ale to… musiałam ci coś… pokazać, bo byś nie uwierzył gdybym powiedziała ot tak… Smakowało? - zwolniła uchwyt, gdy...
- Pboaobaoilblo! - zaczął się wyrywać, ale japonka była silniejsza. Nagle błysnęło, huknęło i zaśmierdziało topionym plastikiem i całe mieszkanie pogrążyło się w ciemności. W nagłej ciszy Louis panicznie przeturlał się na bok i wywrzeszczał - ONI CIĘ PRZYSŁALI! JESTEŚ JEDNĄ Z NICH.
- [/i]Co kurwa?[/i] - spanikowana złapała się ściany, a przynajmniej miała nadzieję, że była to ściana. „Jacy oni? Jakie przysłali… wtf, lol, rotfl, omg?!”
- TACY JAK TY, POTWORY TAKIE JAK TY. - odczołgał się do biurka i jebnął z całej siły w grzybek (cholerny alarm albo coś równie miłego) ukryty pod blatem. Nic się nie stało...i znów zapadła niezręczna cisza kiedy Louis zaskoczony wcisnął go drugi raz.
- Nie mam się gdzie podziać… - zakwiliła, żegnając z żalem swój “genialny” plan. „Lol… lol… lolololololol trololololololololololololololo~~~” Znowu jej nie wyszło. A w dodatku jej własny umysł jakby się zawiesił na piosence Eduarda Khila, naczelnego Trololo guya w internecie. - Saper… Saper do nogi? - nie potrafiąc nic lepszego wymyślić, zawołała do siebie psa, w nadziei, że ten ją zbawi.
- Woof? - futrzak popychał przed sobą osmaloną klatkę chomika. Wynurzali się zza łóżka - a dokładnie stamtąd najbardziej waliło spalenizną. Sam pudel też był nieźle przykopcony, ale całkiem żwawy i radosny.
- Przepraszam… chyba zabiłam ci chomika. - powiedziała skruszona, powoli wstając na nogi. - Za ile przyjdą ci których wezwałeś? Mam szanse uciec? - spytała zrezygnowana i bliska płaczu. Wystraszyła nerda, ten wezwał posiłki, jeszcze kurwa jebło prądem nie wiadomo skąd. Choć… choć może ta smużka dymu lecąca zza łóżka była jakąś wskazówką.
„Da daaa daaaaaa lolololooooo loloooooo da da daaaaaa~~~”
- Benny ma się dobrze. - Louis wciąż nie dowierzał temu co widzi - Benny! - zawołany chomik wybiegł na daszek. Przez chwilę wyglądał jakby chciał fiknąć salto przed nosem pudla - W przeciwieństwie do mojej instalacji elektrycznej.
Momo postarała się przywołać Sapera do nogi, jeszcze raz… tym razem mężniej.
- No… to chuj bombki strzelił… muszę wiać… - pudel jednak nie zamierzał się ruszyć. Uradowany stał w miejscu obserwując dwójkę jedynych humanoidów w pobliżu. Z niewiadomego powodu, wampirzyca miała wrażenie, że psa rozpiera duma, gdy tylko usłyszał słowo „bombki”, jakby całe zamieszanie on spowodował… jakby… „KURWA OSZCZAŁ GNIAZDKO… LOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLO” jej mózg pozwolił sobie na chwilę olśnienia, by powrócić do dalszego trollowania.
- Czemu? - Louis z grobową miną próbował reanimować instalację. W końcu wskoczyła pierwsza faza i pokój rozświetliły małe czerwone diody.
Wampirzyca zastanowiła się nad zadanym pytaniem.
- Właściwie to… skąd ty kurwa o “nas” wiesz? - cała ta sytuacja była popieprzona… Lui zupełnie nie zachowywał się tak jak w jej scenariuszu… to znaczy nie tak, jakby ona się zachowywała po skapnięciu się z kim ma do czynienia. Postanowiła uzyskać odpowiedź na ostatnie pytanie, po czym wiać… gdzieś… ku zachodzącemu słońcu, póki jeszcze miała i czas i sposobność.
- Takie mordy są dość charakterystyczne. - oklapnął na podłogę. Uleciało z niego całe powietrze - Czyli... czyli nie jesteś tu żeby posprzątać?
Aaaaa więc chcieli go zwerboooować, a on powiedział, żeby się waaaalili i się teeeeeraz oflagował jak jebany Big Brother LOLOLOLOLOLOLOLOLOLO. Myśl ta zdawała się rozjaśniać tę mroczną strukturę rodzinki w jakiej się znalazła, ale i tak ogłuszyła dziewczynę na kilka dobrych chwil. - Eeee… przyszłam tu posprzątać… ale nie ciebie a ich. - opcja, leć na żwyioł i wymyśl genialny plan na poczekaniu MODE ON!
- I… dlaczego miałbym ci uwierzyć?
- Mogłam cie sprzątnąć jak leżałeś nieprzytomny na ziemi… - odbiła piłeczkę głupkowatym tonem trollo fretki. - SAPER DO NOGI…
- WOOF! - futrzak przeskoczył nad klatką Benniego i wdrapał się na porzuconą miednicę. Z głośnym tupotaniem małych łapek, tańczących na blaszanej bani, odtańczył taniec zwycięstwa.
To był dobry prezent od braciszka. Najlepszy jakikolwiek dostała.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-08-2016, 20:39   #57
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Saper z niepokojem patrzył na komputer stojący na środku pokoju.
Louie miał nową tapetę na komputerze. I nie był wylogowany, nawet nie zablokował ekranu tymi swoimi sprytnymi programikami...nawet kanapka była niedojedzona. Nie było go w mieszkaniu - ale przynajmniej zabrał buty i kurtkę.

Oraz na monitorze zafalował, a potem aktywował się tuzin programów szyfrujących
O dziwo, Saper powitał logo radosnym ujadaniem.

- Momo-sama. - japonka słyszała już ten głos, jeden jedyny raz w życiu, podczas “rozmowy kwalifikacyjnej” kiedy nastolatka zmasakrowała konkurencję próbującą się dostać do elitarnego grona hakerów. M1tni1ck, nieformalny lider całego towarzystwa - Louie przekazał nam twoje materiały. I nagle, wbrew wcześniejszym rekomendacjom, mamy wątpliwości co do twoich pobudek. - w lewym monitorze zaczęło się przewijać nagranie szalejącej wampirzycy. - Czemu to zrobiłaś?
Momo jeszcze chwile rozmawiała z L, zanim w końcu ten nie dał się przekonać, że w sumie to może spać w jego łazience, skoro i tak jest zdana na jego łaskę lub niełaskę. Dodatkowym, i być może kluczowym, argumentem w tej sprawie był „ciekawy” film… oraz tona notatek o jeszcze „ciekawszym” miejscu, które wampirzyca pozostawiła mężczyźnie…
…i wjebała się w jeszcze większe kłopoty.
- Saper… - Namiko odezwała się do psa wyglądając z łazienki, jakby zastanawiała się, czy nie zamurować się w niej na amen. Ekran komputera wesoło mrygał odtwarzając filmik raz za razem, a M1tni1ck najwyraźniej czekał na odpowiedź hakerki.

Podsumowując… wyruszyła do Europy na wakacje swojego życia. Umarła, zamordowana przez zgraję zboczonych pokrak. Obudziła się na dnie morza naga, martwa i wyglądająca, jakby jej organizm stwierdził, że od teraz będzie gnijącym grzybem lub wodorostem. Dowiedziała się, że na świecie żyją wampiry… wilkołaki… wróżki… i tropiciele zombie… znaczy się wampirów, którzy uskuteczniają polowania na przedstawicieli tegoże gatunku… który jest teraz JEJ gatunkiem. Przeprowadziła się do podziemia, gdzie można byłoby wybudować drugie miasto, a na pewno niejedną atomówkę, jeśli naszłaby kogoś ochota. Da się przełknąć… jeszcze jest normalnie prawda? Jeszcze się ogarnia.
Do czasu, aż coś nie jebło i Malta aktualnie stała się pierdzielonym centrum sabatu czarownic, albo wojną między siłami światła i ciemności, dobra i zła… Oczywiście, Momo jest w tej gorszej grupie, która musi spierdalać, chociaż nic nie zrobiła i walczyć o przetrwanie, chociaż nie prosiła się wcale o przemianę w capiącego glona pożywiającego się ludzką krwią. Uciekła do jedynej osoby, którą jako tako znała i mogła zaufać, ale temu odpierdoliło w czambuł i poruszył niebo i ziemię by skontaktować ją z najmniej oczekiwanym i chcianym gościem tegoż oto anime.
ANIME… bo na pewno Momo, nie żyła normalnym życiem w normalnym świecie normalnego człowieka.
Przez te wszystkie lata… Tanaka żyła sobie zupełnie obok, nieświadoma, że wampiry urywają sobie nawzajem łby w celu przejęcia władzy nad światem. Przez te wszystkie lata, prawdopodobnie była zatrudniana i opłacana przez gnijące od środka ssawki. Może była obserwowana. Może była wybrana. Może jej życie nie było przypadkiem. Może jest sklonowana? Jej rodzice to reptilianie? Tokio jest na Marsie, a Saper to tak na prawdę cyborg jak ten z Terminatora.

Młodej Nosferatu opadły ręce, a ramiona zapadły w sobie, garbiąc jej i tak krzywą sylwetkę. Jedynie czego chciała to trollować, a nie być trollowaną i odrobiny spokoju, albo poczucia względnego bezpieczeństwa. Gdyby zaczęła się nudzić, zajęłaby się czymś mało obciążającym mózg, jak na przykład hakowaniem telefonu Aramisa, albo wysyłaniem zwierzęcych pornosów Portosowi, aż ten by się wkurwił i nie poszczuł jej swoim zoo.
Marzenia ściętej głowy.
Momo podczłapała do komputera i usiadła na fotelu przed nim. Westchnęłaby ciężko, ale nie oddychała i jakoś nie chciało jej się zmieniać tego stanu, do czasu, aż to nie będzie potrzebne.
- Z powodu dwóch rzeczy. Pragnienia bezpieczeństwa oraz udupienia chuja, który udupia mnie i moich b… znajomych. - jej usta ledwo się poruszały, jakby same postanowiły się nagle odezwać, bez wcześniejszego skontaktowania tego pomysłu z jednostką centralną czyli mózgiem.

