- Czekajcie, to jaki do diaska mamy plan? - spytała Turmalina, gdy Piącha i łowca zniknęli w gęstwinie - Bo bez tej trójki zasadzka na bandę goblinów przestaje być planem rozsądnym. Wściekła jestem na zielonki, nie ma co, ale wolę mieć wsparcie. Czyli ich, gdy już będziemy się zasadzać.
-To jakaś kpina- do narzekań dołączyła się Yarla -Jestem krasnoludem. Moje miejsce jest na froncie, wszędzie tam gdzie toczy się bitka, a nie na montowaniu pułapek na gobliny…- splunęła w bok jak to już miała w swoim stylu zawsze gdy się irytowała -Plan? Zrobić pułapkę, tylko jak do ciężkiej cholery zrobić pułapkę z wozu i dwójki krasnoludów… Co mamy się wdrapać na drzewo i tam czekać aż jakiś gobliński skurwiel raczy się pokazać?- spytała Turmalinę nie dowierzając temu jak przedstawiały się fakty.
- Wielce prawdopodobne, że nasi towarzysze zwyczajnie nie wrócą. Przykro mi to mówić, ale wysłanie zielonkawej idiotki, ludzkiego gołowąsa i klechy na przeszpiegi to jakaś pomyłka. Kapłana szkoda, był całkiem sympatyczny jak na człowieka - Turmalina mówiąc kręciła palcem zdrowej ręki loczka, jakby to jej pomagało myśleć - Widzę to tak, Yarlo: Jesteśmy pokiereszowani i naszą trójkę ta zielona masa zwyczajnie zaleje. Musimy się porządnie schować, tak by w razie czego nie wyściubiać z kryjówki nosa, ale mieć możliwość ataku z zaskoczenia. Chyba że nasza ludzka czarodziejka ma jakieś sztuczki na podorędziu. Hej, Skarbie! - wyglądało na to, że Turmalina słowo "Skarbie" umiała zaakcentować na przynajmniej tuzin sposobów, od groźnego, przez kpiący aż po sympatyczny. Tym razem było to lekceważenie z odrobinką nadziei - Umiesz masowo kłaść gobliny? Najlepiej do grobu, ale lulu też ujdzie.
- O zmierzchu mogę przygotować kilka czarów. Ale ofensywa nie jest moją dobrą stroną. - Anna obserwowała poważnie otoczenie, szukając czegokolwiek do wykorzystania w nadchodzącej walce. Nie była jednak wojowniczką i przygotowywanie do bitwy nie było jej dobrą stroną. -Jeśli przybędą wcześniej, mam jedno zaklęcie pozwalające na bezpieczny odwrót. Wątpię by w stanie w jakim są wszyscy prócz pani Piąchy i mnie, jakakolwiek inna opcja nie zakończyła się tragicznie. - Odwróciła się w stronę Krasnoludek z promienistym uśmiechem. -Ale nie martwcie się. Wierzę w naszą drużynę. Gdy sytuacja jest najgorsza, wtedy na wierzch wychodzi czyjaś prawdziwa natura. A ja wierzę, że wy, pani Piącha i nasi dwaj dżentelmeni to w głębi serca najwięksi herosi jacy chodzili po tej ziemi. - Trudno było stwierdzić, czy mówi z sarkazmem, czy na poważnie.
- Jeżeli chodzi o prawdziwą naturę, to stawiam, że Piącha jest martwa, jak na zielonoskórą naturę przystało, a obaj dzielni samczykowie wieją aż się kurzy, jak na ludzką naturę przystało. A jak nie wieją wystarczająco szybko, to pewnie przypominają jeże - Turmalina dotknęła opatrunku na barku i pokręciła głową - Nie piszę się na samobójstwo. Proponuję udać się za naszymi herosami i zaczaić się gdzieś po drodze, tutaj i tak nie mamy opcji. Jak wrócą, dołączą do zasadzki, a jak nie... przepuścimy gobliny. Mimo że nie podoba mi się to.
- W takim razie chodźmy. - Anna wzruszyła ramionami i żwawo zaczęła iść ścieżką, wypatrując dogodnego miejsca na pułapkę. Albo ewentualnych pułapek zastawionych przez Gobliny.
Yarla skinęła głową z aprobatą. Nie miały zbyt wielu opcji, a ta którą proponowała Turmalina była chyba najlepszą z możliwych -Mnie też ranił głęboko skurwiel.- marudziła pod nosem widząc jak jej towarzyszka dotyka się w miejsce opatrzonej rany.
__________________ Bez podpisu. |