Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2016, 20:43   #204
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Przyszli po niego kilka godzin później. Trudno mu było określic dokładnie ile. Czwórka uzbrojonych po zęby obserwowała go uważnie, gdy lekarz go rozwiązał i ostatecznie przebadał. Choć jak najbardziej czuł się przemęczony i miał ochotę zwymitować, to nic poważnego Solowi nie było.

Dowódca jego eskorty przejął go od lekarza i skutego odeskortowali go przez plac. Przyglądał tam marszowi każdy jeden mandalorianin będący w zasięgu wzroku. Zhar-kan zauważył okrąg ubitej ziemi, w której przyjdzie mu odbyć rzucone wyzwanie. Wprowadzili go do małego pomieszczenia, bardziej składu broni. Znalazł tam swój sprzęt rozłożony na warsztacie.
- Wyzwany zdecydował, że walka odbędzie się w pełnym rynsztunku bojowym jaki jest w osobistym posiadaniu. Masz piętnaście minut na przygotowanie się - usłyszał od strażnika ceremonii.
- Doskonale. - odparł najemnik i sięgnął po swoje wibroostrze. Z czułością przejechał dłonią po pochwie - Jaki rodzaj walki wybrał wyzwany? Proponowałem walkę wręcz, bądź bronią białą. - spytał odkładając swoją broń i naciągając na oczy google. Westchnął z ulgą gdy te zaczęły filtrować docierające do jego oczu światło.
Mistrz ceremonii wykazał się cierpliwością i spokojnie wytłumaczył.
- Do wyzwanego należy w pełni wybór broni i zasad walki. Pełny rynsztunek bojowy oznacza każdą broń jaką będziesz chciał wykorzystać.
- Dziękuję. - mruknął Sol i systematycznie sprawdził stan swojego sprzętu. Zaczął od najbardziej podstawowej rzeczy - zweryfikował czy we wszystkim są ogniwa energetyczne i czy są choć częściowo naładowane, po czym przywdział cały swój ekwipunek, pozostawiając tylko plecak z jedzeniem. Wszystkie ogniwa energetyczne zostały naładowane, a sprzęt wyraźnie nie był przez nikogo innego użytkowany. Zhar-kan stwierdził też że nikt przy nim nie majstrował, wszystko było sprawne. Jedno musiał Mandalorianom przyznać. Byli uczciwi, a pojedynek był dla nich rzeczą świętą.
- Jestem gotów.
Mandalorianin skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Dwóch strażników odsuneło się robiąc przejście.
Arkanianin ostatni raz poprawił paski pancerza, uruchomił tarcze energetyczne i wyszedł na zewnątrz.
Wokół kręgu ziemi zdążyło się zebrać sporo widzów. Jednocześnie Sol zauważył, że stali w dość sporej odległości od jego granicy. Mistrz ceremonii podszedł na chwilę do niego.
- Twoje miano?
- Zhar-kan Sol. Ostatni członek Piątej Łączonej. - powiedział z dumą.

- Stań tam - wskazał mu miejsce na jednym z końców kręgu ziemi.

Gdy znalazł się na pozycji i podniósł wzrok zauważył, że wszyscy byli zwróceni w jego kierunku. Każdy taksował go i oceniał potencjalne możliwości. Kiedy jednak jeden z hangarów się zaskrzypiał otwierając się, każdy odwrócił się w przeciwną stronę. W ich kierunku powoli zmierzał ponad trzymetrowy mech.


Chwilę później stanął po przeciwnym końcu kręgu ubitej ziemi.Mandaloriański mistrz ceremonii wyszedł na środek.
- Zhar-kan Sol, ostatni z klanu Piątej Łączonej wyzwał Marengo Batiste z klanu Rect. Wyzwany przyjął to i jego wyborem był pełen rynsztunek własny. Wejdźcie do ringu i niech wygra lepszy! Mandalorianin z klanu Rect przekroczył granice areny i wszelka broń zamontowana na jego mechu w mgnieniu oka się uzbroiła. Na domiar wszystkiego wokół całego pancerza zajaśniało kilka różnokolorowych poświat tarcz energetycznych.



- No chyba kurwa kpicie! - wyrwało się Solowi. Cóż przynajmniej nie był to Bazyliszek. Szybko ocenił swoje szanse. Gówniane. Ale nie zerowe. Nie śpieszył do ringu, zamiast tego przyjrzał się dokładnie mechowi. Przyczepione do przedramion działka miały podajniki prowadzące do skrzyń na plecach, najprawdopodobniej strzelały fizycznymi pociskami, w związku z tym jego tarcza energetyczna była bezużyteczna. Zdeaktywował ją by zminimalizować swój "odcisk" elektromagnetyczny, bo mech być może mógł go śledzić w ten sposób. Na grzbiecie i jednym ramieniu były odpowiednio rakiety i działko przeciwlotnicze. Te bronie mógł zignorować, były najprawdopodobniej bezużyteczne przeciwko piechocie. Zauważył także dwie kamery, jedną ruchomą na wysokości "pasa", druga na twardo związana z korpusem na wysokości głowy, ale nie zauważył czujników podczerwieni. Ewidentnym minusem był słaby zasięg ramion, przypuszczał że nie sięgają one do tyłu i twardo zbity korpus, bez możliwości obrotu, ale wtedy wystarczyłoby że mech się na niego przewróci...
Nagle Sol uśmiechnął się dziko. W jego głowie zaczął kiełkować plan. Jego karabin i blastery były absolutnie bezużyteczne. Przeciągnął się, wyjął podarowane przez Zero wibroostrze z pochwy i uniósł je na wysokość oczu. ~ Pewnie niedługo się zobaczymy Rycerzu. Szkoda że nie mam ze sobą twojego ostrza. ~ pomyślał i opuścił broń, tak że biegła wzdłuż jego ciała.
Zupełnie zignorował swój blaster i karabin. Przy takiej ilości tarcz prędzej zużyje wszystkie ogniwa niż cokolwiek osiągnie.
- Zatańczmy! - rzucił donośnie i postawił nogę w ringu. Momentalnie uruchomił swoje pole maskujące na absolutne maksimum mocy i skoczył w bok. Musiał korzystać ze swojej mobilności by uniknąć wykrycia, dostać się na plecy mecha i tam się też utrzymać. W miarę możliwości przecinać co delikatniejsze elementy, takie jak podajnik amunicji. Prędzej czy później nadarzy się okazja by wykorzystać impet i masę molocha przeciw niemu samemu. Był absolutnie pewien że wibroostrze przejdzie gładko przez blachy oponenta, jeśli tylko wyczuje właściwy moment. Na przykład wtedy gdy zirytowany pilot postanowi się na niego przewrócić.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 16-08-2016 o 20:46.
Zaalaos jest offline