Nie tak to miało wyglądać. Nie tak to chciała załatwić. Nie chciała też umierać, a umarła, więc w sumie chuj z tym… musi odnaleźć się w tej sytuacji, albo wyjść na ulice i poczekać, aż których z jebanych sabatników ją dopadnie.
- Nie chce ani sławy, ani władzy… - „Odpierdolcie się ode mnie wszyscy…” To wszystko wina tego tłustego dziada. Momo była tego pewna. Maskarada została złamana, poważnie…, dziwnym trafem, nie zgłoszono się do naczelnej ekipy sprzątającej? Dziwnym trafem, wyjebali ją na zbity pysk, gdy głosowanie przebiegło nie po ich myśli? Dziwnym trafem Lui wiedział o wampirach… Dziwnym trafem Saper rozpoznał logo grupy. Tajnej grupy. Gruby przeznaczonej dla pierdolonych humanoidów, siedzących przed komputerem! - Chce tylko by ten skurwiały skurwiel nie udupił Malty… i kto wie czy nie innych państw ościennych, bo zamarzyło mu się zostać księciem. - zgrzytając połamanymi zębami, masowała się po skroniach, jakby chciała złagodzić ból głowy, którego oczywiście nie miała.

M1tni1ck oczywiście mógł nie być wampirem, Saper mógł szczekać bo był kurwa psem i nikt mu nie zabroni, a ona dała ponieść się paranoi. Cała jej gadka mogła zostać odebrana jako majaczenie ciężko umysłowo chorej osoby… o ile odbiorca nie był wtajemniczony…

- I jak chciałaś wyjaśnić ten przeciek? Przecież naszym obowiązkiem było usunąć to nagranie. Wspólnym. Każdego jednego.
- To nagranie było dla tego ludzkiego złamasa, by się miał czym zająć, kiedy ja śpię w jego wannie. Chodzi mi o to, co się teraz dzieje, to co nie zostało zatuszowane, chce pokrzyżować plany komuś, komu jest na rękę całe to zamieszanie. - odpowiedziała spokojnym tonem, choć paznokcie ostrzegawczo wbiły jej się w skronie.
- Nikomu z nas nie jest to na rękę. Choć wiemy kto myślał, że jemu się upiecze.
- Siedzisz kurwa na Malcie, żeś taki pewny siebie? - zmieniła nagle temat.
- Jesteśmy wszędzie. Taki był cel, od samego początku. - manewr zadziałał, choć może bez fajerwerków - Akurat ty powinnaś to rozumieć/
- Dlaczego nikt się nie zgłosił do posprzątania? - Momo powoli, acz systematycznie zaczęła drapać się od czubka głowy, aż po policzki.
- Zgłosił. Tyle, że zanim nas poinformowano, było już za późno.
- Gówno, jak nie wampir to ghul, jak nie ghul to człowiek… akurat nie wciśniesz mi kitu, że się czegoś nie dało zrobić. Zwłaszcza po tym co mój kochany dziadulek wyprawia.
- Jak powstrzymasz telefon o którym jeszcze nie wiesz?
- Pozwolę mu dzwonić, a później wpierdolę obu stronom! A na pewno nie będę podkopywać pod swoimi dołków i przyglądać się całemu zamieszaniu z … właściwie to bym się przyglądała.
- Więc proszę, zniszcz łowców całej Europy. Śmiało, będziemy twoimi dłużnikami na milenia. - zrobił pauzę. - I dokładnie to robimy. Przyglądamy się, kiedy inni będą się podkopywać.
Tylko, że mogą ucierpieć niewinni, głupkowaci i rachityczni bracia Momo, których zdążyła polubić. Może ucierpieć wampirzyca z filmiku, którą tak podziwiała. Normalnie miałaby na to wyjebane… ale teraz znalazła tych, którzy byli narażeni na bezpośrednie niebezpieczeństwo z powodu głupoty kogoś wyżej w hierarchii… i najgorsze było to, że nie mogła nic z tym zrobić. Takie “watchowanie” jej nie interesowało i nie bawiło.
- Zawsze… zawsze można dołączyć do gry, niż tylko oglądać game playa… - dodała lekko zrezygnowanym, choć nieustępliwym tonem.
- Ile jesteś w stanie oddać by to zrobić? By dołączyć do gry?
- Oddałam już wszystko… życie, rodzinę, przyszłość… marzenia… a teraz jakiś chuj chce mi odebrać “to”.
- To?
- TO… - odparła gniewnie wstając z krzesła, tylko po ty by znowu na nim usiąść. - Nie dałam się… nie wiem kim ty tam jesteś i jak wyglądasz i czy umarłeś, a jeśli tak to jaką miałeś śmierć… wiem jak ja wyglądam i co ja przeżyłam… I powinnam se strzelić kurwa w łeb, a tego nie zrobiłam. Nie poddałam się. Wlazłam na jebane drzewo, a teraz ktoś mi je chamsko ścina, gdy w końcu ponownie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. - Momo nie wiedziała jak przekazać to co chciała przekazać. Wiedziała, że będzie walczyć o swoje “drzewo” i nowe nieżycie z nieżyjącymi perspektywami.
Do fonii dołączył obraz. Z świecącego monitora patrzył na nią tuzin Nosferatu. Uśmiechniętych, wyszczerzonych Nosferatu. Poza jednym. Jeden nie suszył kłów. Shell.
Jeszcze większy bajzel zrobił się kiedy dziadyga się odezwał...głosem M1tn1cka.
- Mieliśmy wątpliwości. Ale teraz...teraz możesz naprawdę być jedną z nas - nagle zgubił tamtą wkurwiającą manierę antycznego idioty.
Noż kurwa do chuja Pana tego było za wiele… Momo wyrwała klawiaturę i wyjebała nią w sufit drąc się przy tym jak stado nadymanych wielbłądów.
- SAAAAAAPPPPPEEEEEEER!!!!! - zawyła wściekle, dorywając się do myszki.
- Wooof? - zwierzak spanikował i zwiał pod fotel, ostrożnie obserwując swoją panią.
- Hang on, kiddo. Przesyłamy passy, nowy świat czeka. - Nosfek z bujnym blond irokezem dopadł klawiaturę po drugiej stronie.
- PAKUJ SIĘ, IDZIEMY IM WPIERDOLIĆ! - rozdeptując biedną myszkę w drobny mak, zaczęła skakać niczym małpa po pokoju, dewastując wszystko po drodze, by zaraz dossać się do ekranu i jak zahipnotyzowana wyczekiwać w ciszy i skupieniu wiadomości.


schreckNET Malta hub activated
login: ghost
pass: shell
going into?
>don’t forget to change your password daily!<




THE END or not?
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-09-2016, 18:51   #58
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Evelyn spokojnym krokiem wróciła do hotelu. Ponieważ miała jeszcze chwilkę przysiadła w oddalonej części ogrodu i z ciekawością przyglądała się aurom przychodzących ludzi. Ku jej zaskoczeniu zaatakowała jej wyostrzone zmysły feeria wrażeń. Niektóre ściany nagle okazały się wydawać dźwięki na wietrze. Drzewa szumią - ale szumią w konkretnej oktawie. Zapachy są prawie jak kolory - drewniana ławka na której usiadła pachnie drewnem bardziej niż prawdziwe drewno, jakby ktoś potrafił zrobić esencję zapachu drewna. Mogłaby tu siedzieć godzinami i tylko delektować się tymi wszystkimi wrażeniami. Syczenie za jednym z krzaków przypomniało jej o tym co tu robi. Gdyby tylko to były inne czasy, gdyby nie musiała uciekać. Co gdyby miała towarzysza? Czy jej paranoja jeszcze by nabrała na sile czy może by jej przeszło.

Z jej zadumy wyrwała ją dwójka zakochanych, tulących się spacerowiczów, promieniowała jasną, toksyczną zielenią - a jasne kleksy na aurze już zupełnie skreślały ich jako przypadkowych gości. Obeszli cały ogród i weszli na patio, rozsiadając się za szklanymi ścianami. Kobieta-ghul wysłała smsa i delikatnie odłożyła telefon na stolik, tuż obok otwartej torebki.

Chwilę po nich pojawił się Joachim - Tremere w długiej, karmazynowej szacie płynął po ogrodzie z zamkniętymi oczami. Zatrzymał się kilkanaście kroków przed Evelyn.

Evelyn uważnie przyjrzała się aurze wampira. Ciekawe czy Tremere był jednym z zainteresowanych nią starszych. Mimo wszystko nawet cieszyła się, że go widzi. Może dlatego, że znał Smitha, że istniał cień szansy, że nie będzie chciał jej zabić. - Witaj mistrzu. Czy zechciałbyś się przysiąść?- Poklepała ławkę na miejscu obok siebie.

- Nie, raczej nie skorzystam z tego zaszczytu - stał sztywno wyprostowany - Evelyn, wiesz jaka jest obecnie sytuacja. Bądź łaskawa przejść do konkretów

- Chciałam zadać dwa pytania. Co się dokładnie dzieje w Valettcie? Niestety jestem trochę oderwana od dopływu informacji. - Brytyjce momentalnie popsuł się nastrój gdy usłyszała wypowiedź wampira. - A drugie… Wiesz gdzie znajdę Nolesa?

- W wyniku naruszenia Maskarady przez Burnsa i jego childe, cała Malta jest obecnie oblegana przez łowców - zrobił ostrożny krok w stronę dziewczyny - Każdy kto może jest w swoim najbezpieczniejszym schronieniu - i zapewne młody Brujah nie jest wyjątkiem

- Wiesz gdzie znajdę to schronienie, lub kogoś kto udzieli mi na ten temat informacji?

- A czy masz czas na takie poszukiwania? - zadał to pytanie patrząc w niebo, wysoko ponad nimi - Świat nie będzie na ciebie czekać

- Chcę to ocenić sama.

- Więc oceń: on przybył już na wyspę - i wie o twoich przygotowaniach

- Nie przyspieszę swoich przygotowań, najwyżej mnie zgarnie i nasz przyjaciel będzie musiał znaleźć inną marionetkę. - Evelyn podniosła się i podeszła do wampira. Była zirytowana. Wszyscy tylko podkręcali jej paranoję, jakby nie wystarczył strach przed tym, że może zabić ją jej własna poduszka. - Wiesz gdzie znajdę Nolesa? Jeśli tak, powiedz mi, a jutro zniknę stąd i nie będę cię więcej szukała.

- Miał schronienie w Bingemmie. I nie obiecuj czegoś czego wiesz że nie możesz dotrzymać - opuścił wzrok na nią kiedy zatrzymała się tuż koło niego - Te chłodne noce są trudne dla młodych.

- Postaram się mistrzu. - Evelyn ruszyła w stronę swojego pokoju. Ma dwie godziny, chyba jednak wróci do Valetty.

- Prezent, Evelyn. Od wspólnego znajomego - zawołał ją kiedy tylko go minęła. W ręku trzymał zawiniątko niewiele większe od dłoni

Dziewczyna chwyciła obiekt. - Dziękuję… Powinniście zająć się sobą a nie mną.

- Twoje przetrwanie jest korzyścią i dla nas, jeżeli samo to ci nie wystarcza - kiwnął ręką żeby Evelyn odwinęła paczuszkę - Tylko nie dotknij powierzchni! - dodał szybko

Wampirzyca zatrzymała się i delikatnie zaczęła rozwijać zawiniątko.

Starannie oszlifowany, obsydianowy dysk był pokryty setkami drobnych run. Jednocześnie przyciągał, zachęcał do poznania...a z drugiej strony Evelyn miała bardzo jasną wizję bólu rodzącą się z tyłu głowy kiedy tylko myślała o dotknięciu gładkiej powierzchni

- Dotknięcie go krzywdzi wampiry - nie ważne czy to muśnięcie czy cios.

- Dziękuję. - Evelyn dokładnie znów zawinęła obiekt. - Jeśli go spotkasz, przekaż mu podziękowania, a teraz czas na mnie.

- W rzeczy samej - ponownie przeniósł spojrzenie na gwiazdy - Pod jednym niebem…- mruknął pod nosem.

Brytyjka spojrzała w niebo i nagle przypomniała sobie tą gniewną aurę. Chciała ruszyć ale… - Czy wiesz jak nazywa się ta osoba? Ten na którym tak zależy Smithowi? - Jej szept nie mógł być słyszalny dla kogokolwiek z zewnątrz.

- A dlaczego miałbym wiedzieć? Nie jest to niezbędne żebym pełnił swoją funkcję.

- Nie ważne. Dziękuję mistrzu.

Evelyn żegna się z wampirem i po zagarnięciu swoich rzeczy rusza do Valetty. Szuka kolejnego hotelu.,nie łączy się z internetem i wyłącza telefon. Na razie wolałaby uniknąć kontaktu z Cristą. Pisze jeszcze maila do Samuela z informacją o tym że udało się jej znaleźć rzemieślnika.

Następnej nocy sprawdza gdzie jest Bingemma. Odpisuje tej rodzinie że bardzo chętnie się spotka jednak w tym tygodniu przytłoczyły ją obowiązki. Pisze zapytanie do rzemieślnika czy niczego więcej nie potrzebuje: rysunki, uwagi etc. Postanawia że najpierw chce się rozeznać co się dzieje w San Angelo i szybko dowiaduje się, że nie jest to nic, co zwracałoby uwagę - godziny otwarcia jak zawsze, jak zawsze tylko za zaproszeniem. Sprawdza czy muzeum nadal działa i okazuje się, ze nie dość, ze działa to w standardowych godzinach otwarcia. Po namyśle zerka czy ktoś nie wrzucił do sieci zdjęcia spod fortu. Większość - około 99% to zdjęcia dzienne; ale tutaj cos przyciąga jej uwagę - koło bramy są rusztowania jakby coś remontowali. A przynajmniej ostanio nie było tam czego naprawiać, front był w perfekcyjnym stanie. Wie że musi bardzo uważać. Postanawia podejść jak najbliżej dachami. Przez chwilę rozważa nabycie jakiejś lornetki ale uznaje że błysk szkła może ją zdradzić.
Po spotkaniach poprzedniego dnia jej paranoja urasta do dziwnego poziomu. Musi bardzo się starać by non stop nie zerkać za siebie. Raz na jakiś czas zatrzymuje się i szuka aury na niebie, każda osoba w bluzie lub luźnej kurtce sprawia że cała się napina gotowa o ucieczki.

auspex ST8, 3 kości, 0 sukcesów
radosne nothing. Fort jak fort

Zręczność + Skradanie, ST7 (6+1 za brak umiejętności), 6 kości, 086531, porażka



Niestety w połowie drogi trafia na przeszkodę. W miejscu gdzie wcześniej dało się po ludzku przejść, teraz banda wyrostków urządziła sobie balangę w podniebnej melinie z widokiem na zatokę - i rozkładając się rozwalili oba daszki po których się szło. Evelyn schodzi na poziom ulicy i rusza dalej. To rusztowanie może jej ułatwić wejście na teren ale najpierw musi sprawdzić czy nie korzystają z niego łowcy. Czy tak na prawdę jest w stanie jakoś sobie z nimi poradzić? Przygryzła wargę i znów wytężyła zmysły szukając zagrożenia.

Ktoś, chyba 2-3 osoby, chodzi po murach, niewidoczny z dołu. Na małym jachcie w zatoczce poniżej mostu słychać “dobrze bawiącą się” parkę. W zatoczce jest motorówka którą uciekaliście z półwyspu razem z Bretem. Przed zamkniętą bramą jest dwójka ochroniarzy - jeden znajomy, Paul, w starodawnym uniformie jak wszyscy ochroniarze fortu i jakiś obcy, w cywilnych ciuchach ale z kaburą na udzie.

“No cóż bez szkatułki i tak nic nie zrobię” - Evelyn wycofuje się i kieruje swoje kroki w stronę kampusu. - “Muszę zapolować”-. Po drodze zahaczyła o kafejkę internetową i wyciągnęła laptop z plecaka. Sprawdziła czy ma już maila od rzemieślnika, u którego zamówiła szkatułkę i po chwili namysłu zajrzała na spamowego maila, którego podała Bretowi. Ku swojemu zaskoczeniu odnajduje tam wiadomosć od swego Sire.

“Omijaj dom. Dziś i jutro”

Brytyjka uśmiechnęła się, a nawet była dziś koło “domu”, chyba że chodziło mu o jej nowe lokum. Co by to nie było nie zamierza w najbliższym zbliżać się ani do jednego ani do drugiego. Szybko odpisała.

“A co znów sprowadzasz kochankę tatusiu? Tęsknię”.

Szybko pisze kilka maili do profesorów informując o swoich badaniach na terenie fortu San Angelo i rozejrzała się po kafejce. Najgorsze, że była tam już dzisiaj. Czyżbym znów władowała się w kłopoty. Przed oczami stanęła jej pluskwa wypływająca spod skóry w postaci srebrnej kropli.

Chwilę wpatrywuje się w wiadomość od Breta po czym postanawia wybrać się na polowanie. Swoje drogi kieruje w stronę kampusu.

3 sukcesy - czyli albo 6 pkt krwi albo 4 + jeden na później



Po polowaniu, udaje się do hotelu. Szybko sprawdza ile ma do Birgemmy. -
Bingemma to tylko pół godziny drogi z Valetty, jakbym nie znalazła Nolesa mogę zawsze przenocować w Mdinie. - Po chwili namysłu zmienia wynajmowany samochód i rusza w stronę Mdiny.

-*-

Znalezienie hotelu w Mdinie było niemal równie łatwe co w Valettcie. Była jednak spora różnica między tymi dwoma miastami. W Mdinie Evelyn mogłaby zostać na zawsze. Było to miasto dużo starsze i dużo bliższe czasom, które interesowały dziewczynę. Osada założona przez Fenicjan, własność rzymska. Niechętnie rozpakowała część swoich rzeczy i znów wsiadła do samochodu. Miała jeszcze kilka godzin, więc chociaż rozejrzy się co i jak. W najgorszej brujah ją zabije w najlepszej będzie chciał pomóc, a najbardziej prawdopodobne, że będzie ją miał w głębokim poważaniu.

Wampirzyca zaparkowała pod samym fortem i uśmiechnęła się widząc dobrze jej znane zniszczone mury. - Jedno z ciekawszych pastwisk świata - Narzuciła plecak na ramię i wyostrzyła zmysły obserwując mury. Gdzie mógł się ufortyfikować ten cholerny brujah.

Fort w Bingemmie - a tak właściwie jego ruiny - zdecydowanie był poza nocnym szlakiem turystycznym. Z bardzo prostego powodu - dostęp do nich odcinał wysoki metalowy płot z tabliczką “Private Property”.

Inteligencja + Polityka ST8,49299 - trzy sukcesy
Evelyn czytała o tym przy okazji wstępnego oczytywania obiektów na Malcie. Fort dawno wynajęto jakieś rodzince i zaczął się bajzel z zgodą na użytkowanie. Rodzinka nie dość że była agresywna, to jeszcze bezczelnie gra na nosie Ministerstwu Kultury. Ponoć mają tam nawet jakąś nielegalną restaurację



Dziewczyna doskonale zna historię tego miejsca. Czytała o nim przy okazji wstępnego oczytywania obiektów na Malcie. Fort dawno wynajęto jakieś rodzince i zaczął się bajzel z zgodą na użytkowanie. Rodzinka nie dość że była agresywna, to jeszcze bezczelnie gra na nosie Ministerstwu Kultury. Ponoć mają tam nawet jakąś nielegalną restaurację

Z poszerzoną świadomością zaczęły spływać nowe detale - delikatne, sztuczne światło padające na przeciwległą ścianę. Oddechy psów śpiących niewidocznie w załomie skalnym za płotem, zapach krów i kóz w pomieszczeniach fortu - ale przede wszystkim czegoś brak: brak nocnych zwierząt. Nie było tu nocnych ptaków. Nie było małych nocnych zwierząt, korzystających z chłodnych godzin przed świtem. Tylko ludzie i to co ludzie sprowadzili. Dziewczyna postanawia się rozejrzeć. Na spokojnie powinna okrążyć fortyfikacje, a może znajdzie miejsce, w którym można by przejść nie rozwalając płotu. Szybko okazuje się, że płot idzie najpierw po dolnej części - i tam spokojnie by przeszła - ale na górze, na grzbiecie wzgórza, jest już całkiem szczelny.

Kończy obchód i postanawia, ze następnej nocy zacznie jednak od miejscowości o wdzięcznej nazwie Bingemma, nie ma co głupio ładować się na czyjąś posesję nie wiedząc czy ten brujah tam siedzi.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-09-2016, 19:07   #59
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noc rozpoczęła jak zwykle od sprawdzenia maili. Bret odpisal jej krótko - “kochanka”. Natomiast rzemieślnik sprawił, że ta noc zaczęła zapowiadać się poytywnie - “Chciałbym poinformować Panią że zamówione elementy repliki jest już dostępna do odbioru w godzinach 7-15 w warsztacie”. Szybko odpisała, że niebawem ktoś się zgłosi po odbiór. Spakowała swoje rzeczy. Załadowała się do samochodu i ruszyła w stronę wioski o rzeczonej nazwie. W sumie to nie wiedziała jak Noles wygląda i czym się zajmuje. Postanowiła rozglądać się za najpaskudniejszą mordą w okolicy która tylko czeka by kogoś sprać.

Rzeczoną mordę znalazła bardzo szybko. Nawet dwie. Małżeństwo motocyklistów - bo jak inaczej zinterpretować komplet kurtek sucz-> <chuj; właśnie prowadziło zażartą dysputę na temat ceny naprawy swoich motocykli z chudziutkim właścicielem w upaćkanym skafandrze. Latało mięso, powoływano się na więzi krwi, grożono spaleniem warsztatu - robiło się coraz goręcej. Evelyn zaparkowała przecznicę dalej w obawie o swoje wypożyczone auto i przystanęła na tyle daleko by nie zwrócić ich uwagi, po czym zafascynowana obserwowała rozwój sytuacji poszerzając swój zasób słownictwa. Właściciel bezdyskusyjnie potwierdził swoje włoskie dziedzictwo - akcent prawie go nie zdradzał, ale kiedy obrażono jego mamusię, zamilkł. Groźna cisza trwała kilka sekund.

- Przepraszam, że przeszkadzam. - Evelyn stanęła między właścicielem sklepu a parką. - Wiem, ze pewnie maja tu państwo ważne sprawy do rozstrzygnięcia, ale mam mały problem z autem. - Brytyjka wyostrzyła zmysły. Motocykliści śmierdzą, sapią, serducha walą. Za to u właściciela...z serduchem słabo. Bo śmierdzi i sapie jak należy... nawet bardziej.

- Ależ skąd - chudzina wycedził przez zęby, uśmiechając się wymuszenie - Państwo kuzynostwo właśnie wychodziło - odwrócił się, dorzucił dwa zdania po maltańsku, sugestywnie dotykając kluczem wyglancowanych motorów.

Percepcja + Awareness, ST6, 2 sukcesy - przyszalał z prezencją. Chwilę po tym jak poczułaś nagły przypływ sympatii do niego ( w końcu interesy z rodziną, najgorzej ) zdałaś sobie sprawę że...coś takiego już czułaś. Sympatię czujesz dalej - ale masz uzasadnione obawy co do jej pochodzenia.
No i motocykliści zmyli się cholernie szybko po tym jak zdjął białe rękawiczki - to też jakaś informacja



Małżeństwo nawet nie odpyskowało, tylko rzucili portfel na stojący obok stolik i odpalili motory. Chwila ryku i zostali już tylko sami.

- Intresy z rodziną - mruknął niby do siebie, ale jednak po angielsku - Jak mogę Pani pomóc o tak później porze?

- To zależy. - Evelyn uśmiechnęła się do wampira. - Czy mam przyjemność z Nolesem?

- Kurrrwa - czar nie prysł, ale zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego - Niech ta noc się skończy.

- Spokojnie… ja byłam tylko ciekawa kim właściwie jesteś.

- Ciekawa, my ass - wyburczał. Rozejrzał się nerwowo po okolicy

- Evely..

- Cicho- warknął - Wjeżdżaj pani na podnośnik, zobaczymy co to się tak naprawdę stało - dodał już dużo głośniej

Brytyjka wzruszyła ramionami i ruszyła po swoje auto. Po chwili wjeżdżała już na podnośnik.

- No, mów czego chcesz. Nie fatygowałaś się tutaj z ciekawości - zapytał, włażąc pod samochód. Chyba faktycznie zabierał się do przeglądu.

- To wypożyczone auto nie rozczulaj się nad nim.

- Przecież widzę nalepkę. Po prostu mnie to uspokaja jak mam słuchać pierdolenia o “ciekawości”, “współpracy” i “dobrej woli” - zagrzechotały potrząsane elementy.

- Kiedyś miałeś się mną zajmować, a przynajmniej tyle mi powiedziano. Mojemu Sire z jakiegoś powodu zależało na tym bym cię znalazła. Więc na serio jestem tu z ciekawości.

- No to twój papa zrobił cię w ciula, bo ja nic o tym nie wiem. Kimkolwiek był. Zresztą, to akurat nie jest wyjątek.

- Bret Stryker. Czemu to nie jest wyjątek?

- O, stary Bret - głos mu złagodniał - Bo, jeżeli nie zauważyłaś, jesteś w świecie gdzie każdy cię w końcu wyrucha - wyjechał spod samochodu i spojrzał z podłogi na Evelyn - Jak zginął?

- Nic mi nie wiadomo o tym by nie żył. W sensie nie licząc tego że jest od dłuższego czasu trupem. Ale już nie wiem czy jestem z czymkolwiek na bieżąco.

- No to po co tu jesteś? Przecież jak żyje to potrafi się tobą zająć. Tak?

- Najwyraźniej nie może, jak widać.

- No dobra - przez chwilę kalkulował coś w głowie - Powiedział ci że się tobą zajmę, tak?

- To stare dzieje, powiedział że powinnam się z tobą zaprzyjaźnić. - Zerknęła na drzwi warsztatu. - Ale to złe czasy na odnajdywanie przyjaciół. Przyjechałam bo nie wiem co mam robić.

- Mówi ci “zaprzyjaźnij się”, a ty posłusznie biegniesz? - zakaszlał rozbawiony - Nie wiem co namieszał, ale pewnie coś dużego jak przysłał cię akurat do mnie.

- No cóż jestem głupim dzieckiem które robi co każe mu tata. Niestety nie mam pojęcia co namieszał.

- Domyślasz się dlaczego przysłał cię akurat do mnie?

- Podobno masz szczególne umiejętności i tu znów moja ciekawość. Chciałam się dowiedzieć jakie.
- Szczególne umiejętności - skrzywił się jakby zeżarł zaolejoną szmatę - To ci dopiero określenie

- Przyznam się, że gdy usłyszałam do jakiego klanu należysz bardziej spodziewałam się kogoś takiego jak ci motocykliści.

- A ja, gdybym usłyszał że jesteś z Torreadorów spodziewałbym się cycatej blondyny w kusej sukience. I co? Mam ciebie.

Wampirzyca uśmiechnęła się. - Jak na razie wszystkie znane mi różyczki są rude. Ale nie znam wielu.

- Gorąco na dachu, wilgotno w piwnicy - wjechał z powrotem pod samochód - Możesz nie poznać, niedługo zostanę ostatni na Malcie.

- Wielu brujah? Wiesz, nie żeby mnie ciągnęło do poznawania wampirów. - Evelyn rozejrzała się po warsztacie. - Jak na razie nasz mały światek raczej stara się mnie wykorzystać, a i ja jestem mało towarzyska jak na klan róży. Opowiesz mi o tych zdolnościach?

Noles wybuchnął śmiechem. Przez dobre pół minuty brechtał pod samochodem. W końcu z trudem wydusił - Jak mnie tu znalazłaś?

- Pomęczyłam pewnego starego magika, a wcześniej bardzo sympatycznego nekromantę.

- I nie wspomnieli o niczym? Nie rzucili żadnej kąśliwej uwagi?

- Jeśli jakieś były to idealnie pasowały do stereotypów twojego klanu. Czytaj nie zwróciłam na nie uwagi.

- Dobra - wyjechał spod samochodu i swoją rzucił deskorolkę w kąt warsztatu - Mam jedną “szczególną umiejętność”

Evelyn przy gwałtownym ruchu od razu spięła się i wyostrzyła zmysły. Ledwo powstrzymała się by nie wyrwać biegiem.

- Oho - rozluźnił się, widząc że Evelyn wcale nie chciała się na niego rzucić - Chyba tą potrzebną.

- Trochę ostatnio przeszłam. - Odetchnęła i oparła głowę o ścianę warsztatu. - Co tam ciekawego masz Noles?

- Absolutnie nic. - zaczął odkładać narzędzia na miejsce - W 2003 spierdoliłem straszliwie. Poniosło mnie, zrobiłem burdę na dwie ulice. Maskarada, te sprawy, wyglądało że będzie krucho.

- Tak jak dziecko Burnsa? - Nie potrafiła uspokoić zmysłów. Z kąta pokoju dotarło do niej syczenie. - Nie ważne. Nie było “krucho”?

- Mało ważne. W każdym razie - “specjalna zdolność”. Od tego czasu jesteś druga. Nikogo innego nie spotkałem. Posadziłem dupę w cieniu i siedzę. Aż ktoś spierdoli bardziej i zapomną.

- Podobno miała tu przyjść walizeczka i uprzedzić cię o tym co się dzieje.

- Walizeczka?

- Juliette.

- To ta stara Ventrue? Grandma-mam-kasę?

- Nie przypominam sobie by Vetrue przebierali się za gangsterów. Nie ma problemu mogła się tu nie pojawić. Jak się nazywała ta stara Ventrue?

- Jakbym pamiętał, to bym nie pytał.

- Pani Bonnet? Kiedy tu była?

- Nigdy. Na tym polega siedzenie cicho.

Brytyjka uśmiechnęła się. - A wracając do meritum sprawy. Ta zdolność to?

- Siedzenie na dupie. Cicho. Unikanie kłopotów - rozbawiony patrzył na Evelyn - Nie tego ci teraz trzeba?

- Na pewno mogłoby na tym zależeć mojemu ojczulkowi i chyba paru innym starszym. Myślisz że już zapomnieli o twoim wybryku?

- Jak spłynie ten syf który właśnie zrobił Burns...być może. Zależnie od tego czy szeryf też za to poleci.

- Może się okazać, że nie przeżyje. Skoro nie było tu walizeczki to przekazuję newsy. Łowcy chodzą i na nas polują. Miała ci przekazać byś się przyczaił. Ale to i tak dobrze ci wychodzi.

- Nosferatu już to przekazali. Jak bardzo dupiacie tam jest? - zakręcił ręką, jakby chodziło mu o wszystko dookoła.

- Trochę musiałam się wycofać z uwagi na własne kłopoty, ale z tego co się orientuję jest źle. Wszyscy się pozaszywali, elizja zamknięte, przynajmniej te mi znane. Ale wiesz jestem młodzikiem.

- A ja jestem już pradziadkiem i mam dwa tuziny wnuków.

- Miałeś potomstwo zanim cię przemieniono?- Evelyn czuła, że się uspokaja. Miło było przez sekundkę nie myśleć o tej cholernej szkatułce.

- Nie, po prostu żartuje.

- Jak stary jesteś Noles?

- Mam z 40 lat? Cholera wie, po śmierci przestałem obchodzić urodziny. Głupio jakoś.

- Ja jestem po tej stronie miesiąc… coś koło tego. Mam wrażenie, że każdy kto chodzi teraz po Malcie chce mnie zabić, a kolejny wampir na którego liczyłam. - Podrapała się po głowie. - Nie jestem w stanie się przyczaić. - Oderwała się od ściany. - Chyba czas na mnie, mam nadzieję, że udało mi się zaprzyjaźnić i tatuś będzie ze mnie dumny.

- Tjaaa…- zastanowił się chwilę. Z sekundy na sekundę pogarszał mu się nastrój - Wiesz jak mnie załatwiłaś?

- Jak to załatwiłam?

- Łowcy, mówisz. A ty wiesz gdzie mieszkam.

- A Nosferatu nie wiedzą gdzie mieszkasz? Ta Ventrue nie wie gdzie mieszkasz? Tamta walizeczka też wiedziała gdzie cię szukać, a gdzieś najwyraźniej przepadła. - Evelyn posmutniała. Szybko wyostrzyła zmysły i zerknęła czy jest w stanie sprawnie opuścić garaż - najlepiej autem. I tyle jeśli chodzi o zaprzyjaźnianie się. - Nie martw się wampiry zabiją mnie zanim łowcy dobiorą się do mojej główki. Daj mi samochód i pozwól robić to co mam do zrobienia, a tobie polecam zmień na chwilę lokalizację, bo jeśli dopadną kogokolwiek z nas to cię znajdą.

- Oby tak było - wyraźnie ciężko nad czymś myślał kiedy powolnym krokiem ruszył wgłąb garażu - w stronę konsoli która opuszczała podnośnik...ale i większości z szafek - Obyś nie dożyła złapania.

- Wiesz, że jeśli tutaj zginę na pewno nici z zapominania o twoim poprzednim wybryku. Może nawet obarczą cię moim zadaniem. - W jakiś sposób nawet ta myśl wydała się jej pozytywna. Evelyn podeszła do podnośnika, tak by w razie czego mieć choć trochę osłony. Skupiła swoją uwagę na wampirze starając się wyczuć jego aurę. - Na pewno chętnie znalazłbyś się w centrum tego bałaganu, co?

widzenie aury - 7 2 1 1 7 = 0 sukcesów.



Kiedy tylko spróbowała się skupić w samochód poleciał klucz. Metalowe narzędzie z łomotem wyrżnęło w karoserię, a oburzony Brujah walnął z całej siły w panel. Spadający z metra samochód głucho tąpnął o posadzkę.

- Nie mierz mnie waszą miarą - wywarczał, ciężko opierając się o panel - To nie Brujah są potworami w ludzkiej skórze.

- Jaką “naszą miarą”?!

- WON Z MOJEGO WARSZTATU ZDRADZIECKIE STWORZENIE

- Jak sobie chcesz. - Brytyjka wsiadła do auta i wyjechała z warsztatu. W tylnym lusterku Eveleyn mogła jeszcze zobaczyć jak Noles opada na krzesło i aż do momentu kiedy minęła zakręt odprowadzał ją wzrokiem. Dziewczyna poirytowana rusza w stronę Valetty. Zdała auto jak zwykle bez kaucji i postanowiła poszukać sobie hotelu. Po drodze postanawia przysiąść w jakiejś kafejce internetowej.

- Pani - nachalnie zaczepił ją jakiś menel stojący pod kafejką - Daj pani euro - nachylił się poufale do Evelyn, szczerząc żółte zęby. Ale zdradziło go coś innego niż przerysowany wygląd.

Nie śmierdział. Pod całym brudem który starannie nałożono na ubrania, nie był tego stęchłego, odrzucającego zapachu. Wręcz przeciwnie - brytyjka mogłaby powiedzieć że pachnie… piżmem?

Wampirzyca sięgnęła do kieszeni, starając się jednocześnie przyjrzeć menelowi, po czym podała mu monetę. - Dużo Pan za to nie kupi.

- Dobre serduszko zawsze w cenie, dobre serduszko przyjaciół...kurrrwa - kloszard przerwał teatralny występ kiedy zorientował się że Evelyn złapała go z ręką w nocniku.- a dokładniej z ręką w kieszeni...której sraczkowaty sweter nie miał. Wyszarpnął z niego związany sznurkiem liścik - Nie dotykaj mnie, weź tylko list, bo iluzja pryśnie.

Brytyjka chwyciła liścik. - Udanej nocy. - Minęła menela i weszła do kawiarenki. Dopiero gdy rozsiadła się z laptopem zajrzała do liściku z ciekawości obserwując jego aurę. Była słaba - to nie jest przedmiot do którego twórca przywiązywał większą wagę albo miał go ze sobą dłużej. Szybko przeleciała wzrokiem po treści.

“ Evelyn, pojutrze będzie już za późno. Najpóźniej w piątek rano twoje odkrycie musi zostać ogłoszone “

Pismo Smitha - a przynajmniej takie samo jakie było na umowie. Oczywiście zero wyjaśnień, co jak dlaczego ani nawet jak wiedział gdzie ją znajdzie.

- No tak… - Złożyła liścik i wsunęła go do kieszeni. Nadszedł czas, że będzie musiała trochę przyspieszyć z pracą. Szybko napisała maila do Samuela z prośbą by odebrał szkatułkę, od razu na wszelki wypadek wykonała do niego przelew i umówiła się na spotkanie. Po chwili namysłu zerknęła na spamowego maila. Pusto. Wyłączyła laptop i ruszyła na poszukiwanie hotelu, do dalszej pracy będzie potrzebowała ciszy.

W końcu zdecydowała się na miejsce, które oferowało ze swoich pokoi widok na Saint Angelo i zarezerwowała pokój z jak największą łazienką na dwa dni. Zamknęła balkon mimo fajnej morskiej bryzy.

Zerknęła na zegar 22:00. Jest szansa, że jeszcze jej nie zabiją za wydzwanianie. Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do kilka antykwariuszy.

manipulacja + etykieta, ST7, 9874 -



Szybko dowiedziała się, że po za nią jeszcze ktoś pytał o ten obiekt - 5 innych - z czego jedno z tego miesiąca, nawet wcześniejsze niż twoje. A ostatnie wczoraj. Evelyn podziękowała i sięgnęła po swój notatnik. Szybko przekartkowała swoje zapiski.

- No dobrze… co ja właściwie wiem. - Postukała długopisem po pustej kartce jak zwykle nic nie zapisując. - Jest spora szansa, że osóbka, na którą poluje Smith to Ghufran zwany uroczo Miłosierdziem Nocy. Jedynie 500 letni assamita. - Odłożyła notatnik i zaczęła się kręcić po pokoju. Szybko sięgnęła po telefon. - Cześć Samuelu, nie obudziłam?

- Ostatnio sypiam raczej w dzień. - Wydawał się być zmęczony. - Co się stało? Już umówiłem się na odbiór tej szkatułki. - Czy pomógłbyś mi w organizacji spotkania, na którym potwierdzę znalezienie XVI wiecznej szkatułki.

Czułam, że chce zaprzeczyć. Przez telefon usłyszałam dźwięk wyłączanego i włączanego długopisu. - Niech będzie, na kiedy?

- Na następną środę, chyba wtedy odbywają się wykłady otwarte na Malcie.

- Dobra, mam pomysł, która sala może być wolna.

- Gadałeś na uczelni? - To ją zaskoczyło.

- Toż mi kazałaś.

To juz całkowicie zbiło ją z tropu. Toż Sam nie jest jej ghulem… Szybko ustalili kilak szczegółów i umówili się na obejrzenie szkatułki u Samuela. - A, Sam. Czy mógłbyś mi wobec tego, wypożyczyć kilka sprzętów do badań. Chciałabym jeszcze sprawdzić kilka rzeczy, a wolałabym unikać laboratoriów.

Po rozmowie szybko odpaliła komputer i zabrała się za pisanie artykułu.

Inteligencja + Wykształcenie, ST8, 96161360 = 1 sukces - wielkiego odezwu z tej strony nie będzie, ale jak ktoś sprawdzi to dostanie podstawkę że to nie jakiś przekręt tylko faktycznie ktoś to bada



Nie był to szczyt jej umiejętności, ale jak ktoś sprawdzi to dostanie przynajmniej informację że to nie jakiś przekręt tylko faktycznie ktoś to bada. Pozwoliła sobie na wrzucenie jeszcze informacji na kilka forów. - Fiu… no i cała moja kariera idzie się… Jest spora szansa, że nie przeżyję tej imprezy i może pośmiertnie dadzą mi chociaż tytuł magistra. - Roześmiała się i przez chwilę oglądała repertuar la Scala. - Ciekawe jak się tutaj dostałeś Panie “Miłosierny”. - Sprawdza jakie statki zawinęły do portu nocy kiedy rozmawiała z Joachimem, szczególnie patrzy czy przybyło coś z Tripolisu statki, loty - raczej ni mam czasu by to sprawdzić ale co tam. Do portu zawinęło parę transportowców - głównie dobra codziennego użytku i paliwo, dwa okręty wycieczkowe, jeden katamaran, i przynajmniej trzy jachty. Wszystko tylko tej jednej nocy - ale do różnych portów.
Zerknęła na zegarek. - Już trzecia… Boże gdybym nie była wampirem miałabym cały dzień na ogarnianie tego. - Ta myśl była niczym kopnięcie w plecy. - Gdybym nie była wampirem, w ogóle nie miałabym tego problemu. Wróciłabym do Anglii. Pewnie rozglądałabym się za kolejnymi wykopaliskami. Sięgnęła znów po telefon odpalając spamowego maila. Szybko wybrała numer go Giovaniego.

Bernardo jak zwykle jest bardzo pomocny - Lenora to u nich uniwersalne imię - takie kiedy chcą podkreślić klan, a nie osobę. Nawet chętnie zrobi Evelyn przysługę i dowie się kto to mógł być, jeżeli sobie tego życzy. Tyle że to chwilę zajmie - co najmniej 2-3 noce, jak mówi. Brytyjka podziękowała mu nrazie. Nie wiedziała czy przetrwa następną noc, a co dopiero 2-3 dni.

-*-

Na początku kolejnej nocy wykonała kilka telefonów z informacją o znalezieniu obiektu. Podała szczegółowy opis obiektu. Głównie zależało jej na tym by informacja o tym, ze ma ten obiekt. Jeśli była sposobność informowała, że planuje jeszcze jedne badania na jutro w celu dokładniejszego przebadania obiektu. Wampirzyca bierze jeszcze szybki prysznic i zgarnia kilka rzeczy. Walczy z tym, ale ostatecznie pakuje zmianę bielizny, na wypadek gdyby nie dała rady tu wrócić. Zmęczona już tymi małymi czynnościami staje przed drzwiami od pokoju. Znów wraca ten dziwny niepokój. Bierze dwa głębsze oddechy i wyostrza zmysły.
Idąc do Samuela, znów bardzo pilnuje by unikać łowców. Do tego stopnia, że gdy tylko widzi kogoś w obszerniejszej bluzie czy kurtce wchodzi do sklepu lub kafejki. Kamienica Samuela znów wita ją masą niechcianych zapachów, na szczęście samo mieszkanie jest już w lepszym stanie. Widać profesorowi pomaga powrót do pracy i częstszy kontakt z Evelyn.

- Cześć! Jak tam to cacuszko?

Profesor wyszedł z kuchni z dwoma kubkami herbaty. - Mogło być lepiej.

- Cóż lepiej nie będzie. - Evelyn przysiadła przy biurku i zaczęła oglądać skrzyneczkę. - No może krztyneczkę da się poprawić. Masz nasz sprzęt?

Samuel wyjął spory pakunek z jednej z szaf i postawił go na stole, po czym przysiadł na krześle obok tak by obserwować dziewczynę. - Jak się czujesz?

Wampirzyca sięgnęła po narzędzia i zabrała się za poprawki. - Nieźle jak na trupa.

zręczność + rzemiosło ST8, 8 kości + specjalizacja za drobne robótki + punkt siły woli. 98876111 + siła woli = 1 sukces! - czyli cośtam popucowałaś, cośtam popiaskowałaś



Profesor wzdrygnął się. - Możesz tak nie mówić?

- Nie chcę byś się łudził, że wszystko jest po staremu. - Sięgnęła po szkło powiększające by coś sprawdzić. - Jest dobrze, mamy małe zamieszanie w światku ale może uda mi się z tego wykaraskać bez większych kłopotów. Kupiłam tamto mieszkanie.

- Super i jak ci się mieszka?

- Nie mieszkam tam, nie mam czasu by je urządzić po swojemu.

- Hm…

Evelyn odstawiła szkatułkę. Doskonale widzi że efekt nie jest za dobry. Studenciaków by zrobił w jajo, może jakiegoś magistra. No, doktora - debila. Ale to tyle. - Eh już nic się nie poradzi.

- Czy chciałabyś bym pomógł ci z mieszkaniem?

Brytyjka spojrzała na profesora i uśmiechnęła się.

- Wierzę, że możesz nie chcieć bym wiedział gdzie mieszkasz…

Przerwała mu ruchem ręki. - To dobry pomysł. - Podeszła do plecaka i wyjęła z niego jeden komplet kluczy, po czym rzuciła je profesorowi. - Myślałam o najęciu architekta wnętrz czy coś w tym stylu. Potrzebuję wygospodarować jeden ciemny pokój do spania i sam wiesz, zawsze marzyłam o wszystkich ścianach wypełnionych regałami. Tylko jeśli możesz, nie ruszaj tego do jutrzejszej nocy, a raczej możesz poszukać kogoś i powybierać meble ale tam nie idź, prześle ci dziś planiki.

- Czemu?

- Małe problemy własnościowe. - Evelyn posmutniała. Powoli wróciła do biurka i zaczęła pakować sprzęt i zabezpieczać szkatułkę. Ciekawe czy będzie mogła tam zamieszkać, czy istnieje szansa, że będzie mogła tam spędzić choć odrobinę czasy z Bretem.

- Co tam u Costy? - To imię ledwo przeszło mu przez gardło.

- Nie wiem. - Po chwili namysłu dodała.- Żyje, ale ma masę spraw do pozałatwiania. Będę się zwijać Sam. Jakbyś znalazł coś fajnego to mi podsyłaj.

- Jasne. - Odprowadził ją do drzwi. - Jaki plan teraz?

- Zjeść coś. - Mrugnęła do niego. - Take care.

Gdy tylko opuściła dzielnicę, w której znajduje się kamienica Samuela i poczuła się bezpieczniej, wydobyła z kieszeni telefon.

- Czy twoja propozycja jest nadal aktualna? - Chłopak po drugiej stronie słuchawki był bardziej niż szczęśliwy. Cóż przynajmniej, będzie miała trochę radochy z tej nocy.

Po powrocie do hotelu siadła znów do pisania maili. Wypycha z kilku maili, założonych na przestrzeni ostatniego tygodnia skrzynek z informacją, że nieoficjalne otwarcie odbędzie się jutro w forcie Saint Angelo. Jak zwykle zerka też do maila, którego podała Bretowi. Po chwili namysłu pisze do niego.

“Hej staruszku. Jak tam ty i twój kochanek? Jutro zamierzam wpaść na stare śmieci, więc fajnie jakbyście się może przenieśli do niego.”

Odstawia laptop na biurko i znów siada do szkatułki. Przysiada na podłodze i kładzie przed sobą po jednej stronie wypakowany z zabezpieczenia obiekt, a po drugiej lekko odwinięty z materiału dysk.

- 500 letni wampir, Bret ma troszkę ponad 200 lat. - Delikatnie przejechała palcem po szkatułce. - Ze staruszkiem, nie ma szans, nie mam szans nawet z dużo młodszą Cristą, a co dopiero z istotką, która jest tak stara i specjalizuje się w zabijaniu. - Ostrożnie ułożyła dysk w szkatule i wstała na chwilkę. - Wiem tylko, że są uzależnieni od naszej krwi… super. Kryją się w cieniach, specjalizują w zabijaniu i prawdopodobnie może być szybszy nawet od Smitha. - Poirytowana wyszła na taras. Saint Angelo było jasno oświetlone z zewnątrz. Wyraźnie widziała rusztowania przy głównej bramie. Wyostrzyła zmysły i nagle wydało się jej że stoi tuz obok. Czy tak się czuli obserwując mnie i Breta przy przemienieniu? Przygryzła wargę na myśl o seksie z wampirem, niechcący rozcinając ją kłem. Szybko zalizała rankę. - Co mam robić staruszku...

 
Aiko jest offline  
Stary 02-09-2016, 19:40   #60
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Evelyn - Bret definitywnie nie posłuchał jej sugestii by wyniósł się z kochankiem gdzieś indziej. Nie zdążyła nawet dojść do końca bramy zanim nie pojawił się na końcu uliczki wzdłuż murów. To co uderzyło wampirzycę, to w jak wzbudzonym stanie pracowały teraz jej zmysły. Jego głos - ciepły szept - usłyszała z kilkudziesięciu metrów. Jego zapach, pomimo upiornego wiatru który wiał chyba tylko w tym forcie, z dwudziestu. A kiedy była ledwie dziesięć metrów od niego, jego aura rozbłysła. Do tej pory pomarańczowa, pełna strachu, rozbryzgnęła promieniami karmazynu, sztywnymi liniami indygo i falami srebra. - Nie powinno cię tu być, moja droga - dodał, a jednak ruszył w jej stronę

- Też tęskniłam Bret. - Evelyn zatrzymała się i sięgnęła by przeczesać włosy, po czym zdała sobie sprawę, że jak zwykle przed badaniami związała je w ciasny kok, więc tylko oparła dłoń na szyi. Uważnie przyjrzała się swojemu sire. Pragnęła go, chciała podbiec, przytulić się, pocałować go, tyle że było ale. Po czyjej stronie jest Bret i czy jest jakakolwiek strona, do której ona należy. - Odczekałam te dwie noce, a niestety muszę tu załatwić jedną sprawę. Czy nie chciałbyś jednak posłuchać mojej sugestii?

- Chciałbym...ale nie mogę - ostatnie kilka kroków niemal podbiegł. Zamknął ją w mocnym uścisku, a wampirzyca przez chwilę miała złudzenie jakby...zabiło mu serce? - Nie wiem co masz tu do załatwienia, ale w Elizjum jest Roger. Łowca. Jako mój gość. Jeżeli wejdziesz dalej...

Dziewczyna mocno wtuliła się w wampira. Chwilkę nie odpowiadała ciesząc się znajomym dotykiem, ale po kilku sekundach rozluźniła uścisk. - Myślałam, że Elizjum zostało zamknięte.

- Tak ogłoszono, choć nie taka była intencja. Elizja są...dla wszystkich

- Więc mogę tam wejść, a on nie powinien mnie ruszyć. Po co go zaprosiłeś do cholery?

- Więc możesz tam wejść, a nikt cię nie skrzywdzi. Dopóki jesteś w Elizjum. A po co go zaprosiłem? Skąd w ogóle pomysł że to zrobiłem?

- Nazwałeś go swoim gościem staruszku. - Evelyn odchyliła się by spojrzeć na wampira. - Ciebie nie zabił?

- Wszyscy którzy tutaj przychodzą są moimi gośćmi. Czy nie tak zwracałem się do nich kiedy zaglądałaś do sali gościnnej? - pokręcił głową - Nie, jestem dla nich zbyt cenny. Zbyt wiele można się o nas dowiedzieć siadając z nami przy stole.

- Osoba, która wchodzi gdzieś nieproszona to złodziej, a nie gość. - Brytyjka uśmiechnęła się. Plecak ze szkatułką ciążył jej na ramionach. Czy gdzieś tu jest już ten cholerny wampir? - A więc cennych wampirrów też się nei zabija.

- Wolałabyś żeby wypalił to miejsce aż do skały?

- To zamek, trzymam kciuki. Koniec gadania, chcę skorzystać z pracowni jeśli to możliwe, jak nie znajdę sobie miejsce ze stołem. Nie mogę się zajmować wszystkim w hotelu bo ktoś ładuje się z butami nam do domu.

- Mam wrażenie że nie rozumiesz. Albo, co gorsza, że jesteś tak zdesperowana że ci to obojętne.

- Jak sądzisz mój ulubieńcu od czytania ludzi? Czy przy moim zachowaniu ostatnio nie rozumiem czy jestem zdesperowana? Co jeśli ten twój Roger to tylko jedno z moich zmartwień?

- I kiedy uporasz się już z innymi, zostaniesz z ostatnim: jak żyć w świecie, kiedy tysiąc nieznanych wrogów wie kim jesteś - o dziwo, przytulił ją mocniej - Potrzeba ci pracowni, mówisz - spoważniał i porzucił ten sztucznie przemądrzały ton.

- Idioto gdy tak mnie przytulasz, chcę więcej. - Delikatnie spróbowała się odepchnąć, ale bez przekonania. - Sama sobie poradzę. Nie chcę byś ładował się w to samo co ja.

- Więc chodźmy do tej śmierdzącej książkami krypty i zadbajmy o to “ więcej “ - przez chwilę wydawał się równie niedbały jak na samym początku ich znajomości, na balu - Chyba że aż tak ci się śpieszy

- Nie masz “gościa”, którym powinieneś się zająć? - Tak bardzo nie chciała by gdzieś z nią szedł. Równie dobrze ten cały cyrk mógł nie zadziałać, ale jeśli temu idiocie się coś stanie. Skrzywiła się i odwróciła wzrok w stronę fortu. Złe przeczucia nie odstępywały jej na krok. Szybko zauważyła, że w forcie jest więcej strażników niż bywało. Tak jak zwykle było widać 3-4, to teraz o jednego więcej. Prawie zawsze tym jednym więcej jest obcy. Jednak ducha ani nawet jego złudzenia nic nie zwiastowało.

- Mam, z całą pewnością - nie puszczając dziewczyny popchnął ją przed sobą - I zamierzam się do tego przyłożyć.

- Czy po tak długim czasie nie masz do mnie zaufania? Bo widzę, że nie chcesz mnie puścić gdziekolwiek samej. - Chciała by zabrzmiało to żartobliwie, ale narastająca obawa raczej to uniemożliwiała.

- W życiu każdego rodzica przychodzi moment, kiedy zastanawia się czy już postradał zmysły, czy dziecko sprawi to dopiero za chwilę. - też próbował zażartować - ale ton stetryczałego gawędziarza złamał się pod koniec zdania. Bret prowadził wgłąb budynku. W stronę kaplicy - ale zdecydowanie nie najkrótszą drogą.

- Jesteś idiotą. - Brytyjka przestała się opierać. - No, puść mnie dam się zaprowadzić gdzie chcesz. Ostatnio robię tylko to co chcą inni, mam wprawę.

- Dasz się wyprowadzić na zewnątrz? - po ułamku sekundy dotarło do niego jak mało to prawdopodobne - Evelyn, jestem tutaj zakładnikiem. Gwarancją zawieszenia broni. Dowodem że nie trzeba nas eksterminować. Nie wiem co chcesz zrobić, ale…

- Od kiedy niby? Jak dotarłeś do hotelu, co? Powiesz mi jeszcze, że cię tu dokarmiają, jak zwierzątko w klatce. - Zaczęła się irytować, kto niby na to pozwolił.

Przez chwilę w oczach Torreadora zapalił się gniew. Ale kiedy spojrzenie wróciło z zamkniętych drzwi z powrotem na Evelyn, nie było już po nim śladu - Kiedy Maskarada padła, byłem pierwszy do odstrzału. A potem zrobiłem jeszcze kilka głupot, kiedy znikłaś mi z GPSa - kontynuował zupełnie nieświadomy wagi tego co powiedział - To szansa. Ostatnia jaką mamy

Wampirzyca roześmiała się. - To był twój nadajnik? - Z oczu popłynęły jej krwawe łzy. - Boże nawet nie wiesz w co mnie władowałeś idioto. - Przetarła oczy i zlizała krew z palców.

- O czym ty mówisz?

- Ten GPS? To był nadajnik, czy też jakoś inaczej mnie namierzałeś? Błagam powiedz, że inaczej.

- Nadajnik, nieduży, miałaś go pod skórą. Miał ci dać swobodę, niewidoczną opiekę - nie do końca rozumiał, ale z całą pewnością czuł powagę sytuacji

Evelyn chciała mu opowiedzieć o wszystkim ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Znów roześmiała się. - Może to jednak ja jestem idiotką.

- Evelyn, co się stało? Jak go znalazłaś? Jak się go pozbyłaś?

- Długa i nudna historia, której wolałabym nie opowiadać. - Uśmiechnęła się smutno. - Niestety muszę to pozostawić twojej wyobraźni. Idziemy?

- Nie, jeżeli mi tego nie powiesz. - przez moment wampirzyca poczuła tą burzę emocji która przepływała przez nią pod wpływem zachwytu, ale fala cofnęła się jak tuż przed tsunami - Sama.

Wampirzyca sięgnęła ręką by przeczesać jego włosy. - Wiesz, że suma sumarum opowiadam ci o wszystkim. Na to też przyjdzie pora, dobrze? Nie rób kolejnej rzeczy, której możesz potem żałować.

- Czyżbyś zgadła o czym teraz myślę?

- Chyba… kto wie.

- Nie wydaje mi się. Sięgnij za komodę - faktycznie, komoda była zaraz za nimi. Spora, drewniana...i odsunięta od ściany na tyle że można było włożyć tam rękę.

Wampirzyca delikatnie wydostała się z objęć, obróciła się i sięgnęła we wskazane miejsce.

Bret, z głośnym parsknięciem przycisnął Evelyn do mebla. Jego biodra przyciskały jej, a ręce mocno złapały nadgarstki wampirzycy. Ale za komodą faktycznie coś było. Drewniane, podłużne, szpiczaste…

- Zasłużyłam na jakieś wyjaśnienia? - Brytyjka oparła się wygodnie o komodę, ale nie wyciągnęła znajdującego się za nią kołka. Przed oczami stanęło jej jak drewno wchodzi w jej klatkę piersiową.

- O tym właśnie myślałem. O upewnieniu się, że nie będziesz miała czasu wpakować się w kolejne kłopoty. - ruch bioder zadawał kłam wersji z kołkiem w sercu.

Evelyn westchnęła ciężko, czuła jak jej ciało napina się od podniecenia. - Staruszku wolę być brana od przodu, a nie od tyłu. - Czuła, że go pragnie, ale wiedziała też, że musi się skupić na czymś innym.

- Nie narzekałaś zbyt głośno te kilka razy…- wplótł palce w jej włosy.

- Byłam zajęta jęczeniem z przyjemności. Bret co ci chodzi po tej twojej główce?

- To mi tylko przeszkadza. - mruknął kiedy zaczął zsuwać jej z ramion plecak.

- Mógłbyś to zostawić? Prosiłam cię o coś. Dobra, prosiłam wiele razy o wiele rzeczy i jak zwykle nie działa. Chcę zająć się tym po co przyszłam.


Spiął się i delikatnie odsunął. Powiało chłodem...albo po prostu aż tak mocno wyczuwała zmiany nastroju

- A więc po co tu przyszłaś?

Evelyn obróciła się przodem do wampira. - Powiedziałam, że wyjaśnię to gdy przyjdzie pora. Czemu musisz być taki uparty, robić wszystko bez uzgodnienia ze mną.

- Bo chcę żebyś to przeżyła. To takie złe?

- To się nie uda, nie ważne co byś robił. Nie wierzę w to już. Ta paranoja od czasów magazynu nie daje mi cholernego spokoju. Od kiedy miałam nadajnik?

- To sztuczny efekt, coś co przejdzie, jeżeli dać temu czas.

- Nasza znajoma z klanu wyraźnie nie chciała mi dawać czasu.

- Crista nie żyje. Nie będzie więcej nasyłać na ciebie ludzi, napadać cię, a twój dom…- zapędził się, ale w końcu zdał sobie z tego sprawę. Ale nutka satysfakcji która zdążyła wybrzmieć...Evelyn zauważyła, że zdecydowanie poprawiła się w wyłapywaniu nastrojów w ciągu tego miesiąca.

na kostkach 1 sukces - tam była nutka satysfakcji



- Kochany staruszek nawet wiesz o moim domu. Kto zabił Criste?

- Szeryf jeszcze nie wie. Prawdopodobnie Brujah, jej nowa podopieczna.

Wampirzycę kopnęła ta informacja. Lekko otępiała oparła się o komodę. Z jednej strony ktoś umarł, ktoś kogo znała, a z drugiej strony - czuła ulgę? Po chwili namysłu lekko podskoczyła i usiadła na komodzie. - Pewnie to zły moment, ale co się jeszcze działo? Czemu pozwoliłeś by uczynili cię zakładnikiem. Nie wierzę, że nie masz z nimi szans. Że nie możesz po prostu zniknąć.

- Och mogę, mogę...prawie tak jak ty znikłaś. Wiesz jak trudno było cię znaleźć, unikając tego całego zamętu?

- Potraktuję to jako komplement, ale z tego co mi wiadomo miałam pomoc. - Brytyjka trochę dziecinnie, skupiając wzrok na podłodze pomachała nogami. - Wiesz, że w każdej chwili mogłeś zadzwonić? W sumie to troszkę czekałam.

- ...znaleźć cię bez wiedzy tuzina opiekunów, jednocześnie zabawiając tutaj gościa...nie, nie mogłem zadzwonić - odsunął się pod przeciwległą ścianę. Przez moment Evelyn przyłapała go na przesunięciu wzroku w inne niż towarzysko niestosowne miejsca - na plecak - Miałaś pomoc?

- Nie wiem dużo. Z tego co widzę nie wiem prawie nic. Tak skupiłam się na uciekaniu, że … - pokręciła głową, gdy dotarły do niej wydarzenia ostatnich dni. - Trzeba było zniknąć.

- Nie mogłem zniknąć, dopóki nie byłaś ze mną.

- Idioto, toż masz, jeszcze jedno dziecko, nie masz co robić ze swoim cudownym nieżyciem tylko przejmować się takim szczylem jak ja? - Była szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. W sumie przez moment wydawało jej się, że rzeczywiście zniknął. Spojrzała na swój plecak. - Dziękuje za przypomnienie.

- Daj to, zanim odstawisz coś głupiego z tej radości. - wyciągnął rękę po kołek.

- Mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o te rzeczy więc nawet nie zamierzam tego ruszać. Dasz mi zrobić to po co przyszłam?

- Zależy co to jest, to po co przyszłaś.

- A czym się zajmuje historyk?

- Na pewno nie magią krwi. - odsunął kołek nieco dalej

- Jeśli Tremere werbują historyków to czemu by nie.

- Kiedy ty zdążyłaś spotkać Joachima...wtedy, w Elizjum?

- Po przemianie, gdy szukałam Nolesa i gdy potrzebowałam się dowiedzieć co się właściwie dzieje. - Uśmiechnęła się do wampira.

- A ty zobowiązałaś się coś dla niego zrobić...za co?

- Dla niego? Skąd ten pomysł?

- Dla któregoś z młodszych Tremere? Przecież nie ma tu żadnego od dekady.

- Uparty jesteś co? - Evelyn spoważniała. Powinna wrócić do tego po co przyszła. Sprawdzić czy Smith jeszcze gdzieś ją okłamał… czy kłamał czy po prostu podejrzewał.

- A ty wiesz, że to co chcesz zrobić mi się nie spodoba. - Bret przeszedł do ofensywy kiedy Evelyn się namyślała - A przedtem o tym nie pomyślałaś?

- Staram się myśleć o wszystkim niestety cierpię na niedoinformowanie.

- To skoro już wiesz: dlaczego miałabyś to zrobić? Kiedy znikniemy, to nie będzie miało znaczenia.

Pomysł był taki cudowny. Ale skoro nie mogła wydusić z siebie słowa, co ją spotka gdy spróbuje uciec. Sprytny, wredny Tremere. - Oj kusisz, ale niestety jak już coś zacznę to chcę to skończyć. Więc co Bret, maglujesz mnie dalej?

- “Chcesz to skończyć”. Dla dobrego samopoczucia. - rzucił cierpko.

- Dla zaspokojenia ciekawości. Wiesz, że przyszłam tutaj po raz pierwszy także by zaspokoić ciekawość.

- Więc jeżeli będzie to też naszą zgubą, będzie to dość poetyckie.

- Jaką naszą? Staruszku ty wracasz do swojego gościa.

Auspex, ST5, 2 sukcesy - spider sense tingling! shit is about to hit the fan. Here right now
masz 1 rundę na cokolwiek. Wampirzyca wyostrzyła zmysły i odpaliła akcelerację
[inicjatywa Breta - 12. Evelyn 15] ale twój rzut



Intensywny, wzburzający umysł zapach vitae napełniającego ciało Breta uderzył w nozdrza Evelyn. Przy tej szybkości wydawałoby się jakby zamarł bez ruchu - skupiony, czujny, pewny.

Na kostkach wypadło 6 sukcesów, + ten z siły woli..to ty zdążysz zamknąć jedne drzwi, zabrać klucz, uciec przez drugie i zamknąć drugie ;p
wystarczą mi jedne i klucza lepiej nei wyciągać na wypadek gdyby ktoś w srodku miał drugi



To był impuls, przebłysk, który momentalnie pobudził Evelyn. Wyostrzenie zmysłów było już odruchem, myśl o ucieczce też. Nim informacja dotarła do jej głowy puściła w obieg krew i chwytając plecak rzuciła się w stronę drzwi. O dziwo Bret był wolniejszy, ale zdała sobie z tego sprawę dopiero stojąc po drugiej stronie drzwi trzymając w palcach klucz, który właśnie przekręciła. Dopiero wtedy wampir z hukiem wpadł na drewniane skrzydło.

Nie zastanawiając się ruszyła biegiem w stronę kaplicy. Musi to sprawdzić, musi się dowiedzieć czy tamten wampir tu przybył. Czuła jak do oczu napływają jej łzy gdy przemierzała kolejne korytarze. Cholerny staruszek. Nawet nie zwracała uwagi czy mija strażników. Z łatwością znalazła miejsce, do którego udawała się setki razy i pewnie naparła na klamkę.


Kaplica, jej dawna świątynia zadumy, jej pracownia i warsztat...nie były już jej. Pod ołtarzem medytowała zgarbiona kobieta, pozawijana w wielobarwny materiał. Szata jak ciemne, burzowe niebo, chusta fioletowa na głowie...coś mówiły. Nie zareagowała na wtargnięcie Evelyn. Nie podniosła głowy, nawet nie drgnęła. Ani nie sięgnęła po żaden z tuzina rozłożonych dookoła noży.


W oświetlonym świecami pomieszczeniu Evelyn dojrzała też inne zmiany - ktoś odłupał i przytaszczył kawałki mozaiki z krypty pod fortem. Lustro które wyciągnęli z sarkofagu, stało na jednej z ekspozycji tuż koło drzwi. Evelyn ujrzała siebie, tak jak kiedyś Breta - jako bladego potwora, z zakrwawionymi kłami i czającą się Bestią w brązowych oczach.

Brytyjka jeszcze w pędzie zamknęła za sobą drzwi, a to co zobaczyła sprawiło, że powoli osunęła się pod nimi na podłogę. - Kim Pani jest? - Jej głos się trząsł. To wszystko było nie tak, te noże… czyżby to była broń która zginęła z muzeum.

Przez kilkanaście sekund nie było żadnej reakcji. Ani odpowiedzi, ani nawet ruchu. Ale kiedy zagrzechotał zamek w drzwiach obok, kobieta sprężyła się jak atakujący wąż. I tym co było przerażające, nie była jej prędkość. Poruszała się wolniej niż Evelyn. Może nawet śmiertelnicy by potrafili machnąć ręką z taką prędkością. Ale z całą pewnością rzucony nóż nie powinien zatrzasnąć drzwi przez które szarżuje wampir. Kobieta nie usiadła z powrotem. Nadal stała nieruchomo, z ręką wyciągniętą po rzucie.

- Miłosierdzie nocy? - Wampirzyca powoli podniosła się. Jej zmysły wciąż były wyostrzone, starała się zobaczyć aurę osoby stojącej przed nią. Czuła jednak, że nie da rady walczyć z tą istotą. - Te rzeczy… to piękna kolekcja.

- A jednak, nie moja. - głos był młody, niepasujący ani do postury, ani do zmarszczek. To był głos dziewczyny tańczącej na pastwiskach, a nie przerażającej, uzbrojonej staruszki.

- Lustro należało do mojego ojca. Nie wiem czy to nadal aktualne.

- A kim był twój ojciec?

Evelyn wskazała na drzwi. - Nadal jest. Tylko zamknęłaś drzwi pewnie uszkadzając mu nosek.

- A kim był twój ojciec? - powtórzyła pytanie. W jej głos zadrgał, rozbawiony i nawet nie chciała go ukryć.

Wampirzyca zamarła. - Ja… - Przygryzła wargę. Ma 200 lat, kim był. Poczuła jak po brodzie spływa jej krew. Szybko zlizała ją. - Nigdy nie pytałam.

- Zbyt zajęta sobą, by zgłębiać jego?

- Nie dano mi czasu, bym zgłębiła cokolwiek. - Głowa Evelyn pracowała na najwyższych obrotach. Nagle ta kobieta przed nią stała się taka nieistotna. Jak mogła, nigdy nawet nie spróbować się dowiedzieć. 200 lat XIX wiek.

- Czego nie chcą nam dać, bierzemy. - w końcu opuściła rękę, z powrotem klękając na gołej podłodze - Co chcesz wziąć?

- Nie przyszłam tu po to by brać cokolwiek. Czy ty wiesz kim był mój ojciec?

- Nie uciekałaś. Jesteś tu, bo chciałaś tu być.- wiedźma o dziewczęcym głosie wpatrywała się w Evelyn bez ruchu - Tak. - dodała - choć mogła to być zarówno odpowiedź, jak i pusta figura retoryczna. Powoli uniosła kolejne ostrze...i dopiero kiedy Bret uchylił kolejne drzwi, powtórzyła rzut. Tym razem ostrze przeszło na wylot przez drzwi.

Wampirzyca poczuła jak staje jej serce, które i tak od dłuższego czasu nie biło. Powolnym krokiem ruszyła w stronę tamtych drzwi i powstrzymała się dopiero kładąc rękę na klamce. - Kim był?

- Kimś, u kogo miałam dług. Dług został spłacony. - zachwiała się chwilę przed tym jak Evelyn poczuła zagrożenie. Potężne, ogromne jak sztorm nadciągający od morza. Nierychłe, ale nadciągające coraz bliżej.

Evelyn otworzyła drzwi gotowa w każdej chwili na unik. W korytarzu nie było Breta - stety lub niestety. Na podłodze leżał zakrwawiony nóż - długie, falujące kukri z charakterystyczną fakturą damasceńskiej stali.

- Czekam tu na kogoś.

Brytyjka zamknęła drzwi. czuła dziwna ulgę. - Tak mi się wydawało. Też na kogoś czekałam.

- Na kogoś, kto ma mieć coś z mojej kolekcji. - kobieta znikła. Płomienie świec tańczyły szaleńczo, a głos dobiegał zza Evelyn - zupełnie nie przejmując się solidnymi drzwiami.

- Jeśli weźmiesz plecak, możesz sprawdzić czy to to.

- Wysyp - z każdym kolejnym słowem głos się zmieniał. Już nie przywodził na myśl zabaw na otwartych równinach - a raczej matkę broniącą swoich dzieci.

- Mogę wyjąć? - Evelyn zsunęła plecak z ramienia, czując że właśnie wystawia się na atak.

- Zrób to. - kobieta zaczęła ponaglać Evelyn. Niewiele później dziewczyna wychwyciła powód. Do jej uszu dobiegł szczęk broni w korytarzach.

Powoli postawiła plecak na ziemi i zaczęła go otwierać. - Chyba mamy towarzystwo. - Nie słysząc odpowiedzi, wyostrzyła zmysły. Ociągając się wyjęła specjalne opakowanie, w którym zazwyczaj umieszcza się eksponaty, jak zwykle zabezpieczone upierdliwą ilością taśm i gąbek. Normalnie rozcięłaby je scyzorykiem, ale skoro go nie ma. Wyobrażała sobie jak bardzo ją samą irytowałby powtarzający się dźwięk taśmy odklejanej od gąbki. W końcu w migoczącym świetle świec zalśnił kawałek szkatułki. No to sprawdzimy na ile dobrze mi to wyszło. Powoli wyciągnęła eksponat i ustawiła go na podlodze.

Z odległości niecałego metra drobny detal przykuł uwagę Evelyn. Coś, co przeoczyła przez tyle czasu. Punca, znak mistrza na szkatułce, ta którą tak doskonale rozpracowała. Taka sama jak przed chwilą na nożu kobiety. Taki sam jak…w zapiskach o wyprawie do Tripolis.

Szkatułka pękła z trzaskiem, sypiąc drzazgami we wszystkie strony. W tym samym momencie drzwi za ołtarzem otworzyły się i wypadł z nich Bret, uzbrojony w olbrzymi topór. - Evelyn!

Evelyn gdy tylko szkatułka pękła znów puściła w obieg więcej krwi. Gdy tylko drzwi za ołtarzem otworzyły się skoczyła w ich stronę. Stara się przebiec obok Breta, najlepiej nie obrywając żadnym nożem.

Żaden nóż nie nadleciał. Nie nastąpił żaden cios. Torreador zasłonił Evelyn swoim ciałem - ale bezcelowo. Całe te bohaterstwo poszło na marne.

Wampirzyca zatrzymała się tuż za drzwiami, zaskoczona brakiem jakiejkolwiek reakcji i spojrzała na pokój.

Zniknęły wszystkie noże - coś co nie było zaskakujące. Ubyło kilka ksiąg z pulpitu. Ale Evelyn zauważyła coś jeszcze. Błysk zielonych oczy młodej, uśmiechniętej dziewczyny patrzących na nią z szczęśliwie obróconego lusterka.

Ten widok był tak nieoczekiwany, tak zaskakujący, że przez chwilę patrzyła na nie jak zahipnotyzowana. Dopiero po sekundzie wyostrzyła zmysły nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Gdzie ta walka, gdzie jest ta wiedźma.

percepcja + awareness
ST4 a wypadła porażka trzy jedynki.



Przez chwilę Evelyn słyszała walkę - szczęk stali zaledwie piętro wyżej. Ale potem wszystko ucichło. Nagły, wstrząsająco głośny huk poderwał Evelyn.
To Bret za jej plecami upuścił topór.

Wampirzyca spojrzała na swojego sire.

- Czy ty...jesteś cała? - Torreador najwyraźniej też potrzebował czasu na zebranie myśli.

- Tak… o dziwo. - Wampirzyca zbliżyła się do niego i po chwili namysłu oparła. Znajomy zapach sprawił, że mogła się odprężyć. - Co teraz?

- Teraz...chyba już czas żebyśmy znikli.

Evelyn uśmiechnęła się i przymknęła oczy - Spróbujmy.

THE END
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172